WARTO PRZECZYTAĆ… (121)

„Zeszyty Historyczne WiN-u” nr 47, rok XXVII, czerwiec 2018 r.
 
W numerze polecam m.in. artykuły:
  • Jarosława Piotra Ptaka – na temat działającej na Lubelszczyźnie grupy pozorowanej Jana Jaszczuka (Wolańcy. Grupa Jana Jaszczuka (1945-1946). Oddział pozorowany czy banda rabunkowa?),
  • Krzysztofa Pięciaka – opracowanie poświęcone uciekinierom z krakowskiego więzienia św. Michała (Wykaz więźniów zbiegłych z więzienia św. Michała w Krakowie w latach 1945-1949),
  • Wojciecha Frazika – w sprawie Franciszka Abraszewskiego (Współpraca agenturalna Franciszka Abraszewskiego w latach 1950-1952).
W numerze zamieszczamy także dwa obszerne artykuły recenzyjne fragmentów książki Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski autorstwa:
  • Romana Gieronia (Próby przetrwana Zagłady w powiecie bocheńskim. Refleksje po lekturze artykułu Dagmary Swałtek-Niewińskiej)
  • Dawida Golika (Nowotarska noc. Kilka uwag na marginesie artykułu Karoliny Panz).
Najnowszy numer ZH WiN-u dostępny jest w cenie 30,00 zł; zamówienia można składać za pośrednictwem e-maila:
 
„Zeszyty Historyczne WiN-u” zindeksowane przez
Index Copernicus International
 
Z przyjemnością informuję, że „Zeszyty Historyczne WiN-u” zostały zindeksowane na liście czasopism naukowych ICI Journals Master List 2016. Zapraszamy do odwiedzenia zakładki z informacjami na temat naszego czasopisma!
 
Archiwalne numery już dostępne w wirtualnej czytelni!

W związku z dwudziestopięcioleciem ukazywania się „Zeszytów Historycznych WiN-u”, postanowiliśmy stopniowo udostępniać elektroniczne wersje wyczerpanych już numerów czasopisma. Będą one sukcesywnie pojawiać się w naszej wirtualnej czytelni. Na początek zamieszczamy pierwszy trzy numery Zeszytów, które ukazały się w 1992 i 1993 r. Życzymy wszystkim miłej lektury!


„Zeszyty Historyczne WiN-u” są czasopismem poświęconym dziejom walki Polaków o niepodległość w latach 1939-1989. Szczególne miejsce zajmuje na ich łamach zagadnienie oporu zbrojnego z lat 1944/45-1956. Tematyce zmagań z totalitaryzmem towarzyszy opis metod zwalczania polskich dążeń niepodległościowych przez nazistowski i komunistyczny aparat terroru.

„Zeszyty Historyczne WiN-u” powstały w 1992 r., ich pierwszym redaktorem naczelnym był wybitny badacz wojennej konspiracji i dokumentalista Andrzej Zagórski. W 1994 r. funkcję redaktora naczelnego przejął Janusz Kurtyka, sprawując ją do tragicznej śmierci w katastrofie smoleńskiej w 2010 r.

18 grudnia 2015 r. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego wydał komunikat w sprawie wykazu czasopism naukowych. Z przyjemnością informujemy, że „Zeszyty Historyczne WiN-u” znalazły się w części B listy czasopism punktowanych MNiSW uzyskując 2 punkty.

Strona główna>
Prawa autorskie>

Kpt. Romuald Rajs „Bury” – dyskusja historyczna

Kapitan Romuald Rajs ps. Bury – bohater antykomunistycznego podziemia? – dyskusja historyczna.
W imieniu organizatora – Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL – zapraszam na dyskusję historyczną poświęconą kpt. Romualdowi Rajsowi „Buremu”, która odbędzie się 20 lutego 2019 r. o godz. 17.30 w siedzibie MŻWiWP PRL przy ul. Rakowieckiej 37 w Warszawie.

Korzystając z okazji raz jeszcze zapraszam do lektury obszernego (69 stron) artykułu dr. Kazimierza Krajewskiego i Grzegorza Wąsowskiego, pt. Kpt. Romuald Rajs „Bury” na kartach książki „Skazy na pancerzach” czyli prawda według Piotra Zychowicza, w którym autorzy ostatecznie rozprawiają się z fałszywymi oskarżeniami, kłamstwami, oszczerstwami i mitami, na temat kpt. Romualda Rajsa „Burego”, narosłymi przez dekady komunistycznej propagandy, ale przede wszystkim drobiazgowo, „zdanie po zdaniu”, rozbijają fałszywy obraz kpt. Rajsa, stworzony przez Piotra Zychowicza na kartach jego książki Skazy na pancerzach. W wątkach śledztwa oraz procesu „Burego” i „Rekina” szczegółowo odnoszą się także do książki Jerzego Kułaka, Rozstrzelany oddział. Monografia 3 Wileńskiej Brygady NZW, Białostocczyzna 1945-1946.

Autorzy, w oparciu o imponującą ilość dokumentów źródłowych, dokonali drobiazgowej rekonstrukcji zdarzeń, dzięki której ostatecznie powinno zostać zdjęte odium „zbrodniarza” a także „zdrajcy” z bohatera, jakim był kpt. Romuald Rajs „Bury”.

Artykuł ukazał się po raz pierwszy w nr. 36 pisma Glaukopis.
Lektura obowiązkowa!
Dr Kazimierz Krajewski
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
pracownik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954

Strona główna>
Prawa autorskie>

Kpt. Romuald Rajs „Bury” według Piotra Zychowicza

Dr Kazimierz Krajewski, Grzegorz Wąsowski
 
Kpt. Romuald Rajs „Bury” na kartach książki „Skazy na pancerzach”, czyli prawda według Piotra Zychowicza.
Serdecznie zapraszam do lektury obszernego (69 stron) artykułu dr. Kazimierza Krajewskiego i Grzegorza Wąsowskiego, pt. Kpt. Romuald Rajs „Bury” na kartach książki „Skazy na pancerzach” czyli prawda według Piotra Zychowicza, w którym autorzy ostatecznie rozprawiają się z fałszywymi oskarżeniami, kłamstwami, oszczerstwami i mitami, na temat kpt. Romualda Rajsa „Burego”, narosłymi przez dekady komunistycznej propagandy, ale przede wszystkim drobiazgowo, „zdanie po zdaniu”, rozbijają fałszywy obraz kpt. Rajsa, stworzony przez Piotra Zychowicza na kartach jego książki Skazy na pancerzach. W wątkach śledztwa oraz procesu „Burego” i „Rekina” szczegółowo odnoszą się także do książki Jerzego Kułaka, Rozstrzelany oddział. Monografia 3 Wileńskiej Brygady NZW, Białostocczyzna 1945-1946.
Autorzy, w oparciu o imponującą ilość dokumentów źródłowych, dokonali drobiazgowej rekonstrukcji zdarzeń, dzięki której ostatecznie powinno zostać zdjęte odium „zbrodniarza” a także „zdrajcy” z bohatera, jakim był kpt. Romuald Rajs „Bury”.
Artykuł ukazał się po raz pierwszy w nr. 36 pisma Glaukopis.
Lektura obowiązkowa!
Dr Kazimierz Krajewski
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
pracownik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954

Strona główna>
Prawa autorskie>

74. rocznica śmierci por. Jana Borysewicza „Krysi”

74. rocznica śmierci por. Jana Borysewicza „Krysi”, „Mściciela”.

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Por. Jan Borysewicz „Krysia”, Mściciel” (1913-1945). Zdjęcie przedwojenne.

74 lata temu, 21 stycznia 1945 r., w walce z zasadzką zorganizowaną przez grupę operacyjną 105. Oddziału Pogranicznego NKWD koło wsi Kowalki pod Naczą poległ por. Jan Borysewicz „Krysia”. Ciało komendanta, pozostawione przez podkomendnych podczas odwrotu w śniegu, wpadło w ręce bolszewików. Sowieci obwozili je potem po terenie, prezentując je ludności. Śmierć legendarnego dowódcy miała złamać ducha oporu ludności polskiej.

Jan Borysewicz „Krysia” był jednym z najwybitniejszych dowódców partyzanckich Armii Krajowej w Nowogródzkim Okręgu ZWZ-AK. Jego wielkość tworzy jednak nie tylko ocena dokonań organizacyjnych i bojowych, ale też i społeczny odbiór jego postaci przez mieszkańców Ziemi Mickiewicza. Jeszcze za życia stał się bowiem symbolem kresowego żołnierza Polski Walczącej. Nie było chyba bardziej popularnego dowódcy jednostki partyzanckiej na Nowogródczyźnie niż „Krysia” – a przecież w Nowogródzkim Okręgu AK działało, nie licząc mniejszych jednostek, dziewięć partyzanckich batalionów AK prowadzonych przez dzielnych oficerów, także słynnych i cieszących się popularnością wśród ludności. Por. „Krysia” stał się symbolem walki o Polskę – ale też i obrony kresowej ojcowizny, pochodził bowiem z rodziny z dziada pradziada zamieszkałej na tych ziemiach. Jednakowo skutecznie bił obu okupantów.
Był dowódcą – i przywódcą – jak to się dziś określa „charyzmatycznym”. Pierwsze strzały oddawał w wojnie obronnej 1939 r. – ostatnie, po pięciu latach walki – bojach z nowym – sowieckim okupantem, z Wojskami Wewnętrznymi NKWD. Poszedł „do lasu” z siedmioma podkomendnymi – a po roku miał pod swymi rozkazami pełny batalion. Całe wyposażenie i uzbrojenie „Krysia” i jego podkomendni zorganizowali sobie lub zdobyli w walce sami. Tu nie było ani jednego zrzutu alianckiego, a z nikłych dostaw wyposażenia przysyłanego przez Centralę Zaopatrzenia Terenu Kedywu KG AK – nie otrzymali ani jednej sztuki broni. Wśród ścierania się wpływów niemieckich, sowieckich, litewskich i białoruskich – poprowadził por. Jan Borysewicz miejscową społeczność polską do skutecznej walki, zorganizowanej na wzór wojskowy. Był przy tym autentycznym obrońcą kresowych wiosek i zaścianków – każdy, kto występował przeciw społeczności polskiej, bez względu na to pod jakimi znakami działał, spotykał się z jego przeciwdziałaniem. Był świetnym oficerem, wybitnym organizatorem, a nade wszystko – przyzwoitym człowiekiem, świetnie rozumiejącym się z żołnierzami i ludnością, bez poparcia której żadna działalność konspiracyjna czy partyzancka nie byłaby możliwa… [czytaj dalej]>

Por. Jan Borysewicz „Krysia”.

Jan Borysewicz. Zdjęcie przedwojenne ze Szkoły Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej – Komorowie.

Jan Borysewicz (drugi od prawej, bez czapki) w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej – Komorowie.

Jan Borysewicz (pierwszy od prawej, bez czapki) w Szkole Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej – Komorowie.

Ppor. Jan Borysewicz podczas służby w 41 pułku piechoty WP w Suwałkach.

GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat por. Jana Borysewicza „Krysi” czytaj tutaj:

Zainteresowanych historią walki polskich partyzantów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej, m.in.:

po wkroczeniu sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:

Strona główna>
Prawa autorskie>

Mord na oficerach 11 Grupy Operacyjnej NSZ

68. rocznica zamordowania żołnierzy i oficerów 11. Grupy Operacyjnej NSZ

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Proces
sztabu 23 Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Na ławie oskarżonych siedzą od lewej: Jerzy
Wierzbicki "Dodek”, Stanisław Lewandowski "Ogrodnik”, Jan Przybyłowski
"Onufry” (stoi), Stefan Bronarski "Liść”, "Roman”, Stefan Majewski
"Szczepan”, Wiktor Stryjewski "Cacko”, Jan Nowak "Korab”.

26 września 1948 r. w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie rozpoczęto akcję rozbicia sztabu 23 Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
Po aresztowaniu por. Stefana Bronarskiego, bezpieka przeprowadziła wobec żołnierzy niepodległościowego podziemia okrutne śledztwo trwające przez blisko półtora roku. Więzień Witold Teske tak to wspominał:

Począwszy od zmroku, całą noc do rana odbywały się przeważnie śledztwa, którym towarzyszyły bezustanne krzyki mordowanych. Nikt nie spał, a nawet odważnych ludzi ogarniał strach. Wycia były nieustanne, ludzie krzyczeli z bólu. Słychać było charczenie ludzi duszonych. Szczególnie przykre były krzyki i płacz katowanych kobiet. Będąc w celi gdzie były szczeliny przy futrynie, widziałem jak funkcjonariusze trzymali leżącego i rozkrzyżowanego Stefana Majewskiego. Był obecny lekarz ze strzykawką a śledczy Bronisław Szczerbakowski początkowo straszył a w końcu polecił dokonać leżącemu zastrzyku, co nastąpiło, czemu towarzyszyło nieludzkie wycie torturowanego.

18 stycznia 1951 r. na Rakowieckiej zostali zamordowani (w kolejności wykonywanych wyroków):

Sierż. podch. Jerzy Wierzbicki – „Dodek”, ur. 8 listopada 1925 r. w Radzanowie. sierżant podchorąży w Oficerskiej Szkole Piechoty we Wrocławiu. W czasie okupacji niemieckiej żołnierz Armii Krajowej. Uczestnik Powstania Warszawskiego w II Obwodzie „Żywiciel” na Żoliborzu w zgrupowanie „Żaglowiec” w plutonie 205, odznaczony Krzyżem Walecznych. Po kapitulacji ukrywał się na terenie Sierpca. Po wkroczeniu wojsk sowieckich od stycznia do lutego 1945 r. z rozkazu Stefana Bronarskiego – funkcjonariusz Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Sierpcu. Żołnierz Narodowej Organizacji Wojskowej, a następnie Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Aresztowany 2 października 1948 r. Był oskarżony m.in. o to, że „w lutym 1945 r. jako funkcjonariusz PUBP w Sierpcu, wbrew swemu obowiązkowi, opuścił swoje stanowisko służbowe i wstąpił do nielegalnego związku NSZ (Narodowe Siły Zbrojne), (…) w okresie od 16 stycznia 1945 r. do 2 października 1948 r. należał do nielegalnego związku NSZ (Narodowe Siły Zbrojne) mającego na celu przemocą obalenie obecnego ustroju w Polsce, na stanowisku początkowo dowódcy oddziału bojowego a potem członka wywiadu, posługiwał się ps. „Ilski”, „Leszek”, „Dodek”, działając na terenie powiatów: Płock. PŁońsk, Lipno, Sierpc i Włocławek oraz miasta Wrocław, (…) wspólnie z innymi uzbrojony w broń palną, dokonywał gwałtownych zamachów na funkcjonariuszy UB, MO, ORMO i KBW oraz członków PPR, dopuścił się aktu sabotażu przez zniszczenie urządzeń telefonicznych, (…) w okresie od listopada 1947 r., bliższej daty nie ustalonej do 2 października 1948 r, działając na szkodę Państwa Polskiego, gromadził wiadomości wywiadowcze o składzie i uzbrojeniu jednostek Wojska Polskiego, które to wiadomości przekazywał Bronarskiemu Stefanowi ps. „Roman”.

Protokół wykonania kary śmierci na Jerzym Wierzbickim.
Wyrokiem Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, w składzie: Mieczysław Widaj – przewodniczący składu sędziowskiego, Maksymilian Lewandowski – ławnik, Antoni Hoffman – ławnik, w obecności oskarżyciela Jerzego Tramera, w dniu 3 lipca 1950 r. skazany 4-krotnie na karę śmierci. Wyrok wykonano 18 stycznia 1951 r. w Warszawie o godzinie 20.10. Do dziś nie odnaleziono jego ciała.
Wiktor Wacław Stryjewski "Cacko", "Wyrwicz","Zbyszko". Zdjęcie sygnalityczne wykonane przez UB.
Sierż. Wiktor Wacław Stryjewski „Cacko” – ur. 1 września 1915 r. w Żychowie, w powiecie Sierpc. Przed wojną mieszkał w rodzinnej miejscowości, gdzie prowadził 27 hektarowe gospodarstwo. Uczestniczył w wojnie obronnej 1939 r. w szeregach 32. pułku piechoty. W okresie okupacji niemieckiej był żołnierzem AK w Obwodzie Sierpc. Po wkroczeniu wojsk sowieckich został skierowany przez swoje dowództwo do Służby Ochrony Kolei w Sierpcu. W lutym 1946 r. stanął w obronie Polki gwałconej przez sowieckiego żołnierza, którego zabił, za co został aresztowany przez UB. Dzięki pomocy współpracującego z podziemiem funkcjonariusza resortu bezpieczeństwa zbiegł z aresztu. Ukrywał się na terenie powiatu sierpeckiego, gdzie wstąpił do oddziału Ruchu Oporu Armii Krajowej Obwodu krypt. „Mewa”, dowodzonego przez Leona Ziółkowskiego „Lisa”. Wyróżnił się w wielu akcjach zbrojnych skierowanych przeciw komunistycznemu aparatowi represji, m.in. likwidując posterunki MO i urzędy gminne w Zawidzu, Strzegowie, Rościszewie, Łęgu, Skrwilnie, Lidzbarku, Gralewie. Podczas amnestii 1947 r., wspólnie z por. Franciszkiem Majewskim „Słonym” nie ujawnił się. Brał udział w rozbiciu obławy UB i MO 12 lipca 1947 r. pod Okalewem w powiecie rypińskim, gdzie poległo wówczas 16 funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa. 11 października 1947 r. we wsi Chudzynek, wykonał zamach na Władysława Rypińskiego „Rypę”, dowódcę pepeerowskiego „szwadronu śmierci” skrytobójczo mordującego członków PSL i byłych żołnierzy AK. W październiku 1947 r. wszedł w skład 11. Grupy Operacyjnej NSZ, obejmując dowództwo patrolu bojowego działającego na terenie powiatów płońskiego, płockiego i sierpeckiego.
Ujęty przez UB 8 lutego 1949 r. po walce z 262-osobową grupą operacyjną KBW, UB i MO we wsi Gałki. Został skazany na 38-krotną karę śmierci przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie. Wyrok wykonano 18 stycznia 1951 r. w więzieniu mokotowskim o godz. 20.20. Do dziś nie odnaleziono jego ciała.
Jan Przybyłowski "Onufry", "P-102".
Por. Jan Przybyłowski – „Onufry”, „P-102”, ur. 27 września 1917 w Byszewie w powiecie Lipno, rolnik. Ochotnik w kampanii wrześniowej i uczestnik bitwy nad Bzurą. Wzięty do niewoli a następnie wywieziony do obozu jenieckiego w Niemczech, z którego uciekł w 1942 r. Ukrywał się we wsi Sobowo w powiecie Płockim i nawiązał kontakt z Polską Organizacją Zbrojną, która weszła w skład AK. Został członkiem wywiadu AK – wpierw Obwodu Płockiego a następnie Inspektoratu Płocko-Sierpeckiego. Podlegał bezpośrednio szefowi wywiadu i kontrwywiadu AK na Obwód Płock ppor. Zygmuntowi Kozickiemu „Karolowi”. Sam posługiwał się pseudonimem „P-102”.
W maju 1944 r. podczas akcji zwalczania podziemia komunistycznego, wszedł w skład struktur AL. Na początku był zastępcą dowódcy na gminę Brudzeń, a następnie sam nim został. Otrzymał stopień starszego sierżanta. Podczas swojej misji wywiadowczej, uratował Jakuba Krajewskiego „Kubę”, jednego z dowódców oddziałów komunistycznych, wynosząc go z okrążenia. W październiku 1944 r., przyczynił się do zlikwidowania przez oddział Kedywu AK, pięciu skoczków sowieckich,
prowadzących działania wywiadowcze skierowane przeciw AK. Uczestniczył w akcji kontrwywiadu AK prowadzonej z Niemcami przez Inspektorat Płocko-Sierpecki AK, dzięki której wyniku w listopadzie i grudniu 1944 r. Niemcy zwolnili z płockiego więzienia kilkudziesięciu zatrzymanych.
Po wejściu Sowietów pomoc dla ściganych żołnierzy AK. W marcu 1945 r., wraz z ppor. Stefanem Bronarskim „Liściem”, zaczął organizować zbrojną samoobronę przed samowolą komunistyczną. Kierował lokalna poakowską samoobroną. Pod koniec lata 1946 r. wszedł do sztabu 11 Grupy Operacyjnej NSZ, gdzie pełnił stanowisko szefa wywiadu na teren powiatów: płockiego, płońskiego, sierpeckiego, lipnowskiego i rypińskiego.
Ujawnił się podczas amnestii 1947 r., ale nie ujawnił przynależności i działalności w 11 Grupie Operacyjnej NSZ. W tym też czasie założył rodzinę, żeniąc się z Romualdą Wiśniewską, z którą miał dwoje dzieci: Zbigniewa i Bożenę. Zagrożony aresztowaniem, przeniósł się do Warszawy i nie przerwał działalności wywiadowczej.
Aresztowany 28 lub 30 września 1948 r. z żoną i większość członków Sztabu 11 Grupy Operacyjnej NSZ. Przeszedł brutalne śledztwo, w którym bezpieka torturowała na jego oczach ciężarną żonę, skazaną na dwa lata więzienia. Romualda urodziła w szpitalu więziennym syna Jana. Ojciec jednak nigdy go nie zobaczył. Wyrokiem WSR w Warszawie, w dniu 3 lipca 1950 r., został skazany na trzykrotną karę śmierci. Rozprawie przewodniczył Mieczysław Widaj. Podczas procesu Jan Przybyłowski wezwał na świadka obrony Jakuba Krajewskiego „Kubę”, którego uratował przed śmiercią, a później był sekretarzem powiatowym PPR w Płocku. Jan Przybyłowski, szef wywiadu 11.Grupy Operacyjnej NSZ, został zamordowany w więzieniu przy ul. Rakowieckiej o 20.30. Jego ciało zostało odnalezione na Łączce.
Stefan Majewski "Szczepan", "Ekscelencja".
Ppor. Stefan Majewski – ps. „Szczepan”, „Ekscelencja”, ur. 27 stycznia 1910 r. w Warszawie. Jego rodzina pochodziła z Kurowa. Przed 1939 r. był klerykiem Seminarium Duchownego w Łomży. W czasie okupacji przez kilka miesięcy delegat Rządu Rzeczypospolitej na teren powiatu Sierpeckiego a następnie żołnierz Kedywu Obwodu Płockiego AK. Po wkroczeniu wojsk sowieckich w Narodowych Sił Zbrojnych a od lata 1946 r. żołnierz Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Po utworzeniu 11 Grupy Operacyjnej NSZ został członkiem sztabu i szefem Informacji i Propagandy. Ściśle współpracował z dowódcą 11 Grupy Operacyjnej por. Stefanem Bronarskim redagując wydawany w podziemiu „Mazowiecki Biuletyn Informacyjny”. W połowie 1948 r. uzyskał jego zgodę na przerwanie działalności konspiracyjnej i kontynuowanie studiów teologicznych. Wyjechał wówczas do Krakowa gdzie rozpoczął studia na IV roku teologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Aresztowany 11 października 1948 r. podczas zajęć na Uniwersytecie, z których w sutannie został wyprowadzony w kajdankach. Podczas pobytu w więzieniu na ul. 11 listopada w Warszawie poddany okrutnemu śledztwu. W lipcu 1950 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie skazał go na 6-krotną karę śmierci. Zamordowany został 18 stycznia 1951 r. w więzieniu na Rakowieckiej w Warszawie o godz. 20.35. Do dziś nie odnaleziono jego ciała.
Stefan Bronarski "Liść", "Roman".
Ppor. Stefan Bronarski – „Liść”, „Roman”, ur. 17 sierpnia 1916 r. w Płocku. Ukończył gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Płocku, aktywny działacz w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”. Absolwent Szkoły Podchorążych Rezerwy Piechoty. Po zakończeniu służby wojskowej rozpoczął studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Podczas wojny obronnej 1939 r. walczył w obronie Warszawy. Dostał się do niewoli, z której zbiegł. Od 1940 r. w konspiracji w Narodowej Organizacji Wojskowej na terenie Płocka, gdzie brał udział w akcjach dywersyjnych. Żołnierz Narodowych Sił Zbrojnych w powiecie Przasnysz. Po scaleniu NSZ z AK, objął dowództwo Kedywu Inspektoratu i Obwodu Płockiego AK. Za dowodzenie akcjami zbrojnymi został odznaczony Krzyżem Walecznych i awansowany do stopnia podporucznika.
Po wkroczeniu wojsk organizował na terenie powiatów płockiego, płońskiego i sierpeckiego pierwsze struktury samoobrony, gromadził broń, ukrywał i legalizował ściganych przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa żołnierzy AK. Latem 1946 r. utworzył strukturę Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, występującą jako 11. Grupa Operacyjna NSZ. Nie ujawnił się podczas amnestii w 1947 r. i kontynuował walkę przejmując działające nadal oddziały Ruchu Oporu Armii Krajowej. Podległe mu oddziały wykonały kilkadziesiąt akcji przeciwko komunistycznemu aparatowi represji. 26 września1948 r. został aresztowany w Warszawie wraz z większością członków sztabu 11. Grupy Operacyjnej NSZ. Skazany na karę śmierci Przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie i zamordowany 18 stycznia 1951 r. w więzieniu mokotowskim o godz. 20.38. Miejsce jego pochówku pozostaje nieznane.
GLORIA VICTIS!

72. rocznica śmierci por. „Jastrzębia”

72. rocznica śmierci por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”
…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Por. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”, „Zawieja” (1925-1947)

3 stycznia 2019 roku mija 72 lata od śmierci legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa,
por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”,
„Zawiei”. Zmarł on w wyniku
ran odniesionych podczas ataku na grupę ochronno – propagandową KBW
stacjonującą w Siemieniu.

Nocą
z 31 grudnia 1946 r. na 1 stycznia 1947 r. oddział Obwodu WiN Włodawa
pod dowództwem ppor. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” wspólnie z
połączonymi oddziałami radzyńskiego Obwodu WiN, wziął udział w jednej z
największych akcji polskiego antykomunistycznego podziemia, kiedy to ok.
350-osobowe zgrupowanie partyzanckie przeprowadziło atak na
komunistyczne organy represji w Radzyniu Podlaskim.


Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”, „Zawieja”

Kontakty
pomiędzy Obwodami WiN Włodawa i Radzyń Podlaski zapoczątkowano na
początku grudnia 1946 r. Przez komendanta placówki Miłków [gm. Siemień
pow. radzyński], Józefa Stanisławskiego „Trutnia”, ppor. „Jastrząb”
nawiązał kontakt z komendantem rejonu w Obwodzie WiN Radzyń Podlaski,
por. Jerzym Skolincem „Krukiem”, dzięki któremu w połowie grudnia 1946
r. doszło do spotkania z komendantem radzyńskiego Obwodu WiN  kpt.
Leonem Sołtysiakiem ps. James. Tak opisał je na kartach swojego
pamiętnika brat i zastępca dowódcy Edward Taraszkiewicz „Żelazny”:

„[…] Na spotkaniu tym przedstawił „Dżems” [„James”] swój
projekt zaatakowania UB w Radzyniu i uwolnienia więźniów politycznych.
Według jego słów, akcja ta miała się odbyć w noc sylwestrową. „Jastrząb”
nie odmawia prośby udzielenia pomocy, obiecując przyjechać na umówiony
punkt autem. Otrzymaliśmy hasło w największej tajemnicy, brzmiące
pasująco do wym
[ienionej] akcji, a mianowicie „Północ-Pożar”[…]”.


Kpt. Leon Sołtysiak „James”, „Znachor”, Komendant Obwodu WiN Radzyń Podlaski.

Zgodnie
z ustaleniami, choć spóźniony z powodu problemów z samochodami, oddział
„Jastrzębia” przybył na miejsce koncentracji wieczorem 31 grudnia 1946
r. Dalszy rozwój wypadków znany jest z pamiętników „Żelaznego”:

„[…] Na
lotnisku w pobliżu Radzynia, na punkcie koncentracyjnym czekało już ok.
300-350 ludzi z całego Obwodu. Była to prawie cała „armia” jak to
określił „Jastrząb”.  „Dżems”
[„James”] czekał też już na nas.
Brakowało jeszcze dwóch dużych grup konspiracyjnych z dalszych okolic
pow. radzyńskiego, mających przyjechać autami, które zawiodły w
podobieństwie naszych
[…]”.

Po
przybyciu oddziału „Jastrzębia” odbyła się ostatnia odprawa. Dowodzący
wszystkimi grupami kpt. „James” przedstawił na niej plan opanowania
miasta, według którego w pierwszej kolejności postanowiono zaatakować i
rozbroić PUBP i KPMO oraz ok. 50-osobowy oddział KBW. Przedstawiony plan
wzbudził jednak kontrowersje, a zastrzeżenia co do jego niektórych
punktów  przedstawił „Jastrząb”, który zaproponował, by podstępem
rozbroić wartowników i wydobyć od nich hasło, co pozwoli niepostrzeżenie
i bez walki opanować budynek PUBP. Niestety, plan „Jastrzębia” został
odrzucony, co – jak się później okazało – było błędem.


Styczeń 1946 r. Część oddziału ppor. „Jastrzębia”. Dowódca siedzi przy rkm-ach.

Ostatecznie
uzgodniono, iż oddział „Jastrzębia” będzie atakował główny,
najtrudniejszy cel – budynek PUBP, grupy Jerzego Skolińca „Kruka” i Jana
Grudzińskiego „Płomienia” budynek szkoły obsadzony przez KBW, a bojówka
Antoniego Grochowskiego „Kuli” miała zająć pocztę i zniszczyć centralę
telefoniczną. Plutony pod dowództwem por. Wacława Stelmaszuka „Marnego” z
rejonu VIII oraz por. Piotra Waszczuka „Roli” z rejonu II, stanowiły
ubezpieczenie od strony Łukowa, Radzynia, Międzyrzeca i Parczewa. Atak
miał nastąpić o północy, jednak do akcji ruszono z dwugodzinnym
opóźnieniem, bez dwóch grup, którym nie udało się dotrzeć. Ok. godz.
4.00 żołnierz stojący na warcie przy Urzędzie Pocztowym zauważył
wchodzących partyzantów z rejonu VI. Natychmiast powiadomił o tym
kwaterującą w szkole załogę punktu kontrolnego KBW. Dowódca tego punktu
por. Pudłowski ogłosił alarm. Doszło do wymiany strzałów. Nie udało się
również zdobyć budynku PUBP. Podłożona pod murem budynku UB mina wyrwała
zbyt mały otwór. Następny, 9-kilowy ładunek nie wybuchł, gdyż miał
przemokniętą spłonkę. Ostrzał budynku także nie przyniósł spodziewanego
efektu. Drobny sukces odniosły grupy atakujące budynek szkoły, w którym
bronili się żołnierze KBW, bez strzału zaś opanowano jedynie budynek
poczty.

Dawna siedziba Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Radzyniu Podlaskim przy ul. Warszawskiej 5 i 5a.

O
świcie dowodzący akcją kpt. Sołtysiak zarządził odwrót zgrupowania.
Kolejno, w kierunku swoich rejonów, wycofywały się poszczególne grupy.
Oddział „Jastrzębia” odszedł z placu boju w kierunku Marynina jako jeden
z ostatnich. W ogólnym rozrachunku akcja okazała się nieudana, nie
zdobyto strategicznych punktów, jednak pokazała komunistom, że nadal nie
mogą się czuć bezpiecznie nawet w dużych miastach powiatowych.

Podczas
odskoku z Radzynia 1 stycznia 1947 r. „Jastrząb” zorganizował pod
Okalewem [gm. Milanów] zasadzkę na 40-osobową pościgową grupę operacyjną
UB-KBW, w trakcie której zniszczone zostały strzałami z rusznicy dwa
samochody, zginęło 4 żołnierzy KBW, referent UB z Radzynia Podlaskiego
Jan Smoraczewski, do niewoli wzięto 7 żołnierzy. Spośród partyzantów
zginął Stefan Kucharuk „Ryś II” i Kazimierz Kłosiński „Biały”, ranny zaś
został Stanisław Łuć „Żandarm”. „Jastrząb” kazał uwolnić szeregowców,
zaś plut. Władysława Klimsa zlikwidowano, a powodem była – jak zapisał
„Żelazny” –  „pełna pierś medali za walkę z bandami”.

Po akcji w
Okalewie,  nocą z 1 na 2 stycznia 1947 r., oddział wycofał się do
kolonii Sarnów [gm. Siemień], gdzie doszło do kolejnego
spotkania z oficerami radzyńskiego Obwodu WiN: zastępcą por. Skolinca –
Januszem Traczem „Kłosem” oraz Józefem Stanisławskim „Trutniem”. Podczas
narady podjęto decyzję o rozbrojeniu, liczącego 29 żołnierzy, oddziału KBW stacjonującego w nieodległym Siemieniu [pow. radzyński].
Późnym wieczorem 2 stycznia 1947 r. partyzanci ruszyli do akcji, która
okazać się miała jedną z najtragiczniejszych w historii oddziału.

Zdecydowano,
by jedną grupą podejść do budynku szkoły, w którym kwaterowali
żołnierze i wezwać ich do złożenia broni. Na wypadek oporu zastosowano
manewr okrążenia, który miała wykonać grupa pod komendą „Żelaznego”.
Początkowo wszystko przebiegało zgodnie z planem. Pierwsza grupa pod
osobistym dowództwem „Jastrzębia”, udając oddział wojska, zaczęła
zbliżać się do szkoły. Tuż przed budynkiem partyzanci zostali wezwani
przez wartownika do zatrzymana się i podania hasła. W trakcie krótkiej
wymiany zdań, niespodziewanie padły strzały. Po krótkiej wymianie ognia i
szturmie, budynek szkoły został zdobyty przez partyzantów. Żołnierzy
rozbrojono i rozstrzelano kilku z nich: komendanta grupy – sierż.
Stefana Rabendę, kaprala Magdziaka za odznaczenia „za walkę z bandami”,
strzelca Hamala, gdyż telefonował po pomoc do UB oraz strzelca Uruska,
gdyż powiadomił dowódcę o zbliżaniu się partyzantów. Następnie
wyprowadzono żołnierzy na zewnątrz, zdjęto z nich mundury i kazano
położyć się na ziemi, po czym „Żelazny” wygłosił przemówienie, w którym
nawoływał ich do przyłączenia się do partyzantki. Atakujący, oprócz
mundurów, zdobyli 3 rkm, 21 PPSz i 4 kb. Akcja rozpoczęła się o godz.
1.00 i trwała 45 minut. Jedynym poszkodowanym wśród partyzantów był
dowódca oddziału ppor. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb”. Został on ciężko
ranny w brzuch, w wyniku czego po kilku godzinach, podczas
transportowania go przez Janusza Tracza „Kłosa” na placówkę terenową,
zmarł 3 stycznia 1947 r.

Por. Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” (1925-1947). Zdjęcie ze stycznia 1946 r.

Do
dzisiaj nie są jasne okoliczności ranienia „Jastrzębia”. Według jednej z
wersji, został on postrzelony przez domniemanego agenta UB o ps.
„Bolek-Łapka” [N.N.], ulokowanego w oddziale. Śledztwo przeprowadzone
przez ppor. „Żelaznego” miało rzekomo potwierdzić te podejrzenia i
niedługo później agent został zlikwidowany przez patrol podległy kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”, pod komendą Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”.

Wersja
ta budzi jednak spore wątpliwości, chociażby w świetle raportu
Naczelnika Wydziału I Departamentu III MBP mjr. Łanina z dnia 10
stycznia 1947 r., w którym cytował zeznanie uczestnika tej akcji, Edwarda Wrzaszcza „Groma”:

„[…] kiedy banda podeszła pod budynek […],
„Jastrząb” rozkazał wszystkim bandytom rozsypać się w tyralierę i lec
na ziemi, a sam podszedł do wartownika na odległość paru metrów. Na
krzyk wartownika »stój, kto idzie« „Jastrząb” odpowiedział »Wojsko
Polskie«. Wartownik zapytał wtedy o hasło, na co „Jastrząb” nie
odpowiedział nic i począł się zbliżać do wartownika. Wtedy wartownik
otworzył ogień z PPsz i trafił 4-ma kulami w brzuch „Jastrzębia”, z
których dwie przeszły na wylot, a dwie pozostały w ciele
[…]”.

Podobnie
zapamiętał to zdarzenie, biorący udział w tej akcji Jan Jarmuł „Wąż”,
który tak relacjonował okoliczności ranienia swojego dowódcy:

„[…] Zawsze Leon pierwszy, w każdej akcji… nie to, że ludzi posyłał – on pierwszy szedł. Wartownik stał przy szkole na warcie i on [„Jastrząb”] krzyczy
do wartownika »ręce do góry« – to słyszeliśmy. Wartownik do strzału się
mierzy… i równocześnie jeden drugiego trzasnął. Ten wartownik Leona
tu
[po brzuchu] przejechał, a Leon jego na śmierć położył… wymiana strzałów była. Ja to tak widziałem”.

Ppor.
Leon Taraszkiewicz „Jastrząb” spoczął na cmentarzu w Siemieniu. Dzięki
temu, że jego koledzy pochowali go potajemnie, jako jeden z nielicznych
dowódców antykomunistycznego podziemia spoczął we własnym grobie, choć
do 1990 r. na prostym brzozowym krzyżu mógł widnieć jedynie tajemniczy
napis „Leon”. Dopiero po 44 latach, 30 czerwca 1991 r., mogły odbyć się
oficjalne uroczystości pogrzebowe i poświęcenie jego mogiły w Siemieniu.


Grób por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” na cmentarzu w Siemieniu.

62
lata od śmierci por. „Jastrzębia” i 58 lat po śmierci jego brata ppor.
„Żelaznego”, postanowieniem z dnia 20 sierpnia 2009 r. Prezydent
Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński nadał pośmiertnie obu braciom,
legendarnym dowódcom oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa – por.
Leonowi Taraszkiewiczowi ps. „Jastrząb” i ppor. Edwardowi
Taraszkiewiczowi ps. „Żelazny”, Krzyże Wielkie Orderu Odrodzenia Polski, Polonia Restituta.

Jedne z najwyższych polskich odznaczeń państwowych, nadane za wybitne
zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, odebrała w imieniu
poległych dowódców ich siostra Pani Rozalia Taraszkiewicz – Otta w dniu
25 września 2010 r.


Rozalia Tarszkiewicz-Otta, siostra por. „Jastrzębia” i ppor. „Żelaznego”, 25 IX 2010 r.

W
listopadzie 2016 r. z grobu znajdującego się na cmentarzu w Siemieniu
ekshumowano szczątki Leona Taraszkiewicza. W
1991 r. postawiono tam pomnik, na którym znalazły się pełne dane Leona
Taraszkiewicza, jednak wtedy nie przeprowadzono ekshumacji. O ekshumację
zwłok „Jastrzębia” i przeniesienie szczątków na Cmentarz Wojenny we
Włodawie  zwróciła się do wojewody lubelskiego jego rodzona siostra –
Rozalia Otta.
16 lipca 2017 r. we Włodawie odbyły się uroczystości pogrzebowe por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”. Szczątki dowódcy
oddziału partyzanckiego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” Obwodu Włodawa zostały pochowane  na
Cmentarzu Wojennym we Włodawie, przy ul. Lubelskiej, ok. 300 m od jego
rodzinnego domu [zobacz FOTORELACJĘ].


Włodawa, ul. Lubelska, Cmentarz
Wojenny Żołnierzy Wojska Polskiego – miejsce spoczynku por. Leona
Taraszkiewicza „Jastrzębia” i symboliczna mogiła jego brata i zastępcy
ppor. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, którego miejsce pochówku jak
dotąd pozostaje nieznane.
„Jastrząb” został pochowany w mogile będącej
także symbolicznym grobem jego brata, ppor. Edwarda
Taraszkiewicza „Żelaznego”
, którego miejsce pochówku pozostaje
nieznane.

GLORIA VICTIS !!!

Z racji tej smutnej rocznicy chciałbym przypomnieć trzy z wielu [kalendarium działań bojowych, część: 1>, 2>, 3>],
najbardziej spektakularne akcje, jakie wykonał oddział pod dowództwem
por. „Jastrzębia” w 1946 r., a mianowicie zajęcie Parczewa, atak na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we
Włodawie i bitwę pod Świerszczowem. Wprawdzie była jeszcze
bezprecedensowa akcja uprowadzenia rodziny B. Bieruta, ale o tym można
przeczytać tutaj:

Więcej
o walce por.
Leona
Taraszkiewicza „Jastrzębia”
i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” czytaj:

Strona główna>
Prawa autorskie>

72. rocznica śmierci ppor. "Jeża"

72. rocznica śmierci ppor. Zacheusza Nowowiejskiego "Jeża"

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Ppor. Wiktor Zacheusz Nowowiejski ps. "Jeż" (1915-1946).

72 lata temu, 6 grudnia 1946 r., oddział funkcjonariuszy UB z Przasnysza, silnie wzmocniony przez pluton żołnierzy z 3. Pułku Ułanów Warszawskich (LWP), przeprowadził obławę na Zembrzus, rodzinną wieś dowódcy Obwodu "Las" ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej) Przasnyszppor. Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego „Jeża”, w której wówczas przebywał na kwaterze.

Przeciwko
jednemu partyzantowi rzucono kilkudziesięciu uzbrojonych po zęby ludzi.
Por. Nowowiejski nie poddał się – zawsze mówił, że nie da się wziąć żywy
– i podjął próbę przebicia w kierunku pobliskich bagien. Kapitan Radaj,
dowódca pułku LWP, oparł karabin o płot i strzelał do uciekającego
partyzanta. Ranny „Jeż”, będąc bez szans na przerwanie pierścienia
okrążenia, przyłożył do głowy pistolet i ostatni strzał przeznaczył dla
siebie.

Północne
Mazowsze, 1946 r. Żołnierze oddziału ppor. Wiktora Zacheusza
Nowowiejskiego "Jeża". Od lewej stoją: Stanisław Borzuchowski
"Niedźwiedź", Tadeusz Piotrowski "Zbyszek", Mieczysław Szczepkowski
"Beton", ppor. Zacheusz Nowowiejski "Jeż", klęczy Mirosław Krajewski
"Wiesiek".

Wiktor Zacheusz Nowowiejski urodził się 28 grudnia 1915 r. we wsi Zembrzus w gminie Janowo,
w dawnym powiecie przasnyskim, w patriotycznej rodzinie szlacheckiej.
Rodzice, Władysław i Marianna z Zembrzuskich, posiadali 50-hektarowe
gospodarstwo rolne. Po ukończeniu szkoły gminnej w Janowie, uczył się w
Seminarium Nauczycielskim w Mławie. Seminarium ukończył w 1936 r. i
wkrótce rozpoczął służbę wojskową w Szkole Podchorążych w Zambrowie. Po
zakończeniu służby podjął pracę nauczyciela w szkole podstawowej. Brał
udział w wojnie obronnej 1939 r. Po udanej ucieczce z obozu jenieckiego,
powrócił w rodzinne strony. Wraz z innymi nauczycielami zorganizował
siatkę tajnego nauczania. Był członkiem Związku Walki Zbrojnej,
następnie Armii Krajowej. Posługiwał się pseudonimem „Jeż”. Latem 1943
r. włączył się do oddziału partyzanckiego AK kierowanego przez Stefana
Rudzińskiego „Wiktora”. Oddział ten wsławił się wieloma brawurowymi
akcjami przeciwko Niemcom na terenie Prus.

Oddział samoobrony Obwodu ROAK Przasnysz, dowodzony przez ppor. Zacheusza W. Nowowiejskiego "Jeża" (stoi czwarty od lewej).

Po wkroczeniu sowietów na
tereny powiatu przasnyskiego, nie złożył broni. Wraz z innymi
partyzantami, jako oddział samoobrony Obwodu ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej) Przasnysz, prowadził akcje, w których bronił ludzi represjonowanych
przez komunistów. Na „Jeża” organizowano obławy, szczególnie w jego
rodzinnej wsi, prześladowano rodzinę. 6 grudnia 1946 r. grupa
funkcjonariuszy UB z Przasnysza wspierana przez pluton żołnierzy z 3.
Pułku Ułanów Warszawskich doprowadziła do śmierci Nowowiejskiego w
Zembrzusie, niedaleko jego własnego domu. Trafiony kulą, próbował
ucieczki, a gdy ta okazała się niemożliwa, strzałem w głowę pozbawił się
życia. Ciało „Jeża” zabrano do Przasnysza. Miejsce jego pochówku do
dziś pozostaje nieznane.


Wykonana
przez funkcjonariuszy UB z Przasnysza fotografia ppor. Wiktora Zacheusza
Nowowiejskiego "Jeża", poległego w walce 6 XII 1946 r. w miejscowości
Zembrzus – Mokry Grunt.

GLORIA VICTIS !

Prawa autorskie>

69. rocznica śmierci ostatniego komendanta NZW

69. rocznica śmierci por. Kazimierza Żebrowskiego "Bąka" i Jerzego Żebrowskiego "Konara"
…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Por. Kazimierz Żebrowski "Bąk", ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok. Poległ 3 grudnia 1949 r.

69 lat temu, rankiem 3 grudnia 1949 r., w wyniku doniesienia agenturalnego, zabudowania w Mężeninie (pow. Łomża), gdzie przebywał komendant białostockiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego
por. Kazimierz Żebrowski "Bąk" wraz ze swoim synem Jerzym ps. "Konar",
zostały otoczone przez grupę operacyjną II Brygady KBW i UB. Dowodzący
operacją wezwał partyzantów do poddania się. W odpowiedzi "Konar"
wystrzelił serię z automatu i wybiegli z ojcem przez tylne drzwi
stodoły, ale i tam natknęli się na linię obławy, którą ostrzeliwując się
próbowali sforsować. Teofil Lipka, gospodarz, u którego się ukrywali,
tak wspominał ostatnie chwile Komendanta:


[…]
"Bąk" z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich.
"Konar" zachwiał się, krzyczy: "Tato! Jestem ranny" – i zwalił się na
ziemię. "Bąk" zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się,
przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą,
żeby przestał się bić. "Bąk" strzelił sobie w głowę. Bój się skończył.

Ciało
ostatniego komendanta białostockiego Okręgu NZW zastygło obok ciała
jego syna. Walczyli i zginęli razem. Stało się tak, jak często w
rozmowach z Teofilem Lipką zapowiadali. Mówili mu, że jeżeli znajdą się w
sytuacji bez wyjścia, nie dadzą się wziąć żywcem. Wedle rachuby:
zginąć, ale nikogo nie wydać. Uznawali, że są to winni ludziom, którzy
przez lata udzielali im schronienia; wedle przyrzeczenia "Bąka", że z
komunistami będzie się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój
zostawi dla siebie
. Słowa dotrzymali!

Jerzy
Żebrowski "Konar", syn por. Kazimierza Żebrowskiego "Bąka". Żołnierz NZW Okręgu
Białystok. W konspiracji od 1941 r. Poległ 3 grudnia 1949 r.

Komendant
Kazimierz Żebrowski "Bąk" (oznaczony cyfrą 4) przed szeregiem żołnierzy
III Okręgu NZW. Zdjęcie wykonane na przełomie kwietnia i maja 1947 na
kolonii Tabędz (za domem Jana Głębockiego „Brzytwy” – dowódcy
batalionu). Pod numerami:
1. 17-letni wówczas Jerzy Żebrowski „Konar”
(syn Kazimierza Żebrowskiego "Bąka") zginął wraz z ojcem 3.12.1949 r. w
Mężeninie. (W związku z licznymi błędami w publikacjach, podaję
prawidłową datę jego urodzenia: 21 I 1930 r.); 2. Stanisław Zienkiewicz
„Kalina” zginął 28.01.1948 r. w Lipiance; 3. NN.; 4. Por. Kazimierz
Żebrowski „Bąk” zginął 3.12.1949 r. w Mężeninie; 5. Antoni Przychodzeń
„Grom” zginął 3.05.1947 r. w Tabędzu (obok zabudowań Jana Głębockiego
„Brzytwy”) – pochowany na miejscowym cmentarzu; 6. Henryk Rogowski
„Sokora” zabity 22.07.1947 w Kleczkowie, pochowany na miejscowym
cmentarzu; 7. NN „Marian” od „Śmiałego” (z Brygady Wileńskiej); 8.
Marian Łuba „Smal” zabity 14.05.1948 w Krajewie Borowym; 9. NN.; 10. NN;
11. Teofil Jemielity „Wicher” zabity 30/31.07.1947 w PUBP w Ostrołęce;
12. NN; 13. NN „Śmiały” – zabity. (Opis zdjęcia: Leszek Żebrowski).

Prawa autorskie>

74. rocznica śmierci ppor. „Ragnera”

74. rocznica śmierci ppor. Czesława Zajączkowskiego „Ragnera”

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Ppor. Czesław Zajączkowski ps. „Ragner”, dowódca IV batalionu 77 pp AK, a następnie Zgrupowania „Południe” na Nowogródczyźnie.

74 lata temu, 3 grudnia 1944 r., podczas próby przebicia się przez okrążenie złożone z 1400 funkcjonariuszy sowieckiego NKWD, wspartych artylerią i bronią pancerną, poległ wraz z kilkoma swoimi żołnierzami ppor. Czesław Zajączkowski „Ragner”, dowódca IV batalionu 77. pp Armii Krajowej, a następnie Zgrupowania „Południe” na Nowogródczyźnie.

W dniu 3 grudnia 1944 r. trzy pierścienie funkcjonariuszy WW NKWD (ponad 1400 ludzi) okrążyły teren pomiędzy Niecieczą i Cackami (do bezpośredniej akcji użyto 400 funkcjonariuszy). Walka z niespełna 30-osobowym oddziałem „Ragnera” rozegrała się koło chutoru Jeremicze. Większość oddziału polskiego zdołała wymknąć się z pierścienia okrążenia, a sowieci zdołali zniszczyć jedynie 8-sobową grupkę partyzantów, w składzie której znajdował się komendant. Według polskich relacji poległo 7 partyzantów, w tym ppor. Czesław Zajączkowski „Ragner”, jego brat Leon Zajączkowski „Drzewica” i plut. Stanisław Tobota „Ojciec” (śmiertelnie ranny), zaś jeden – Wacław Brylewski „Mucha” – dostał się do niewoli. Ciała poległych partyzantów i ppor. „Ragnera” funkcjonariusze NKWD pogrzebali w nieznanym do dzisiaj miejscu.

Ppor. „Ragner” (drugi z prawej) z grupą swoich żołnierzy. Pierwszy z prawej plut. Stanisław Tobota „Ojciec”.

Ppor. Czesław Zajączkowski „Ragner” był jednym z najbardziej znienawidzonych przez sowietów dowódców nowogródzkiej Armii Krajowej. Jego działania przeciwko sowieckiej partyzantce permanentnie zwalczającej „białopolaków”, prowadzone na przełomie 1943/44 na Nowogródczyźnie, a także późniejsza niezłomna walka przeciw bandyckim działaniom, godzącym w ludność polską i podjęte w związku z tym poważne uderzenia odwetowe w sowiecką administrację i siły bezpieczeństwa, doprowadziły do tego, że nowi okupanci zaczęli bać się go jak ognia, nadając mu nawet wiele mówiący przydomek – „CZIORT W OCZKACH” (diabeł w okularach).

Ppor. Czesław Zajączkowski „Ragner” z żoną.

Ppor. „Ragner” należał do tych dowódców AK, którzy nie złożyli broni przed Sowietami w lipcu 1944 r. Był najwybitniejszym organizatorem oporu przeciw sowieckim okupantom w centralnej części województwa nowogródzkiego. Dowodzone przez niego oddziały wchodzące w skład Zgrupowania AK „Południe” wykonały setki akcji przeciw NKWD i sowieckiej administracji. W liście z września 1944 r. skierowanym do władz sowieckich w Lidzie „Ragner” informował, że w odwet za zbrodnie popełnione przez komunistów na ludności Nowogródczyzny będzie likwidował przedstawicieli aparatu okupacyjnego.

Bielica nad Niemnem. Wśród dziewcząt ppor. Czesław Zajączkowski „Ragner”.

Po śmierci ppor. „Ragnera”, pozostali przy życiu jego podkomendni kontynuowali działalność pod nowym dowództwem, przeciwstawiając się sowieckim okupantom jeszcze przez kilka lat. Z pozostałych w polu ludzi na przełomie 1944 i 1945 r. nowy oddział partyzancki zorganizował adiutant „Ragnera” sierż. Anatol Urbanowicz „Laluś”, a ostatni z tych Kresowych Straceńców walczyli i ginęli jeszcze w maju 1949 roku, pod rozkazami ppor. Anatola Radziwonika „Olecha”.

Sierż. Anatol Urbanowicz „Laluś”. Adiutant ppor. „Ragnera”, dowodził oddziałem po jego śmierci. Okresowo pełnił funkcję Komendanta Obwodu Szczuczyn-Lida. Wiele razy starł się z grupami operacyjnymi NKWD. 27 maja 1945 pod Lidą osaczony z oddziałem przez grupę zwiadu 34. zmotoryzowanego pułku strz. NKWD. Nie chcąc wpaść w ręce Sowietów zastrzelił się.

Ppor. Anatol Radziwonik „Olech”,
„Mruk”, „Ojciec”, „Stary”, oficer VII batalionu 77 pp AK, komendant połączonych poakowskich obwodów Szczuczyn i Lida, walczył z reżimem komunistycznym do 12 maja 1949 r., kiedy to poległ przebijając się przez trzy kordony obławy NKWD.

Śmierć ppor. Anatola Radziwonika „Olecha” oznaczała symboliczny kres zorganizowanego polskiego oporu przeciwko Sowietom na Kresach Wschodnich II RP, jednak co najmniej do połowy lat 50-tych walka zbrojna na tym terenie była kontynuowana przez drobne grupki „ostatnich leśnych”, nawet przez pojedynczych partyzantów, których propaganda bolszewicka nazywała „terroristy odinoczki”.

GLORIA VICTIS !

Więcej informacji o ppor. „Ragnerze” znajdziesz w artykule:

Zainteresowanych walką polskich partyzantów na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej (m.in. ppłk cc Macieja Kalenkiewicza „Kotwicza”, por. Jana Borysewicza „Krysi”ppor. Anatola Radziwonika „Olecha”) po wkroczeniu Sowietów, zapraszam do lektury kategorii Im poświęconej:

Czytaj również:



Kazimierz Krajewski
Na straconych posterunkach. Armia Krajowa na kresach wschodnich II Rzeczypospolitej 1939-1945

Wydawnictwo Literackie 2015, ss. 928, oprawa twarda, format: 160×240 mm


Dramatyczna i wciąż bardzo mało znana historia polskiej armii i partyzantki na Kresach Wschodnich w czasach drugiej wojny światowej i początków komunistycznej Polski.

Kresy Wschodnie — sam termin może narzucać skojarzenie z niewielkim pasem ziemi na wschodzie II Rzeczypospolitej, a były to przecież obszary stanowiące ponad połowę terytorium ówczesnej Polski.
Gdy sięgniemy do podstawowych danych dotyczących owych „kresów”, okaże się, że wymowa liczb jest wstrząsająca. Kresy Wschodnie to nie był żaden odległy skrawek naszych ziem, tylko przeszło połowa terytorium Rzeczypospolitej Polskiej! Kresy Wschodnie, zagarnięte w 1939 roku przez Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich i ostatecznie anektowane przez to państwo w latach 1944–1945, to siedem najdalej wysuniętych na wschód województw, a także część województwa białostockiego (tj. Grodno z powiatami grodzieńskim i wołkowyskim) oraz spora część powiatu augustowskiego (gminy Balla Kościelna, Łabno, Sopoćkinie i Hołynka).

Tereny, o których mówimy, zamieszkiwało w 1939 roku około trzynastu milionów obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. To tam niemieccy i sowieccy najeźdźcy uścisnęli sobie dłonie we wrześniu 1939 roku, a po hitlerowskiej inwazji na Związek Radziecki właśnie na Kresach rozpętała się wojenna zawierucha, w której walkę toczyły dwa totalitarne reżimy i partyzantki kilku narodów na czele z Polakami. Wojna na Kresach nie skończyła się po kapitulacji Niemiec, trwała jeszcze przez kilka lat, aukłady sił i sojuszy kilkukrotnie uległy zmianom. Książka Kazimierza Krajewskiego, historyka warszawskiego IPN-u, jest opowieścią o walce, którą na Kresach stoczyła Armia Krajowa.
Od pierwszych polskich oddziałów, przez działalność w ramach AK, a następnie, już po jej rozwiązaniu, konflikt z nowym, „czerwonym” okupantem pod szyldami różnych podziemnych organizacji poakowskich. Historia, o której jeszcze niewiele uczą w szkołach: walka każdego z każdym – Wehrmacht, Polacy, Ukraińcy, Litwini, Żydzi, Armia Czerwona i komunistyczna partyzantka.
Najpierw wojenny cyklon, który wymagał czasem nieoczekiwanych taktycznych sojuszy AK z Niemcami czy Sowietami. Potem dalsza walka „leśnych żołnierzy” z komunistycznym reżimem – bezpieką i wojskiem Polski Ludowej i ZSRR.

Książka do nabycia m.in.:


Zapoznaj się również z opracowaniem, autorstwa Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego, zatytułowanym „Polegli
na straconych posterunkach. Z dziejów polskiego podziemia
niepodległościowego na Kresach  II Rzeczypospolitej (1944-1956)”
, które – klikając na okładkę poniżej – można pobrać w całości (w formacie PDF).

Strona główna>
Prawa autorskie>

71. rocznica śmierci kpt. "Bartka"

71. rocznica zamordowania kpt. Henryka Flamego "Bartka"

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Kpt. Henryk Flame "Bartek"

71.
lat temu, 1 grudnia 1947 roku, w Zabrzegu pod Czechowicami został
zamordowany kpt. Henryk Flame "Bartek", legendarny dowódca zgrupowania
partyzanckiego Narodowych Sił Zbrojnych
na Śląsku Cieszyńskim.

Dnia
1 grudnia 1947 roku o godzinie 14.00 Henryk Flame przyszedł do warsztatu
znajomego Wiktora Cimali z prośbą, żeby zrobił drzwi żelazne do kościoła
Św. Katarzyny. Praca nad drzwiami, w której pomagał Flame, trwała do
godziny 18.00. Po skończonej pracy, Cimola zaproponował „Bartkowi", że
odprowadzi go do domu. Po drodze wstąpili do restauracji prowadzonej
przez Kozika na piwo. Tam spotkali Wiktora Ryszkę do którego się
dosiedli. Później doszło kilku innych znajomych między innymi Rudolf
Stafi z żoną i Stefan Kapela. W tym mniej więcej towarzystwie na
propozycję Stefana Kapeli cała grupa udała się samochodem do restauracji
Czyloka w Zabrzegu.

Pod restaurację prowadzoną przez Józefa
Czyloka w Zabrzegu samochód z gośćmi, wśród których był Flame, podjechał
między godziną 19.00 a 20.00.  Z samochodu oprócz wyżej wymienionych gości,
wyszło również dwóch funkcjonariuszy MO oraz kilku członków orkiestry,
którą wzięto z restauracji Kozika. Całe towarzystwo bez przeszkód weszło
do restauracji i zajęło stoliki. W tym czasie około godz. 20
funkcjonariusz MO o nazwisku Drapacz poznawszy wchodzącego do
restauracji Henryka Flame poszedł na miejscowy posterunek, gdzie
poinformował komendanta placówki Kazimierza Dolacińskiego, że widział
jak „Bartek" w towarzystwie znajomych wszedł do restauracji u Czyloka,
mówiąc przy tym, że może dojść do „gradny" gdyż kilka dni wcześniej, 29
listopada 1946 roku, Flame strzelał w tej restauracji na wiwat i
nieprzychylnie wypowiadał się o „władzy ludowej". Obaj milicjanci poszli
zatem do restauracji, tam zastali już funkcjonariusza MO Całujka a
chwilę później przyszli milicjanci, Rudolf Dadak i Multak.  Byli tam
również czechowiccy milicjanci Stanisław Kopeć i Jan Zygowski, którzy
przyjechali w towarzystwie Flamego. W związku z tym, że miejscowy
posterunek został bez obstawy, komendant Dolaciński odmeldował Dadaka i
Drapacza na placówkę MO. Jednak Dadak został, a zamiast niego na
posterunek poszedł Multak.

Około godziny 21.20 do baru, przy
którym stali milicjanci, podszedł Flame i zaprosił komendanta
Dolacińskiego do stolika, ale ten odmówił mówiąc przy tym, że jest na
służbie a zresztą nie pije z nieznajomymi na co Flame przedstawił się
podając jednocześnie swój NSZ-owski pseudonim, tak że wszyscy w pobliżu
to usłyszeli. W tym czasie w restauracji znajdowało się pięciu
milicjantów pilnujących porządku przed ewentualną awanturą, zwłaszcza,
że towarzystwo Flamego było już mocno rozbawione. O godzinie 22 Czylok
zabrał się do zamykania baru, widząc to Flame podszedł do Dolacińskiego i
poprosił o dłuższe pozostanie obecnych na sali, ponieważ ma obawy, że
na zewnątrz może dojść do awantury. Dzięki interwencji komendanta
posterunku Czylok zrezygnował z zamknięcia restauracji.

Gdy
kolejny raz Flame podszedł do baru zaczepił go Rudolf Dadak pytając czy
pamięta go z roku 1944 na co zapytany odpowiedział, że jeżeli był w
partyzantce to walczyli razem przeciwko okupantowi i na tym rozmowa się
skończyła. Według późniejszej relacji samego Dadaka rozmowa przebiegła
nieco inaczej, a mianowicie, że „podchmielony" Flame podszedł do niego i
mu ubliżył używając przy tym wulgarnych słów. Bezpośrednio po tym
incydencie Flame poszedł do osobnego pomieszczenie gdzie przysiadł się
do Marii Stafi i do żony Ryszka. Był podłamany, skarżył się, że jego na
świecie już nic nie cieszy, żyje tylko dla dzieci i dla matki.

Dochodziła
godzina 23 dnia 1 grudnia 1947 roku gdy usłyszano serię strzałów i
towarzyszący jej krzyk kobiet. Chwilę później Henryk Flame leżał bez
ruchu w kałuży krwi obok krzesła na którym siedział. Strzał oddał
funkcjonariusz MO Rudolf Dadak, który stał w drzwiach z karabinem w ręku
z lufą skierowaną do pokoju, w którym siedział Flame. Od razu dopadł go
funkcjonariusz Całujek, który odebrał Dadakowi broń. Na zapytanie
dlaczego to zrobił odparł, że „nie może znosić by tacy wrogowie
Demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów
chodzili teraz bezkarnie."


Zwłoki kpt. "Bartka"
skrytobójczo zastrzelonego przez milicjanta w barze w
Zabrzegu.


Henryk
Antoni Flame, ps. "Grot", "Bartek", (ur. 15 stycznia 1918 we Frysztacie
na Zaolziu, zm. 1 grudnia 1947) – pilot wojskowy, żołnierz NSZ.

Był
synem Emeryka i Marii z domu Raszyk. W 1919 roku rodzina Flame
przeniosła się do Czechowic (obecnie Czechowice-Dziedzice) znajdujących
się w granicach II Rzeczypospolitej. Wykształcenie zdobył w miejscowym
gimnazjum i w Szkole Przemysłowej w Bielsku. W 1936 roku wstąpił na
ochotnika do wojska rozpoczynając naukę w Szkole Podoficerów Lotnictwa
dla Małoletnich w Bydgoszczy, którą ukończył w roku 1939 w stopniu
kaprala pilota dostając przydział do 123 eskadry 2 pułku lotniczego
stacjonującego na lotnisku w podkrakowskich Rakowicach.


Zdjęcie wykonane po amnestii 1947 r. Henryk Flame „Bartek”
(pierwszy od prawej) wraz ze swoimi żołnierzami
(od lewej: Gustaw Matuszny, ps. „Orzeł Biały”, N.N., Stanisław Włoch, ps. „Lis”).

W wojnie
obronnej Polski w 1939 r., jako pilot 123 eskadry myśliwskiej
przydzielonej do Brygady Pościgowej, Henryk Flame, bronił nieba nad
Warszawą przed samolotami wroga. 1 września w okolicach Zakroczyma
doszło do pierwszej bitwy powietrznej II wojny światowej, w wyniku
której maszyna kpr. Flame została zestrzelona, a on sam od tej pory
znajdował się w dyspozycji prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego. Z
6 na 7 września 123 eskadra została wycofana z Warszawy na podlubelskie
lotniska, a 17 września jej żołnierze przekroczyli granicę rumuńską. W
tym czasie Henryk Flame dostał prawdopodobnie przydział do nowo
sformowanej Eskadry Rozpoznawczej operującej na linii Lwów –
Zaleszczyki.

Po 17 września został zestrzelony przez Rosjan w
okolicach Stanisławowa po czym zorganizował z luźnych grup żołnierzy z
rozbitych jednostek konwój, który pod koniec września przekroczył
granicę z Węgrami. Na Węgrzech Flame wraz z innymi żołnierzami został
internowany i osadzony w tymczasowym obozie, z którego jednak szybko
uciekł. Ukrywając się u węgierskiego gospodarza został zadenuncjowany i
przekazany władzom niemieckim, które umieściły zbiega w obozie jenieckim
zlokalizowanym na ziemiach austriackich wcielonych do III Rzeszy. W
drugiej połowie 1940 roku, dzięki interwencji rodziny, Flame został
wypuszczony z obozu (historycy o orientacji lewicowej, uważają, że
kluczową rolę w wypuszczeniu Flamego z obozu, odegrał fakt podpisania
przez niego volkslisty). Po powrocie do Czechowic, Henryk Flame, podjął
pracę jako maszynista na miejscowej kolei i związał się jednocześnie z
niepodległościową konspiracją.

Założył organizację HAK podległą
AK, która zajmowała się wywiadem i sabotażem. Na przełomie roku 1943 i
1944, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, wraz z podkomendnymi
uciekł do lasu, gdzie zorganizował samodzielny oddział partyzancki
operujący w podbeskidzkich lasach. Zauważony przez dowództwo NSZ
otrzymał propozycję wejścia w raz z oddziałem w szeregi tej organizacji,
z której to propozycji skorzystał i w październiku 1944 roku został
zaprzysiężony na żołnierza NSZ.

12 lutego 1945 roku do Czechowic
wkroczyła Armia Czerwona, a Flame, realizując zalecenia dowództwa NSZ,
ujawnił się, i wraz z oddziałem, zachowując konspiracyjne struktury,
oddał się do dyspozycji "władzy ludowej" i wbrew protestom miejscowych
komunistów, objął stanowisko komendanta miejscowego komisariatu MO. W
dalszym ciągu realizując wytyczne dowództwa NSZ, Flame obsadził swoimi
ludźmi komisariat i podległe mu jednostki, a także gromadził wokół
siebie ludzi opozycyjnie nastawionych do komunistów gromadzić
jednocześnie broń przygotowując się do nieuchronnej konfrontacji z
komunistami.

W kwietniu 1945 roku, kolejny raz, jak za okupacji
niemieckiej, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, Flame uciekł ze
swoimi ludźmi w pobliskie lasy. Od tej pory Flame zaczął występować jako
"Bartek" odtwarzając odziały partyzanckie VII Okręgu
Śląsko-Cieszyńskiego NSZ rozpoczynając tym samym "drugą konspirację". Od
maja 1945 roku do lutego roku 1947 Henryk Flame stał na czele
największego zgrupowania niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim,
którego liczebność, w szczytowym okresie, wynosiła ponad 300 dobrze
uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy. Składające się z kilku oddziałów
zgrupowanie przeprowadziło łącznie ok. 340 akcji zbrojnych. Do
największego wystąpienia zgrupowania pod dowództwem Flamego należało
zajęcie 3 maja 1946 roku małej, uzdrowiskowej miejscowości Wisły, w
której przeprowadził, na oczach sterroryzowanych komunistów, dwugodzinną
defiladę w pełni umundurowanych i uzbrojonych żołnierzy NSZ, co było
ewenementem w państwach "władzy ludowej". W okresie tym Flame otrzymał
stopień kapitana NSZ i stał się największym
postrachem komunistów na Śląsku Cieszyńskim.


Od
lewej: Alojzy Wizner „Lis”, Antoni Wizner „Brzoza”, członkowie
zgrupowania „Bartka”, straceni 15 stycznia 1947 r. w Bielsku na mocy
wyroku WSR w Katowicach.

We wrześniu 1946
roku, w wyniku ubeckiej prowokacji, co najmniej 100 żołnierzy
zgrupowania "Bartka" zostało wywiezionych na Opolszczyznę i
zamordowanych (według najnowszych przypuszczeń ten masowy mord miał
miejsce w lasach w okolicach wsi Barut lub okolicach Grodkowa. Kolejnym
postulowanym miejscem mordu są Łambinowice). Od tego czasu zgrupowanie
pod dowództwem Flamego zaczęło tracić inicjatywę kosztem komunistów,
którzy w licznych obławach dziesiątkowali oddziały podległe "Bartkowi".


Raport agenta MBP Henryka Wendrowskiego z prowokacyjnej operacji „Lawina”, zakończonej wymordowaniem żołnierzy „Bartka”.

W
obliczu beznadziejnej sytuacji Flame podjął decyzję o ujawnieniu się
przy najbliższej okazji, którą stała się uchwalona przez sejm na dzień
22 lutego 1947 roku amnestia. Sam "Bartek" z najbliższym otoczeniem
ujawnił się dopiero 11 marca 1947 roku w Cieszynie. Był to dla
komunistów ogromny sukces, który jednak przyćmiewał fakt, że Flame,
ujawniając się na mocy amnestii, był bezkarny, a według nich musiał
ponieść karę. Komuniści rozpoczęli więc kolejną prowokację mającą na
celu "ukaranie" Flamego. Ponoć nieoficjalny wyrok śmierci na "Bartka"
wydał sam Bierut, który nie mógł znieść myśli o przemarszu niemal 400
ludzi z NSZ przed posterunkiem MO w Wiśle.

Do skrytobójczego
zamachu na Flamego doszło 1 grudnia 1947 roku w Zabrzegu pod
Czechowicami. Zamachowcem był miejscowy milicjant Rudolf Dadak, który
nigdy nie został osądzony za swoją zbrodnię, tak samo jak inspiratorzy
zamachu (Henryk Wendrowski), mimo prowadzonego śledztwa, nie zostali
ujawnieni i postawieni przed sądem.


Tomasz Greniuch
Chrystus za
nas, my za Chrystusa. Historia Zgrupowania Oddziałów Leśnych VII
Śląskiego Okręgu Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem kpt. Henryka
Flamego "Bartka"

(do książki dołączona jest płyta DVD z filmem "Ziemia przemówiła")
Fundacja Kwartalnika Wyklęci 2018, 768 s. (w tym 205 s. wkładka zdjęciowa), oprawa twarda, format: 165 x 235 mm.

Dr hab. Tomasz Panfil:
Książka o Zgrupowaniu NSZ kpt. Henryka Flamego „Bartka” jest właśnie
próbą policzenia, zawołania po imieniu tych, których komunistyczni
oprawcy mordowali w mroku nocy, wrzucali do tajemnych dołów, zacierali
ślady i pamięć. Książka ta to obowiązkowa lektura każdego, kto
interesuje się dziejami polskiego podziemia niepodległościowego
walczącego z niemieckim terrorem, a następnie komunistycznym
zniewoleniem.

Dr hab. Krzysztof Szwagrzyk: Legendarny
oddział „Bartka” stał się tematem szeregu opracowań poświęconych
antykomunistycznemu oporowi zbrojnemu w Polsce, w tym szczególnie
podziemiu na Śląsku Cieszyńskim. Żadne z nich nie było jednak
opracowaniem monograficznym, opisującym go w sposób całościowy.
Pionierskiego – i co należy podkreślić – trudnego zadania opracowania
pełnej historii Zgrupowania podjął się dr Tomasz Greniuch.

Prof. dr hab. Jan Żaryn:
Szanowni Czytelnicy! Książka, którą państwo mają w swoich rękach,
czytana przez mieszkańca Podbeskidzia wzmacnia tożsamość narodową,
wpłynie na rozumienie tegoż dziedzictwa, któremu na imię – mała
ojczyzna. Ci wszyscy, którzy nie utożsamiają się z dziejami
Podbeskidzia, znajdą w niej nowe fakty pozwalające na coraz bogatsze
zdefiniowanie fenomenu polskiego patriotyzmu. Bardzo się cieszę, że
praca ta trafia na rynek, do polskich mieszkań i domów!

Książka do nabycia m.in.: