Mjr Hieronim Dekutowski "Zapora" (1918 – 1949) – część 1

W czasie
niemieckiej okupacji cichociemny, bronił ludność Zamojszczyzny przed
represjami, a jako szef Kedywu AK w Inspektoracie Lublin-Puławy
przeprowadził 83 akcje bojowe i dywersyjne. Po wojnie jeden z
najsłynniejszych bohaterów antysowieckiej partyzantki. Najbardziej
znany i poszukiwany przez szwadrony NKWD i UB żołnierz Lubelszczyzny.
Podczas próby przedostania się na Zachód, wskutek zdrady, aresztowany.
Po trwającym ponad rok, brutalnym śledztwie, skazany na karę śmierci i
7 marca 1949 r., wraz z sześcioma podkomendnymi stracony w katowni
bezpieki na ul. Rakowieckiej w Warszawie. W Lublinie, z inicjatywy
Fundacji "Pamiętamy", związanej z Ligą Republikańską, odsłonięto
niedawno pomnik "Zapory".

WYBITNY DOWÓDCA

Hieronim Dekutowski urodził się 24 września 1918 r. w Tarnobrzegu.
Harcerz drużyny im. Jana Henryka Dąbrowskiego, członek Sodalicji
Mariańskiej. Ochotnik wojny obronnej 1939 r., 17 września przekroczył
granicę z Węgrami i został internowany. Uciekł z obozu i przedostał się
do Francji, gdzie walczył z Niemcami w ramach PSZ, ewakuowany następnie
do Anglii. W marcu 1943 r. zaprzysiężony jako cichociemny przyjął
pseudonim "Zapora" i "Odra". W nocy z 16 na 17 września 1943 r., w
ramach operacji o kryptonimie "Neon 1", został zrzucony do Polski na
placówkę "Garnek" 103 (okolice Wyszkowa). Lot z Anglii Halifaxem BB-378
"D", należącym do Dywizjonu RAF trwał 12 godzin i 30 minut (poprzednia
próba z 9/10 września nie udała się z powodu niskich chmur i braku
paliwa w samolocie; część Halifaxów z polskimi skoczkami zestrzelili
Niemcy).

Początkowo Dekutowski dowodził oddziałem AK w Inspektoracie
Zamość, broniąc ludność Zamojszczyzny przed wysiedleniami. W styczniu
1944 r. mianowany szefem Kedywu AK w Inspektoracie Lublin-Puławy.

Władysław Siła-Nowicki, powojenny przełożony Dekutowskiego, w
swoich wspomnieniach zapisał: "Wkrótce zyskał opinię wybitnego dowódcy.
Cechowała go odwaga, szybkość decyzji a jednocześnie ostrożność i
ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w
posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony
wielkim czarem osobistym umiał być wymagający i utrzymywał żelazną
dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i
troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir.
Nazywali go »Starym«, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat".

Ok. 200-osobowe oddziały podległe "Zaporze" przeprowadziły 83 akcje bojowe i
dywersyjne. Brał udział w akcji "Burza" na Lubelszczyźnie, po czym
bezskutecznie próbował iść na pomoc walczącej Warszawie.

WDZIĘCZNOŚĆ UBEKA

Po wejściu Sowietów Dekutowski nie ujawnił się. Poszukiwany przez
NKWD i UB, ukrywał się na dawnych AK-owskich kwaterach. Dlaczego nie
złożył broni?

Bohdan Urbankowski w książce "Czerwona msza" napisał: "Zaczęło się
od tego, że czterej żołnierze »Zapory«, mieszkający w okolicach Chodla,
zostali zaproszeni na tamtejszy posterunek. Dowódca posterunku MO/UB,
Abram Tauber, był uratowanym przez jednego z nich Żydem, kilkakrotnie
znajdował przytulisko w melinach »Zaporczyków«, po wejściu Rosjan
został szefem UB w Chodlu. AK-owcy mogli spodziewać się jakiejś
wdzięczności, tymczasem Tauber kazał ich wszystkich powiązać i
własnoręcznie, jednego po drugim, zastrzelił. W odwecie Dekutowski
rozbił posterunek w Chodlu. Data tego ataku – noc 5/6 lutego 1945 –
oznacza początek Powstania Antysowieckiego na tych terenach".

Wkroczenie Sowietów oznaczało masowe represje i mordy na Polakach,
szczególnie żołnierzach AK. Jeśli uniknęli wywózki na Sybir, trafiali
do katowni UB na Zamku Lubelskim (gdzie, prócz innych morderców,
działał m. in. ścigany dziś przez Instytut Pamięci Narodowej Salomon
Morel). "Zapora" nie mógł stać z boku. Walce o wolną Ojczyznę poświęcił
nawet prywatne życie. Ukochanej narzeczonej powiedział: "Idę do lasu,
nie wiem, czy przeżyję, nie możemy być razem". W odpowiedzi na
komunistyczny terror stworzył poakowski oddział samoobrony (liczący,
podobnie jak w czasie niemieckiej okupacji, ok. 200 osób), który
dokonał szeregu brawurowych akcji odwetowych przeciwko NKWD, UB, KBW i
MO.

"TRZĘŚLI" LUBELSZCZYZNĄ

Latem 1945 r., na rozkaz dowództwa, po ogłoszonej przez "ludową"
władzę amnestii rozwiązał oddział (część jego żołnierzy ujawniła się).
Sam, uważając amnestię za oszustwo i podstęp, wraz z kilkoma
podkomendnymi chciał przedostać się na Zachód, ale grupa została
rozbita przez UB pod Świętym Krzyżem w Górach Świętokrzyskich. Wkrótce
ponowili próbę – tym razem, po przejściu "zielonej granicy", dopadła
ich czeska bezpieka. "Zapora" dotarł do Pragi, ale nie znając dalszej
trasy (w ambasadzie USA nie chcieli mu pomóc, twierdząc, że zajęte
przez Sowietów Czechy to demokratyczny kraj) wrócił do kraju z grupą
repatriantów. Na Lubelszczyźnie, jako najwybitniejszemu dowódcy,
podporządkowała mu się większość oddziałów i wszedł w skład
powstającego właśnie Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość (WiN). Znów
prowadził akcje obronne i zaczepne przeciw komunistom, zadając im
znaczne straty.

Dlaczego "Zaporczycy" byli dla bezpieki szczególnie niebezpieczni?

Władysław Siła-Nowicki: "Około dwustu-dwustu pięćdziesięciu ludzi o
wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych,
utrzymywanych w dyscyplinie »trzęsło« połową województwa. Stan ten
przypominał pewne okresy powstania styczniowego, gdy władza państwowa
ustabilizowana była jedynie w dużych ośrodkach, zaś w terenie istniała
tylko iluzorycznie. Oczywiście partyzantka opierała się na pomocy
miejscowej ludności ogromnej większości wsi, udzielającej ofiarnie
poparcia, kwater i informacji".

Rafał Wnuk w książce "Lubelski Okręg AK-DSZ-WiN 1944-1947" pisze,
że oddziały Dekutowskiego "rozbudowały swą siatkę od Lubartowskiego na
północy do Tarnobrzeskiego na południu i od Zamojszczyzny po wschodnią
Kielecczyznę". Pomoc "Zaporczykom" niósł klasztor w podlubelskiej
Radecznicy, gdzie odbywały się również narady dowódców.

DWA RAPORTY

Z raportu Iwana Sierowa, gen. NKWD, szefa Smierszu (16 IV 1945 r.):
"Grupa uzbrojonych bandytów, licząca 11 osób, dokonała napadu na
oddział banku w Lublinie, skąd zrabowała 200 000 złotych. Znajdujący
się tam podczas napadu naczelnik pierwszej sekcji Urzędu Bezpieczeństwa
Publicznego województwa lubelskiego porucznik Kulwaniewski stawił
rabusiom opór i został zabity". W rzeczywistości oddział "Zapory"
zabrał 1.170 tys. zł, pierwsza sekcja WUBP w Lublinie była tą najgorszą
– śledczą, a Antoni Kulwaniewski był członkiem WKP(b), oficerem Armii
Czerwonej i LWP, absolwentem szkoły funkcjonariuszy bezpieczeństwa w
Kujbyszewie.

W ramach odwetu za akcję Dekutowskiego sowieci aresztowali 43
osoby, z czego 13 skazali na karę śmierci i stracili w podziemiach
Zamku Lubelskiego.

W innym raporcie, sporządzonym przez lubelski okręg WiN (III 1946
r.), czytamy: "Urzędy bezpieczeństwa działają pod wyłącznym
kierownictwem NKWD. W działalności swojej posługują się podstępem. W
końcu marca grupa cywilna UB, występująca jako grupa dywersyjna AK,
powołując się na »Zaporę«, zażądała kontaktu na komendanta placówki w
Chodlu, lecz zapytani, zorientowawszy się w porę, podstęp udaremnili.
Grupa ta udała się następnie do Bełżyc, gdzie ułatwiono jej kontakt na
komendanta placówki. Żądano od niego ściągnięcia ludzi celem rzekomego
urządzenia napadu wspólnego na posterunek MO. W wyniku rozstrzelano
komendanta placówki oraz kilku jego ludzi".


Sierpień 1947. Od lewej: mjr "Zapora" i kpt. Zdzisław Broński "Uskok".

MONIAKI, CZYLI MOSKWA

Stefan Korboński, działacz PSL Mikołajczyka, w książce "W imieniu
Kremla" pod datą 3 października 1946 r zapisał: "komunikat PAP z
Lublina, według którego »bandy« »Zapory« z WiN i »Cisego« z NSZ,
uzbrojone w broń maszynową, razem 50 osób, napadły na wieś Maniaki i
spaliły ją, w tym 11 gospodarstw należących do b. akowców.

Przypis Korbońskiego: "Mowa o starciu oddziału Hieronima
Dekutowskiego »Zapory« 23 IX 1946 z ormowcami ze wsi Moniaki (a nie
Maniaki), nazywanej potocznie Moskwą, zakończonym śmiercią jednego z
nich i wymierzeniem kary chłosty pozostałym".

I komentarz: "Najlepszy jest ten pomysł, że członkowie WiN, który
składa się z nieujawnionych akowców, niszczą własność swych ujawnionych
towarzyszy broni. (…) Te kłamstwa są obliczone na obudzenie w
społeczeństwie oburzenia przeciwko podziemiu. Przypomina mi to
tolerowanie przez gestapo bandytów, by ich zbrodniami obarczyć ówczesną
konspirację i zohydzić ją w oczach kraju. Nauka nie poszła w las i
dzisiaj mają w bezpiece wiernych naśladowców. Nie darmo ją ludzie
nazywają »czerwone gestapo«". Wieś Moniaki (obok kilku innych na
Lubelszczyźnie) jeszcze przed wojną była wylęgarnią komunistycznej
zarazy – późniejszych AL-owców, milicjantów i ubeków. "Zapora" rozbił
wiele placówek MO i UB. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary
chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą
przynależność do PPR, czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą
działalność, choć wielu UB-eków też oszczędził. Odbijał też więzienia,
wypuszczając aresztowanych. Jego oddział był przygotowany do akcji na
Zamek Lubelski, a nawet na areszt na Rakowieckiej w Warszawie, ale w
obu przypadkach jakiś kapuś doniósł o tych planach UB.

Dzięki posiadaniu zdobycznych samochodów ciężarowych "Zaporczycy"
potrafili dokonać w ciągu doby kilku akcji na terenie dwóch, a nawet
trzech powiatów i błyskawicznie „odskoczyć”. Ciągle zmieniali kwatery,
nigdy nie stacjonowali dwa razy z rzędu w tej samej wiosce.

Część 2 >
Strona główna – wprowadzenie >