1 lutego 1946 r. 3 Brygada NZW kwaterowała we wsi Łubice, na styku powiatów bielskiego i wysokomazowieckiego. Podczas wieczornej odprawy kadry dowódczej oddziału „Bury” wyznaczył trzem plutonom zadanie przeprowadzenia działań represyjnych w trzech wioskach – Zaniach, Szpakach i Końcowiźnie. Do Zań poszedł pluton Jana Boguszewskiego „Bitnego” („Bitny” zginął 16 lutego 1946 r. w walce z NKWD pod wsią Gajrowskie), do Szpaków miał iść ze swymi podkomendnymi NN „Leszek”, zaś do Końcowizny pluton dowodzony przez Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa”. „Bury” wraz ze swym zastępcą „Rekinem” towarzyszył plutonowi „Leszka”. Nie ma jednak pewności, czy plutony „Leszka” i „Wiarusa” działały oddzielnie. Jest możliwe, że najpierw wspólnie spaliły Szpaki, a potem, podczas marszu na północ, Końcowiznę. W poszczególnych wioskach objętych akcją „pacyfikacyjną” sytuacja potoczyła się w odmienny sposób.
Por. Jan Boguszewski „Bitny” (zdjęcie przedwojenne). Marynarz flotylli pińskiej, żołnierz kampanii wrześniowej, a następnie konspiracji niepodległościowej. Po wkroczeniu Sowietów żołnierz PAS NZW w pow. Bielsk Podlaski, od sierpnia 1945 r. dowódca oddziału PAS, działającego na terenie tego powiatu. Oddział złożony głównie z żołnierzy por. Zbigniewa Zalewskiego „Drzymały”, poległego 17 maja 1945 r. w walce z NKWD we wsi Bodaki. Od listopada 1945 r. szef PAS w Komendzie Powiatu Bielsk Podlaski NZW. W styczniu 1946 r. dowódca 2. plutonu w składzie 3 Brygady Wileńskiej NZW, dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego”. Zginął 16 lutego 1946 pod Gajrowskimi w bitwie z grupą operacyjną UB-NKWD.
W Szpakach, zamieszkiwanych wówczas przez blisko setkę osób, w ogromnej większości prawosławnych, zorganizowana była zbrojna „czerwona” grupa, w skład której wchodzili między innymi mężczyźni należący w okresie okupacji niemieckiej do sowieckiej partyzantki. Jak zeznał jeden z mieszkańców, Stefan Filipczuk:
Po przejściu frontu byli partyzanci normalnie pracowali na swoich gospodarstwach, ale udawali się niejednokrotnie do lasu, gdzie mieli ziemiankę. Broń też mieli. Ochraniali przez cały czas wieś. Wystawiali wartowników spośród mieszkańców. Wartownicy broni nie mieli.
Ostatnie zdanie tych zeznań nie brzmi wiarygodnie. Miejscowi prawosławni bojówkarze czy też mówiąc językiem współczesnym „ochroniarze”, wśród których byli niedawni „czerwoni” partyzanci, widzieli łunę od strony Zań (Szpaki leżą ok. 10 km. na wschód od Zań), dlatego też otworzyli ogień do zbliżających się żołnierzy NZW. Potwierdza to w swych zeznaniach Raisa Pszczoła podając, że mieszkańcy wsi Szpaki „…mieli broń i strzelali”. W Szpakach zastrzelono 6 mężczyzn (jedna z ofiar zmarła później w wyniku odniesionych ran w szpitalu) oraz spalono znaczną część wsi. Wśród zabitych był m.in. Paweł Filipczuk, były czerwony partyzant, zaangażowany w działalność komunistyczną. Jego córka, wspomniana Raisa Pszczoła, tak zeznawała w 1996 r.:
Po spaleniu wsi nie chciano przyjąć [nas] na zakwaterowanie. Twierdzono, że wieś ucierpiała na skutek działalności mojego ojca i takich jak on. Ludzie wiedzieli, że „chodził” on wraz z jakąś grupą w lesie….
Tych zeznań nie przeczytamy jednak w informacji o umorzeniu śledztwa. Wiele wskazuje na to, że także pozostali mężczyźni zastrzeleni w Szpakach nie byli przypadkowymi ofiarami. Naszym zdaniem zginęli oni w następstwie przekazania „Buremu” przez siatkę NZW, która na tym terenie była dobrze zorganizowana, obciążających informacji na ich temat. Niewyjaśnionym problemem pozostaje sprawa gwałtu na dwóch dziewczynach, do jakiego jakoby miało dojść w Szpakach (jedna z nich, stawiająca opór, miała zostać postrzelona i w wyniku odniesionych ran zmarła w szpitalu 6 lutego 1946 r.; patrz: informacja o umorzeniu śledztwa). Trudno dziś stwierdzić czy tak istotnie było, pytani po latach o tę sprawę dawni podkomendni „Burego” stanowczo zaprzeczali, by zdarzenie takie miało miejsce. Jeżeli jednak rzeczywiście do tego doszło, zbrodnie te (gwałt na jednej dziewczynie i zabójstwo innej dziewczyny, broniącej się przez gwałtem) obciążają wyłącznie ich sprawców. Nawet najbardziej nieprzychylni „Buremu” autorzy nie powinni mieć wątpliwości, że gdyby dowiedział się on o tych zdarzeniach, to osoby za nie odpowiedzialne zostałyby natychmiast rozstrzelane. W kwestiach służby i dyscypliny „Bury” był bowiem bezkompromisowy i nie wahał się traktować z najwyższą surowością swych podkomendnych.
Żołnierze
3 Brygady Wileńskiej NZW kpt. „Burego”. Z lewej: Piotr Grabowski
„Bajan” (młodszy brat Lucjana Grabowskiego „Wybickiego”, dowódcy
batalionu NZW w powiecie łomżyńskim). Aresztowany 28 czerwca 1946 r., w
trybie doraźnym skazany na karę śmierci. Zamordowany 31 sierpnia 1946 r.
w więzieniu w Białymstoku; obok niego NN „Tęcza”.
W Szpakach spalono 22 gospodarstwa, w tym 17 domów mieszkalnych. Partyzanci NZW pozostawili we wsi ulotkę (następnego dnia znalazło ją przybyłe do wsi wojsko komunistyczne), która zawierała następujący tekst:
za strzelanie do żołnierzy polskich i oddziałów partyzanckich! Śmierć zdrajcom Ojczyzny!
oraz wezwanie ludności białoruskiej do opuszczenia wsi w terminie 14 dni. Co ciekawe, w informacji o umorzeniu śledztwa można wprawdzie przeczytać o znalezieniu wspomnianej ulotki w Szpakach, ale odnośnie jej treści już wyłącznie tyle, że wzywano w niej ludność białoruską do opuszczenia wsi. Okoliczność, że w ulotce jednoznaczne wskazano, iż pacyfikacja wsi jest odwetem za strzelanie do żołnierzy polskich w 1939 r. i partyzantów została w informacji o umorzeniu śledztwa pominięta!
Dodajmy jeszcze, że wg meldunku komendanta Obwodu WiN Bielsk Podlaski przybyła do wsi bezpieka znalazła w Szpakach […] dużo broni i amunicji, między innymi dwa CKM-y.
Kolejną spaloną przez żołnierzy 3 Brygady NZW wsią była Końcowizna. Palił ją pluton Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa”, prawosławnego żołnierza AK, a potem NZW (jeśli istotnie pododdział ten był kilka godzin wcześniej razem z „Burym”, „Rekinem” i „Leszkiem” w Szpakach, to zapewne także i oni znaleźli się w Końcowiźnie). W tej wsi spalono 3 domy oraz kilkanaście budynków gospodarczych. Wprawdzie i tutaj padały strzały, ofiar w ludziach jednak nie było. Żołnierze 3 Brygady NZW, zgodnie z otrzymanym rozkazem, strzelali w powietrze. Choć i w tej wsi doszło do wcześniejszych przypadków ostrzeliwania partyzantów, nie ustalono jednak ich sprawców i nikt z mieszkańców tej wsi nie znalazł się na liście osób przeznaczonych do likwidacji.
Wydaje się, że właśnie w Końcowiźnie, podobnie jak w Szpakach, działania represyjne wykonano zgodnie z założeniami rozkazu Komendy Okręgu NZW i poleceniami „Burego” (pomijamy tu rzecz jasna sprawę ewentualnego gwałtu i zabójstwa dziewczyny broniącej się przed gwałtem, do których to czynów miało jakoby dojść w Szpakach, a które wymykają się z jakichkolwiek rozkazów).
Ppor. Włodzimierz Jurasow „Wiarus”, dowódca 1 plutonu w 3 Wileńskiej Brygadzie NZW, na zdjęciu jeszcze jako żołnierz 3 Wileńskiej Brygady AK kpt. Gracjana Fróga „Szczerbca”, Wileńszczyzna, 1944 rok.
Zupełnie inaczej wydarzenia potoczyły się w Zaniach, zamieszkiwanych wówczas przez ponad sto osób, w tym przeszło 80% prawosławnych. Także w tej wsi niektórzy mężczyźni dysponowali bronią. Jak wspomina Janusz Bakuniak, który jako młody chłopak przeżył pacyfikację tej wsi, […] w Zaniach kilku miało broń (J. Bakuniak, „Stałem pod ścianą do rozstrzału”, [w:] „Nad Bugom i Narwoju” 1/2003). Gdy pluton „Bitnego” wkroczył do Zań, został ostrzelany przez mieszkających tam prawosławnych mężczyzn. Janusz Bakuniak przywołuje nawet nazwisko jednego spośród zbrojnych ze swej wioski:
Tego wieczoru [leśni] przyjechali od strony Świryd. Władek Antoniuk miał karabin – wyleciał z domu i zaczął strzelać. Karabin był jednostrzałowy [sic – powtarzalny pięciostrzałowy]. Oni zatrzymali się. Stanęli. Utworzyli dwa skrzydła i otoczyli wieś. Przestrzelili wieś rakietami. Podchodzili do wioski coraz bliżej.
Można sądzić, że także inni mężczyźni z Zań posiadający broń – użyli jej. Wskazują na to słowa „Rekina”, który w toku swego procesu w 1949 r. stwierdził, że miejscowi podjęli obronę, strzelając, i żołnierze 3 Brygady NZW odpowiedzieli ogniem (ponieważ „Rekin” był w tym czasie przy plutonie „Leszka”, należy przyjąć, że informację tę uzyskał od dowodzącego żołnierzami 3 Brygady NZW w Zaniach „Bitnego”). Opór miejscowych nie mógł trwać długo. Uciekający uzbrojeni mieszkańcy wsi wymieszali się z kryjącymi się po zakamarkach i rowach kobietami oraz dziećmi. Ścigający ich partyzanci nie zawsze zastanawiali się, do kogo w ciemności strzelają (opisywane wydarzenia w Zaniach rozegrały się po zapadnięciu zmroku). Sytuacja ta przyczyniła się do powiększenia strat wśród mieszkańców. Następnie partyzanci zaczęli podpalać zabudowania wsi. W jednej z podpalonych stodół wybuchła zmagazynowana amunicja, wyrzucając do góry dach. Z zeznań zarówno mieszkańców wsi, jak i partyzantów wynika, że podkomendni „Bitnego” strzelali, uniemożliwiając ludziom gaszenie pożaru. Niestety, były to nie tylko strzały w górę. Z zeznań części mieszkańców wsi wynika też, że niektórzy partyzanci utrudniali mieszkańcom opuszczanie płonących budynków. Z relacji ocalałych wynika, że partyzanci zastrzelili niektórych mieszkańców z rozmysłem. Nie wiemy czy pośród zastrzelonych były osoby wcześniej wytypowane do likwidacji. Raport Komendy Okręgu WiN Białystok za luty 1946 r. zawiera informację o likwidacji w Zaniach 6 osób. Nie można jednak wykluczyć, że nazwa wsi została wskazana błędnie, gdyż w rzeczywistości w raporcie tym chodziło o Szpaki. Łączna liczba ofiar w Zaniach wyniosła wg różnych źródeł od 20 do 30 osób (najprawdopodobniej 24), w tym kilkoro dzieci.
Białostocczyzna, lato 1946 roku, pluton konny 3 Brygady Wileńskiej NZW.
Zastanawiając się nad krwawym przebiegiem sytuacji w Zaniach bierzemy pod uwagę dwie hipotezy. Pierwsza sprowadza się do tego, że „Bitny” w ciemnościach utracił panowanie nad sytuacją i dopuścił do tego, by jego ludzie strzelali do osób zupełnie przypadkowych. W tym wariancie działania w Zaniach, które powinny być wymierzone w uzbrojonych bojówkarzy, wymknęły się spod kontroli dowództwa i przekroczyły ramy rozkazu wydanego przez Komendę Okręgu NZW. Druga hipoteza jest jeszcze mniej korzystna dla „Bitnego”. Mianowicie, pochodząc z powiatu bielskiego, działając na tym terenie jeszcze w czasie okupacji niemieckiej i mając, tak jak i jego podkomendni, z których większość także wywodziła się z tego powiatu, różne porachunki z miejscowymi prawosławnymi, mógł wykorzystać początkowy zbrojny opór niezidentyfikowanej części mieszkańców wsi jako pretekst, aby działania represyjne po złamaniu tego oporu skierować przeciwko przypadkowym osobom. Ponieważ kpt. „Burego” nie było w Zaniach przy plutonie „Bitnego”, jest oczywiste, że nie miał on wpływu na rozwój wypadków we wsi. Wydaje się jednak, że pomimo chaosu, palono specjalnie wytypowane gospodarstwa. Łącznie spłonęło 13 domów – na 21 znajdujących się we wsi. Osiem gospodarstw, które nie zostały podpalone, należały zarówno do Polaków, jak też i Białorusinów (tłumaczenie, że oszczędzono białoruskie gospodarstwa sąsiadujące z gospodarstwami polskimi nie wydaje nam się w pełni przekonywujące – tym bardziej, że nie wiadomo, by ich mieszkańców represjonowano w inn
y sposób). Trzy dni później komisja Powiatowej Rady Narodowej z Bielska Podlaskiego znalazła w zgliszczach elementy uzbrojenia, wyposażenia wojskowego i amunicję (m.in. automat PPSz, części do ręcznego karabinu maszynowego, amunicję i zasobniki na naboje karabinowe).
Cokolwiek by nie rzec o opisanych wydarzeniach, śmierć kobiet i dzieci to tragedia, która nie powinna była się wydarzyć.
Należy odnieść się do kilku mitów czy też raczej antymitów zbudowanych i podtrzymywanych przez badaczy oraz dziennikarzy kierujących się motywacją ideologiczną i źle rozumianą poprawnością polityczną. Przedstawiają oni często prawosławnych mieszkańców terenów pomiędzy Bugiem i Narwią jako bierną masę, gromadę poczciwców pozbawionych własnych poglądów, posłusznych każdej władzy, przez wszystkich krzywdzonych. Tymczasem ludzie ci mieli jednak poglądy, przemawiały do nich pewne idee i tendencje polityczne. Byli nader podatni na demagogię społeczną uprawianą przez sowiecki system propagandowy. Kierowali się rusofilstwem i wrogością do państwa polskiego, czemu dawali wyraz we wrześniu 1939 r., a także podczas okupacji niemieckiej i po zainstalowaniu dyktatury komunistycznej w Polsce w 1944 r. Owi „poczciwcy” byli też zdolni do krzywdzenia innych – tj. ludzi nie podzielających ich poglądów czy też związanych z polską państwowością – co w okrutny sposób pokazali w 1939 r. i w latach późniejszych. Na marginesie można dodać, że chwilami odnosi się wrażenie, iż „białoruskość” owych „poczciwców” była po prostu instrumentem, narzędziem wykorzystywanym w sowieckiej grze politycznej wobec Polski.
Lato 1945, Białostocczyzna. Żołnierze 4. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK. od lewej: sierż. Kazimierz Chmielowski „Rekin” (w 1946 r. w 3 Brygadzie NZW z-ca jej dowódcy kpt. „Burego”), ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, Józef Bandzo „Jastrząb”, wchm. Jerzy Lejkowski „Szpagat”.
Kolejny mit to bezbronność tak srogo doświadczonych przez „Burego” prawosławnych wiosek. Wspierające władze komunistyczne grupy zbrojne złożone z mieszkańców białoruskich (prawosławnych) wiosek w powiecie Bielsk Podlaski w latach 1944-1946 to temat, który czeka dopiero na opracowanie. Można je porównać do późniejszej ORMO, którą zresztą prawosławni licznie zasilili. Wiadomo, że w 1945 r. prawosławnym mieszkańcom wsi w powiecie bielskim broń wydawali bezpośrednio funkcjonariusze NKWD. Oni też budowali sieć agenturalną, pracującą bezpośrednio dla potrzeb sowieckich służb specjalnych – z pominięciem miejscowej „polskiej” bezpieki (wspominał o tym ostatni p.o. prezesa Obwodu WiN Bielsk Podlaski, który w gronie owych agentów miał własnych informatorów). W skład organizowanych przez sowieckich czekistów grup zbrojnych prócz dawnych czerwonych partyzantów wchodzili także „zwyczajni” mieszkańcy prawosławnych wiosek. Przypomnijmy, że w tym czasie polskiemu chłopu za posiadanie broni groziła kara śmierci.
Kolejny obowiązujący mit, to przedstawianie „Burego” i jego podkomendnych z NZW jako nacjonalistów, jako polskich szowinistów. „Bury” równie bezwzględnie jak z prawosławnymi Białorusinami potrafił postępować z osobami narodowości polskiej i wyznania katolickiego, zaangażowanymi w instalowanie systemu komunistycznego (np. rozkazał rozstrzelać kilkunastu funkcjonariuszy UB i MO w kwietniu 1946 r. po walce pod wsią Brzozowo-Antonie). Ale przecież nie będziemy wysuwać tezy by była to „czystka etniczna” dokonana na części ludności polskiej! Sądzimy, że gdyby dokładnie opracować statystykę strat ludzkich spowodowanych działalnością 3 Brygady NZW, okazałoby się, że z rąk jej partyzantów poległo jednak więcej Polaków niż Białorusinów, lub że liczby te w swych proporcjach są porównywalne.
Kpt. Romuald Rajs „Bury”, dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.
Ostatnio coraz częściej powraca i upowszechniana jest teza, mówiąca o tym, że „Bury” dokonał czystek etnicznych i dopuścił się ludobójstwa. Teza bardzo śmiała, zwłaszcza w naszym państwie, którego oficjalnym przedstawicielom długo nie przechodziło przez gardło określenie rzezi Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w której zginęło sto kilkadziesiąt tysięcy Polaków – jako ludobójstwa. Dla zdefiniowania tej tragedii ministrowie czy posłowie jeszcze niedawno używali pojęcia „czystka etniczna o znamionach ludobójstwa”. W tym kontekście zadziwia, że inny funkcjonariusz naszego państwa – prokurator IPN, który prowadził śledztwo w sprawie sygn. akt. S 28/02/Zi – nie zawahał się, by ludobójstwem nazwać śmierć kilkudziesięciu osób, zabitych przez partyzantów 3 Brygady NZW w dniach 29 stycznia 1946 r. – 2 lutego 1946 r. W naszej ocenie tragiczne zdarzenia spowodowane przez „Burego” i jego żołnierzy nie odpowiadają definicji zbrodni ludobójstwa, które określone jest w Konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 r. jako: czyn dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich. Uważamy, że „Bury” nie działał w zamiarze zniszczenia ani w całości, ani w części społeczności białoruskiej lub też społeczności prawosławnej zamieszkałej na terenie Polski w jej obecnych granicach. Miał przecież możliwości, by puścić z dymem nie pięć, ale znacznie więcej wiosek białoruskich w powiecie Bielsk Podlaski. Tymczasem pięć spalonych częściowo wsi, zastrzelenie łącznie kilkunastu mężczyzn w tychże wsiach oraz zabicie furmanów to zdarzenia bez precedensu w jego działalności, podobnie jak w działalności całego Białostockiego Okręgu NZW. Sądzimy, że nie wiara prawosławna i nie narodowość białoruska były powodem, że osoby te zginęły z rąk partyzantów 3 Brygady NZW. Według nas zginęli oni z przyczyn, które pokrótce przedstawiliśmy w niniejszym tekście. Natomiast śmierć kobiet i dzieci, która bez wątpienia kładzie się poważnym cieniem na działalności tak samego „Burego”, jak i jego podkomendnych z 3 Brygady NZW, nie była objęta przez tego dowódcę zamiarem. Wina „Burego” polega w tym zakresie na wykreowaniu sytuacji, nad którą potem nie był w stanie zapanować i w wyniku której, niezależnie od jego zamierzeń zginęły osoby, które w żadnym wypadku nie powinny były ucierpieć. „Bury” podkreślał wobec swych żołnierzy, że chce walczyć o wolność i sprawiedliwość, a dopuścił do czynów niesprawiedliwych, do tragedii.
Wyrok śmierci wydany przez komunistów przed laty na Romualda Rajsa „Burego” i jego zastępcę z 1946 r. – Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”, został w 1995 r. unieważniony. Warto przypomnieć istotę uzasadnienia wydanego wówczas przez niezawisły sąd postanowienia stwierdzającego nieważność wyroku, bo naszym zdaniem jest ona kluczem do właściwego zinterpretowania sprawy.
Zdjęcie sygnalityczne kpt. Romualda Rajsa „Burego” wykonane przez funkcjonariuszy MBP w Warszawie 14 listopada 1948 r., dzień po aresztowaniu.
Zdjęcie sygnalityczne por. Kazimierza Chmielowskiego „Rekina” wykonane przez funkcjonariuszy MBP w Warszawie 4 grudnia 1948 r., dzień po aresztowaniu.
Otóż Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznał, że
Wymienieni [R. Rajs i K. Chmielowski] jednak uważali, że naczelnym zadaniem, które winni realizować w ramach udziału w NZW jest wyzwolenie kraju spod dominacji ówczesnego związku sowieckiego, a także rozbicie aparatu państwowego ówczesnego Ludowego Państwa. W ich przekonaniu więc dobra poświęcone przedstawiały mniejszą wartość od dobra ratowanego, tj. niepodległości i niezależności kraju. W tym miejscu należy też podnieść, że nie może być wątpliwości co do zamiaru obydwu represjonowanych, wobec których wykonano wyrok śmierci, a którzy podejmowali działania zmierzające do realizacji celów nadrzędnych, jakim był dla nich niepodległy byt Państwa Polskiego. Z kolei rozważając kwestię czynów za które wyżej wymienionych skazano na karę śmierci […] nie można zdaniem sądu stwierdzić, że działania podejmowane przez Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego pomimo poświęcenia najwyższego dobra jakim było życie ludzkie, były rażąco niewspółmierne i pozostawały w rażącej dysproporcji do skutków, które tymi działaniami zamierzano uzyskać, lub dóbr, które chciano chronić.
Przywołane zdania uzasadnienia orzeczenia Sądu dobrze korespondują z fragmentem listu, który „Rekin” napisał w celi białostockiego więzienia 23 lutego 1949 r. Jego adresatką była Halina Cistówna. List miał zostać przemycony z więzienia i doręczony przy pomocy osoby, która rzekomo przychodziła na widzenia z współosadzonym w celi z „Rekinem”. Współwięzień „Rekina” był jednak informatorem UB i przekazany mu przez „Rekina” list trafił nie do adresatki, lecz do funkcjonariuszy UB. „Rekin” napisał:
[…] wiesz, że jeżeli nawet zginę – to zginę za to w co święcie wierzyłem i nie zasługuję na miano „bandyty” – takich było nas tysiące, szliśmy w krwawym znoju żołnierskim znacząc nasz bojowy szlak cichymi mogiłami, koszlawymi krzyżami partyzanckimi, nie walcząc o krzyże i dobra materialne lecz ginąc z wiarą w nasz święty cel […].
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
kierownik Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 1/3>
Strona główna>
Prawa autorskie>