Profanacja pomnika "Inki" w Krakowie

Haniebna profanacja pomnika Danuty Siedzikówny "Inki" w Krakowie

W krakowskim Patriotycznym Parku Jordana 16 lutego 2013 r. (prawdopodobnie w nocy) zniszczony został pomnik Danuty Siedzikowny "Inki", odsłonięty w ubiegłym roku podczas patriotycznej uroczystości w dniu 16 września 2012 r.

Farbą oblano także postument, na którym wypisane są słowa "Zachowałam się jak trzeba…" – słowa, którymi "Inka" wytłumaczyła, dlaczego nie chciała prosić o akt łaski prezydenta Bieruta.

Ta niepełnoletnia jeszcze dziewczyna zamordowana strzałem w tył głowy  w wyniku mordu sądowego,  podczas instalacji systemu komunistycznego zachowała się jak trzeba – co głosi napis na jej pomniku w Parku Jordana.

1 marca tego roku w Patriotycznym Parku Jordana, także pod pomnikiem "INKI"  mają się odbyć uroczystości z okazji Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych". Program uroczystości jest już nagłaśniany i widocznie wywołuje reakcje miłośników  nie do końca  obalonego systemu komunistycznego.

Ci, którzy nie potrafili i nie potrafią  zachować się jak trzeba niszczą wszelkie ślady pamięci  o tych, którzy winni być wzorem dla Polaków w XXI wieku.

Sprofanowany został także, choć w mniejszym stopniu, pomnik innego wielkiego Polaka – Andrzeja Małkowskiego, jednego z twórców polskiego skautingu, instruktora i teoretyka harcerstwa, działacza polskich organizacji młodzieżowych i niepodległościowych, stanowiącego wzór dla młodzieży harcerskiej.

Serwis Stefczyk.info przeprowadził rozmowę z Tadeuszem Płużańskim. Wywiad z autorem książek o bohaterach polskiego podziemia niepodległościowego i ich oprawcach, dotyczył profanacji pomnika "Inki" w Parku Jordana.

To powinien być idealny wzór dla młodzieży – mówi o "Ince", której pomnik w Krakowie sprofanowano, Tadeusz Płużański, publicysta, autor książki "Bestie. O ludziach którzy w czasach PRL mordowali polskich patriotów"

Stefczyk.info: Jak do tego mogło dojść? Dlaczego ktoś zniszczył pomnik osoby, co do której bohaterstwa nie można mieć wątpliwości, którą należy zawsze stawiać za wzór?

Tadeusz Płużański: Były już w przeszłości ataki "nieznanych sprawców" na popiersie pułkownika Kuklińskiego w tym samym parku. Oczywiście tych "nieznanych sprawców" nie udało się ustalić. Tak samo pewnie będzie teraz. Ja podejrzewam, że to są po prostu podobne środowiska, którym idea niepodległości nie jest bliska. Nie utożsamiają się z drogą "Inki" tuż po wojnie czy też z droga Kuklińskiego w okresie późniejszym, a to przecież jest ta sama droga. Oni oboje walczyli o Polskę, tyle, że w różnym okresie, ale cel był ten sam. Moim zdaniem za tymi profanacjami stoją siły, które te ich wybory potępiają. Niestety, ale są to spadkobiercy ich oprawców. Im się upamiętnianie naszych bohaterów nie podoba i będą robili wszystko, żeby nawet po śmierci tych ludzi zdyskredytować. No, ale to jest robota na krótka metę.
Jeśli widzimy ten park Jordana w Krakowie, to jest coś pięknego. Są tam przecież popiersia naszych największych bohaterów. Obok "Inki" są tam przecież i rotmistrz Pilecki i generał Fieldorf i szereg innych pięknych postaci. Nie da się tych pomników zniszczyć na tyle, żeby tych bohaterów wymazać z pamięci.

Stefczyk.info: A dlaczego do takich profanacji dochodzi? Może to brak edukacji, nauki, opowiadania o tych bohaterach, przypominania biografii?

Tadeusz Płużański: Ja myślę, że to jest jednak celowe działanie, to nie wynika z niewiedzy. Tylko to są celowe próby zniszczenia tych osób. Do tego dochodzi, oczywiście jakiś element chuligaństwa, ale to przede wszystkim akcja polityczna. Przypomnę, że na Kuklińskiego z farbą rzucano się już co najmniej dwa razy. Akurat jego to dotykało, a nie np. Ignacego Paderewskiego, którego popiersie stoi obok. To jest znamienne, że to nie jest tylko barbarzyństwo, ale jest to zaplanowana akcja wymierzona w konkretną ideę i konkretne osoby, które tę ideę reprezentowały.

Stefczyk.info: A jak należy o "Ince" opowiadać, żeby zapewnić jej "nietykalność" po śmierci, żeby takim aktom wandalizmu zapobiegać na przyszłość?

Tadeusz Płużański: Życiorys "Inki" czy innych żołnierzy wyklętych dla mnie bronią się same. Ale oczywiście trzeba z tym ich przesłaniem docierać do ludzi. Akurat "Inka" jest idealnym przykładem dla młodych ludzi. Przecież w momencie śmierci ona miała niespełna osiemnaście lat. Już w tak młodym wieku walczyła o Polskę. To powinien być idealny wzór dla młodzieży.



Danuta Siedzikówna "Inka" (1928-1946)

28 sierpnia 1946 r., o godz. 6.15 w gdańskim więzieniu przy
ul. Kurkowej 12, komunistyczni oprawcy zamordowali siedemnastoletnią
sanitariuszkę 5 Brygady Wileńskiej AK Danutę Siedzikówną ps. „Inka”.
Wraz z nią śmierć poniósł oficer wileńskiej AK ppor. Feliks Selmanowicz ps. Zagończyk”.
Umierali z okrzykiem „Jeszcze Polska nie zginęła!” i „Niech żyje
„Łupaszko”!”. „Inka” i  „Zagończyk” zostali zabici strzałem w głowę
przez dowódcę plutonu egzekucyjnego, ppor. Franciszka Sawickiego,
ponieważ strzały  z 10 pepesz plutonu mającego wykonać wyrok jedynie
drasnęły dziewczynę i poraniły jej towarzysza niedoli, choć żołnierze
strzelali z odległości trzech kroków. Do dziś rodzinom nie udało się
odnaleźć miejsca ich pochówku. Wyrok śmierci był komunistyczną zbrodnią
sądową, a zarazem aktem zemsty  i bezradności UB wobec niemożności
rozbicia oddziałów mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

„Inka”
została  aresztowana w Gdańsku rankiem 20 lipca 1946 r. Po bestialskim
śledztwie  3 sierpnia 1946 r. Wojskowy Sąd Rejonowy w Gdańsku skazał ją
na śmierć. „Inka” nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała
prośby o ułaskawienie; pismo podpisał jej obrońca. Bierut nie skorzystał
z prawa łaski. W grypsie do sióstr Mikołajewskich z Gdańska, krótko
przed śmiercią, napisała:

"Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba".


Danuta Siedzikówna "Inka" (1928-1946)

Danuta Siedzikówna urodziła się 3 września 1928 r. we wsi Guszczewina k. Narewki
w pow. Bielsk Podlaski. Była drugą córką leśnika Wacława Siedzika i
Eugenii z Tymińskich. W rodzinie żywe były polskie tradycje
patriotyczne. Ojciec w 1913 r., podczas studiów w Petersburgu, został
aresztowany przez władze carskie za udział w tajnej polskiej organizacji
młodzieżowej i zesłany w głąb Rosji, skąd do Polski wrócił dopiero w
1926 r. Babcia Helena  Tymińska spokrewniona była z rodziną Orzeszków,
znała dobrze Elizę Orzeszkową.
Świadomość rodzinnej przeszłości wywarła duży wpływ na ukształtowanie
osobowości i postawy przyszłej sanitariuszki. Do wojny rodzina Siedzików
mieszkała w leśniczówce w Olchówce pod Narewką, gdzie pracował ojciec
„Inki”. Danuta Siedzikówna była jedną z trojga rodzeństwa, miała młodszą
o trzy lata siostrę Irenę i o rok starszą Wiesławę. Do 1939 roku uczyła
się w szkole powszechnejw Olchówce, potem zaś w szkole sióstr
salezjanek w Różanym Stoku pod Grodnem. Dalszą naukę przerwała jej
wojna.

We wrześniu 1939 r. tereny rodzinne Danuty został zajęte
na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow przez Armię Czerwoną i znalazł się pod
okupacją sowiecką. Wacław Siedzik, podobnie jak wielu polskich leśników
uznanych przez władze komunistyczne za osoby szczególnie związane z
państwem polskim – a co za tym idzie – niebezpieczne, został w 1940 r.
aresztowany przez NKWD i wywieziony do kopalni złota na Syberii. Po
wybuchu w czerwcu 1941 r. wojny pomiędzy Związkiem Sowieckim i III
Rzeszą, został zwolniony z obozu i wraz z armią gen. Andersa znalazł się
na terenie Iranu. Tam, w Teheranie, sprawował funkcję komendanta obozu
dla polskich uchodźców cywilnych. Na skutek ciężkich przeżyć oraz z
powodu słabego zdrowia nadwątlonego dwukrotnym zesłaniem zmarł w Iranie,
wkrótce po opuszczeniu przez armię Andersa Rosji. Jego grób znajduje
się na cmentarzu polskim w Teheranie.

Po aresztowaniu Wacława
Siedzika przez NKWD, jego rodzina została usunięta przez władze
sowieckie z leśniczówki w Olchówce. Musiała zamieszkać w niedalekiej
Narewce, tutaj też zastał ją wybuch wojny niemiecko – sowieckiej.
Prawdopodobnie już wtedy matka „Inki”, Eugenia Siedzik, miała kontakty z
polską konspiracją niepodległościową. W lipcu 1941 r. Narewka znalazła
się pod okupacją niemiecką. Matka Danuty była aktywną uczestniczką Armii
Krajowej, należała do siatki terenowej AK na Podlasiu. Za udział w
konspiracji została aresztowana przez Niemców w listopadzie 1942 roku, a
25 listopada tegoż roku osadzona jako więzień polityczny w więzieniu  w
Białymstoku (figuruje pod poz. 843 na wykradzionej przez wywiadowczynię
AK liście  więźniów Gestapo z numerami akt sprawy 5321/42 i 48/42). Z
przekazywanych przez nią z więzienia grypsów wynikało, iż osoby, które
spowodowały jej aresztowanie należały do kolaborującego z Niemcami
komitetu białoruskiego z Narewki. Po ciężkim śledztwie i torturach
została zamordowana w połowie września 1943 r. w lesie pod
Białymstokiem. Danusia po raz ostatni widziała matkę w szpitalu
więziennym w Białymstoku strasznie zmasakrowaną. „Inka” miała wtedy
zaledwie piętnaście lat. Grobu zamordowanej matki nigdy nie odnalazła.

Danuta Siedzikówna "Inka" (1928-1946)

Trzema
osieroconymi córkami małżeństwa Siedzików zaopiekowała się babcia,
matka ich ojca. Dwie starsze, Wiesława i Danuta, pomimo bardzo młodego
wieku, zostały zaprzysiężone jako żołnierze Armii Krajowej. Danuta
wstąpiła w szeregi konspiracji w grudniu 1943 r. i stała się żołnierzem
Armii Krajowej ośrodka Hajnówka-Białowieża. Praca konspiracyjna w tym
ośrodku prowadzona była w bardzo trudnych warunkach. Śmiertelne
zagrożenie stanowili tu nie tylko Niemcy, ale też i współpracujący z
nimi „aktywiści” białoruscy (którzy zadenuncjowali Gestapo wielu
polskich niepodległościowców) oraz uczestnicy komunistycznych
„jaczejek”, związanych z wrogą wobec Polski i Polaków partyzantką
sowiecką. Danuta Siedzikówna początkowo pełniła funkcję łączniczki na
terenie swego macierzystego ośrodka. Przeszła ogólne przeszkolenie
wojskowe, a także ukończyła kursy sanitarne. Danuta Siedzikówna „Inka”
do połowy 1945 r. mieszkała w Narewce i pracowała jako urzędniczka w
miejscowym nadleśnictwie.

W lipcu 1944 r. tereny powiatu Bielsk
Podlaski zostały zajęte przez nadciągającą ze wschodu Armię Sowiecką.
Biorące udział w akcji „Burza” oddziały AK atakujące wycofujących się
Niemców, były po ujawnieniu się wobec władz sowieckich rozbrajane, a ich
żołnierze wywożeni do obozów w głębi ZSRR. Pod koniec wojny do
oddziałów partyzanckich przedostali się konfidenci NKWD, których
zadaniem było rozpracowanie armii podziemnej. Na podstawie zebranych
informacji już po rozformowaniu oddziałów nastąpiły aresztowania. 6
czerwca 1945 r. również „Inkę” zatrzymano razem ze wszystkimi
pracownikami nadleśnictwa za współpracę z niepodległościowym podziemiem.
W czasie transportu do siedziby UBP w Białymstoku została wraz z grupą
uwięzionych odbita przez patrol 5 Brygady Wileńskiej AK (podległej w tym
czasie Komendzie Okręgu Białostockiego AK), dowodzony przez Stanisława
Wołoncieja „Konusa”. Pod opieką Wacława Beynara „Orszaka” uwolnieni
dotarli do miejsca postoju Brygady, dowodzonej przez mjr. Zygmunta
Szendzielarza „Łupaszkę” w miejscowości Śpieszyn. W oddziale rozpoczęła
służbę sanitariuszki pod pseudonimem „Inka”. Walczyła w szwadronach por.
Jana Mazura „Piasta”, a następnie por. Mariana Plucińskiego
„Mścisława”. We wrześniu 1945 r., po rozwiązaniu Brygady na okres
zimowy, wyjechała do Olsztyna. Niedługo później UB aresztowało siostrę
„Inki” Wiesławę, która szybko zorientowała się, że chodziło im o Dankę.
Aresztowana miała to szczęście, że trafiła na funkcjonariusza UB,
któremu kiedyś wyświadczyła niecodzienną przysługę. Była świadkiem na
jego tajnym ślubie kościelnym. To uratowało ją przed biciem i
prawdopodobnie przyczyniło się do jej zwolnienia. Jednak po zwolnieniu
Wiesława zauważyła, że jest śledzona, dlatego przekazała Dance
informację, by ta trzymała się jak najdalej od rodziny. Z pomocą
przyszedł przyjaciel ojca i ojciec chrzestny Danki, Stefan Obuchowicz.
Wyrobił jej fałszywe papiery na swoje nazwisko i załatwił pracę
kancelistki w leśnictwie Miłomłyn koło Ostródy.

4
szwadron 5 Brygady Wileńskiej AK. Ostatni rząd od prawej: Danuta
Siedzikówna "Inka", Jerzy Lejkowski "Szpagat", por. Marian Pluciński
"Mścisław", ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, NN, Jerzy Fijałkowski
"Stylowy", w pierwszym rzędzie od lewej drugi Witold Goldzisz "Radio",
trzeci Zdzisław Badocha "Żelazny".

W styczniu 1946 r., po
wznowieniu działalności Brygady (podporządkowanej w tym okresie 
Eksterytorialnemu Okręgowi Wileńskiemu AK), „Inka” podjęła służbę w
szwadronie ppor. Zdzisława Badochy „Żelaznego”,
w którym również pełniła funkcję sanitariuszki. Wykonywała też zadania
łączniczki i kurierki, wyjeżdżając na odległe nieraz punkty kontaktowe.
Na co dzień, jak wszyscy partyzanci, chodziła w mundurze Wojska
Polskiego. Cieszyła się dużym zaufaniem dowódców, a także uznaniem i
przyjaźnią kolegów. Tak wspominał „Inkę” sierż. Olgierd Christa „Leszek”, jeden z jej ówczesnych przełożonych:

„Była
bardzo lubiana za swoją skromność, a jednocześnie hart i pogodę ducha.
Znosiła trudy z równą chłopcom, a niekiedy bardziej zadziwiającą
wytrzymałością, szczególnie psychiczną. Raz tylko prosiła w czasie
powrotu znad Wisły, by ktoś przejął jedną z jej ciężkich toreb.
Maszerowaliśmy prawie półbiegiem ze względu na odległe miejsce postoju, a
ją właśnie gnębił brak formy”.

Danusia
uczestniczyła jako sanitariuszka w walkach szwadronu z grupami
operacyjnymi UB, MO i KBW. Warto wspomnieć, że podczas akcji bojowych
udzielała pomocy sanitarnej nie tylko rannym partyzantom, ale również
rannym milicjantom, na co istnieją liczne zeznania i świadkowie.

Kadra
5 Brygady Wileńskiej AK, rok 1945. Stoją od lewej: ppor.cz.w. Henryk
Wieliczko "Lufa", zamordowany 14 marca 1949 r. na Zamku Llubelskim, por.
Marian Pluciński "Mścisław", zamordowany 28 czerwca 1946 r. w
białostockim więzieniu, mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", zamordowany
8 lutego 1951 r. na Mokotowie, wachm. Jerzy Lejkowski "Szpagat", ppor.
Zdzisław Badocha "Żelazny", poległ w walce z UB 26 czerwca 1946 r. w
Czerninie koło Sztumu
.

Podczas jednej z potyczek z
funkcjonariuszami UB w czerwcu 1946 roku został ranny ppor. „Żelazny”.
Pozostawiony na konspiracyjnej kwaterze w majątku w Czerninie, poległ 26
czerwca 1946 roku w walce z bronią w ręku, osaczony przez komunistyczną
grupę operacyjną. Sierż. „Leszek”, okresowo dowodzący szwadronem, który
„odskoczył” w Bory Tucholskie, nie wiedząc o śmierci „Żelaznego” wysłał
„Inkę” w dniu 13 lipca 1946 roku do Gdańska, z zadaniem nawiązania
kontaktu z porucznikiem, a także zakupu niezbędnych lekarstw i środków
medycznych. Tak  Olgierd Christa wspominał „Inkę” w dniu wyjazdu:

„To
była bardzo skromna dziewczyna. Była bardzo obowiązkowa. Nie pamiętam,
by się kiedykolwiek skarżyła, choć nie brakowało długich, forsownych
marszów.  W lipcu wysłałem ją  do Gdańska po medykamenty dla oddziału.
Kiedy stanęła przede mną, żeby zameldować gotowość wyjazdu, spojrzałem
zdziwiony, jakbym ujrzał kogoś nieznanego. Była zawsze ubrana w wojskowy
uniform i w wojskowe buty. Teraz stała przede mną smukła, uśmiechnięta,
ładna dziewczyna, w pożyczonej gdzieś na wsi letniej sukience”.

Niestety,
„Leszek” nie wiedział, że zadanie jakim obarcza dziewczynę jest już
nieaktualne, ale nie miał też świadomości, że jedna z łączniczek
cieszących się zaufaniem dowództwa – Regina Żylińska-Mordas pseud.
„Regina”, podjęła współpracę z UB i wydała szereg punktów kontaktowych 5
Brygady Wileńskiej. Gdy „Inka” nocą 19/20 lipca 1946 r. zjawiła się w
mieszkaniu sióstr Mikołajewskich przy ul. Wróblewskiego we Wrzeszczu,
stanowiącym jeden z takich punktów, prawdopodobnie była już śledzona
przez UB. Następnego dnia o świcie do mieszkania wpadli funkcjonariusze
UB i aresztowali osoby tam przebywające.

Żołnierze
4 Szwadronu 5 Brygady Wileńskiej AK, w górnym rzędzie od lewej: por.
Marian Pluciński "Mścisław", plut. Henryk Wieliczko "Lufa", NN, plut.
Zdzisław Badocha "Żelazny", środkowy rząd: plut. Jerzy Lejkowski
"Szpagat", kpr. Zbigniew Fijałkowski "Pędzel", NN, na dole: Danuta
Siedzikówna "Inka", NN "Beduin", Leonard Mikulski "Sęp", NN;
Białostocczyzna 1945 r.

Danuta Siedzikówna „Inka” przeszła
przez bardzo ciężkie i brutalne śledztwo prowadzone w Wojewódzkim
Urzędzie Bezpieczeństwa w Gdańsku. Krzysztof Wójcik w artykule
poświęconym „Ince” pisał:

„Dokładnie
nie wiadomo, jak dziewczyna była traktowana podczas śledztwa. Do dziś
zachowały się tylko relacje pośrednie. Strażniczka o imieniu Sabina
mówiła, że „Inka” była bita i poniżana podczas śledztwa […]. Potem
miał się odbyć pokazowy proces. Jeszcze przed wydaniem wyroku
wiedzieliśmy, że będzie rozstrzelana – mówi były pracownik więzienia
przy Kurkowej. – Władza ludowa nie miała pobłażania dla bandytów od
„Łupaszki”.”

31 lipca 1946 r., w dniu najdłuższego
przesłuchania „Inki”, prokurator podpisał skierowanie jej sprawy do
Wojskowego Sądu Rejonowego w Gdańsku, gdzie została rozpatrzona w trybie
doraźnym. Akt oskarżenia podpisał oficer śledczy UB z Gdańska Andrzej
Stawicki. Rozprawa odbyła się 3 sierpnia 1946 r. w gdańskim więzieniu
przy ul. Nowe Ogrody. Najważniejszymi zarzutami postawionymi „Ince”
były: udział w akcji w Starej Kiszewie
oraz walkach koło Podjazdów i w Tulicach. W tym ostatnim przypadku
zarzucano jej wydanie rozkazu rozstrzelania dwóch wziętych do niewoli
funkcjonariuszy UB. Były to kompletnie absurdalne zarzuty, gdyż
sanitariuszka po prostu nie mogła wydać takiego polecenia żołnierzom;
nawiasem mówiąc zajęta była udzielaniem w tym czasie pomocy rannym.
Niestety, obciążyli ją fałszywymi zeznaniami milicjanci i ubecy, ludzie,
którym partyzanci darowali życie. Niezgodne z prawdą zeznania złożyli:
pracownik UB ze Sztumu Eugeniusz Adamski i milicjant Franciszek Babicki.
Z kolei Longin Ratajczyk, milicjant uczestniczący w potyczce koło wsi
Podjazdy twierdził, że „Inka” strzelała do niego z pistoletu, co również
było nieprawdą. Można jedynie domyślać się, że milicjanci kłamali na
polecenie UB. Jedynie ranny pod Tulicami funkcjonariusz MO Mieczysław
Mazur zeznał, iż sanitariuszka „Inka” dała mu opatrunek i nie
potwierdził kłamstw swoich kolegów. Ni emiało to jednak żadnego
znaczenia. Sąd skazał dziewczynę na karę śmierci. Sędziowie wydający ów
wyrok, mieli pełną świadomość, że orzekają taką karę wobec osoby
niepełnoletniej, bowiem informacja, iż „Inka” nie miała jeszcze
skończonych 18 lat, odnotowana została w uzasadnieniu wyroku.

Danuta
Siedzikówna nie uległa namowom obrońcy z urzędu i nie podpisała się pod
pismem do Bieruta o ułaskawienie. Pismo zredagowane w pierwszej osobie
(„Ja, Danuta Siedzikówna…”) podpisał jej obrońca podkreślając, iż
„Inka” jest sierotą, matka zginęła z rąk Niemców, zaś ojciec zaginął
wywieziony na wschód. Skład sędziowski zaopiniował prośbę negatywnie.
Nie miała ona i tak żadnego znaczenia, nikt nie zmierzał traktować jej
poważnie – wyrok bowiem wykonano, nim do Gdańska dotarła odmowna
odpowiedź Bieruta. Okoliczność, że w dniu wydania wyroku śmierci, jak i w
dniu jego wykonania „Inka” nie miała skończonych 18 lat w ogóle nie
została wzięta pod uwagę. W przesłanym siostrom Halinie i Jadwidze
Mikołajewskim z Gdańska grypsie z więzienia Danka napisała:

„Jest mi smutno, że muszę umierać. Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba”.

Zdanie
to należy tłumaczyć nie tylko odmową podpisania prośby o ułaskawienie,
lecz także przebiegiem śledztwa, podczas którego poza pseudonimami
kolegów niczego nie ujawniła, a ubowcom nie udało się nawet wydobyć od
niej informacji, na jakiej stacji kolejowej zaplanowano spotkanie z
kurierem, który miał ją z powrotem doprowadzić do oddziału.

Protokół wykonania wyroku śmierci na Danucie Siedzikównej "Ince".

Danuta
Siedzikówna „Inka” została rozstrzelana rankiem 28 sierpnia 1946 r., o
godz. 6.15, wraz ze skazanym na śmierć oficerem 5 Brygady Wileńskiej  AK
ppor. Feliksem Selmanowiczem „Zagończykiem”,
dowódcą pięcioosobowego samodzielnego patrolu bojowo-dywersyjnego na
okręg gdańsko-olsztyński, który zdobywał środki na działalność
organizacyjną. Dwójka skazańców do końca zachowała postawę godną
żołnierzy Armii Krajowej. Przed śmiercią wykrzyknęli „Niech żyje
Polska!”. Dziesięciu żołnierzy ze specjalnej jednostki KBW w Gdańsku
oddało niecelne strzały. „Inka” i ppor. „Zagończyk” zostali zamordowani
strzałami w głowę przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka
Sawickiego.

Ppor. Feliks Selmanowicz „Zagończyk”, zdjęcie wykonane przez UB w Gdańsku.

Przebieg
egzekucji znany jest ze szczegółowych relacji złożonych w gdańskim
oddziale IPN przez dwóch świadków: ks. Mariana Prusaka, który spowiadał
oboje skazańców i był przy nich do końca oraz ówczesnego zastępcy
naczelnika więzienia w Gdańsku Alojzego Nowickiego, który zeznał, że „do
„Inki” strzelało 10 żołnierzy, każdy miał 10 sztuk amunicji w bębnie
pepeszy. Wobec niepowodzenia egzekucji, choć wystrzelono 100 kul z
odległości kilku kroków, do słaniającej się dziewczyny podszedł oficer
UB i z bliska strzelił jej w głowę. Zanim to zrobił, „Inka” zdążyła
jeszcze krzyknąć: „Niech żyje „Łupaszko!”.”

Miejsce
pochówku „Inki” zostało przez UB utajnione. Jednak nawet po śmierci
niewinna sanitariuszka stanowiła duże zagrożenie dla komunistów. Jeszcze
w 1969 roku ukazała się książka Jana Babczenki, byłego szefa UB w
Kościerzynie i dziennikarza Rajmunda Bolduana „Front bez okopów”, w
której autorzy napisali, że sanitariuszka „Łupaszki”, mordowała
funkcjonariuszy UB. Dla większego efektu „Inkę” przedstawiono, jako
„kruczoczarną” i „krępą” kobietę ze „szramą na twarzy”, biegającą z
pistoletem błyszczącym złowrogo „oksydowaną stalą”, strzelającą z
„sadystycznym uśmiechem” do funkcjonariuszy UB.

Kłamliwa książka Jana Babczenki, byłego szefa UB w Kościerzynie i dziennikarza Rajmunda Bolduana „Front bez okopów”.

W
rzeczywistości siedemnastoletnia Danusia Siedzikówna była szczupłą
szatynką i do nikogo podczas partyzanckich akcji nigdy nie strzelała. 
Dzięki takim propagandowym paszkwilom do dziś w niektórych kręgach
polskiego społeczeństwa funkcjonują fałszywe wyobrażenia o polskich
partyzantach z okresu drugiej konspiracji.
 
Po latach Sąd
niepodległej Rzeczypospolitej uznał wyrok komunistów z 1946 roku za
zbrodnię sądową. 10 czerwca 1991 roku wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku
Danuta Siedzikówna została zrehabilitowana, Sąd uznał, że poniosła
śmierć za działalność na rzecz niepodległego państwa polskiego.

Symboliczne groby "Inki" i ppor. "Zagończyka" na cmentarzu garnizonowym przy ul. Giełguda w Gdańsku.

11
listopada 2006 r. „Inka” została pośmiertnie odznaczona przez
Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia
Polski Polonia Restituta. Danuta Siedzikówna „Inka” ma symboliczny grób
na cmentarzu garnizonowym przy ul. Giełguda w Gdańsku, a także pomnik w
Narewce, ufundowany w 2007 r. staraniem Fundacji „Pamiętamy”. Ma również
tablicę pamiątkową w bazylice NMP w Gdańsku oraz kamienny obelisk w
Sopocie, w parku jej imienia.

Pomnik w hołdzie Danucie Siedzikównej "Ince", przy ulicy Armii Krajowej w Sopocie, w parku jej imienia.

Gdyby nie została zamordowana przez komunistycznych oprawców, miałaby dziś 84 lata. Mogła być jeszcze wśród nas…
GLORIA VICTIS !

Więcej na temat "Inki" czytaj:

Strona główna>