65. rocznica śmierci kpt. "Bartka"

65. rocznica zamordowania kpt. Henryka Flame "Bartka"

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


Kpt. Henryk Flame "Bartek"

65. lat temu, 1 grudnia 1947 roku w Zabrzegu pod Czechowicami został zamordowany kpt. Henryk Flame "Bartek", legendarny dowódca zgrupowania partyzanckiego Narodowych Sił Zbrojnych na Śląsku Cieszyńskim.

Dnia 1 grudnia 1947 roku o godzinie 14 Henryk Flame przyszedł do warsztatu znajomego Wiktora Cimali z prośbą, żeby zrobił drzwi żelazne do kościoła Św. Katarzyny. Praca nad drzwiami, w której pomagał Flame, trwała do godziny 18. Po skończonej pracy, Cimola zaproponował „Bartkowi", że odprowadzi go do domu. Po drodze wstąpili do restauracji prowadzonej przez Kozika na piwo. Tam spotkali Wiktora Ryszkę do którego się dosiedli. Później doszło kilku innych znajomych między innymi Rudolf Stafi z żoną i Stefan Kapela. W tym mniej więcej towarzystwie na propozycję Stefana Kapeli cała grupa udała się samochodem do restauracji Czyloka w Zabrzegu.

Pod restaurację prowadzoną przez Józefa Czyloka w Zabrzegu samochód z gośćmi, wśród których był Flame, podjechał między godziną 19 a 20.  Z samochodu oprócz wyżej wymienionych gości, wyszło również dwóch funkcjonariuszy MO oraz kilku członków orkiestry, którą wzięto z restauracji Kozika. Całe towarzystwo bez przeszkód weszło do restauracji i zajęło stoliki. W tym czasie około godz. 20 funkcjonariusz MO o nazwisku Drapacz poznawszy wchodzącego do restauracji Henryka Flame poszedł na miejscowy posterunek, gdzie poinformował komendanta placówki Kazimierza Dolacińskiego, że widział jak „Bartek" w towarzystwie znajomych wszedł do restauracji u Czyloka, mówiąc przy tym, że może dojść do „gradny" gdyż kilka dni wcześniej, 29 listopada 1946 roku, Flame strzelał w tej restauracji na wiwat i nieprzychylnie wypowiadał się o „władzy ludowej". Obaj milicjanci poszli zatem do restauracji, tam zastali już funkcjonariusza MO Całujka a chwilę później przyszli milicjanci, Rudolf Dadak i Multak.  Byli tam również czechowiccy milicjanci Stanisław Kopeć i Jan Zygowski, którzy przyjechali w towarzystwie Flamego. W związku z tym, że miejscowy posterunek został bez obstawy, komendant Dolaciński odmeldował Dadaka i Drapacza na placówkę MO. Jednak Dadak został, a zamiast niego na posterunek poszedł Multak.

Około godziny 21.20 do baru, przy którym stali milicjanci, podszedł Flame i zaprosił komendanta Dolacińskiego do stolika, ale ten odmówił mówiąc przy tym, że jest na służbie a zresztą nie pije z nieznajomymi na co Flame przedstawił się podając jednocześnie swój NSZ-owski pseudonim, tak że wszyscy w pobliżu to usłyszeli. W tym czasie w restauracji znajdowało się pięciu milicjantów pilnujących porządku przed ewentualną awanturą, zwłaszcza, że towarzystwo Flamego było już mocno rozbawione. O godzinie 22 Czylok zabrał się do zamykania baru, widząc to Flame podszedł do Dolacińskiego i poprosił o dłuższe pozostanie obecnych na sali, ponieważ ma obawy, że na zewnątrz może dojść do awantury. Dzięki interwencji komendanta posterunku Czylok zrezygnował z zamknięcia restauracji.

Gdy kolejny raz Flame podszedł do baru zaczepił go Rudolf Dadak pytając czy pamięta go z roku 1944 na co zapytany odpowiedział, że jeżeli był w partyzantce to walczyli razem przeciwko okupantowi i na tym rozmowa się skończyła. Według późniejszej relacji samego Dadaka rozmowa przebiegła nieco inaczej, a mianowicie, że „podchmielony" Flame podszedł do niego i mu ubliżył używając przy tym wulgarnych słów. Bezpośrednio po tym incydencie Flame poszedł do osobnego pomieszczenie gdzie przysiadł się do Marii Stafi i do żony Ryszka. Był podłamany, skarżył się, że jego na świecie już nic nie cieszy, żyje tylko dla dzieci i dla matki.

Dochodziła godzina 23 dnia 1 grudnia 1947 roku gdy usłyszano serię strzałów i towarzyszący jej krzyk kobiet. Chwilę później Henryk Flame leżał bez ruchu w kałuży krwi obok krzesła na którym siedział. Strzał oddał funkcjonariusz MO Rudolf Dadak, który stał w drzwiach z karabinem w ręku z lufą skierowaną do pokoju, w którym siedział Flame. Od razu dopadł go funkcjonariusz Całujek, który odebrał Dadakowi broń. Na zapytanie dlaczego to zrobił odparł, że „nie może znosić by tacy wrogowie Demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów chodzili teraz bezkarnie."
Tak zakończył życie Henryk Flame  pseudonim „Bartek", legendarny „Król Podbeskidzia".


Zwłoki kpt. "Bartka"
skrytobójczo zastrzelonego przez milicjanta w barze w
Zabrzegu.


Henryk Antoni Flame, ps. "Grot", "Bartek", (ur. 19 stycznia 1918 we Frysztacie na Zaolziu, zm. 1 grudnia 1947) – pilot wojskowy, żołnierz NSZ.

Był
synem Emeryka i Marii z domu Raszyk. W 1919 roku rodzina Flame
przeniosła się do Czechowic (obecnie Czechowice-Dziedzice) znajdujących
się w granicach II Rzeczypospolitej. Wykształcenie zdobył w miejscowym
gimnazjum i w Szkole Przemysłowej w Bielsku. W 1936 roku wstąpił na
ochotnika do wojska rozpoczynając naukę w Szkole Podoficerów Lotnictwa
dla Małoletnich w Bydgoszczy, którą ukończył w roku 1939 w stopniu
kaprala pilota dostając przydział do 123 eskadry 2 pułku lotniczego
stacjonującego na lotnisku w podkrakowskich Rakowicach.


Wiosna 1946 r. Henryk Flame „Bartek”
(pierwszy od prawej) wraz ze swoimi żołnierzami
(od lewej: Gustaw Matuszny, ps. „Orzeł Biały”, Wiktor
Gruszczyk, ps. „Groźny”, Stanisław Włoch, ps. „Lis”).


W wojnie
obronnej Polski w 1939 r., jako pilot 123 eskadry myśliwskiej
przydzielonej do Brygady Pościgowej, Henryk Flame, bronił nieba nad
Warszawą przed samolotami wroga. 1 września w okolicach Zakroczyma
doszło do pierwszej bitwy powietrznej II wojny światowej, w wyniku
której maszyna kpr. Flame została zestrzelona, a on sam od tej pory
znajdował się w dyspozycji prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego. Z
6 na 7 września 123 eskadra została wycofana z Warszawy na podlubelskie
lotniska, a 17 września jej żołnierze przekroczyli granicę rumuńską. W
tym czasie Henryk Flame dostał prawdopodobnie przydział do nowo
sformowanej Eskadry Rozpoznawczej operującej na linii Lwów –
Zaleszczyki.

Po 17 września został zestrzelony przez Rosjan w
okolicach Stanisławowa po czym zorganizował z luźnych grup żołnierzy z
rozbitych jednostek konwój, który pod koniec września przekroczył
granicę z Węgrami. Na Węgrzech Flame wraz z innymi żołnierzami został
internowany i osadzony w tymczasowym obozie, z którego jednak szybko
uciekł. Ukrywając się u węgierskiego gospodarza został zadenuncjowany i
przekazany władzom niemieckim, które umieściły zbiega w obozie jenieckim
zlokalizowanym na ziemiach austriackich wcielonych do III Rzeszy. W
drugiej połowie 1940 roku, dzięki interwencji rodziny, Flame został
wypuszczony z obozu (historycy o orientacji lewicowej, uważają, że
kluczową rolę w wypuszczeniu Flamego z obozu, odegrał fakt podpisania
przez niego volkslisty). Po powrocie do Czechowic, Henryk Flame, podjął
pracę jako maszynista na miejscowej kolei i związał się jednocześnie z
niepodległościową konspiracją.

Założył organizację HAK podległą
AK, która zajmowała się wywiadem i sabotażem. Na przełomie roku 1943 i
1944, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, wraz z podkomendnymi
uciekł do lasu, gdzie zorganizował samodzielny oddział partyzancki
operujący w podbeskidzkich lasach. Zauważony przez dowództwo NSZ
otrzymał propozycję wejścia w raz z oddziałem w szeregi tej organizacji,
z której to propozycji skorzystał i w październiku 1944 roku został
zaprzysiężony na żołnierza NSZ.

12 lutego 1945 roku do Czechowic
wkroczyła Armia Czerwona, a Flame, realizując zalecenia dowództwa NSZ,
ujawnił się, i wraz z oddziałem, zachowując konspiracyjne struktury,
oddał się do dyspozycji "władzy ludowej" i wbrew protestom miejscowych
komunistów, objął stanowisko komendanta miejscowego komisariatu MO. W
dalszym ciągu realizując wytyczne dowództwa NSZ, Flame obsadził swoimi
ludźmi komisariat i podległe mu jednostki, a także gromadził wokół
siebie ludzi opozycyjnie nastawionych do komunistów gromadzić
jednocześnie broń przygotowując się do nieuchronnej konfrontacji z
komunistami.

W kwietniu 1945 roku, kolejny raz, jak za okupacji
niemieckiej, zagrożony dekonspiracją i aresztowaniem, Flame uciekł ze
swoimi ludźmi w pobliskie lasy. Od tej pory Flame zaczął występować jako
"Bartek" odtwarzając odziały partyzanckie VII Okręgu
Śląsko-Cieszyńskiego NSZ rozpoczynając tym samym "drugą konspirację". Od
maja 1945 roku do lutego roku 1947 Henryk Flame stał na czele
największego zgrupowania niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim,
którego liczebność, w szczytowym okresie, wynosiła ponad 300 dobrze
uzbrojonych i umundurowanych żołnierzy. Składające się z kilku oddziałów
zgrupowanie przeprowadziło łącznie ok. 340 akcji zbrojnych. Do
największego wystąpienia zgrupowania pod dowództwem Flamego należało
zajęcie 3 maja 1946 roku małej, uzdrowiskowej miejscowości Wisły, w
której przeprowadził, na oczach sterroryzowanych komunistów, dwugodzinną
defiladę w pełni umundurowanych i uzbrojonych żołnierzy NSZ, co było
ewenementem w państwach "władzy ludowej". W okresie tym Flame otrzymał
stopień kapitana NSZ i przydomek "Króla Podbeskidzia", będąc największym
postrachem komunistów na Śląsku Cieszyńskim.

Od lewej: Alojzy Wizner „Lis”, Antoni Wizner „Brzoza”, członkowie zgrupowania „Bartka”, straceni 15 stycznia 1947 r. w Bielsku na mocy wyroku WSR w Katowicach.

We wrześniu 1946
roku, w wyniku ubeckiej prowokacji, co najmniej 167 żołnierzy
zgrupowania "Bartka" zostało wywiezionych na Opolszczyznę i
zamordowanych (według najnowszych przypuszczeń ten masowy mord miał
miejsce w lasach w okolicach wsi Barut lub okolicach Grodkowa. Kolejnym
postulowanym miejscem mordu są Łambinowice. Od tego czasu zgrupowanie
pod dowództwem Flamego zaczęło tracić inicjatywę kosztem komunistów,
którzy w licznych obławach dziesiątkowali oddziały podległe "Bartkowi".


Raport agenta MBP Henryka Wendrowskiego z prowokacyjnej operacji „Lawina”, zakończonej wymordowaniem żołnierzy „Bartka”.

W
obliczu beznadziejnej sytuacji Flame podjął decyzję o ujawnieniu się
przy najbliższej okazji, którą stała się uchwalona przez sejm na dzień
22 lutego 1947 roku amnestia. Sam "Bartek" z najbliższym otoczeniem
ujawnił się dopiero 11 marca 1947 roku w Cieszynie. Był to dla
komunistów ogromny sukces, który jednak przyćmiewał fakt, że Flame,
ujawniając się na mocy amnestii, był bezkarny, a według nich musiał
ponieść karę. Komuniści rozpoczęli więc kolejną prowokację mającą na
celu "ukaranie" Flamego. Ponoć nieoficjalny wyrok śmierci na "Bartka"
wydał sam Bierut, który nie mógł znieść myśli o przemarszu niemal 400
ludzi z NSZ przed posterunkiem MO w Wiśle.

Do skrytobójczego
zamachu na Flamego doszło 1 grudnia 1947 roku w Zabrzegu pod
Czechowicami. Zamachowcem był miejscowy milicjant Rudolf Dadak, który
nigdy nie został osądzony za swoją zbrodnię, tak samo jak inspiratorzy
zamachu (Henryk Wendrowski), mimo prowadzonego śledztwa, nie zostali
ujawnieni i postawieni przed sądem.

Więcej na temat zgrupowania kpt. Henryka Flame "Bartka" czytaj:

Linki zewnętrzne:

Strona główna>