Krótka refleksja na temat "Ognia"… – część 1/3

Grzegorz Wąsowski
[wybór zdjęć – autor strony]

KRÓTKA REFLEKSJA NA TEMAT  KONTROWERSJI WOKÓŁ POSTACI JÓZEFA KURASIA "OGNIA", ODPOWIEDNIEJ PERSPEKTYWY I PATRIOTYZMU PEJZAŻU

Należy jej się pomnik lub przynajmniej obelisk
za to że cała była z mitycznych czasów
kiedy autorzy greccy albo rzymscy
i czytelnicy przy lampce oliwnej lub świecy
pakt zawierali i mocno wierzyli
że obrona wolności jest rzeczą chwalebną.

Zbigniew Herbert, z wiersza "Mademoiselle Corday"


Mjr Józef Kuraś "Ogień"

Kontrowersyjny, czyli problematyczny, budzący spory. Ten przymiotnik świetnie pasuje do Józefa Kurasia „Ognia”. Oczywistość takiej diagnozy jest bezdyskusyjna. Wystarczy zerknąć na  opublikowane w internecie artykuły dotyczące niedawnej, sierpniowej uroczystości odsłonięcia  w masywie Turbacza, czyli w mateczniku Dzielnego Górala z Waksmundu, pomnika poświęconego żołnierzom polskiego podziemia niepodległościowego, w tym partyzantom Zgrupowania Partyzanckiego „Błyskawica” Józefa Kurasia „Ognia”, którzy w latach 1942-1949 w Gorcach walczyli o niepodległość Polski i wolność człowieka z niemieckim i komunistycznym zniewoleniem.

Pomnik odsłonięty w Gorcach pod Turbaczem 12 sierpnia 2012 r., dzięki staraniom Fundacji "Pamiętamy".

Znakomita większość autorów tych tekstów czuła się w obowiązku silnie w nich zaakcentować, że „Ogień” to postać bardzo kontrowersyjna, zaś komentarze internautów  dobitnie ten fakt potwierdziły. Osobiście uważam, że określenie „kontrowersyjny”, niezależnie od tematu, do którego jest dedykowane, nie wnosi niczego do poznania przedmiotu opisu. Oddaje jedynie odmienność stanów wiedzy lub emocji osób, które zdecydowały  się na zabranie głosu w takiej czy innej dyskusji. Niemniej jednak źródła kontrowersji mogą być interesujące i dawać pewne wyobrażenie o uczestnikach sporu. W przypadku postaci „Ognia” można mówić  o prawdziwym bogactwie tych źródeł. Na niektóre z nich chciałbym zwrócić uwagę.

O TYCH CO OD SAMEGO POCZĄTKU  BYLI PRZECIW

Zacznijmy od tego, że kontrowersje wokół „Ognia” nie są zjawiskiem nowym. Już w okresie okupacji niemieckiej  partyzancka działalność „Ognia” budziła radykalnie rozbieżne oceny. Zauważmy bowiem, że skrajnie niekorzystny, ale przecież zrozumiały, jeśli przyjąć odpowiednią perspektywę, pogląd na temat „Ognia” jaki był udziałem żandarmów niemieckich stacjonujących w Nowym Targu np. w 1944 r. różnił się istotnie od osądu jaki miał w tej kwestii przeciętny góral, żyjący wówczas w rejonie Gorców. Ten bowiem na okupację niemiecką swojego kraju patrzył krzywo, a partyzantów „Ognia” miał raczej za patriotów walczących o wolność. Ale już mieszkaniec Podhala zaangażowany w kolaborancki ruch Goralenvolk lub w charakterze tajnego współpracownika (czytaj: konfidenta – przyp. GW) gestapo uprzejmie donoszący Niemcom na rodaków, czy wreszcie pospolity złodziejaszek z tamtych stron, mieli zdecydowanie odmienny pogląd na temat działalności „Ognia”. Powodowani obawą przed karcącą ręką ziemskiej sprawiedliwości, którą na tamtym terenie materializował wówczas przede wszystkim „Ogień” i jego oddział, byli oni w swojej ocenie „ogniowców” zdecydowanie bliżej żandarmów niemieckich z Nowego Targu, niż wspomnianego ich ziomka z rejonu Gorców.

Taki punkt widzenia zresztą też można zrozumieć – wystarczy tylko przyjąć odpowiednią perspektywę. Wspomnijmy, że i pośród  tamtejszych niewiast występowała silna polaryzacja ocen dotyczących „Ognia”. Wiadomo, „za mundurem panny sznurem”, ale czasami  mundur był niemiecki. I z tego właśnie  powodu niektóre damy zamieszkałe w miejscowościach leżących u podnóża Gorców musiały wbrew swojej woli okresowo zmienić fryzury, przyjmując jednolitą stylizację, którą można uznać za pierwowzór dla irlandzkiej piosenkarki  Sinead O’Connor, z czasów gdy ta publicznie darła zdjęcie Jana Pawła II. I panie te również były bardzo przeciwko „Ogniowi”, co także nie może dziwić – jeśli przyjmie się odpowiednią perspektywę. Do chóru radykalnych krytyków  Dzielnego Górala za jego działalność w okresie okupacji niemieckiej zaliczają się także  członkowie rodzin i przyjaciele osób zlikwidowanych przez „ogniowców” za kolaborację, zdradę lub złodziejstwo. Dodajmy, że ich postawa w tej sprawie też mogłaby być zrozumiana – gdyby przyjąć odpowiednią perspektywę.

MORDERCA POLAKÓW

Dla uzmysłowienia jak bardzo poważne są źródła zarysowanych powyżej kontrowersji wokół postaci „Ognia” przywołam  fragmenty dokumentu  z tamtych czasów. Jest to sprawozdanie referenta bezpieczeństwa Powiatowej Delegatury Rządu w Nowym Targu (a zatem przedstawiciela lokalnych władz Polskiego Państwa Podziemnego – przyp. GW), Ludwika Kohutka „Śmiałowskiego”, za okres od 1 do 30 listopada 1944 r. Zwracam uwagę, że obejmuje ono tylko jeden miesiąc, czyli drobny zaledwie  wycinek czasowy z okresu partyzanckiej działalności „Ognia” pod okupacją niemiecką. Dodam, że grupa „Ognia” pełniła wówczas przy Powiatowej Delegaturze Rządu w Nowym Targu rolę oddziału egzekucyjnego, wykonującego przekazane jej przez zwierzchnie władze cywilne wyroki sądów podziemnych. Oto co „Śmiałowski” napisał na ten temat w swoim raporcie (podane w raporcie nazwiska osób ukaranych przez oddział „Ognia” zostały przeze mnie pominięte – przyp. GW):

[…] Polecenia moje wykonywał Ogień wraz ze swymi ludźmi sprawnie i sumiennie, tropiąc bandy złodziei i meldując o ich ruchach. […]. W okresie sprawozdawczym zostały wykonane wyroki śmierci przez grupę Ognia na następujących osobach:
1. […], bandytka przedwojenna i szpicel niemiecki, z wyroku dawnego;
2. […], żona szpicla ukaranego gardłem, niebezpieczna z powodu kontaktu z gestapo, z wyroku dawnego;
3. […], za udział w rabunkach, pochwycony na gorącym uczynku;
4. […]
5. […], obaj ostatni zostali straceni dnia 20 bm. Za rabunki okolicznej ludności i na Spiszu, gdzie rabowali z bronią w ręku, podając się za członków AK, z wyroku PDR;
6. […], szpicel gestapo, za którego uwięziony został ostatnio
Batkiewicz Michał, ukrywający się od początku wojny przed gestapem. Wyrok dawny wykonano 19 bm;

7. […], niebezpieczny szpicel i prowodyr góralski, stracony z dawnego wyroku dnia 23 bm.
Ponadto na moje zlecenie Ogień zlikwidował dwie bandy rabusiów: jedną w Łopusznej (…, … i towarzysze) i inną w Nowym Targu – Kowańcu (…, … i towarzysze) przez rozbrojenie i oddanie tych ostatnich w ręce AK, gdyż do przynależności do AK się przyznawali. Następnie Ogień ostrzygł: 1. […], 2. […] i 3. […], wszystkie za stosunki z Niemcami względnie donosicielstwo. […].


Przewodniczący Komitetu
Góralskiego Wacław Krzeptowski (z lewej) wita gubernatora Hansa Franka
po przybyciu do Zakopanego, listopad 1939 r. (fot. ze zbiorów Narodowego
Archiwum Cyfrowego
).

Możliwe, że przywołana przeze mnie treść meldunku „Śmiałowskiego” boleśnie uświadomi niektórym, że działalność partyzancka nie skupia się na śpiewaniu skądinąd ładnych pieśni typu „Po partyzancie dziewczyna płacze”. Warto pamiętać także o tym, że nie jest zadaniem partyzantki wygranie zmagań wojennych, gdyż nie ma ona na to wystarczających sił i środków. Natomiast w sytuacji, gdy legalne czynniki państwowe schodzą do konspiracji lub pozostają poza granicami kraju, gdy władza zostaje przejęta przez siły okupacyjne, co skutkuje m.in. tym, że  aparat przymusu (konieczny w każdym normalnym państwie) przestaje służyć ochronie praw jednostki i dobru wspólnemu, natomiast jest w rękach okupanta narzędziem terroru, partyzantka pełni doniosłą funkcję strażnika reguł koniecznych dla ocalenia więzów wspólnotowych. Rola ta sprowadza się do obrony i egzekwowania fundamentalnych norm postępowania w relacjach międzyludzkich  i podstawowej lojalności członków okupowanej wspólnoty wobec prawowitych władz. Realizacja tego  niewdzięcznego, ale jakże  ważnego w czasach zaniku normalnej państwowości zadania, wygląda w praktyce tak, jak oddaje to przywołany meldunek „Śmiałowskiego”. Zdaniem jego autora po każdym takim wyroku ludność podhalańska odzyskiwała pewność siebie, nabierała ufności, że władza podziemna czuwa i karze i że jednak ktoś liczy zbrodnie kolaborantów, a więc warto żyć, warto czekać na koniec tej długiej strasznej wojny.
Trudno do tej oceny cokolwiek sensownego dodać.

PERSPEKTYWA RODZIN OFIAR NIEMIECKIEGO ODWETU

Kolejną grupę osób krytykujących „Ognia” za jego działalność partyzancką w okresie okupacji niemieckiej należy, z uwagi na przyczynę takiej postawy, zdecydowanie oddzielić od zbiorowości, które starałem się zdefiniować nieco wcześniej. Mowa o osobach, których bliscy zginęli z rąk Niemców podczas kolejnych pacyfikacji Waksmundu, rodzinnej wsi „Ognia”. Tragiczny ten bilans zamyka się liczbą kilkudziesięciu ofiar (pośród pomordowanych przez Niemców znaleźli się także ojciec, pierwsza żona i 2,5-letni synek „Ognia” – przyp. GW). Jakaś część z tych osób za śmierć swoich krewnych wini „Ognia”. Bo przecież, mówią oni, gdyby „Ogień” nie prowadził akcji antyniemieckiej, a prowadził ją bardzo konsekwentnie, to pacyfikacji Waksmundu zapewne by nie było. I ten punkt widzenia także można zrozumieć, jeśli przyjąć odpowiednią perspektywę, i akurat nad nim chyba warto się przez chwilę poważnie zastanowić.

W tym kontekście pozwolę sobie przypomnieć, że w  bezpośrednim odwecie za likwidację kata Warszawy, Franza Kutschery, przeprowadzoną przez żołnierzy batalionu „Parasol” w dniu 1 lutego 1944 r.,  Niemcy rozstrzelali  300 naszych rodaków. Gdyby zapytać  członków rodzin osób wówczas rozstrzelanych, czy głowa tego nazistowskiego oprawcy (Kutschera był Austriakiem – przyp. GW) warta była śmierci ich bliskich, ciekawe, co by odpowiedzieli. Część z nich  zapewne odrzekłaby, że likwidacja Kutschery  nie była warta aż takiej ofiary, a niektórzy pewnie mieliby niejakie pretensje do rozkazodawców lub wykonawców zamachu. I taki osąd trzeba po prostu przyjąć do wiadomości, jako po ludzku zrozumiały, a przy tym, przynajmniej w mojej ocenie, nie zasługujący na krytykę. Co nie zmienia w niczym faktu, że dla wielu rodaków, w tym także dla mnie, uczestnicy zamachu na Kutscherę są bohaterami narodowymi, zaś ofiary odwetowej akcji niemieckiej  powinni być pamiętani jako ci, którzy zginęli śmiercią męczeńską za sprawę wolności.

Obwieszczenie o egzekucji 100 zakładników wydane przez Franza Kutscherę, 13 listopada 1943 r.

Domniemany punkt widzenia rodziny Kutschery i jego niemieckich kamratów na temat zdarzeń do jakich doszło w Warszawie w Alejach Ujazdowskich kilkanaście minut po dziewiątej dnia 1 lutego 1944 r. pominę milczeniem, choć pamiętajmy, że on również może zasługiwać na zrozumienie – gdyby przyjąć odpowiednią perspektywę. Tak czy inaczej zarysowane powyżej możliwe punkty widzenia na likwidację Kutschery pokazują, że i ten epizod z historii naszego kraju, przy odpowiednim doborze dyskutantów, będzie budził spory, czyli zasługuje chyba na miano kontrowersyjnego; choć oczywiście nie jest nawet w drobnym ułamku tak problematyczny,  jak działalność  „Ognia”.

AKOWCY – ZBOWIDOWCY

Pisząc o kontrowersjach wokół postaci „Ognia” dotyczących okresu okupacji niemieckiej, nie sposób pominąć milczeniem jego skomplikowanych relacji z Armią Krajową. Zostały one w sposób rzetelny, z wykorzystaniem bogatej bazy dokumentowej, przedstawione  i przeanalizowane przez Macieja Korkucia w niedawno wydanej książce „Józef Kuraś „Ogień”. Podhalańska wojna 1939-1945”. Wiele osób zabiera głos na temat „Ognia”, z lubością podkreślając, że postać to bardzo  kontrowersyjna, bo przecież skonfliktowana z Armią Krajową; mało kto z tego kręgu chce  wiedzieć jak naprawdę było. Zainteresowanych rzeczywistym przebiegiem wypadków odsyłam do pracy Macieja Korkucia. Na potrzeby niniejszego szkicu wspomnę tylko, że w  bezpośrednio adresowanym do „Ognia” piśmie z dnia 13 października 1944 r. komendant Inspektoratu AK Nowy Sącz Adam Stabrawa „Borowy” napisał: Zawiadamiam Pana, że dochodzenia przeciwko Panu zostały umorzone.

Apel w obozie oddziału ochrony sztabu mjr. "Ognia" (zaznaczony "×") Gorce, lato 1946 r.

Dodajmy, że w okresie walki „Ognia” z komunistami przez szeregi podległych mu oddziałów przewinęło się wielu żołnierzy Armii Krajowej. Jednak równie wielu akowców z rejonu Podhala zasiliło w PRL-u szeregi ZBoWiD-u. Dzielny Góral i ci, którzy zdecydowali się pójść pod jego rozkazy po kwietniu 1945 r. wybrali inną drogę. Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie czynił wspomnianym żołnierzom AK zarzutu z faktu, że po koszmarze okupacji niemieckiej nie zdecydowali się na kontynuację walki o wolność, tym razem w realiach komunistycznego zniewolenia. Może tylko trochę szkoda, że pamięć o czasach swojej działalności partyzanckiej postanowili pielęgnować w ramach organizacji utworzonej przez reżim komunistyczny, kierowanej min. przez Mieczysława Moczara, znanego z bezwzględnej postawy wobec "bandytów reakcyjnego podziemia". Niemniej wypada pamiętać, że niektórzy z nich, powodowani zapewne pobudką tak rozpowszechnioną w relacjach międzyludzkich jak azot w powietrzu, czyli zawiścią, opowiadali czy pisali o „Ogniu” rzeczy niegodne żołnierzy Armii Krajowej. Jak sądzę trudno im było znieść, że symbolem Podhala walczącego o wolność zostali nie oni, lecz właśnie „Ogień” i ci, którzy u jego boku przebyli aż do samego końca najtrudniejszą z ludzkich dróg – czarny szlak wiodący „na górę zwaną czaszka”. Takie zachowanie  przecież też można zrozumieć, wystarczy  t
ylko przyjąć odpowiednią perspektywę. Tak czy inaczej, akowcy – zbowidowcy  mają swój realny wkład w to, że dzisiaj o „Ogniu” wypada i trzeba mówić jako o postaci bardzo kontrowersyjnej. Chcąc nie chcąc, muszę się do tego dostosować.

BOGACZ

Wzmianką o zawiści doprowadziłem ten tekst do kolejnej, całkiem licznej grupy zdecydowanych przeciwników „Ognia”, krytykujących go zarówno za działalność prowadzoną w okresie okupacji niemieckiej, jak i za walkę jaką prowadził  w realiach zniewolenia komunistycznego. Ta zbiorowość posłuży mi za łącznik pomiędzy dotychczasową a dalszą częścią moich refleksji. Określiłbym ją mianem "poszukiwaczy złota". Powszechnie wiadomo, że ten  kruszec rozpala od wieków ludzkie namiętności. Dodajmy do tego jeszcze banalną prawdę życia, że ludzie zwykle mierzą świat własną miarą, co w praktyce przejawia się m.in. tym, że czyny bliźnich starają się wytłumaczyć za pomocą zrozumiałych dla nich  samych motywacji i celów. Ot, naturalna skłonność do racjonalizacji ludzkich zachowań. I dlatego niektórym rodakom wychodziło, i nadal  wychodzi, że po „Ogniu” to dużo złota zostało. – W skrzyniach, Panie, to złoto, w skrzyniach […]. „Ogień” nie jest tu żadnym wyjątkiem.

Proszę mi wierzyć, że w swych wędrówkach za historią „Żołnierzy Wyklętych”, motyw skrzyń ze złotem przerobiłem wielokrotnie, w różnych zakątkach naszego kraju. Wielu ludzi po prostu nie jest w stanie pojąć, bo to się  nie mieści w ich horyzontach poznawczych, że dla czegoś tak abstrakcyjnego, jak Ojczyzna i wolność, można coś ważnego z własnej i nieprzymuszonej woli poświęcić, a życie dla takich abstraktów narażać, to już jest po prostu całkowicie niewiarygodne. Takie frazesy to nie dla nich. Oni wiedzą, to zresztą jest często wiedza pokoleniowa, że o pieniądze cała rzecz musiała się rozchodzić, o duży szmal; znaczy – partyzanci rabowali pieniądze, a później zamieniali je na złoto, które w skrzyniach chowali.
Ta wiedza była i jest odwzorowaniem wielkiej małości, zbudowanej na
mocnym fundamencie prostactwa i zawiści, a także, niestety, całkiem 
dużym i charakterystycznym  kryształem lustra naszej zbiorowości.

Przejęta przez UB kartka z tekstem  przysięgi obowiązującej we wszystkich oddziałach "Ognia":
"Przysięgam Panu Bogu Wszechmogącemu, że będę wiernie służył Ojczyźnie
swojej. Dla Polski Ludowej poświęcę swoje życie. Rozkazy swoich dowódców
będę sumiennie wykonywał, o prawa należne chłopu i wsi polskiej będę
walczył. Tajemnicy dochowam choćby padło przypłacić własną krwią. Tak mi
dopomóż Bóg."

Krytyka „Ognia” za jego działalność z  okresu okupacji niemieckiej  to oczywiście nic w porównaniu z ocenami jakich doczekał się za walkę z komunistami. Przypomnijmy, że ten tak bardzo kontrowersyjny dowódca partyzancki toczył ją z  dużym rozmachem od drugiej połowy kwietnia 1945 r. aż do swojej śmierci w lutym 1947 r. Początek tej walki „ogniowcy” obwieścili mieszkańcom Podhala w ulotkach rozwieszonych w kilku miejscowościach leżących u stóp Gorców: „Walczyliśmy o Orła, teraz o koronę dla Niego. Hasłem naszym Bóg, Ojczyzna, Honor”. Cóż, dowódca był kontrowersyjny, to i cele jego walki  też nie mogły być inne.

Odciski pieczęci używanych przez oddziały Józefa Kurasia „Ognia” i jego podpis.

Krótka refleksja na temat "Ognia"… – część 2/3>
Strona główna>