We wtorek odkopano szkielety aż siedmiu żołnierzy, pogrzebanych w zbiorowych mogiłach na warszawskich Powązkach w czasach komunistycznego terroru.
Na tzw. Łączce trwa ekshumacja szczątków ofiar stalinowskiego terroru, zamordowanych przez bezpiekę po sfingowanych procesach w latach 1945-1956. To pierwszy na taką skalę ogólnopolski projekt poszukiwania miejsc pochówku bohaterów niepodległościowego podziemia. Prowadzą go wspólnie IPN, Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ministerstwo Sprawiedliwości.
Odkryte we wtorek szczątki leżały tak jak poprzednio odnalezione, wrzucone do dołów głowami w przeciwległe strony, bez szacunku dla ciała. Z przestrzelonymi czaszkami.
– Ale po raz pierwszy odkryliśmy tu jamę grobową, w której znalazło się nawet siedem osób. Dotychczas grzebane były po trzy – zwraca uwagę kierujący pracami ekshumacyjnymi dr Krzysztof Szwagrzyk z IPN.
Kolejne ważne odkrycie: jedna z ofiar w lewej ręce przy sercu trzymała łańcuszek z wizerunkiem Matki Boskiej Kodeńskiej. To istotny znak, pomocny w późniejszej identyfikacji szczątków.
W rękach badaczy są już kości 28 ofiar. A w grobach na tzw. Łączce spoczywają jeszcze co najmniej setki kolejnych. Eksperci ze stuprocentową pewnością zakładają, że wśród nich jest dowódca Kedywu Armii Krajowej gen. August Emil Fieldorf "Nil" i mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", dowódca 5. Brygady Wileńskiej AK.
– Aż takiej pewności nie mamy natomiast co do rotmistrza Witolda Pileckiego. Tu prawdopodobieństwo jest pół na pół – ocenia dr Szwagrzyk.
Czy zatem wśród tych już odkopanych kości mogą być szczątki generała "Nila"? Eksperci uśmiechają się ironicznie.
– To, co na razie wiemy na pewno, to że jeden szkielet należy do kobiety, reszta to mężczyźni – mówi Szwagrzyk. – Wiemy, że większość żołnierzy zginęła od strzału w tył głowy, stracona tzw. metodą katyńską. Ale jest też czaszka, która nosi ślad postrzału w czoło.
Jeden szkielet był dla badaczy zaskoczeniem, bo znaleziono przy nim przedmioty osobistego użytku, szczoteczkę do zębów, fifki do papierosów. – Więźniowie przywożeni tu po egzekucjach na Mokotowie takich przedmiotów mieć nie mogli – zwraca uwagę Szwagrzyk.
Tożsamość tych ludzi da się jednak potwierdzić tylko wówczas, gdy badacze będą dysponować kodem genetycznym pobranym od krewnych ofiar.
– Bez tego nie damy rady – przyznaje dr Andrzej Ossowski z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie. Apeluje do potomków żołnierzy podziemia zamordowanych przez komunistów o zgłaszanie się do IPN i oddanie próbek materiału genetycznego. – Materiał pobrany od rodzin porównamy z DNA pobieranym z fragmentu części udowych i zębów szkieletu, gdzie zachowuje się najlepiej. To najpewniejsza metoda – wyjaśnia dr Ossowski.
Rodziny zamordowanych mogą dzwonić pod nr 604 853 825 lub 606 270 035 oraz korzystać ze wskazówek zamieszczonych na stronie Instytutu Pamięci Narodowej.
Podczas pierwszej części ekshumacji ofiar stalinowskiego terroru – na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu – wydobyto szczątki 400 żołnierzy.
– Tam na podstawie kodu genetycznego udało się zidentyfikować nazwiska 80 proc. ofiar. W Warszawie, obawiam się, ta skala może być nieco mniejsza – ocenia dr Szwagrzyk. Na razie do badaczy zgłosiło się 65 rodzin, które mają nadzieję odkryć po latach miejsce pochówku swoich bliskich.
Źródło: Rzeczpospolita
Strona główna>