Ostatni komendant NZW – część 1/2

Por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” – ostatni komendant białostockiego NZW
[…] Co miało swój początek, będzie miało i swój koniec […]
naszym hasłem Bóg i Ojczyzna i pod tym hasłem wytrwać musimy
choćby nas to nie wiem ile kosztowało. […]
Ja z Polski nie wyjadę, bo za bardzo ją kocham,
tutaj się urodziłem, tutaj umrę albo legnę.
Z listu por. K. Żebrowskiego do żony przebywającej na Zachodzie,
w którym uzasadnia odmowę ewakuacji z komunistycznej Polski
(październik 1946 r.)

Rankiem 3 grudnia 1949 r., w wyniku doniesienia agenturalnego, zabudowania w Mężeninie (pow. Łomża), gdzie przebywał komendant białostockiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” wraz ze swoim synem Jerzym ps. „Konar”, zostały otoczone przez grupę operacyjną II Brygady KBW i UB. Dowodzący operacją wezwał partyzantów do poddania się. W odpowiedzi „Konar” wystrzelił serię z automatu i wybiegli z ojcem przez tylne drzwi stodoły, ale i tam natknęli się na linię obławy, którą ostrzeliwując się próbowali sforsować. Teofil Lipka, gospodarz, u którego się ukrywali, tak wspominał ostatnie chwile Komendanta:

[…] „Bąk” z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich. „Konar” zachwiał się, krzyczy: Tato! Jestem ranny – i zwalił się na ziemię. „Bąk” zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą, żeby przestał się bić. „Bąk” strzelił sobie w głowę. Bój się skończył.

Ciało ostatniego komendanta białostockiego Okręgu NZW zastygło obok ciała jego syna. Walczyli i zginęli razem. Stało się tak, jak często w rozmowach z Teofilem Lipką zapowiadali. Mówili mu, że jeżeli znajdą się w sytuacji bez wyjścia, nie dadzą się wziąć żywcem. Wedle rachuby: zginąć, ale nikogo nie wydać. Uznawali, że są to winni ludziom, którzy przez lata udzielali im schronienia. Wedle przyrzeczenia „Bąka”, że z komunistami „będzie się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawi dla siebie”. Słowa dotrzymali!

Por. Kazimierz Żebrowski „Bąk”, ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok. Poległ 3 grudnia 1949 r.

Dotrzymali tego słowa w okolicznościach przecież ekstremalnie tragicznych, przy których podręcznikowe, antyczne tragedie wydają się płaskie. Bo oto ojciec, w ostatnim geście rodzicielskiej miłości, strzela swemu ukochanemu dziecku w głowę. Antyczni Grecy po prostu nie byli w stanie wymyślić komunistów, stąd pewne braki w ich kanonicznych dramatach. Co innego Zbigniew Herbert. Ten okrucieństwo komunistów znał i pojmował skalę tragedii czasów powojennych. To pozwoliło mu napisać w poświęconym żołnierzom antykomunistycznego podziemia wierszu „Wilki”:

[…] nie opłakała ich Elektra/ nie pogrzebała Antygona/ i będą tak przez całą wieczność/ w głębokim śniegu wiecznie konać/ przegrali dom swój w białym borze/ kędy zawiewa sypki śnieg/ nie nam żałować – gryzipiórkom – i gładzić ich zmierzwioną sierść.[…].

Poeta miał rację: nie nam to czynić. My możemy tylko na chwilę oniemieć z respektu dla heroizmu „Bąka”, dla heroizmu, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się równie odległy naszym czasom, jak gniew przywołanej w wierszu „Wilki” greckiej księżniczki, uznającej bez względu na konsekwencje, że jej brat zasłużył na godny pochówek. Takiego pochówku nie mieli niestety „Bąk” i „Konar”. Ich ciała zostały zabrane przez funkcjonariuszy UB i pogrzebane w nieznanym do dzisiaj miejscu. To jeszcze jedna różnica pomiędzy antyczną tragedią a okresem pierwszych lat rządów komunistów na ziemiach polskich.

Jerzy
Żebrowski „Konar”, syn Kazimierza Żebrowskiego. Żołnierz NZW Okręgu
Białystok. W konspiracji od 1941 r. Poległ 3 grudnia 1949 r.

  • Chronicznie chory na punkcie patriotyzmu

Rodzina Żebrowskich była starą szlachecką rodziną z historycznego Mazowsza. Żebrowscy, pieczętujący się herbem Jasieńczyk, mieszkali w zaścianku Żebry-Wybranowo, w powiecie łomżyńskim. Trwali tam od wieków. Według zachowanej w pamięci rodzinnej legendy, za zasługi rycerskie w walkach z Zakonem Krzyżackim otrzymali nadania ziemskie od pierwszego z Jagiellonów. Podobno jeden z ich protoplastów stawał zbrojnie w bitwie pod Grunwaldem pod orłem Chorągwi Sandomierskiej. Żebrowscy słynęli z patriotyzmu. Walczyli w powstaniach i przelewali krew za niepodległą Polskę w latach 1918-20. W takiej rodzinie przyszedł na świat 4 marca 1901 r. Kazimierz Żebrowski. Ostatni komendant Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Okręgu Białystok.

Był najmłodszym synem Marianny i Tomasza, który był z kolei synem powstańca styczniowego z 1863 r. Miał brata Stanisława i trzy siostry. Dwie z nich wyszły za mąż za kawalerów z sąsiedniego zaścianka Szabły, panów Szabłowskich. Trzecia z sióstr pozostała panną. Wywieziona przez bolszewików nad Bajkał nie wytrzymała trudów sowieckiej zsyłki. I choć szczęśliwie dotarła do armii tułaczy generała Władysława Andersa, to jednak zmarła w Presji, gdzie została pochowana. Brat Stanisław w 1918 r. wstąpił ochotniczo do odrodzonego Wojska Polskiego. Brał udział w wojnie z bolszewikami i odniósł rany, jednak w służbie czynnej pozostał. Służył w szeregach 33 pułku piechoty do 1926 roku, tj. do zamachu stanu, który przeprowadził Józef Piłsudski. Nie poparł puczu, za co został usunięty z wojska. Tymczasem młodszy Kazimierz po ukończeniu, najpierw szkoły wiejskiej, mieszczącej się w rodzinnym zaścianku Żebry, a następnie szkoły w Zambrowie i odbyciu służby wojskowej w 33 pp. i w biurze Państwowej Komendy Uzupełnień, powrócił na wieś. Przejął połowę ojcowizny i jak od wieków jego przodkowie, gospodarzył na swoich 23 hektarach. Ożenił się z panną Modzelewską z zaścianka Konopki.

We wspomnieniach bliskich i sąsiadów Kazimierz Żebrowski dał się zapamiętać jako człowiek inteligentny i dobrze ułożony. Ceniono go jako doskonałego gospodarza. Budził powszechny szacunek okolicznych mieszkańców, co było m.in. powodem, dla którego  wybrano go prezesem Akcji Katolickiej w gminie Szczepankowo. Był on także aktywny w życiu politycznym. Należał do Stronnictwa Narodowego – największej partii politycznej w międzywojennej Polsce. Ludzie zapamiętali go również jako doskonałego mówcę. Często zapraszany do wygłoszenia okolicznościowych przemówień z okazji świąt państwowych i religijnych, potrafił zrobić kolosalne wrażenie na słuchaczach swoimi płomiennymi i trafiającymi do serc ludzi  mowami. Miał charyzmę. Natomiast jego stryj Szczepan zwykł był mawiać o Kazimierzu, że „jest on chronicznie chory na patriotyzm”. Egzamin z patriotyzmu przyszło Kazimierzowi zdać niebawem. W 1939 r. kapral rezerwy Kazimierz Żebrowski został powołany do służby w WP i przydzielony do żandarmerii. Wybuchła wojna.

  • „Za pierwszego Sowieta”

Żebrowski trafił do niewoli sowieckiej. Nie miał złudzeń, jak zostanie potraktowany nosząc mundur żandarmerii. I przeczucie go nie zawiodło. Został wydzielony z grupy jeńców w „zwyczajnych” uniformach strzeleckich czy podoficerskich i zakwalifikowany do grupy policjantów państwowych i oficerów. Gdyby nie pomoc kolejarza, który oddał mu na którymś z „etapów” swój zniszczony mundur kolejarski, prawdopodobnie zginąłby od strzału w tył głowy w Charkowie lub Miednoje. A tak, jako „żelaznodorożnyj” podczas kolejnej selekcji zwolniono go do domu. Wrócił. Władza sowiecka zainstalowała się już na dobre w Łomżyńskiem, które anektowane do Sowietów jako część Białoruskiej Socjalistycznej Republik Rad. Propaganda sowiecka, a później peerelowska uzasadniała tę aneksję względami etnicznymi i sprawiedliwością dziejową. Najwyraźniej więc Ziemię Łomżyńską potraktowano  jako „nie etniczne ziemie polskie”.

W miejscowej administracji i milicji prym wiódł miejscowy lumpenproletariat i skomunizowana biedota – na ogół pochodzenia żydowskiego. Nawieziono też towarzyszy z Rosji. Rozpoczęły się denuncjacje i aresztowania. Dotknęły one w pierwszej kolejności ziemian, działaczy społecznych i politycznych oraz oczywiście konspiratorów.
Kazimierz Żebrowski niemal natychmiast po powrocie do domu przystąpił do organizacji siatki konspiracyjnej. Został zaprzysiężony do Służby Zwycięstwu Polsce i przyjął pseudonim „Bąk”. Osobą odbierająca przysięgę był komendant Obwodu Łomża ZWZ por. Franciszek Skowronek ps. „Jackowski”. Jakkolwiek „Bąk” służył w Służbie Zwycięstwu Polski, to jednak sieć konspiracyjną tworzył w oparciu o przedwojenne struktury Stronnictwa Narodowego. Należy nadmienić, że pierwsza konspiracja w Łomżyńskiem, była w znaczącej części oparta na przedwojennych działaczach narodowych. Kazimierz Żebrowski został komendantem placówki Szczepankowo ZWZ.

Praca podziemna na terenach okupowanych przez ZSRS była zdecydowanie trudniejsza niż pod okupacją niemiecką. Masowe deportacje dziesiątkowały konspiratorów. Przekleństwem konspiracji była sowiecka agentura, rozlokowana po wsiach i miasteczkach, rekrutująca się niestety w znacznej mierze z miejscowych. Co raz rwały się sieci konspiracyjne, rozbijane aresztowaniami w wyniku donosów. „Bąk”, znany jako przedwojenny działacz Stronnictwa Narodowego, również został zadenuncjowany. Uniknął aresztowania, musiał się jednak ukrywać, czyli jak to mawiano wówczas w sowieckiej zonie, „żył na nielegalnej stopie”. Ukrywał się prawie półtora roku, aż do przyjścia Niemców. Było to możliwe dzięki ofiarności sąsiadów i okolicznej, patriotycznej ludności z nadnarwiańskich zaścianków. Jak wspominają miejscowi „Bąk” był tak lubiany i szanowany, że nikt nie odmawiał mu pomocy, pomimo tego, że taka pomoc narażała całą rodzinę na represje i mogła zakończyć się wywózką na Sybir.

W połowie czerwca 1941 r., tuż przed wybuchem wojny pomiędzy złączonymi sojuszem Niemcami i Sowietami, bolszewicy rozpoczęli masową, czwartą wywózkę ludności z terenów przez siebie okupowanych. 20 czerwca przyszli również po rodzinę Żebrowskich. Wywieziono żonę Kazimierza, jego dwie córki i małego synka. Starszy dziewięcioletni syn o imieniu Jerzy, wyrwał się z tłumu stłoczonych i przerażonych ludzi, czekających na transport na nieludzką ziemię. Prześliznął się między konwojentami i uciekł z peronu dworca kolejowego w Łomży. Ukryli go miejscowi.
Na szczęście dla Żebrowskich Niemcy błyskawicznie zajęli Łomżyńskie. W dniu 22 czerwca „Bąk” pojawił się w domu, zaraz dołączył do ojca Jurek, którym przez kilka dni opiekowali się życzliwi sąsiedzi. Ocaleli. Rozpoczęła się nowa, niemiecka okupacja.

  • W Narodowych Siłach Zbrojnych

Wraz z nadejściem Niemców, rozpoczął się dla „Bąka” nowy okres w pracy konspiracyjnej. W 1942 r. Kazimierz Żebrowski przeszedł wraz ze znaczną częścią struktury Związku Walki Zbrojnej z Łomżyńskiego do Narodowej Organizacji Wojskowej. Tymczasem jesienią 1942 r. na mapie podziemnej Polski pojawiła się nowa organizacja Narodowe Siły Zbrojne.
Struktury NSZ były wyjątkowo silne na północnym Mazowszu i Białostocczyźnie. Żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych został również Kazimierz Żebrowski, który otrzymał nominację na Komendanta Rejonu Szczepankowo – Nowogród – Śniadowo – Miastkowo. W NSZ służył od grudnia 1943 r. Latem 1944 r., „Bąk” stanął na czele oddziału partyzanckiego NSZ – scalonego z AK – operującego w ramach większej jednostki partyzanckiej pod nazwą I batalionu 33 pułku piechoty Armii Krajowej. Oddział w sile około 120 ludzi, ulokowany był na bagiennym obszarze, w okolicy wsi Kleczkowo i Podosie. Stamtąd podejmowane były wypady na cofające się z frontu formacje niemieckie. „Bąk” uczestniczył w akcji „Burza” w ramach wspomnianego wyżej I batalionu 33 pp AK dowodzonego przez kpt. Józefa Siejaka „Saka”.
W lipcu 1944 r. w Moskwie Stalin utworzył PKWN, którego członkowie zostali przerzuceni do Lublina, a Armia Czerwona zatrzymała się na linii Wisły. Bolszewicy po raz drugi w tej wojnie zajęli Łomżyńskie. Na zapleczu frontu pod okiem NKWD/NKGB rozpoczęło się formowanie komunistycznej administracji, towarzyszyły temu  wywózki i aresztowania.

  • „Będę się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawię dla siebie”

W nowej sytuacji politycznej, w obliczu kolejnej okupacji sowieckiej wśród członków podziemia pojawiło się szereg dylematów, jaką przyjąć postawę i drogę dalszej walki. Podczas odprawy dowództwa Rejonu AK – z udziałem oficerów NSZ – padały różne koncepcję działania. Od pomysłu ujawnienia się wobec wkraczających Sowietów, po rozwiązanie oddziałów partyzanckich, „zamelinowanie” broni i przejście do jeszcze głębszej, „szkieletowej” konspiracji. W trakcie spotkania głos zabrał również Kazimierz Żebrowski „Bąk”. Był zdania, że należy się bić z komunistycznym okupantem. Wypowiedział wówczas znamienne i jak  się miało okazać niestety prorocze zdanie: „Będę się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawię dla siebie”.

Żołnierze I Brygady Podlaskiej NZW, od lewej: ppor. Tadeusz Narkiewicz „Ciemny”, NN „Śmiały”, ppor. Jan Skowroński „Cygan” (w wyniku jego zdrady osaczono i zabito por. T. Narkiewicza „Ciemnego”), sierż. Bolesław Olsiński „Pająk”, „Szczerba”, st. sierż./ppor./por. Henryk Jastrzębski „Zbych” (zdjęcie wykonane przez fotografa Kazimierza Zakrzewskiego), Zaręby-Święchy, gm. Czyżew, pow. Wysokie Mazowieckie, maj 1947 r.

Metody represji za drugiego Sowieta w istocie swej nie różniły się wiele od tych, które zastosowali oni w latach 1939–41. Wywózki, donosy, aresztowania i tortury w lokalnych katowniach. Odmienną cechą było jednak wprzęgnięcie w aparat represji, znacznie szerzej niż w latach pierwszej okupacji, grup ludności rdzennie polskiej. O ile wcześniej kadry milicji, bezpieki i lokalnej administracji, różnych rajkomów i sielsowietów, zasilali częstokroć Żydzi i tzw. wostoczniki – przywiezieni z Rosji – o tyle po sierpniu 1944 r. zastąpiono ich Polakami. Było to tym łatwiejsze, że okupacja Polski dokonywała się wśród atrybutów symboli narodowych. W końcu funkcjonariusze MO czy KBW nosili na czapkach orzełki (fakt, że bez korony), a nad drzwiami posterunków milicji powiewały biało-czerwone flagi. Komuna wychodziła do ludzi z oszukańczymi hasłami poprawy warunków socjalnych, integracji przy odbudowie zniszczonego kraju, etc. Wielu ludzi przyłączyło się do okupantów.

Wkrótce po zainstalowaniu się komunistycznej władzy w Łomżyńskiem rozpoczęto budowanie „Ludowej Polski aż po Bug”. Rozpoczęto… od aresztowań. Ofiarą donosu, a następnie aresztowania padł również „Bąk”. Jesienią 1944 r. pod fałszywym nazwiskiem został zatrzymany i wywieziony na Wschód. Jego trzynastoletni syn pozostał sam. Kazimierzowi Żebrowskiemu po raz drugi udało się wyrwać z rąk sowieckich. Zbiegł i powrócił w rodzinne strony. Był rok 1946. Niewiele wiadomo, co w czasie zsyłki ojca działo się z synem noszącym ps. „Konar”. Najprawdopodobniej „był na siatce”. To znaczy tkwił w konspiracji. Od momentu ucieczki i powrotu „Bąka” z zsyłki, „Konar” z ojcem się już nie rozstawał. Razem byli w lesie, wspólnie przebijali się przez obławy  KBW, obaj dzielili trudy partyzanckiego życia. Aż do końca. Do dnia, kiedy obaj poniosą śmierć.

Od lewej stoją: Antoni Struniawski „Huragan” i Jerzy Żebrowski „Konar”, syn komendanta „Bąka”, 1948 r.

„Bąk”, używający wówczas także pseudonimów „Dziadek” i „Zwierzyński”, zdecydowanie odrzucał jakąkolwiek myśl o ewakuacji na Zachód. W liście z 10 października 1946 r., pisanym do ukochanej żony, której udało się przeżyć zesłanie i wyjść z Andersem napisał:

[…] Co miało swój początek, będzie miało i swój koniec […] naszym hasłem Bóg i Ojczyzna i pod tym hasłem wytrwać musimy choćby nas to nie wiem ile kosztowało. […] Ja z Polski nie wyjadę, bo za bardzo ją kocham, tutaj się urodziłem, tutaj umrę albo legnę.

Zgodnie z danym wcześniej słowem – podczas letniej odprawy komendantów podziemia – postanowił bić się dalej, do końca. Tym razem już w szeregach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
W NZW początkowo został dowódcą kompanii na terenie gminy Szczepankowo (do marca 1947 r.), następnie pełnił obowiązki dowódcy I batalionu „Burza”, szefa Wydziału I (organizacyjnego) KP NZW Łomża „Podhale” (od czerwca 1947 r.), komendanta Powiatu NZW Wysokie Mazowieckie „Mazur” (wrzesień 1947 – grudzień 1949), komendanta Powiatu NZW Łomża „Podhale” (kwiecień 1948 – grudzień 1949).

Ostatni komendant NZW – część 2/2>
Strona główna>