Z przyjemnością zapraszam na kolejną, trzecią już odsłonę publikacji z "Zeszytów Historycznych WiN-u", w której dr Maciej Korkuć z krakowskiego Oddziału IPN przedstawia działalność komunistycznych oddziałów prowokacyjnych. Niestety, z racji specyficznej tematyki artykułu, tym razem ikonografia jest dość uboga.
Życzę zajmującej lektury !
Zeszyty Historyczne WiN-u, nr 8/1996
Maciej Korkuć
Działalność oddziałów prowokacyjnych
- Rola i zadania oddziałów prowokacyjnych.
Wśród metod stosowanych w walce z niepodległościowym oporem wydaje się konieczne zwrócić uwagę na tworzenie i wykorzystywanie oddziałów prowokacyjnych, czyli tworzonych przez siły reżimowe grup i jednostek podających się za partyzantów. Jest to zagadnienie o tyle ważne, że w wielu wypadkach w sposób zasadniczy rzutować może na opinie historyków dotyczące oceny różnego rodzaju faktów jak i poszczególnych oddziałów partyzanckich a wpływa z pewnością na poglądy i osobiste doświadczenia wielu świadków ówczesnych wydarzeń. Wiele z nich nie zostanie w sposób pełny wyjaśnione z uwzględnieniem "drugiego dna". Konieczne jest jednakże wskazać na sam fakt działalności jednostek pseudopartyzanckich, aby przy analizie różnych wypadków stawiać jako kwestię zasadniczą pytanie czy rzeczywiście autorem/uczestnikiem omawianych zdarzeń był oddział partyzancki a nie podszywająca się pod niego grupa zbrojna?
Z przyczyn politycznych historiografia z czasów PRL niemal całkowicie przemilczała zagadnienia działalności takich oddziałów. Temat ten uznawano za wstydliwy i nie przystający do stronniczych przedstawień omawianego okresu. Działania prowokacyjne były podwójnie zakonspirowane: przed wrogiem i przed swoimi (do tego stopnia, że dochodziło do starć zbrojnych w przypadku spotkań z oddziałami wojska czy KBW). Dlatego też odkrycie pełnej prawdy historycznej mogłoby rzucić cień na wiele wydarzeń związanych z „utrwalaniem władzy ludowej” a jednocześnie zweryfikowałby wiele „faktów” dokumentujących czarny wizerunek powojennego podziemia. Nie przypadkowo więc nie ujawniano prawdziwego charakteru takich operacji nawet po ich zakończeniu. Stąd tylko w bardzo nielicznych publikacjach pojawiały drobne wzmianki o tego rodzaju akcjach. Wyjątkiem jest np. artykuł L. Grota krótko wspominający o tym, że jednostki takie tworzono. W niektórych zbeletryzowanych wspomnieniach wówczas publikowanych również pojawiały się takie wątki lecz najczęściej – jak u Wałacha – w formie zawoalowanej i nie wyjaśniającej w pełni charakteru takich jednostek.1
Również w latach dziewięćdziesiątych, mimo pojawienia różnego rodzaju publikacji na tematy związane z działalnością powojennego podziemia zbrojnego, trudno wskazać te, które chociażby w minimalnym stopniu dotykały zagadnień działalności oddziałów prowokacyjnych pozorujących rzeczywiste oddziały partyzanckie. Materiałem w całości poświęconym temu zjawisku był zamieszczony w magazynie historycznym „Karta” artykuł E. Misiło p.t. „Polskie «bandy UPA»”, traktujący – zgodnie z tytułem – o działalności tworzonych przez władze bezpieczeństwa oddziałów podszywających się pod ukraińskie grupy partyzanckie. Opublikowany został także cykl zapisków jednego z dowódców takich oddziałów opublikowany w „Magazynie Tygodniowym” – dodatku gazety „Polska Zbrojna”.2 Innym pozytywnym przykładem może być książka Krystyny Kersten „Między wyzwoleniem a zniewoleniem. Polska 1944-1956”, w którym autorka wspomina o grupach UB działających jako polskie oddziały leśne.3 Kerstenowa wprawdzie unika szerszego rozwinięcia tematu ale wyraźnie sygnalizuje jego ważność i znaczenie dla opisu dziejów pierwszych lat powojennych.
Poza tymi przykładami praktycznie brak opracowań dotykających tej problematyki.4 Tymczasem nie sposób kwestionować zarówno samego faktu formowania i używania tego rodzaju tajnych oddziałów przez UB i KBW, jak i trudno przecenić skuteczność i efektywność takich działań dla potrzeb walki ze „zbrojną reakcją” i najszerzej pojętą opozycją polityczną. Jest to tym istotniejsze, że działaniom tego rodzaju niejednokrotnie towarzyszyły zabójstwa, których ofiary – dzięki historiografii PRL – w dalszym ciągu uchodzić mogą za ofiary rzeczywistych oddziałów podziemia.
Natura i ściśle tajny charakter tych przedsięwzięć w znacznym stopniu decydują o skąpości materiałów źródłowych i świadectw je omawiających. Największą wartość mają nieliczne dokumenty i informacje pochodzące bezpośrednio od czynników organizujących i nadzorujących takie operacje. Można jednak przypuszczać – w ślad za informacjami WiN-u – że wiele rozkazów związanych z akcjami prowokacyjnymi było wydawanych tylko ustnie, co z pewnością także odbija się na ilości zachowanych materiałów. Mimo to w krajowych placówkach archiwalnych można odnaleźć różnej wagi informacje dotyczące tych zagadnień. Możliwe też, że dodatkowe materiały znajdują się w archiwach b. MSW.
Stosunkowo często wiadomości na ten temat zawierają miesięczne sprawozdania informacyjne Zrzeszenia WiN, oparte o informacje zebrane i weryfikowane przez siatkę wywiadowczą WiN-u, regularnie wysyłane do Londynu przez cały rok 1946 (aż do pierwszych miesięcy roku 1947). Jako materiały wywiadowcze i informacyjne kompletowane w warunkach konspiracji, wymagają one spojrzenia krytycznego, ale nie sposób nie uznać ich za źródło niezmiernie cenne i wartościowe dla historyka.
Obie strony ówczesnego frontu używały różnych terminów dla określenia tego rodzaju formacji. W nomenklaturze reżimowej znajdujemy takie określenia jak: „oddziały antypartyzanckie”, „oddziały partyzanckie ubrane po cywilnemu”, „grupy bojowe w ubraniach cywilnych”, czy „nie umundurowane grupy operacyjne”. W terminologii WiN częściej mowa o „bojówkach UB”, „oddziałach prowokacyjnych UB”, „tajnych oddziałach dywersyjnych UB i PPR”, „bojówkach prowokacyjnych UB i PPR”, czy też po prostu o „leśnych bandach UB i PPR”.
Fragmentaryczność i szczupłość materiałów źródłowych nie pozwala niestety na przedstawienie w sposób precyzyjny i szczegółowo udokumentowany zasięgu, liczby czy chronologii funkcjonowania tajnych oddziałów. Należy też zwrócić uwagę, że z tych samych powodów zmuszeni jesteśmy mówić zbiorczo zarówno o działaniach dokonywanych przez specjalnie w tym celu utworzone „oddziały antypartyzanckie”, jak i przez grupy funkcjonariuszy UB, MO, KBW czy wojska podających się za
partyzantów tylko doraźnie, dla potrzeb wykonywania pojedynczego zadania (można przypuszczać, że tak najczęściej było w przypadku skrytobójczych morderstw).
Przy obecnym stanie wiedzy historycznej nie ma możliwości precyzyjnego określenia czasu, w którym władze reżimowe zaczęły posługiwać się oddziałami prowokacyjnymi. Były one tworzone na podstawie zaleceń i rozkazów najwyższych władz wojskowych i MBP, korzystających z bogatych doświadczeń NKWD. W książce „Straceni w polskich więzieniach 1944-1956” opublikowany został opatrzony klauzulą „ściśle tajne” rozkaz ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza z 4 grudnia 1945 roku „Do Wojewódzkich Urzędów Bezpieczeństwa i placówek UB”. Minister poleca w nim kierownikom placówek UBP, aby „w największej tajemnicy przygotowali akcję mającą na celu likwidowanie działaczy tych [t.j. opozycyjnych – M.K.] stronnictw, przy czym musi być ona upozorowana, jakoby robiły to bandy reakcyjne”. Jednocześnie Radkiewicz dodawał: „Do akcji tej użyć specjalnych bojówek stworzonych latem ub. roku.”5 Czyżby więc tego rodzaju działania podejmowano już u zarania Polski Lubelskiej? Jest to możliwe, chociaż dotychczas trudno wskazać materiały ostatecznie ugruntowujące tę tezę.
Nie ma natomiast wątpliwości, że oddziały podszywające się pod miano grup partyzanckich prowadziły działalność już wczesnym latem roku 1945. Ze wspomnień Edwarda Gronczewskiego ps. „Przepiórka” (b. członka AL i oficera do zleceń specjalnych Komendanta Głównego MO) wiadomo, że z inspiracji wyższych szczebli dowodzenia wojska i UB na przełomie czerwca i lipca 1945 roku zwołana została narada dowództwa 8 pp stacjonującego w rejonie Kraśnika, na której przydzielono zadania utworzenia i wysłania w teren dwóch oddziałów, które Gronczewski określił jako „niewielkie, lecz dobrze uzbrojone grupy pseudopartyzanckie”. Jedna z nich liczyła 15 osób i pod dowództwem Bolesława Kowalskiego ps. „Cień” rozpoczęła działalność w powiecie puławskim. Druga grupa, licząca 40 osób, dowodzona była właśnie przez Gronczewskiego i operowała głównie w powiecie kraśnickim. (Według L. Grota w takiej samej roli 37-osobowa bojówka Gronczewskiego działała w lasach janowskich i lasach parczewskich również na przełomie lat 1946 i 1947). Oddział Gronczewskiego używał m.in. legendy oddziału WiN przybyłego z powiatu chełmskiego.6
Wspomniane już było także, iż 9 listopada 1945 roku do powiatu nowotarskiego wysłano 32-osobową grupę dowodzoną przez Szefa Wydziału Operacyjno-Wywiadowczego WBW woj. krakowskiego por. Edwarda Szymkiewicza, która „ubrana w ubrania cywilne działała jako partyzantka”7.
Pisano o tym także w środowiskach Polaków na emigracji. „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” opublikował w 1946 r. artykuł p.t. „Terror w Polsce”. Pisano w nim o „akcji planowanej dywersji płk. Litwinowa, przysłanego z ZSRR w celu zorganizowania tajnej szkoły dywersji przy szkole dla oficerów pol-wych w Łodzi” i dodawano, że „od połowy 1945 r. zostały mianowicie rozesłane do akcji [?] pierwsze zespoły dywersyjne płk. Litwinowa. Objęły one początkowo teren Białostocczyzny, Lubelskie, Rzeszowskie i Krakowskie. Obecnie rozszerzyły się na cały obszar Polski”.8
Oddziały prowokacyjne składały się przede wszystkim z byłych partyzantów – głównie z b. członków AL. Ściśle tajny charakter operacji wykluczał nabór ochotniczy. Jest wątpliwe, że – jak pisał Gronczewski – ogłoszono go na zebraniu wszystkich partyzantów jacy znajdowali się w pułku. Należy przypuszczać, że najpierw typowano ludzi politycznie pewnych do udziału w akcji a dopiero warunkiem drugorzędnym było wyrażenie przez nich zgody. Oddziały wyposażone były „w specjalne pełnomocnictwa ze Sztabu Generalnego”, które, jak świadczą o tym wspomnienia Gronczewskiego, dotyczyły pełnej swobody działań – z zabójstwami włącznie.9
Efekty takich operacji były na tyle duże, że w datowanym na 5 stycznia 1946 roku ściśle tajnym opracowaniu p.t. „Taktyka walki z bandami”, jego autor – Szef Oddziału Instruktorskiego Głównego Zarządu Polityczno-Wychowawczego WP płk. Janusz Zarzycki (Neugebauer) – wyraźnie zalecał „tworzyć z aktywistów partyjnych, robotników, żołnierzy, oficerów oddziały partyzanckie ubrane po cywilnemu [i] wpuszczać [je] w las celem wprowadzenia dezorganizacji w szeregach band.10 Kilka miesięcy później na zorganizowanej w Belwederze 17 czerwca 1946 roku konferencji poświęconej zwalczaniu podziemia, ponownie mówiono o wykorzystywaniu „oddziałów tzw. antypartyzanckich, złożonych z doświadczonych aktywistów z wojska, służby bezpieczeństwa i miejscowego aktywu, które by operowały w rejonach szczególnie zagrożonych, gdzie podziemie znajdowało oparcie i pomoc swoich rodzin. W związku z tym proponowano również zwiększyć przydział broni dla ORMO”.11
Operacje tego rodzaju musiały być starannie przemyślane i odpowiednio przygotowane. W zatwierdzonej przez dowódcę WBW woj. lubelskiego, płk. Podgórnego „Instrukcji dla oficerów zwiadu w terenie” zwracano uwagę, że „w związku z tym, iż bandy w większości chodzą w uniformach Wojska Polskiego można podszyć się pod oddział bandy (należy uprzednio zaznajomić się z nazwiskami d[owód]ców pododdziału działalności bandy, zabarwienie polityczne i siła) tym sposobem prowokując członków i sympatyków do wypowiedzenia się. Znamienną rzeczą zawsze jest broń bandytów, przeważnie automatyczna niemiecka, czeska zrzutowa a czasem rosyjska, dlatego oficer zwiadu celem zamaskowania swego oddziału winien postarać się o kilka sztuk broni bandyckiej, lecz sprawnej z odpowiedniej [sic!] ilości amunicji, na czapkach wojskowych obowiązkowo winny być orły z koronami, unikać u żołnierzy owijaczy, których bandyci nie noszą, natomiast mogą być spodnie długie lub buty z cholewami, w rozmowach z mieszkańcami zachowywać ostrożność, ciągle udawać zdenerwowanego i przestraszonego, w oględnych słowach wypytywać się o U.B. i Milicję, w pytaniach nie prawurować [sic!]. O sobie opowiadać drobne fakty, które nie mogą zdekonspirować grupy zwiadowczej przy możliwie obecnym członku bandy [pisownia jak w oryginale – M.K]”12.
„Dla realizacji tego zadania – pisał Gronczewski – należy za wszelką cenę dążyć do wgryzienia się w system organizacyjny poszczególnych organizacji, by poznać ich strukturę organizacyjną i obsadę personalną. Dlatego też grupa nasza musi być tak wyekwipowana i tak zachowywać się w terenie, by przynajmniej w początkowej fazie swego działania zachowała chociaż pozory grupy czy oddziału leśnego.[…] Zasadniczą działalność grupy przewiduje się w porze nocnej. Będzie ona polegała na podsłuchu, prowadzeniu rozpoznania i urządzaniu zasadzek na poruszające się w terenie oddziały podziemia i pojedynczych ludzi.” Część ludzi przebrano w ubrania cywilne, zróżnicowano typy i rodzaje broni, dbając jednak o zachowanie dużej siły ogniowej. Elastycznie także podchodzono do czasu poszczególnych etapów działania oddziału: „Okres przebywania w danym
terenie uzależniony będzie od istniejącej tam sytuacji. Z chwilą gdy zostaniemy gdzieś rozkonspirowani, natychmiast przerzucamy się w inny teren”.13
Jak wyglądało tworzenie bojówki prowokacyjnej i jakie zabiegi przedsiębrano dla utajnienia takiej operacji fragmentarycznie możemy się dowiedzieć ze wspomnień szefa peerelowskiego wywiadu i kontrwywiadu Władysława Pożogi wydanych w 1987 roku. Opisywał on utworzenie jednostki podszywającej się pod oddział UPA i nazwanej „czotą Czumaka”.14
„W WUBP [w Rzeszowie – M.K.] zapadła decyzja – opowiadał Pożoga – aby stworzyć czotę według najlepszych wzorów UPA. Trzeba było znaleźć ludzi, którzy znają dobrze stosunki, praktyki, zwyczaje i obyczaje nacjonalistów ukraińskich, odpowiednio ich przygotować psychicznie i fizycznie oraz wyposażyć w sprzęt i umundurowanie, jakim posługiwał się przeciwnik. Z tym był najmniejszy kłopot. Nasze magazyny były pełne trofeów zdobytych na rozbitych grupach UPA. W urzędzie znajdowało się kilka osób nadających się do takiej wyprawy. Kilka dalszych ściągnięto od sąsiadów [z Ukrainy? – M.K.]. Resztę «pożyczono» od wojska”15.
Operacja była okryta ścisłą tajemnicą. Pożoga z pewnością pomija wiele szczegółów działalności 30-osobowej „czoty Czumaka” lecz przyznaje, że dla uwiarygodnienia całej akcji nie cofnięto się przed starciem z przypadkowo napotkanym oddziałem prawdopodobnie wojska („ze swoimi”) i eufemistycznie dodaje, że „tu i ówdzie potarmosiło się kogoś”. Co kryje się za takim stwierdzeniem pozostanie zapewne tajemnicą. Warto jednak zwrócić uwagę na opis zakończenia operacji. Przygotowano odpowiednią akcję wojska, w wyniku której cała „czota Czumaka” została ujęta. Żołnierze, którzy – jak mówi uczestniczący w akcji Pożoga – „przecież nie wiedzieli, kim są naprawdę prowadzeni przez nich zatrzymani, ba, byli przekonani [niektórzy zapewne są w dalszym ciągu przekonani przyp. M.K.], że konwojują autentycznych upowców” zamknęli ich w stodole, przystosowanej na tymczasowy areszt. Wieczorem pod stodołę podjechały samochody, na które załadowano zatrzymanych. Konwój dotarł do miasta (Rzeszowa ? – M.K.) w środku nocy i wjechał do Urzędu Bezpieczeństwa przez tylną bramę przy wygaszonych wszystkich światłach. Operacja się zakończyła lecz żołnierze i ludność, która zetknęła się z „czotą Czumaka” do dzisiaj zapewne przekonani są o tym, że była to prawdziwa „banda «UPA»”. „Czota” zakończyła swoje istnienie lecz – jak stwierdza Pożoga – „jej członkowie nie przestali być potrzebni. Nabrali jeszcze większego doświadczenia, które przydało się w następnej akcji”16.
Także we wspomnieniach Gronczewskiego znajdujemy wiele informacji na temat zasad przestrzeganych podczas tworzenia tego rodzaju jednostek. „Najbardziej skomplikowaną kwestią w działalności tych grup okazało się zaopatrywanie w żywność […]. Problem ten był wprost nie do rozwiązania. Nie można przecież wziąć ze sobą w teren konserw, bo zwrócą one uwagę i wzbudzą podejrzenie w czasie kwaterowania w osiedlach. Tego rodzaju żywności nie można zabrać zbyt wiele, trzeba się liczyć z tym, że ludzie tej grupy muszą być zaopatrzeni w większą liczbę amunicji i przynajmniej od dwóch do czterech granatów obronnych na każdego. […] Ostatecznie uzgodniliśmy, że na trzy dni weźmiemy ze sobą konserwy a chleb kupimy w terenie”.17
Dla kamuflażu nawet decydowano się na ciąganie ze sobą pod silnym nadzorem pochwyconych żołnierzy prawdziwych oddziałów, aby jako znani okolicznej ludności dodatkowo uwiarygadniali jednostkę. Zadbano przy tym o szczegóły, które nie zdradzą faktu, że są oni aresztowani. M.in. kazano im nosić automaty, z których dla bezpieczeństwa usunięto sprężyny zamków.18
Kamuflaż był skuteczny. Sprzyjał mu ogólny powojenny zamęt w kraju. W sprawozdaniu za luty 1946 roku WiN pisał: ”W ciągu miesiąca na terenie kraju [liczba] napadów i zabójstw dokonanych przez Armię Czerwoną, względnie przez nieustalonych osobników, dochodzi do kilkuset. Wchodzą w to także zabójstwa na tle innych zajść. W tej sytuacji tajnym bojówkom PPR i UB łatwo jest zamaskować swoje postępowanie. Rozgłaszane są tylko wypadki i [zostają one] odpowiednio reżyserowane przy wykonaniu, gdy się chce winę zrzucić na reakcję”19. Z kolei w marcu 1946 roku konspiracyjny organ WiN „Orzeł Biały” pisał: „Zaznaczyć należy, że rozpoznanie właściwe oddziałów partyzanckich NKGB czy UB jest dość trudne, ponieważ te ostatnie stosują całkowicie metody naszej partyzantki z czasów niemieckich”20.
Wydaje się, że w roku 1946 działania prowokacyjne stały się szczególnie cenną bronią w walce z polskim społeczeństwem. W związku z ostatecznym fiaskiem prób wmanewrowania Polskiego Stronnictwa Ludowego w utworzenie wspólnego bloku wyborczego z partiami „demokratycznymi”, władze komunistyczne wyraźnie zaostrzyły metody stosowane w walce z zalegalizowaną opozycja polityczną. Oprócz działań stricte administracyjnych w postaci utrudniania bieżącej działalności PSL, rozwiązania powiatowych oddziałów Stronnictwa, czy w końcu unieważnienia peeselowskich list wyborczych pod zarzutem działalności antypaństwowej, radykalnie zwiększono ilość i skalę represji bezpośrednio dotykających działaczy opozycji i członków PSL. Wręcz masowym zjawiskiem stały się aresztowania peeselowców połączone na ogół z biciem oraz maltretowaniem fizycznym i psychicznym. Zdarzały się również przypadki pobić śmiertelnych.21 Z represjami „oficjalnymi” szły w parze liczniejsze niż dotychczas skrytobójcze morderstwa dokonywane na ogół „na konto” oddziałów rzeczywistego podziemia.
Z Zeszytów Historycznych WiN-u… (3) – część 2/3>
Strona główna>
1. L. Grot, Działania zbrojne Ludowego Wojska Polskiego przeciwko zbrojnemu podziemiu w latach 1945 – 1947, [w:] „Wojskowy Przegląd Historyczny” 1973, nr 3, s. 489 – 490; S. Wałach, Był w Polsce czas1, op. cit., s. 186-190.
2. E. Misiło, Polskie „bandy UPA”, „Karta” 1991, nr 2; E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej 8 pp w 1945 r., w: „Polska Zbrojna” – „Magazyn Tygodniowy”, nr 22 – 25 (138-141), kopia w zbiorach autora. Fragmenty tego opracowania opublikowane zostały w czterech częściach pod odredakcyjnymi tytułami: część I „Diabelski plan” (nr 22/138), część II „Partyzancki oddział UB” (nr 23/139), część III „Prowokacja i bezprawie” (nr 24/140), część IV „Wygłosiłem przemówienie i zastrzeliłem go”
(nr 25/141).
3. K. Kersten, Między wyzwoleniem a zniewoleniem. Polska 1944 – 1956, Londyn 1993, s. 31-33, 95.
4. Podrozdział pracy poświęcony oddziałom prowokacyjnym bazuje w znacznej części na dwóch artykułach opublikowanych przez autora w roku 1996. Por.: M. Korkuć, Oddziały Prowokacyjne UB i KBW w Małopolsce, „Zeszyty Historyczne WiN-u” 1996, nr 8; M. Korkuć, Prowokacyjna działalność UB i KBW, w: Dzieje Podkarpacia, t. I, Krosno 1996.
5. Rozkaz Ministra Bezpieczeństwa Publicznego nr S VIII/1223/172 z 4 grudnia 1945, Straceni w polskich więzieniach 1944 – 1956, s. 16. Wartość tej publikacji obniża brak informacji o źródle, z którego pochodzi cytowany rozkaz.
6. L. Grot, Działania zbrojne Ludowego Wojska Polskiego przeciwko zbrojnemu podziemiu w latach 1945 – 1947, Wojskowy Przegląd Historyczny, 1973, nr 3, s. 489 – 490; E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. I, nr 22/138, cz. III, nr 24/139.
7. CAW, Zesp. KBW, sygn. 1580/75/90, k. 16, Meldunek zwiadowczy nr 0095 Sztabu WBW woj. krakowskiego z 9 listopada 1945; CAW, Zesp. KBW, sygn. 1580/75/90, k. 24, Meldunek zwiadowczy nr 0099 Sztabu WBW woj. krakowskiego z 13 listopada 1945 r.;
8. J. Skalniak, Terror w Polsce, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 1946, nr 240, cyt. za: K. Kersten, Między wyzwoleniem a zniewoleniem. Polska 1944 – 1956, Londyn 1993, s. 95.
9. E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. I, nr 22/138, cz. IV, nr 25/141.
10. Cytat za: E. Misiło, op. cit., s. 122.
11. L. Grot, op. cit., s. 489 – 490.
12. Instrukcja dla oficerów zwiadu w terenie, (brak daty), CAW, Zesp. KBW, sygn. 1580/75/403, k. 150.
13. E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. I, nr 22/138;
14. Miało to miejsce już w 1947 r. jednak niewątpliwie wykorzystano tu wcześniejsze doświadczenia z tego rodzaju operacji przeprowadzanych na Rzeszowszczyźnie jak i w innych regionach.
15. Siedem rozmów z generałem dywizji Władysławem Pożogą, I zastępcą ministra spraw wewnętrznych, szefem wywiadu i kontrwywiadu, opr.: H. Piecuch, Warszawa 1987, s. 40 – 41.
16. Ibidem, s. 43 – 44.
17. E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. I, nr 22/138;
18. E. Gronczewski, Działalność operacyjna Grupy Specjalnej…, op. cit., cz. II, nr 23/139,
19. SPP Londyn, Archiwum Delegatury WiN, Kol. 19, teczka 2 „Z Kraju – II 1946”, Sprawozdanie informacyjne WiN za luty 1946, część pt. „Stosunek Sowietów do Anglosasów”, s. 11.
20. K. Kersten, op. cit., s. 32.
21. R. Buczek, Na przełomie dziejów. Polskie Stronnictwo Ludowe 1945-1947, Wrocław 1989, s. 176-177.