Kto nadał ordery "Żołnierzom Wyklętym"… rzecz o zamilczaniu.

Grzegorz Wąsowski
[wybór ikonografii – autor strony]

KTO NADAŁ "ŻOŁNIERZOM WYKLĘTYM" ORDERY PRZEKAZANE W DNIU 1 MARCA 2011 r. PRZEZ PREZYDENTA KOMOROWSKIEGO? RZECZ O ZAMILCZANIU.

Prezydent RP nadał pośmiertnie ordery 22 "Żołnierzom Wyklętym". W dniu 1 marca 2011 r. Prezydent Komorowski przekazał te ordery członkom rodzin osób nimi uhonorowanych. Przekazał, ale czy również nadał? Oto jest pytanie. Odpowiedź na nie poznają tylko cierpliwi czytelnicy, tzn. ci, którzy przebrną przez większą część niniejszego tekstu.

Zanim wyjaśnię o co chodzi z nadaniem tych orderów, pozwolę sobie, wychodząc z założenia, że o prawdziwych i obiektywnie ciekawych bohaterach nigdy zbyt dużo, naszkicować  historię uhonorowanych Krzyżami Wielkimi Orderu Odrodzenia Polski, dwóch partyzantów z terenu Białostocczyzny, których powojenne dzieje znakomicie ilustrują dramatyczne  i heroiczne jednocześnie  losy wielu "Żołnierzy Wyklętych".

Mjr Jan Tabortowski "Bruzda" i ppor. Stanisław Marchewka "Ryba", bo o nich mowa,  byli żołnierzami Polski Podziemnej już od 1940 r. Po wejściu sowietów w 1944 r. na ziemie polskie nie złożyli broni. Odegrali główne role w kilku spektakularnych akcjach podziemia antykomunistycznego, choćby w przeprowadzonym w nocy z 8 na 9 maja 1945 r. ataku na Grajewo, w wyniku którego min. rozbito miejscowe więzienie i uwolniono ok. 80 więźniów reżimu komunistycznego. Akcją w Grajewie dowodził "Bruzda", natomiast "Ryba" stał na czele oddziału, który z powodzeniem szturmował tam budynek Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. I tak jak symboliczna jest data przeprowadzenia akcji na Grajewo – przecież dokładnie wtedy Europa Zachodnia świętowała zakończenie II wojny światowej a Związek Radziecki do tej fety czynił ostatnie przygotowania- tak symboliczne dla historii "Żołnierzy Wyklętych" są  dalsze losy "Bruzdy" oraz  "Ryby". Obaj ujawnili się podczas amnestii z lutego 1947 r. (przy czym "Ryba" zaprzestał działalności konspiracyjnej już wcześniej, w początkach 1946 r.). Obaj próbowali znaleźć dla siebie miejsce w komunistycznej rzeczywistości. I żadnemu z nich to się nie udało. Nie mieli  szans. Takich jak oni partia komunistyczna skazała na zagładę. Po prostu.

Mjr Jan Tabortowski "Bruzda"

"Bruzda" po ujawnieniu zamieszkał w Warszawie. Podjął pracę i rozpoczął studia na SGH. W kwietniu 1950 r., zagrożony aresztowaniem, zdecydował się na powrót do lasu. Stanął na czele kilkuosobowej grupy partyzanckiej, która operowała na terenach  powiatu grajewskiego i  łomżyńskiego. Ponieważ przez długie  miesiące dla UB pozostawał nieuchwytny, bezpieka postanowiła schwytać go przy pomocy jego dawnego podkomendnego, czyli "Ryby". Ten,  po zaprzestaniu działalności niepodległościowej w początkach 1946 r., potwierdzonym dodatkowo ujawnieniem w 1947 r., opuścił teren Białostocczyzny i zamieszkał w Łodzi, gdzie rozwinął  prywatny interes (trudnił się handlem). Bezpieka dopadła go jesienią 1952 r. Alternatywa, przed którą "Ryba" został postawiony przez komunistów była iście diabelska: albo zgoda na współpracę z UB w celu wydania dawnego dowódcy, "Bruzdy", albo piekło ubeckich  kazamatów i, w najlepszym wypadku, długoletnie więzienie. Dla człowieka, który od ponad sześciu lat nie konspirował, który zaadoptował się w nowej, wprawdzie ponurej, ale zawsze jakiejś  rzeczywistości, miał rodzinę, plany na przyszłość itd., wybór, jakiego z woli UB miał dokonać, był – oceniając rzecz z poszanowaniem prawdy życia – piekielnie trudny. "Ryba" wybrał rozwiązanie, którego ubecy nie przewidzieli, bo przewidzieć nie byli w stanie. Mierzyli bowiem świat własną miarą, co jest często spotykanym błędem. Otóż "Ryba" dokonał wyboru na wierność. Pozornie zgodził się na współpracę i pomoc w ujęciu "Bruzdy", po czym otrzymał od UB stosowne instrukcje i ruszył w białostockie na poszukiwanie swego byłego dowódcy. Do spotkania starych towarzyszy broni doszło stosunkowo szybko. "Ryba" wyjawił "Bruździe" cały plan nakreślony przez UB i rolę, którą w myśl koncepcji UB miał w nim odegrać. Rolę Judasza. A tej "Ryba" grać nie chciał. Zapewne uznał, że nie ma prawa przesądzić, że jego życie jest ważniejsze od życia "Bruzdy". Przyłączył się do grupy partyzanckiej, którą dowodził "Bruzda" i został jego zastępcą. Musiał mieć pełną świadomość, że dokonując takiego wyboru, zamyka przed sobą drzwi do przyszłości, a klucz do nich wyrzuca daleko za siebie. Że odwrotu już nie będzie. Że za  tę decyzję  przyjdzie mu zapłacić własnym życiem. I tak też się stało. Zanim jednak dopełnił się jego los, w dramatycznych okolicznościach zginął "Bruzda". 23 sierpnia 1954 r. partyzanci zaatakowali posterunek MO w Przytułach. W czasie tej akcji "Bruzda" został ciężko ranny.  Jego podkomendni nie mieli  najmniejszych szans, aby wynieść go z miejsca walki i uciec przed pościgiem. W tej sytuacji "Ryba" dobił swego dowódcę i przyjaciela. Tak zginął  major Jan Tabortowski "Bruzda", przedwojenny oficer WP, kawaler Orderu Virtuti Militari. Jego ciało komuniści pogrzebali w nieznanym do dziś miejscu. "Ryba" miał wtedy przed sobą jeszcze dwa i pół roku życia. Ubecy  (a dokładnie już wtedy esbecy) dopadli Go dopiero 3/4 marca 1957 r. Ukrywał się w przemyślnie wykopanym bunkrze w zabudowaniach gospodarskich w swej rodzinnej wsi, Jeziorku (zapewne jego miejsce urodzenia przesądziło o wyborze pseudonimu, pod którym walczył). Został zdradzony przez swego żołnierza, który krwią "Ryby" opłacił wyjście z podziemia bez sankcji więzienia. Osaczony w swej kryjówce przez  obławę, ppor. Stanisław Marchewka "Ryba" podjął walkę i zginął. Został pochowany na cmentarzu w Jeziorku. Był, tak jak "Bruzda", kawalerem Orderu Virtuti Militari.

Ppor. Stanisław Marchewka ps. "Ryba"

Jak można wnosić z przywołanych powyżej faktów, "Bruzda" i "Ryba" zginęli, bo niezwykle silnie, można powiedzieć, że
wręcz śmiertelnie mocno, byli przywiązani do idei wolności, do prawa człowieka do wolnego życia na ziemi. Ilekroć myślę o nich i Im podobnych, przypominają mi się końcowe, gorzkie frazy wiersza Zbigniewa Herberta Mademoiselle Corday, z tomiku "Rovigo":

[…] cała była z mitycznych czasów/ kiedy autorzy greccy albo rzymscy/ przy lampce oliwnej lub świecy/ pakt zawierali i mocno wierzyli/że obrona wolności jest rzeczą chwalebną.

Wróćmy jednak do 1 marca 2011 r., do uroczystości przekazania przez Prezydenta Komorowskiego  członkom rodzin "Żołnierzy Wyklętych" nadanych pośmiertnie ich bliskim orderów. Nie tylko rodziny odznaczonych, ale sądzę, że wszyscy, którym pamięć o "Żołnierzach Wyklętych" jest sprawą bliską sercu, przyjęli wiadomość o tym wydarzeniu z radością i wdzięcznością. Tym wszystkim, jak sądzę, należy się pewne, przyjmijmy, że drobne, wyjaśnienie. Wiemy bowiem kto ordery te wręczył (a dokładnie przekazał na ręce przedstawicieli rodzin osób pośmiertnie uhonorowanych). Ale zapewne nie wszyscy, czy wręcz zdecydowana większość z Państwa nie wie,  kto te ordery nadał. A nadał je nie kto inny jak Prezydent RP, śp. Lech Kaczyński. Odpowiednio: śp. mjr. Janowi Tabortowskiemu "Bruździe" postanowieniem z 20 sierpnia 2009 r., śp. ppor. Stanisławowi Marchewce "Rybie" także postanowieniem z 20 sierpnia 2009 r.

Strona Monitora Polskiego nr 23 z 2009 roku z informacją o odznaczeniach nadanych przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, postanowieniem z 20 sierpnia 2009 r. Pod pozycją 2 i 4 figurują  tam odpowiednio: Marchewka Stanisław i Tabortowski Jan. [kliknij w obrazek aby powiększyć]

Podczas uroczystości w dniu 1 marca 2011 r. Prezydent Komorowski przekazał członkom  rodzin odznaczonych pośmiertnie "Żołnierzy Wyklętych" jeszcze 5 (pięć)  Krzyży Wielkich Orderu Odrodzenia Polski (jeden z nich przekazany został rodzinie  Lecha Leona Beynara vel Pawła Jasienicy, naszego sławnego  dziejopisa,  a w 1945 r. oficera 5 Brygady Wileńskiej AK mjra Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki"), w sumie (7) siedem orderów tej rangi – najwyższej po Orderze Orła Białego. Wszystkie one nadane zostały przez Prezydenta RP,  śp. Lecha Kaczyńskiego !!!

I jeszcze kilka zdań nudnej statystyki.

Prezydent Komorowski przekazał w tym dniu jeszcze 15 (piętnaście) nadanych pośmiertnie "Żołnierzom Wyklętym" orderów: 8 (osiem) Krzyży Komandorskich z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski  i 7  (siedem) Krzyży Komandorskich Orderu Odrodzenia Polski. Spośród nich 5 (pięć), czyli w sumie 12 (dwanaście) z 22 (dwudziestu dwóch) orderów przekazanych przez Prezydenta Komorowskiego rodzinom odznaczonych "Żołnierzy Wyklętych", nadał śp. Lech Kaczyński. W przypadku 6 (sześciu)  innych procedura przygotowawcza została wszczęta i przeprowadzona praktycznie w całości jeszcze za czasów Jego prezydentury. Nie zdążył tylko wydać i podpisać postanowień o nadaniu tych  orderów. Uczynił to już Bronisław Komorowski. Pozostają  zatem jeszcze 4 (cztery) ordery. I te cztery ordery nadane zostały z inicjatywy własnej aktualnego Prezydenta RP. Cztery z dwudziestu dwóch orderów przekazanych przez Bronisława Komorowskiego członkom rodzin "Żołnierzy Wyklętych" w dniu 1 marca 2011 r.

Na oficjalnej stronie Kancelarii Prezydenta RP, pod datą 1 marca 2011 r., czytamy: Prezydent odznaczył "Żołnierzy Wyklętych" (to tytuł informacji – przyp. G.W.). I dalej: Podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim Bronisław Komorowski przekazał członkom rodzin "Żołnierzy Wyklętych" nadane pośmiertnie Ordery Odrodzenia Polski […]. Można tam zapoznać się także z listą odznaczonych.

Dodam od razu, uprzedzając wszelkiej maści  nienawistników  i różnych takich, że informacja zamieszczona na stronie Kancelarii Prezydenta RP na temat przekazanych przez Prezydenta Komorowskiego w dniu 1 marca 2011 r. orderów, nadanych pośmiertnie "Żołnierzom Wyklętym", jest  zgodna z prawdą. Może troszkę tylko jest nieprecyzyjna, może tylko jest nieco zbyt enigmatyczna, może tylko odrobinę wprowadza w błąd. Należy oczywiście z  góry wykluczyć (mam nadzieję, że szanowni czytelnicy niniejszego tekstu zgodzą się ze mną) świadome działanie osób odpowiedzialnych za zamieszczenie przywołanej informacji na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta RP. Świadome w tym sensie, że dopuszczające wprowadzenie opinii publicznej w błędne przekonanie, że śp. Lech Kaczyński nie miał nic wspólnego z orderami dla "Żołnierzy Wyklętych", które Prezydent Komorowski przekazał, w dniu Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych", wprowadzonego do porządku prawnego z inicjatywy śp. Lecha Kaczyńskiego (znowu ten śp. Lech Kaczyński; chyba za dużo Jego osoby w tym tekście, tyle że faktografia jakoś to sama narzuca), członkom rodzin osób odznaczonych.

Przyjrzyjmy się przez chwilę treści informacji zamieszczonej na stronie  internetowej Kancelarii Prezydenta RP.

Zawarte w tytule informacji zdanie: "Prezydent odznaczył "Żołnierzy Wyklętych"" jest prawdziwe. Zastrzegam przy tym, że użyty w nim wyraz "odznaczył" rozpoznaję jako określenie  dla czynności nadania orderów. Inaczej chyba nie można, skoro w kolejnym zdaniu informacji jej autor stwierdza, precyzyjnie opisując  w tym fragmencie tekstu  co wydarzyło się 1 marca w Pałacu Prezydenckim, że Prezydent Komorowski przekazał […] nadane pośmiertnie ordery (słusznie rozróżniając merytoryczną decyzję – w formie postanowienia Prezydenta RP – o nadaniu orderów od wykonawczej czynności ich przekazania na ręce członków rodzin osób odznaczonych). Ponadto, z uwagi na okoliczności sprawy, wyraz "odznaczył", użyty dla opisu czynności wykonawczej w stosunku do postanowienia Prezydenta PR o nadaniu orderów, byłby nieadekwatny, gdyż nikogo z odznaczonych, niestety, nie ma  od lat wśród żywych.                 

Zdanie "Prezydent odznaczył &
#8222;Żołnierzy Wyklętych"" jest prawdziwe dlatego, że ordery nadaje  organ konstytucyjny – Prezydent RP – a nie taka czy inna osoba sprawująca tę zaszczytną funkcję. Jednakże w zestawieniu z zamieszczonym na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta RP opisem uroczystości z Pałacu Prezydenckiego, pomijającym wszelkie szczegóły nadania orderów, w tym daty wydania przez Prezydenta RP stosownych postanowień (o wskazaniu Lecha Kaczyńskiego jako tego, który, realizując uprawnienia Prezydenta RP, nadał większość z przekazanych w dniu 1 marca 2011 r. przez Prezydenta Komorowskiego orderów, nawet nie wspominając) informacja takiej treści musiała wytworzyć mylne wrażenie, że ordery te, bez wyjątku, nadał Prezydent Komorowski. Przyjmując z kolei, że wyraz "odznaczył" został przez autora analizowanej informacji użyty jako zamiennik dla wyrazu "przekazał", otrzymujemy ten sam efekt: w następstwie całkowitego pominięcia okoliczności związanych z nadaniem orderów, odbiorcy tego komunikatu tkwią w  kontrfaktycznym przekonaniu, że  wszystkie ordery, o których traktuje ten tekst, nadane zostały przez Prezydenta Komorowskiego.

Nie przesadzam. Przecież jak Polska długa i szeroka  telewizje, radia, gazety, portale internetowe zgodnym chórem, powtarzając zapewne za informacją ze strony internetowej Kancelarii Prezydenta RP (ciekawe jaką treść miał komunikat prasowy Kancelarii Prezydenta RP w tej sprawie?), podały, że Prezydent  Komorowski odznaczył "Żołnierzy Wyklętych". Natomiast nigdzie ani nie usłyszałem ani nie doczytałem się wzmianki, że cokolwiek wspólnego z tymi orderami miał śp. Lech Kaczyński, który, przypomnijmy, większość z nich nadał. Jego udział w tym dziele, szlachetnym i godnym uznania, zupełnie zaginął. Można to sprawdzić, wystarczy wpisać w google np. "Prezydent odznaczył Żołnierzy Wyklętych"" i przeczytać teksty, które pokaże nam wyszukiwarka. Próżno w tym kontekście szukać jakiejkolwiek informacji o Lechu Kaczyńskim. Warto też sprawdzić w wikipedii hasło: Lech Leon Beynar vel Paweł Jasienica. Jest  tam on opisany jako osoba dwukrotnie pośmiertnie odznaczona Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski  (3 maja 2007 r. i 1 marca 2011r.). To oczywiście błąd, choć w tym akurat przypadku trudno mieć pretensje do autorów hasła. Dla rozwiania wątpliwości wyjaśniam, że Lech Leon Beynar został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski tylko raz – postanowieniem Prezydenta RP  Lecha Kaczyńskiego z dnia 3 maja 2007 r. Order na ręce członków rodziny Beynara przekazał  w dniu 1 marca 2011 r. Prezydent  RP Bronisław Komorowski.

Chcę podkreślić, że nie  uważam za  bardzo istotne, kto personalnie nadał te ordery. Ważne, że aktualny Prezydent RP póki co kontynuuje w tej kwestii politykę historyczną poprzednika. Chciałbym jednak żeby ta, zapewne już  ostatnia  materializacja decyzji  podjętych przez śp. Lecha Kaczyńskiego jako Prezydenta RP  nie została kompletnie oderwana od Jego osoby. Tym bardziej, że ma ona charakter symboliczny: dotyczy wszak osób, których już z nami nie ma; odnosi się do "Żołnierzy Wyklętych", którzy na uznanie ze strony najwyższego urzędu Rzeczpospolitej musieli czekać 15 lat – do czasu objęcia tego urzędu przez Lecha Kaczyńskiego. Nie ma już wśród nas również Lecha Kaczyńskiego. Pozostała pamięć. I warto  było ów kontekst – w poszanowaniu tej symboliki – choć w jednym zdaniu komunikatu na stronie internetowej Kancelarii Prezydenta RP zaakcentować. Ale nie zrobiono tego. I wiecie Państwo, ze smutkiem stwierdzam, że zupełnie nie jestem tym faktem zadziwiony. A Państwo?

Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944- 1954.