Grzegorz Wąsowski
[wybór zdjęć i opisy do nich – autor strony]
"ŻOŁNIERZE WYKLĘCI"… ALE PRZEZ KOGO? REFLEKSJE W PRZEDDZIEŃ ŚWIĘTA.
Co kości odkopiesz białe:
Kiedy ucichną już boje,
Szkielet mój będzie miał w ręku
Sztandar ojczyzny mojej.
Krzysztof Kamil Baczyński,
fragment wiersza "Wiatr" (18 IV 1943 r.)
Termin "Żołnierze Wyklęci" powstał w środowisku warszawskiej Ligi Republikańskiej (organizacji działającej w latach 90-tych ubiegłego stulecia). Byłem aktywnym członkiem tej grupy. Odpowiadałem w niej za działania służące przywróceniu pamięci społecznej o żołnierzach podziemia antykomunistycznego, więc sprawę znam doskonale. Z częścią tego środowiska przyszło mi współdziałać po dziś dzień, w ramach inicjatyw podejmowanych przez Fundację "Pamiętamy". Mam nadzieję, że tymi informacjami dostatecznie uwiarygodniłem przed czytelnikami swoją osobę jako posiadającą legitymację do odkodowania pierwotnego znaczenia pojęcia "Żołnierze Wyklęci". Piszę "pierwotnego", gdyż zjawisko, które było powodem ukucia przez nas tego terminu, w ostatnich latach powoli odchodziło w przeszłość, a data 1 marca 2011 r. w sposób symboliczny zamknie je w przestrzeni czasu przeszłego dokonanego.
Przygotowana przez Ligę Republikańską i Oficynę Wydawniczą Volumen w 1993 r. wystawa "Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r." Obecnie w dyspozycji BBN.
Przez kolejne lata odwiedziliśmy z "Żołnierzami Wyklętymi" kilkadziesiąt miejscowości w Polsce. Nazwa "Żołnierze Wyklęci" została dodatkowo spopularyzowana przez śp. Jerzego Ślaskiego, który wydał w 1995 r. książkę – godną polecenia – pod takim właśnie tytułem. Z kolei w 1999 r., nakładem Oficyny Wydawniczej Volumen, wydany został pierwszy duży album poświęcony zbrojnemu podziemiu antykomunistycznemu (był on sygnowany również logiem Ligi Republikańskiej). Miałem przyjemność współredagować tę publikację. Albumowi, w nawiązaniu do wystawy, o której wspominam, nadaliśmy tytuł "Żołnierze Wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r." Jak widać konsekwentnie trzymaliśmy się wymyślonego w 1993 r. terminu "Żołnierze Wyklęci", uznając że zawiera on w sobie ważną, współczesną treść.
To określenie, dedykowane żołnierzom podziemia antykomunistycznego idealnie oddawało, tak uznawaliśmy, proces wykluczenia/wyklęcia ich historii, etosu i ofiary z obszaru wrażliwości naszej wspólnoty narodowej. Przy czym nie chodziło nam bynajmniej o okres PRL – dla naszego środowiska było bowiem bezdyskusyjne, że partia komunistyczna, mimo zinstytucjonalizowanej długoletniej propagandy, efektu tego nie była w stanie osiągnąć, a to dlatego, że nie miała do tego, używając terminologii procesowej, legitymacji czynnej. Partia komunistyczna nie była dla nas elementem wspólnoty narodowej (postawiła się poza jej nawiasem).
Warunkiem przynależności do danej wspólnoty narodowej nie jest przecież pochodzenie, lecz poszanowanie jej członków, uznanie i ochrona wytworzonej przez tę wspólnotę państwowości, wreszcie szacunek dla przeszłych pokoleń, ich wiary, tradycji oraz pozytywnego dorobku, który jest punktem wyjścia do dalszego rozwoju. Tymczasem partia komunistyczna wszystko to zanegowała. Była zinstytucjonalizowanym, zaciekłym wrogiem cywilizacji zachodnioeuropejskiej, do której przynależymy, jakby współczesną emanacją plemienia Hunów, którego hordy spustoszyły w V wieku Europę i przyczyniły się do upadku Rzymu. Czy Hunowie mogli wykluczyć/wykląć kogokolwiek ze wspólnoty obywateli takiego czy innego Miasta Imperium Romanum, które w czasie swego marszu obrócili wniwecz? Nie. Oczywiście, mogli zabić, zniszczyć, zburzyć, rozpędzić i na długie lata wstrzymać rozwój. I zrobili to, bo znali się na tym. Ale czy byli władni wykluczyć/wykląć kogoś z kręgu takiej czy innej wspólnoty, która padła ich ofiarą? Nie. Takiej mocy nigdy nie mieli.
Ukuwając termin "Żołnierze Wyklęci" dokładnie w taki sam sposób ocenialiśmy zdolności, skutki działania i moc sprawczą partii komunistycznej. Partia komunistyczna pokonała "Żołnierzy Wyklętych" dzięki potędze Armii Czerwonej, poległym i pomordowanym odmówiła prawa do ludzkiego pochówku (grzebiąc ich w nieznanych do dziś miejscach), przez długie lata PRL-u zohydzała ich pamięć, za pomocą słowa i obrazu [patrz np: Grzegorz Wąsowski, Od Pułkownika UB do Jacka Kuronia, czyli jak na przestrzeni lat hańbiono imię pewnego dzielnego górala. Rozważania o pamięci.], ale wykluczyć ich z kręgu naszej wspólnoty nie była w stanie.
Określenie "Żołnierze Wyklęci" zawierało zatem nasze oskarżenie pod adresem elit opiniotwórczych III RP. Oskarżenie o pomijanie przez owe elity, w procesie odbudowy wrażliwości historycznej rodaków, najważniejszego, najbardziej dramatycznego i heroicznego zarazem rozdziału z historii oporu stawianego przez naszych przodków reżimowi komunistycznemu. Oskarżenie o świadome wyeliminowanie epopei żołnierzy antykomunistycznego podziemia zbrojnego z odtwarzanej w warunkach wolnego już państwa świadomości społecznej, jakby amputowanie tego kawałka historii naszego narodu, historii przez duże "H", historii napisanej krwią i cierpieniem obrońców wolności.
Do dziś pamiętam jak jeden z rozpoznawalnych wówczas polityków, w związku z pełnioną wówczas funkcją państwową zapytany przez dziennikarza (bodaj "Sztandaru Młodych"), czy przewiduje się przyznanie uprawnień kombatanckich za walkę w szeregach UPA, Werwolf-u, czy NSZ-u odpowiedział: Za służbę w obcej armii? Oczywiście, że nie. W ten sposób zadający pytanie dziennikarz zrównał około 70 tys. żołnierzy organizacji konspiracyjnej Polskiego Państwa Podziemnego, która konsekwentnie w okresie okupacji niemieckiej jako jedyna wskazywała, że Polska ma dwóch równorzędnych wrogów: hitlerowców i komunistów (mowa oczywiście o Narodowych Siłach Zbrojnych), z nacjonalistycznym podziemiem ukraińskim, mającym na sumieniu życie dziesiątek tysięcy bezbronnych naszych rodaków, i pogrobową organizacją nazistowską, a wysoki rangą urzędnik państwowy wolnej Polski nie dostrzegł niegodziwości tego porównania. To tylko jeden z przykładów.
Jak sądziłem wtedy i uważam tak do tej pory, stosunek kręgów opiniotwórczych III RP z okresu prawie całej dekady lat 90. do żołnierzy podziemia antykomunistycznego nie był przypadkowy. Był funkcją konceptu, którego istotnym elementem było wmawianie nam, że historia wysiłków niepodległościowych w Polsce po roku 1944, zakończona przecież tak pięknie w 1989 r. porozumieniem w Magdalence i przy "Okrągłym Stole", to suma wysiłków członków partii komunistycznej pracujących na rzecz pozytywnej ewolucji systemu oraz aktywności byłych członków tejże partii, którzy po wystąpieniu z niej bądź wyrzuceniu, działali w opozycji demokratycznej. W takim równaniu nie mogło być oczywiście miejsca na dodatkowy składnik, tj. tych, którzy w obronie niepodległości Polski i prawa człowieka do wolnego życia na ziemi podjęli walkę zbrojną z komunistami. Zaznaczam, i czynię to bez nuty ironii, że zarysowany w tekście, obowiązujący w latach 90. ubiegłego stulecia pośród elit III RP mechanizm utrzymywania etosu podziemia antykomunistycznego poza obszarem pamięci społecznej uważam za psychologicznie zrozumiały i łatwy do wytłumaczenia – jeżeli siadam z przedstawicielami jakiejś formacji do stołu negocjacyjnego, piję z nimi wódkę [patrz: wpolityce.pl – fragment książki Ryszarda Bugaja, O sobie i innych, Warszawa 2010], osiągam porozumienie itd., to trudno, abym równolegle, czy chwilę potem, odbudowywał pamięć o tych, którzy padli w walce stoczonej z ojcami założycielami tejże formacji. Zwłaszcza, że zanim "Żołnierze Wyklęci" w boju tym ulegli, to jednak jakieś straty przeciwnikowi zadali; a jeżeli dodatkowo założymy, że niemały kawałek swego życia spędziłem wcześniej w szeregach tej formacji, to mamy pełny obraz powodów, dla których Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" będziemy po raz pierwszy obchodzić dopiero po ponad dwudziestu latach od odzyskania niepodległości.
Adam Michnik i gen. Czesław Kiszczak.
Bronisław Geremek i gen. Czesław Kiszczak.
Najbardziej jaskrawym momentem realizacji zarysowanej powyżej koncepcji (nazwijmy ją polityczno – historyczną, choć określeniem krótszym i lepszym wydaje mi się po prostu "blaga") była chwila podczas ceremonii odznaczenia Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego Orderem Orła Białego, w której Aleksander Kwaśniewski – wówczas Prezydent RP – stwierdził, uzasadniając owo odznaczenie i nawiązując do Listu Otwartego do Partii z 1964 r., który popełnili Kuroń i Modzelewski, że byli oni pierwszymi, którzy otwarcie napiętnowali panujący w Polsce system dyktatury. Rzecz miała miejsce w 1998 r. Celebra, jak przystało na uroczystość wręczenia najwyższego polskiego odznaczenia państwowego, była szeroko relacjonowana i bogato komentowana przez wszystkie najważniejsze rodzime media. Oczywiście gremialnie powtarzały one za Kwaśniewskim, że Kuroń i Modzelewski byli pierwszymi, którzy otwarcie wystąpili przeciwko dyktaturze komunistycznej. I choć dziś trudno w to uwierzyć, zabrakło (z jednym wyjątkiem: tekstem Adama Michnika w "Gazecie Wyborczej", w którym autor zwrócił uwagę na niestosowność przywołanego powyżej stwierdzenia Kwaśniewskiego) pośród tych relacji i komentarzy słowa protestu wobec potwornego przecież zafałszowania historii zawartego w przypomnianym fragmencie uzasadnienia dla tych odznaczeń. Również sami odznaczeni nie zabrali głosu w tej sprawie.
A przecież, przypomnijmy, przez konspirację antykomunistyczną z okresu lat 1944–1954 przewinęło się co najmniej 150 tys. ludzi, z czego 20 tys. wzięło udział w walce czynnej z bronią w ręku. Skala ofiary złożonej na ołtarzu wolności w tamtym czasie przez naszych rodaków to kilkadziesiąt tysięcy poległych oraz pomordowanych i około 200 tys. aresztowanych oraz więzionych.
Praktycznie cała dekada lat 90. wpisuje się swoim klimatem intelektualnym w przywołaną przeze mnie uroczystość, podczas której były członek Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej dekorował dwóch byłych członków tej partii najwyższym polskim orderem, wskazując na nich jako pierwszych sprawiedliwych w kontekście oporu przeciwko systemowi komunistycznemu, zbywając całkowitym milczeniem epopeję "Żołnierzy Wyklętych" (dla jasności – nie jest moim zamiarem poddanie krytycznej analizie zasadności tych odznaczeń, wskazuję tylko na zdeformowanie prawdy, mające miejsce podczas ceremonii ich wręczenia).
Jakże te czasy były diabelnie dalekie od wyjścia naprzeciw dramatycznej prośbie chor. Witolda Boruckiego "Babinicza", "Dęba", komendanta Warszawskiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego [zobacz również: Kryptonim "Orzeł"…], który swój wstrząsający w treści "raport do Administracji Przyszłej Nowej Polski" z dnia 13 kwietnia 1949 r., zdając sobie sprawę, że on i jego podkomendni wkrótce zginą, że nie doczekają upragnionej wolności (Borucki poległ w sierpniu 1949 r.), zakończył tymi słowy:
Wtedy była to, niestety, gra do jednej bramki. Inicjatywy indywidualne czy społeczne, które wówczas powstawały, przyjmując za cel przywrócenie pamięci o "Żołnierzach Wyklętych", miały w najlepszym wypadku krótkotrwały i lokalny oddźwięk. Jako przykład, jak w tych sprawach źle się wówczas działo podam następujący fakt. Kiedy w końcu 1994 r. (czyli ponad dwa lata po nagonce politycznej i medialnej rozpętanej przeciwko zwolennikom lustracji) zbieraliśmy – jako Liga Republikańska – podpisy pod apelem o ujawnienie archiwów komunistycznego aparatu represji, to okres objęty sformułowaną przez nas petycją o otwarcie archiwów zamknęliśmy datą 1956 r., wiedząc, że w przeciwnym razie praktycznie nikt nie złoży pod nią podpisu. Dzięki temu zabiegowi uzyskaliśmy kilkanaście podpisów znanych i szanowanych przez niemałą część rodaków nazwisk. Wśród sygnatariuszy apelu był min. Zbigniew Herbert. Podkreślam, że środowisko Ligi Republikańskiej uchodziło w tamtym czasie za nastawione radykalnie antykomunistycznie i nasz apel, jeżeli został dostrzeżony w ogóle, był odbierany powszechnie jako przejaw poglądów zupełnie skrajnych. Powtórzę, że nie przywołuję tych faktów z przyjemności wspominania inicjatyw własnych czy moich kolegów, lecz dla uzmysłowienia młodszym czytelnikom z jak wielkim trudem pewne oczywiste dziś rozwiązania – np. udostępnienie archiwów UB/SB m.in. dla badań historycznych – torowały sobie drogę do zaistnienia w porządku prawnym.
Jakościowa zmiana sytuacji nastąpiła dopiero wraz z powstaniem Instytutu Pamięci Narodowej, a dokładnie z chwilą, w której historycy uzyskali dostęp do zasobów archiwalnych tajnej policji komunistycznej, przejętych przez IPN. Analiza tych zasobów zaowocowała znakomitym postępem wiedzy na temat podziemia antykomunistycznego, dała także prawdziwe wyobrażenie o skali czynnego oporu społecznego przeciwko komunizmowi. Ostatnie lata przyniosły z sobą wiele wartościowych opracowań, głównie autorstwa historyków z IPN, poświęconych zbrojnemu podziemiu antykomunistycznemu. Istotne osiągnięcia na niwie przywracania pamięci o "Żołnierzach Wyklętych" ma także Fundacja "Pamiętamy" (proszę mi wybaczyć brak skromności), która, uznając, że pamięć wymaga formy trwałej, wzniosła do tej pory dwadzieścia pomników, upamiętniając nimi z imienia i nazwiska ponad 1300 poległych i pomordowanych "Żołnierzy Wyklętych" (zachęcam do obejrzenia wizualizacji tych pomników>)
Wielką satysfakcję przynosi mi świadomość, że sumą wysiłków ludzi dobrej woli epopeja "Żołnierzy Wyklętych" nie jest już białą plamą, że temat ten mocno przebił się do zbiorowej świadomości historycznej Polaków. Warto w tym miejscu wspomnieć kilka osób, spośród tych które ciężko pracowały nad ocaleniem i przywróceniem dobrej pamięci o Żołnierzach Wyklętych w nieprzyjaznych dla tematu latach dziewięćdziesiątych. Wymienię Piotra Niwińskiego, Kazimierza Krajewskiego, Tomasza Łabuszewskiego, Krzysztofa Szwagrzyka, Piotra Szubarczyka, czy Leszka Żebrowskiego. I polecam ich publikacje.
Spośród osób z życia publicznego, które przyczyniły się do odbudowania i utrwalenia pamięci o "Żołnierzach Wyklętych" koniecznie należy wymienić śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, śp. Andrzeja Przewoźnika i śp. Janusza Kurtykę. Nie ulega przy tym wątpliwości, że dopiero czas prezydentury Lecha Kaczyńskiego to okres, w którym "Żołnierze Wyklęci" doczekali się należytych honorów ze strony najwyższego urzędu Rzeczpospolitej. Dzięki polityce odznaczeniowej realizowanej przez śp. Lecha Kaczyńsk
iego także członkowie rodzin wielu "Żołnierzy Wyklętych" (a wśród nich wdowa po Witoldzie Boruckim "Babiniczu") uzyskali, odbierając z Jego rąk wysokie rangą ordery, którymi odznaczył poległych i pomordowanych ich bliskich, namiastkę zadośćuczynienia za wieloletnie cierpienia po stracie najbliższych i życie z piętnem "rodzin bandyckich".
Przedstawiciele
Kancelarii Prezydenta RP z Krzyżami Wielkimi Orderu Odrodzenia Polski
dla por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i ppor. Edwarda
Taraszkiewicza "Żelaznego", nadanymi im pośmiertnie postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego z dnia 20 sierpnia 2009 r.
Wprowadzenie do porządku prawnego, z inicjatywy śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" symbolicznie zamyka okres wykluczenia/wyklęcia z obszaru pamięci zbiorowej przez elity opiniotwórcze III RP żołnierzy zbrojnego podziemia antykomunistycznego – tych heroicznych obrońców wolności, którym przyszło żyć i umierać w okrutnych czasach pełnego i brutalnego triumfu systemu komunistycznego. Systemu, który w całych dotychczasowych dziejach ludzkości, był największym i najgroźniejszym zinstytucjonalizowanym wrogiem wolności, w każdym jej wymiarze.
Jako jeden z autorów pojęcia "Żołnierze Wyklęci" z ulgą odnotowuję, że wreszcie – po ponad siedemnastu latach od wprowadzenia tego terminu w obieg publiczny – powody jego ukucia przestały być aktualne.
I niech termin ten żyje jak najdłużej swoim nowym życiem, jako intrygujące określenie historii, którą symbolizuje. Niech zachęca do jej poznawania. Bo w niej zawiera się istotna część naszej narodowej tożsamości.
Anglojęzyczna wersja tekstu (na stronie www.doomedsoldiers.com):
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944- 1954.
W tym roku po raz pierwszy obchodzono Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Z tej okazji we wtorek prezydent Bronisław Komorowski przyznał im pośmiertne odznaczenia, składano kwiaty w miejscach pamięci, odbyły się też prezentacje publikacji i wykłady.
Krzyżem Wielkim, Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski prezydent Bronisław Komorowski odznaczył pośmiertnie Żołnierzy Wyklętych, bohaterów antykomunistycznego podziemia – ZOBACZ NAZWISKA ODZNACZONYCH>
Jak podkreślił prezydent podczas uroczystości w Pałacu Prezydenckim, dopiero po latach ofiara życia "Żołnierzy Wyklętych" złożona ojczyźnie w najtrudniejszych warunkach nabrała szczególnego znaczenia. – I te niezwykłe życiorysy zakończone dramatem śmierci i więzienia (…) do dzisiejszego dnia stanowią cząstkę niezwykłej polskiej broni w warunkach trwania w beznadziejnych okolicznościach zewnętrznych. Dlatego pokolenie ludzi Solidarności chyli przed nimi czoła, chce, by nie byli Żołnierzami Wyklętymi, wypchniętymi z naszej pamięci. (…) Przekreślamy ten termin. Chcemy, aby trwała pamięć i wdzięczność narodu za tak niezwykłe postawy w warunkach najtrudniejszej próby – zaznaczył Bronisław Komorowski.
Uroczystościom towarzyszyła prezentacja wystawy IPN poświęconej "Żołnierzom Wyklętym". Przed południem prezydent Komorowski w towarzystwie prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz złożył wieńce przed tablicą na murze więzienia mokotowskiego, gdzie 1 marca 1951 roku stracono z rąk UB kierownictwo IV Komendy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość: ppłka Łukasza Cieplińskiego, mjra Adama Lazarowicza, por. Józefa Rzepkę, kpt. Franciszka Błażeja, por. Józefa Batorego, Karola Chmiela i mjr Mieczysława Kawalca. To właśnie tę datę upamiętnia Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych".
Prezydent podpisał ustawę o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" 9 lutego tego roku. Projekt ustawy o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" złożył w ubiegłym roku prezydent Lech Kaczyński w hołdzie – jak napisał w uzasadnieniu – "bohaterom Powstania Antykomunistycznego, którzy w obronie niepodległego bytu Państwa Polskiego, walcząc o prawo do samostanowienia i urzeczywistnienia dążeń demokratycznych społeczeństwa polskiego, z bronią w ręku przeciwstawili się sowieckiej agresji i narzuconemu siłą reżimowi komunistycznemu".
Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Bronisław Komorowski, podczas uroczystości w dniu święta państwowego Narodowego Dnia Pamięci "Żołnierzy Wyklętych" przekazał członkom najbliższych rodzin „Żołnierzy Wyklętych” nadane pośmiertnie Ordery Odrodzenia Polski.
Wystąpienie prezydenta podczas przekazania orderów nadanych "Żołnierzom Wyklętym":
gdy oni siedzieli w więzieniu, gdy byli torturowani, gdy byli poniewierani, gdy ginęli za Polskę, wtedy rodziło się pokolenie Solidarności. Wtedy jeszcze nikt nie marzył o tym, że Polska będzie wolna, że będzie niepodległa i że wieloletnia walka o wolność w okresie okupacji nabierze szczególnego znaczenia, zakończy się wielkim narodowym triumfem po latach… CZYTAJ DALEJ>
Źródło: www.prezydent.pl>
<
/div>