Na marginesie listu J. M. Rymkiewicza zdań kilka… – część 1/2

Grzegorz Wąsowski
[wybór zdjęć i opisy do nich – autor strony]

NA MARGINESIE LISTU OTWARTEGO JAROSŁAWA MARKA RYMKIEWICZA DO ADAMA MICHNIKA ZDAŃ KILKA O ZBIGNIEWIE HERBERCIE I JÓZEFIE MACKIEWICZU

Wielu obserwatorów dyskursu (?) publicznego w Polsce miało niedawno okazję zapoznać się z treścią listu otwartego skierowanego przez Pana  Jarosława Marka Rymkiewicza do Pana Adama Michnika. Autor listu stawia w nim adresatowi korespondencji szereg zarzutów. Jednocześnie z listu przebija żal, duży zawód wyrażony konstatacją Autora, że Adam Michnik odstąpił od ideałów wolnościowych, że to nie ten sam co kiedyś człowiek.

Jarosław Marek Rymkiewicz

Nie mnie oceniać słuszność opinii Autora listu na temat postawy Adama Michnika, czy też  przemiany jaka, zdaniem Autora listu, w Adamie Michniku zaszła. To że zabieram głos na temat korespondencji, jaką  istotna  postać polskiej literatury skierowała do legendy opozycji przedsierpniowej i jednej z najbardziej wpływowych osobistości niepodległej Rzeczypospolitej, jednocześnie jest powodowane po pierwsze, chęcią podzielenia się z rodakami tym, co  swego czasu usłyszałem od Pana Zbigniewa Herberta (którego postać została w liście przywołana) po drugie zaś, nieodpartą potrzebą opatrzenia komentarzem bardzo emocjonalnej aury listu (proszę wybaczyć mi brak należytej w tym względzie pokory).

W roku 1996 kilkakrotnie miałem zaszczyt gościć w domu  u Państwa Katarzyny i Zbigniewa Herbertów. Podczas jednej z tych wizyt Zbigniew Herbert opowiedział mnie i mojemu koledze, Rafałowi Dzięciołowskiemu, następujące zdarzenie. Otóż  pewnego razu do naszego gospodarza zadzwonił Adam Michnik i raczył stwierdzić – tu powtarzam za Poetą bardzo dokładnie – Zbyszku, jesteś dla mnie bogiem. Na to Zbigniew Herbert miał odpowiedzieć: poszukaj sobie innego boga. Po czym odłożył słuchawkę.  Michnik dzwonił wtedy bodajże z Tokio. Był to czas, w którym Adam Michnik zabiegał o kontakty ze Zbigniewem Herbertem, ten natomiast nie chciał mieć z Adamem Michnikiem nic wspólnego, co w sposób jednoznaczny wówczas nam artykułował, nazywając Pana Michnika oszustem intelektualnym (podobna opinia Zbigniewa Herberta została utrwalona przez Jerzego Zalewskiego w filmie dokumentalnym "Obywatel Poeta", wyemitowanym przez  TVP w 2001 r.).

Oczywiście tylko osoby będące niezwykle daleko od nadającej ton naszemu życiu publicznemu "wspólnoty ludzi przyzwoitych", którą  stosunkowo niedawno wskazał chyba właśnie Adam Michnik, nie wykluczają, że opinia jaką w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia Zbigniew Herbert miał i wyrażał na temat Adama Michnika, pomimo zabiegów tego ostatniego o utrzymanie dobrych wzajemnych relacji, mogła mieć pewien wpływ na ukazanie się na łamach Gazety Wyborczej, po śmierci Poety w 1998 r., tekstów i wypowiedzi, z których czytelnik miał prawo wywieść smutny wniosek, że w ostatnich latach swego życia Zbigniew Herbert  miał niejakie problemy ze zdrowiem psychicznym.

Zbigniew Herbert

Jak wspomniałem, zdecydowałem się na napisanie tego tekstu powodowany również potrzebą odniesienia się do bardzo emocjonalnej aury wystąpienia  listownego Jarosława Marka Rymkiewicza, którą to aurę uznać należy za następstwo jakże częstego i w sumie banalnego zjawiska, określanego mianem zawiedzionych uczuć. Potrzebę zabrania głosu w tej sprawie  wywołała u mnie obawa, że czytelnicy listu sprzyjający jego Autorowi mogą popaść w błędne przeświadczenie, że oto wszyscy ludzie pióra, intelektualiści, których nie nazywa się dziś autorytetami, a którzy zachowali zdolność  krytycznego myślenia – idącego jakże często pod  prąd obowiązującym w danym czasie ocenom, tendencjom, modom itd., wyznaczanym aktualnie przez ową "wspólnotę ludzi przyzwoitych" – mieli ten sam co Jarosław Marek Rymkiewicz emocjonalny problem, objawiający się wewnętrznym przymusem radykalnej rewizji oceny osoby Adama Michnika, skutkujący żalem charakterystycznym dla  osób  silnie kimś rozczarowanych.

Otóż tak nie jest.  Znakomitym tego przykładem jest Józef Mackiewicz, wybitny polski pisarz emigracyjny, autor jedenastu książek, w tym kilku świetnych powieści, z których Sprawa pułkownika Miasojedowa (z 1962 r.) należy, w ocenie niżej podpisanego, do najwybitniejszych dzieł w historii literatury. Był też Józef Mackiewicz autorem wielu znakomitych opowiadań. O dwóch z nich ("Dymy nad Katyniem" – z 1947 r. i "Ponary – "Baza"" – z 1945 r.) tak pisał Czesław Miłosz:
 

Józef Mackiewicz widział groby katyńskie i napisał, co zobaczył. Przypadkiem był też świadkiem, jak odbywało się mordowanie Żydów w Ponarach i też zostawił rzeczowy raport. I dopóki będzie istnieć polskie piśmiennictwo, te dwa zapisy grozy dwudziestego wieku powinny być stale przypominane, po to, żeby dostarczały miary wtedy, gdy literatura zbytnio oddala się od rzeczywistości.

[Cz. Miłosz, Koniec Wielkiego Księstwa (O Józefie Mackiewiczu), "Kultura", nr 5/1989 r.]

Dorobek twórczy Mackiewicza obejmuje także wiele tekstów publicystycznych, zachwycających logiką wywodu i stylistyką. Na łamach tych ostatnich kilkakrotnie przewija się postać Adama Michnika, wspomniani są tam także, czasami z nazwiska, czasami z imienia, ludzie z Jego  środowiska. Wyjątki z artykułów autorstwa Józefa Mackiewicza, które przywołuję w dalszych partiach tego tekstu, pochodzą z lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, i jako takie są bardzo ciekawym świadectwem, w jaki sposób znakomity polski pisarz, zapewne najwybitniejszy spośród pisarzy polskich dwudziestowiecznych, intelektualista, wielki orędownik prawdy i wolności, patrzył na krąg osób, o którym traktują niemałe fragmenty listu otwartego Jarosława Marka Rymkiewicza. Nie wiem, czy Mackiewicz miał w tej sprawie rację, czy nie. Być może mylił się, tak jak być może myli się dziś Rymkiewicz. Oceńcie Państwo sami… Na pewno jednak, gdyby Józef Mackiewicz żył, nie czułby krzty rozczarowania poglądami i działaniami Adama Michnika, głoszonymi i podejmowanymi przez tego ostatniego po zakończeniu okresu komunistycznego zniewolenia, czyli po roku 1990. Oto zapowiadana garść cytatów:

[…] Wnet Kołakowski i Michnik wojażują dalej. Przyjmowani są serdecznie przez komunistów włoskich […]. W tym czasie w komunistycznej włoskiej Paese Sera czytamy "…Profesor Kołakowski i Adam Michnik podkreślili, że obrońcy praw człowieka ze wszystkich krajów Europy Wschodniej występują – po raz pierwszy – solidarnie, a partie komunistyczne Zachodu, dzięki eurokomunizmowi, popierają walkę o poszanowanie praw ludzkich w krajach demokracji ludowej".

Następnie Kołakowski i Michnik pojechali do Paryża, gdzie tamtejsi komuniści i socjaliści zorganizowali dla nich wielką konferencję prasową z udziałem stu dziennikarzy francuskich. W trakcie spotkania połączono się telefonicznie z Jackiem Kuroniem w Warszawie […]. Cały ten komunistyczno – socjalistyczny klimat wspierający polskich, jak uprzednio innych "desydentów" – nie antykomunistycznych – przyjęła polska prasa emigracyjna ze szczerym entuzjazmem.[…].

Powiem nie owijając w bawełnę: Adam Michnik i… towarzysze – że pozwolę sobie na ten skrót, aby nie wymieniać wszystkich świętych dzisiejszej prasy emigracyjnej – są mi ludźmi z drugiej strony barykady. Ja jestem przeciwko każdemu komunizmowi. Oni go popierają w takich postawach jak "antyrosyjski", "europejski", w plastiku "praw człowieka i obywatela". Nie można zwalczać komunizmu i jednocześnie go popierać.

Powyższe cytaty pochodzą z tekstu "Na drodze wielkiego ześlizgu (II)", opublikowanego w londyńskich "Wiadomościach" (nr 45 z 1977 r.).

Na marginesie listu J. M. Rymkiewicza zdań kilka… – część 2/2>
Strona główna>