"Młot", "Mścisław", "Żelazny"…

Rocznica trzech śmierci

To, co nadaje sens życiu, nadaje także sens śmierci.
Antoine de Saint-Exupéry

W ostatnich dniach czerwca przypadają trzy niezwykle tragiczne rocznice w historii zmagań 5. i 6. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej z komunistycznym zniewoleniem.

61 lat temu, 27 czerwca 1949 r., na kolonii wsi Czaje Wólka [gmina Ciechanowiec] zginął dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK kpt. Władysław Łukasiuk ps. "Młot", jak można sądzić w wyniku nieporozumienia, z ręki swego podkomendnego Czesława Dybowskiego "Rejtana". Zwłoki kpt. "Młota" zostały wykopane 13 VIII 1949 r. przez funkcjonariuszy UBP – miejsce pochówku do dziś jest nieznane. 11 listopada 2007 Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Władysława Łukasiuka Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

Trzy lata wcześniej, 28 czerwca 1946 r., w dwóch różnych miejscach i okolicznościach, jednak z rąk tych samych zbrodniarzy, śmierć poniosło dwóch oficerów 5. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej:

  • Por. Marian Pluciński ps. "Mścisław", uczestnik wojny obronnej 1939, następnie w konspiracji ZWZ-AK. Od kwietnia 1944 d-ca plutonu w 5. Brygadzie Wileńskiej. Po rozwiązaniu brygady przedostał się wraz ze swoim oddziałem na teren Puszczy Augustowskiej, a następnie powrócił na Wileńszczyznę. Do listopada 1944 dowodził oddziałem złożonym z rozbitków brygad wileńskich, operujących na północ od Wilna. Wiosną 1945 przedostał się na teren Białostocczyzny i nawiązał kontakt z mjr. "Łupaszką". Objął dowództwo 4. szwadronu w odtwarzanej 5. Brygadzie Wileńskiej. Po rozwiązaniu oddziału, w październiku 1945  r. zaprzestał działalności konspiracyjnej. Aresztowany przez białostocki UB na skutek donosu, został skazany na śmierć i zamordowany 28 VI 1946 roku. Nawet UB wystawiło mu mimowolnie dobrą opinię: „energiczny, odważny, bandycki upór”. Miejsce pochówku „Mścisława” do dzisiaj pozostaje nieznane. 11 listopada 2007 r. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Mariana Plucińskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
  • Ppor. Zdzisław Badocha ps. "Żelazny", ur. 22 marca 1923 r. w Dąbrowie Górniczej, harcerz, żołnierz 5. Wileńskiej Brygady AK, podporucznik czasu wojny, dowódca 2. szwadronu w tej brygadzie. Uważany za najlepszego dowódcę polowego mjr. "Łupaszki". Major wystąpił z wnioskiem o odznaczenie "Żelaznego" Krzyżem Virtuti Militari, pisząc: "bardzo odważny, dzielny, pełen inicjatywy, wykazał wielką odwagę osobistą". Dowodził m.in. głośną akcją 19 maja 1946 r., o której informowało BBC. Szwadron "Żelaznego" rozbroił tego dnia 7 posterunków milicji w powiatach Kościerzyna i Starogard, zlikwidował dwie placówki UB, rozstrzelał 5 funkcjonariuszy UB, w tym sowieckiego doradcę, oficera NKWD. "Żelazny" zginął 28 VI 1946 r., podczas próby przebicia się przez obławę UB w majątku Czernin koło Sztumu, gdzie leczył się z ran postrzałowych. Miejsce jego pochówku pozostaje nieznane. 5 grudnia 2004 r. upamiętniono ppor. Zdzisława Badochę „Żelaznego”, odsłaniając w Czerninie pod Sztumem tablicę pamiątkową na ścianie kościoła parafialnego. 11 kwietnia 2006 r. poświęcono w Czerninie skromny pomnik „Pamięci żołnierzy szwadronu "Żelaznego"”.

Kpt. "Młot" / Por. "Mścisław" / Ppor. "Żelazny"

GLORIA VICTIS !


POWRÓT DO DOMU

Stoję przy oknie, jest cicho.
Słyszę tylko wiatr.
Patrzę na zegarek: 24.
Wzdycham.
Moje westchnienie odbija się od ścian domu.
Na górze śpi nasza córka, Ala nie wie dlaczego taty nie ma z nią.
On nie widzi jak Ala stawia pierwsze pełne kroki, jak składa pierwsze zdania.
Nie ma go jak po raz pierwszy mówi: tata.
Jest gdzieś daleko, w lesie.
Walczy, jest bohaterem bajek opowiadanych przez sąsiadki dzieciom do snu.
Ja nie opowiadam mojej córce o żołnierzu, ja mówię o ojcu.
Znowu patrzę za okno, mam ochotę krzyczeć by wrócił.
Nie mogę, wiem, że robi dobrze, że inaczej bym go nie szanowała.
Boję się.
Boję się, że nie wróci.
Boję się, że będzie ranny.
Boję się, że się zmieni, że wojna zabierze mi starego męża, a pozostawi jego cień.
Boję się, że moja córka nigdy nie będzie miała ojca.
O tym, że mogę zostać wdową wolę nie myśleć.
Czuję łzę na policzku, nie ścieram jej.
Chcę mu powiedzieć, że go kocham, że jest nie tylko bohaterem ludzi, ale przede wszystkim moim.
Nie mogę, nie ma go.
Był, wpadł na jeden dzień.
Nakarmiłam go, przytuliłam, opowiedziałam o Ali, o życiu, o świętach bez niego, pokazałam nową krowę.
Próbowałam być normalna, chciałam nie widzieć jak chowa broń pod łóżko.
Pragnęłam być ślepa i głucha.
Zapomnieć.
Zapomnieć o wojnie, o Rosji, o bólu, o cierpieniu i o broni pod łóżkiem.
Pobawił się z Alą, bałam się, że go nie pozna, ale jak tylko go zobaczyła krzyknęła: tato!
Mimo wszystko odetchnęłam.
Odsuwam się od okna.
W oddali słychać strzały.
Nie chcę wiedzieć czy strzelają do niego, czy on strzela.
Siadam przy stole, wyciągam różaniec.
Jak codziennie.
Nie modlę się, patrzę tylko na paciorki i odliczam wystrzały.
Raz.
Poznaliśmy się na studiach, oboje pomimo wiejskiego pochodzenia wybraliśmy edukację.
Ja prawo, on matematykę.
Dwa.
Wzięliśmy kameralny ślub, tylko my, najbliżsi przyjaciele i rodzina.
Trzy.
Nie było nas stać na wesele, podałam obiad : rosół i pierogi. Wszyscy dobrze się bawili.
Cztery.
Gdy poszedł walczyć z
Niemcami, byłam tak samo entuzjastyczna : na początku byłam sanitariuszką.
Pięć.
Ala urodziła się miesiąc po wejściu Rosjan.
Sześć.
Jak poszedł walczyć po raz drugi, chciałam go zatrzymać. Nie mogłam. Każdy ma jakieś obowiązki. On, matematyk, wykształcony, ojciec i mąż uznał, że jest zobowiązany do walki, ruszył.
Siedem.
Od początku walka była nierówna, mieli ogromne straty, gdy zginął jego przyjaciel myślałam, że wróci. Został.
Osiem.
Uwolnili jakiś więźniów, ludzie dziękowali im na kolanach. Miałam łzy w oczach, z dumy i ulgi – że znowu przeżył. Zaczęłam doceniać życie, uśmiechałam się.
Dziewięć.
Coraz rzadziej odwiedzał dom, chciał nas chronić. Walczył jak prawdziwy bohater, dowódca go chwalił. Tylko sukcesów było już coraz mniej, ludzie masowo dezerterowali. W krótkich listach pisał, że jedyne na co narzeka to jedzenie, podobno nikt w jego oddziale nie umiał gotować.
Dziesięć.
Teraz to jak zabawa w kotka i myszkę. Tylko na jedną myszkę przypada 20 kotów. Mi to bardziej przypomina chowanego. Zbliża się koniec, nie wiem co będzie potem. Chcę tylko by wrócił.

Słyszę pukanie. Może to on?
Podchodzę do drzwi, widzę dwóch mężczyzn w polskich mundurach.
Już wiem.
Prawie nie słyszę jak mówią, że był dzielny, że zginął w walce, za Polskę, za wolność, za mnie, za nich, poświęcił się. Wolał zginąć niż trafić do niewoli.
Zamykam im drzwi przed nosami.
Wypuszczam z rąk różaniec, turla się po podłodze.
Nie czuję łez.
Podchodzę do okna.
Chcę tylko by wrócił.

"Jeszcze Polska nie zginęła,
póki my żyjemy." 
  

Joanna Wąsowska
(lat 15)
Warszawa, 23.06.2010

Strona główna>