Ostatnia walka 5. Brygady – część 5/5

Po tym weselszym „przerywniku” wróćmy do spraw mniej krotochwilnych, aczkolwiek też już nie całkiem przygnębiających. Kiedy ostatecznie wyszła Pani z więzienia?
– Wyszłam najpierw na przerwę w odbywaniu kary. 21 maja 1956 roku wypuszczono mnie na półroczną przerwę. W 1957 roku Sąd Rejonowy w Bydgoszczy darował mi pozostałe kilka miesięcy z zawieszeniem na dwa lata. W wyroku skazującym odebrano mi prawa obywatelskie i honorowe na zawsze, a później zmieniono to na 10 lat. Gdy wyszłam, nie mówiłam, że mam te prawa odebrane. Po jakimś czasie pocztą otrzymałam zawiadomienie o tym, że zostałam z pracy wytypowana na ławnika w sądzie. I tak, paradoksalnie, przez kilka lat byłam ławnikiem, mając odebrane prawa obywatelskie!

Czerwiec 2008 – Bory Tucholskie. Pani Janina Smoleńska podczas rozmowy z Grzegorzem Polikowskim.

Zamieszkaliście Państwo w Szczecinie?
– "Zeus" po ujawnieniu w 1947 roku nie miał gdzie się podziać i razem z moimi rodzicami przyjechał do Szczecina. W 1948 roku został aresztowany i siedział "w śledztwie" przez trzy lata. Komuniści chcieli mu udowodnić, że podczas ujawnienia coś zataił i na tej podstawie mieli zamiar wsadzić go do więzienia. Podczas tej jego "odsiadki", przesłuchania wielokrotnie przeprowadzał jakiś UB-ek wraz z "Reginą". Jak twierdził "Zeus", podczas tych przesłuchań nawzajem ("Zeus" z "Reginą") obrzucali się wyzwiskami i kłócili się w taki sposób, że nawet UB-owcy się śmiali. Chciano mu np., zgodnie z zeznaniami "Reginy", udowodnić, że ujawnił się pod przybranym nazwiskiem. Gdy ten zarzut został obalony, próbowała ona udowodnić, że ma gdzieś schowaną broń, której też nie wskazał. Podczas rozprawy zadeklarowała: Ja go nienawidzę!, przez co nawet ówczesny sąd musiał ją uznać za świadka nieobiektywnego i zwrócić akta do prokuratury. A co mogła zrobić prokuratura, kiedy ona była jedynym świadkiem oskarżenia? "Zeus" posiedział jeszcze trochę i go wypuścili.

Czym zajmowała się Pani poza "ławnikowaniem"?
– Poszłam do pracy i uczyłam się. Przecież byłam "dziedzicznie obciążona", a pomogli mi w znalezieniu pracy w szkole znajomi ojca. Nie miałam wykształcenia pedagogicznego i dlatego zostałam przyjęta do pracy na roczny kontrakt. Jednocześnie zaczęłam studia. Skończyłam filologię polską na WSP w Opolu. Całe życie, mając to "dziedziczne obciążenie", pracowałam jako nauczyciel – od podstawówki przeszłam wszystkie szczeble nauczania. Ostatnio, ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu, bo jestem już od dwudziestu lat na emeryturze, na specjalnej akademii dostałam Medal Uniwersytetu Szczecińskiego. Nie przypuszczałam, że w ogóle o mnie ktoś pamięta, a tu się okazało, że moi dawni studenci, będący dziś profesorami, bardzo mnie zaskoczyli.

Po wyjściu z więzienia była Pani jeszcze w jakiś sposób szykanowana?
– Nie, nigdy. Inni byli wzywani i wypytywani, a mnie nikt nie niepokoił. Widocznie mnie jakoś tak zakwalifikowali.

Czy unieważnienie wyroku odbyło się samoczynnie?
– Absolutnie nie. Gdy złożyłam o unieważnienie wyroku, bardzo przykre wrażenie wywarła na mnie cała procedura. Zatęskniłam za tym swoim rewolwerem z czterema nabojami! Na sali, gdzie rozpatrywano mój wniosek, poczułam się jakbym ponownie była sądzona! Odczytano znowu cały ten "akt oskarżenia", gdzie były same bzdury. Prokurator, po kilku moich wypowiedziach stwierdził, że …tak się ukształtowała Pani świadomość polityczna… Stwierdził też, że ...nie pochwala metod… Pomyślałam, iż znalazł się "gołąbek pokoju" i poczułam straszny niesmak. Zaczęłam wtedy opowiadać o metodach, jakie stosowali oni – Sowieci – gdy nas rozbrajali i łapali, a później kontynuowali ich "robotę" polskojęzyczni pachołkowie z UB.

Miała Pani świadomość, że oprócz "Reginy" niektórzy z żołnierzy 5. Brygady czasami po aresztowaniu, a czasami po wyjściu z więzienia, pisali raporty do UB, a potem do SB, na swoich kolegów? Niektórzy robili to do lat 70., a nawet końca 80.?
– Nie, nie wiedziałam. Nawet gdy jeden z dowódców szwadronu kilkakrotnie powtarzał mi, gdy się widzieliśmy, że czeka nas przykra rozmowa, to myślałam, iż chodzi o jakieś pretensje do mnie. Dopiero po jego śmierci dowiedziałam się prawdy… Ale prawdę mówiąc – "Reginie" nikt nie dorównał. Każdy przypadek był inny. Szkoda, że nie ukazuje się metod stosowanych w czasach stalinizmu i tych, którzy się nimi posługiwali by niszczyć ludzi i fizycznie, i moralnie.

Myślę, że tym niezbyt optymistycznym akcentem możemy zakończyć naszą rozmowę. Niech czytelnicy sami ocenią tamte, jak i te bliższe czasy. Bardzo dziękuję za czas poświęcony na nasze rozmowy.

Rozmawiał: Grzegorz Polikowski

Tekst rozmowy, przeprowadzonej przez Grzegorza
Polikowskiego, ukazał się w wydaniu specjalnym Ilustrowanego Magazynu
Historycznego "MILITARIA
XX wieku"
,
nr 4 (11)/2009
.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Pani Janiny Smoleńskiej, dr. Piotra Niwińskiego, książki pt. "Łupaszka", "Młot", "Huzar". Działalność5. i 6. Brygady Wileńskiej AK (1944-1952) autorstwa K. Krajewskiego i T. Łabuszewskiego oraz zbiorów własnych Grzegorza Polikowskiego.

Autor prosi o kontakt (g.polik@vp.pl) wszystkich Czytelników, którzy znają dotychczas "bezimiennych" bohaterów tamtych wydarzeń oraz nieznane fakty lub materialne pozostałości po działalności 5. Brygady (jak i innych oddziałów antykomunistycznego podziemia) lub są w posiadaniu zdjęć i innych pamiątek po nich.

Czytaj więcej na temat "Jachny" i 5. Brygady Wileńskiej AK:

Ostatnia walka 5. Brygady – część 1/5>
Strona główna>