Kapelan Wyklęty – część 2/3

W Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowców

Podejmując
decyzję o pozostaniu w PPAN, ks. Gurgacz brał pod uwagę przede
wszystkim dobro „chłopaków” – jak zwykł był mówić o partyzantach.
Obawiał się, że bez jego opieki oddział może zatracić swe oblicze
ideowe i stać się zwykłą grupą rabunkową. Z pewnością obecność
duchownego pozwalała na trzymanie partyzantów w większej karności.
Partyzanci nazywali go „Ojcem”, sam zaś ksiądz przybrał pseudonim „Sem”
– wywodzący się zapewne od inicjałów „SM”, którymi podpisywał malowane
przez siebie obrazy. Inicjały z kolei były skrótem od łacińskiego
„Servus Mariae” – „Sługa Maryi”.

Partyzanci
PPAN, wiosna 1949 r. Od lewej: Stanisław Szajna „Orzeł”, Julian
Twardowski „Rogacz”, ks. Władysław Gurgacz „Sem”, Stefan Balicki
„Bylina”, Adolf Cecur „Lew”, Leon Nowakowski „Góral”, Stanisław Pióro
„Emir”.

W organizacji duchowny pełnił
zwyczajną posługę kapłańską, odprawiał Msze św., spowiadał, nauczał
Pisma, wygłaszał pogadanki i wykłady o tematyce religijnej, moralnej i
społecznej. Rozstrzygał wszelkie wątpliwości moralne, jakie pojawiały
się w związku z podejmowanymi działaniami. Oddział, początkowo
nieliczny, szybko zaczął rosnąć, co było konsekwencją rozbicia pionu
cywilnego PPAN. Jego działacze, którzy nie zostali aresztowani,
schronili się w lesie, dołączając do partyzantów. Wśród ujętych znalazł
się także Jan Matejak. Po jego aresztowaniu dowództwo nad „Żandarmerią”
na krótko objął Mieczysław Rembiarz „Orlik”, następnie przejął je
Pióro, który, sam zagrożony aresztowaniem, wraz z innymi „spalonymi”
schronił się w lesie.

Maj 1949 r. Partyzanci PPAN w obozie, przy zaimprowizowanej kaplicy.

Ksiądz Gurgacz niestrudzenie niósł duchową pociechę ściganym i coraz silniej osaczanym przez bezpiekę konspiratorom. Im gorsza była sytuacja, tym większy kładł nacisk na to, by działania partyzantów były zgodne z etyką chrześcijańską. Wydaje się, że działania ojca „Sema” były skuteczne – członkowie PPAN unikali starć zbrojnych, nie przeprowadzali w zasadzie akcji represyjnych wymierzonych w działaczy komunistycznych, a rekwizycji pieniędzy i towarów na rzecz oddziału dokonywali tylko w instytucjach państwowych – nigdy na szkodę osób prywatnych. Jak tłumaczył w śledztwie ks. Gurgacz:
Do tego zagadnienia podchodziłem analogicznie jak za czasów okupacji niemieckiej, kiedy to partyzanci utrzymywali się na skutek dokonywanych napadów na mienie znajdujące się we władaniu okupanta. Ponieważ nasza organizacja PPAN, do której ja należałem, działała nie z pobudek osobistych i nie z chęci zysku, lecz na skutek impulsu natury i przekonania, że obecny rząd polski nie jest wyrazem opinii większości społeczeństwa polskiego i nie stara się o interesy wszystkich obywateli, dlatego też uważałem, że zabierając mienie państwowe czy spółdzielcze nie popełniamy przestępstwa.

Wiosną 1949 r. okazało się, że liczący niemal dwudziestu ludzi oddział „Żandarmerii”, już prawie nie miał środków do prowadzenia dalszej działalności. Nękały go także coraz częstsze obławy UB i wojsk KBW, które przeczesywały lasy wokół Hali Łabowskiej, zapuszczając się w bezpośrednie sąsiedztwo partyzanckich kryjówek. Zdecydowano się wówczas na podzielenie oddziału na trzy grupy, co ułatwić miało jego przetrwanie. Pierwszą, najliczniejszą, dowodził odtąd „Emir”, drugą – Mieczysław Rembiarz „Orlik”, trzecią – ppor. Stefan Balicki „Bylina”. To właśnie w pododdziale „Byliny” znalazł się ks. Gurgacz oraz blisko z nim związany st. sierż. Stanisław Szajna „Orzeł”.

Ks. Władysław Gurgacz „Sem” i Stanisław Szajna „Orzeł”. Wiosna 1949 r.

W tropienie partyzantów zaangażowanych było kilkudziesięciu funkcjonariuszy bezpieki. W terenie sprawę o kryptonimie „Malaga” (później zmieniono go na „Karpaty”) prowadzili funkcjonariusze Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Nowym Sączu, wspierała ich i nadzorowała grupa operacyjna Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie, kierowana przez naczelnika Wydziału III, Stanisława Wałacha.
Podział grupy nie poprawił trudnej sytuacji organizacji – nadal brakowało pieniędzy, które potrzebne były przede wszystkim do „zalegalizowania” na Ziemiach Zachodnich nowego życia jej członków. Ksiądz Gurgacz postanowił przeprowadzić – przy pomocy mieszkającego w Krakowie znajomego kleryka jezuickiego, Michała Żaka – jednorazową rekwizycję pieniędzy należących do państwowego banku. Akcję kilkakrotnie odkładano, ostatecznie zaplanowano ją na 2 lipca 1949 r. Dowodził nią Balicki, a „Sem” i Żak obserwowali ją z pewnej odległości. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem – niosący pieniądze woźni stawili opór, doszło do pościgu i strzelaniny, w wyniku której ujęto wszystkich członków grupy. Ksiądz Gurgacz miał szansę wyjechać z Krakowa, ale nie zdecydował się na opuszczenie współtowarzyszy. Tłumaczył: Nie uciekłem po napadzie, który miał miejsce w dniu 2 lipca 1949 r., ponieważ nie chciałem pozostawić członków organizacji i tak samo jak i oni chciałem ponieść odpowiedzialność.

Pozostałe dwie grupy PPAN nie przetrwały dużo dłużej. Mieczysław Rembiarz „Orlik” zginął w zasadzce bezpieki 11 czerwca 1949 r., a 13 lipca, na podstawie doniesień jednego z informatorów, UB w obławie zlikwidował trzech kolejnych partyzantów jego grupy. Z kolei oddział dowodzony przez „Emira” został wciągnięty przez funkcjonariuszy polskiej i czechosłowackiej bezpieki do gry operacyjnej; w jej wyniku rozbito go w zasadzce podczas fikcyjnego przerzutu grupy do Austrii. W Czechosłowacji, 14 sierpnia 1949 r., zginęli od kul komunistów Adolf Cecur „Lew” i Michał Cabak „Kuna”. Śmierć poniósł także „Emir”, który mając świadomość, że dał się podejść agentom UB i nie uchronił od aresztowania swoich ludzi, strzałem z pistoletu odebrał sobie życie.

W łapach bezpieki

Przesłuchania ks. Gurgacza rozpoczęły się tuż po jego zatrzymaniu. W pierwszym etapie śledztwa starali się wydobyć z niego informacje funkcjonariusze operacyjni z PUBP w Nowym Sączu oraz WUBP w Krakowie: Jan Bądek oraz Adam Błażejczyk i Bolesław Tomiak. Później księdza przekazano do dyspozycji Wydziału Śledczego, gdzie dalsze przesłuchania prowadzili Tadeusz Ziarko i Henryk Capiga. Ponieważ bezpieka miała już sporą wiedzę o organizacji – głównie dzięki działalności sieci agenturalnej oraz zeznaniom kilkudziesięciu wcześniej ujętych działaczy, a drużyna „Byliny” została ujęta na „gorącym uczynku” – śledztwo przebiegało niezwykle szybko. Pierwsze przesłuchanie ks. Gurgacza przeprowadzono tuż po aresztowaniu, nocą z 2 na 3 lipca. Podprokurator Wojskowej Prokuratury Rejonowej w Krakowie Stanisław Węglarz już 7 lipca przeprowadził przesłuchanie podsumowujące stawiane mu zarzuty. Następnego dnia funkcjonariusz śledczy Jan Zborowski sporządził „postanowienie o pociągnięciu do odpowiedzialności karnej”, a naczelnik Wydziału Śledczego WUBP w Krakowie Franciszek Gałuszka przygotował akt oskarżenia, zaakceptowany przez prokuratora (szefa) WPR w Krakowie Piotra Smolnickiego.

Ks. Władysław Gurgacz. Zdjęcie wykonane w celach propagandowych w WUBP w Krakowie. Dla kompromitacji duchownego celowo wyeksponowano pistolet „Vis”, który kapłan co prawda nosił, ale nigdy go nie użył.

Ujęcie ks. Gurgacza stało się pretekstem do przygotowania rozprawy „ze szczególnym rozgłosem”. Sprawa pododdziału PPAN dowodzonego przez Stefana Balickiego „Bylinę” stała się „procesem księdza Gurgacza”, ponieważ pasowało to do politycznego scenariusza pisanego przez komunistów. Ksiądz na czele „bandy”, ksiądz z mszałem i pistoletem, ksiądz zachęcający do „rabunków” państwowego mienia…
W akcie oskarżenia podkreślono więc, że celem większego sfanatyzowania członków »Żandarmerii« osk. ks. Gurgacz odprawiał Msze św. Przedstawiając tendencyjnie stosunki panujące w Państwie Polskim i ich perspektywę rozwoju, osk. ks. Gurgacz wpajał w członków »Żandarmerii« nienawiść do obecnego ustroju i wolę do obalenia go.

Kapelan Wyklęty – część 3/3>
Strona główna>