Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” (1919-1947)
Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon”.
Józef Strug urodził się 4 marca 1919 w Wyhalewie (woj. lubelskie, obecnie pow. parczewski, gm. Dębowa Kłoda). Był synem legionisty. Ukończył szkołę handlową w Parczewie. Z powodu niedowagi ciała nie został powołany do czynnej służby wojskowej, przez co nie uczestniczył w kampanii wrześniowej. Jednak mimo tego już w 1940 roku zostaje zaprzysiężony w ZWZ, w plutonie pchor. Mikołaja Moniuka. W 1942 roku przechodzi pod komendę kpt. Józefa Milerta „Sępa”, późniejszego Komendant Obwodu AK Włodawa.
W 1940 roku został aresztowany przez policję ukraińską w Krzywowierzbie, lecz udało mu się zbiec z aresztu. W 1941 roku został ponownie aresztowany lecz tym razem już przez gestapo. Został wtedy osadzony na Zamku w Lublinie. Po około pięciu miesiącach, dzięki łapówce udaje mu się opuścić niemiecką katownię. Wraca wtedy do Urszulina, gdzie na polecenie dowódcy i po specjalnym zaprzysiężeniu w Załuczu Starym w obecności sołtysa – członka AK – Alfonsa Dudkiewicza podejmuje pracę w policji granatowej. Potrzebne to było przede wszystkim do informowania organizacji o planowanych akcjach okupanta w terenie, ostrzeganiu przed donosami konfidentów, składanych na posterunku w Urszulinie.
Dzięki jednej z takich informacji pochodzącej od „Ordona”, zorganizowano akcję odbicia kilkunastu aresztowanych przez gestapo i transportowanych do Włodawy członków miejscowej konspiracji. Na podstawie jego meldunku urządzono zasadzkę między Wytycznem a Dominiczynem, gdzie po sprawnej akcji zabito kilku Niemców i uwolniono więźniów.
Czwórka funkcjonariuszy z pięcioosobowej załogi posterunku policji granatowej w Urszulinie (pow. Włodawa). Wszyscy współpracowali z AK. Pierwszy z prawej stoi Józef Strug „Ordon”.
Po wojnie praca w policji granatowej była dostatecznym dowodem do oskarżenia jej funkcjonariuszy o współpracę z Niemcami, co nie ominęło również „Ordona”. Jednak praca w policji granatowej dla Józefa Struga miała też pozytywną stronę. Tutaj poznał swoją przyszłą małżonkę Salwinę Tomaszewską. Mieszkała w małej podlubelskiej wiosce i tam kpt. Józef Milert „Sęp”, wybrał ją na łączniczkę. Gdy załatwiono jej dokument, że zbiera lecznicze zioła, mogła się poruszać po całym województwie. W 1942 roku posłano ją do komisariatu w Urszulinie. „Sęp” poinstruował ją, że w komendzie podejdzie do niej cywil i po odebraniu przepustki wyjdzie za nią z budynku.
– Był wysokim, piwnookim blondynem, grzecznym i delikatnym. Nazywał się Józef Strug. Przyszłam do „Sępa”, składam meldunek: Ten śliczny chłopak podał mi paczkę papierosów, którą panu oddaję. A „Sęp” zaczął się śmiać – opowiada Salwina Strug. Po kilku dniach wydał polecenie spotkania się z tym chłopakiem ponownie. I tak się między nimi zaczęło…
Salwina Strug z synkiem Wiesławem, w pierwszą rocznicę śmierci męża. Braniewo 1948 r.
„Ordon” zagrożony aresztowaniem przez Niemców, zostaje pod koniec 1943 roku odwołany z misji przez kpt. „Sępa”. Dla uniknięcia represji wobec rodziny zaimprowizowano jego uprowadzenie i likwidację. Od początku 1944 r. pełni funkcję zastępcy komendanta placówki Armii Krajowej w Załuczu.
Po wkroczeniu wojsk sowieckich na Lubelszczyznę i po wcześniejszym, podstępnym zamordowaniu 23.02.1944 r. w Załuczu Starym, przez sowieckich partyzantów z pododdziału lejtnanta Władimira Mojsenki „Wołodii”, kpt. Józefa Milerta „Sępa”, „Ordon” nie ma wątpliwości co do intencji nowych władz.
Nadal działa w strukturach Armii Krajowej, podporządkowany komendantowi rejonu por. Klemensowi Panasiukowi ps. „Orlis”. Jak większość żołnierzy AK prowadzi działania o charakterze samoobrony przed terrorem Sowietów i nowo organizowanego rodzimego aparatu represji.
13 listopada 1944 r. w okolicach wsi Babsk „Ordon” organizuje zasadzkę, w którą wpada jadąca na aresztowania grupa milicjantów z Wytyczna, wraz z tamtejszym Komendantem Wojennym Armii Czerwonej. Pod silnym ogniem broni maszynowej ginie 7 milicjantów i dowodzący nimi Sowiet. Wg relacji świadka tej akcji, żołnierza placówki AK w Sosnowicy – Józefa Kujawskiego, po walce partyzanci zlikwidowali jednego z furmanów; drugiego puszczono wolno.
Okolice wsi Babsk w pow. włodawskim. Obelisk z „minionej epoki” poświęcony poległym milicjantom i Komendantowi Wojennemu NKWD, stojący w miejscu zasadzki zorganizowanej na grupę operacyjną M.O. przez oddział „Ordona”. Na pomniku widoczne ślady ciągle silnej pamięci lokalnej o „utrwalaczach władzy ludowej”.
W terenie coraz bardziej nasilają się obławy NKWD i UB. Kilka oddziałów AK zostają otoczone i rozbite. „Ordon” pozostaje w ukryciu mimo oficjalnego rozkazu ujawnienia i rozwiązania lokalnych struktur Armii Krajowej. Z biegiem czasu zaczynają do niego dołączać zagrożeni aresztowaniem byli akowcy, a także dezerterzy Ludowego Wojska Polskiego.
W pierwszej połowie 1945 r. oddział „Ordona” rozrasta się do kilkudziesięciu ludzi, z którymi nadal przeciwstawia się nowym okupantom. W sprawozdaniu z sierpnia 1945 r. kierownik Wydziału do Walki z Bandytyzmem WUBP w Lublinie do kierownika tegoż urzędu pisał m.in. tak o „stanie band na dzień 20 VIII 1945 r. w powiecie Włodawskim„:
„Banda AK licząca 40-50 członków pod dow[ództwem] Struga w rejonie Górny Parczew. Sztab bandy kwateruje w lesie parczewskim, urządza napady na przedstawicieli władzy i mieszkańców wsi i miast w celu grabieży”.
W oddziale „Ordona”, w połowie 1945 r., znalazł się na krótko (po powrocie z robót w Niemczech) Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, późniejszy dowódca oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa, który zastąpi swojego brata Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, poległego 3 stycznia 1947 roku w Siemieniu. „Ordona” i „Żelaznego” łączyć będzie nie tylko ścisła współpraca, ale także przyjaźń.
22 kwietnia 1946 r. Salwina Tomaszewska i Józef Strug pobrali się… po trzeciej próbie. Przedtem, po ogłoszonych zapowiedziach, we wskazanym terminie w kościele dyskretnie pojawiał się UB. Uroczystość zaplanowali więc w kaplicy.
– Przy moim mężu zgasła świeca. Krzyknęłam „o Jezu!”. Ksiądz uspokajał: „bez paniki, to przewiew”. Ale tamto wspomnienie idzie za mną przez całe życie – opowiada żona „Ordona”.
Salwina Strug ukrywała się z mężem po domach zaufanych gospodarzy na terenie powiatu włodawskiego.
„Ordon” był jednym z najbardziej poszukiwanych przez UB żołnierzy WiN.
– Gdy się dowiedziałam, że jestem w błogosławionym stanie, byłam szczęśliwa. Myślałam, że nie zostanę już sama. Mąż jak gdzieś wychodził, zawsze się żegnał: Boże, pozwól mi wrócić – opowiada. Ich syn Wiesław Aleksander urodził się 2 lutego 1947 r. Ujawniła się 18 kwietnia w UB w Chełmie Lubelskim. Potem kategorycznie odmawiała pomocy w „ujawnieniu się” męża.
A walka toczyła się nadal… Największą wspólną akcją połączonych oddziałów „Jastrzębia” i „Ordona” było rozbicie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie w dniu 22 października 1946 roku. W swojej kronice „Żelazny” podaje, że z oddziału „Ordona” w akcji wzięli: Stanisław Falkiewicz „Ryś”, Ignacy Falkiewicz „Mewa”, Stanisław Marciniak „Niewinny”, Józef Domański „Łukasz”, Eugeniusz Lis „Bystry”, Serafin Kamilewicz „Wydra”, Henryk Budzyński „Błysk”, Wacław Lis „Biały”, Józef Strug „Ordon”.
„Ordon” brał także udział w nieudanej wyprawie na magazyny broni i amunicji KOP-Wschód w Chełmie. Wraz z oddziałami „Jastrzębia” i kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, jadąc do Chełma natknęli się w okolicy Świerszczowa na kolumnę samochodów, podążającej do Włodawy grupy operacyjnej UB i KBW, z którą stoczyli walkę, tracąc jednego zabitego.
Oddział Józefa Struga „Ordona” początkowo był podporządkowany dowództwu Obwodu WiN Włodawa, co znaczyło, że formalnie znajdował się pod zwierzchnictwem komendanta Obwodu kpt. Zygmunta Szumowskiego „Komara” i jego zastępcy por. Klemensa Panasiuka „Orlisa”. Jednak obaj komendanci traktowali oddział „Ordona” dość utylitarnie. Miał on jedynie prowadzić rekwizycje w celu zasilania kasy Obwodu. To stało się powodem narastania konfliktu „Ordona” z komendantem obwodu Włodawskiego WiN. „Ordon” zaczął się wyłamywać spod jurysdykcji obu przełozonych za co został podstępnie rozbrojony na rozkaz „Orlisa”. O zdarzeniu tym w swoich dziennikach tak pisze Edward Taraszkiewicz „Żelazny”:
„We wrześniu 46 roku dowiedzieliśmy się, że „Orlis” rozbroił „Ordona” przy pomocy „Batorego” [Antoni Choma]. Krok ten uczynił „Orlis” dlatego, że „Ordon” nie chciał się już dawać więcej wykorzystywać. Zrobił wówczas „Orlis” „Batorego” komendantem żandarmerii, nadał mu od razu stopień „podporucznika” i kazał rozbroić „Ordona” korzystając z tego, że tenże był sam u swojej żony, a oddział był akurat rozmelinowany. Mając przystawiony pistolet do piersi, nie miał „Ordon” innej rady i musiał tę broń, którą sam wywalczył lub wykombinował czy też kupił, oddać i basta. Dowiedziawszy się o tem, pojechałem z poleceniem „Jastrzębia” do „Ordona” przekazując mu nasze serdeczne współczucie oraz chęć udzieleniami pomocy w ludziach i broni. „Ordon” się tem bardzo ucieszył, czując gdzie ma naprawdę szczerych przyjaciół. Przybył on zaraz do naszego oddziału z paroma ludźmi i „Jastrząb” polecił wydać mu na razie 2 „Dichtiory” oraz kilka sztuk innej broni. Na skutek tego „Ordon” postawił energicznie na nogi swój oddział, którego już do końca nie rozpuszcza. Na spotkaniu tem postanowiliśmy sobie wzajemnie pomagać w każdej biedzie i w każdej potrzebie.”
Według współczesnej relacji Henryka Budzyńskiego „Błyska”, do utworzonej przez „Orlisa” żandarmerii dowodzonej przez ppor. Antoniego Chomę „Batorego” odeszli z oddziału „Ordona”: Józef Kowalski „Wierzba”, Józef Domański „Paweł”, Henryk Bobrzyk „Kostek” oraz nieznany mu czwarty żołnierz.