Dr Andrzej Ślęzak …
Dr Andrzej Ślęzak postanowił zbadać, czy w okresie kilku tygodni po śmierci „Ognia” na krakowskich cmentarzach pochowano jakieś zwłoki bez dokumentacji. Na podstawie analizy ksiąg pochowań, indeksów zmarłych, ksiąg kwater, dokumentacji pogrzebowych stwierdził, że wszystkie groby z okresu od 21 do 28 lutego 1947 są regularnie opłacane i przynajmniej w dokumentacji nie ma żadnej zaniedbanej mogiły. Następnie zainteresował się tym, czy od 1 stycznia 1947 do 1950 r. do Zakładu Usług Komunalnych, któremu podlegały wówczas krakowskie cmentarze, trafiły jakieś transporty ze szczątkami z Zakładu Anatomii Opisowej AM. A jeśli tak, to co się z nimi stało. Dzięki uprzejmości współpracowników i kolegów zdobył bardzo interesujące informacje. Okazało się, że w 1947 roku na cmentarz Rakowicki kilkakrotnie przywożono szczątki ludzkie oznaczone jako N.N. Trafiły tu z Zakładu Medycyny Sądowej (poprzez Szpital Narutowicza) i bezpośrednio ze Szpitala św. Łazarza. W księgach cmentarnych figurują jako tzw. paka. Jeden transport szczątków przywieziono sanitarką z Zakładu Medycyny Opisowej (Anatomia) w listopadzie 1947 roku. W archiwum cmentarnym zachowały się akty zgonu dwu z pięciu osób z tego transportu. Figurują tam pełne dane osobowe. Jedna z tych osób była rolnikiem. W 1976 r. roku, kwaterę gdzie je pogrzebano, przekopano.
Aktualnie pochowany jest tam Antoni Lachowicz – pilot z Lotniczego Pogotowia Sanitarnego. Kolejny transport zwłok z Zakładu Medycyny Opisowej trafił na cmentarz Rakowicki 30 stycznia 1948 roku. W tej pace były zwłoki ośmiu mężczyzn. Zgodnie z załączoną dokumentacją pięciu z nich zmarło jednego dnia – 4 listopada 1947 roku. Przy trzech nazwiskach wymieniono partyzanckie pseudonimy. Zaintrygowany tą informacją dr Andrzej Ślęzak poprosił Bolesława Derenia, specjalizującego się w najnowszej historii Polski, o sprawdzenie danych tych osób. Okazało się, że „Zemsta”, „Huragan” i „Wicher” istotnie zginęli 4 listopada 1947 r. na stacji kolejowej Lasek koło Nowego Targu. Nie wiadomo tylko, czy w potyczce z silami bezpieczeństwa czy też była to egzekucja. Czwarty z mężczyzn, partyzant posługujący się kilkoma pseudonimami, został zabity trzy dni wcześniej. Natomiast piąty – niejaki Kazimierz Kryszczała, nie figuruje w żadnym przekazie źródłowym, dotyczącym
„Ognia” czy „Wiarusów” (oddział partyzancki w rejonie wadowickim, do którego należeli również byli ogniowcy).
– To może być on – Józef Kuraś „Ogień” – wykrzyknęłam po wysłuchaniu tej historii. Takiego samego zdania jest dr Andrzej Ślęzak, któremu udało się odnaleźć kwaterę, gdzie zakopano pakę z „Wiarusami” i niejakim Kryszczałą. Wedle materiałów źródłowych w styczniu 1970 roku przekopano ten grób. Spoczywa tam małżeństwo Sobczaków. Jest jednak bardzo prawdopodobne, że wciąż znajdują się tam szczątki „Ognia”! Dr Ślęzak ustalił, że w 1948 roku na cmentarz Rakowicki trafiły z Zakładu Medycyny Opisowej jeszcze 4 inne transporty szczątków ludzkich. Jednak żadna z tych pak nie ma równie interesującej historii. Intrygujące jest również to, że tylko w tym jednym wypadku – przy transporcie paki ze szczątkami „Wiarusów” i Kazimierza Kryszczały – w dokumentacji cmentarnej jest adnotacja: ekshumacja zabroniona.
Podobne przesyłki z Zakładu Anatomii Opisowej trafiały jeszcze kilkakrotnie na cmentarz Rakowicki w latach 1948-51. Natomiast w archiwach innych cmentarzy nie natrafiono na informacje o pakach. Nigdzie też nie ma jakichkolwiek adnotacji, sporządzonych przez Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W archiwum Zarządu Cmentarzy Komunalnych jest tylko notka o ekshumacji nadzorowanej przez UB w 1948 roku. Dotyczyła ona szczątków żołnierzy niemieckich, które przenoszono z cmentarza Wojskowego przy ul. Prandoty do jednej wspólnej mogiły.
Dr Andrzej Ślęzak obok pustej mogiły Józefa Kurasia "Ognia".
Po wysłuchaniu relacji z przebiegu prywatnego śledztwa dr Andrzeja Ślęzaka można zadać pytanie: czy Kazimierz Kryszczała to postać wymyślona przez UB? A jeśli tak, to czy w ten sposób starano się zamaskować miejsce pochówku szczątków „Ognia”? Pochodną tej zasadniczej kwestii jest sprawa ewentualnej ekshumacji. Czy jest możliwa? Czy istnieje choć cień szansy, że po przekopaniu grobu znajdziemy w nim szczątki, ludzi, pogrzebanych tam przed 56 laty? Na to pytanie muszą odpowiedzieć specjaliści. Dr Andrzej Ślęzak wierzy, że poszedł właściwym tropem. Ma nadzieję, że dane mu będzie uczestniczyć w pogrzebie „Ognia”. Takie samo pragnienie niejednokrotnie wyrażał ks. prof. Józef Tischner. W pamiętnym artykule pt. „Sprawa Józefa Kurasia »Ognia«”, opublikowanym w połowie lat 90. na łamach „Tygodnika Powszechnego”, ten szanowany powszechnie kapłan, pochodzący i mocno związany z Podhalem, pisał:
"Jest coś takiego w Europie, jak „ethos żołnierski”, który nakazuje szacunek dla zwyciężonych. W przypadku „Ognia” i jego ludzi to było niemożliwe. […] Naprzeciw europejskiemu etosowi walki wyszła bowiem stalinowska koncepcja „im bliżej szczęścia, tym więcej wrogów”. Między innymi dlatego „Ognia” pozbawiono grobu. A jego ciało w dziwny sposób zniknęło. Dlaczego miał nie mieć grobu? Jeśli był bandytą, niech ludzie plują na grób bandyty. Widać jednak nie. W tym życiu i śmierci musiało tkwić coś autentycznego, co było groźne dla ówczesnej władzy. Bo trup mógł pewnego dnia ożyć. Dlatego Józef Kuraś nie ma grobu".
Grób „Ognia” już jest. Na cmentarzu w Waksmundzie, gdzie leżą jego podkomendni. Wciąż jednak stoi pusty…
GRAŻYNA STARZAK, gstarzak@dziennik.krakow.pl , tel: 606-28-58-79
Dziennik Polski, Nr 90 (18186), 16.04.2004
Gdzie pochowano „Ognia”? – 5 (1/2) < część > 6 (1/2)
Gdzie pochowano "Ognia"? – część 1>
Strona główna>