Nieułowimyj „Olech” – część 3

Zimą 1945 r. NKWD w …

Zimą 1945 r. NKWD w Wilnie podjęło operację zmierzającą do likwidacji polskiego podziemia na terenie LSRR, oferując oddziałom AK ujawnienie i „amnestię”. W operację tę NKWD zaangażowało szereg znanych dowódców i żołnierzy AK z okresu okupacji niemieckiej, znajdujących się obecnie w więzieniach. Celem tej akcji, jak można oceniać, było wyłącznie zdemaskowanie polskich struktur i likwidacja ich, oraz eliminacja elementu pełniącego funkcje przywódcze w Armii Krajowej. Po raz pierwszy z inicjatywą taką wystąpiło wileńskie NKWD w stosunku do oddziałów AK jeszcze za życia por. „Krysi”. W styczniu 1945 r. Rosjanie usiłowali doprowadzić do spotkania z por. „Krysią”, jak można sądzić, w celu zlikwidowania go lub aresztowania. „Krysia” wysłał jednak na rozmowy swoich delegatów: Michała Tietiańca „Myśliwego” i Stanisława Ochwata „Bąka”. Jako warunek wstępny do podjęcia rokowań zażądał zwolnienia aresztowanych żołnierzy AK, na co sowieci nie chcieli przystać. Ze swej strony nalegali na zorganizowanie spotkania z „Krysią”. W tej sytuacji por. Jan Borysewicz uznał sowieckie propozycje za kolejny podstęp i nie kontynuował rozmów. W efekcie w wyznaczonym terminie na punktach zbornych dla ujawniających się (m.in. w Ejszyszkach), nikt się nie stawił. Jedyną ofiarą operacji „amnestyjnej” spośród nowogródzkich akowców padł „Myśliwy”. Mimo faktycznego zaangażowania w przygotowywanie „ujawnienia” został aresztowany przez NKWD, a następnie postawiony przed sądem i skazany na karę śmierci. Należy oceniać, że taki właśnie los czekałby amatorów ujawnienia, zwłaszcza pełniących funkcje dowódcze.

Od lewej: Komendant Obwodu Szczuczyn-Lida AK sierż. Anatol Urbanowicz ps. Laluś” i Jerzy Kuligowski ps. „Góra” podczas wyjazdu do Wilna po dokumenty repatriacyjne dla żołnierzy AK, wiosna 1945 r.

Znamienne, że nie ujawnili się także podkomendni „Myśliwego” z jego oddziału partyzanckiego. Grupa ta kontynuowała działalność zbrojną pod dowództwem Wacława Kislowskiego, wykonując szereg drobnych akcji. 05.04.1945 r. oddział wymknął się sowieckiej obławie w sile dwóch batalionów 267 p. strz. WW NKWD przetaczającej się przez południową część Puszczy Rudnickiej . Następnego dnia w udanej zasadzce rozbił grupę operacyjną 8 komp. tego pułku, zmuszając przeciwnika do ucieczki (NKWD straciło 3 ludzi). Oddział, liczący 45 żołnierzy, został rozwiązany 15.06.1945 r. we wsi Dawciuny.

Należy jeszcze omówić działalność kpr. M. Nawrockiego „Wrzosa”. Był to pluton 2 oddziału SCZW [Samoobrona Czynna Ziemi Wileńskiej] por. Witolda Turonka „Tumrego”. Wysłany w celu rozpoznania przejścia za linię Curzona w rejonie Puszczy Grodzieńskiej, nie zdołał już dołączyć do swej macierzystej jednostki, rozbitej 29.01.1945 r. pod Rowinami. Przez pewien czas operował w północnej części powiatu lidzkiego, po czym w lutym 1945 r. podjął rajd na teren Pojezierza Wileńskiego. Wykonał szereg drobnych akcji, m.in. zlikwidował kilku żołnierzy sowieckich z posterunku w Wołczunach. Osiągnął teren jeziora Narocz, a nawet tereny leżące na wschód od niego. Po drodze natknął się na sowiecki oddział prowokacyjny, udający partyzantkę antykomunistyczną. Uniknął jednak zagłady, udając straż przednią dużego polskiego oddziału. Na Pojezierzu Wileńskim przeprowadził kilka udanych akcji. Uderzył na miasteczko Worziany, gdzie rozbił posterunek wojskowy i zniszczył sielsowiet. Podczas akcji na mleczarnię w Żodziszkach zlikwidował 3 ujętych sowieckich funkcjonariuszy. W Lidzkie wracał dłuższą drogą, dochodząc do dawnej granicy polsko-litewskiej na zachód od Mejszagoły. Wilno ominął od strony zachodniej. 15.02.1945 r. w potyczce, jaka się wywiązała przy likwidacji kilkuosobowej grupy funkcjonariuszy sowieckich, ranny został „Wrzos”. Dowództwo oddziału przejął kpr. R. Kiersnowski „Puchacz”. Przez następny miesiąc oddział operował na południowym skraju Puszczy Rudnickiej. Następnie przeprowadził wypad na teren Ośrodka „Cis”, gdzie wykonał akcję na sielsowiet w Gieranonach (priedsiedatiela rozbrojono i puszczono wolno). Wracając na swe stare tereny nocą 25.04.1945 r. oddział „Puchacza” spalił akta sielsowietu w Bieniakoniach. W końcowym okresie działalności oddział „Puchacza” mimowolnie popadł w konflikt z Komendą Okręgu, gdyż przez pomyłkę wykonał akcję zaopatrzeniową na „melinę” „Mazepy” (było to nieporozumienie, miano „rozbombić” gospodarstwo donosiciela, patrol pomylił jednak domy). W efekcie „Mazepa” potraktował oddział jako „dziką” grupę bandycką i nawet ponoć polecił ją rozbroić. Nieporozumienie zostało jednak wyjaśnione, gdyż w początkach maja 1945 r. oddział został objęty akcją „rozładowywania lasów”, jego żołnierze zaś po wyjeździe do Wilna ewakuowani w transportach PUR „do Polski”.

Na południowym skraju Puszczy Rudnickiej działał też kilkunastoosobowy oddział kpr. J. Zarzyckiego „Piętki”. Grupa ta została zdemobilizowana a jej żołnierze wyjechali w transportach repatriacyjnych za linię Curzona. Warto przytoczyć ocenę działalności polskiej partyzantki po lipcu 1944 r., sformułowaną przez J. Zarzyckiego:
„Co dało utrzymywanie naszych oddziałów zbrojnych po przejściu Armii Sowieckiej w 1944 roku? Będę mówił o swoim terenie działania: – Nie doszło do utworzenia siatki konfidentów, co ograniczyło liczbę prowokacji i represji wobec miejscowej ludności. – Nie doszło do stworzenia najniższego szczebla administracji sowieckiej (sielsowietów) i przez to ograniczyło możliwość interwencji w życie społeczeństwa polskiego. – Nie zebrano podatków i nie obciążono gospodarstw obowiązkowymi dostawami w miesiącach wojny, niszczących egzystencję miejscowej ludności. – Zapewniono minimum bezpieczeństwa rannym i poszkodowanym uczestnikom konspiracji. – Ograniczono skuteczność masowych represji wobec społeczeństwa polskiego podczas łapanek i blokowania terenu przez siły bezpieczeństwa i wojsko. Przyczyniono się do znaczącego zmniejszenia liczby wywiezionych do łagrów na katorżnicze roboty oraz liczby wcielonych do obcej armii. – Istnienie polskiej siły zbrojnej zapobiegło rozniecaniu waśni narodowych i konfliktów społecznych oraz odstępstwom od zasad międzyludzkiego współżycia”.

Ocena ta wydaje się w znacznym stopniu trafna, aczkolwiek jej punkt pierwszy sformułowany został zbyt optymistycznie (sieć agentów i donosicieli NKWD istniała także w północnej części powiatu lidzkiego).

Od kwietnia 1945 r. prowadzona była w Obwodzie 49/67 na rozkaz rtm. „Boryny”, a następnie ppor. „Mazepy”, stopniowa demobilizacja oddziałów partyzanckich, oraz przerzut żołnierzy (także z sieci terenowej) za linię Curzona. Operacją tą kierował osobiście „Mazepa”. Rozwiązano oddziały „Poręby”, „Piętki”, „Puchacza”, „Filara” i „Myśliwego” oraz kilka innych grup. Większość ich żołnierzy, wyposażona przez organizację w dokumenty repatriacyjne na fałszywe nazwiska, wyjeżdżała w transportach PUR „do Polski”. Można oceniać, że znaczna część żołnierzy została przerzucona za linię Curzona już w maju 1945 r. W czerwcu 1945 r. w północnej części powiatu lidzkiego pozostawały
jeszcze w polu oddziały W. Janczewskiego „Lalusia” i „Śmiałego” (skupiające żołnierzy całkowicie zdekonspirowanych, którzy nie zdecydowali się na przerzut w transportach repatriacyjnych) oraz oddział „Myśliwego” – rozwiązany w połowie miesiąca. Oddziały „Lalusia” i „Śmiałego” miały przedzierać się „na zachód” z bronią w ręku. Ich demobilizacja miała nastąpić dopiero na terenie „Polski lubelskiej”.

Oddział „Lalusia” przechodził linię Curzona wraz z dwoma oddziałami partyzanckimi Okręgu Wilno. W połowie czerwca 1945 r. w bazie partyzanckiej w Puszczy Rudnickiej zebrały się: oddział sierż. „Lalusia”, tzw. „Siódemka Wilhelma”, dowodzona przez Aleksandra Alesionka „Pioruna” (oddział kadrowy 7 Brygady Wileńskiej), oraz oddział dowodzony przez sierż. Zygmunta Kuleszę „Maroczego”. Przybyło też 2 przewodników – podchorążych z Obwodu Grodno-Prawy Niemen, którzy mieli przeprowadzić oddziały na zachód (plut. pchor. Roman Chirkowski „Lech II” i kpr. pchor. Mieczysław Górewicz „Czeński”). Skoncentrowane w Puszczy Rudnickiej oddziały zostały zreorganizowane. Sformowano z nich jeden oddział, dowództwo którego powierzono sierż. W. Janczewskiemu „Lalusiowi”, zaś A. Alesionek „Piorun” objął funkcję jego adiutanta. Żołnierzy podzielono na 4 drużyny. Liczebność oddziału oceniana jest w różnych relacjach od 38 do 57 ludzi, w tym kilka łączniczek (do oddziału dołączali po drodze także ludzie „z placówek”, stąd być może różnica w ocenie stanów osobowych). Grupa była bardzo dobrze uzbrojona, sam oddział „Lalusia” miał 4 rkm, znaczna część żołnierzy posiadała pistolety maszynowe lub SWT.

Około 20.06.1945 r. do bazy w Puszczy Rudnickiej przybył kpt. „Czarny Jan” z przedstawicielami Komendy Okręgu Wilno, przywożąc wiadomość, że wkrótce na Puszczę ruszy sowiecka obława. Prawdopodobnie 23.06.1945 r. oddział wyruszył w drogę „do Polski”. Mijając Orany osiągnął teren Obwodu Grodno-Prawy Niemen, gdzie nawiązał kontakt z miejscową siecią AK-AKO. Trasa przemarszu została bardzo starannie przygotowana przez obu przewodników, którzy kilka tygodni wcześniej przemierzyli ją dwukrotnie, ustalając kolejne punkty kontaktowe i „meliny”. Oddział odpoczywał m.in. w ziemiankach grupy samoobrony kompanii terenowej AK-AKO Druskienniki. F. Jegliński tak wspomina ten przemarsz:
„Koło Porzecza spotkaliśmy partyzantów litewskich, którzy naświetlili [nam] sytuację w terenie. Gdy mijaliśmy stację kolejową w Porzeczu, słyszeliśmy wyładunek wojska sowieckiego, które później prowadziło obławę na nas w tej okolicy. Na nas natknęli się, gdy nocowaliśmy w pewnej wsi. Po krótkiej strzelaninie usłyszeliśmy głos: „Towariszcz bandit – chodzi na dogawor” [Towarzyszu bandyto – chodźcie na pertraktacje]. Wówczas sierż. „Maroczy” zawołał: „To ty bandit, zachwatczyk, ty chadzi k nam!” Oderwaliśmy się od nich i po długim marszu i postojach przybyliśmy w okolice Druskiennik, gdzie założyliśmy obóz i staliśmy prawie przez dwa tygodnie. Tam wizytował nas przedstawiciel Komendy AK „Mieczysław” – nazwisko Wnuk – znany mi osobiście z kontaktów w Kownie. Przesunęliśmy się do granicy, jeszcze były lasy, ale stary las już się kończył. Wyruszyliśmy w kierunku granicy. Było to z piątku na sobotę, w ostatnich dniach lipca 1945 r.”.

Orzeł noszony przez partyzantów Armii Krajowej na Nowogródczyźnie.

Linię Curzona przekroczył oddział „Lalusia” nocą 28.07.1945 r. na wysokości wsi Klimówka i Nomiki. Po przejściu paru kilometrów zatrzymano się w kolonii wioski Puciłki. Po krótkim postoju oddział został zaatakowany przez konną grupę pograniczników, którą odparto ogniem broni maszynowej. Cofając się dalej w kierunku zachodnim, oddział uwikłał się w walkę ogniową z grupą operacyjną NKWD znajdującą się we wsi Malawicze (Rosjanie przyjechali tam na aresztowania). Po oderwaniu się od przeciwnika przekroczono szosę Sokółka-Grodno, po czym zatrzymano się na odpoczynek w niewielkim lesie koło wsi Kraśniany (na płn. od Sokółki). Tu oddział został okrążony przez grupę operacyjną złożoną z jednostek WW NKWD, KBW i UBP z Sokółki, wspartą 2 tankietkami. Pierwszy atak sowiecki został odparty. W toku dalszej walki oddział „Lalusia” przebijał się z okrążenia trzema grupami. Według meldunku WUBP w Białymstoku do MBP w Warszawie, w walce pod Kraśnianami miało polec 12 partyzantów, zaś 4 wzięto do niewoli (2 zostało rannych). Partyzanci stracili też 3 rkm, 4 pm, 5 sztuk broni krótkiej, amunicję, itp. Największe straty poniosła „grupa kowieńska”. Oddział w mocno uszczuplonym składzie dotarł do Puszczy Knyszyńskiej, gdzie zaopiekowały się nim placówki AK-AKO. Został rozformowany, po czym żołnierze zaopatrzeni w fałszywe dokumenty rozjechali się w różne strony, głównie na Ziemie Odzyskane. Ośmioma rannymi zaopiekowała się sokólska organizacja AKO.

Nieułowimyj „Olech” – część 4>
Strona główna>