Bitwa pod Świerszczowem – część 1

Bitwa pod Świerszczowem – 28 listopada 1946 r.

Miesiąc później doszło do próby uderzenia na Chełm, a w nim na centralny magazyn broni i amunicji podległy ówczesnemu KOP-Wschód. Informacji na temat magazynu, rozmieszczenia budynków, systemu ochrony, dostarczył „Jastrzębiowi” członek jego oddziału o pseudonimie „Śmiały” (NN), który przed rokiem był kierowcą w tej jednostce.
Operacja ta przekraczała możliwości oddziału „Jastrzębia” i zaprzyjaźnionego z nim Józefa Struga „Ordona”, więc postanowił dokonać tej akcji przy współudziale oddziału kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, który w tym czasie był dowódcą bojówek z terenu powiatu lubartowskiego i części lubelskiego. (Rok później, po aresztowaniu mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory”, „Uskok” przejął dowodzenie oddziałami partyzanckimi WiN Okręgu Lubelskiego).

Od lewej: Mjr cc Hieronim Dekutowski "Zapora" i kpt. Zdzisław Broński "Uskok", lipiec 1947 r.

Kpt. „Uskok” przybył na koncentrację do wsi Jamniki 26 listopada 1946 r. Na wspólnej naradzie ustalono szczegóły ataku, lecz przedtem należało zdobyć środki lokomocji do szybkiego przerzucenia skoncentrowanych grup do Chełma.
„Jastrząb” z grupą swoich ludzi wzmocnioną przez kilku partyzantów „Uskoka” udał się na swoje wypróbowane miejsce – odcinek szosy w pobliżu Glinnego Stoku w okolicach Parczewa. Po kilku godzinach wyczekiwania udało im się przechwycić dwa większe samochody, lecz znajdujące się w złym stanie technicznym. Tak zmotoryzowany oddział zajechał śmiało do Parczewa. W magazynie „Społem” zaopatrzyli się w zapasy żywności i tytoniu, po czym oddalili się w kierunku Orzechowa Starego. Dotarli tam dopiero wieczorem, oczekiwani już przez grupę „Uskoka” i pozostałych swoich ludzi. Tak duża zwłoka nie była przewidziana – tego właśnie wieczora miał nastąpić atak na magazyny w Chełmie, tymczasem na skutek defektów w samochodach i fatalnych polnych dróg, zmarnowano cały dzień na zdobycie pojazdów i osiągnięcie zaledwie punktu wyjściowego do wyprawy w kierunku Chełma.

Tak o tych wydarzeniach napisał w swoich wspomnieniach z-ca „Jastrzebia”, jego brat Edward Taraszkiewicz „Żelazny”:

„Dnia 26 listopada 46 r. na umówiony kontakt do kolonii Jamniki przybywa z oddziałem p. kpt. „Uskok”. Po wspólnej naradzie postanowiono uderzyć na magazyn broni i amunicji w Chełmie.
Był to magazyn centralny KOP-Wschód. Informacji o nim dostarczył „Śmiały”. Do akcji tej potrzebne były samochody, po które pojechał „Jastrząb" z grupą, w której byli też ludzie od p. kpt. „Uskoka”. Na naszym „starym” odcinku szosy koło Glinianego Stoku za Parczewem, po wielkich trudach złapano dwa samochody w złym stanie. Na samochodach tych wstąpił „Jastrząb” do Parczewa po prowiant i tytoń do „Społem", następnie przyjechał nad samym już wieczorem do Orzechowa Starego, gdzie reszta naszej grupy ze mną i pozostała część pana kpt. „Uskoka” czekała. Opóźnienie to nastąpiło z powodu złych samochodów nie nadających się do jazdy po drogach polnych. Nie było innej rady, jak czekać do następnego dnia, bo do Chełma dnia tego byśmy na zmrok nie zdążyli, a akcję tę poprowadzić można było tylko o wczesnym zmroku.”

Kpt. „Uskok” oraz „Jastrząb” i „Żelazny” postanowili następny dzień poświęcić na przechwycenie lepszych samochodów, aby wykluczyć podobne niespodzianki – defekty i przestoje. Mieli więc przed sobą całą noc i cały następny dzień – atak na magazyny wojskowe mógł nastąpić tylko wieczorem, aby jeszcze pod osłoną nocy udało się wycofać z Chełma i osiągnąć lasy włodawskie.
Całe zgrupowanie pojechało na kolację do Sosnowicy. Tam udało im się przechwycić amerykański samochód ciężarowy, który przyjechał po odbiór ryb z tamtejszych stawów. Z informacji szofera wynikało, że podobny samochód tej samej firmy pojechał po ryby do Brusa Starego. Po kolacji grupa ładuje się na zatrzymany samochód i jedzie po drugi do Brusa, rekwiruje samochód i dwoma dobrymi już pojazdami odjeżdża na nocleg do kol. Szelebudy koło Dominiczyna. Następnego dnia, 28 listopada, około godziny 15:00 całe zgrupowanie liczące ok. 80 partyzantów, wyrusza dwoma samochodami, trasą przez Dominiczyn i Cyców w kierunku Chełma.

Kpt. Zdzisław Broński ps. "Uskok" (zdjęcie z 1930 r.)

W tym miejscu oddajmy głos kpt. Zdzisławowi Brońskiemu „Uskokowi”, który w swoich pamiętnikach tak opisywał okoliczności, które doprowadziły do starcia pod Świerszczowem:

„Ponieważ w oddziałach odczuwano brak amunicji, postanowiliśmy zrobić „nalot” na wojskowe magazyny w Chełmie [Chodzi o magazyny broni KOP-Wschód znajdujące się wtedy w Chełmie]. Plan tej akcji przedstawia się następująco: wsiadamy ze swoim wojskiem (razem liczyliśmy około 80 ludzi, prawie wszyscy wojskowo ubrani) do kilku samochodów, zajeżdżamy pod magazyny, które stoją na uboczu, obezwładniamy załogę, ubezpieczamy się, ładujemy amunicję, odjeżdżamy, lokujemy amunicję w dobrych melinach i rozpraszamy się. Oczywiście, między nami a Chełmem trwa kontakt wywiadowczy, aby uniknąć takich niespodzianek, jak puste magazyny, zbyt silna obsada, ruchy wojska itp. Potrzebne więc były samochody. Postanowiliśmy je wziąć na szosie pod Parczewem. W czasie obliczaliśmy się następująco: rano bierzemy samochody, przed wieczorem jesteśmy w Chełmie. Przez szybkie działanie utrudniało się natychmiastową akcję ubejcom. Szum, jaki powstanie pod Parczewem w związku z zabraniem samochodów, tam zwróci uwagę bezpieczeństwa lubelskiego, lubartowskiego i włodawskiego. Stamtąd zaczną tropić za samochodami, a my tymczasem zdążymy załatwić się w Chełmie.
Nocą z 24 na 25 listopada „Jastrząb” z grupką kilkunastu ludzi poszedł „zasadzić” się na samochody, a my z resztą mieliśmy na niego oczekiwać pod parczewskim lasem. Przybycia „Jastrzębia" spodziewaliśmy się około południa, ale przewidywania nie sprawdziły się. „Jastrząb” trafił na wyjątkowo słaby [ruch] samochodowy i do południa złapał tylko dwa autobusy komunikacyjne. Wziął je, a że otrzymał wskazówki przypadkowe, iż jakieś samochody są w Parczewie, pojechał tam. W Parczewie jednak też nic nie było.
„Jastrząb” zrobił przy okazji małe zaopatrzenie prowiantowe w „Społem” i przyjechał do nas na dwóch gratach o godz. 3.00 pod wieczór. O jeździe do Chełma nie było mowy. Nocą przyszedł nam z pomocą przypadek, bo złapaliśmy dwie ciężarówki – jedną w Sosnowicy, drugą w Brusie; obie przyjechały po ryby do gospodarstwa stawowego.
Samochodów mieliśmy dość, ale nocą, gdy wystawione są warty, a magazyny pozamykane, robota byłaby zbyt trudna. Postanowiliśmy próbować szczęścia następnego wieczoru. Szanse nasze trochę osłabły, bo dawaliśmy ubejcom przedwcześnie dobę czasu do działania, ale w najgorszym razie trochę się postrzela, a może uda się? Amunicja tak potrzebna! Chłopcy domagają się, by jechać, choćby na Lublin!”

W tym samym czasie w sztabach powiatowych UBP we Włodawie, w Radzyniu, Lubartowie i Chełmie, a także w ich komendzie wojewódzkiej w Lublinie, fakt zniknięcia dwóch samochodów ciężarowych w „tradycyjnym” miejscu podobnych akcji „Jastrzębia” – w okolicy Parczewa, natychmiast wywołał stan podwyższonej gotowości. Sprawa był jasna – „Jastrząb” przygotowuje kolejne uderzenie na większą skalę. Następnego dnia napływają meldunki o zniknięciu dwóch kolejnych samochodów – w Sosnowicy i Brusie Starym. Całe przedpołudnie tego drugiego dnia, to już pełny stan przygotowań do walki ze skoncentrowanym przeciwnikiem, zapewne bardzo licznym, skoro potrzebował aż czterech samochodów. Wprawdzie dwa pierwsze pojazdy porzucił, lecz w zamian zaopatrzył się w dwa inne, bardziej sprawne. Tym razem ani rekwizycje żywności w parczewskim „Społem”, ani meldunek o pojawieniu się wielkiej grupy w Sosnowicy, gdzie spożyli kolację i porwali kolejny samochód – nie zmylą czujności władzy. Ta przewiduje zbrojne uderzenie na jakąś „powiatówkę” UBP.

Wszystkie przypuszczenia co do ewentualnego obiektu ataku zbiegają się kolejny raz we Włodawie, a tam na budynku PUBP. 11 listopada została w okolicach Parczewa, rozpoznana przez funkcjonariusza UB, Tadeusza Mazura, aresztowana i osadzona w areszcie włodawskiego PUBP, siostra „Jastrzębia” i „Żelaznego”, 16-letnia Rozalia Taraszkiewicz. Nie ma zatem najmniejszych wątpliwości, że porwanie czterech dużych samochodów w okolicach Parczewa, rekwizycja żywności w Parczewie, to zaledwie przygrywka do kolejnego wielkiego uderzenia na włodawski „resort”, którego celem jest odbicie siostry obydwu dowódców.
Władza miała dość czasu na przygotowania do obrony i do wezwania odsieczy z Chełma i Lublina. Po południu, 28 listopada, wyrusza szosą Lublin – Cyców – Włodawa potężna kawalkada wojsk KBW, składająca się z 12 samochodów transportowych. Jadą na ratunek zagrożonej siedzibie UB we Włodawie, której niechybnie zagraża atak oddziału „Jastrzębia”.

Od prawej: kpt. "Uskok" i jego z-ca Zygmunt Libera "Babinicz"

Ponownie oddajmy głos „Żelaznemu”:

„Pojechaliśmy do Sosnowicy na kolację. W Sosnowicy zatrzymaliśmy amerykański samochód jadący po ryby. Od szofera dowiadujemy się, że w majątku Brus Stary jest jeszcze jeden samochód, również amerykański z ich firmy. Rekwirujemy go i jedziemy do Brusa po drugi, który faktycznie też był tam. Ładujemy się na te dwa samochody i jedziemy na nocleg do kolonii Szelebudy koło Dominiczyna. Następnego dnia, tzn. 28 listopada ruszamy około godz. 15-tej do zamierzonej akcji szosą Dominiczyn – Cyców – Chełm.
W tymże czasie, gdy UB we Włodawie zostało powiadomione o zarekwirowaniu dwóch aut na naszym „starym” punkcie, powstał tam ogromny ruch. Powodem tego było przypuszczenie, że „Jastrząb” uderzy prawdopodobnie na UB we Włodawie, celem odbicia swej siostry aresztowanej przed paroma [kilkunastoma] dniami.
Na pomoc wezwał komendant UB garnizon włodawski KBW oraz poprosił telefonicznie o pomoc z Lublina, która natychmiast ruszyła w kierunku Włodawy szosą Lublin – Cyców – Włodawa. Jadąc koło wsi Świerszczów o samym zmierzchu, czyli tuż przed zachodem słońca, spostrzegamy wyłaniające się zza zakrętu auta. Była to właśnie pomoc dla Włodawy w składzie 11 aut z wojskiem, 1 działkiem i 1 tankietką. „Jastrząb” widząc z zakrętu tylko 3 samochody, daje rozkaz do natarcia, licząc na to, że ich pokonamy, bo nasze wspólne siły: p. kpt. „Uskoka”, „Ordona” i nasze, liczyły około 70 ludzi, a mieliśmy przeszło 20 sztuk broni maszynowej.
Na lewe skrzydło wypadają trzy drużyny pod komendą: 4-ta „Wiktora” [Stanisław Kuchcewicz, d-ca patrolu w oddziale kpt. „Uskoka”], 5-ta moją, a 6-ta „Ordona” , pozostałe 3 drużyny pod dow. 1-a „Jastrzębia”, 2-ga p. kpt. „Uskoka”, 3-cia „Babinicza” [Zygmunt Libera, z-ca kpt. „Uskoka”], rozwijają się po prawej stronie szosy.
Dochodzi do walki. Nasze skrzydło staje na miejscu, nie możemy atakować, gdyż przed nami na wzgórzu osadzili się ubeki, z którego mają doskonałe pole do obstrzału, gdyż my leżymy w dolinie. Dopiero gdy od kul naszych zapaliła się stodoła, za którą byli ubeki i wojsko, ogarnął ich strach, widząc, że są oświetleni i doskonale widoczni z naszej strony.
W międzyczasie druga nasza połowa, po prawej stronie szosy, z lepszej pozycji wyjściowej, atakuje bez przerwy i posuwa się naprzód. Posunęli się oni tak daleko, że minęli prawie wszystkie auta ubeków stojące na szosie, lecz tu zaczyna im brakować amunicji i zatrzymują się. W tym czasie nasze skrzydło dołącza do nich. Po naradzie postanawia „Jastrząb” przerwać atakowanie, gdyż od tyłu, tzn. od strony Włodawy widać było światła zbliżających się samochodów, rzucających co raz rakiety w górę. Wycofaliśmy się na nasz teren. W akcji tej padł tylko jeden z naszej strony, był nim śp. „Lenin” [Zygmunt Majewski ze wsi Zbójno] – brat „Roga” [Feliks Majewski,
w Obwodzie WiN Włodawa komendant 2 Rejonu, obejmującego gminy Wola Wereszczyńska i Wołoskowola]. Według nadeszłych potem do nas meldunków, ze strony UB i KBW było 18-tu zabitych i 32 rannych. W akcji tej zdobyliśmy 1 dichtiorowa. Na skutek tego spotkania akcja na Chełm nie udała się.”

Bitwa pod Świerszczowem – część 2>