Posłańcy śmierci – część 2

Kolejną ofiarą Wacława …

Kolejną ofiarą Wacława Snarskiego stał się oddział Czesława Czyża „Dzika". Dowódca był ujawnionym żołnierzem Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Przed amnestią dowodził kilkunastoosobowym patrolem zbrojnym Pogotowia Akcji Specjalnej w oddziale Michała Bierzyńskiego „Sępa". Przed „powrotem do lasu" odbywał zasadniczą służbę wojskową, ale podczas przepustki dowiedział się ponoć o aresztowaniach swoich byłych towarzyszy broni, dlatego 9 września 1949 r. zdezerterował z wojska i zaczął się ukrywać. W ciągu kilku miesięcy zorganizował grupę zbrojną liczącą 6 partyzantów.

Plut. Czesław Czyż "Dzik", do ujawnienia dowódca patrolu PAS w IV batalionie "Biebrza", od końca 1949 r. dowódca kilkuosobowego oddziału zbrojnego. Ujęty 15 VIII 1950 r. Zdjęcie wykonane przez UB w 1950 r.

W czerwcu 1950 r. PUBP w Łomży rozpoczął jej rozpracowywanie, początkowo informacje zbierało 22 tajnych współpracowników, później dołączyło do nich jeszcze 13 agentów bezpieki. Szansa na rozbicie grupy pojawiła się na początku lipca, kiedy jeden z byłych żołnierzy PAS NZW, wtedy tajny współpracownik bezpieki o kryptonimie „O-10", ustalił, że „Dzik" planuje przeprowadzenie akcji ekspropriacyjnej. UB i KBW przygotowały zasadzkę. Operacja zakończyła się niepowodzeniem, gdyż w ostatniej chwili tajny współpracownik wyznał „Dzikowi", jaką naprawdę odgrywa rolę. Po kolejnym niepowodzeniu postanowiono wykorzystać sprawdzonego już agenta Wacława Snarskiego „Księżyca" – „Chabra". Funkcjonariusze UB odpowiednio uzbroili i przemieścili agenta w rejon działania „Dzika" i jego współtowarzyszy.

Już 29 lipca 1950 r. Snarski przekazał swoim mocodawcom z UB, że został przyjęty do oddziału. Wychodząc naprzeciw planom „Dzika", który chciał powiększyć stan osobowy oddziału, agent oznajmił, że dwaj jego znajomi z grupy „Dzięcioła", którzy dysponują własnym uzbrojeniem, z chęcią do nich dołączą. Przeprowadził oddział w okolice swojej rodzinnej wioski Piaski. Następnego dnia, pod pretekstem poszukiwania swoich kolegów, Snarski oddalił się. Jeszcze tego samego dnia powrócił wraz z nimi, przedstawiając ich jako „Kruka" i „Smutnego". Pod pseudonim „Kruk" krył się chor. Michał Żukowski, a „Samotnym" był plut. Aleksander Nowakowski. Pierwszy był pracownikiem Wydziału III WUBP w Białymstoku, drugi – Referatu III PUBP w Bielsku Podlaskim. Obaj byli dobrze zbudowani, co miało im pomóc przy obezwładnianiu partyzantów. Przybyła trójka przyniosła ze sobą cztery butelki wódki, dwie zawierały środki nasenne. Po sprawdzeniu przybyszów „Dzik" zaproponował ucztę. Niedaleko od miejsca kwaterowania oddziału ulokowano grupę operacyjną złożoną z 6 funkcjonariuszy UB i 14 żołnierzy KBW. Kiedy w nocy partyzanci zasnęli, do akcji wkroczyli pracownicy operacyjni UB. Bez trudu obezwładnili „Dzika", udało mu się jednak krzyknąć: „Zdrada, UB!". To obudziło pozostałych partyzantów, którzy jednak nie mieli szans. Zostali wystrzelani przez ubowców i prowokatora. Poległo pięciu ludzi, „Dzik" został ujęty. Skazano go na karę śmierci, ale Najwyższy Sąd Wojskowy zamienił ją na 15 lat więzienia. Wyszedł z wiezienia 23 grudnia 1963 r. Do niedawna mieszkał w Gdyni.

Zdjęcie partyzantów z oddziału Czesława Czyża „Dzika", rozbitego 15 sierpnia 1950 r. Od góry leżą: Mieczysław Gompert "Słowik", Antoni Myśliński, Jan Mieczkowski "Wolny" i Józef (NN) "Śmigły".

Prawie natychmiast po likwidacji oddziału Czesława Czyża „Dzika" WUBP w Białymstoku postanowił wykorzystać Snarskiego do rozpracowania czteroosobowej grupy Franciszka Kisielewskiego „Sosny", ukrywającej się nad Narwią niedaleko Łomży. Podobnie jak „Dzik" „Sosna" był ujawnionym partyzantem NZW, a przed ujawnieniem dowodził kilkunastoosobowym patrolem zbrojnym Pogotowia Akcji Specjalnej w oddziale Michała Bierzyńskiego „Sępa". Dla wzmocnienia wiarygodności Snarskiego funkcjonariusze UB wraz z nim napadli na jedną z miejscowych spółdzielni. Następnie rozgłaszano w okolicy, że dokonał tego „Dzik" i „Księżyc", a ich łupem padło około 2 min złotych.

Doskonała orientacja w terenie i szerokie kontakty sprawiły, że Snarskiemu szybko udało się przyłączyć do oddziału „Sosny". Po bliższym zapoznaniu się z agentem „Sosna" zaproponował mu przeprowadzenie akcji ekspropriacyjnej w okolicy, w której się ukrywali. „Księżyc" uchylił się pod pretekstem silnej penetracji tego rejonu przez UB i wojsko, zaproponował natomiast akcję blisko swoich rodzinnych okolic. „Sosna" przystał na to. Oddział przeprawił się promem przez Biebrzę, a następnie przeszedł przez trudno dostępne mokradła i grzęzawiska. Miało to na celu zmęczenie partyzantów i ułatwienie ich likwidacji. Kiedy grupa dotarła do wsi Żuki, agent ulokował ją w pobliskich lasach, zaproponował odpoczynek i przeprowadzenie akcji następnego dnia wieczorem.
Z raportu zastępcy naczelnika Wydziału III WUBP w Białymstoku ppor. Konstantego Janowskiego wynika, że 25 sierpnia 1950 r. wieczorem agent zaproponował „wspólne spożycie alkoholu". Potem chciał opuścić oddział i skontaktować się z pracownikami UB. „Sosna" nie zgodził się, tłumacząc się nieznajomością terenu. Nocą, kiedy partyzanci spali, „Księżyc" – „Chaber" sam zastrzelił wszystkich czterech. Niewykluczone, że podobnie jak w przypadku oddziału „Dzika" i tym razem podał im alkohol ze środkami usypiającymi.

Odnoszone w błyskawicznym tempie sukcesy skłoniły białostocką bezpiekę do podjęcia decyzji o wykorzystaniu Snarskiego do likwidacji jednego z największych i najaktywniejszych w tym okresie oddziałów podziemia działających na Białostocczyźnie. Była to grupa dowodzona przez Stanisława Grabowskiego „Wiarusa", który również wywodził się z NZW.

Stanisław Grabowski "Wiarus", do 1952 r. szef PAS w Kmendzie Powiatu NZW "Mazur" Wysokie Mazowieckie.

Kluczem do nawiązania kontaktu była osoba Fabiana Olszewskiego „Kniazia", ujawnionego dowódcy oddziału zbrojnego w batalionie Komendy Powiatu „Bałtyk" – Białystok-Powiat i tzw. grupy „Brzeziniaków", którą należy traktować jako grupę rabunkową. „Brzeziniacy" nawiązali łączność z oddziałem „Wiarusa". Co prawda wejście do grupy „Brzeziniaków" przyszło Snarskiemu bardzo łatwo, ale z upływem czasu nie przynosiło to żadnych korzyści dla UB. Bezpieka postanowiła zlikwidować „Brzeziniaków" i samodzielnie szukać kontaktu z „Wiarusem". Do pomocy Snarskiemu przydzielono funkcjonariuszy UB: Szymona Urbana i „Zemstę" (NN). Operacja jednak nie doszła do skutku, co więcej, dalszy bieg wydarzeń omal nie zakończył się tragicznie dla samego Snarskiego. Otóż na początku października 1950 r., kiedy wspomniana trójka przygotowywała się do likwidacji „Brzeziniaków", we wsi Brzeziny pojawił się oddział „Wiarusa". Snarski został ujęty przez „Wiarusa", który był przekonany, że oto pojmał sprawcę zagłady oddziału „Dzięcioła"
. W trakcie przesłuchania Snarski czując, że ziemia pali mu się pod nogami, zagrał va banque i powiedział, że posiada kilka tysięcy nabojów do automatu, co wówczas dla partyzantów było towarem wysoce deficytowym. Oddział wraz ze związanym Snarskim udał się na wskazane miejsce. Ten jednak wykazał się wyjątkowym sprytem i mimo skrępowanych rąk i strzelających partyzantów zdołał uciec.

Patrol NZW Stanisława Grabowskiego "Wiarusa" (pierwszy z lewej), ok. 1950 r.

Kolejną akcją, którą przeprowadziła grupa w składzie Snarski, Urban i „Zemsta" było zamordowanie Fabiana Olszewskiego „Kniazia", który po aresztowaniu przez WUBP w Białymstoku zdołał zbiec z aresztu. Trójka agentów nawiązała z nim łączność i zaproponowała mu przeprowadzenie akcji ekspropriacyjnej. Kiedy ten się zgodził, otrzymał broń. 4 listopada 1950 r. podczas odpoczynku przed mającą nastąpić akcją, "Zemsta" zastrzelił Olszewskiego, gdy ten spał. Agenci ukryli zwłoki i powiadomili o tym UB. Funkcjonariusze zabrali ciało do Białegostoku, a szef powiatowej białostockiej bezpieki kpt. A. Pańkowski raportował:
„Nadmienia się, że żywcem nie został wzięty »Kniaź« z powodu tego, że powodowałoby [to] rozkonspirowanie ag[enta] »Księżyca« po dalszym rozpracowaniu bandy »Wiarusa«.

Po przeprowadzonej akcji grupa spotkała się z oficerami operacyjnymi UB, którzy zalecili oczekiwanie na kolejne wytyczne, tym bardziej, że „Zemsta" poprosił o przepustkę, gdyż chciał załatwić sprawy rodzinne. Jednak na początku listopada 1950 r. łączność między Snarskim i Urbanem a UB została zerwana. Dlaczego? Być może postanowili sami odnieść kolejny sukces. Wiadomo, że dotarli na Zaraniec, jeden z grądów położonych wśród rozlewisk Biebrzy, po prawej stronie jej biegu, w gminie Trzcianne (powiat białostocki). Na Za-rańcu od początku maja 1950 r. ukrywali się mjr Jan Tabortowski „Bruzda" i kpt. Stanisław Cieślewski „Lipiec". W przeszłości obaj pełnili kierownicze funkcje w podziemiu akowskim i
poakowskim w Łomżyńskiem. Ścigani przez UB od wiosny 1950 r. zaczęli
się ukrywać na pograniczu powiatów łomżyńskiego i grajewskiego.

Od lewej: mjr Jan Tabortowski „Bruzda", kpt. Stanisław Cieślewski „Lipiec"

Urban i Snarski dotarli do grądu łódkami o zmierzchu. W trakcie spotkania z „Bruzdą" przedstawili kilkakrotnie już używaną „legendę". Tym razem jeden z nich podał się za „Dzika", dowódcę rozbitego przez UB oddziału, który wraz z ocalałym partyzantem chciałby dołączyć do ukrywających się na grądzie.
„Bruzda" podjął grę, lecz skłamał, że jest dowódcą kilkunastoosobowego oddziału i że większość partyzantów śpi po powrocie z akcji. Obu przybyszy zaprosił do podziemnego bunkra, w którym się ukrywali. Snarski stracił przewagę, którą posiadał za każdym razem. Było to spowodowane tym, że Tabortowski i Cieślewski stworzyli świetnie funkcjonującą „siatkę" wywiadowczo – ostrzegawczą spośród swoich dawnych podwładnych. To właśnie jej członkowie zaalarmowali ich już wcześniej, że po okolicy kręcą się nieznajomi, obserwujący teren i zadający dużo pytań. Jeden z obcych miał mieć szramę na policzku. W bunkrze przy świetle lamp naftowych Tabortowski spostrzegł taką właśnie szramę na twarzy przybysza. Doszło do walki, w wyniku której obaj prowokatorzy zostali zabici, ich ciała obciążono kamieniami i wrzucono do pobliskiego mokradła.
Funkcjonariusze UB o przebiegu wydarzeń na Zarańcu dowiedzieli się dopiero w sierpniu 1952 r., kiedy ujęli ppor. Józefa Ramotowskiego „Rawicza", ujawnionego byłego zastępcę prezesa Obwodu Łomża WIN. „Rawicz" był związany z oddziałem Tabortowskiego i poznał tę historię z opowiadań jej uczestników.

Z informacji zawartych w teczce personalnej Szymona Urbana wynika, że po uzyskaniu tej wiedzy WUBP w Białymstoku przeprowadził przeszukanie mokradeł wokół Zarańca, w wyniku czego wydobyto zwłoki Snarskiego i Urbana. Funkcjonariusze UB byli przekonani, że obaj prowokatorzy na Tabortowskiego i Cieślewskiego natknęli się przypadkowo, co więcej – byli pewni, że spotkani nie znali Wacława Snarskiego „Księżyca" – „Chabra", a więc nie mogli wiedzieć, kim był. Nie docenili współpracowników oddziału, którzy spełniali w doskonały sposób funkcje wywiadowcze.
Filarem opisanej grupy likwidacyjnej był Wacław Snarski, w czasie okupacji niemieckiej żołnierz AK, a po „wyzwoleniu" Armii Krajowej Obywatelskiej i Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość". Za tę działalność spędził w więzieniu ponad rok. Nieznane są dokładne okoliczności zwerbowania go do współpracy przez PUBP w Białymstoku. Istotne jest, że to były żołnierz podziemia stał się katem podobnych jemu, wciąż jeszcze walczących.
Grupa likwidacyjna przyczyniła się do śmierci 14 partyzantów (12 zginęło w trakcie operacji, 2 ujętych stracono). Trudno podać dokładną liczbę aresztowanych współpracowników zlikwidowanych oddziałów, ale na pewno była to liczba wielokrotnie większa.

Dr Sławomir Poleszak

Powyższy artykuł, autorstwa dr Sławomira Poleszaka – historyka, kierownika Referatu Badań Naukowych Biura Edukacji Publicznej IPN Oddział w Lublinie, ukazał się w Niezależnej Gazecie Polskiej Nr 8(8)/2006.
Tekst powstał na podstawie artykułu napisanego wspólnie z Piotrem Łapińskim, "Posłańcy śmierci. Kombinacje operacyjne aparatu bezpieczeństwa na Białostocczyźnie 1949-1950", opublikowanego w periodyku Instytutu Pamięci Narodowej „Pamięć i Sprawiedliwość", nr 1(3), w 2003 r. (Plik w formacie PDF)
Bardzo dziękuję autorowi za
wyrażenie zgody na publikację artykułu.

Posłańcy śmierci – część 1>