Pogrobowcy UB w akcji

Jak chronić dobre imię bohaterów walki o niepodległy byt państwa polskiego?

Dnia 8 lutego minęła 56. rocznica śmierci mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", jednego z najwybitniejszych oficerów powojennej, antykomunistycznej konspiracji zbrojnej, skazanego na śmierć przez komunistów i zamordowanego na Mokotowie wraz z trzema innymi oficerami wileńskiej Armii Krajowej. Ich ciała posypano wapnem i wdeptano w ziemię w nieznanym miejscu.

Mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka"

Nie bacząc na to, że sąd w wolnej Polsce unieważnił wyrok śmierci na majora, uznając, że ten oficer Wojska Polskiego, kawaler Orderu Virtuti Militari walczył o niepodległy byt państwa polskiego; nie bacząc na to, że Sejm Rzeczypospolitej Polskiej uczcił pamięć majora Szendzielarza specjalną uchwałą w marcu zeszłego roku, wydawana w Bydgoszczy "Gazeta Pomorska", dawny organ KW PZPR, nazwała majora, w anonimowej, niepodpisanej przez nikogo wypowiedzi, bandytą, mordercą i terrorystą! Stało się to dokładnie w 56. rocznicę śmierci "Łupaszki" na Mokotowie. Ponieważ nie wiadomo, kto tak uważa, należy domniemywać, że jest to stanowisko redakcji gazety i jej właściciela. Tak to interpretuje prawo prasowe. Tym bardziej że przed paru laty ta sama gazeta zamieściła na swych łamach listy znieważające majora i jego żołnierzy. Trudno mówić o przypadku. Powstaje pytanie, w jaki sposób możemy się bronić przed podobnymi "odkryciami historycznymi". Czy ludzie, którzy umierali za Polskę, rzucając "swój życia los na stos", wierząc do końca, że sowiecka dominacja jest tylko stanem przejściowym, mają prawo do obrony pamięci i czci? Czy można publicznie znieważać ich pod płaszczykiem "telefonicznej opinii czytelników"? Czy można bezkarnie upowszechniać w Polsce roku 2007 obelgi sformułowane przez aparat UB i PPR?

Nasze wojsko
Przez całe lata major i jego żołnierze byli obiektem zaciekłych ataków propagandy komunistycznej – tak jakby się ich bano nawet po śmierci! Trudno się temu dziwić. Podczas kampanii prowadzonej w roku 1946, przed zaplanowanymi na styczeń 1947 r. wyborami, szwadrony "Łupaszki" zdobyły sobie poparcie ludności terenów, na których działały. Ludność informowała o funkcjonariuszach i konfidentach UB, aktywistach PPR i innych szkodnikach sowieckiego chowu, którzy przyczyniali się do umacniania uzurpatorskiej władzy komunistów i przyspieszania sowietyzacji Polski. Wielu z tych ludzi cierpiało potem w więzieniach i kazamatach UB. Zdarzały się wyroki 10 lat więzienia za przyjęcie patrolu łupaszkowców na kolacji i niedoniesienie o tym UB! Starsi doskonale pamiętają, że mawiało się wówczas: "siedzi z paragrafu 'wiedział, nie powiedział’"… To cierpienie sprawiło jednak, że później, gdy system coraz bardziej dawał się ludziom we znaki, rozkwitała legenda żołnierzy i ich dowódcy – prawdziwego Wojska Polskiego, przeciwstawianego wojsku "ludowemu", dowodzonemu przez sowieckich politruków lub ich wychowanków. Ludzie z Borów Tucholskich, z Kociewia i Kaszub, gdzie operowały lotne szwadrony wileńskie, nie dali się nabrać propagandzie, która nazywała naszych żołnierzy "bandytami", "mordercami", szydziła z ryngrafów z wizerunkiem Matki Bożej Ostrobramskiej, które łupaszkowcy nosili na lewej kieszeni mundurów. Było wielu dzielnych ludzi, którzy nie wahali się z dalej idącą pomocą.

Z notesu dowódcy
Ze wzruszeniem zaglądam do zachowanego notesu dowódcy szwadronu, w którym służyła sanitariuszka "Inka", przypomniana w niedawnym spektaklu Teatru Telewizji "Inka 1946". Olgierd Christa "Leszek" zanotował, że w Konarzynach, w powiecie Czersk, ludzie przechowują łupaszkowcom pepeszę i mauzera. W Osowie, kolonia Kujawy, 3 magazynki do MG i 300 sztuk amunicji. W Lubikach pepeszę przechowuje Edmund Lubiński. Amunicja jest też u Alojzego Osowieckiego w Hucie. Na kolonii Pólko jest 1000 sztuk amunicji do mauzera, bęben i 300 sztuk amunicji do pepeszy. W Brusach u Rekowskiego 3 pepesze, 2 MP, 6 ładownic, magazynki i 5000 sztuk amunicji. W Parzynie u Orłowskiego sten, magazynki do pepeszy i do mauzera, rakietnica i maszyna do pisania. W leśniczówce Parzyn u Rajmunda Bera 2 skrzynki amunicji, 1 MG, 1 beretta, 2 MP. W Parzynie u sołtysa 2 pepesze, 1 "derkacz", 2 ładownice, skrzynka z amunicją, 2 MP, 3 magazynki do pepeszy i aparat telefoniczny. W Bączu u sołtysa 1 MG, pepesza. U Klawikowskiego "dziekciar" i pepesza. W kolonii Rzym pod Mirachowem płaszcze, ładownice i pasy amunicyjne. W Polesiu ładownice, pasy, magazynki. W Boryszewie pod Tczewem pepesza, magazynki, bębny i amunicja. U "Babci", koło stacji kolejowej Szałamaje, 1 MP, pepesza, 4 "derkacze", kabury, torby, magazynki, bębny, amunicja. W Kamiennych Łąkach 2 pepesze, 1 beretta, torby i magazynki. Prawdziwy polski arsenał, potrzebny do czasu "aż czerwoni pójdą sobie precz"!

Spraw, Boże, by Naród przejrzał na oczy…

Aż ręka świerzbi, by zacytować z notesu nazwiska tych, którzy wysługują się UB! To oni donosili na takich ludzi jak Orłowski, Klawikowski i inni. To oni wydawali ich ubowcom. To oni informowali o miejscach pobytu leśnych żołnierzy i ściągali na nich obławy UB, KBW, wojska i milicji. Na cichych bohaterów ostatniej, beznadziejnej w ówczesnych warunkach politycznych walki o Polskę "czystą jak łza" – jak głosiły słowa jednej z najpopularniejszych piosenek, śpiewanych w szwadronach 5. Wileńskiej Brygady AK. Powojenne szwadrony były kontynuacją działań zbrojnych tej brygady. By zrozumieć cele, jakie przyświecały temu niezwykłemu, leśnemu wojsku, nie trzeba zbyt wiele. Wystarczy polskie serce… Trochę wyobraźni. Zajrzyjmy raz jeszcze do notesu dowódcy szwadronu. Co śpiewali przy ogniskach, jakie słowa pomagały im w refleksji nad tym, co dzieje się w Polsce?
"W lasach wileńskich grzmią strzały, a u nas w Polsce wesele. Co krok to huczy kapela, aż ręce grajkom pomdlały. Za Niemnem, Bugiem wróg hula, a u nas z wrogiem przymierze, chociaż najlepszych Jej synów wroga morduje wciąż kula. Spraw, litościwy nasz Boże, by naród przejrzał na oczy, nim się na samo dno stoczy, nim się obudzi w obroży" (s. 25). "Nie wolno czekać, gdy naród ginie, ni szukać w tłumie ducha – giganta. To nic, że płacze matka po synie, bo Polskę stworzy krew partyzanta. To nie jest ważne – order na piersi i bez znaczenia szumne przemowy. My mamy życie, a ci najlepsi leśnej mogiły krzyżyk brzozowy" (s. 48). "Na znojną walkę, krwawy bój z wrogami, każdego z nas sumienia wezwał głos, przebojem iść, a los iść musi z nami, a jeśli nie, to przełamiemy los"…
Czy to piosenki i wiersze "terrorystów"? "Bandytów"? "Morderców"? Trzeba nie mieć serca lub trzeba być skończonym głupcem, by się na coś takiego zdobyć dziś, gdy tyle już wiemy o powojennej konspiracji niepodległościowej. "Nie jesteśmy żadną bandą, jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej Ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. Niejeden z Waszych ojców, braci i kolegów jest z nami. My walczymy za świętą
Sprawę, za wolną, niezależną, sprawiedliwą i prawdziwie demokratyczną Polskę!" – to słowa samego majora kolportowane w Gdańsku w marcu i kwietniu 1946 roku.

Bohater dla Chojnic

W tym samym czasie, gdy "Gazeta Pomorska" w swej chojnickiej mutacji znieważała majora "Łupaszkę", rada miejska Chojnic nadała tytuł honorowego obywatela miasta byłemu redaktorowi tej gazety z czasów, gdy była ona organem KW PZPR. Towarzysz redaktor nie lubił nigdy "leśnych bandytów". Ich propagandowe akcje przed wyborami 1947 r. nazywał "rabunkami", "morderstwami", które "wywoływały strach i oburzenie mieszkańców tego rejonu". Wzburzony pisał, że "komendantowi posterunku w jego mieszkaniu zabrali broń i ostrzegli, że za przynależność do PPR grozi śmierć, lecz darowali mu życie". Biedaczysko! Tak się przestraszył. A przecież on tylko budował Polskę sowiecką! Swoją przyszłą karierę w PZPR! Jak można było tak się obchodzić z "bohaterami walk o utrwalenie władzy ludowej"! Proszę sobie nie wyobrażać, że ja tu cytuję teksty z czasów PRL. Redaktor Ostrowski wypisywał te podłe rzeczy w roku 2002, w reakcji na przygotowaną przez gdański IPN wystawę "Za świętą Sprawę – żołnierze "Łupaszki""! "Gazeta Pomorska" ochoczo drukowała każdą brednię, nawet wypowiedź oburzonego czytelnika o tym, jak mu "Łupaszko" zamordował kogoś z rodziny, w roku… 1951.
Po wojnie na Pomorzu pełno było uzbrojonych bandytów, na przykład sowieckich maruderów, którzy napadali na wioski i terroryzowali ludność. Ubowcy usłużnie przyjeżdżali do takich wsi i tłumaczyli, że to żołnierze "Łupaszki". Wygląda na to, że kłamstwa UB przeżyły UB. A może chodzi po prostu o to, by bronić tego, co się kiedyś wypisywało i za co się było wynagradzanym na akademiach z okazji rocznicy rewolucji październikowej?

Jeszcze raz stawiam pytanie: Jak chronić dobre imię bohaterów walki o niepodległy byt państwa polskiego?
Piotr Szubarczyk, IPN Gdańsk

Źródło: http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20070214&id=my12.txt