Por. Henryk Lewczuk „Młot” – część 3

Po ataku na Hrubieszów, …

Po ataku na Hrubieszów, oddziały, jak i cała organizacja wróciły do normalnej działalności. Wrócił również na swój teren oddział „Młota”. Z jednej strony przygotowywano się do referendum, a z drugiej, w dalszym ciągu, przeprowadzano działania mające zapewnić spokój i bezpieczeństwo na terenie obwodu.
16 VI 1946 r., o godz. 8:45 żołnierze ,,Młota’’: Marian Durko „Mściwy” i Jerzy Śliwiński „Śliwa” zabili starostę chełmskiego Stefana Flisa, 50 metrów od jego domu. Po akcji kilku żołnierzy WP podjęło pościg za uciekającym „Śliwą”, ale ten jednego żołnierza zastrzelił, drugiego ranił i zdołał zbiec;
VI 1946 r. NN „Długi”, „Jerzyk” (chodzi tu prawdopodobnie o Jerzego Barana ) oraz NN „Kania” zastrzelili w Wojniakach instruktora PPR;
3 VIII 1946 r. oddział „Młota” wziął udział w konferencji z angielskim dziennikarzem Williamem Derekiem Selby na kol. Władzin, gm. Uchanie, której należy poświęcić nieco więcej uwagi.


Oddział „Młota” lato 1946 r. Władzin, gm. Uchanie, przed spotkaniem z W. D. Selby’m. Stoją od lewej: Mieczysław Patkowski „Gruby”, Czesław Jarosz „Hiena”, NN, Tadeusz Wojniakowski „Mściwy”, Janusz Flach „Pazur”, por. Henryk Lewczuk „Młot”, Bogdan Sołdun „Majtek”, M. Michalik „Wrzos”.

W Warszawie przebywał w tamtym okresie korespondent pisma „Sunday Times”, William Derek Selby, który starał się dotrzeć do przedstawicieli polskiego i ukraińskiego podziemia. Pomógł mu w tym jego kierowca i tłumacz Janusz Kazimierczak. Skontaktował on Selby’ego z komendantem Obwodu Hrubieszów por. Wacławem Dąbrowskim „Azją”, po czym ustalono, że spotkanie nastąpi 2-3 sierpnia 1946 r. Korespondent chciał zobaczyć jaki jest stan podziemia, a dowódcy WiN i UPA liczyli na poinformowanie zachodnich społeczeństw o łamaniu międzynarodowych zobowiązań przez ZSRR i Rząd Jedności Narodowej. W. D. Selby przyjechał do Włodzina w nocy z 1 na 2 VIII 1946 r. i przez dwa dni przebywał w majątku Piotra Diszato. Podczas pobytu spotkał się z czteroosobową delegacją ukraińską i reprezentantami WiN: por. „Azją”, Stefanem Kwaśniewskim „Wiktorem”, Józefem Śmiechem „Ciągiem”-„Rzymianinem”, Henrykiem Lewczukiem „Młotem”, Czesławem Hajdukiem „Ślepym” i NN „Kalifem”. Komendant obwodu poinformował go o sytuacji w organizacji, zasadach działania, strukturze, itp. 3 VIII miało miejsce dwugodzinne spotkanie z delegacją UPA. Po odjeździe delegacji ukraińskiej W. D. Selby i „Azja” przeprowadzili inspekcję oddziałów leśnych „Ślepego” i „Młota”. Oddział „Młota” liczył około 40, a „Ślepego” około 60 żołnierzy. Byli oni jednolicie umundurowani w mundury WP oraz świetnie uzbrojeni – wszyscy posiadali pistolety maszynowe i lekkie karabiny maszynowe. Grupa „Młota” ściągnęła nawet na spotkanie działko przeciwpancerne. Po prezentacji dziennikarz chwilę rozmawiał z partyzantami. Po powrocie do Warszawy Selby napisał do swojej gazety jeden lub dwa artykuły na temat tego, co zobaczył. Rozwścieczyły one władze komunistyczne do tego stopnia, że zmusiły korespondenta do opuszczenia Polski.


Lato 1946 r. Władzin, gm. Uchanie, od lewej: por. Henryk Lewczuk „Młot” i por. Mieczysław Niedzielski „Grot” (zastępca d-cy).

Oddział „Młota” powrócił na swój macierzysty teren i nadal nękał komunistycznych okupantów.
19 IX 1946 r. na szosie Chełm – Hrubieszów, 12 km. od Chełma, 5 partyzantów „Młota”, wśród nich Roman Kaszewski „Zdybek”, Jerzy Biegalski „Skośny” i Stanisław Maślanka „Legenda” zatrzymało samochód płatnika komendy jednostki wojskowej z 3 oficerami i 3 żołnierzami WP. Oficerom zabrano broń i amunicję, żołnierzom tylko amunicję. Zarekwirowano 219.572,00 zł;
IX 1946 r. oddział kwaterował na kolonii Ostrów u jednego z gospodarzy, gdy w pewnym momencie do domu próbowali wejść funkcjonariusze UB. Bogdan Sołdun ,,Majtek’’ pierwszy otworzył ogień. Pozostali partyzanci również zaczęli strzelać i wycofali się bez strat;
8 X 1946 r. oddział „Młota” przeprowadził rekwizycję cukru w Cukrowni Rejowiec, uprowadził samochód i rozbroił dwóch funkcjonariuszy ochrony fabryki;
21 XI 1946 r. oddział został wytropiony i zaatakowany w okolicy Wojsławic przez GO KBW. W starciu poległo 3 partyzantów;
XI 1946 r. w zasadzce przygotowanej przez partyzantów na szosie Chełm – Hrubieszów zabity został por. WP Kulikow;
11 XII 1946 r. w okolicy Wojsławic doszło do starcia 7 partyzantów z grupą WP. W wyniku wymiany ognia zginął żołnierz WP, Górnicki Kazimierz. Partyzanci wycofując się zgubili jedną pepeszę;
18 XII 1946 r. rozbrojono placówkę ORMO w Leśniowicach. Partyzanci zabrali broń 9 ormowcom.

Pod koniec 1946 r., przed wyborami parlamentarnymi komunistyczny terror sięgnął zenitu. Na przełomie listopada i grudnia we wszystkich miejscowościach pojawiły się specjalne oddziały złożone z funkcjonariuszy UB, MO, członków ORMO, PPR, żołnierzy KBW i WP. Przy wszystkich gminnych posterunkach MO stworzono Grupy Pogotowia liczące po 10 członków MO, ORMO i „demokratów”, w miastach powiatowych liczyły one od 50 do 75 ludzi, a w Lublinie 500. W każdym powiecie operowały Grupy Ochronno-Propagandowe złożone z żołnierzy KBW i funkcjonariuszy UB liczące po 90 ludzi, obok nich działały mniejsze Grupy Uderzeniowe. Do obsady obwodów wyborczych przydzielono 1227 milicjantów, 1544 członków ORMO, 3836 żołnierzy WP i 154 żołnierzy WOP. Trudno dokładnie ustalić, jak liczne siły skierowano w okresie przedwyborczym w celu pacyfikacji terenu województwa lubelskiego, wydaje sie jednak, że użyto kilkanaście tysięcy ludzi. Nasycenie terenu siłami represji i agenturą osiągnęło niespotykane rozmiary. Prowadzenie w tych warunkach jakiejkolwiek działalności wiązało się z ogromnym ryzykiem.
W związku z tak poważną sytuacją w terenie i ogłoszoną 22 lutego 1947 r. ustawą amnestyjną, por. Henryk Lewczuk „Młot”, jak i większość dowódców podziemia, podjął decyzję o skorzystaniu z amnestii i zakończeniu działalności zbrojnej. Cały oddział wraz z dowódcą ujawnił się 16 marca 1947 r. w Wojsławicach, przed PUBP w Chełmie. Wśród ujawnionych było 34 żołnierzy oraz 74 ludzi z placówek terenowych.

Wojsławice, 16 III 1947 r., oddział por. „Młota” w drodze do ujawnienia przed PUBP Chełm.

Ponownie oddajmy głos Janinie Brandt, która tak zapamiętała tamten dzień:
„Wkrótce rozeszła się w Wojsławicach wiadomość, że nasi mają złożyć broń. Dla nas było to tragedią. Przed ujawnieniem, które miało dokonać się pewnej marcowej niedzieli, już od piątku „Młotowcy” strzelali z różnego rodzaju broni, zagłuszając w ten sposób swoją rozpacz i jednocześnie pogłębiając smutek mieszkańców naszego rejonu. Nie zapomnę nigdy powtarzanej z ust do ust wiadomości: „w niedzielę Młot ujawnia się”. Nie chcieliśmy wierzyć w to, a uwierzyliśmy dopiero wówczas, gdy żołnierze strzelali, a UB i MO nie reagowały. Ta strzelanina trwała aż do nie
dzieli, były to strzały rozdartych tragicznie serc, które musiały zgnieść w sobie ból i pulsującą nienawiścią i zawiedzionymi nadziejami krew. Do strzelaniny zdążyliśmy się przyzwyczaić przez piątek i sobotę – najtrudniejsza była niedziela.

Wiedziałam, że „Młot” ze swymi żołnierzami będzie przed ujawnieniem się na Mszy św. w kościele. Poszłam więc do kościoła, aby wspomagać żołnierzy modlitwą w ich tak tragicznej chwili. Już przed rozpoczęciem nabożeństwa żołnierskim krokiem przyszedł odział „Młota” z komendantem na czele. Po przybyciu jak na komendę przyklękli, a następnie stanęli w dwuszeregu. „Młot” był – jak wielu jego żołnierzy – w mundurze wojskowym, lśniącymi gwiazdami na ramionach, stał prawie na środku kościoła niedaleko ołtarza. Głowę jego oświetlał płomień stale palącej się olejnej lampy, która wisiała tuż nad jego głową.[…] Tym razem płomień lampy oświetlał głowę „Młota”, zaś całość postaci oświetlały świece zapalone przy ołtarzu głównym. W tym to świetle widoczna była piękna młodzieńcza głowa o wysokim czole, który przykrywał spory kosmyk – zwichrzonych przy zdejmowani czapki – włosów. „Młot” miał zawsze kłopoty ze swoją młodzieńcza fryzurą. Patrzył teraz na ołtarz, a jego pozornie spokojna twarz mieniła się przy blasku ruchomego płomienia lampy, była raz zaróżowiona, to znów pokrywała się bladością. Drgające mięśnie twarzy i zacięte usta wyrażały niechybne cierpienie. Zastanawiałam się nad tym, co może teraz myśleć ten młodzieniec. To przymykał oczy, to je znów otwierał szeroko, aby spojrzeć na Chrystusa na krzyżu, który znajdował się w ołtarzu. Tyle się nacierpiał w tej walce, tyle natrudził. I co teraz? Przyszło mu stanąć tu przed Bogiem ze swoimi ludźmi, których pouczał i zachęcał do walki o wolność, którzy tak mu wierzyli. Dziś nie ma im już nic do powiedzenia i nie chce nic mówić, aby nie pogłębić ich rozpaczy. […] Zgromadzeni na mszy mieszkańcy Wojsławic i okolic znali dobrze działalność „Młota”, wiedzieli ile mu zawdzięczają. Patrzyli ze współczuciem na niego, rozumieli, ile zdrowia i nerwów kosztuje dziś ta marcowa niedziela 1947 roku. Tu i ówdzie widać było ludzi ze łzami w oczach, ja też płakałam. Boże, ratuj naszych żołnierzy, ratuj Polskę – modliłam się, gdy podczas podniesienia Najświętszego Sakramentu usłyszałam lekki szmer, klękających z pokorą żołnierzy. Odwracający się od ołtarza ksiądz robił wrażenie, jakby chciał przemówić do żołnierzy. Oczy jego były też załzawione. Msza kończyła się. Ksiądz zmienionym głosem zaintonował: Boże coś Polskę. Śpiewaliśmy wszyscy, a z żołnierskiej piersi wydobywało się prawie wołanie: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Nie sposób opisać wrażenia z tej historycznej Mszy. Na zakończenie tej modlitwy, żołnierze jeszcze raz padli na kolana i wraz ze swoim komendantem pewnie modlili się o to, aby w tym dniu podczas ujawnienia się Bóg im pozwolił dać społeczeństwu dowód, że Bóg, Honor i Ojczyzna będą im towarzyszyły przez całe życie. Wyszłam z kościoła, gdy przebrzmiał tupot żołnierskich butów, zmierzających do gminy, gdzie miał się dokonać akt największego upokorzenia „Młota” i jego oddziału. Ulice miasteczka były przyprószone śniegiem. Od czasu do czasu zaświeciło słońce, które było widoczne jakby przez jakąś zasłonę. Szłam powoli i zastanawiałam się nad tym czy i ja muszę się ujawnić? Przecież powiedziałam im w UB, że należałam do AK. Gdy przechodziłam koło gminy zapragnęłam nagle pójść tam za naszymi żołnierzami. Udowodnić im, że jesteśmy z nimi, że ich ból jest naszym bólem. Niestety, było to niemożliwe. Wierzyłam jednak, iż „Młot” i jego żołnierze zachowają tam swoją powagę i godność żołnierza polskiego. Z ciężkim obolałym sercem doszłam do domu.”


Chełm, marzec 1947 r. Żołnierze oddziału „Młota” po ujawnieniu. Stoją od lewej: Eugeniusz Kulik „Wicher”, Bogdan Sołdun „Majtek”, Siedzą od lewej: Edward Woll „Karol” – komendant II Rejonu Obwodu WiN Chełm, Henryk Lewczuk „Młot”, Stanisław Maślanka „Legenda”.

W podziemiu pozostał Roman Kaszewski „Zdybek”, prowadząc działalność dywersyjną w kilkuosobowej grupie. Jego bojówka funkcjonowała do października 1947 r. gdy w wyniku prowokacji ubeckiej zginął sam „Zdybek”. Zdradził go niejaki Folusz, mieszkaniec wsi Majdan Nowy (gm. Wojsławice). Folusz odbywając służbę wojskową został zwerbowany przez UB. Upozorowano jego dezercję z wojska, wrócił w teren i zaczął się „ukrywać”, szukając jednocześnie kontaktu ze „Zdybkiem”.

Żołnierz oddziału „Młota”, Roman Kaszewski ,,Zdybek’’, zamordowany przez UB w 1947 r.

W efekcie nawiązał kontakt, ale początkowo „Zdybek” odnosił się niechętnie do współpracy z Foluszem, jednak wkrótce agentowi udało się zdobyć jego zaufanie. W październiku 1947 r. Folusz otrzymał informację od „Zdybka”, że ten przebywać będzie określonego dnia w okolicy wsi Maziarnia. Skierowano więc w teren grupę operacyjną UB, która zgodnie z doniesieniem agenta, natknęła się na partyzanta we wskazanym miejscu. „Zdybek” próbował się przebijać, niestety w trakcie walki upadł na ziemię tak nieszczęśliwie, że zapchał ziemią swój rkm i był zmuszony się poddać. Bezbronnego partyzanta UB-owcy zamordowali na miejscu.

Po ujawnieniu por. Henryk Lewczuk „Młot”, wyjechał na Ziemie Zachodnie. Początkowo mieszkał i pracował we Wrocławiu, ale w lipcu 1948 r. w obawie przed aresztowaniem przekroczył granicę polsko-niemiecką w okolicach Szczecina. Dotarł do Berlina, a następnie do Francji. Karierę zawodową na obczyźnie rozpoczął jako robotnik, a zakończył na stanowisku dyrektora Centrum Obliczeń Komputerowych w Fontainebleau pod Paryżem. Studiował prawo i ekonomię na uniwersytecie w Lyonie. W 1992 r. powrócił do Polski. Był współorganizatorem Ruchu Odbudowy Polski, w latach 1996 – 2002 wiceprzewodniczącym Rady Miejskiej w Chełmie, w latach 1998 – 2001 radnym Sejmiku Województwa Lubelskiego, a w latach 2001 – 2005 pełnił funkcję posła na Sejm IV kadencji z listy LPR. Obecnie mieszka w Chełmie.

Część 1>

Strona główna>

Opracowano na podstawie:
Rafał Wnuk – Konspiracja akowska i poakowska na Zamojszczyźnie od lipca 1944 do 1956 roku, Lublin 1992;
Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk – Atak na Hrubieszów [w:] Zeszyty Historyczne WiN-u, nr 8/1996;
Rafał Wnuk – Lubelski Okręg AK, DSZ i WiN 1944 -1947, Warszawa 2000,
Mariusz Zajączkowski – Spór o Wierzchowiny. Działalność oddziałów Akcji Specjalnej (Pogotowia Akcji Specjalnej) NSZ w powiatach Chełm, Hrubieszów, Krasnystaw i Lubartów na tle konfliktu polsko ukraińskiego (sierpień 1944 – czerwiec 1945 r.) [w:] Pamięć i Sprawiedliwość, Nr 1 (9) 2006;
Praca zbiorowa: Rok pierwszy. Powstanie i działalność aparatu bezpieczeństwa publicznego na Lubelszczyźnie (lipiec 1944 – czerwiec 1945), Warszawa 2004;
Praca zbiorowa: Żołnierze wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku., Warszawa 2002;
Relacje Janiny Brandt oraz zdjęcia do biogramu pochodzą z prywatnych zbiorów Tomasza Greniuka, za których udostępnienie serdecznie dziękuję.