Kpt. Józef Zadzierski "Wołyniak" (1923-1946) – część 2

W połowie 1943 r. J. …

W połowie 1943 r. J. Zadzierski pod
nowym pseudonimem "Wołyniak" rozpoczyna partyzancką
działalność w OP-44 "Ojca Jana". Był to jeden z
największych i najlepiej zorganizowanych oddziałów NOW,
przez który przewinęło się blisko 3.000 ludzi. Przy
oddziale istniała podchorążówka i szkoła oficerska.

mjr Franciszek Przysiężniak "Ojciec Jan"

Oddział ten ma na swoim koncie wiele sukcesów w walce z
niemieckim okupantem, ale też co najmniej jedną dotkliwą porażkę.
Było to w okresie Bożego Narodzenia ’43, kiedy to jeden jedyny raz
zatrzymano się na kilkudniowe kwaterowanie w śródleśnej wsi
Graba, około 15 km na południe od Janowa Lubelskiego. 27 grudnia
przyjechał tu ks. kapelan Franciszek Lądowicz; szykowano właśnie
ołtarz, gdyż tego dnia miał się odbyć ślub dowódcy Fr.
Przysiężniaka z Janiną Oleszkiewicz. Miała być wielka feta,
tymczasem niespodziewanie na skraju wioski zagdakał erkaem, zaraz
potem odezwały się cekaemy, zaświtały pistolety maszynowe, rwały
się granaty. Do wsi weszły tyraliery niemieckie. Zaskoczeni
partyzanci mieli odciętą drogę do lasu. "Wołyniak" w
tym czasie czyścił swój rkm. Usłyszawszy strzały, w mig
złożył karabin i wyskoczywszy boso na dwór, jął prażyć
Niemców. Dzięki jego brawurze ocalało szefostwo oddziału,
ale poległo kilkanaście innych osób. Oddział poniósł
klęskę. "Wołyniak" i kilku innych żołnierzy opuściło
wtedy oddział, obarczając kierownictwo winą za
niefrasobliwość.

Miesiące partyzanckiej doli dzielił z
"Wołyniakiem" zamieszkały obecnie w USA Józef
Zawitkowski, który pół wieku później tak
scharakteryzował kolegę:
"Był jednym z najstarszych stażem
partyzantów u Ojca Jana . Nadzwyczaj odważny, ryzykant, nie
znający lęku ochotnik na każdą akcję. Ulubioną jego bronią
było parabelum szturmowe z długą lufą. Każdą broń potrafił w
kilka minut rozłożyć i złożyć z zawiązanymi oczyma! Nigdy nie
zawiódł, zawsze można było na niego liczyć."

Natomiast
jeden z przełożonych, major Emil Kubler wspomina:
"Od
pierwszego wejrzenia "Wołyniak" zaimponował mi swoją
dziarską postawą i zachowaniem. Z takimi zapaleńcami –
pomyślałem – dobrze mi będzie wojować w warunkach partyzanckich,
oni nie zawiodą."

Za swe nieraz krwawe, ale udane akcje,
otrzymał od swych przełożonych z NOW nie tylko przydomek
"zuchwałego zagończyka", ale też należne mu odznaczenia
i awanse do kapitana włącznie (rozkazem d-cy okręgu "Groma").

Po odejściu od "Ojca Jana"
zawiązał własny, nieliczny bo 30-osobowy oddział, który
operował głównie w północnej Rzeszowszczyźnie i w
Lasach Janowskich.
Od początku 1944 roku przeprowadził
wiele akcji przeciw administracji ukraińskiej oraz współpracującym
z Niemcami służbom i pomocniczym oddziałom ukraińskim.
Zlikwidował m.in. ukraińsko – niemieckie posterunki w Potoku,
Kuryłówce, Cieplicach, Obszy. Walczył na Zasaniu z Niemcami,
razem z sowiecka dywizją partyzancką im. Sidora Kowpaka. Dzięki
likwidowaniu przez niego niemieckich grup kontyngentowych Niemcy na
Zasaniu zaprzestali rekwirowania żywności we wsiach. Wiosną 1944
r. walczył z grupami UPA, jego oddział chronił ludność polska na
Zasaniu przed napadami ukraińskimi. W lipcu 1944 przeprowadził
wojska sowieckie przez San i umożliwił im zajęcie Leżajska bez
żadnych walk i strat.

Pod koniec lipca 44 r., kiedy to władzę
poczęli przejmować komuniści, dowództwo konspiracyjne Armii
Krajowej podjęło tyleż przebiegłą, co ryzykowną decyzję
wprowadzania swoich ludzi do władzy. Tym sposobem "Wołyniak"
(oczywiście ze sfałszowanymi dokumentami i spreparowanym
życiorysem) został komendantem nowo utworzonej Milicji
Obywatelskiej w Leżajsku. Podobny fortel udał się jeszcze w
Kulnie, Kuryłówce i paru innych miejscowościach. Jednak po
około trzech miesiącach NKWD rozszyfrowało "konie
trojańskie", zaczęły się aresztowania, katorżnicze
śledztwa, wreszcie wywózki na Sybir.
Wagon, którym
ich wieziono w listopadzie 44 roku był typowy dla tego typu
transportów : towarowy (bydlęcy), z zaryglowanymi drzwiami i
okratowanymi kolczastym drutem okienkami. "Wołyniak"
jednak nie był by sobą, gdyby pogodził się z wyrokiem. W wagonie
przebywał tylko tyle czasu, ile potrzeba było na wydłubanie w
podłodze dziury. Co prawda nie straszne mu było obcowanie ze
śmiercią, ale do głowy mu nie przyszła myśl, że ryzykując tę
ucieczkę, mógł zginąć pod kołami pociągu. Wraz kilkoma
towarzyszami zsunął się pod podłogę wagonu, chwila koncentracji
i zwolnienie uścisku rąk … Zwinięci w kłębek, toczyli się
jeszcze kilkadziesiąt metrów po torach, po czym podnieśli
się cali obolali, ale szczęśliwi, że uszli niewoli.
„Wołyniak”
odpoczął w krzakach oczekując na zmrok. W myślach usiłował
ustalić, gdzie jest i w jaką stronę się udać. Mniemał –
słusznie, jak się potem okazało – że jest w okolicy Lubaczowa.
Stąd ruszył w kierunku Niska, gdzie w niedalekim Zarzeczu szefem
placówki AK był kolega z lasu, Józef Zawitkowski. "W
pół wieku po tym wydarzeniu –
wspomina Zawitkowski – mam w
pamięci żywy obraz "Wołyniaka", który się u mnie
zameldował po ucieczce z transportu na Sybir. Potłuczony,
posiniaczony, cały w ranach, na łokciach i kolanach zdarta skóra…
wierzyć się nie chciało, że w takim stanie zdołał przejść
kilkadziesiąt kilometrów".

W Zarzeczu został opatrzony.
nakarmiony, ale nie przystał na propozycję, by odpocząć choć
kilka dni. Śpieszno mu było do Leżajska, a na drogę poprosił o
nagan, naboje i granaty. Odnalazł UB-ków i NKWD-zistów,
którzy go niedawno aresztowali i co do jednego
zlikwidował!
Odtąd był nieprzejednanym wrogiem komunistów,
Ukraińców z band UPA i tych wszystkich, którzy im
sprzyjali. Jeszcze raz zorganizował oddział, tym razem pod
auspicjami NZW. Liczył on ok. 150 ludzi i wsławił się wieloma
akcjami przeciw UB, MO, KBW, PPR, UPA i NKWD na terenie
Rzeszowszczyzny i południa Lubelskiego.


Ożanna, uroczystości z okazji święta 3 Maja 1945 r., na cztery dni przed bitwą z NKWD pod Kuryłówką. Przed oddziałami partyzantów NZW, stoją ich dowódcy, w kolejności (od prawej): kpt. Józef Zadzierski "Wołyniak", por. Stanisław Pelczar "Majka", Bronisław Gliniak "Radwan".

Dzięki jego dowództwu 19 marca
1945 r. polskie oddziały partyzanckie rozbiły idący z ukraińskiego
Kulna, ukraińsko – sowiecki napad na polską Kuryłówkę, a 7 maja
rozgromiły pod Kuryłówką ekspedycję karną NKWD, zabijając
ponad 70 żołnierzy tej formacji. W Leżajskiem i na Zasaniu zwalczał
antypolskie podziemie Ukraińców, pacyfikował wsie
wspierające UPA, m.in. Dobrą, Wołczaste, Dobczę, Dąbrowice,
Rudkę. W odwecie za napady oddziału UPA dowodzonego przez Iwana
Szpontaka „Żeleźniaka” dokonał 17 IV 1945 r. wraz z innymi
oddziałami NZW krwawej pacyfikacji ukraińskiej wsi Piskorowice. W
1945 i 1946 r. jego ludzie zniszczyli posterunki milicji m.in. w
Giedlarowej, Jarocinie, Frampolu, Potoku Górnym, Tarnogrodzie.
Toczył także potyczki z tropiącymi go na Zasaniu grupami
operacyjnymi KBW. Legenda "Wołyniaka" na tych obszarach
była tak wielka, że niemal wszystkie akcje były jemu przypisywane.
Propagandziści PRL nie omieszkali tego wykorzystać dopisując na
jego rachunek także niecne występki zwykłych bandytów,
szabrowników i "koguciarzy".

Legendy jednak przeważnie krótko
żyją. Po kolejnych pacyfikacjach terenu oraz akcjach UB i KBW
liczebność jego oddziału spadła z ponad dwustu do kilkunastu
partyzantów pod koniec 1946 r. W nocy z 11 na 12 listopada
1946 r. podczas potyczki w rejonie Tarnawca zostal ranny w rękę.
Nie mógł poddać się regularnemu leczeniu, bo to groziło
dekonspiracją i aresztowaniem. Niebawem rozwinęła się gangrena.
Nie widząc wyjścia z sytuacji, nocą z 28 na 29 grudnia 1946 r. we
wsi Szegdy popełnił samobójstwo.
Pochowano go
konspiracyjnie na miejscowym cmentarzu, ale nawet po śmierci nie
zaznał spokoju. UB węszyło za jego grobem, więc koledzy
przenieśli jego ciało w inne miejsce cmentarza w Szegdach.
Szykanowano ks. Węgłowskiego, który uczestniczył w
pogrzebie. Dopiero 30 lat później na jego mogile pojawił się
metalowy krzyż z tabliczką "Naród swemu Obrońcy",
ale tylko nieliczni wtajemniczeni wiedzieli czyje szczątki kryje ten
grób. I aż prawie pół wieku trzeba było, aby o
bohaterze mówić z imienia i nazwiska, a miejsce jego
wiecznego spoczynku by zostało godnie uhonorowane.
Kpt. Józef
Zadzierski wzorowo spełnił swój żołnierski i obywatelski
obowiązek. Był i jest wzorem polskiego oficera, wiernego syna
narodu.

Pomnik nagrobny kpt. Józefa Zadzierskiego "Wołyniaka" w Tarnawcu k/Leżajska.


Tablica nagrobna na pomniku kpt. Józefa Zadzierskiego. Cmentarz w Tarnawcu.

Część 1 >
Strona główna – wprowadzenie >

Opracowano na podstawie:
Józef Łukasiewicz, Sybir w pół drogi.
Wspomnienie o kpt. Józefie Zadzierskim "Wołyniaku",
"Janowski Kurier Związkowy" nr 1 (43) luty 2000
Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944 – 1956. Słownik Biograficzny, tom. II,
wyd.: Instytut Pamięci Narodowej. Kraków-Warszawa-Wrocław 2004