Egzekucja "Inki" i "Zagończyka" – część 2

Spowiedź
Była to moja jedyna posługa przy
egzekucji. Kiedy znalazłem się w więzieniu [na Kurkowej],
siedziałem może godzinę w odosobnieniu. Potem po mnie przyszli –
cały czas przeżywałem to, co za chwilę miało się wydarzyć.
Oddziałowy zaprowadził mnie najpierw do tego pana [Feliksa
Selmanowicza]. Kiedy wszedłem do celi, widziałem przeraźliwy
smutek w jego twarzy. Pierwsze słowa, z którymi się do mnie
zwrócił, brzmiały: – No tak, jednak nie skorzystano z prawa
łaski… – Wyspowiadałem go. Był spokojny. Może tylko taił
zdenerwowanie, ale na zewnątrz nie było tego widać. Przez cały
czas dokuczała mi świadomość, że mogą nas obserwować przez
wizjer.

Potem przeprowadzono mnie (nie wiem
jak, gdyż byłem zbyt oszołomiony) do celi, w której na
śmierć czekała młoda, szczupła dziewczyna [Danka Siedzikówna]
w letniej sukience. Przyjęła mnie nadzwyczaj spokojnie,
wyspowiadała się, a potem wyraziła życzenie, żeby o wyroku i o
śmierci powiadomić jej siostrę. Mówiła to ciągle tak,
jakby się nadal spowiadała. Czuliśmy, że możemy być
obserwowani. Podała mi adres w Gdańsku Wrzeszczu, przy
Politechnice, ulica Własna Strzecha. Nie mogłem nic zapisać,
starałem się zapamiętać ten adres. Jednocześnie powiedziała mi,
że wysłała kartkę z zawiadomieniem, ale nie wie, czy ona dojdzie.
Nie mówiła nic więcej, na nic się nie skarżyła.

Twarz dziewczyny pamiętam jak przez
mgłę; twarz mężczyzny zapamiętałem dobrze. Był taki zamknięty
w sobie, napięty, głęboko przeżywał zbliżającą się śmierć.
"Inka" nic nie mówiła. Może gdybym był lepiej
przygotowany i zapytał o coś… Ale dla mnie to było zupełnie
nowe doświadczenie; nie wiedziałem, jak się zachować… Później sprowadzili mnie na
dół, tam gdzie byłem poprzednio. Znowu czekałem, może z
godzinę? Człowiek w takich sytuacjach nie ma poczucia czasu. Była
noc. (Gdy siedziałem w więzieniu, mówiono mi, że wyroki
wykonywano w nocy, nie rano). W końcu poprowadzono mnie schodami,
jakby do piwnicy (zejście było dosyć ciasne).

Po zdrajcach narodu…
Oni już tam byli. Zdaje się, że w
kajdankach albo z zawiązanymi rękami. Sala była niewielka, jak dwa
pokoje. Miałem krzyż, dałem go do pocałowania. Chciano im
zawiązać oczy, nie pozwolili. Obok czekała zgraja ludzi, tak że
było dosyć ciasno. Był wojskowy prokurator(1) i pełno jakichś
młodych ubowców. Ustawiono nieszczęśników pod
słupkami. W rogu był stolik, gdzie prokurator odczytywał
uzasadnienie wyroku i sąd dał rozkaz wykonania egzekucji. Była
taka jakby wnęka, chyba czerwona nieotynkowana cegła, były słupki
do połowy człowieka. Postawiono ich przy nich, nie pamiętam, czy
ich przywiązano. Ci, którzy tam stali, nie uszanowali powagi
śmierci. Obrzucili skazańców obelżywymi słowami, a
prokurator odczytał uzasadnienie wyroku i poinformował, że nie
było ułaskawienia. Jego ostatnie słowa brzmiały: "Po
zdrajcach narodu polskiego, ognia!". W tym momencie skazani
krzyknęli, jakby się wcześniej umówili: "Niech żyje
Polska!". Potem salwa i osunęli się na ziemię. Strzelało
dwóch lub trzech żołnierzy, chyba z pepesz, z bliskiej
odległości – 3-4 metrów. Pamiętam, że posadzka była
czerwona, jakby z kafli, środkiem biegł rowek, chyba żeby krew
spływała. ["Inka" i "Zagończyk"] osunęli się.
Nie mogłem na to patrzeć, ale pamiętam, że obydwoje jeszcze żyli.
Wtedy podszedł oficer i dobił ich strzałami w głowę. Nie wiem,
kto to był. To było dla mnie nie do zniesienia. Pamiętam tylko, że
padło nazwisko chyba Suchocki, i że ten człowiek był w mundurze.
Zdaje się, że to był prokurator, który odczytywał
wyrok(2). Byłem w tłumie stojących trochę zasłonięty. Nawet nie
wiedziałem, że obok był lekarz. Później musiałem podpisać
protokół o wykonaniu wyroku śmierci. Zaraz potem
wyprowadzili mnie. Nie pamiętam, jak się znalazłem w samochodzie;
nie wiem, czy jechałem z tymi, którzy mnie przywieźli. W
samochodzie nic do mnie nie mówili.

Kartka
Z informacją o śmierci nie poszedłem
do siostry "Inki" od razu. Przez cały tydzień żyłem w
oszołomieniu. W końcu zebrałem się i po cywilnemu, w godzinach
popołudniowych, zapukałem do mieszkania. Otworzono mi,
było tam może z 10 osób. Młodzi ludzie. Zwróciłem
się do nich, że chciałbym rozmawiać z panią tego domu. Wystąpiła
pani starsza od nich i jej przekazałem wiadomość. Ona
odpowiedziała: – My wiemy o tym, kartka przyszła… Na tym się
skończyło, wróciłem do domu. Kiedy mnie potem aresztowano,
przypomniano mi tę wizytę w śledztwie. Byłem więc cały czas
obserwowany.

Mało z kim dzieliłem się tymi
wspomnieniami. Nawet rodzinie nic nie powiedziałem. Zachowałem to w
sobie. Śmierć "Inki" i "Zagończyka" przeżyłem
jak śmierć kogoś bliskiego. Cieszę się, że teraz mogłem o tym
opowiedzieć, i że pamięć o tych ludziach nie zaginie.

Pomnik Danuty
Siedzikówny "Inki", przy ulicy Armii Krajowej w Sopocie.

(1) Najprawdopodobniej mjr Wiktor
Suchocki, prokurator Wojskowego Sądu Rejonowego w Gdańsku.
(2) Ks. Marian Prusak najprawdopodobniej
myli się, gdyż dowódcą plutonu egzekucyjnego był
Franciszek Sawicki.

Opracowano na podstawie:
Biuletyn IPN Nr
6 – 07.2001 r.

Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956. Słownik biograficzny.Tom I, wyd. IPN 2000


Anglojęzyczna wersja tekstu (na stronie www.doomedsoldiers.com):
The Execution of "Inka" And "Zagonczyk" Related by Father Marian Prusak.>

Egzekucja "Inki" i "Zagończyka" – część 1>
Strona główna>