Mjr Franciszek Jerzy
Jaskulski "Zagończyk" i Związek Zbrojnej Konspiracji (ZZK)
stanął pomnik majora Franciszka Jaskulskiego "Zagończyka",
żołnierza Armii Krajowej i Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość.
Choć kilka miesięcy trwały kłótnie między SLD a prawicą
na temat lokalizacji monumentu, to jednak niewiele chyba osób
zna jego bohatera. Major "Zagończyk" to na pewno postać
nietuzinkowa, to typowy przykład polskiego patrioty, wychowanego w
latach II Rzeczpospolitej. Jego droga życiowa wiodła od harcerstwa,
przez udział w wojnie obronnej 1939 roku, konspirację, Armię
Krajową, po walkę z komunistami, próbującymi narzucić
Polakom system obcy tradycji narodowej. Choć wydawało się, że
historia przynajmniej od 10 lat przyznaje rację "Zagończykowi",
to jednak nadal jego pamięć jest opluwana przez obecnych dziedziców
czerwonej ideologii. Dla nich działacze WiN-u to "kontrowersyjna"
grupa partyzancka, mająca na sumieniu również niewinnych
ludzi. Jak więc wyglądały losy dowódcy WiN na ziemi
radomskiej?
Mjr Franciszek Jerzy Jaskulski "Zagon","Zagończyk"
W obronie niepodległości
Mjr Franciszek Jaskulski urodził się 16 września 1914 roku w Castrop – Rauxel w Westfalii, w rodzinie polskich emigrantów. Był synem Ignacego Jaskulskiego i Marii z Kozalów, do kraju wrócił razem z rodzicami w maju 1926 r. Państwo Jaskulscy zamieszkali w Zdunach (powiat krotoszyński), gdzie przyszły "Zagończyk" ukończył siedmioletnią szkołę podstawową. W latach 1928-1933 uczęszczał do Seminarium Nauczycielskiego w Krotoszynie. Po jego ukończeniu podjął pracę zarobkową w Urzędzie Gminnym w Zdunach. W 1935 został przeniesiony do gminy Kobylin. Przez 3 semestry studiował prawo. Służbę wojskową odbył w 17 puł. w Lesznie i ukończył ją w 1937 r. w topniu kaprala. Wróciwszy do cywila Jaskulski został nauczycielem; udzielał się także w harcerstwie – w 1939 roku otrzymał stopień harcmistrza. Zmobilizowany wziął
udział w obronie Warszawy, potem wrócił do Zdun i włączył
się do pracy w konspiracji. Na podstawie nasłuchów i
informacji z terenu redagował pisemko "Zagończyk" – stąd
jego partyzancki pseudonim. Poszukiwany przez gestapo wyjechał w
roku 1942 w Lubelskie, związał się z Kedywem AK, otrzymał stopień
podporucznika i od 1943 roku dowodził oddziałem lotnym o
kryptonimie "Pilot". Oddział ten wchodził w skład
budowanego 15. Pułku Piechoty "Wilków", walczył z
Niemcami w okolicy Puław. Jego największym wyczynem było ocalenie
25 lipca 1944 r. Końskowoli przed karną ekspedycją Wehrmachtu. W
trakcie tej akcji nadjechały sowieckie czołgi, które
włączyły się do walk z Niemcami. To pierwsze spotkanie w
atmosferze "braterstwa broni" miało jednak mylący
charakter.
Prócz walk z Niemcami
partyzanci musieli borykać się z bandami strzelających w plecy
komunistów. W wyniku skrytobójczych napaści ze strony
oddziałów AL pośród "Wilków" (taki
kryptonim nosił odtwarzany 15. pp AK) zginęło 29 partyzantów,
rany odniosło 21, co stanowiło ponad 50 proc. strat osobowych.
Najbardziej haniebną była napaść AL.-owców z oddziału
"Cienia" (Bolesław Kowalski), który 4 maja 1944 r.
w Owczarni zamordował 18 żołnierzy AK z oddziału "Hektora"
(Jan Zdzisław Targosiński) czekających na przyjęcie zrzutu.
Takich zbrodni nie popełniali nawet Niemcy, choć w walkach z nimi
partyzanci ugrupowania "Wilków" stracili 24 ludzi.
W więzieniu
Dwa dni po wspólnych
walkach o Końskowolę do "Zagończyka" zgłosili się
trzej przedstawiciele władz wojskowych (plus jeden aktywista PPR) –
żądając, aby oddział zdał broń i wstąpił do Armii Berlinga;
samego zaś dowódcę wraz z drugim oficerem serdecznie
zaproszono na rozmowy. Na szczęście "Zagończyk"
wiedział, co myśleć o takiej serdeczności (większość
zapraszanych oficerów AK została zamordowana lub wywieziona w
głąb ZSRR). "Zagończyk" wymógł zgodę na
trzydniowy odpoczynek dla żołnierzy po bitwie, umówiono się
na 30 lipca. Sowieciarze, będąc tylko w czwórkę, nie mogli
odmówić zgody, narada odbywała się zresztą w braterskiej
atmosferze – przy wódce .
Obydwie strony grały
znaczonymi kartami. Już 29 lipca, w przeddzień ustalonego terminu,
do bazy partyzantów przybyły dwa samochody z żołnierzami
Berlinga dowodzonymi przez oficerów NKWD – jednak większości
"urlopowanych" żołnierzy jeszcze (a właściwie już…)
nie zastali. "Zagończyk" prowadzony w braterskiej
atmosferze na wspólne obrady – w ostatniej chwili zdołał
uciec. Nie na długo – w listopadzie został aresztowany, osadzony na
Zamku w Lublinie i skazany na karę śmierci za przynależność do
nielegalnej organizacji pod nazwą Armia Krajowa oraz za to, iż nie
uczynił zadość publicznemu wezwaniu do poboru. Wyrok ten został
zamieniony na 10 lat więzienia, Jaskulskiego przewieziono do Wronek,
skąd we wrześniu 1945 r. zdołał uciec. Ucieczka miała charakter
improwizacji. Jaskulski wraz z drugim więźniem, zawodowym
elektrykiem Sławomirem Liberackim, bywał wysyłany do napraw
instalacji poza więzieniem. Podczas pracy wykonywanej w jakimś
mieszkaniu więźniom udało się obezwładnić strażnika,
przemknęli przez miasto do lasu, przepłynęli na drugą stronę
Warty, zaopatrzyli się w odzież i – dla zatarcia śladów –
powrócili na lewy brzeg rzeki. Skierowali się do Poznania –
nie docenili jednak zawziętości komunistów, którzy
wciąż przeczesywali cały teren. Liberacki nie wytrzymał
kondycyjnie i psychicznie, zrezygnował z dalszej ucieczki.
"Zagończyk" – stary harcerz – najpierw zagrzebał się w
jakąś jamę i przykrył liśćmi, potem położył się na dnie
płytkiego stawu i oddychając przez trzcinę przeczekał do
przejścia obławy.
Fałszywe dokumenty używane przez por. Franciszka Jaskulskiego w 1945 r.
Podziemie antykomunistyczne
Po udanej ucieczce
"Zagończyk" wrócił w Lubelskie i na terenie
powiatu puławskiego zorganizował oddział złożony z osób
zagrożonych aresztowaniami. Na początku dowodząc partyzantami
"Orlika" – przeprowadził wspólny atak na stację
PKP w Dęblinie, gdzie UB przetrzymywało żołnierzy AK. Więźniów
nie udało się odbić, jedyną pociechę stanowiło kilkunastu
zastrzelonych polskich i rosyjskich sowieciarzy. Dowództwo
potraktowało akcję jako zdany egzamin i postanowiło przydzielić
Jaskulskiemu poważniejsze zadanie. Na przełomie lat 1945-1946 w
ramach tworzenia struktur Wolności i Niezawisłości "Zagończyk"
otrzymał rozkaz zorganizowania terenu radomsko – kozienickiego. Na
początku 1946 r. zgrupowanie "Zagończyka" przeprawiło
się na lewy brzeg Wisły. Budowę swego inspektoratu "Zagończyk"
zaczął od przejęcia pod komendę walczących już oddziałów.
Podporządkował sobie znanego z akcji na więzienie w Radomiu
"Oriona" (ppor. Włodzimierz Kozłowski), a także Orła"
(st. sierż. Tadeusz Bednarski) i "Mściciela" (st. sierż.
Tadeusz Moryc – oddział rozbity w czerwcu 1946 r.), następnie
operujących w radomskiem: "Dzidy" (ppor. Marian Sadowski)
i "Zagóry" (Stefan Nowacki, oddział rozbity wiosną
1946 r., część żołnierzy przeszła do "Igły").
Podporządkowały się Jaskulskiemu także walczące w iłżeckim
oddziały: "Igły (ppor. Tadeusz Zieliński) "Zapory"
(Konstanty Koniusz) i "Beliny" (Tadeusz Życki – rozwiązany
w czerwcu 1946 r., część partyzantów przeszła do "Beliny")
oraz duża grupa "Sokoła" (NN, operująca w radomskiem i
iłżeckiem(. Osłonę komendy stanowiła 15 – 20 osobowa drużyna
lotna "Jastrzębia" (sierż. podch. Zenon Ochal), w której
było wielu AK-owców z Lubelszczyzny.
Największe oddziały –
"Orła", "Dzidy", " Igły" i "Sokoła"
liczyły 30-40, miały jednak rozbudowaną konspirację terenową, co
dawało możliwość szybkiego podwajania stanu. Używano nazwy ZZK
(Związek Zbrojnej Konspiracji), co dodatkowo szyfrowano jako Związek
Zawodowy Kolejarzy; w oddziałach terenowych przyjęła się jednak
nazwa ROAK – Ruch Oporu Armii Krajowej. Jaskulski zorganizował także
świetnie funkcjonującą sieć cywilną WiN. Od stycznia do lipca
1946 w ramach ZZK uruchomione zostały 4 obwody, które
obejmowały powiaty: kozienicki (kryptonim: Kozienicki Ruch Oporu,
KRO), radomski (krypt: Polska Partia Socjalistyczna), konecki
(krypt.: Związek Walki Młodych) oraz iłżecki (Stronnictwo
Ludowe). Zorganizowano także placówki prasowe w Łodzi,
Krotoszynie, Krakowie i Gdańsku, ta ostatnia zajmowała się także
pozyskiwaniem broni. Po transporty jeździł samochodami
współdziałający ze sztabem ZZK plut. podch. Aleksander
Zdybiecki – "Kruk". W czerwcu 1946 r. "Zagończyk"
odbył spotkanie z legendarnym "Ogniem" (Józef
Kuraś) i zachęcony jego sukcesami zaczął projektować organizację
dużych oddziałów partyzanckich w Górach
Świętokrzyskich.
Część 2 >
Strona główna – wprowadzenie >