Premiera filmu o "Żelaznym" w TV TRWAM!

Premiera filmu dokumentalnego "Droga do wolności Edwarda Taraszkiewicza". TV TRWAM, 16 sierpnia 2018 (czwartek), godz. 22.55.
W imieniu twórców zapraszam na premierową emisję filmu dokumentalnego w reż. Marty Sosidko pt. Droga do wolności Edwarda Taraszkiewicza (2014), która odbędzie się 16 sierpnia 2018 roku o godzinie 22:55 (premiera) w TV TRWAM. Powtórka zostanie wyemitowana następnego dnia, 17 sierpnia (piątek) o godzinie 5:00 oraz 13:45, również w TV TRWAM.

Ppor. Edward Taraszkiewicz "Grot", "Żelazny". Zima 1946/1947.

Film przedstawia historię ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" – legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego AK-WiN Obwodu Włodawa, działającego na Lubelszczyźnie w latach 1945-1951. Edward Taraszkiewicz "Żelazny" był jednym z najdłużej walczących dowódców antykomunistycznego podziemia niepodległościowego w Polsce. W Archiwum Państwowym w Lublinie  i archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie zachowały się oryginalne pamiętniki tegoż dowódcy, na podstawie których został oparty scenariusz filmu. Wydarzenia, które "Żelazny" opisał w swoich pamiętnikach, przywołują również żyjący jeszcze świadkowie historii przedstawionej w filmie, a mianowicie: żołnierz oddziału "Żelaznego" – mjr/ppłk Stanisław Pakuła, siostra Edwarda Taraszkiewicza – Rozalia Otta oraz syn współpracownika "Żelaznego" – Kazimierz Kaznowski.
Ppor. Edward Taraszkiewicz "Grot", "Żelazny" (1921-1951)

Wszystkich serdecznie zapraszam na film o niezwykłym człowieku i jego heroicznej walce o wolną i niepodległą Polskę.


Więcej
o walce ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego" i jego brata Leona
Taraszkiewicza "Jastrzębia" czytaj w kategorii Im poświęconej:

Czytaj również:

Strona główna>
Prawa autorskie>



Ostatnia walka oddziału "Puszczyka"

65. rocznica śmierci por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" i jego żołnierzy

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

Oficer Wojska Polskiego nie poddaje się wrogom Polski!
ostatnie słowa por. "Puszczyka" do UB-eków,
wzywających go do złożenia broni 5 VII 1953 r.


Por. Wacław Grabowski "Puszczyk" (1916-1953)

65 lat temu, 5 lipca 1953 roku, w walce z 1300-osobową obławą UB-KBW we wsi Niedziałki
zginał dowódca ostatniego patrolu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego
działającego na Mazowszu północnym, por. Wacław Grabowski "Puszczyk".
Wraz z nim, podczas próby przebicia się przez pierścień okrążenia,
poległo sześciu jego żołnierzy.


Żołnierze NZW z patrolu por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" polegli w walce stoczonej 5 lipca 1953 r. z 1300-osobową grupą operacyjną UB-KBW we wsi Niedziałki na Mazowszu.
Od lewej leżą: Henryk Barwiński "August", Kazimierz Żmijewski "Jan",
Lucjan Krępski "Jastrząb", Feliks Gutkowski "Gutek", Piotr Suwiński
"Stanisław", por. Wacław Grabowski "Puszczyk", Antoni Tomczak "Malutki".
Zdjęcie wykonane przez UB.


Zdjęcie przedwojenne. Pierwszy z prawej (zaznaczony) stoi gimnazjalista Wacław Grabowski, późniejszy por. "Puszczyk".

Wacław Grabowski urodził się 10 grudnia 1916 r. w rodzinie zarządcy majątku Krępa (pow. Mława).
W okresie nauki w szkole średniej działał w harcerstwie. Uczestniczył w
wojnie obronnej 1939 r. W okresie okupacji niemieckiej był żołnierzem
ZWZ-AK w Obwodzie Mława. Służbę w oddziałach partyzanckich rozpoczął już
w 1943 r. Służył w Kedywie (Kierownictwo Dywersji) Armii Krajowej i oddziale partyzanckim ppor. Stefana Rudzińskiego "Wiktora".
Po wejściu Armii Czerwonej działał w strukturze Ruchu Oporu Armii
Krajowej (ROAK) w ramach batalionu "Znicz" dowodzonego przez kpt. Pawła
Nowakowskiego "Łysego" (uczestniczył m.in. w udanej akcji z 2/3 czerwca 1945 r. na PUBP w Mławie, w wyniku której uwolniono 32 więźniów oraz zastrzelono 4 UB-eków).

Ppor. Stefan Rudziński "Wiktor"

Po rozwiązaniu oddziału w 1945 r. (tzw. "akcja rozładowywania lasów"Jana Mazurkiewicza "Radosława") "Puszczyk" zdołał przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Przez pewien czas służył w Polskich Kompaniach Wartowniczych.
Stwierdził jednak, iż jego "miejsce jest w Polsce" i powrócił do kraju.
Ponownie podjął działalność konspiracyjną, organizując nieduży oddział
partyzancki operujący w powiatach Mława, Przasnysz, Działdowo i Ciechanów.

Wacław Grabowski "Puszczyk" dowodził samodzielnym oddziałem wchodzącym prawdopodobnie w skład 16 Okręgu NZW. Po jego likwidacji nawiązał kontakt z Mieczysławem Dziemieszkiewiczem "Rojem".
Dwaj podkomendni por. "Puszczyka" – Piotr Grzybowski "Jastrząb" i
Lucjan Krępski "Rekin" – zostali skierowani w kwietniu 1951 r. jako
wzmocnienie grupy st. sierż. "Roja", jednak po jego śmierci w obławie
dnia 13/14 kwietnia 1951 r. "Jastrząb" i "Rekin" powrócili do
macierzystego oddziału.

Grupa "Puszczyka", działająca w latach 1947–1953, nastawiona była na dotrwanie
do zmiany sytuacji politycznej w Polsce i ograniczała swą aktywność do
niezbędnej samoobrony i akcji aprowizacyjnych. Głośnym  wyczynem
"Puszczyka" było m.in. przebicie się przez zasadzkę bezpieki w
październiku 1952 r. w okolicach Konopek (od jego kul padło dwóch
oficerów MBP i żołnierz KBW). Od jesieni 1951 r. oddział nie prowadził
już żadnych działań dywersyjnych, będąc typową "grupą przetrwania".

Wycinek mapy okolicy, w której ukrywał się "Puszczyk" i jego żołnierze w 1953 r.

Do
jesieni 1952 r. ukrywał się w przygotowanym uprzednio bunkrze w
powiecie działdowskim, a po jego zlokalizowaniu przez resort
bezpieczeństwa przeszedł w okolice Mławy, gdzie do lata 1953 r.
"melinował" w kolonijnych gospodarstwach miejscowości Niedziałki, u
rodzin: Marianny Jeziorskiej, Stanisława Adamczyka i Zygmunta
Klimaszewskiego. Ostatnią bazą "Puszczyka" stała się właśnie wioska
Niedziałki (gm. Turza
Mała), gdzie jego grupa przez wiele miesięcy ukrywała się w
gospodarstwie rodziny Jeziorskich.

W ramach poszukiwań por.
"Puszczyka" i jego żołnierzy w 1953 r. rozpracowanie prowadzone przez
bezpiekę objęło 67 osób, głównie zamieszkałych w pow. Mława (ale także w
pow. Przasnysz i Ciechanów). Przełom nastąpił zupełnie nieoczekiwanie.
Donos o miejscu pobytu partyzantów w gospodarstwie Jeziorskich złożył
jeden z mieszkańców wsi Niedziałki  Wacław  Głuszek,  będący 
współpracownikiem  resortu  bezpieczeństwa  (oznaczonym pseudonimem 
"N-20").  Rankiem  5  lipca  1953  r.  agent  odwiedził  kwaterę 
partyzancką, pod pozorem przyniesienia „leśnym” kilograma słoniny. W
rzeczywistości chodziło o potwierdzenie, czy „Puszczyk” i jego żołnierze
nie zmienili miejsca pobytu.

W tym czasie Niedziałki były już
okrążone przez 1300 żołnierzy KBW wspomaganych przez funkcjonariuszy UB i
MO. Oddziały uczestniczące w operacji zajęły stanowiska po cichu,
jeszcze w nocy z 4 na 5 lipca samochody, którymi je przywieziono,
zatrzymały się kilka kilometrów od wsi, tak by nie było słychać szumu
silników. Akcję ubezpieczały dwa pojazdy pancerne określane jako
„tankietki” oraz działko 45 mm. Gdy agent potwierdził mocodawcom z UB,
że „Puszczyk” nadal jest w swej kwaterze, można było rozpocząć operację.
Rola denuncjatora została jednoznacznie wyjaśniona w dokumentacji
wytworzonej przez bezpiekę. W październiku 1953 r. naczelnik Wydziału
III WUBP w Warszawie kpt. Eugeniusz Głowacki tak scharakteryzował
przebieg całego zdarzenia:

W dniu 4 VII 1953 r. do PUBP Mława zgłosił się ob. Głuszek Wacław,
zamieszkały Niedziałki, gm. Turza Mała, pow. Mława, działkowicz,
posiada działkę z dzierżawy w ilości 5 ha, bezpartyjny, żonaty.
Wymieniony ob. zameldował, iż w m. Niedziałki w dwóch gospodarstwach
przebywa banda
[sic!– oddział] w sile siedmiu, uzbrojona w broń
krótką i automatyczną. Na podstawie złożonego zameldowania przez ob.
Głuszka – przy udziale wojska KBW w dniu 5 VII
[19]53 r. przeprowadzona została operacja p[rzeciw]ko bandzie, na czele której stał Grabowski Wacław ps. „Puszczyk”. W wyniku przeprowadzonej operacji cała banda […] została
zlikwidowana, przy bandytach zdobyto 14 jednostek broni krótkiej i
automatycznej oraz granaty i amunicję. Wymieniona banda
[sic! – oddział]
rekrutowała się z byłych członków AK i zlikwidowanych band. Prowadziła
ona działalność terrorystyczno-dywersyjną na terenie powiatów Mława,
Działdowo i Ciechanów, dokonując  w  latach  1945-1953  szeregu 
poważnych  mordów  i  napadów  rabunkowych, oraz w ostatnich latach
[19]49-[19]53 uprawiali wrogą propagandę p[rzeciw]ko Polsce Ludowej i jej sojusznikom, a szczególnie p[rzeciwko] Związkowi Radzieckiemu, werbując jednocześnie nowych członków band.


Charakterystyka
oddziału por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka", "Chudego" wytworzona
przez funkcjonariuszy PUBP w Mławie 19 X 1953 r.
[kliknij w dokument, aby powiększyć].

Jednostki
uczestniczące w operacji zostały ustawione w kilku liniach, tak by
partyzanci nawet w przypadku przedarcia się przez pierwszą tyralierę
obławy, nie zdołali się wymknąć „z kotła”. Wartę pełnił wówczas Henryk
Barwiński „August” i to on pierwszy zaalarmował oddział. „Puszczyk”
zarządził zajęcie stanowisk i przygotowanie się do walki na wypadek,
gdyby obława ogarnęła także partyzancką kwaterę. Nie znał rozmiarów
operacji i nie wiedział jeszcze, że jest dokładnie zlokalizowany.
Wojciech Jeziorski zapamiętał, iż z treści wydawanych przez
partyzanckiego dowódcę rozkazów wynika, że zamierzał on ostrzelać grupę
podchodzącą do gospodarstwa i błyskawicznie oderwać się od przeciwnika.
Jeziorski wspominał:

Dochodziła godzina 16.00, kiedy
jak za pociągnięciem różdżki czarodziejskiej, zboża zafalowały na całym
przedpolu, ale zamiast kłosów żyta ukazały się obserwującemu żołnierskie
hełmy. Była ich masa wokół zabudowań i ta masa hełmów szła ze
wszystkich stron w stronę naszej kwatery, a więc byliśmy  otoczeni. 
Wtedy  "Puszczyk"  zrozumiał,  że  ich  godzina  wybiła. 
[…] 
Mają  dwa wyjścia, poddać się lub śmierć. Ponieważ już dawno zespołowo
wybrali drugą alternatywę, wobec tego – W Imię Ojca i Syna i Ducha –
niech się dzieje wola Pana. Tyraliery zbliżały się, a z gardeł
atakujących dobiegło wezwanie – poddajcie się, jesteście otoczeni! Na to
diktum "Puszczyk" krzyknął w stronę swoich kolegów – chłopcy,
podpuszczać blisko! Ognia! Strzelać celnie, nie marnować naboi; – sam
skokami dotarł pod najbliższe wielkie drzewa, lipę i jesion, i stamtąd
rozpoczął krótkimi seriami z empi ostrzeliwać idących od strony
wschodniej żołnierzy. W odezwie strona atakująca przykryła ich
zmasowanym ogniem ze wszystkich stron. Dziwne, że się nawzajem, w tej
pierwszej fazie wymiany ognia, nie wystrzelali.

Pomimo
wezwań do złożenia broni, żaden z żołnierzy "Puszczyka" nie podniósł
rąk do góry. Pomimo tak wielkiej dysproporcji sił partyzanci podjęli
obronę, a nawet próbę przebicia, podczas której wszyscy padli w
krzyżowym ogniu broni maszynowej. Zginęli:

  • Antoni Tomczak "Malutki"
  • Henryk Barwiński "August"
  • Kazimierz Żmijewski "Jan"
  • Feliks Gutkowski "Gutek"
  • Piotr Grzybowski "Jastrząb"
  • Lucjan Krępski "Rekin"

Ostatni
poległ por. Wacław Grabowski "Puszczyk", który mimo dwukrotnego
zranienia zdołał przedrzeć się kilkaset metrów, aż do drogi
Kęczewo-Sarnowo. Ranny, ostrzeliwał się do końca. Wezwany przez
funkcjonariuszy UB do poddania się, miał odkrzyknąć komunistom:

Oficer Wojska Polskiego nie poddaje się wrogom Polski!

Po
wystrzelaniu amunicji do MP rzucił jeszcze  w stronę nacierających dwa
granaty i kilkakrotnie strzelił z pistoletu, po czym ostatni nabój
przeznaczył dla siebie. Walka trwała około godziny – o 17.00 strzały
ucichły. Ciężko rannych, konających „Augusta” i „Janka”, ubowcy zabrali
do szpitala w Mławie, gdzie zmarli na stole operacyjnym.

Por. Wacław Grabowski "Puszczyk"; zdjęcie pośmiertne wykonane przez PUBP w Mławie.

Denuncjatorowi 
wypłacono  „stosowne  wynagrodzenie”.  Naczelnik  Wydziału  III WUBP w
Warszawie podał w swym raporcie kwotę, która wydaje się zaskakująco
niska jak  za  doprowadzenie  do  śmierci  siedmiu  nieuchwytnych 
przez  lata  partyzantów.  Pisał mianowicie:

Ob. Głuszek Wacław za bezpośredni udział w likwidacji wyżej opisanej bandy otrzymał wynagrodzenie pieniężne w sumie 5000 zł.

4 sierpnia 1953 r. agent w  krótkim  oświadczeniu  pokwitował  otrzymaną  od  bezpieki  kwotę:

Otrzymałem od Woj[ewódzkiego] Urzędu Bezp[ieczeństwa] Publ[icznego] w Warszawie 5000 zł (pięć tysięcy złotych) za pomoc w likwidacji bandy [sic! – oddziału] "Puszczyka".

N-20


Pokwitowany
przez Wacława Głuszka (informatora o kryptonimie "N-20") odbiór kwoty
5000 zł za wydanie na śmierć por. "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Ciała
zastrzelonych partyzantów zostały zabrane przez bezpiekę. W siedzibie
PUBP w Mławie zostały dokładnie obfotografowane – zbiorowo i
indywidualnie. Gdzie komuniści zakopali „Puszczyka” i jego żołnierzy –
nie wiadomo. Do dziś nie mają własnego grobu.

Broń por. "Puszczyka" i jego partyzantów zdobyta przez UB po likwidacji oddziału.

Na
mieszkańców wioski Niedziałki spadły surowe represje. Od razu, w dniu
likwidacji  „Puszczyka”,  bezpieka  aresztowała  Marię  Jeziorską  oraz 
gospodarzy  Stanisława Adamczyka (akowca z okresu okupacji niemieckiej)
i Zygmunta Klimaszewskiego, oskarżonych o udzielanie pomocy
partyzantom. Naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie raportował:
„Wszyscy ww. osoby aktywnie współpracowali z bandą, a szczególnie
Adamczyk, u którego banda wysłuchiwała audycji nadawanych przez «Głos
Ameryki». Wkrótce potem bezpieka aresztowała Wojciecha Jeziorskiego.
Oboje Jeziorskich skazano na 8 lat pozbawienia wolności, przy czym
Marianna Jeziorska zmarła 18 sierpnia 1955 r. w więzieniu MBP przy ul.
Rakowieckiej w Warszawie. Także Stanisława Adamczyka i Zygmunta
Klimaszewskiego skazano na kary 8 lat więzienia. Gospodarstwa Adamczyków
i Jeziorskich zostały „skonfiskowane przez państwo”. Gdy wyszli z
więzienia – nie mieli dokąd wrócić. Budynki zostały rozebrane. Dziś
tylko kępy drzew wskazują, gdzie stały obejścia będące schronieniem dla
ostatnich leśnych północnego Mazowsza.
Po  latach  w  miejscu 
ostatniej  walki  oddziału por. "Puszczyka"  jego  towarzysze  broni z
NZW i ROAK wznieśli pomnik – głaz pamiątkowy, uroczyście poświęcony i
odsłonięty w dniu 8 września 2001 r.

Obelisk
w miejscu śmierci por. "Puszczyka" i jego żołnierzy, odsłonięty i
poświęcony 8 września 2001 roku. Ufundowali go kombatanci, rodziny
poległych oraz mieszkańcy gmin Lipowiec Kościelny i Kuczbork.


Obelisk w miejscu śmierci por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Cmentarz w Lipowcu Kościelnym. Metalowy krzyż i tablica pamiątkowa na symbolicznej mogile por. "Puszczyka" i jego żołnierzy.

Tablica na krzyżu na cmentarzu w Lipowcu Kościelnym:
"Pamięci byłych żołnierzy AK-NZW poległych w dniu 5 lipca 1953 r. w
miejscowości Niedziałki w obronie honoru narodu i godności własnej oraz
wolności nie tylko własnej".

Ostatnimi partyzantami
antykomunistycznego podziemia na północnym Mazowszu, którzy zginęli w
walce z komunistami byli Kazimierz Dyksiński "Kruczek" oraz Leon Malicki
"Zygmunt". Po wkroczeniu Sowietów byli żołnierzami ROAK (Ruch Oporu
Armii Krajowej), a następnie 11. Grupy Operacyjnej NSZ. "Kruczek" został
aresztowany 3 stycznia 1947 r. i skazany na karę śmierci. W nocy po
ogłoszeniu
wyroku uciekł z więzienia i dołączył do oddziału por. Franciszka Majewskiego "Słonego".
W październiku 1947 r. wraz z oddziałem wszedł w skład XXIII Okręgu
Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Po rozbiciu struktur NZW ukrywał
się wraz z Leonem Malickim "Zygmuntem". Partyzanci zostali wydani przez
agenta UB "Kaszuba" – człowieka, u którego się ukrywali. 10 czerwca 1954
r., osaczeni przez obławę UB we wsi Będzymin w pow. Sierpc, podjęli swoją ostatnią walkę.
Tak
opisał to wydarzenie w raporcie skierowanym do naczelnika Wydziału I
Departamentu III MBP naczelnik Wydziału III WUBP w Warszawie:

[…] O
godz. 17.30 zabudowania agenta "Kaszuby" oraz przyległe budynki
należące do sąsiadów agenta zostały okrążone. Do środka weszła grupa
szturmowa, która została ostrzelana przez bandytów i obrzucona granatami
[…] Bandyci zostali wyparci z budynków na odkryte pole, nie
orientując się, że są okrążeni przez obstawę, zostali przykryci ogniem i
w tym momencie Malicki Leon ps. "Zygmunt", będąc rannym strzelił sobie w
głowę z własnego pistoletu, natomiast bandyta Dyksiński Kazimierz ps.
"Kruczek" podłożył pod siebie granat, który eksplodował pozbawiając go
życia.
[…].

Do dziś miejsca pochówków ostatnich partyzantów Mazowsza, jak i wielu innych, pozostają nieznane.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" czytaj:

Strona główna>
Prawa autorskie>

Rocznica trzech śmierci…

Rocznica trzech śmierci… "Młot", "Mścisław", "Żelazny"
…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert



W
ostatnich dniach czerwca przypadają trzy niezwykle tragiczne rocznice w
historii zmagań 5. i 6. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej z
komunistycznym zniewoleniem.

69 lat temu, 27 czerwca 1949 r., na kolonii wsi Czaje Wólka [gmina Ciechanowiec] zginął dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK kpt. Władysław Łukasiuk ps. "Młot".

Kpt. Władysław Łukasiuk "Młot"

Zginął on zupełnie nieoczekiwanie, w przeddzień połączenia się z kpt. Kazimierzem Kamieńskim "Huzarem"
w celu ponownego wyjścia w pole. Kapitan "Młot", nieuchwytny dla
komunistów bohater Podlasia, za którego głowę bezpieka wyznaczyła 100
tys. złotych nagrody i przeciwko któremu "nastawiono" setki agentów i
informatorów, zginął nie w walce, lecz z ręki jednego ze swych
podkomendnych – Czesława Dybowskiego "Rejtana". Do dziś jest problem z
oceną opisanego powyżej zdarzenia. Na obecnym etapie badań trzeba jednak
poprzestać na przyjęciu tezy, że do tragedii zakończonej śmiercią
"Młota" doszło w wyniku nieporozumienia, które można sobie wytłumaczyć
jedynie skrajnym wyczerpaniem psychicznym "ostatnich leśnych". Zachował
się protokół z obdukcji zwłok dokonanej w PUBP w Bielsku Podlaskim.
Wynika z niego, że Władysław Łukasiuk został zabity dwoma strzałami z
broni krótkiej. Jeden postrzał otrzymał w klatkę piersiową, drugi – w
głowę. Pierwszy strzał spowodował wylew wewnętrzny, drugi – uszkodzenie
mózgu. Śmierć musiała nastąpić bardzo szybko. Zwłoki kpt. "Młota" zostały wykopane 13 sierpnia 1949 r. przez funkcjonariuszy UBP, jednak nie wiadomo co funkcjonariusze UB zrobili z ciałem "Młota". Miejsce ostatniego spoczynku najsłynniejszego partyzanta Podlasia do dziś pozostaje nieznane.
11 listopada 2007 Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Władysława Łukasiuka Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

Trzy
lata wcześniej, 28 czerwca 1946 r., w dwóch różnych miejscach i
okolicznościach, jednak z rąk tych samych komunistycznych zbrodniarzy, śmierć poniosło
dwóch oficerów 5. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej:

  • Por. Marian Pluciński ps. "Mścisław",
    uczestnik wojny obronnej 1939, następnie w konspiracji ZWZ-AK. Od
    kwietnia 1944 d-ca plutonu w 5. Brygadzie Wileńskiej. Po rozwiązaniu
    brygady przedostał się wraz ze swoim oddziałem na teren Puszczy
    Augustowskiej, a następnie powrócił na Wileńszczyznę. Do listopada 1944
    dowodził oddziałem złożonym z rozbitków brygad wileńskich, operujących
    na północ od Wilna. Wiosną 1945 przedostał się na teren Białostocczyzny i
    nawiązał kontakt z mjr. "Łupaszką". Objął dowództwo 4. szwadronu w odtwarzanej 5. Brygadzie Wileńskiej.
    Po rozwiązaniu oddziału, w październiku 1945  r. zaprzestał
    działalności konspiracyjnej. Aresztowany przez białostocki UB na skutek
    donosu, został skazany na śmierć i zamordowany 28 VI 1946 roku. Nawet UB
    wystawiło mu mimowolnie dobrą opinię: energiczny, odważny, bandycki upór. Miejsce pochówku „Mścisława” do dzisiaj pozostaje nieznane. 11 listopada 2007 r. Prezydent RP Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Mariana Plucińskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
  • Ppor. Zdzisław Badocha ps. "Żelazny", ur. 22 marca 1923 r. w Dąbrowie Górniczej, harcerz, żołnierz 5. Wileńskiej Brygady AK, podporucznik czasu wojny, dowódca 2. szwadronu w tej brygadzie. Uważany za najlepszego dowódcę polowego mjr. "Łupaszki". Major wystąpił z wnioskiem o odznaczenie "Żelaznego" Krzyżem Virtuti Militari, pisząc: "bardzo odważny, dzielny, pełen inicjatywy, wykazał wielką odwagę osobistą".
    Dowodził m.in. głośną akcją 19 maja 1946 r., o której informowało BBC.
    Szwadron "Żelaznego" rozbroił tego dnia 7 posterunków milicji w
    powiatach Kościerzyna i Starogard, zlikwidował dwie placówki UB,
    rozstrzelał 5 funkcjonariuszy UB, w tym sowieckiego doradcę, oficera
    NKWD. "Żelazny" zginął 28 VI 1946 r., podczas próby przebicia się przez
    obławę UB w majątku Czernin koło Sztumu, gdzie leczył się z ran
    postrzałowych. Miejsce jego pochówku pozostaje nieznane. 5 grudnia 2004
    r. upamiętniono ppor. Zdzisława Badochę „Żelaznego”, odsłaniając w
    Czerninie pod Sztumem tablicę pamiątkową na ścianie kościoła
    parafialnego. 11 kwietnia 2006 r. poświęcono w Czerninie skromny pomnik Pamięci żołnierzy szwadronu "Żelaznego".


Rok
1945. Stoją od lewej: ppor.cz.w. Henryk Wieliczko "Lufa", zamordowany
14 marca 1949 na zamku lubelskim, por. Marian Pluciński "Mścisław",
zamordowany 28 czerwca 1946 w białostockim więzieniu, mjr Zygmunt
Szendzielarz "Łupaszka", zamordowany 8 lutego 1951 na Mokotowie, wachm.
Jerzy Lejkowski "Szpagat", ppor. Zdzisław Badocha "Żelazny", poległ w
walce z UB 26 czerwca 1946 w Czerninie koło Sztumu
.

Kadra
5. Brygady Wileńskiej AK. Od lewej: mjr Zygmunt Szendzielarz
„Łupaszka”, por. Jerzy Jezierski „Stefan”, ppor. Władysław Łukasiuk
„Młot”, por. Zygmunt Błażejewicz „Zygmunt”, ppor. Lucjan Minkiewicz
„Wiktor”, ppor. Jan Zaleski „Zaja”.

GLORIA VICTIS !

Strona główna>
Prawa autorskie>

WARTO PRZECZYTAĆ… (118)

Mirosław Surdej
Okręg Rzeszowski Narodowej Organizacji Wojskowej – Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w latach 1944–1947
IPN Rzeszów–Warszawa 2018, 584 s., oprawa twarda, wkładka zdjęciowa.

Książka opublikowana w ramach rzeszowskiej serii oddziałowej IPN. Jej celem jest odtworzenie historii Rzeszowskiego Okręgu Narodowej Organizacji Wojskowej – Narodowego Zjednoczenia Wojskowego w latach 1944–1947. Wiosną 1946 r. obejmował on swą działalnością północną część ówczesnego województwa rzeszowskiego oraz fragmenty województw lubelskiego i kieleckiego.

Publikacja przedstawia przeobrażenia strukturalne Okręgu, charakterystykę jego kadr dowódczych, a także formy i metody działania. W obliczu sowieckiej okupacji Polski i perspektywy komunistycznego zniewolenia żołnierze Okręgu Rzeszowskiego NOW/NZW prowadzili bezkompromisową walkę z komunistycznym aparatem represji. Chronili ludność polską przed zagrożeniem ze strony ukraińskich formacji nacjonalistycznych oraz pospolitych bandytów. Zmiany sytuacji politycznej w kraju i na arenie międzynarodowej zmusiły kierownictwo Okręgu Rzeszowskiego NOW/NZW do zawieszenia działalności w kwietniu 1947 r. Część jego żołnierzy kontynuowała jednak walkę. Ostatni z nich ukrywał się do początku lat sześćdziesiątych.

Publikacja w ramach centralnego projektu badawczego IPN: "Podziemie niepodległościowe w Polsce 1944–1956"
Książka do nabycia m.in.:


Inne książki tego autora:


Upamiętnienie żołnierzy NZW z oddziału st. sierż. "Roja"

Upamiętnienie poległych żołnierzy NZW z patrolu plut. Władysława Grudzińskiego "Pilota", Popowo Borowe, 17 czerwca 2018

W imieniu organizatora – Burmistrza Nasielska – serdecznie zapraszam na uroczystość 68. rocznicy śmierci żołnierzy Narodowego Zjednoczenia Wojskowego z oddziału st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja", poległych w dniu 23 czerwca 1950 roku w Popowie Borowym w nierównym boju
z obławą zorganizowaną przez komunistyczny aparat bezpieczeństwa. Walcząc do końca zginęli:

  • plut. Władysław Grudziński "Pilot" (dowódca patrolu)
  • st. strz. Kazimierz Chrzanowski "Wilk"
  • st. strz. Czesław Wilski "Brzoza", "Zryw"
  • st. strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda"

Uroczystości odbędą się w dniu 17 czerwca 2018 r. (niedziela).



St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"  na czele oddziału, 1948 r.

22
czerwca 1950 roku PUBP w Pułtusku otrzymał doniesienie agenturalne, że
we wsi Popowo Borowe (pow. pułtuski) przebywa czteroosobowy patrol z
oddziału st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja", dowodzony
przez plut. Wacława Grudzińskiego "Pilota". Zorganizowano obławę, w
której wzięło udział około 2 tysięcy żołnierzy KBW i funkcjonariuszy UB.
W akcji przeciwko  czterem partyzantom użyto samochodów pancernych i
samolotów, które koordynowały ruch pododdziałów (m.in. 3. batalion 10.
pułku KBW dowodzony przez kpt. K. Kanię).

Okrążono wieś
przypuszczając, że oddział ukrywa się w zabudowaniach Kazimierza
Chrzanowskiego "Wilka". W chwili pojawienia się wojska "Pilot" sądził,
że jest to niewielki pododdział, tak więc postanowił dobrać trzech
miejscowych, zaufanych ludzi i uzbroić ich, aby tak wzmocnionym patrolem
przebić się do lasu. Gdy wszedł na drzewo z lornetką zorientował się,
że wojska jest znacznie więcej niż początkowo sądził.
W tej sytuacji "Pilot" odesłał uzbrojonych cywilów
do domu, aby niepotrzebnie ich nie narażać, swoim żołnierzom dał
rozkaz, by kierowali się do lasu, a sam pozostał na pozycji i osłaniał
ich z broni maszynowej. Niedługo później, przebiegając przez drogę,
został ranny w nogi lecz czołgając się zdołał dotrzeć do swoich kolegów.
Z samolotu podawano wojsku przez radiostację dokładne miejsca pobytu
partyzantów, na których nacierano samochodem pancernym.

Walka
trwała prawdopodobnie do wyczerpania się partyzantom amunicji; wcześniej
spalili oni swoje dokumenty. Około południa, 23 czerwca 1950 roku KBW i
UB całkowicie zlikwidował patrol plut. Władysława Grudzińskiego
"Pilota", w składzie: st. strz. Czesław Wilski "Brzoza", "Zryw", st.
strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda", st. strz. Kazimierz Chrzanowski
"Wilk". Naoczni świadkowie przypuszczają, że partyzanci zastrzelili się
sami, ponieważ wszyscy mieli rany postrzałowe w skroniach. Mieczysław
Dziemieszkiewicz "Rój" chciał pomścić straconych kolegów, lecz było to
niemożliwe, ponieważ budynki zdrajcy były strzeżone kilka miesięcy przez
KBW, prawdopodobnie aż do śmierci "Roja" w maju 1951 roku.


Partyzanci
z oddziału st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja" (patrol
"Pilota") zamordowani przez komunistów 23 VI 1950 r.: plut. Władysław
Grudziński "Pilot" (leży drugi od lewej), st. strz. Kazimierz
Chrzanowski "Wilk",
st. strz. Czesław Wilski "Brzoza", "Zryw", st. strz. Hieronim Żbikowski
"Gwiazda".


Plut. Władysław Grudziński "Pilot", zdjęcie pośmiertne wykonane przez UB.

St. strz. Hieronim Żbikowski "Gwiazda", zdjęcie wykonane przez UB.

Tablica
pamiątkowa w miejscu śmierci plut. Władysława Grudzińskiego "Pilota" i
trzech żołnierzy z jego patrolu w Popowie Borowym dn. 23 czerwca 1950 r.

Więcej na temat st. sierż. "Roja" czytaj:

Prawa autorskie>

70. rocznica śmierci kpt. „Uskoka”

70. rocznica śmierci kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert

70 lat temu, 21 maja 1949 r., osaczony przez grupę operacyjną UB-KBW, w bunkrze ukrytym na terenie gospodarstwa Lisowskich w Dąbrówce (obecnie Nowogród, województwo lubelskie) zginął kpt. Zdzisław Broński „Uskok” – legendarny dowódca oddziałów partyzanckich na Lubelszczyźnie. Należałdo najaktywniejszych i najbardziej bezkompromisowych dowódców antykomunistycznego podziemia.

W latach 1944–1949 jego oddziały przeprowadziły wiele głośnych akcji przeciwko siłom reżimowym, plasując go bez wątpienia na czele najgroźniejszych przeciwników „nowej władzy” na całej Lubelszczyźnie. O tym, jak wielkie znaczenie przywiązywali komuniści do jego ujęcia lub likwidacji, niech świadczy fakt, że w operacji osaczenia kpt. Brońskiego brał udział sam dyrektor Departamentu III MBP płk Jan Tataj, który prowadził z nim kilkudziesięciominutowe pertraktacje poprzez właz bunkra. Jakież musiało być zdziwienie pułkownika MBP, gdy w pewnym momencie usłyszał od osaczonego i znajdującego się w obliczu śmierci Polskiego Oficera, by mu już nie przeszkadzał, ponieważ… pisze listy. Niedługo później kpt. „Uskok” „umknął” im po raz kolejny, rozrywając się granatem.

Nowogród (dawniej Dąbrówka). Pomnik ku czci kpt. „Uskoka”, stojący dokładnie w
miejscu, gdzie w stodole Lisowskich znajdował się bunkier, w którym
zginął Zdzisław Broński. Obława UB-KBW posuwała się od strony Wieprza,
łąkami widocznymi za pomnikiem.

Nowogród. Tablica na pomniku w miejscu śmierci kpt. „Uskoka”.

Pomnik ku czci kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” w Nowogrodzie, odnowiony w 2012 r. staraniem członków Narodowej Łęcznej i kibiców Górnika Łęczna.



Kpt. Zdzisław Broński „Uskok” na kwaterze, prawdopodobnie 1948 r.

Zdzisław Broński urodził się 24 grudnia 1912 r. w Radzicu Starym (gm. Ludwin, pow. lubartowski) w rodzinie chłopskiej. Po ukończeniu szkoły powszechnej uczęszczał do gimnazjum w Lublinie. W 1934 r. powołany został do służby wojskowej w 50 pp. we Włodzimierzu Wołyńskim, gdzie ukończył szkołę podoficerską. Do rezerwy został przeniesiony w stopniu plutonowego.

Zmobilizowany w sierpniu 1939 r., kampanię wrześniową odbył jako d-ca plutonu ckm w 50 pp, gdzie w połowie września dostał się do niewoli niemieckiej, z której zbiegł jesienią 1940 r. Powrócił w rodzinne strony, gdzie nawiązał kontakt z Polską Organizacją Zbrojną, a po jej scaleniu z Armią Krajową (jesień 1942 r.) został dowódcą placówki AK w Radzicu Starym. Placówka wchodziła w skład I Rejonu w Obwodzie AK Lubartów Inspektoratu AK Lublin. Pod koniec 1943 r. na terenie tej placówki powstał oddział partyzancki Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, który został zatwierdzony rozkazem lubelskiego inspektora AK w połowie maja 1944 r. W lipcu 1944 r. „Uskok” wraz ze swym oddziałem został przydzielony do 27. Wołyńskiej DP AK i przebił się z nimi w rejon Czemiernik, a następnie podjął samodzielne działania.

Stoczył kilka walk z Niemcami, m.in. w rejonie Ludwina (obecnie pow. łęczyński) stoczył potyczkę z pododdziałem Wehrmachtu, w której stracił jednego zabitego i dwu rannych, biorąc do niewoli 7 Niemców.

Grupa żołnierzy z oddziału „Uskoka” podczas koncentracji w lasach kozłowieckich (Stary Tartak) w lipcu 1944 r. Na pierwszym planie stoją: czwarty od lewej – ppor. cz.w. Zdzisław Broński ps. „Uskok”, piąty – sierż. Kocyła ps. „Jastrząb”, szósty – Zygmunt Libera ps. „Babinicz”; siedzą: pierwszy z prawej – Jan Mendel ps. „Czarny”.

Po okupacji niemieckiej „Uskok” pozostał w podziemiu. Od sierpnia 1944 r. pełnił funkcję zastępcy, a następnie komendanta I rejonu obwodu AK Lubartów. W styczniu 1945 r. zorganizował oddział partyzancki liczący ok. 20 osób i przeprowadził z nim szereg akcji przeciwko funkcjonariuszom MO i UB oraz urzędom. Rozkazem Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj z dnia 1 czerwca 1945 r. awansowany został „Uskok” do stopnia porucznika czasu wojny. Wraz ze swoimi podkomendnymi nie skorzystał z zarządzonej przez dowództwo DSZ akcji „rozładowania lasów”. W maju 1945 r. został mianowany komendantem OPL II w Obwodzie WiN Lubartów i tym samym wszystkie oddziały partyzanckie i drużyny dywersyjne działające w obw. lubartowskim WiN zostały podporządkowane jego dowództwu a on sam podlegał bezpośrednio komendantowi OPL w Inspektoracie, mjr cc Hieronimowi Dekutowskiemu „Zaporze”. O dalszym pozostaniu „Uskoka” i jego żołnierzy w podziemiu, obok czynników natury ideowej, zaważyła też niewiara w możliwość powrotu do normalnego życia wobec represji „ludowej władzy” w stosunku do ludzi podziemia. Od połowy 1945 r. oddziały „Uskoka” prowadzą ciągłe działania przeciw przedstawicielom komunistycznej władzy.

Od lewej: mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” i kpt. Zdzisław Broński „Uskok”.

Jak większość dowódców z AK-owskim rodowodem, „Uskok” stosował taktykę Kedywu:
operował małymi „patrolami”, dla wykonania akcji wymagającej większych sił ogłaszał koncentrację kilku oddziałów, potem partyzanci rozpraszali się w terenie. On sam miał kilka kryjówek, m.in. bunkier w Dąbrówce koło Łęcznej (obecnie Nowogród), w stodole gospodarstwa Lisowskich. Bunkier ukryty był pod ziemią, wejście wydrążone było w ścianie, wewnątrz bunkra znajdowały się dwa radioaparaty i duże ilości broni. Prócz zaufanych sztabowców „Uskoka” jakiś czas spędził tu Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, ranny podczas jednej z akcji w lewą rękę. Wtedy to spisał fragmenty kroniki swego oddziału, dzięki czemu możemy poznać nieco bliżej codzienność ostatniego z polskich powstań. Również „Uskok”, siedząc w bunkrze, dużo czytał i pisał. Pamiętniki „Uskoka” przejęte przez UB po jego śmierci, zostały odnalezione przez IPN i w 2004 r. wydane pod red. S. Poleszaka.

Kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, ppor. Stanisław Kuchciewicz „Wiktor”.

Kapitan „Uskok” walczył do wiosny 1949 roku. Nie został pokonany w bitwie, lecz – podobnie jak „Orlik”, „Zagończyk” i wielu innych dowódców – stał się ofiarą zdrady. Zaczęło się od amnestii 1947 r. „Uskok” nie ujawnił się, wietrząc podstęp, powtarzał za „Zaporą”, że komunistyczna amnestia jest dla złodziei.
Niestety – wielu partyzantów dało się oszukać. Skorzystał z „dobrodziejstw” amnestii żołnierz z oddziału „Uskoka” – Franciszek Kasperek „Hardy” – i w ten sposób sam oddał się w łapy lubartowskiego UB.

Franciszek Kasperek ps. „Hardy” – informator UB krypt. „Janek”.

„Hardy” był wielokrotnie zatrzymywany, bito go i obiecywano karierę polityczną, aż w końcu 7 stycznia 1949 r. podjął współpracę z UB pod kryptonimem „Janek”. Otrzymał zadanie odnowienia kontaktów z partyzantką. Udało mu się dotrzeć do swego dowódcy – Zygmunta Libery „Babinicza”, który był zastępcą kpt. Brońskiego i dowódcą jego obstawy. TW „Janek” nawiązał kontakt i podczas jednego ze spotkań „Babinicz” został aresztowany i po wielodniowym bestialskim przesłuchaniu zdradził miejsce pobytu swego dowódcy, w bunkrze pod stodołą u Lisowskich w Dąbrówce k. Łęcznej. Ich wnuczka, Irena Dybkowska-Sobieszczańska (była już łączniczką „Uskoka”) do końca życia zapamiętała ten moment:

„[…] Gdy ubowcy wprowadzili „Babinicza” do domu dziadków Lisowskich, poznałam go z
trudem. I nawet nie jego opuchnięta, zasiniaczona twarz najbardziej mnie zaszokowała. Przeraził mnie wygląd jego bosych stóp. Były to dwie kłody! tak spuchnięte, że chyba nie istniały na świecie buty, w które by weszły te stopy! Domyśliłam się wszystkiego
[…]”.

21 maja 1949 r. zabudowania Lisowskich otoczyła grupa operacyjna MO, UBP i KBW. Próbowano różnych sposobów by ująć „Uskoka” żywego. Do kawy, którą Irena Dybkowska miała zanieść „Uskokowi”, dodano środek nasenny, dziewczynę podprowadzono pod pistoletami do włazu bunkra. Pomimo całej grozy sytuacji dziewczyna zachowała zimną krew. Po uchyleniu deski zapolnicy, które maskowały właz do bunkra, powiedziała: „Przyniosłam panu kawę”. Tym samym ostrzegła „Uskoka” o grożącym niebezpieczeństwie, bowiem zwracano się do niego zwyczajowo „wujku”. Broński szybko zrozumiał grę słów (miał zapytać: „Irenko, jest źle?”) i zamknął wewnętrzną klapę bunkra.

Stodoła Lisowskich w Dąbrówce (Nowogrodzie), w której znajdował się bunkier kpt. „Uskoka”.

Ostatecznie, 21 maja, ok. godz. 5:00 przystąpiono do akcji. Do stodoły weszła grupa szturmowa, by dostać się do zablokowanego otworu bunkra. „Uskok” odpowiedział strzałami, jednocześnie pytając: „Kto jest?”. Na żądanie, by się poddał, Broński zaczął zwlekać z odpowiedzią, następnie otworzył ogień z pistoletu i rzucił granaty. Szturm zakończył się niepowodzeniem. Nadal mając nadzieję na ujęcie „Uskoka” żywcem, pertraktacji z nim podjął się, uczestniczący w obławie dyrektor Departamentu III MBP płk Jan Tataj, jednak nie przyniosły one rezultatu. Około godz. 7:00 członkowie obławy usłyszeli silną detonację w bunkrze. Funkcjonariusze zaczęli natychmiast nawoływać Brońskiego, lecz z wnętrza kryjówki nikt już nie odpowiedział. Wobec braku pewności, czy „Uskok” żyje, postanowiono przez podkopanie z zewnątrz do stodoły wysadzić ścianę trotylem, by dostać się do wnętrza bunkra. O godz. 9 wysadzono ścianę i odnaleziono zmasakrowane ciało. Broński leżał na ziemi bez głowy i prawej ręki, z czego wynikało, że popełnił samobójstwo, detonując granat.

Zaraz po zakończeniu obławy funkcjonariusze UB aresztowali Katarzynę Lisowską, która została skazana na 10 miesięcy więzienia i przepadek mienia. Jej wnuczki zostały aresztowane 28 maja.
Irenę Dybkowską skazano na pięć lat, zaś Helenę na osiem lat więzienia.
Właściciel gospodarstwa – Mieczysław Lisowski „Żagiel”, któremu udało
się uciec, niedługo potem nawiązał kontakt ze Stanisławem Kuchciewiczem „Wiktorem”.
Został aresztowany 27 października 1951 r. i skazany na dożywocie, złagodzone później do 12 lat więzienia, które opuścił 25 lutego 1958 r. Zygmunt Libera „Babinicz” został skazany na 13-krotną karę śmierci, którą wykonano 28 maja 1950 r. w podziemiach budynku administracyjnego na Zamku w Lublinie.

Zasługi informatora „Janka” zostały wysoko ocenione przez jego mocodawców z UB, za co otrzymał 20 tys. zł tytułem „nagrody za pracę”. Później jeszcze kilkakrotnie odbierał drobne sumy za aktywną współpracę z resortem.
6 lipca 1949 r. oficer prowadzący przydzielił mu rewolwer, automat PPS i granat, jednak nie uchroniło to Kasperka przed rozliczeniem ze strony partyzantów. Stanisław Kuchciewicz „Wiktor”, poprzez siatkę swoich współpracowników, zebrał materiał dowodowy obciążający „Hardego” i został on zlikwidowany 1 września 1950 r.

Po zakończonej akcji w Dąbrówce funkcjonariusze UB napisali na jednej z desek zapolnicy: „Bunkier i »Uskoka« szlak [sic] trafił”. Mieli rację – ich kilkuletnie „polowanie” zakończyło się wielkim sukcesem. Likwidacja „Uskoka” oznaczała bowiem koniec zorganizowanego oporu zbrojnego na środkowej Lubelszczyźnie. Podlegający mu żołnierze jeszcze przez kilka lat kontynuowali walkę w grupach „Wiktora” i „Żelaznego”, ale w ich działaniach dawał się wyraźnie odczuć brak centralnego ośrodka decyzyjnego i autorytetu dowódcy tej klasy co „Uskok”. Przez kolejne lata nieliczni już jego partyzanci byli tropieni i likwidowani z całą bezwzględnością. 6 października 1951 r. zginął „Żelazny”, 10 lutego 1953 r. – „Wiktor”. Ostatni żołnierz „Uskoka” – Józef Franczak „Lalek” – poległ w walce dopiero 21 października 1963 r.

Napis sporządzony przez funkcjonariuszy UB na jednej z desek zapolnicy po zakończeniu operacji w Dąbrówce, 21 V 1949 r.

Śmierć kpt. Brońskiego nie oznaczała dla komunistów kresu walki z nim. Jego fizyczna likwidacja była tylko jej częścią. Kolejnym etapem było brukanie jego legendy i pamięci o zasługach dla lokalnej społeczności, dlatego też przez następne 40 lat stanowił cel ataku reżimowych historyków, określających go – jak i jemu podobnych – mianem „zaplutych
karłów reakcji”, „reakcjonistów”, „faszystów”, „degeneratów”, a przede wszystkim „bandytów”.

Pomnik ku czci kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” w Nowogrodzie, odnowiony w 2012 r. staraniem członków Narodowej Łęcznej i kibiców Górnika Łęczna.

Kapitan Zdzisław Broński „Uskok” był kawalerem Orderu Virtuti Militari klasy V i Krzyża Walecznych. 5 marca 2008 r., za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, został pośmiertnie odznaczony przez śp. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat kpt. „Uskoka” czytaj:

Strona główna>

WARTO PRZECZYTAĆ… (117)


Robert Radzik
Wnutriennicy, czyli cena zdrady

Wydawnictwo MILES 2018, oprawa: miękka, liczba stron: 170, format: 145 x 205.

Bezpieka w szeregi walczących oddziałów wprowadzała Piątą Kolumnę. Tajni współpracownicy, którzy z różnych powodów – szantażu, oferty zapewnienia spokojnego życia i odstąpienia od represji, za pieniądze – szli na współpracę z NKWD i Urzędem Bezpieczeństwa po to, by przeniknąć w szeregi walczących Żołnierzy Niezłomnych. Ich działalność agenturalna częstokroć przyczyniała się do rozbicia, a nawet likwidacji całych oddziałów partyzanckich. Czasem podawali lokalizację oddziału, czasem mordowali naszych Bohaterów strzałami w głowę, gdy spali…

Te makabryczne historie pokazujące bestialstwo komunistycznego ustroju postanowił opisać Robert Radzik, znany z badania i odkrywania nieznanych wątków historii Żołnierzy Niezłomnych. W ubiegłym roku przygotował książkę Z otchłani niepamięci. Szkice i opowiadania o NZW, gdzie w sposób niezwykle przystępny i interesujący przedstawił losy żołnierzy „narodówki” na Mazowszu Północnym i Białostocczyźnie. Dziś za pośrednictwem Wydawnictwa Miles przekazuje kolejną publikację – Wnutriennicy, czyli cena zdrady.

Robert Radzik zdecydował się na zbadanie i przedstawienie w formie powieści działalności agenturalnej Piątej Kolumny, przenikającej skutecznie w szeregi podziemia niepodległościowego. Gratuluję Autorowi podjęcia tego tematu. Historia Żołnierzy Niezłomnych to opowieść przede wszystkim o bohaterskich postawach, chwalebnych postaciach, ale też o tych, którzy polskich niepodległościowców prześladowali – o zdrajcach i katach. Nie można jednej narracji oddzielić od drugiej. Tym bardziej cieszę się, że na rynku wydawniczym pojawia się ta publikacja.

Tadeusz Płużański

Książka do nabycia m.in.:

Strona główna>
Prawa autorskie>

OŚWIADCZENIE

OŚWIADCZENIE

Nie jest naszym celem dokonywanie oceny pisarstwa pana Piotra Zychowicza. Nawet mało oczytani odbiorcy mogą bowiem sami odróżnić jego walory od wagi merytorycznej książek naukowych jego adwersarzy. Biorąc jednak pod uwagę poziom jego repliki ["Do Rzeczy" 14/2018], a szczególnie bezpardonowy atak na dr. Kazimierza Krajewskiego, czujemy się w obowiązku zaprotestować przeciwko deprecjonowaniu zasług i poniżaniu naszego kolegi. Nasze stanowisko nie wynika ze źle pojętej lojalności korporacyjnej, ale z obiektywnej oceny jego dorobku, na który składa się kilkanaście książek, w tym kilka wyróżnionych tak uznanymi nagrodami, jak: Klio, prof. Jerzego Łojka, Przeglądu Wschodniego, a także kilkaset artykułów popularnonaukowych.

To prawda, że w swoich badaniach dr Krajewski prezentuje często jednoznaczne stanowisko – broniące polskiej optyki. Ma jednak w warstwie interpretacyjnej do tego takie same prawo jak każdy inny uczestnik dyskursu naukowego i publicznego. Wśród nas są osoby mające inne zdanie niż on. Jednocześnie jednak przedstawiana przez niego warstwa merytoryczna (w wielu przypadkach będąca pierwszymi ustaleniami na dany temat) należy do najbardziej obiektywnych i dopracowanych.

To prawda, że zajmując się historią od blisko 30 lat, dr Kazimierz Krajewski – jak i wielu z nas – „zakochał się” w bohaterach, których losy opisywał następnie na kartach wielu książek poświęconych żołnierzom podziemia niepodległościowego. W przeciwieństwie do redaktora Zychowicza nie widzimy jednak w tym niczego złego. Historia to bowiem nie tylko suche liczby, zestawienia, papiery, ale przede wszystkim ludzie – ich motywacje, postawy, lęki. Bez nawiązania z nimi bliskich relacji nigdy nie udałoby się żadnemu z nas zebrać ich relacji, a tym samym pogłębić wiedzy o opisywanym przez nas zjawisku. Nie ocalilibyśmy od zapomnienia tych świadectw. Prekursorem takich prac – wymagających samozaparcia, samofinansowania, przełamywania barier nieufności i zwyczajnego strachu wśród zaszczutych w PRL-u kombatantów był właśnie dr Krajewski. To jego dziełem jest zebranie ponad 100 relacji uczestników konspiracji antyniemieckiej i antysowieckiej.

To prawda, że w jego pracach naukowych wyraźnie przebija chęć przywrócenia żołnierzom podziemia niepodległościowego należnego im miejsca w najnowszej historii Polski. Nie widzimy jednak w tym nic złego. W przeciwieństwie do redaktora Zychowicza dobrze pamiętamy bowiem czasy, kiedy o ww. ludziach nie mówiono wcale, a jeśli już – to tylko źle. Z tą przyczepioną przez komunistyczną propagandę infamią wielu z nich odchodziło jeszcze w latach 90-tych na wieczną wartę. Ten rodzaj zadośćuczynienia – nie mający nic wspólnego z brakiem obiektywizmu – po prostu im się należał i należy.

To prawda, że dr Krajewski od wielu lat jest członkiem ŚZŻAK. Czy przynosi mu to jednak ujmę? Czy jest dowodem na jego brak obiektywizmu? Redaktor Zychowicz nie ma pojęciach o pracach, jakie w tym czasie wykonał on na rzecz środowiska kombatanckiego – od przygotowania zjazdów, bieżącej pomocy socjalnej, uzyskiwaniu uprawnień kombatanckich dla b. żołnierzy AK na Białorusi, po finansowanie upamiętnień – w części także z własnych środków.

Kazimierz Krajewski to bezsprzecznie autorytet w badaniach nad zjawiskiem polskiego podziemia niepodległościowego (zarówno antyniemieckiego, jak i antysowieckiego), zwłaszcza na Kresach Północno-Wschodnich II RP. Udowodnił to nam w trakcie setek konferencji, paneli dyskusyjnych, seminariów czy tylko zwyczajnych rozmów dotyczących setek zdarzeń, akcji, postaci. Zdania tego nie może zmienić i nie zmieni subiektywny pogląd jednego publicysty uzurpującego sobie prawo do arbitralnego oceniania dorobku innych. Jeśli jako przedstawiciel czwartej władzy takiej oceny dokonuje, powinien pamiętać, że ciąży na nim szczególny obowiązek odpowiedzialności za słowo, której w tym wypadku zdecydowanie zabrakło. Potraktowanie dr. Krajewskiego w sposób naszym zdaniem niegodny rodzi zasadne pytanie o granice wolności słowa, przekroczenie której musi spotkać się ze zdecydowanym protestem. Użyczenie zaś łam przez tygodnik „Do Rzeczy” – pismo uchodzące za formacyjne dla środowiska konserwatywnego – do osobistych porachunków jednego z jego redaktorów traktujemy jako niebezpieczny precedens prowadzący do obniżenia standardów dyskursu publicznego.

  • 1. Prof. Bogdan Chrzanowski
  • 2. Prof. Marek Wierzbicki
  • 3. Dr hab. Piotr Niwiński
  • 4. Dr hab. Filip Musiał
  • 5. Dr hab. Krzysztof Kaczmarski
  • 6. Dr Krzysztof Tochman
  • 7. Dr Agnieszka Łuczak
  • 8. Dr Wojciech Frazik
  • 9. Dr Waldemar Brenda
  • 10. Dr Wojciech Muszyński
  • 11. Dr Rafał Sierchuła
  • 12. Dr Mariusz Bechta
  • 13. Dr Maciej Korkuć
  • 14. Dr Ryszard Śmietanka – Kuszelnicki
  • 15. Dr Tomasz Łabuszewski
  • 16. Jacek Pawłowicz
  • 17. Leszek Żebrowski
  • 18. Michał Wołłejko

PS. Mając na uwadze, iż p. red. P. Zychowicz uznał, iż to dr Krajewski był autorem polemiki wobec jego książki, pragnę poinformować, iż grono ludzi, dla których jego pisarstwo jest tylko małowartościową publicystyką nie ogranicza się wyłącznie do tej jednej osoby i poza krótkim fragmentem to ja byłem jej autorem.

Po głębszym zastanowieniu – bez poważania
dr Tomasz Łabuszewski

Strona główna>

67. rocznica śmierci st. sierż. "Roja"

67. rocznica śmierci st. sierż. Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja"

…Nie dajmy zginąć poległym.
Zbigniew Herbert


St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"  na czele oddziału, 1948 r.

67 lat temu, 13 kwietnia 1951 r., zdradzony i okrążony, poległ w walce st.
sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój"
, dowódca jednego z
najdłużej walczących z komunistami oddziałów Narodowego
Zjednoczenia Wojskowego
na Mazowszu. Przebywał wówczas wraz z Bronisławem
Gniazdowskim "Mazurem" w gospodarstwie Burkackich we wsi Szyszki (gm.
Kozłowo, pow. pułtuski), gdzie został osaczony przez 270 żołnierzy z I
Brygady KBW i nieustaloną liczbę funkcjonariuszy UBP i MO.


St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój".

Pierwszy z lewej sierż. Ildefons Żbikowski "Tygrys", trzeci st. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój".

W 1951 roku resort bezpieczeństwa nie dawał ciągle za wygraną i działania operacyjne
mające doprowadzić do likwidacji "Roja" i jego ludzi zataczały coraz
szersze kręgi. Liczbę agentów i informatorów skierowanych przez UBP do
rozpracowania pozostałości jego oddziału można obliczać na kilkaset
osób. Większość z nich była zmuszana do współpracy groźbą i szantażem.
Zwerbowano tą drogą m.in. agentkę „Magdę”, córkę państwa Burkackich ze
wsi Szyszki, u których "Rój" często bywał. „Magda” utrzymywała stały
kontakt z „Rojem”, darzącym ją szczególnym zaufaniem i uczuciem –
kilkakrotnie prosił ją o rękę. Funkcjonariusze UBP pisali w raporcie, że
agentka „Magda”

[…] zdecydowała się oddać „Roja”, mając ku temu szerokie
możliwości, ponieważ „Rój” darzy ją kompletnym zaufaniem, co świadczy o
tym, że stawiał jej kilkakrotnie propozycję wyjścia za mąż i wstąpienia
do bandy.

Jej rodzice zostali aresztowani przez UB i skazani na karę
6 i 8 lat więzienia. 13 kwietnia 1951 roku wróciła ona z Warszawy, być
może była w UB. Według powszechnej opinii pracownicy UBP za wydanie
„Roja” obiecali jej zwolnienie rodziców z więzienia, skazanych za
współpracę z partyzantami. Wracając ze stacji kolejowej do domu wstąpiła
do sąsiadów. Tutaj przyszedł także jej brat, powiedział, że „Rój” z
„Mazurem” są u nich w domu i wyszedł. Po krótkim czasie także i ona
wyszła. Nie wiadomo tylko czy widziała się z „Rojem” czy nie. Pewne
jest, że poszła do nauczycielki i wzięła od niej rower. Pojechała do
miejscowości Gzy, około 8 km od Szyszek i tam zameldowała o miejscu
kwaterowania „Roja”.

Gospodarstwo
Burkackich w kolonii Szyszki, ostatnie miejsce schronienia Mieczysława
Dziemieszkiewicza "Roja" i Bronisława Gniazdowskiego "Mazura".

Szopa, w której znajdowała się kryjówka "Roja" i "Mazura".

W
wyniku tego donosu 13 kwietnia 1951 r. „Rój”, który przebywał wówczas
wraz z Bronisławem Gniazdowskim „Mazurem” w gospodarstwie Burkackich we
wsi Szyszki (gm. Kozłowo, pow. pułtuski) został otoczony. W akcji brało
udział 270 żołnierzy z I Brygady KBW i nieustalona liczba
funkcjonariuszy UBP i MO. Gospodarstwo zostało otoczone potrójnym
pierścieniem tyraliery. Akcję grupy operacyjnej wspierał samolot
zrzucający flary oświetlające teren. Po kilku godzinach od rozpoczęcia
akcji obaj wyszli z ukrycia i podjęli próbę przedarcia się przez kordon
przeciwnika. Padli w krzyżowym ogniu broni maszynowej.
 
Z raportu
dowództwa I Brygady KBW z likwidacji st. sierż. Mieczysława
Dziemieszkiewicza „Roja” i st. strz. Bronisława Gniazdowskiego „Mazura” w
dn. 13 kwietnia 1951 r., wnioskować można, że jeden z partyzantów,
ciężko ranny, w momencie zbliżania się do niego grupy ope
racyjnej
popełnił samobójstwo.

[…] O godzinie 23.00 w
zabudowaniu, w którym przebywała banda, zaobserwowano podejrzane ruchy,
po czym zauważono szybko zbliżających się dwóch bandytów w kierunku
prawego skrzydła północno-zachodniej części obstawy. Na odległość 40-50 m
strz. Mrożek Zdzisław i strz. Lorec Bronisław, zauważywszy zbliżających
się bandytów, z pm-ów otworzyli seryjny ogień, po strzałach tych
usłyszano jęki bandytów. Ta część obstawy, która w tym czasie zauważyła
bandę, otworzyła po nich ogień. Na rozkaz d[owód]cy baonu ogień
przerwany, który trwał od trzech do czterech minut. W dalszym ciągu
teren oświetlono rakietami w celu zorientowania się w sytuacji, w tym
czasie zauważono w odległości około 45 metrów ustawiony na nóżkach rkm i
skierowany lufą w kierunku obstawy oraz leżących obok niego dwóch
bandytów.
Słysząc jęki, dowódca batalionu kpt. Goraj zdecydował:
wysłać grupę w sile trzech ludzi + pies służbowy (ppor. Światłowski) w
celu ujęcia jeszcze żywego bandyty. W czasie zbliżania się grupy do
rannego usłyszano z ich strony pistoletowy strzał, dowódca baonu, licząc
się ze stratami, na linię obstawy wycofał grupę w celu powtórnego
użycia grupy i psa służbowego na dłuższej lince. Po wyruszeniu grupy
oraz oświetleniu terenu rakietami zbliżająca się grupa zauważyła, że
obaj bandyci są zabici (godz. 23.20). Nie ściągając przez całą noc
obstawy, około godz. 6.00 dokładnie przeszukano melinę, gdzie wykryto
bunkier, w którym to ukrywała się banda.
Działania zakończono o godz.
7.00 […].

Źródło: CAW, 1580/75/1466, k. 39-42, oryginał, mps.


Bronisław
Gniazdowski "Mazur" i Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój", polegli 13 IV
1951 r. w kolonii Szyszki – zdjęcie wykonane przez UB.


Zdjęcie pośmiertne Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja".

Zdjęcie pośmiertne Bronisława Gniazdowskiego "Mazura".


Upozowane
przez funkcjonariuszy UBP zdjęcie Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja" z
elementami umundurowania, którego nigdy nie używał (beret z milicyjnym
orzełkiem i trupią główką, trupia główka na kołnierzu bluzy).

Fotografia pośmiertna Mieczysława Dziemieszkiewicza „Roja” upozorowana propagandowo przez funkcjonariuszy UB.

St. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz "Rój" należał do
najwybitniejszych, najbardziej energicznych i zdeterminowanych dowódców
polowych XVI Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Cieszył się
poparciem ludności, dzięki któremu mógł tak długo działać i utrudniać
komunistom utrwalanie swej władzy. Poległ w walce o wolną i niepodległą
Polskę.
GLORIA VICTIS !!!

Więcej na temat st. sierż. "Roja" czytaj:

Strona główna>
Prawa autorskie>