Jeden z niezłomnych – Józef Pyś „Śmiały” – część 1/2

Bartłomiej Szyprowski
Jeden z niezłomnych – Józef Pyś „Śmiały”, „Ostry”. Żołnierz II Inspektoratu Zamojskiego AK.


Kpr. rez. Józef Pyś „Smiały”, „Ostry” (26 V 1926 – 18 II 1951), żołnierz II Inspektoratu Zamojskiego AK (fot. w zbiorach autora; udostępniona przez Adama Pysia).

Kpr. rez. Józef Pyś „Śmiały”, „Ostry” urodził się 26 maja 1926 r. w Wólce Panieńskiej jako syn Jana i Marianny z domu Zawrotniak małżeństwa Pysiów. Posiadał sześciu braci: Jana (ur. w 1919 r.), Bolesława (ur. w 1921 r.), Stanisława (ur. w 1923 r.), Mariana (ur. w 1936 r.), Kazimierza (ur. w 1940 r.) oraz siostrę Marię (ur. w 1942 r.). W latach 1933-1939 uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Zamościu przy ul. Lwowskiej. Do czasu wybuchu II wojny światowej ukończył 6 klas szkoły powszechnej. W szkole był członkiem harcerstwa. W 1942 r. jego brat Stanisław Pyś wstąpił do Batalionów Chłopskich i należał do placówki w Wólce Panieńskiej pod dowództwem Feliksa Pietka „Kmicica”. Nosił pseudonim „Lampart”.

W 1943 r. Józef Pyś wstąpił do Armii Krajowej i był żołnierzem w oddziale Jana Turowskiego „Norberta”. Przyjął pseudonim „Śmiały”. Po „wyzwoleniu” był członkiem oddziału dowodzonego przez Tadeusza Łagodę „Barykadę”. W dniu 20 grudnia 1945 r. J. Pyś „Śmiały” wraz z Janem Kowaszem „Leszczyną”, Władysławem Cięcierą „Stokrotką” i Teofilem Niemczukiem „Jaskółką” udali się do młynarza Stanisława Winniczuka w Zamościu, celem uzyskania mąki. Młynarz nie wydał im jej, lecz zawiadomił milicję o tym fakcie, wskazując, że napastnicy zażądali od niego wydania pieniędzy i grozili mu bronią. W następstwie powyższego w dniu 27 grudnia 1945 r. zatrzymano „Stokrotkę”, zaś w dniu 29 grudnia 1945 r. „Śmiałego”. Prawdopodobnie zatrzymania „Śmiałego” dokonali funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej w Zamościu, bowiem taki zapis figuruje w zestawieniu przekazanych więźniów. W dniu 14 stycznia 1946 r. Józef Pyś został osadzony w więzieniu w Zamościu do dyspozycji Prokuratury Sądu Okręgowego w Zamościu. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Zamościu z 12 lutego 1946 r. sygn. K 7/46 „Śmiały” został skazany, za czyny z art. 23 kk i art.. 259 kk, na karę 5 lat więzienia, zaś W. Cięciera na 8 lat więzienia. Pyś odbywał karę w więzieniu w Zamościu.

Ppor. Jan Turowski „Norbert”, dowódca oddziału AK, w którym od 1943 r. walczył Józef Pyś „Śmiały”.

W dniu 8 maja 1946 r., na rozkaz komendanta obwodu zamojskiego kpt. Mariana Pilarskiego „Jara”, oddział WiN dowodzony przez Romana Szczura „Urszulę” opanował więzienie w Zamościu, skąd uwolnił 301 więźniów. Jednym z nich był „Śmiały”. Jego nazwisko figurowało w jeszcze w zestawieniu z 11 kwietnia 1952 r. spisie osób, co do których nie odwołano poszukiwań. Po uwolnieniu Pyś, do sierpnia 1946 r., przebywał w oddziale „Urszuli” Prawdopodobnie w sierpniu 1946 r. „Ostry” wstąpił do WiN i podlegał rejonowi Łabunie dowodzonemu przez Stanisława Niemczuka „Grzegorza”. Następnie był członkiem drużyny żandarmerii lotnej WiN obejmującej rejon Łabuń. Całością żandarmerii, kryptonim „OK–4”, „Ratusz”, „Warta”, dowodził Stanisław Bizior „Śmigło”, „Eam”.

Stanisław Bizior „Śmigło”, „Eam”, komendant Lotnej Żandarmerii w ramach Obwodu Zamojskiego AK-WiN, aresztowany 13 IV 1950 r., zamordowany 4 marca 1952 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie. Szczątki Stanisława Biziora (i MAriana Pilarskiego „Jara”) zostały odnalezione przez IPN 23 stycznia 2017 r. na Cmentarzu Rzymskokatolickim przy ul. Unickiej w Lublinie.

13 sierpnia 1946 r. „Ostry” i Stanisław Pakos „Wrzos” w restauracji Króla w Łabuniach wykonali wyrok śmierci na milicjancie Władysławie Buchaju. Od września 1946 r. „Ostry” „Barykada” i „Wrzos” zostali przekazani Józefowi Włoszczukowi „Czadowi”, „Pistoletowi” celem wzmocnienia dowodzonej przez niego placówki WiN Sitno-Kotlice. 10 marca 1947 r. „Ostry” został awansowany przez dowódcę obwodu zamojskiego WiN Mariana Pilarskiego do stopnia kaprala rezerwy ze starszeństwem od 1 lutego 1947 r. Z zaświadczenia ujawnieniowego wynikało, że „Śmiały” ujawnił się przed PUBP w Zamościu 11 kwietnia 1947 r. zdając rewolwer Nagan i pistolet maszynowy P.P.Sz-a. Po ujawnieniu pracował w gospodarstwie rodziców. Na początku maja 1947 r. UB przyjechało do jego domu chcąc go aresztować. Podający się za „Ostrego” brat Stanisław Pyś został zabrany przez „bezpiekę”, co umożliwiło ucieczkę przebywającemu wówczas w domu „Ostremu”. Od tej chwili Pyś ponownie wstąpił do oddziału „Barykady”. Oddział, w którym przebywali „Ostry” i „Wrzos”, dokonywał akcji ekspriopriacyjnych na osoby popierające władzę ludową: w marcu 1947 na Jana Kota ze Szczebrzeszyna; w listopadzie 1947 r. Feliksa Mazurka z Tupolczewa i Pawła Gomółkę z Kawęczyna; w styczniu 1948 r. Jana Pawełczaka z Kitowa; w kwietniu 1948 r. Józefa Zycha z Dużych Brodów; wiosną 1948 r. Alberta Świstaka z Tupolczy.
Jesienią 1947 r. przeprowadzono akcję na Urząd Pocztowy w Radecznicy. 1 listopada 1947 r. zastrzelono członka PPR i ORMO Romana Garbatego z Niedzielisk, zaś 2 listopada 1947 r. członka PPR i ORMO Jana Belinę z Niedzielisk. W styczniu 1948 r. dokonano akcji na żołnierza WP we wsi Kawęczynek. 10 września 1948 r. oddział w sile 7 osób, m.in.: „Ostry”, „Wrzos” i Teofil Niemczuk, dokonał akcji ekspropriacyjnej na Spółdzielnię Samopomoc Chłopska we wsi Potoczek, gm. Suchowola, w czasie której zabrano pieniądze, materiały tekstylne, cukier i alkohol na łączną kwotę 404 140 zł.

W 1945 r. powstał, podległy WiN, oddział Tadeusza Łagody „Barykady”. Składał się z 10 żołnierzy, a w jego skład wchodzili m.in.: „Barykada”, Stanisław Pakos „Komar”, „Gruby”, „Wrzos”, Józef Pyś „Śmiały”, „Ostry” i Jan Spadkowski vel Kiełbiński „Szpilka. W innym dokumencie wskazywano, że oddział „Barykady” składał się z 5 osób, zaś oddział „Wrzosa” był odrębną grupą zbrojną i składał się z 3 osób. Część członków oddziału ujawniła się w 1947 r. lecz nie zaprzestali działalności antykomunistycznej. Po powstaniu II Inspektoratu Zamojskiego AK „Barykada” nawiązał z nim kontakt. Nadto kontakt z dowódcą II inspektoratu Marianem Pilarskim „Jarem” i Władysławem Skowerą „Orkanem” utrzymywali „Ostry” i „Wrzos”. Jak się wydaje od 1948 r. oddział podlegał Marianowi Pilarskiemu „Jarowi” jako „lotna żandarmeria” a jego dowódcą był „Barykada”, który zginął 13 X 1949 r. Następnie dowództwo objął „Wrzos”. Stanisław Pakos „Wrzos”, żołnierz WiN, ujawnił się w kwietniu 1947 r. lecz ponownie wrócił do działalności antykomunistycznej.

Mjr Marian Pilarski ps. „Jar”, w latach 1948-1950 Inspektor II Inspektoratu Zamojskiego AK, zamordowany przez komunistów 4 marca 1952 r. na Zamku Lubelskim. Zdjęcie sygnalityczne wykonane przez UB po aresztowaniu. 23 stycznia 2017 r. szczątki Mariana Pilarskiego i Stanisława Biziora ps. „Eam” zostały odnalezione przez IPN na cmentarzu przy ul. Unickiej w Lublinie.

Latem 1947 r., po dokonaniu, wraz z Franciszkiem Sokołowskim „Krukiem”, akcji na posterunek MO w Łabuniach, w której zginął „Kruk”, został zatrzymany przez MO. Pakos zbiegł zabijając milicjanta i odbierając mu broń. Od tego czasu się ukrywał. Początkowo dołączył do niego Lucjanem Adamczyk „Słomka”, a następnie Tadeusz Łagoda „Barykada”. 20 sierpnia 1948 r. w jego zabudowaniach przeprowadzono rewizję, podczas której znaleziono lornetkę, amunicję, trotyl i dwa granaty. W skład oddziału, na różnym etapie jego istnienia, wchodzili Kazimierz Piotrowski „Cygan”, Jan Spadkowski „Szpilka”, Józef Pyś „Ostry”, Paweł Kalinowski „Francuz”, Mieczysław Szewczuk „Włoch”, Hipolit Duda „Turek”, Bolesław Wojtaś „Heniek” i Jan Czuk „Kosa”.

Po powstaniu II Inspektoratu Zamojskiego AK oddział „Wrzosa” zasilili: Kazimierz Piotrowski „Cygan”, Ryszard Wiński „Dziadek”, Alfred Kaszuba „Wąż”, Czesław Szewluk „Miś”, Stanisław Rajtar „Śmiguła”, Stanisław Przybysz „Maszynka” i Mieczysław Szewczuk „Włoch”. Co najmniej od listopada 1948 r. oddział utrzymywał kontakt z Janem Leonowiczem „Burtą” z samodzielnego rejonu WiN Tomaszów Lubelski. Jesienią 1950 r. do oddziału „Wrzosa” w charakterze łączniczek dołączyły Danuta Pilarska i Halina Pawłowska „Eliza”. Wiosną 1951 r. na skutek pościgu za oddziałem zabito „Cygana” oraz ujęto Zbigniewa Uchnasta i Danutę Pilarską. W innych dokumentach wskazywano, że oddział liczył jedynie 3 osoby, jak się jednak wydaje dotyczyło to okresu po przeprowadzonych zatrzymaniach i zabiciu części jego żołnierzy.
Po powstaniu II Inspektoratu Zamojskiego AK, w marcu 1948 r., Józef Pyś wstąpił do niego i podlegał Józefowi Włoszczukowi „Pistoletowi” dowódcy I rejonu w Kotlicach. Początkowo był członkiem oddziału lotnego żandarmerii „Barykady” i „Wrzosa”, a następnie co najmniej od grudnia 1949 r., był w żandarmerii dowodzonej przez Mieczysława Wróblewskiego „Szuma”, w którym byli m.in. „Wrzos” i „Francuz”.

Józef Pyś „Ostry” (fot. w zbiorach autora; udostępniona przez Adama Pysia).

23 lutego 1949 r. „Ostry” wziął udział w akcji ekspropriacyjnej na spęd bydła (skup żywca) w Tyszowcach. Z polecenia „Jara” akcję miał wykonać oddział Ludwika Rogalskiego „Kanciarza” przy pomocy dwóch ludzi z drużyny lotnej żandarmerii „Jara”. Jednym z nich był „Ostry”, drugim zaś prawdopodobnie „Barykada”, chociaż niektóre relacje wskazują, że w akcji wziął udział „Wrzos”. Oprócz nich brali w niej udział: „Miś”, „Śmiguła”, „Wąż”, Stanisław Szady „Brzytwa” i Władysław Jakubiak. Bezpośredni udział w akcji, odebrania pieniędzy, mieli wziąć „Miś”, „Ostry” i „Barykada”. Pozostali stanowili ubezpieczenie lub obserwację. Przed akcją wywiad w Tyszowcach przeprowadził osobiście „Kanciarz”. W dniu zdarzenia kasjer Spółdzielni Zbytu Produktów Rolnych w Tomaszowie Lub. Piotr Iracki pobrał pieniądze, celem zakupu żywca w Tyszowcach. Po przybyciu do Tyszowiec udał się wraz z milicjantem Wawrzyńcem Hałasem do domu Adama Błaszczaka, w którym od 3 miesięcy wypłacano pieniądze ludności. Obydwaj usiedli w pokoju. Około godz. 10,00 W. Hałas jadł śniadanie i pilnował drzwi, aby nikt nie wchodził bowiem kasjer nie był jeszcze przygotowany do wypłat. W tym czasie w kuchni byli: Julia Błaszczak, Adam Błaszczak i Jan Kotowski. Po chwili od strony kuchni wszedł „Barykada” i zapytał Julię Błaszczak czy tutaj spółdzielnia wypłaca pieniądze. Ona potwierdziła to wskazując, że kasjer jest w pokoju. Wówczas „Barykada” otworzył drzwi i próbował wejść do pokoju. Milicjant nie chciał go wpuścić przytrzymując drzwi. Mówił też, aby mężczyzna zaczekał. Po odpowiedzi milicjanta „Barykada” nadal chciał wejść do pokoju na co znów nie pozwolił milicjant zamykając drzwi. Wówczas „Barykada” oddał 3 strzały przez drzwi, co spowodowało śmiertelne zranienie W. Hałasa. Julia Błaszczak, Adam Błaszczak i Jan Kotowski chcieli uciec, lecz w sieni zatrzymał ich „Ostry”, z bronią krótką, nie pozwalając wyjść i każąc położyć się na podłodze. W tym samym czasie „Ostry” zatrzymał w sieni wchodzącego do domu Mieczysława Mazurkiewicza, któremu także kazał położyć się na podłodze. Po chwili grożąc bronią odprowadził ich do pomieszczenia lokatora Edwarda Dąbrowskiego. Do pomieszczenia, w którym leżał milicjant weszli „Barykada” i „Miś”. Jeden z nich oddał do milicjanta jeszcze dwa strzały a kasjerowi zabrał teczkę z pieniędzmi. Oprócz tego „Barykada” zabrał milicjantowi pistolet maszynowy PPSz i pelerynę, zaś „Miś” pistolet „TT”. Podczas zdarzenia zdobyto 2 mln 240 tys. zł. W wyniku akcji milicjant został ciężko ranny i zmarł 25 lutego 1949 r. w szpitalu. Po wyjściu z mieszkania członkowie oddziału udali się w kierunku Podboru, gdzie stała furmanka, którą odjechali w kierunku Wakijowa. 500 000 zł zabrał „Barykada” z przeznaczeniem dla oddziału lotnego. Resztę pieniędzy „Pistolet” ukrył w swoich zabudowaniach. Następnie udał się do Tyszowiec do „Jara”, który polecił milion złotych przekazać „Brzytwie”. Pozostałą kwotę „Pistolet” miał wypłacić podległym mu członkom organizacji. Po kilku dniach pieniądze wydano „Brzytwie” i J. Jakubiakowi. Resztę pieniędzy „Pistolet” rozdysponował pomiędzy członków organizacji jako zapomogi lub zwrot za zakupiony rkm „Diegtariewa”. Kwota 67 000 zł pozostała w jego dyspozycji, które następnie wydano na potrzeby organizacyjne. Milicjantowi Wawrzyńcowi Hałasowi zabrano pistolet maszynowy P.P.Sz-a nr 1085, prod. 1944 r., pistolet TT nr 5160, prod. 1944 r., dokumenty i pelerynę. Wieczorem w dniu 23 lutego 1949 r. „Ostry” i „Barykada” odjechali do „Szuma” pod Grabowiec. Kilka dni później „Szum” otrzymał od „Pistoleta” 20 000 zł. To może wskazywać, że już wówczas „Ostry” znajdował się w oddziale żandarmerii, którym dowodził Szum”. Tym bardziej, że nie chodziło o przekazanie pieniędzy z akcji „Szumowi” bowiem kilka dni później otrzymał je od J. Włoszczuka.

W dniu 24 czerwca 1949 r. „Ostry” i „Wrzos” zlikwidowali funkcjonariusza MO z Niewirkowa Tadeusza Skrzypczuka, któremu zabrano pm P.P.Sz-a. Wskazywano, że miało to nastąpić w wyniku próby zatrzymania jednego z członków oddziału „Wrzosa” lub też, że został zastrzelony przez oddział Jana Leonowicza „Burty”. Wydaje się jednak, że przypisanie tego zabójstwa oddziałowi „Burty” nie jest właściwe. Na fakt, że Skrzypczuk został zastrzelony z udziałem „Wrzosa” wskazywało to, że w czasie rewizji przeprowadzonej u rodziców Pakosa, w kryjówce w piecu, znaleziono: legitymację funkcjonariusza MO, legitymację PPR i świadectwo ukończenia szkolenia politycznego wystawione na nazwisko Tadeusza Skrzypczuka. Nadto na udział w nim „Ostrego” zdają się wskazywać znalezione na miejscu zabójstwa Skrzypczaka łuski kal. 9 mm z pistoletu FN, odstrzelone z tego samego egzemplarza broni co przy potyczce z milicjantami w Niewirkowie, w którym „Ostry” uczestniczył. Nadto 18 lutego 1951 r. przy ciężko rannym „Ostrym” znaleziono pistolet FN.

Stanisław Pakos „Komar”, „Gruby”, „Wrzos”.

Od lata 1949 r. „Ostry” i „Wrzos” ukrywali się m.in. u Ludwika Rogalskiego i Czesława Szewluka. Jesienią 1949 r. oddział „Wrzosa” i „Ostrego” miał dokonać akcji na Józefa Czubę, który brał czynny udział w organizowaniu spółdzielni produkcyjnych.
W dniu 8 października 1949 r. „Ostry” i „Wrzos” ok. godz. 18,00 przybyli do domu Macieja Słomińskiego w Malicach, w którym zamieszkiwał jego zięć Bolesław Cieplikiewicz. Gdy szli od strony lasu zostali zauważeni przez Sewerynę Kwaśną, która tą informację przekazała swojemu mężowi Józefowi Kwaśnemu członkowi ORMO. Kwaśny powiadomił o tym członka PPR i ORMO wójta gminy Werbkowice Wiktora Ciurusia, który szedł na zebranie gromadzkie. W publikacjach wskazywano, że Ciuruś był przed wybuchem II wojny światowej także członkiem Komunistycznej Partii Francji. We wsi wójt uzyskał informację, że mężczyźni pytali o miejsce zamieszkania B. Cieplikiewicza. Chcąc to sprawdzić Ciuruś i uzbrojeni członkowie ORMO Modest Kijko i Kwaśny poszli sprawdzić dom Słomińskiego. Do wnętrza weszli Ciuruś i Kijko, zaś Kwaśny miał ich ubezpieczając na zewnątrz. W tym czasie „Wrzos” i „Ostry” jedli kolację w pokoju. Zapytany przez Ciurusia Cieplikiewicz powiedział, że mężczyźni są jego kuzynami. Wówczas Ciuruś zażądał od nich okazania dokumentów. „Wrzos” powiedział, że okażą je po zjedzeniu posiłku. Następnie Ciuruś wyszedł, a po chwili wrócił uzbrojony w automat PPSz. Towarzyszył mu Kijko. Ciuruś krzyknął „ręce do góry”, na co „Wrzos” je podniósł, zaś „Ostry” strzelił z pistoletu zabijając Ciurusia. Kijko próbował uciec i również został zastrzelony. Po strzałach otaczający dom członkowie ORMO uciekli, zaś przed ucieczką J. Kwaśny ostrzelał niecelnie partyzantów. „Wrzos” i „Ostry” uciekli z domu zabierając broń zabitych. Wraz z nimi uciekł Cieplikiewicz, który następnie powrócił do domu i został zatrzymany przez MO. W toku oględzin miejsca zdarzenia przez MO ustalono, że zwłoki M. Kijko leżały w kuchni. Ciuruś otrzymał postrzały z przodu. Kijko został postrzelony z tyłu, co zdaje się wskazywać na podjętą przez niego próbę ucieczki z mieszkania.

W dniach 24-25 grudnia 1949 r. „Ostry” uczestniczył w odprawie, w mieszkaniu Jana Kapusty w Kol. Poddąbrowa, dotyczącej lotnej żandarmerii II Inspektoratu Zamojskiego AK. Uczestniczyli w niej m.in. „Ostry”, „Wrzos”, „Kanciarz”, Wacław Borowski „Sierp”, „Szum”, „Wąż”, Bronisław Załoga „Wicher” i „Śmiguła”. W jej trakcie Władysław Skowera „Orkan” wyznaczył „Szuma” dowódcą lotnej żandarmerii, któremu mieli się podporządkować wszyscy członkowie grup zbrojnych inspektoratu. Było to spowodowane koniecznością większego nadzoru nad tymi grupami. Od tej chwili żandarmeria miała podlegać wyłącznie inspektorowi „Jarowi” lub jego zastępcy. Po spotkaniu „Orkan” rozmawiał osobno z „Szumem” i „Ostrym”.
W dniu 5 lutego 1950 r. „Wrzos” i „Ostry” zlikwidowali w Jatutowie członka PPR Tadeusza Petrykę. 28 lutego 1950 r. „Ostry” wziął udział w ekspropriacyjnej akcji na Spółdzielnię w Niewirkowie, podczas której na szosie koło Niewirkowa zatrzymano furmanki przewożące towary spółdzielni. Udział w niej brali członkowie żandarmerii tj. „Wrzos” i „Ostry” a także członkowie I kompanii II Inspektoratu: „Kanciarz”, „Maszynka”, „Wąż”, „Śmiguła” i „Sierp”. Przed akcją „Kanciarz”, poprzez Stanisława Rogalskiego, powiadomił „Maszynkę” i „Sierpa”, każąc im zabrać broń. Wieczorem uczestnicy akcji spotkali się w sadzie w Niewirkowie. Udali się do lasu, koło drogi, którą niedługi czas potem przejeżdżały trzy furmanki spółdzielni. Zatrzymania furmanek dokonali „Ostry” i „Wrzos”. Następnie przejrzano zawartość furmanek. Jedną z nich zabrano do lasu zawalowskiego, zaś dwie pozostałe były w tym czasie pilnowane na drodze przez „Węża” i „Śmigułę”. W lesie towary zostały przepakowane na furmankę Stanisława Rogalskiego, zaś furmana i pojazd spółdzielni zwolniono. Towary i broń ukryto w stodole Jana Piłata w kol. Koniuchy, oprócz dwóch skrzynek wódki, którą wcześniej zabrano. Następnego dnia „Kanciarz” zdał relację z akcji „Pistoletowi”, który nakazał przewiezienie towarów. W związku z tą akcją „Jar” uzyskał informację, że akcję samowolnie wykonał „Kanciarz”. Polecił wówczas „Orkanowi” dokładnie ustalić u dowódcy rejonu „Pistoleta”, kto tego dokonał i ukarać winnych. Po kilku dniach „Kanciarz” spotkał się w Zamościu z „Orkanem” i wyjaśnił okoliczności akcji. „Jar” spotkał się również z „Ostrym” i „Wrzosem”. W toku przesłuchania przed UB Pilarski wskazywał, że w wypadku rabunków na własną rękę karano śmiercią bowiem starano się tępić samowolę i bandytyzm. Brak jednak wyciągnięcia konsekwencji przez „Jara”, „Pistoleta” i „Orkana,” zdają się wskazywać, że akcja ta nie miała charakteru samowoli lub też post factum została zaakceptowana przez kierownictwo organizacji.

Jeden z niezłomnych – Józef Pyś „Śmiały” – część 2/2>
Strona główna>
Prawa autorskie>

Jeden z niezłomnych – Józef Pyś "Śmiały" – część 2/2


Stanisław Pakos „Wrzos” (fot. w zbiorach autora; udostępniona przez Adama Pysia)

Stałą kwaterą „Ostrego” i „Wrzosa” była Kol. Zawalów (zabudowania „Kanciarza”, Bronisława Rogalskiego i ich  kuzynów). Zimą z 1949/1950 r. przebywali oni na kwaterach w kol. Tomaszówka. Nadto często przebywali u Szeremety i Czuraka, mieszkających po sąsiedzku w kol. Dub i Józefa Bronikowskiego w Kotlicach.  Od stycznia do marca 1950 r. „Wrzos” i „Ostry” kwaterowali u Michała Szeremety w Kol. Białowody i Alfredy Bronikowskiej w Kotlicach.  Od kwietnia 1950 r. „Ostry” ukrywał się w różnych miejscach m.in. z „Misiem”, S. Szady „Brzytwą” i „Szumem” w zabudowaniach Janiny Kurzępy w kol. Koniuchy oraz z „Misiem” i „Wrzosem” u Marii Dubickiej w Zawalowie, u Kukiełki w kol. Łabunie i Pawła Kalinowskiego w Pniówku.

15 sierpnia 1950 r. „Ostry”, „Wrzos” i „Miś” spotkali się na cmentarzu w Dubie i poszli do Kotlic, gdzie „Ostry” i „Wrzos” mieli udać się na zabawę taneczną. „Miś” był uzbrojony w pistolet TT i automat PPS, „Ostry” w automat PPS i pistolet FN „piętnastkę” a „Wrzos” w automat PPS i pistolet Vis. „Miś” i „Ostry” weszli do mieszkania Alfredy Bronikowskiej. Opuścił ich „Wrzos”. Po jakimś czasie wyszli i spotkali się z „Wrzosem” na drodze. Razem poszli w kierunku Niewirkowa, gdzie natknęli się na pięciu funkcjonariuszy MO. Milicjanci zaczęli do nich strzelać. Wywiązała się obustronna strzelanina. W jej trakcie zginął komendant posterunku MO w Niewirkowie i członek PPR kpr. Michał Dmitroca a milicjant Stanisław Franczak został ranny. Według funkcjonariusza MO Feliksa Strumidło w dniu zdarzenia on oraz milicjanci Stanisław Franczak, Paweł Wójcik, Józef Terech i Michał Dmitroca wracali z obchodu służbowego. W czasie drogi zostali zaskoczeni przez dwóch mężczyzn z bronią maszynową. Jeden z tych mężczyzn stał przy rowie. Drugi, stojący na drodze, oświetlił ich latarką. Mężczyźni ci zaczęli do nich strzelać. W czasie strzelaniny Strumidło odpowiadał ogniem, a po chwili uciekł. Jak wskazywał Stanisław Szady pistolet Dmitrocy zabrał „Miś”. Zeznając w 1954 r. „Miś” wskazywał, że przed strzelaniną opuścił „Ostrego” i „Wrzosa”, aby udać się na kwaterę do Jana Będkowskiego i nie brał udziału w strzelaninie. Dopiero po kilku dniach dowiedział się od „Ostrego” jaki był przebieg wypadków i otrzymał od niego pistolet jednego z milicjantów. W toku śledztwa w sprawie zabójstwa Michała Dmitrocy do badań laboratoryjnych przesłano m.in. łuski kal. 7,62 od pm PPSz-a i łuski kal. 9 mm znalezione ma miejscu zabójstwa funkcjonariusza MO Michała Dmitrocy i ranienia Stanisława Franczaka. Z opinii laboratoryjnej z zakresu badań balistycznych wynikało, że znalezione łuski kal. 7,62 zostały odstrzelone z dwóch różnych „pepesz”, a łuski kal. 9 mm zostały odstrzelone jednego z pistoletu FN. Z tego samego egzemplarza broni FN odstrzelono łuskę znalezioną na miejscu zabójstwa funkcjonariusza MO Tadeusza Skrzypczuka oraz dwie łuski, trzy niewypały oraz dwa pociski znalezione na miejscu zabójstwa kpr. Feliksa Kicha we wsi Jarosławice. Analiza powyższych materiałów może wskazywać, że w rzeczywistości potyczkę z milicjantami mieli tylko „Ostry” i „Wrzos”, bowiem jak wskazywał Strumidło zaatakowało ich dwóch mężczyzn. W tym wypadku więc zeznania „Misia” wydają się być prawdziwe. Nadto przy ciężko rannym „Ostrym”, w dniu 18 marca 1951 r. znaleziono pistolet „belgijkę” „piętnastkę”, a łuski z takiej broni znaleziono na miejscu zastrzelenia Dmitrocy. Jak wskazują dokumenty w tym okresie „Wrzos” z reguły posługiwał się pistoletem Vis, zresztą taki pistolet znaleziono przy nim po jego zastrzeleniu. Nadto identyczne łuski z pistoletu FN znalezione na miejscu zastrzelenia Skrzypczuka i Kicha mogą wskazywać, że „Ostry” brał udział w tych zdarzeniach. Chyba, że ten pistolet FN, którego używał w Kotlicach, w czasie tych dwóch zdarzeń  był używany przez kogoś innego.

Wypis z aktu chrztu Józefa Pysia „Ostrego” (w zbiorach autora; udostępnione przez Adama Pysia).

Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Zamościu intensywnie poszukiwał członków podziemia niepodległościowego, w tym „Ostrego”. Do rozpracowania członków oddziału „Wrzosa” zwerbowano kilku informatorów m.in. „Zegara” i „Scyzoryka”. „Scyzoryk” 3 listopada 1949 r. podjął współpracę agenturalną z UB na podstawie materiałów kompromitujących. Był on żołnierzem AK oddziału Edwarda Lachawca „Konrada” a następnie placówki WiN Stanisława Niemczuka „Grzegorza”. Podczas werbunku nie przyznał się do współpracy z oddziałem „Wrzosa”. Jak wskazywano „w doniesieniach swoich materiałów konkretnych nie podawał”, oprócz wykazu członków rodzin Pakosa i Pysia. W raporcie UB wskazywano, że „pracował dwulicowo”. Zerwał kontakt z UB w kwietniu 1950 r. i wyjechał do Warszawy. Został zatrzymany 17 lipca 1951 r., celem dalszego werbunku, w celu rozpracowania oddziału „Wrzosa”, na co nie wyraził zgody. W toku przesłuchania nie ujawnił, aby w jego zabudowaniach przebywali „Wrzos” i „Ostry”. Nadto fakt współpracy z UB ujawnił Stanisławowi Pysiowi. W toku przesłuchania przyznał się, że nocował wraz ze „Wrzosem”, zaś „Barykada” nocował u Zofii Zwolak. Wskazał, że dotychczas nie przyznawał się, że w 1949 r. spotykał się z członkami oddziału „Barykady” i „Wrzosa” bo obawiał się więzienia. „Scyzoryk” został oskarżony za pomoc „Wrzosowi”, „Barykadzie” i „Ostremu” i postawiony przed sądem.

Kolejnym informatorem był „Zegar” zwerbowany w grudniu 1950 r. W dniu 26 grudnia 1950 r. w zabudowaniach „Zegara” urządzono zasadzkę na członków oddziału „Wrzosa”, która zakończyła się wynikiem negatywnym. 22 stycznia 1951 r. „Zegar” spotkał się w Jatutowie z „Ostrym”, jego bratem Feliksem i dwoma nieznanymi mu mężczyznami. Ustalił wówczas, że „Ostry” przebywał na kwaterze u Jakuba Lachowca w Jatutowie. Proponował „Ostremu” przekazanie amunicji. Dowiedział się jednak, że amunicja nie jest „Ostremu” potrzebna, co uniemożliwiło UB urządzenia zasadzki w miejscu jej przekazania. „Zegar” podał również UB opisy dwóch mężczyzn, z którymi był na spotkaniu „Ostry” oraz kolejne miejsce kontaktu z „Ostrym” w tartaku w Suścu. W toku rozmowy ustalono, że „Zegar” weźmie z „Ostrym” udział w akcji ekspropriacyjnej w Księżostanach. W wyniku tego doniesienia UB przygotowało plan ściślejszego powiązania „Zegara” z „Ostrym”. Przewidywano interwencję KBW i UB, która pokrzyżowałaby akcję w Księżostanach, lecz z tego powodu „Zegar”, jako zagrożony ze strony UB, miał wstąpić do oddziału lub ukrywać się wspólnie z „Ostrym”. Powyższe założenia jednak nie udały się. Nadto UB podjął działania represyjne wobec rodziny „Ostrego”, w tym osób które w żaden sposób nie były zaangażowane w działania pomocowe na rzecz
partyzantów. Zaplanowano wystąpienie do prokuratora z wnioskiem o zajęcie mienia wobec Jana Pysia – ojca „Ostrego”. Co do brata Stanisława Pysia – z uwagi na znalezienie u niego 2 pistoletów rzekomo należących do „Ostrego” – planowano ponowne przeprowadzenie śledztwa, aresztowanie i zlikwidowanie majątku; brata Jana Pysia –  usunięcie z pracy i nakłonienie do skontaktowania się z „Ostrym” bowiem w innym przypadku wyciągnięte zostaną dodatkowe konsekwencje; wobec brata Władysława Pysia i ciotki Marii Sawickiej skompletowanie bliższych danych aby ustalić jakie represje zastosować.  Nadto wobec  ojca „Ostrego” planowano wystąpienie z wnioskiem o zabezpieczenie inwentarza żywego i martwego, celem zlikwidowania całości gospodarki.

W kwietniu 1950 r. UB przeprowadził akcję mającą na celu likwidację II Inspektoratu Zamojskiego AK. Zatrzymano praktycznie całe kierownictwo organizacji, a także żołnierzy oddziału „Kanciarza”. Aresztowania uniknęli m.in. „Miś”, „Śmiguła”, „Szum”, „Brzytwa”, „Wrzos” i „Ostry”. Ostrzeżeni przed aresztowaniem żołnierze inspektoratu zaczęli się ukrywać. Utworzono dwie grupy zbrojne: „Szuma” i Henryka Kwaśniewskiego „Luxa”, które na szerszą skalę zaczęły prowadzić działalność zbrojną wymierzoną przede wszystkim w struktury komunistycznej spółdzielczości. Pod koniec 1950 r. oddział „Wrzosa” w zasadzie obejmował tylko dwie osoby tj. „Ostrego” i „Wrzosa”. Przebywali oni najczęściej na terenie powiatu zamojskiego, w zasadzie ukrywając się oddzielnie od ww. oddziałów i  sporadycznie kontaktując się z nimi.

Stanisław Pakos „Wrzos” i prawdopodobnie Mieczysław Wróblewski „Szum”.

W dniu 30 grudnia 1950 r. Wojskowa Prokuratura Rejonowa w Lublinie w sprawie Pr II-955/50 wydała za J. Pysiem list gończy jako podejrzanym o czyny z art. 4 § 1 dekretu z 13 czerwca 1946 r. i art. 259 kk.  W latach 1950-1951 „Wrzos” i „Ostry” ukrywali się wspólnie i utrzymywali stały kontakt z oddziałem Jana Leonowicza „Burty”. W spotkaniach uczestniczył również „Miś”, a odbywały się one na cmentarzu w Dubie. Nadto, jak wynikało z doniesienia informatora „Zegar”, „Ostry”, „Wrzos” i „Burta” wspólnie przebywali na jednej z „melin” w miejscowości  Bożydar.  W nocy 9 lutego 1951 r. Józef Pyś, prawdopodobnie z „Wrzosem”, przybył do domu Wacława Serafina w Kalinowicach, gdzie przenocowali.  Następnego dnia rano przenieśli się z domu na strych. Tego dnia funkcjonariusz MO z Sitna kpr. Jan Kamiński i członek ORMO Józef Osuch, po uzyskaniu polecenia wykonania rewizji, udali się do Serafina. Z uzyskanych przez MO informacji wynikało, że czasem do tego domu zachodził poszukiwany przez UB Józef Pyś. Około godz. 9.00 J. Kamiński przeprowadzili wywiad z sąsiadami, a następnie obaj podeszli do zabudowań W. Serafina. Osuch został na zewnątrz, zaś do mieszkania wszedł kpr. Kamiński, który zapytał Marię Serafin czy w domu nie przebywa nikt obcy. W tym czasie w domu nie było Wacława Serafina który wcześnie wyjechał do miasta. Maria Serafin wskazała, że nie ma w domu nikogo obcego, zaprosiła milicjanta do środka. W tym momencie rozległa się strzelanina ze strychu. Milicjant wraz z Marią Serafin uciekli na zewnątrz. Zauważyli, że jeden z uciekających mężczyzn wyskoczył oknem. Kamiński próbował strzelać do niego z „pepeszy”, jednak ta zacięła się.  Po chwili z mieszkania wybiegł drugi mężczyzna, który strzelał z automatu. Stojący na zewnątrz Osuch oddając kilka strzałów z kb wycofał się. Wycofał się również Kamiński. Partyzanci uciekli w stronę Jatutowa.

Tragiczna w skutkach okazała się wizyta „Ostrego” u Julii Michońskiej w lutym 1951 r. Józef Pyś, od stycznia 1951 r. odwiedzał miejsce jej zamieszkania, gdzie był dobrze przyjmowany. „Ostry” przybył do Michońskiej 17 lutego 1951 r. Prawdopodobnie był z nim wówczas „Wrzos”, który jednak, jak wskazywał informator UB „Bury”, dzień przed zdarzeniem opuścił to miejsce udając się do Pniówka. W dniu 18 lutego 1951 r. MO w Zamościu została poinformowana przez Karolinę Strzałkowską, że u jej lokatorek Janiny Kuleszy i Julii Michońskiej przy ul. Lwowskiej 154 przebywa jakiś mężczyzna, który ukrywa się przed władzami. Jego nazwisko nie było jednak znane Strzałkowskiej. Po otrzymaniu zawiadomienia, ok. godz. 10.00, do domu Strzałkowskiej wysłano czterech funkcjonariuszy MO, w tym Józef Kucia i Wacława Pszczela.  Trzech milicjantów zostało na zewnątrz, zaś do mieszkania wszedł ubrany po cywilnemu dzielnicowy Kuć. W tym czasie w mieszkaniu nie było Strzałkowskiej ani Kuleszy. Milicjant zapytał przebywającą w kuchni Julię Michońską, kto przebywa w domu. Uzyskał odpowiedź, że nie ma w nim nikogo. Po wejściu do pokoju Kuć zauważył leżącego na łóżku mężczyznę. Mężczyzną tym był „Ostry”, o czym Kuć nie wiedział. Milicjant zapytał go o nazwisko. „Ostry” podał mu fałszywe nazwisko, które jak się okazało było podobne do nazwiska poszukiwanego dezertera z WP. Wówczas Kuć grożąc mu bronią kazał mu podnieść ręce do góry. Słysząc to „Ostry” powiedział milicjantowi, że podniesie ręce do góry. Jednocześnie strzelił do niego z pistoletu, który wyciągnął spod kołdry. Strzał okazał się niecelny, a Kuć ukrył się za szafą strzelając do „Ostrego”. W wyniku wymiany ognia Kuć został ciężko ranny w klatkę piersiową i stracił przytomność. „Ostry” zabrał mu pistolet TT. Nadto zabrał swój automat PPS i zamierzał uciec z mieszkania. Wyskakując oknem zauważył stojącego milicjanta Wacława Pszczela i zamierzał do niego strzelić z automatu, który się zaciął. Wówczas odbezpieczył granat z zamiarem jego rzucenia w kierunku milicjanta. Ten jednak wcześniej z automatu ranił „Ostrego” w rękę, w której go trzymał. Nastąpiła eksplozja granatu, który urwał „Ostremu” rękę i ciężko go zranił. Milicjanci zabrali mu pistolet TT nr E 2680, pistolet belgijski „15-tka” nr 54713, automat PPS bez numeru, 2 granaty i 43 szt. amunicji. Ciężko rannego Pysia zabrano do szpitala w Zamościu. W trakcie potyczki z domu uciekła Julia Michońska. „Ostry” zmarł w szpitalu w Zamościu 18 lutego 1951 r. ok. godz. 19.30.

Z dokumentów IPN wynika, że 19 lutego 1951 r. w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Lublinie przeprowadzono oględziny zewnętrzne i sekcję zwłok Józefa Pysia, celem ustalenia przyczyny śmierci. Z protokołu można wyczytać, że zmarłego oznaczono jedynie zwrotem „J.P”  bez podawania pełnych personaliów. Czynność została wykonana na polecenie WUBP w Lublinie nr 254/51.  W toku oględzin i sekcji zwłok stwierdzono liczne rany: głowy, ramienia prawego, klatki piersiowej i szyi po stronie prawej; uszkodzenia mózgu,  płuc i wątroby z wylewami krwawymi;  ranę po amputacji ręki prawej. Przyczyną śmierci było uszkodzenie mózgu w wyniku rany postrzałowej. Odniesione obrażenia mogły powstać w następstwie wybuchu granatu ręcznego.
W szpitalu, ani później, nie sporządzono w ogóle aktu zgonu „Ostrego”. Dopiero staraniem rodziny, po przeprowadzeniu postępowania sądowego o uznaniu za zmarłego, w dniu 28 maja 2014 r. sporządzono formalny akt zgonu Józefa Pysia. Miejsca pochówku „Ostrego” nie znaleziono do dzis
iaj.

Bibliografia:

  • Archiwum IPN w Lublinie: IPN Lu 01/435, IPN Lu 02/397, IPN Lu 04/423, IPN 08/218, IPN Lu 08/226, IPN Lu 08/228, IPN Lu 08/287, IPN Lu 012/690, IPN Lu 017/1436, IPN Lu 016/505, IPN Lu 5/15, IPN Lu 21/26, IPN Lu 26/410, IPN Lu 81/1559.
  • I. Caban, E, Machocki, Za władzę ludu, Lublin 1975, 
  • Polegli w walce o władzę ludową, (oprac. R. Halaba), Warszawa 1970,  
  • W. Hryniewiecki, Nie dla nich zagrzmiały zwycięskie fanfary…, Łódź 1993, 
  • Odpis skrócony aktu urodzenia J. Pysia z 8 IV 2013 r. sygn. USC 189/1926 (kopia w zbiorach autora),
  • Postanowienie Sądu Rejonowego w Zamościu, I Wydziału Cywilnego z 18 III 2014., o uznaniu za zmarłego Józefa Pysia, sygn. I Ns 1280/13,
  • Akt zgonu Józefa Pysia nr I/830/2014 sporządzony przez USC w Zamościu (kopia w zbiorach autora).
  • Ostatni partyzanci – od 1951 r. [prezydent.pl], dostęp: 2 II 2016>
  • A. Pyś, Życie i działalność „Ostrego”, mps., niepubl., bez daty, s. 1-3 (kopia w zbiorach autora).

Jeden z niezłomnych – Józef Pyś „Śmiały” – część 1/2>
Strona główna>
Prawa autorskie>

Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" – część 1/2

Zwykły chłopak z Podlasia. Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus"

Bezdomni i Podziemni, jak w bajce szli widmowi.
Z niczyjego rozkazu, z własnego wyboru.
Już tylko na te próby męstwa i honoru.
Już tylko, by tych prochów nie oddać wrogowi.

Marian Hemar, "O wielkim bojowniku"


Stanisław Grabowski "Wiarus". Białystok, 17 kwietnia 1947 r. (fot. Archiwum Państwowe w Białymstoku)

Jeszcze za życia "Wiarus" stał się prawdziwą legendą. Wśród miejscowej ludności do dziś krążą opowieści o jego niezwykłym szczęściu i odwadze, dzięki którym dziesiątki razy wymykał się z obław i zasadzek. Zwykły chłopak z Podlasia przez blisko pięć lat skutecznie wodził za nos wojewódzką bezpiekę oraz trzy urzędy powiatowe: w Wysokiem Mazowieckiem, Białymstoku oraz Łomży.

Stanisław Franciszek Grabowski urodził się 9 marca 1921 roku we wsi Grabowo Stare (pow. Łomża), w zubożałej rodzinie drobnoszlacheckiej. Był synem Jana i Stefanii z Wądołowskich. Miał trzech braci: Wawrzyńca, Tadeusza, Józefa oraz cztery siostry: Annę, Stanisławę, Czesławę i Mariannę, których losy również wplotły się w tragiczne wojenne i powojenne dzieje Polski.

Do wybuchu wojny Stanisław ukończył 4 oddziałową szkołę powszechną, po czym pracował na roli w 18-hektarowym gospodarstwie rodziców. Po wybuchu wojny początkowo rozpoczął naukę i pracę, jako stolarz, następnie powrócił do pracy na roli. Wspomniany powrót spowodowany był deportowaniem w głąb ZSRS starszego brata – Tadeusza, dlatego też ciężar odpowiedzialności za materialne utrzymanie rodziny w znacznym stopniu przesunął się na barki Stanisława. Sam Tadeusz po zawarciu układu Sikorski–Majski i uwolnieniu z obozu zasilił szeregi armii gen. Andersa, jednak 17 września 1942 roku zmarł z wycieńczenia i chorób w Bazie Ewakuacyjnej w Teheranie.

Działalność konspiracyjną Stanisław Grabowski rozpoczął w lutym 1943 roku. Został wówczas zaprzysiężony w szeregi Narodowej Organizacji Wojskowej, stając się żołnierzem Komendy Powiatowej NOW Wysokie Mazowieckie (krypt. „Tomasz”). Posługiwał się odtąd pseudonimem „Wiarus”. W warunkach okupacji niemieckiej działalność konspiracyjna w zasadzie ograniczała się do gromadzenia broni, lektury prasy organizacyjnej oraz prowadzenia szkolenia wojskowego. W lipcu 1944 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia starszego strzelca (rozkaz nr 1613 Komendy Okręgu NOW Białystok z 5 lipca 1944 roku).
Od lata 1944 roku, po wkroczeniu na Białostocczyznę oddziałów Armii Czerwonej, „Wiarus” kontynuował dalszą działalność konspiracyjną. Wiosną 1945 roku znalazł się w szeregach nowopowstałego Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. W strukturze terenowej KP NZW Wysokie Mazowieckie (krypt. „Mazur”), której odtąd podlegał, był żołnierzem 2 kompanii obejmującej teren gminy Zawady (dowódca: Adam Kotowski „Kłos”). W 1945 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia kaprala (nie udało się jednak odnaleźć wspomnianego rozkazu awansowego). Wówczas też rozpoczął działalność zbrojną. W listopadzie 1945 roku dołączył do powiatowego oddziału Pogotowia Akcji Specjalnej dowodzonego przez wachm. NN „Stalowego”. W jego szeregach wziął udział m.in. w rozbiciu 11 listopada 1945 roku posterunków MO w Poświętnem oraz Sokołach. Na początku stycznia 1946 roku został tymczasowo zdemobilizowany, jednak już w końcu miesiąca ponownie zasilił szeregi odbudowanego oddziału. 12 lutego 1946 roku wraz z żołnierzami wachm. „Stalowego” dołączył do okręgowego zgrupowania PAS Okręgu NZW Białystok – 3 Brygady Wileńskiej, dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego”. W czasie rajdu na teren byłych Prus Wschodnich uczestniczył w bitwie pod Orłowem (powiat Ełk) stoczonej 16 lutego 1946 roku z grupą operacyjną UB oraz pododdziałem NKWD (według dostępnych dokumentów w walce poległo wówczas od 16 do 22 partyzantów, a trzech dostało się do niewoli).

Komendant Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Białystok mjr Florian Lewicki „Kotwicz” przed frontem żołnierzy 3. Wileńskiej Brygady NZW (jesień 1945 r.)

Po rozproszeniu brygady „Wiarus” wraz z grupą rozbitków powrócił na teren powiatu wysokomazowieckiego, gdzie po zdemobilizowaniu ponownie zasilił szeregi terenowej 2 kompanii (dowódca: kpr./plut. Lucjan Grabowski „Wybicki”). Posługiwał się odtąd fałszywymi dokumentami na nazwisko Franciszek Czarnowski. W czerwcu 1946 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia plutonowego (rozkaz nr 1/46 Komendy Okręgu NZW Białystok z 30 czerwca 1946 roku). Ponadto tego lata objął dowództwo drużyny w batalionowym oddziale PAS dowodzonym przez wspomnianego plut. „Wybickiego”. Wraz z oddziałem wziął wówczas udział m.in. w rozbiciu 30 sierpnia 1946 roku posterunku MO w Surażu (powiat Białystok).
Lucjan Grabowski „Wybicki” (dowódca batalionowego oddziału PAS):

„Wiarus” i tym razem poprowadził drużynę szturmową […]. Drużyna szturmowa znajdowała się już w obrębie posterunku, cisza panowała zupełna. Rozstawiłem erkaemy wycelowane w okna i dopadłem chłopców z drużyny – kręcili się wokół budynku, nie mogąc w żaden sposób wejść do środka. Drzwi na parterze pozamykane, w oknach kraty. Z drugiej strony budynku dobiegają mnie jakieś głosy. Biegnę tam i widzę „Wiarusa” z czterema chłopcami, trzymają automaty wycelowane w wartownika stojącego na balkonie. „Wiarus” trzyma wartownika na muszce i nie pozwala mu się ruszyć. Szybko oceniłem sytuację, podszedłem bliżej i kazałem wartownikowi udać się natychmiast do komendanta posterunku i zakomunikować mu, że wzywam go na balkon […]. Upłynęły może dwie minuty i na balkonie ukazał się komendant. Przedstawiłem mu się jako [kpt. Romuald Rajs] „Bury” i wezwałem go do natychmiastowego poddania posterunku. Oświadczyłem, że o ile wykona mój rozkaz, zostawię wszystkich przy życiu. Drżącym głosem prosił o słowo honoru, że dotrzymam obietnicy. Dałem słowo i po chwili cały posterunek był w naszych rękach”.


Kpr./plut. Lucjan Grabowski "Wybicki”, "Lot”, ur. 1924 r. Żołnierz PAS Powiatu Wysokie Mazowieckie Okręgu NZW Białystok. Od października 1946 r. dowódca batalionu NZW na terenie powiatu Łomża (następca zamordowanego Bogdana Śleszyńskiego "Łosia”). Ujawnił się w 1947 r.; aresztowany w grudniu 1952 r., skazany na 10 lat więzienia
. Zwolniony w czerwcu 1955. Zmarł w 1995 r.

Antoni Makowski „Wichura” (żołnierz patrolu PAS):

Zjawił się wówczas także „Wiarus” ze swoim patrolem, którym dowodził od czasu wyprawy [kpt. Romualda Rajsa] „Burego” do Prus. Omawiając sytuację w terenie zgadano się o komendancie posterunku MO w Rutkach [właśc. zastępcy komendanta]. Był nim niejaki Bańko [właśc. Franciszek Bańka]. Ponoć był straszny pies na ludzi, czepiał się wszystkich za byle co, odgrażał się, że on z tymi bandytami to sam skończy. „Wiarus”, jako że zawsze był szybki w takich sprawach, mówi: „Trzeba by go było panie pułkowniku sprzątnąć”. Na co Komendant [Okręgu NZW Białystok ppłk Władysław Żwański „Błękit”] odpowiedział: „Nie ryzykuj niepotrzebnie. Tam jest sporo milicji”. Ale „Wiarus” (którego nie bez podstaw nazywano przecież „Szalonym”) odpowiedział: „A ja go mogę nawet i dzisiaj sprzątnąć. Ot zaraz wezmę ludzi i pojadę”. Ale płk. „Błękit” nie chciał na to pozwolić. Jeszcze trochę porozmawiali, po czym odjechał. „Wiarus” nie miał zamiaru posłuchać tych zaleceń. Nie zważając na nic jeszcze tego samego dnia [1 lutego 1946 roku] pojechał do Rutek. Ubrał ludzi w białe płaszcze, aby nie byli widoczni na śniegu. Podwody zostawili pod wsią, na akcję ruszyli pieszo. Pod samym posterunkiem pokładli się na śniegu i czekali. Po jakimś czasie nadszedł Bańko [właśc. Bańka]. Stał tuż obok nich i nic nie zauważył. Wtedy „Wiarus” kropnął go […]. Po akcji „Wiarus” pojechał do [komendanta powiatu NZW Wysokie Mazowieckie por. Bolesława Skaradzińskiego] „Sterny” pochwalić się sukcesem. Ale tu spotkała go niespodzianka, gdyż Komendant Powiatu przy wszystkich opieprzył go zarzucając mu niesubordynację. „Jak będziesz draniu podskakiwał” – mówił – „i robił akcje bez rozkazu, to w łeb dostaniesz i koniec pieśni będzie. Masz słuchać rozkazów. Amnestia za pasem, a ty takie rzeczy wyprawiasz.


Ppłk Władysław Żwański "Iskra", "Błękit", komendant Okręgu NZW Białystok (zdjęcie sprzed 1939 r.). 1 lipca 1948 r. zamordowany przez grupę pozorowaną UB-KBW we wsi Tworki (obecnie Dąbrowa-Tworki), gm. Klukowo, pow. Wysokie Mazowieckie.

Wiosną 1947 roku po ogłoszeniu amnestii w szeregach KP „Mazur” doszło do rozłamu, gdyż cześć żołnierzy podjęła decyzję o zaprzestaniu dalszej walki, natomiast pozostali postanowili trwać w konspiracji. Ujawniło się wówczas zaledwie 194 członków NZW, zdając przy tym 82 jednostki broni. Wśród zdecydowanych na amnestię był również „Wiarus”, który 17 kwietnia 1947 roku stawił się przed komisją PUBP w Białymstoku i dopełnił przewidzianych formalności ujawnienia. Jak przystało na prawdziwego konspiratora w „Oświadczeniu” z ujawnienia podał tylko ogólne informacje o swojej dotychczasowej działalności:

Zawerbowany do organizacji NZW zostałem w 1945 r. przez „Stalowego”. Po zawerbowaniu otrzymałem pseudonim „Wiarus” i zostałem przydzielony do bojówki „Wybickiego”. Będąc w oddziale „Wybicki” czytał nam nielegalną prasę i przeprowadzał ćwiczenia. Broń, którą posiadałem otrzymałem od „Stalowego”.

Wprawdzie zdał wtedy pistolet VIS wz. 35 oraz automat MP 43/StG 44, zwany potocznie bergmanem, jednak ten ostatni był przestrzelony, a tym samym niezdatny do użytku. Również nie wszystkie informacje złożone wówczas przez „Wiarusa” były ścisłe – zataił posiadany w konspiracji stopień i funkcję oraz podał fałszywą datę urodzenia, tak by uniknąć służby w „ludowym” Wojsku Polskim.

Stanisław Grabowski "Wiarus". Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Teoretycznie więc plut. „Wiarus” znów stał się Stanisławem Grabowskim, niestety nie dane mu było powrócić do normalnego życia. Niebawem w niejasnych okolicznościach Grabowski został napadnięty na wiejskiej zabawie przez miejscowych opryszków. Zmuszony do obrony użył posiadanej broni palnej, jednak od tej pory musiał się już ukrywać, jako poszukiwany za jej nielegalne posiadanie. Na podstawie szczątkowych materiałów archiwalnych trudno w chwili obecnej jednoznacznie stwierdzić, czy nie była to jedna z wielu ubeckich prowokacji wymierzonych w byłych członków podziemia. „Wiarus” szybko skupił wokół siebie nieujawnionych żołnierzy NZW, z których zorganizował patrol partyzancki działający początkowo na terenie gminy Zawady. Posługiwał się wówczas także pseudonimem „Szalony”. Najprawdopodobniej wtedy podporządkował się nowo mianowanemu komendantowi Powiatu „Mazur” – ppor. Tadeuszowi Narkiewiczowi „Ciemnemu”, „Rymiczowi”, „Darwiczowi”, który w zreorganizowanych strukturach Okręgu NZW Białystok pełnił nieformalne stanowisko zastępcy komendanta okręgu.

Żołnierze I Brygady Podlaskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
Od lewej N.N. "Śmiały", por. Henryk Jastrzębski "Zbych", ppor. Tadeusz
Narkiewicz "Ciemny"
, sierż. Bolesław Olsiński "Pająk", "Szczerba" i
ppor. Jan Skowroński "Cygan" (w wyniku jego zdrady osaczono i zabito
por. T. Narkiewicza "Ciemnego").

Franciszek Wondołowski „Ryś” (żołnierz patrolu PAS):

U „Wiarusa” było nas siedmiu: „Cygan”, „Grot”, „Dziki”, „Świeży”, „Jawor”, „Noc” i ja. „Wiarus” rzeczywiście był „Szalony”, jak go ludzie nazywali. Stale wymachiwał rękami, ruchy miał nieskoordynowane, tak że mógł w tym swoim chaosie zabić człowieka nawet niewinnego, jeśli mu się nie spodobał (ponoć tak było pod koniec, słyszałem od ludzi). Gdy ja byłem w grupie, to on się szanował. Może bał się mnie, bo zawsze chodziłem ostatni w szeregu, z sowieckim erkaemem diegtiar na ramieniu, który był lepszy od jego bergmana. Gdzieś tak we żniwa [w nocy z 30 na 31 lipca 1947 roku] zrobiliśmy posterunek milicji w Kobylinie. Zatrzymaliśmy się przed figurką Matki Boskiej przed Kobylinem. „Wiarus” wysłał „Noc”, żeby zbadał teren. Potem kazał nam zablokować erkaemami posterunek MO i poszedł na wieś. Później dowiedziałem się, że wykonał dwa wyroki: zabił jedną kobietę, drugą ciężko ranił (nie wiedział, że przeżyła). W tym czasie ja i „Cygan” ostrzelaliśmy posterunek i czekaliśmy na odzew ze strony milicjantów, ale nic takiego nie nastąpiło. Budynek tonął w ciemnościach. Akcja skończyła się bez żadnych przeszkód.


Od
lewej stoją: NN, Stanisław Grabowski „Wiarus”, Józef Grabowski „Vis”
oraz Edward Wądołowski „Humor”. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory
Dariusza Syrnickiego).

„Wiarus” stopniowo rozbudowywał oddział, który w szczytowym okresie działalności liczył łącznie kilkunastu partyzantów – ogółem przez jego szeregi przewinęły się co najmniej 34 osoby. Oddział funkcjonował na pograniczu powiatów Wysokie Mazowieckie, Łomża oraz Białystok, a jego działalność koncentrowała się przede wszystkim na terenie gmin: Kobylin, Stelmachowo (Tykocin), Wysokie Mazowieckie, Zawady, Rutki, Puchały, Kołaki, Bożejewo, Trzcianne. Oddział operował w rozproszeniu, podzielony na kilkuosobowe patrole, które dzięki dużej ruchliwości przez długi czas były nieuchwytne dla grup operacyjnych UB–KBW. Jego członkowie rekrutowali się zarówno spośród kontynuujących działalność żołnierzy NZW, jak również osób ukrywających się przed organami bezpieczeństwa, które „Wiarus” konsekwentnie sobie podporządkowywał. Kontaktu z nim poszukiwali także ujawnieni członkowie NZW, tworzący tzw. grupy przetrwania.

NN oraz Stanisław Grabowski „Wiarus”. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

W marcu 1948 roku „Wiarus” został awansowany do stopnia sierżanta (rozkaz Komendy Okręgu NZW Białystok z 27 marca 1948 roku). Za aktywną i ofiarną działalność w szeregach organizacji por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” (stojący od jesieni 1948 roku na czele połączonych komend: łomżyńskiej, wysokomazowieckiej i ostrowsko-pułtuskiej), kilkakrotnie udzielał „Wiarusowi” pochwały. W październiku 1948 roku mianowano go szefem PAS KP „Mazur” (rozkaz nr 78/48 połączonych Komend Powiatowych Łomża, Wysokie Mazowieckie oraz Ostrów Mazowiecka–Pułtusk z 26 października 1948 roku). Najprawdopodobniej w końcu 1948 roku „Wiarus” otrzymał również awans do stopnia podporucznika (nie udało się jednak odnaleźć wspomnianego rozkazu awansowego). Po śmierci por. Żebrowskiego „Bąka” w grudniu 1949 roku „Wiarus” próbował przejąć jego obowiązki. Początkowo od kwietnia 1950 roku występował jako p.o. komendanta Powiatu „Mazur”, następnie od czerwca 1951 roku dla zwiększenia własnego prestiżu (usiłował wówczas skonsolidować rozbite struktury NZW) tytułował się szefem PAS województwa białostockiego. Faktycznie jednak jego wpływy ograniczały się wtedy do własnego oddziału oraz sieci współpracowników.

Por. Kazimierz Żebrowski "Bąk" (oznaczony cyfrą 4), ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok przed szeregiem swoich żołnierzy. Poległ, wraz z synem Jerzym ps. "Konar", 3 grudnia 1949 r. w Mężeninie (pow. Łomża).

Henryk Majecki badający w końcu lat siedemdziesiątych XX wieku dzieje „reakcyjnego” (jak wówczas określano) podziemia na Białostocczyźnie, charakteryzując działalność „Wiarusa” w jednej ze swych publikacji stwierdził z przekąsem:

Swoim podkomendnym nadawał stopnie podoficerskie oraz oficerskie chociaż nie miał do tego prawa, a wielu spośród nowomianowanych „oficerów” i „podoficerów” zaledwie umiało czytać i pisać. Swe rozkazy, pełne patosu i prymitywizmu politycznego, nakazywał odczytywać przed „frontem żołnierzy”, choć front ten stanowiło zaledwie kilkunastu jego bezpośrednich podwładnych.


Książki Henryka Majeckiego,
komunistycznego historyka, absolwenta Uniwersytetu Moskiewskiego im.
Łomonosowa, w których szkalował żołnierzy niepodległościowego podziemia.

Tak więc niemal do końca swego istnienia władza „ludowa” nie była w stanie zrozumieć, że jej najzagorzalsi przeciwnicy wywodzili się właśnie z prostego ludu. Pomimo niedostatków wykształcenia mieli oni jednak świadomość, czym jest i co niesie za sobą stalinizm, który usilnie wprowadzali wówczas w Polsce komuniści.

Aktywność oddziału nie sprowadzała się wyłącznie do ukrywania oraz przeprowadzania akcji o charakterze zaopatrzeniowym, gdyż przez cały czas prowadził on czynną działalność zbrojną. Wprawdzie „Wiarus” inicjował akcje zaczepne atakując milicjantów, patrole oraz ostrzeliwując posterunki MO, jednak równocześnie starał się unikać walki z grupami operacyjnymi UB–KBW. Ogółem jego oddziałowi przypisuje się 35 „gwałtownych zamachów”, podczas których zginęło łącznie 8 funkcjonariuszy MO oraz 2 żołnierzy KBW. Do poważniejszych starć doszło wówczas m.in. 10 czerwca 1947 roku we Wnorach–Pażochach (pow. Wysokie Mazowieckie), gdzie zabito 3 milicjantów oraz 16 października 1948 roku we Wszerzeczu (pow. Łomża), gdzie zginęło 2 funkcjonariuszy.

Szczególną uwagę zwraca jednak prowadzona przez oddział „Wiarusa” aktywna działalność likwidacyjna wymierzona nie tylko w osoby podejrzane o współpracę z bezpieką, lecz również działaczy partyjnych oraz urzędników administracji państwowej. Ogółem jego oddziałowi przypisuje się likwidację 37 osób cywilnych, w tym 4 członków PPR i PZPR, 2 PPS oraz 3 urzędników administracji państwowej. Do dzisiaj wzbudza ona poważne kontrowersje, jednak analiza zachowanych dokumentów operacyjnych bezpieki pozwala stwierdzić, że „Wiarus” wykazywał przy tym dobre rozpoznanie agentury bezpieki. Sporadycznie tylko oddział wykonywał akcje o charakterze propagandowym, polegające na sporządzaniu oraz kolportażu ulotek.

Rozkaz wydany przez Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” 25 grudnia 1951 r. (fot. Archiwum IPN O/Białystok).[kliknij w obraz aby powiększyć]

Najgłośniejszą akcją przeprowadzoną przez „Wiarusa” było opanowanie 29 września 1948 roku gminnego miasteczka Jedwabne (pow. Łomża). Po przerwaniu łączności przewodowej oraz wystawieniu ubezpieczeń na drogach dojazdowych oddział w „biały dzień” wkroczył do miejscowości rozbijając Urząd Gminy, Urząd Pocztowy oraz Gminną Spółdzielnię „Samopomoc Chłopska”. Na rynku zorganizowany został wiec, na którym rozrzucono ulotki a „Wiarus” wezwał ludność do stawiania oporu władzom komunistycznym. Zablokowany przez erkaemistów posterunek MO nie podjął wówczas jakiejkolwiek interwencji. Pomimo, że w odległej o kilkanaście kilometrów Łomży mieściła się siedziba PUBP oraz stacjonował tam pododdział KBW, oddział „Wiarusa” zdołał bezpiecznie wycofać się i ukryć w terenie. Wspomniana akcja była swoistym policzkiem wymierzonym we władze komunistyczne, pokazującym ich bezradność w stosunku do pozostałości podziemia.

Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" – część 2/2>
Strona główna>
Prawa autorskie>

Ppor. Stanisław Grabowski "Wiarus" – część 2/2

W środku leży: Stanisław Grabowski "Wiarus", drugi z prawej: Edward Wądołowski "Humor", pozostali NN. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Blisko pięcioletnia działalność zbrojna oddziału „Wiarusa” sprawiła, że uznawany był przez WUBP w Białymstoku za jeden z najbardziej niebezpiecznych na terenie województwa. Zwykły chłopak z Podlasia skutecznie wodził za przysłowiowy nos wojewódzką bezpiekę oraz trzy urzędy powiatowe: w Wysokiem Mazowieckiem, Białymstoku i Łomży. Według opinii funkcjonariuszy UB:

Nabyte w okresie okupacji i pierwszych latach po wyzwoleniu doświadczenie konspiracyjnej działalności przez większość członków bandy, ukształtowanie terenu i jego dokładna znajomość, ułatwiało im szybkie oderwanie się od grup pościgowych lub przechodzenie do głębokiej konspiracji.

O wadze jaką przywiązywała bezpieka do jego likwidacji świadczy ponadto fakt, że złapany podczas jednej z obław pies „Wiarusa” – wilczur „Bukiet”, był wożony po wsiach, w celu zorientowania się jakie zna miejsca i ludzi.

Stanisław Grabowski „Wiarus”, Stanisław Pruszkowski „Jastrząb” oraz Józef Grabowski „Vis”. Wiosna/lato 1949 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Jeszcze za życia „Wiarus” stał się prawdziwą legendą. Wśród miejscowej ludności do dziś krążą opowieści o niezwykłym szczęściu i odwadze, dzięki którym wielokrotnie wymykał się z obław i zasadzek – ponoć zdarzało się nawet, że czynił to w kobiecym przebraniu. „Wiarus” konsekwentnie zajmował bezkompromisową i nieprzejednaną postawę wobec komunistów oraz ich sympatyków. Znany był przy tym z niekonwencjonalnych działań, gdyż wysadzał w powietrze domy współpracowników bezpieki (zanotowane zostały cztery takie przypadki). Desperacja i styl z jakim prowadził działalność zbrojną sprawiły, iż przez okoliczną ludność nazywany był „Szalony Stasiek”.

Stanisław Grabowski "Wiarus". Wiosna/lato 1949 r. (fot. zbiory Dariusza Syrnickiego).

Już w lutym 1948 roku komendant wojewódzki MO w Białymstoku mjr Władysław Sikora wydał list gończy za „Wiarusem”, w którym informował:

W/w obecnie ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości i obowiązkiem każdego uczciwego obywatela jest dopomóc w jego schwytaniu w imię spokojnej i uczciwej pracy całego naszego Społeczeństwa. Każdy obywatel, który zna względnie dowie się o miejscu przebywania wymienionego bandyty, powinien natychmiast zawiadomić najbliższą jednostkę Organów Bezpieczeństwa Milicji Obywatelskiej względnie grupę Wojska Polskiego znajdującą się w pobliżu.

Za pomoc w ujęciu „Wiarusa” wyznaczona wówczas została nagroda pieniężna w wysokości 20 tysięcy złotych (dla porównania 1 kg mięsa wieprzowego z kością kosztował wtedy w Białymstoku 240 zł, 1 kg słoniny świeżej – 320 zł, 1 kg masła – 520 zł, a 1 kg herbaty naturalnej – 4750 zł).

List gończy za Stanisławem Grabowskim "Wiarusem" z lutego 1948 r. (fot. Archiwum IPN O/Białystok).

Oddział „Wiarusa” stał się celem licznych kombinacji operacyjnych zmierzających do fizycznej likwidacji osoby jego dowódcy oraz podległych mu partyzantów. Wprawdzie przez długi czas pozostawał on nieuchwytny, jednak intensywne działania agenturalne podejmowane przez bezpiekę doprowadziły do likwidacji kilku podległych mu patroli. 15 stycznia 1949 roku w Jaworówce (pow. Białystok) został zlikwidowany patrol st. strz. Piotra Rzędziana „Dziadka”–„Szczupaka” (1 zabity, 3 ujętych), w nocy z 3 na 4 sierpnia 1949 roku w Ćwikłach–Rupiach (pow. Łomża) st. strz. Stanisława Pruszkowskiego „Jastrzębia” (2 zabitych, 2 ujętych), natomiast w dniach 17–20 października 1950 roku w Brzezinach i okolicach (pow. Białystok) strz. Bronisława Supińskiego „Brzeziniaka” (2 zabitych, 1 ujęty).

NN oraz Józef Grabowski „Vis” (brat ppor. "Wiarusa"). Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Dariusza Syrnickiego).

W końcu 1951 roku bezpieka zintensyfikowała prowadzone działania operacyjne. W ich wyniku 24 października w Zambrzycach Królach (pow. Łomża) podczas zasadzki zabito sierż. Józefa Grabowskiego „Visa” – młodszego brata „Wiarusa”. Doszło wówczas do niecodziennego zdarzenia – w oparciu o zeznania obecnych na miejscu świadków, funkcjonariusze UB początkowo błędnie zidentyfikowali ciało „Visa” (bardzo podobnego do swego brata), jako zwłoki „Wiarusa”. Z kolei 14 listopada w Szlasach Łopienitych (pow. Łomża) zabity został dowódca jednego z patroli oraz jak się wydaje ówczesny zastępca „Wiarusa” – ppor. Zygmunt Zalewski „Czuma”.

Pośmiertna fotografia Józefa Grabowskiego "Visa" wykonana przez funkcjonariuszy UB, 24 X 1951 r.

Agenci UB wykorzystywani w rozgrywkach z „Wiarusem” najczęściej rekrutowali się spośród ujawnionych żołnierzy NZW. Jeden z nich – były szef Wydziału II KP „Mazur” Eugeniusz Kurzyna „Szary”, „Wrona” (krypt. „Pociąg”), który m.in. przyczynił się do rozbicia patrolu PAS sierż. Tadeusza Bogatki „Plona, został niebawem zdekonspirowany i zlikwidowany. Inny – Zygmunt Zalewski „Czuma” (krypt. „Zośka”), zerwał kontakt z bezpieką i wyjawił jej plany, co odtąd wzmogło czujność „Wiarusa”. Nie zawahał się wówczas zarówno wydać wyroku na własnego stryja, jak też zastrzelić trzech członków oddziału podejrzewanych o współpracę z UB (Kazimierz Kulesza „Jawor”–„Leśny”, Henryk Czajkowski „Cygan” oraz Zygmunt Maliszewski). Dzisiaj, z perspektywy czasu, wspomniane fakty mogą wzbudzać niedowierzanie, wtedy jednak działania bezpieki przekraczały wszelkie standardy. Warto przypomnieć, że to właśnie „Wiarus” jesienią 1950 roku zdemaskował i zatrzymał wyjątkowo niebezpiecznego agenta – byłego żołnierza AK–AKO–WiN Wacława Snarskiego (krypt. „Księżyc”), który jako zabójca na zlecenie zabił co najmniej 9 partyzantów oraz wydał wielu kolejnych (niestety ujęty skrytobójca zdołał wówczas zbiec).

Sierż. Tadeusz Bogatko "Plon" (w środku), żołnierz Okręgu Wileńskiego AK, uczestnik operacji "Ostra Brama", internowany, wcielony do LWP. Następnie dowódca patrolu PAS Komendy NZW Powiatu Bielsk Podlaski. Poległ w nocy z 25 na 26 lutego 1949 r. we wsi Jamiołki. Dowódcą oddziału po "Plonie" został Lucjan Szymborski "Miedziak”, który poległ 29 września 1949 r. w walce z grupą operacyjną KBW k. wsi Pierzchały.

Celem bezpieki były również osoby najbliższe „Wiarusowi”. Jego dom rodzinny został zniszczony, a dwie młodsze siostry stanęły przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Białymstoku. 2
0 grudnia 1948 roku WSR skazał Stanisławę na 3 lata a Czesławę na 1,5 roku więzienia za pomoc udzielaną bratu. Z kolei najmłodsza – Marianna, musiała szukać schronienia u obcych sobie ludzi. W końcu prześladowana rodzina zmuszona została do przeniesienia się na tzw. ziemie odzyskane.
Regularnie uderzano w pomocników i współpracowników oddziału, tzw. meliniarzy, bez których wsparcia „Wiarus” nie zdołałby tak długo utrzymać się w terenie. Łącznie UB ustaliło co najmniej 238 takich osób, z tym że dotyczyło to wyłącznie głów rodziny, tak więc liczba osób zaangażowanych w pomoc partyzantom faktycznie była o wiele większa. Oprócz tradycyjnych niejako rewizji, przesłuchań, zatrzymań i wyroków nękano ich karząc mandatami z zakresu ochrony przeciwpożarowej, sanitarnej oraz nakładanymi domiarami podatkowymi. Znane są ponadto przypadki całkowitej likwidacji gospodarstw rolnych, nierzadko połączone z niszczycielstwem i rabunkiem dobytku.

Stanisław Grabowski „Wiarus”, NN, Edward Wądołowski „Humor” oraz Józef Grabowski „Vis”. Lato/jesień 1948 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Likwidacja „Wiarusa” stała się możliwa dopiero dzięki zastosowaniu przemyślnej kombinacji operacyjnej polegającej na bezpardonowym wykorzystaniu ludzkich namiętności w relacjach męsko-damskich. Do współpracy zwerbowana została przebywająca wówczas w białostockim więzieniu współpracowniczka jego oddziału – Stefania Lenczewska (krypt. „Ewa”), o czym tak pisano w charakterystyce „bandy terrorystyczno-rabunkowej” „Wiarusa” (Wydział „C” KW MO w Białymstoku):

Po
wszechstronnym przeanalizowaniu materiałów operacyjno-śledczych w
miesiącu grudniu 1951 r. PUBP w Wysokiem–Mazowieckiem zawerbował w
charakterze agenta pod pseudonimem „Ewa” byłą współpracowniczkę bandy
„Wiarusa” odsiadującą wyrok w więzieniu karno-śledczym w Białymstoku.
Wymieniona przed aresztowaniem zamieszkiwała we wsi Babino. Na
utrzymaniu posiadała dwoje nieletnich dzieci, które po aresztowaniu jej i
męża pozostawały pod opieką rodziców. Fakt ten mocno przeżywała. „Ewa”
była osoba atrakcyjną i jak potwierdzały ustalenia „Wiarus” wykazywał
uczuciowe zainteresowanie jej osobą. W zamian za udzieloną pomoc organom
Bezpieczeństwa Publicznego w doprowadzeniu do likwidacji „Wiarusa”
agentka „Ewa” zwolniona została z więzienia pod legendą opieki nad
nieletnimi dziećmi i powróciła do wsi Babino.
[…] Agentce „Ewa”
udzielono gwarancji, iż po doprowadzeniu do likwidacji bandy „Wiarusa”
warunkowo zwolniony zostanie z więzienia również jej mąż.

Do pierwszego spotkania „Wiarusa” z „Ewą” doszło na początku marca 1952 roku. Od tej pory jego dni były już praktycznie policzone. Kiedy w godzinach porannych 22 marca kolejny raz przybył do Babina (pow. Wysokie Mazowieckie), agentka umówionym sygnałem świetlnym powiadomiła ukrytych nieopodal w przydrożnym barakowozie funkcjonariuszy bezpieki. Drogą radiową została wówczas ściągnięta z Białegostoku grupa operacyjna UB wsparta batalionem KBW, który otoczył wieś trzema pierścieniami wojska. Trzej partyzanci nie mieli żadnych szans, jednak gdy zorientowali się, że są otoczeni podjęli próbę przebicia się. W wyniku półgodzinnej wymiany ognia wszyscy zginęli. Wraz z „Wiarusem” polegli wówczas: ppor. Lucjan Zalewski „Żbik” oraz sierż. Edward Wądołowski „Humor” (często mylony ze swoim młodszym bratem Janem – „Humorkiem”).
Józef Szkudelski, szef PUBP w Wysokiem Mazowieckiem, tak pisał o działaniach resortu:

Po kilkunastu
minutach wieś została otoczona gęstym łańcuchem tyraliery i grupa
uderzeniowa zbliżyła się do bandyckiej meliny. „Wiarus” był w
mieszkaniu, ale dwóch jego kamratów czuwało na zewnątrz i przywitali
naszych pracowników seriami strzałów. Kiedy zwietrzyli, że są w
potrzasku, każdy z nich rzucił się do ucieczki w inną stronę. Wściekle
waląc z broni maszynowej, chcieli przerwać łańcuch naszej tyraliery. Nie
udało się. Kule położyły bandytów „Rysia”
[właśc. „Żbika”] i „Humorka”
[właśc. „Humora”], bliskich kamratów „Wiarusa”. Kiedy sam herszt bandy
usłyszał strzały, widocznie jeszcze nie sądził, że wpadł w pułapkę bez
wyjścia, bowiem z niejednej groźnej opresji wychodził cało, wybiegł z
meliny, wskoczył na sanie i pognał galopem ostrzeliwując się. Ścigały go
nasze kule. Dopadł do końca wsi, ale tam droga była zamknięta i
powitała go lawina ognia. Zawrócił i pognał w stronę szosy. Jeden z
żołnierzy zastąpił mu drogę. Zbój ranił go i jak oszalały pognał dalej.
Zdawało się, że już, już wymknie się nam z pułapki. Jednak kule dosięgły
go i runął w śnieg.

Z kolei Wanda Kalicka, mieszkanka wsi Babino, tak zapamiętała tamten tragiczny dzień:

Żołnierze zrobili trzy linie obławy. Ci z lasu jedną linię przeszli,
dymne granaty rzucili, drugą linię przeszli, na trzeciej się
ostrzeliwali, ale już nie mogli… . W lesie zabili „Szalonego” i
„Żbika”. Koło naszego domu zaraz wylądował „kukuruźnik”
[samolot Po–2] z
ubowcami. Wysiadł porucznik i jeszcze jeden. Patrzymy, a już sąsiad
Jackowski wiezie na furze ciało „Szalonego”. Miał zakrwawiony mundur,
przestrzelony ryngraf z Matką Boską na piersi. Jeden z ubowców, co
wysiadł z samolotu, podszedł i kopnął go, ale porucznik powiedział:
„Nieboszczyków nie trzeba bić” i nie pozwolił. Wyszliśmy z domu i
widzieliśmy to wszystko. Zawieźli „Szalonego” do szosy i ułożyli między
dwoma wiązami, które rosły na poboczu. Po niejakim czasie przywieźli
„Żbika” i położyli obok „Wiarusa”
[…]. „Humorek” [właśc. „Humor”] do
szosy doleciał i tam go zabili. I też położyli pod wiązami obok
„Wiarusa” i „Żbika”. Najbardziej to wszyscy żałowali „Humorka”
[właśc.
„Humora”], bo miał dopiero osiemnaście lat [właśc. dwadzieścia sześć].
Nawet ubecy go żałowali. Wtedy wszystkie dziewczęta z Babina zegnali, i
mnie też, bo chcieli zobaczyć, która zapłacze – co by znaczyło, że
narzeczona. Wiadomo: szkoda było chłopców, ale żadna nie płakała.
Przynieśli wtedy od gospodarzy brony, postawili je pionowo, poopierali
ciała plecami o te brony i zdjęcia im robili. Potem przyjechał duży
samochód ciężarowy i za nogi i ręce powrzucali ich na jego skrzynię.
„Skurwysyny, teraz będą w ubikacji w Mazowiecku pływać” – przechwalał
się jakiś ubek.


Zdjęcie pośmiertne Stanisława Grabowskiego „Wiarusa”. Babino, 22 marca 1952 r.  Fragment artykułu z „Gazety Białostockiej” z 1956 r. (fot. zbiory Barbary Sinczykowskiej).

Pozostałości oddziału, nad którymi objął dowództwo chor. Kazimierz Wieczorkiewicz „Ordon”, rozbito dopiero w końcu 1952 roku dzięki agentowi – byłemu żołnierzowi NZW Stanisławowi Chibowskiemu „Gromowi” (krypt. „Wiadro”, „Wierzba”). 23 listopada w Hermanach–Zamiankach (pow. Wysokie Mazowieckie) został zlikwidowany patrol sztabowy „Ordona” (2 zabitych, 1 ujęty), natomiast 19 grudnia w Krzewie–Plebankach (pow. Łomża) rozbito ostatni patrol partyzancki (3 zabitych).

Miejsce pochówku ppor. Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” nadal pozostaje nieznane. Najprawdopodobniej jego zwłoki zostały pogrzebane gdzieś na terenie siedziby PUBP w Wysokiem Mazowieckiem. Podczas prowadzonych tam po 1956 roku prac wodnokanalizacyjnych wprawdzie były odnajdywane szczątki zabitych partyzantów, jednak takie przypadki były wówczas skrupulatnie tuszowane.

Ostatni komendant NZW – część 1/2

Por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” – ostatni komendant białostockiego NZW
[…] Co miało swój początek, będzie miało i swój koniec […]
naszym hasłem Bóg i Ojczyzna i pod tym hasłem wytrwać musimy
choćby nas to nie wiem ile kosztowało. […]
Ja z Polski nie wyjadę, bo za bardzo ją kocham,
tutaj się urodziłem, tutaj umrę albo legnę.
Z listu por. K. Żebrowskiego do żony przebywającej na Zachodzie,
w którym uzasadnia odmowę ewakuacji z komunistycznej Polski
(październik 1946 r.)

Rankiem 3 grudnia 1949 r., w wyniku doniesienia agenturalnego, zabudowania w Mężeninie (pow. Łomża), gdzie przebywał komendant białostockiego Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” wraz ze swoim synem Jerzym ps. „Konar”, zostały otoczone przez grupę operacyjną II Brygady KBW i UB. Dowodzący operacją wezwał partyzantów do poddania się. W odpowiedzi „Konar” wystrzelił serię z automatu i wybiegli z ojcem przez tylne drzwi stodoły, ale i tam natknęli się na linię obławy, którą ostrzeliwując się próbowali sforsować. Teofil Lipka, gospodarz, u którego się ukrywali, tak wspominał ostatnie chwile Komendanta:

[…] „Bąk” z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich. „Konar” zachwiał się, krzyczy: Tato! Jestem ranny – i zwalił się na ziemię. „Bąk” zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą, żeby przestał się bić. „Bąk” strzelił sobie w głowę. Bój się skończył.

Ciało ostatniego komendanta białostockiego Okręgu NZW zastygło obok ciała jego syna. Walczyli i zginęli razem. Stało się tak, jak często w rozmowach z Teofilem Lipką zapowiadali. Mówili mu, że jeżeli znajdą się w sytuacji bez wyjścia, nie dadzą się wziąć żywcem. Wedle rachuby: zginąć, ale nikogo nie wydać. Uznawali, że są to winni ludziom, którzy przez lata udzielali im schronienia. Wedle przyrzeczenia „Bąka”, że z komunistami „będzie się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawi dla siebie”. Słowa dotrzymali!

Por. Kazimierz Żebrowski „Bąk”, ostatni komendant III Okręgu NZW Białystok. Poległ 3 grudnia 1949 r.

Dotrzymali tego słowa w okolicznościach przecież ekstremalnie tragicznych, przy których podręcznikowe, antyczne tragedie wydają się płaskie. Bo oto ojciec, w ostatnim geście rodzicielskiej miłości, strzela swemu ukochanemu dziecku w głowę. Antyczni Grecy po prostu nie byli w stanie wymyślić komunistów, stąd pewne braki w ich kanonicznych dramatach. Co innego Zbigniew Herbert. Ten okrucieństwo komunistów znał i pojmował skalę tragedii czasów powojennych. To pozwoliło mu napisać w poświęconym żołnierzom antykomunistycznego podziemia wierszu „Wilki”:

[…] nie opłakała ich Elektra/ nie pogrzebała Antygona/ i będą tak przez całą wieczność/ w głębokim śniegu wiecznie konać/ przegrali dom swój w białym borze/ kędy zawiewa sypki śnieg/ nie nam żałować – gryzipiórkom – i gładzić ich zmierzwioną sierść.[…].

Poeta miał rację: nie nam to czynić. My możemy tylko na chwilę oniemieć z respektu dla heroizmu „Bąka”, dla heroizmu, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się równie odległy naszym czasom, jak gniew przywołanej w wierszu „Wilki” greckiej księżniczki, uznającej bez względu na konsekwencje, że jej brat zasłużył na godny pochówek. Takiego pochówku nie mieli niestety „Bąk” i „Konar”. Ich ciała zostały zabrane przez funkcjonariuszy UB i pogrzebane w nieznanym do dzisiaj miejscu. To jeszcze jedna różnica pomiędzy antyczną tragedią a okresem pierwszych lat rządów komunistów na ziemiach polskich.

Jerzy
Żebrowski „Konar”, syn Kazimierza Żebrowskiego. Żołnierz NZW Okręgu
Białystok. W konspiracji od 1941 r. Poległ 3 grudnia 1949 r.

  • Chronicznie chory na punkcie patriotyzmu

Rodzina Żebrowskich była starą szlachecką rodziną z historycznego Mazowsza. Żebrowscy, pieczętujący się herbem Jasieńczyk, mieszkali w zaścianku Żebry-Wybranowo, w powiecie łomżyńskim. Trwali tam od wieków. Według zachowanej w pamięci rodzinnej legendy, za zasługi rycerskie w walkach z Zakonem Krzyżackim otrzymali nadania ziemskie od pierwszego z Jagiellonów. Podobno jeden z ich protoplastów stawał zbrojnie w bitwie pod Grunwaldem pod orłem Chorągwi Sandomierskiej. Żebrowscy słynęli z patriotyzmu. Walczyli w powstaniach i przelewali krew za niepodległą Polskę w latach 1918-20. W takiej rodzinie przyszedł na świat 4 marca 1901 r. Kazimierz Żebrowski. Ostatni komendant Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Okręgu Białystok.

Był najmłodszym synem Marianny i Tomasza, który był z kolei synem powstańca styczniowego z 1863 r. Miał brata Stanisława i trzy siostry. Dwie z nich wyszły za mąż za kawalerów z sąsiedniego zaścianka Szabły, panów Szabłowskich. Trzecia z sióstr pozostała panną. Wywieziona przez bolszewików nad Bajkał nie wytrzymała trudów sowieckiej zsyłki. I choć szczęśliwie dotarła do armii tułaczy generała Władysława Andersa, to jednak zmarła w Presji, gdzie została pochowana. Brat Stanisław w 1918 r. wstąpił ochotniczo do odrodzonego Wojska Polskiego. Brał udział w wojnie z bolszewikami i odniósł rany, jednak w służbie czynnej pozostał. Służył w szeregach 33 pułku piechoty do 1926 roku, tj. do zamachu stanu, który przeprowadził Józef Piłsudski. Nie poparł puczu, za co został usunięty z wojska. Tymczasem młodszy Kazimierz po ukończeniu, najpierw szkoły wiejskiej, mieszczącej się w rodzinnym zaścianku Żebry, a następnie szkoły w Zambrowie i odbyciu służby wojskowej w 33 pp. i w biurze Państwowej Komendy Uzupełnień, powrócił na wieś. Przejął połowę ojcowizny i jak od wieków jego przodkowie, gospodarzył na swoich 23 hektarach. Ożenił się z panną Modzelewską z zaścianka Konopki.

We wspomnieniach bliskich i sąsiadów Kazimierz Żebrowski dał się zapamiętać jako człowiek inteligentny i dobrze ułożony. Ceniono go jako doskonałego gospodarza. Budził powszechny szacunek okolicznych mieszkańców, co było m.in. powodem, dla którego  wybrano go prezesem Akcji Katolickiej w gminie Szczepankowo. Był on także aktywny w życiu politycznym. Należał do Stronnictwa Narodowego – największej partii politycznej w międzywojennej Polsce. Ludzie zapamiętali go również jako doskonałego mówcę. Często zapraszany do wygłoszenia okolicznościowych przemówień z okazji świąt państwowych i religijnych, potrafił zrobić kolosalne wrażenie na słuchaczach swoimi płomiennymi i trafiającymi do serc ludzi  mowami. Miał charyzmę. Natomiast jego stryj Szczepan zwykł był mawiać o Kazimierzu, że „jest on chronicznie chory na patriotyzm”. Egzamin z patriotyzmu przyszło Kazimierzowi zdać niebawem. W 1939 r. kapral rezerwy Kazimierz Żebrowski został powołany do służby w WP i przydzielony do żandarmerii. Wybuchła wojna.

  • „Za pierwszego Sowieta”

Żebrowski trafił do niewoli sowieckiej. Nie miał złudzeń, jak zostanie potraktowany nosząc mundur żandarmerii. I przeczucie go nie zawiodło. Został wydzielony z grupy jeńców w „zwyczajnych” uniformach strzeleckich czy podoficerskich i zakwalifikowany do grupy policjantów państwowych i oficerów. Gdyby nie pomoc kolejarza, który oddał mu na którymś z „etapów” swój zniszczony mundur kolejarski, prawdopodobnie zginąłby od strzału w tył głowy w Charkowie lub Miednoje. A tak, jako „żelaznodorożnyj” podczas kolejnej selekcji zwolniono go do domu. Wrócił. Władza sowiecka zainstalowała się już na dobre w Łomżyńskiem, które anektowane do Sowietów jako część Białoruskiej Socjalistycznej Republik Rad. Propaganda sowiecka, a później peerelowska uzasadniała tę aneksję względami etnicznymi i sprawiedliwością dziejową. Najwyraźniej więc Ziemię Łomżyńską potraktowano  jako „nie etniczne ziemie polskie”.

W miejscowej administracji i milicji prym wiódł miejscowy lumpenproletariat i skomunizowana biedota – na ogół pochodzenia żydowskiego. Nawieziono też towarzyszy z Rosji. Rozpoczęły się denuncjacje i aresztowania. Dotknęły one w pierwszej kolejności ziemian, działaczy społecznych i politycznych oraz oczywiście konspiratorów.
Kazimierz Żebrowski niemal natychmiast po powrocie do domu przystąpił do organizacji siatki konspiracyjnej. Został zaprzysiężony do Służby Zwycięstwu Polsce i przyjął pseudonim „Bąk”. Osobą odbierająca przysięgę był komendant Obwodu Łomża ZWZ por. Franciszek Skowronek ps. „Jackowski”. Jakkolwiek „Bąk” służył w Służbie Zwycięstwu Polski, to jednak sieć konspiracyjną tworzył w oparciu o przedwojenne struktury Stronnictwa Narodowego. Należy nadmienić, że pierwsza konspiracja w Łomżyńskiem, była w znaczącej części oparta na przedwojennych działaczach narodowych. Kazimierz Żebrowski został komendantem placówki Szczepankowo ZWZ.

Praca podziemna na terenach okupowanych przez ZSRS była zdecydowanie trudniejsza niż pod okupacją niemiecką. Masowe deportacje dziesiątkowały konspiratorów. Przekleństwem konspiracji była sowiecka agentura, rozlokowana po wsiach i miasteczkach, rekrutująca się niestety w znacznej mierze z miejscowych. Co raz rwały się sieci konspiracyjne, rozbijane aresztowaniami w wyniku donosów. „Bąk”, znany jako przedwojenny działacz Stronnictwa Narodowego, również został zadenuncjowany. Uniknął aresztowania, musiał się jednak ukrywać, czyli jak to mawiano wówczas w sowieckiej zonie, „żył na nielegalnej stopie”. Ukrywał się prawie półtora roku, aż do przyjścia Niemców. Było to możliwe dzięki ofiarności sąsiadów i okolicznej, patriotycznej ludności z nadnarwiańskich zaścianków. Jak wspominają miejscowi „Bąk” był tak lubiany i szanowany, że nikt nie odmawiał mu pomocy, pomimo tego, że taka pomoc narażała całą rodzinę na represje i mogła zakończyć się wywózką na Sybir.

W połowie czerwca 1941 r., tuż przed wybuchem wojny pomiędzy złączonymi sojuszem Niemcami i Sowietami, bolszewicy rozpoczęli masową, czwartą wywózkę ludności z terenów przez siebie okupowanych. 20 czerwca przyszli również po rodzinę Żebrowskich. Wywieziono żonę Kazimierza, jego dwie córki i małego synka. Starszy dziewięcioletni syn o imieniu Jerzy, wyrwał się z tłumu stłoczonych i przerażonych ludzi, czekających na transport na nieludzką ziemię. Prześliznął się między konwojentami i uciekł z peronu dworca kolejowego w Łomży. Ukryli go miejscowi.
Na szczęście dla Żebrowskich Niemcy błyskawicznie zajęli Łomżyńskie. W dniu 22 czerwca „Bąk” pojawił się w domu, zaraz dołączył do ojca Jurek, którym przez kilka dni opiekowali się życzliwi sąsiedzi. Ocaleli. Rozpoczęła się nowa, niemiecka okupacja.

  • W Narodowych Siłach Zbrojnych

Wraz z nadejściem Niemców, rozpoczął się dla „Bąka” nowy okres w pracy konspiracyjnej. W 1942 r. Kazimierz Żebrowski przeszedł wraz ze znaczną częścią struktury Związku Walki Zbrojnej z Łomżyńskiego do Narodowej Organizacji Wojskowej. Tymczasem jesienią 1942 r. na mapie podziemnej Polski pojawiła się nowa organizacja Narodowe Siły Zbrojne.
Struktury NSZ były wyjątkowo silne na północnym Mazowszu i Białostocczyźnie. Żołnierzem Narodowych Sił Zbrojnych został również Kazimierz Żebrowski, który otrzymał nominację na Komendanta Rejonu Szczepankowo – Nowogród – Śniadowo – Miastkowo. W NSZ służył od grudnia 1943 r. Latem 1944 r., „Bąk” stanął na czele oddziału partyzanckiego NSZ – scalonego z AK – operującego w ramach większej jednostki partyzanckiej pod nazwą I batalionu 33 pułku piechoty Armii Krajowej. Oddział w sile około 120 ludzi, ulokowany był na bagiennym obszarze, w okolicy wsi Kleczkowo i Podosie. Stamtąd podejmowane były wypady na cofające się z frontu formacje niemieckie. „Bąk” uczestniczył w akcji „Burza” w ramach wspomnianego wyżej I batalionu 33 pp AK dowodzonego przez kpt. Józefa Siejaka „Saka”.
W lipcu 1944 r. w Moskwie Stalin utworzył PKWN, którego członkowie zostali przerzuceni do Lublina, a Armia Czerwona zatrzymała się na linii Wisły. Bolszewicy po raz drugi w tej wojnie zajęli Łomżyńskie. Na zapleczu frontu pod okiem NKWD/NKGB rozpoczęło się formowanie komunistycznej administracji, towarzyszyły temu  wywózki i aresztowania.

  • „Będę się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawię dla siebie”

W nowej sytuacji politycznej, w obliczu kolejnej okupacji sowieckiej wśród członków podziemia pojawiło się szereg dylematów, jaką przyjąć postawę i drogę dalszej walki. Podczas odprawy dowództwa Rejonu AK – z udziałem oficerów NSZ – padały różne koncepcję działania. Od pomysłu ujawnienia się wobec wkraczających Sowietów, po rozwiązanie oddziałów partyzanckich, „zamelinowanie” broni i przejście do jeszcze głębszej, „szkieletowej” konspiracji. W trakcie spotkania głos zabrał również Kazimierz Żebrowski „Bąk”. Był zdania, że należy się bić z komunistycznym okupantem. Wypowiedział wówczas znamienne i jak  się miało okazać niestety prorocze zdanie: „Będę się bił do ostatniego naboju, a ten ostatni nabój zostawię dla siebie”.

Żołnierze I Brygady Podlaskiej NZW, od lewej: ppor. Tadeusz Narkiewicz „Ciemny”, NN „Śmiały”, ppor. Jan Skowroński „Cygan” (w wyniku jego zdrady osaczono i zabito por. T. Narkiewicza „Ciemnego”), sierż. Bolesław Olsiński „Pająk”, „Szczerba”, st. sierż./ppor./por. Henryk Jastrzębski „Zbych” (zdjęcie wykonane przez fotografa Kazimierza Zakrzewskiego), Zaręby-Święchy, gm. Czyżew, pow. Wysokie Mazowieckie, maj 1947 r.

Metody represji za drugiego Sowieta w istocie swej nie różniły się wiele od tych, które zastosowali oni w latach 1939–41. Wywózki, donosy, aresztowania i tortury w lokalnych katowniach. Odmienną cechą było jednak wprzęgnięcie w aparat represji, znacznie szerzej niż w latach pierwszej okupacji, grup ludności rdzennie polskiej. O ile wcześniej kadry milicji, bezpieki i lokalnej administracji, różnych rajkomów i sielsowietów, zasilali częstokroć Żydzi i tzw. wostoczniki – przywiezieni z Rosji – o tyle po sierpniu 1944 r. zastąpiono ich Polakami. Było to tym łatwiejsze, że okupacja Polski dokonywała się wśród atrybutów symboli narodowych. W końcu funkcjonariusze MO czy KBW nosili na czapkach orzełki (fakt, że bez korony), a nad drzwiami posterunków milicji powiewały biało-czerwone flagi. Komuna wychodziła do ludzi z oszukańczymi hasłami poprawy warunków socjalnych, integracji przy odbudowie zniszczonego kraju, etc. Wielu ludzi przyłączyło się do okupantów.

Wkrótce po zainstalowaniu się komunistycznej władzy w Łomżyńskiem rozpoczęto budowanie „Ludowej Polski aż po Bug”. Rozpoczęto… od aresztowań. Ofiarą donosu, a następnie aresztowania padł również „Bąk”. Jesienią 1944 r. pod fałszywym nazwiskiem został zatrzymany i wywieziony na Wschód. Jego trzynastoletni syn pozostał sam. Kazimierzowi Żebrowskiemu po raz drugi udało się wyrwać z rąk sowieckich. Zbiegł i powrócił w rodzinne strony. Był rok 1946. Niewiele wiadomo, co w czasie zsyłki ojca działo się z synem noszącym ps. „Konar”. Najprawdopodobniej „był na siatce”. To znaczy tkwił w konspiracji. Od momentu ucieczki i powrotu „Bąka” z zsyłki, „Konar” z ojcem się już nie rozstawał. Razem byli w lesie, wspólnie przebijali się przez obławy  KBW, obaj dzielili trudy partyzanckiego życia. Aż do końca. Do dnia, kiedy obaj poniosą śmierć.

Od lewej stoją: Antoni Struniawski „Huragan” i Jerzy Żebrowski „Konar”, syn komendanta „Bąka”, 1948 r.

„Bąk”, używający wówczas także pseudonimów „Dziadek” i „Zwierzyński”, zdecydowanie odrzucał jakąkolwiek myśl o ewakuacji na Zachód. W liście z 10 października 1946 r., pisanym do ukochanej żony, której udało się przeżyć zesłanie i wyjść z Andersem napisał:

[…] Co miało swój początek, będzie miało i swój koniec […] naszym hasłem Bóg i Ojczyzna i pod tym hasłem wytrwać musimy choćby nas to nie wiem ile kosztowało. […] Ja z Polski nie wyjadę, bo za bardzo ją kocham, tutaj się urodziłem, tutaj umrę albo legnę.

Zgodnie z danym wcześniej słowem – podczas letniej odprawy komendantów podziemia – postanowił bić się dalej, do końca. Tym razem już w szeregach Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
W NZW początkowo został dowódcą kompanii na terenie gminy Szczepankowo (do marca 1947 r.), następnie pełnił obowiązki dowódcy I batalionu „Burza”, szefa Wydziału I (organizacyjnego) KP NZW Łomża „Podhale” (od czerwca 1947 r.), komendanta Powiatu NZW Wysokie Mazowieckie „Mazur” (wrzesień 1947 – grudzień 1949), komendanta Powiatu NZW Łomża „Podhale” (kwiecień 1948 – grudzień 1949).

Ostatni komendant NZW – część 2/2>
Strona główna>

Ostatni komendant NZW – część 2/2


Żołnierze I Brygady Podlaskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego dowodzonej przez por. Tadeusza Narkiewicza „Ciemnego” (stoi 6 od lewej), maj 1947 r.

  • Komendant niezłomnych

Komenda Okręgu III NZW Białystok powstała w kwietniu 1945 r. Okręg podzielony był na 9 komend powiatowych. Szacuje się, że siły NZW na Białostocczyźnie liczyły w 1945 r. około 10 tysięcy ludzi. Funkcje komendantów Okręgu sprawowali kolejno: kpt/mjr Mieczysław Grygorcewicz ps. „Miecz”, „Bohdan”, mjr Jan Szklarek ps. „Roja” i ppłk Władysław Żwański ps. „Błękit”. Po śmierci tego ostatniego, w dniu 1 lipca 1948 r., na czele struktur NZW w województwie białostockim stanął Kazimierz Żebrowski „Bąk”. Łączył funkcję komendanta powiatów: Łomża „Łaba” – „Podhale”, Wysokie Mazowieckie „Mazur”, Ostrów Mazowiecka „Noc” – „Tatry”. Dążąc do odbudowy i konsolidacji zniszczonych struktur narodowego podziemia, pełnił obowiązki komendanta Okręgu w stopniu porucznika. Pełnił je sumiennie, przywiązując ogromną wagę do dyscypliny wśród podległych sobie żołnierzy. Nawet „resortowi” bolszewicy przyznawali w swych meldunkach, że żelazną ręką tępił wszelkie nadużycia, zwłaszcza te – jak pisano – w formie przywłaszczania zdobytych w drodze rabunku pieniędzy i towarów, które były surowo karane, włącznie do kary śmierci.

Grupa żołnierzy z oddziału PAS NZW por. Tadeusza Narkiewicza „Ciemnego”, 1947 r.

W wyniku represji komunistycznych siły NZW i w ogóle podziemia na Białostocczyźnie topniały w zatrważającym tempie. O ile w 1945 r. w konspiracji i oddziałach leśnych było około 10 tysięcy żołnierzy NZW, o tyle wiosną 1947 r. w „lesie” trwała ich już tylko połowa. Największe uszczuplenie sił konspiracji spowodowała jednak tzw. amnestia. W 1947 r. skorzystało z niej przeszło 2 tysiące żołnierzy narodowego podziemia na Białostocczyźnie. Większości z nich komuniści nie pozostawili w spokoju i w następnych miesiącach i latach aresztowali. Amnestia była tylko zabiegiem taktycznym. Chodziło o rozładowanie lasów. Słusznie pisał Józef Mackiewicz na łamach londyńskich „Wiadomości”, komentując ówczesną komunistyczną amnestię:

Społeczeństwo, które strzela, nigdy nie da się zbolszewizować. Bolszewizacja zapanuje dopiero, gdy ostatni żołnierze wychodzą z ukrycia i posłusznie stają w ogonkach. Właśnie w Polsce gasną dziś po lasach ostatnie strzały prawdziwych Polaków, których nikt na świecie nie chce nazywać bohaterami […].

Doskonale rozumiał to również „Bąk” i nie zamierzał się ujawniać. Poamnestyjne represje solidnie osłabiły siły III (krypt. XV) Okręgu NZW Białystok. W pierwszej połowie 1948 r. w szeregach organizacji pozostawało od 300 do 600 żołnierzy. Ich dowódcą był „Bąk”. Nieprzerwanie towarzyszył mu jego syn Jerzy ps. „Konar”, który pełnił zarazem funkcję adiutanta ojca.
W ramach komend powiatowych NZW Łomża, Wysokie Mazowieckie i Ostrołęka działało kilka oddziałów partyzanckich, które od połowy 1945 r. przeprowadziły wiele spektakularnych akcji przeciwko komunistom. Były to m.in.:

  • Oddział por. Tadeusza Narkiewicza „Ciemnego”, „Rymicza”, który działał od jesieni 1945 r. do września 1947 r. składał się z ok. 30 żołnierzy. Por. „Ciemny” (ur. 1920 r.) rozpoczął konspirację w oddziale KP NZW Wysokie Mazowieckie „Mazur” Feliksa Łuniewskiego „Żbika”, następnie szef ochrony sztabu KO NZW Białystok „Chrobry”, w 3 Brygadzie Wileńskiej NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego” (październik 1945 – luty 1946); później szef PAS KP NZW Łomża „Łaba Południowa” (październik 1946 – luty 1947), komendant Powiatu NZW Łomża „Podhale” (marzec – wrzesień 1947), komendant Powiatu NZW Wysokie Mazowieckie „Mazur” (maj – wrzesień 1947). Nie ujawnił się w trakcie amnestii w 1947 r. Zginął 6 września 1947 r. w pobliżu wsi Czochanie-Góra w walce z GO UBP-KBW, w wyniku zdrady kolegi – ppor. Jana Skowrońskiego „Cygana”. Dwukrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Najważniejsze akcje jego oddziału to: starcie z oddziałem WP w Kossakach (29 marca 1946 r.), zasadzka na samochód Armii Czerwonej, a następnie na grupę operacyjną MO w Zambrzycach-Kapustach (10 maja 1947 r.), rozstrzelanie w Chlebiotkach starosty łomżyńskiego Tadeusza Żeglickiego i przewodniczącego PRN w Łomży Stanisława Tońskiego (7 sierpnia 1947 r.).
  • Oddział st. sierż./ppor./por. Henryka Jastrzębskiego „Zbycha”, „Bohuna” działał na terenie powiatów: Łomża, Ostrów Mazowiecka i Ostrołęka od czerwca 1945 r. do 3 kwietnia 1948 r., kiedy to por. „Zbych” wpadł w ręce funkcjonariuszy UB. Kilka dni później popełnił samobójstwo w celi aresztu UB. W jego oddziale służyło ok. 30-40 żołnierzy, a przewinęło się przezeń ok. 80 partyzantów. Najważniejsze akcje to: zasadzka na GO UBP-MO-NKWD w Wierzbowie (18 września 1945 r.), zasadzka na GO UBP-MO-KBW zorganizowana wspólnie z oddziałem PAS NZW ppor. Michała Bierzyńskiego „Sępa” pod Jedwabnem (23 października 1945 r.), rozbrojenie posterunku MO w Śniadowie (21 grudnia 1945 r.), rozbicie GO UBP-WP pod Usnikiem wspólnie z oddziałem plut. Henryka Gawkowskiego „Roli” (18 lutego 1946 r.), rozbrojenie oddziału WP wspólnie z „Sępem” w Jurcu Włościańskim (13 czerwca 1946 r.), starcie z oddziałem WP w Kamieniewie (czerwiec 1946 r.), zajęcie siedziby Zarządu Gminy w Szczepankowie (23 listopada 1946 r.), atak na urzędy gminy w Szczepankowie, Nowogrodzie, Rutkach, Puchałach, Miastkowie (10 lutego 1947 r.).
  • Wiosną 1947 r. z oddziałów por. „Ciemnego” i „Zbycha” powstało zgrupowanie partyzanckie, które przyjęło nazwę I Brygady Podlaskiej NZW i nad którą komendę objął por. T. Narkiewicz. W ramach tej struktury partyzanci działali do przełomu sierpnia i września 1947 r. (śmierć por. „Ciemnego”) na terenie powiatów Łomża i Wysokie Mazowieckie. Brygada składała się z ok. 50-70 żołnierzy, którymi w poszczególnych pododdziałach dowodzili st. sierż./ppor./por. Henryk Jastrzębski „Zbych” i plut. Henryk Gawkowski „Rola”.


Komendant
Kazimierz Żebrowski „Bąk” (oznaczony cyfrą 4) przed szeregiem żołnierzy III Okręgu NZW. Zdjęcie wykonane na przełomie kwietnia i maja 1947 na kolonii Tabędz (za domem Jana Głębockiego „Brzytwy” – dowódcy batalionu). Pod numerami:
1. 17-letni wówczas Jerzy Żebrowski „Konar” (syn Kazimierza Żebrowskiego „Bąka”) zginął wraz z ojcem 3.12.1949 r. w Mężeninie. (W związku z licznymi błędami w publikacjach, podaję prawidłową datę jego urodzenia: 21 I 1930 r.); 2. Stanisław Zienkiewicz „Kalina” zginął 28.01.1948 r. w Lipiance; 3. NN.; 4. Por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” zginął 3.12.1949 r. w Mężeninie; 5. Antoni Przychodzeń „Grom” zginął 3.05.1947 r. w Tabędzu (obok zabudowań Jana Głębockiego „Brzytwy”) – pochowany na miejscowym cmentarzu; 6. Henryk Rogowski „Sokora” zabity 22.07.1947 w Kleczkowie, pochowany na miejscowym cmentarzu; 7. NN „Marian” od „Śmiałego” (z Brygady Wileńskiej); 8. Marian Łuba „Smal” zabity 14.05.1948 w Krajewie Borowym; 9. NN.; 10. NN; 11. Teofil Jemielity „Wicher” zabity 30/31.07.1947 w PUBP w Ostrołęce; 12. NN; 13. NN „Śmiały” – zabity. (Opis zdjęcia: Leszek Żebrowski).

Zdjęcie wykonane na kolonii Tabędz (za domem Jana Głębockiego „Brzytwy” – dowódcy batalionu) na przełomie kwietnia i maja 1947 r. Z przodu leżą: NN i NN. Od lewej w głębi stoi „Śmiały” NN, leżą: Marian Łuba „Smal”, Antoni Przychodzeń „Grom”, „Marian” NN, Henryk Rogowski „Sokora”, Teofil Jemielity „Wicher”, Stanisław Zienkiewicz „Kalina”, w głębi pośrodku stoi por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” (z lornetką), leżą: NN, NN, stoi Jerzy Żebrowski „Konar”. (Opis zdjęcia: Leszek Żebrowski).
Było coraz ciężej, teren został w sposób wręcz niewiarygodny nasiąknięty konfidentami UB. Samego tylko „Bąka” rozpracowywali agenci i informatorzy o kryptonimach: „Szczery”, „Przybył”, „Kaczka”, „Kanarek”, „Zgroza”, „Staszek”, „Szpak”, „Gruchacz” czy „Złoczyńca”. To oczywiście nie wszyscy. Wyłącznie miejscowi. Bardzo wiele przekazał, złamany ubeckimi torturami, żołnierz okręgu ppor. Jan Skowroński ps. „Cygan” – wyjawiając niemal wszystkie „meliny” Komendanta. Na podstawie jego zeznań aresztowano później dziesiątki dzielnych ludzi  z rodzin udzielających wsparcia i opieki partyzantom. Oddziały partyzanckie stopniały do małych grup po kilka, góra kilkanaście osób, lecz nadal walczyły i „kąsały” komunistów. Jak wspominał, żołnierz łomżyńskiej konspiracji, Teofil Lipka: „Bąk” przyzwyczaił się do partyzantki i nic sobie z niej nie robił; szedł na śmiałego. Często do mnie zachodził – wiadomo, stary znajomy.

Żołnierze I Brygady Podlaskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego. Od lewej N.N. „Śmiały”, por. Henryk Jastrzębski „Zbych”, por. Tadeusz Narkiewicz „Ciemny”, sierż. Bolesław Olsiński „Pająk”, „Szczerba” i ppor. Jan Skowroński „Cygan” (w wyniku jego zdrady osaczono i zabito por. T. Narkiewicza „Ciemnego”).

Nocą 3 grudnia 1949 r. „Bąk” i „Konar” także znaleźli się w gospodarstwie Teofila Lipki we wsi Mężenin, w gminie Śniadowo powiatu Łomżyńskiego. Jednak tym razem dom i zabudowania gospodarcze państwa Lipków otoczyło UB i KBW.

  • Pan Teofil

Rekonstrukcja wydarzeń z nocy i poranka 3 grudnia 1949 r., i zarazem ostatnich chwil życia „Bąka” i „Konara” jest możliwa po przeczytaniu raportu Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego pn. „Opis walki operacyjnej”, meldunków WUBP z Łomży do Warszawy  oraz dzięki kapitalnej wręcz relacji cytowanego już Teofila Lipki. Nim oddamy jednak głos Teofilowi Lipce, należy poświęcić mu nieco miejsca i przybliżyć dzielną postać tego człowieka.

Teofil Lipka przed wojną był rolnikiem. Po wybuchu wojny, dość wcześnie, bo już w lutym 1940 roku związał się z podziemiem. W trzy miesiące później, w ramach drugiej – kwietniowej deportacji ludności polskiej do ZSRS, został wraz z całą rodziną wywieziony na Syberię. Przeżył. Po ustaleniu granicy między Polską Ludową a Sowietami część z tych, którzy przeżyli łagry została zwolniona z obozów. Były to osoby pochodzące z terenów, które Stalin wraz z naszymi byłymi sojusznikami z Zachodu, łaskawie pozostawili w zarząd komunistycznej Polsce. Wśród nich był Teofil. W połowie maja 1946 r., pociąg którym podróżował  przejechał most na Bugu. Wrócił do rodzinnej wsi. Następnego dnia Teofilowi złożyli wizytę niespodziewani goście.

[…] Wieczór, ciepło. Nasi jeszcze z transportu [repatriacyjnego z Syberii – przyp. M.W.] nie przyjechali. Położyłem się spać w stodole. Po jakimś czasie ktoś mnie ciągnie za marynarkę. Odkręcam się i słyszę: – wstawaj Teofil. Patrzę: automat na plecach, hełm na głowie. To chyba Boguski z Wierzbowa.
– Przyszli my ciebie odwiedzić.
– A skąd wy wiecie…
– Widzieliśmy jak żeś szedł przez wieś – mówi zadowolony.
– Chodź na podwórko. Zobaczysz ilu nas jest. Rzeczywiście – całe podwórko ich stoi. W szeregu, brzękają karabinami. To był oddział „Zbycha” [
ppor. Henryk Jastrzębski] i „Bąka” [por. Kazimierz Żebrowski] z NZW. Ze trzydziestu, wszyscy umundurowani. Przywitali się ze mną kolejno.
– Będziemy do ciebie [Teofilu] przychodzić. Dobrze, żeś przyjechał.
Wstąpiłem, przepadło. Kto ma żyć, żyć będzie. Jeszcze raz złożyłem przysięgę. Odbierał ją ode mnie „Bąk”. To był jeden z najtwardszych Polaków. Powiedział, że broni nie złoży dopóki komuna w Polsce.[…]. 


Por. Henryk Jastrzębski „Zbych”, „Bohun”, dowódca oddziału partyzanckiego NZW operującego na terenie powiatów Łomża, Ostrów Mazowiecka i Ostrołęka.

Por. Henryk Jastrzębski
„Zbych”, „Bohun” (z prawej)  przyjmuje raport.

  • Tato! Jestem ranny…

Wieczorem 2 grudnia 1949 r. UB otrzymało informację od informatora o kryptonimie „Kanarek”, że dwóch bandytów: „Bąk” wraz z drugim uzbrojonym osobnikiem znajdują się u mieszkańca wsi Mężenin, obywatela Olszewskiego Grzegorza. Był to teść Teofila Lipki. Informację tę przekazano do KBW. Dowódca 2 Brygady KBW, towarzysz mjr Tomczakowski zmobilizował do akcji operacyjnej, mającej na celu schwytanie lub zlikwidowanie dwóch „groźnych bandytów” cztery plutony wojska z podległej sobie brygady. Ponadto w obławie uczestniczyli też funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W sumie było to sto kilkadziesiąt osób wyposażonych w samochody osobowe, ciężarówki, uzbrojeni w szybkostrzelną broń maszynową. Gospodarstwo, w którym przebywali „Bąk” i jego syn zostało szczelnie otoczone. Białostockie UB dysponowało dokładnym rozpoznaniem. Wiedzieli, że partyzanci są w stodole, a mimo to próbowali zmusić gospodarza do wyjawienia ich kryjówki. Świadczy o tym wspomniany wyżej dokument, sporządzony przez dowodzącego akcją „bezpieczniaka”, w którym zapisano, że na zapytanie gospodarza, czy w jego zabudowaniach przebywają bandyci – ww. nie przyznawał się.
Potwierdza to również raport z dnia 10 grudnia 1949 r. sporządzony przez naczelnika Wydziału III WUBP do centrali w Warszawie, w którym czytamy, że indagowany Olszewski czy u niego w domu są bandyci, w kategoryczny sposób oświadczył, że u niego bandyci nie ukrywają się.
Wspominany już Teofil Lipka tak zapamiętał ostatnie chwile Komendanta:

[…] Cały czas trzymali mnie w domu, bo bali się, że w nocy tamci mają szansę ucieczki. Stałem z rękami do góry. Gdy rozwidniło się, powiedzieli (ubowcy): Chodź. Patrzę: między stodołą, a domem stoi karabin maszynowy, za chlewem – żołnierz z automatem.
– Niech tylko któryś z nas zginie, to ty nie wrócisz – powiedział do mnie szef UB. Wszedłem do stodoły, zajrzałem do zasieka – nie tam, gdzie oni leżą, ale na drugie klepisko.
– Nie widzę tutaj nikogo –  głośno mówię, żeby wszyscy słyszeli. A ten szef UB stał za węgłem i krzyknął: Są! Roztwieraj wierzeje! Wychodzić ze stodoły, bo podpalimy budynki.
I odzywa się „Bąk” donośnym głosem:
– Tak jest. Wychodzimy.
Wybryknęli z tej słomy na klepisko koło mnie. „Bąk” miał dwa pistolety, a jego syn „Konar” żelazny automat, naboje na piersi. I biegną za stodołę. Dopiero zaczęła się strzelanina! Wyskoczyłem na podwórze i układłem się w taki dół. Patrzę: stodoła już się pali i sąsiada też zaczyna. „Bąk” z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich. „Konar” zachwiał się, krzyczy: Tato! Jestem ranny – i zwalił się na ziemię. „Bąk” zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą, żeby przestał się bić. „Bąk” strzelił sobie w głowę. Bój się skończył.

Sporządzona – tuż po walce – przez dr. Czesława Jurka sekcja potwierdza samobójstwo „Bąka”, wskazuje ponadto, że Komendant był przed śmiercią postrzelony w lewą łopatkę. Ubowcy, co zresztą podobnie jak u gestapowców, było ich stałym zwyczajem, zrobili po śmierci zdjęcia poległym.

  • Post Mortem

W raporcie z likwidacji „Bąka” i „Konara” sporządzonym dwa dni po walce napisano, że przy poległych zdobyto: 1 automat „Bergmann”, dziesięciostrzałowy karabin niemiecki, 2 pistolety TT, 3 granaty, 8 magazynków do broni automatycznej i pistoletów, 800 szt. amunicji różnej oraz 3 torby polowe z rozkazami „Bąka”. Zatrzymano trzech „aktywnych współpracowników Bąka”. Jednym z aresztowanych był Teofil Lipka. Odsiedział w komunistycznych więzieniach do śmierci Stalina. Wyszedł w 1953 roku ze steranym zdrowiem. Do końca życia mieszkał w swojej rodzinnej wsi. Zwłoki Kazimierza Żebrowskiego i jego syna Jerzego zostały zabrane do Łomży. Nigdy, mimo próśb, nie wydano ich rodzinie. Do dziś nie znane jest też miejsce ich pochówku. Podobno szczątki tych dwóch niezłomnych żołnierzy zostały włożone do worków wypełnionych kamieniami i utopione w torfowisku koło wsi Kupiski. Funkcjonariusze KBW i UB biorący udział w obławie we wsi Mężenin oraz w profanacji zwłok Kazimierza i Jerzego nigdy nie zostali osądzeni i skazani.

Śmierć Kazimierza i Jerzego Żebrowskich nie była końcem zbrojnego oporu na Ziemi Białostockiej. W ramach NZW walkę kontynuował sierż./ppor. Stanisław Grabowski „Wiarus” oraz ostatni z „samozwańczych” komendantów NN o ps. „Kordian”.

Patrol NZW sierż./ppor. Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” (pierwszy z lewej), ok. 1950 r. „Wiarus” do 1952 r. był szefem PAS w Komendzie Powiatu NZW „Mazur” Wysokie Mazowieckie. Drugi od lewej – NN „Jastrząb”, trzeci – Józef Grabowski „Vis” – brat „Wiarusa”.

Ppor. „Wiarus”, jeden z najdłużej walczących z komunistami żołnierzy NZW, będący szefem powiatu Wysokie Mazowieckie krypt. „Mazur” (od października 1948 r.) oraz szefem Pogotowia Akcji Specjalnej NZW woj. białostockiego – nawiasem mówiąc mianowanym uprzednio przez „Bąka” – zginął w zasadzce we wsi Babino (powiat Wysokie Mazowieckie) w dniu 22 marca 1952 r. Zadenuncjowała go agentka UB Franciszka Lenczewska nosząca kryptonim „Ewa”.
Wraz z dwoma swoimi żołnierzami poległ w walce z grupą operacyjną WUBP Białystok oraz 2. Brygady KBW. Partyzanci nie mieli żadnych szans, jednak gdy zorientowali się, że są otoczeni, podjęli próbę przebicia się przez kordon obławy. W wyniku półgodzinnej wymiany ognia wszyscy trzej zginęli. Oprócz Stanisława Grabowskiego „Wiarusa” polegli również: Lucjan Zalewski „Żbik” oraz Edward Wądołowski „Humor”.
Pozostałości oddziału „Wiarusa”, nad którymi objął dowództwo chor. Kazimierz Wieczorkiewicz „Ordon”, zostały rozbite przez komunistów do końca 1952 roku.

Michał Wołłejko*

 

* Michał Wołłejko jest historykiem, doktorantem na UKSW.
Dziękuję bardzo autorowi za udostępnienie tekstu do publikacji.


Ostatni komendant NZW – część 1/2>
Strona główna>

Oddział "Wiarusy" i jego rozbicie – część 1/2

Po "Ogniu" był "Mściciel"… oddział partyzancki "Wiarusy" i jego rozbicie

Artykuł, którego autorem jest Dawid Golik z krakowskiego Oddziału IPN, powstał na podstawie fragmentów przygotowywanej przez niego pracy pod tytułem Obszar opanowany przez "leśnych". Działania partyzanckie oraz represje aparatu bezpieczeństwa na terenie Ochotnicy w latach 1945-1956. Dziękuję za udostępnienie tekstu do publikacji!

Genezy oddziału „Wiarusy” należy szukać bezpośrednio w Zgrupowaniu Partyzanckim „Błyskawica”. Wraz ze śmiercią Józefa Kurasia „Ognia” 22 lutego 1947 r. całe zgrupowanie przestało istnieć, a duża część "ogniowców" skorzystała z amnestii. W lesie pozostał jednak trzon operującej w rejonie Rabki 3 kompanii Zgrupowania, dowodzonej przez pochodzącego z Wileńszczyzny Antoniego Wąsowicza „Rocha”. To właśnie z tej grupy narodził się oddział nazywany początkowo po prostu "3 kompanią AK", później zaś od maja 1947 r., czyli po objęciu dowództwa przez Józefa Świdra "Mściciela", "Wiarusami" (rzadziej też pojawiała się nazwa ROAK – Ruch Oporu Armii Krajowej). Od tego momentu, aż do lipca 1949 r. możemy w zasadzie mówić o ciągłości tej grupy, pomimo licznych zmian zarówno na szczeblu dowódczym, jak i w samym składzie osobowym.

Partyzanci 3 kompanii por. Henryka Głowińskiego "Groźnego" ze zgrupowania mjr. Józefa Kurasia "Ognia". "Groźny", stoi trzeci z
lewej,
za nim stoi Antoni Wąsowicz "Roch".

Oddział "Rocha", czyli pozostałości 3 kompanii zgrupowania "Ognia" był oddziałem, który kontynuując podziemną działalność postanowił także zastosować represje wobec ujawniających się "ogniowców". Najbardziej znaną tego typu akcją był zamach na Bogusława Szokalskiego "Herkulesa", byłego adiutanta „Ognia”, oraz na jego narzeczoną Albinę Zborowską „Baśkę”, do którego doszło 23 marca 1947 r. W jego wyniku Zborowska została zastrzelona, a Szokalski ciężko ranny. Powodem zamachu na te osoby był nie tylko fakt ich ujawnienia wobec władz, ale także przypuszczenia, że podjęli oni jeszcze za życia „Ognia” współpracę z UB1.

Zaznaczyć należy, że podziemie funkcjonowało wówczas w bardzo trudnych warunkach, gdyż współpracujący dotychczas z partyzantami górale, czyli tzw. „terenówka bandy”, jak określali to funkcjonariusze UB, w dużej części także postanowili skorzystać z amnestii. Sytuacja w Gorcach była na tyle niesprzyjająca dalszej działalności, że dowodzący 3 kompanią Antoni Wąsowicz „Roch” razem z jeszcze dwoma innymi „ogniowcami” (Adamem Domalikiem i Edwardem Superganem) postanowił przerwać walkę i przez Czechosłowację i Austrię przedostać się na Zachód. Partyzanci zaopatrzeni w broń krótką i granaty 7 maja opuścili Polskę. Niestety, próba ta zakończyła się niepowodzeniem i aresztowaniem całej trójki na terenie Austrii 12 maja 1947 r. Antoni Wąsowicz i Adam Domalik zostali następnie przekazani władzom polskim i na mocy wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie skazani na karę śmierci, którą wykonano 24 lutego 1948 r. Supergan uratował życie, ale trafił na wiele lat do więzienia.

Oddział "Wiarusy" w 1947 r. – pierwszy z lewej dowódca Józef Świder "Mściciel", drugi z-ca dowódcy Dymitr Zasulski "Czarny", za nim Mieczysław Łysek "Grandziarz". Klęczy od lewej Adam Półtorak "Wicher", N.N.

Wiarusy 1947 r. Od lewej: Adam Półtorak "Wicher", N.N., Adam Papież,
Mieczysław Łysek "Grandziarz", Dymitr Zasulski "Czarny".


Wiarusy 1947 r. Od lewej: Adam Półtorak "Wicher", Adam Papież, Mieczysław Łysek "Grandziarz", Dymitr Zasulski "Czarny", N.N.

Klęczy Dymitr Zasulski "Czarny", przy rkm-ie leży Mieczysława Łysek
"Grandziarz"
.

W Gorcach pozostała zaledwie kilkuosobowa grupa partyzantów, na czele z Józefem Świdrem „Pucułą”, który po objęciu nad nią dowództwa zmienił swój pseudonim na „Mściciel”. Dwudziestoletni Świder, dotychczas szeregowy żołnierz 3 kompanii, okazał się być dobrym organizatorem – oddział oficjalnie już działający pod nazwą „Wiarusy” rozbudował do stanu kilkunastoosobowego, wzmocnił też sieć współpracowników i informatorów grupy. W obawie przed stale narastającymi represjami UB z powrotem w góry trafiali kolejni byli żołnierze „Ognia”. Głośnym echem odbiła się w tym czasie sprawa śmierci ujawnionego partyzanta Kazimierza Białońskiego „Rudego”, którego zastrzelono w jednej z zakopiańskich restauracji.

Do lasu uciekano więc z jednej strony nie chcąc trafić do więzienia, a z drugiej w obawie o własne życie. „Wiarusy” pod dowództwem „Mściciela” działali aż do 13 lutego 1948 r., kiedy to Józef Świder zginął w potyczce z UB w Lubniu, a pochwycony wówczas Marian Kozłecki „Grzmot” poprowadził 20 lutego obławę na leśny obóz oddziału, którym była ziemianka położona między Harklową a Ochotnicą.

Fotografia Józefa Świdra „Mściciela” zastrzelonego przez UB w walce 18 lutego 1948 r., wraz z opisem sporządzonym przez bezpiekę.

Po tych wydarzeniach grupę scalił na nowo Tadeusz Dymel „Srebrny”, nie należący wcześniej do zgrupowania „Ognia”. Oddział liczył około 10 osób, nie posiadał stałej bazy, korzystając przede wszystkim z gościnności gorczańskich górali. W lipcu 1948 r. doszło do niejasnego do dzisiaj podziału w obrębie grupy. Według opinii oficerów UB miał on nastąpić na tle okupacyjnej przeszłości „Srebrnego”. Był on bowiem w 1947 r. oskarżony o to, że w czasie wojny współpracował z Gestapo (tajną niemiecką policją państwową) w Nowym Sączu. Nie został jednak osądzony, gdyż uciekł z rozprawy i wraz ze swoim szwagrem Edwardem Skórnógiem dołączył do dowodzonego przez „Mściciela” oddziału „Wiarusy”. Jak dotąd nie udało się w pełni ani potwierdzić, ani obalić tezy o współpracy Dymela z Niemcami2.

Po podziale przy „Srebrnym” pozostali: Stanisław Ludzia „Dzielny”, „Harnaś” (ujawniony w 1947 r. były adiutant „Ognia”), Edward Skórnóg „Szatan” oraz Mieczysław Łysek „Grandziarz”.
Odeszli natomiast bracia Samborscy – Kajetan „Lot”, „Teściowa” i Stanisław „Bratek”, „Duch”, Zbigniew Zarębski „Kanciarz” oraz Henryk Machała „Jaksa”, „Gryf”. Na czele grupy stanął „Teściowa”, a oddział przyjął nazwę „Zorza”. Nie działał jednak długo, gdyż już w październiku 1948 r. zawiesił akcje zbrojne, a broń ukrył u Józefa Kościelniaka w Rabce. Partyzanci wyposażeni tylko w pistolety i granaty udali się do Bielska, gdzie zamierzali przeczekać niesprzyjający walce w górach okres zimowy. Podczas podróży pociągiem zostali jednak zdemaskowani: na stacji w Wadowicach wywiązała się strzelanina, podczas której śmierć ponieśli dwaj cywile i milicjant. Zdarzenie to skłoniło Kajetana Samborskiego do zmiany planów. Podjął on mianowicie decyzje o przedostaniu się przez „zieloną granicę” do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Wyprawa miała miejsce w listopadzie 1948 r. i zakończyła się niepowodzeniem.

Od lewej: ps. "Saper", Mieczysław Łysek "Grandziarz", Stanisław Ludzia "Harnaś".

Już na terenie Czechosłowacji „Teściowa” i „Kanciarz” zginęli zastrzeleni przez funkcjonariuszy tamtejszej bezpieki. Lekko ranny Stanisław Samborski „Bratek” został wydany władzom polskim i po śledztwie skazany na śmierć. Henryk Machała „Gryf”, który nie brał udziału w wyjeździe, powrócił w Gorce do „Wiarusów”, którymi po śmierci „Srebrnego” w październiku 1948 r. dowodził już Stanisław Ludzia „Harnaś”.
W ten sposób połączona grupa, powiększona o Jana Jankowskiego „Groźnego”, Leona Zagatę „Złoma”, a później także Stanisława Janczego „Pruta”, działała aż do ostatecznego rozbicia w lipcu 1949 r.

Jan Jankowski "Groźny", partyzant oddziału "Wiarusy", stracony przez komunistów 12 I 1950 r.

Henryk Machała "Gryf", partyzant oddziału
"Wiarusy", stracony przez komunistów 12 I 1950 r.

Rozbicie oddziału partyzanckiego „Wiarusy” nastręczało bezpiece bardzo wiele trudności. Akcje prowadzone nieprzerwanie od 1947 r. tylko okresowo wpływały na dezorganizacje działalności grupy, nie mogły jednak doprowadzić do jej zupełnego unieszkodliwienia. Oddział pomimo tego, że tracił swoich najbardziej doświadczonych żołnierzy, także dowódców (Józef Świder, Dymitr Zasulski, Tadeusz Dymel), istniał dalej i zdolny był do prowadzenia działań bojowych na terenie całego powiatu nowotarskiego. Znamiennym jest fakt, że największym sukcesem UB było rozbicie „Zorzy” w 1948 r., a więc akcja sprowokowana tak naprawdę przez samych partyzantów, którzy opuścili góry i próbowali przedostać się na Zachód. Od tego momentu wzmogły się także obławy i aresztowania na samym Podhalu, na co niemały wpływ miały zeznania członków „Zorzy”: Stanisława Samborskiego „Orlika” oraz Bronisławy Zarębskiej (Luschanek). Pomimo intensywnych poszukiwań nie udało się jednak wytropić ukrywających się w swoich „melinach” żołnierzy podziemia, nad którymi z początkiem 1949 r. dowództwo objął Stanisław Ludzia „Harnaś”.

Na pierwszym planie (z lewej) stoi Stanisław Ludzia "Harnaś".

Pomimo niepowodzeń powstawały kolejne plany rozbicia „Wiarusów”. Początkowo dążono do ujęcia partyzantów poprzez system kontrolowanych przez agenturę i współpracowników UB „bezpiecznych kryjówek”. Nie doceniono jednak faktu, że oddział posiadał cały szereg zaufanych ludzi, którzy nie byli przez UB rozpracowani, a pełnili funkcję informatorów, zapewniając także partyzantom kwaterunek. Wiosną 1949 r. oddział wyszedł z ukrycia i wznowił działalność, przeprowadzając szereg akcji rekwizycyjnych oraz wymierzonych we współpracowników nowej władzy (m.in. zarekwirowano towary w spółdzielni w Nowej Białej 1 kwietnia 1949 r.).

Pieczęć „Wiarusów" – III Kompania AK.

Skłoniło to funkcjonariuszy do opracowania nowego sposobu likwidacji grupy – tym razem przez wprowadzenie do niej agenta. Próba taka miała miejsce już rok wcześniej w maju 1948 r., kiedy to do „Wiarusów” dołączył Franciszek Mierwa „Łosoś” z Długopola, były partyzant ze zgrupowania „Ognia”, którego dwa miesiące wcześniej bezpieka skłoniła do współpracy. Przyjął on wówczas pseudonim „Wiśniewski”. Miał on za zadanie wejść w skład oddziału, zyskać zaufanie dowódcy, a następnie skłonić go do udania się w rejon Długopola, gdzie przygotowana była już przez UB zasadzka. Plan ten nie powiódł się, przede wszystkim dlatego, że Mierwa będąc w oddziale i przemieszczając się wraz z nim, nie miał dostatecznej możliwości informowania UB o ruchach grupy, nie był też w stanie skłonić „Srebrnego” do przejścia w rejon Długopola. Mimo to, dzięki jego staraniom udało się ustalić szereg współpracowników oddziału, a także aresztować jej nowego członka – Franciszka Szeligę. 14 lipca 1948 r. donosił on m.in. o przejściu „Wiarusów” przez Ochotnicę Dolną, później jednak utracił z partyzantami kontakt i powrócił do Długopola. Tam od 1949 r. ukrywał się zarówno przed „Wiarusami”, jak i przed UB. Władze zlokalizowały jego miejsce zamieszkania dopiero w 1951 r.


1. Według dostępnych autorowi materiałów ani Szokalski, ani Zborowska nie współpracowali z bezpieką. Z końcem 1946 r. zostali wysłani przez Kurasia na Ziemie Zachodnie, skąd wrócili dopiero po ogłoszeniu amnestii w lutym 1947 r. Według niepotwierdzonych opinii niektórych członków Zgrupowania „Błyskawica” mieli oni dopuścić się defraudacji sporej sumy pieniędzy, przekazanej im dla celów służbowych przez „Ognia”. Również ten fakt zaważyć miał na decyzji o ich likwidacji.
2. Dymel był do 11 listopada 1944 r. zastępcą komendanta, wywodzącej się z oddziału BCh „Zyndram”, placówki AK w Łącku. Poszukiwany był równocześnie przez dowódcę 9 kompanii 1 psp AK por. Juliana Zubka „Tatara”, który chciał na nim wykonać wyrok śmierci. Istnieją przesłanki świadczące o tym, że Dymel nawiązał kontakt z BCh właśnie dlatego, że był podejrzewany przez AK o kontakty z Gestapo. Co ciekawe, w styczniu 1945 r. to właśnie Dymel razem z Edwardem Skórnógiem pomogli partyzantom radzieckim ze zgrupowania mjr./ppłk Iwana Zołotara wysadzić niemieckie magazyny na Zamku Jagiellońskim w Nowym Sączu. Ich nazwiska zostały jednak skrzętnie pominięte w polskim wydaniu wspomnień Zołotara, zapewne by nie kojarzono sowieckich partyzantów z „reakcyjnymi bandami”.

Oddział "Wiarusy" i jego rozbicie – część 2/2>
Strona główna>

Oddział "Wiarusy" i jego rozbicie – część 2/2

Także latem 1948 r. do rozpracowania „Wiarusów” włączyła się Stefania Kruk, wspomniana już przeze mnie informatorka UB posługująca się już wówczas pseudonimem „S-21”, dzięki której udało się „bezpiece” osaczyć i rozbić sztab „Ognia” w lutym 1947 r. Partyzanci, zwłaszcza ci będący „w lesie” jeszcze w okresie okupacji niemieckiej, darzyli ją sporym zaufaniem. W sierpniu 1948 r. spotkała się ona z nimi dwukrotnie, uzyskując sporo informacji na temat bieżącej działalności oddziału, a także nastrojów panujących w grupie. W następnych miesiącach, pomimo wielu prób, nie udało jej się już z nimi skontaktować, na co wydatny wpływ miało zastrzelenie Tadeusza Dymla w październiku 1948 r. i czasowe zaprzestanie walki przez „Wiarusy” w okresie zimowym.

Grupa partyzantów z oddziału "Wiarusy".

Do ponownego nawiązania kontaktu doszło jednak w maju 1949 r., kiedy to „Harnaś”, nowy dowódca oddziału, za pośrednictwem Stefanii Kruk chciał związać się z jakąś większą podziemną organizacją, której „Wiarusy” mogłyby się podporządkować. W nocy z 15 na 16 czerwca 1949 r. doszło do spotkania agentki z partyzantami w Waksmundzie. Miało się ono okazać przełomowym i w konsekwencji doprowadzić do rozbicia grupy. Jak pisał na ten temat Tomasz Gołdyn3: […] oczekiwania, co do korzyści jakie członkowie oddziału zamierzali odnieść z kontaktu z istniejącym, zorganizowanym podziemiem jakie sformułowali [Stanisław] Ludzia i [Mieczysław] Łysek w rozmowie z agentką „S-21”, mówią wiele o ogólnej kondycji oddziału, prowadzącego przecież samodzielną walkę już od dwóch lat. Stanowili go ludzie młodzi, posiadający spory, niekiedy kilkuletni staż partyzancki, ale pozbawieni doświadczenia dowódczego jak i chyba ogólniejszego pomysłu na dalsze prowadzenie walki. Można nawet odnieść wrażenie, że oczekiwali oni przedstawienia im wizji dalszej działalności podziemnej wraz z określeniem miejsca zajmowanego przez nich w strukturze konspiracyjnej oraz konkretnych zadań do wskazania. Był to więc odpowiedni moment do tego, by przeprowadzić z „Wiarusami” zakrojoną na szeroką skalę grę operacyjną przy pomocy „S-21” oraz wprowadzonego do oddziału agenta. Miał nim być występujący pod pseudonimem „7” Marian Strużyński (vel Marian Reniak), żołnierz Armii Krajowej z okresu okupacji, następnie członek Zrzeszenia WiN, którego UB pozyskał do współpracy w czerwcu 1947 r4.

Marian Strużyński vel Reniak. Zdrajca i agent UB, sprawca aresztowań i śmierci wielu wybitnych żołnierzy Niepodległościowego Podziemia.

Odgrywając rolę por. „Henryka” z organizacji ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej), miał on być przez agentkę „S-21” wprowadzony do oddziału, co ostatecznie nastąpiło 27 czerwca 1949 r. Wówczas to doszło do spotkania Strużyńskiego ze Stanisławem Ludzią, Mieczysławem Łyskiem i Edwardem Skórnógiem, podczas którego agent wręczył partyzantom egzemplarze wydawanych na zachodzie gazet – "Dziennika Polskiego" i "Dziennika Żołnierza" oraz "Orła Białego", nakreślił też ogólne cele organizacji, z którą mieli związać się „Wiarusy”. Także na kolejnym, mającym miejsce kilka dni później spotkaniu, agent „7” udzielał partyzantom dalszych informacji o ROAK-u, uwrażliwiając ich jednocześnie na to, że istnieje możliwość przerzucenia pewnej grupy osób na Zachód, gdzie mogliby być przeszkoleni do dalszych zadań na terenie Polski. Równolegle do wydarzeń na Podhalu został w pierwszych dniach lipca zatwierdzony opracowany przez oficerów UB – mjr. Franciszka Szlachcica oraz mjr. Stanisława Wałacha „Plan operacyjnych przedsięwzięć do sprawy agenturalnego rozpracowania na bandę Wiarusy”, który szczegółowo przedstawiał scenariusz likwidacji dowodzonego przez Ludzię oddziału.

Funkcjonariusze krakowskiego WUBP. Od lewej Franciszek Szlachcic i Stanisław Wałach.

Do realizacji pierwszej części planu doszło 16 lipca 1949 r. Tego dnia niczego niespodziewający się Ludzia, Łysek i Skórnóg mieli być przewiezieni do angielskiej ambasady, co stanowiło w ich mniemaniu pierwszy etap przerzutu ich na Zachód. Jak pisał w swoim doniesieniu agent „7”:
Zgodnie z poleconym mi zadaniem skontaktowałem się z „Harnasiem” na starych Wierchach w sobotę [o] godz. 11-tej. Przeczekaliśmy do zmroku poczem z całą grupą udaliśmy się na Obidowe pod Kościółek aby oczekiwać „sanitarnego auta ambasady angielskiej”. W miedzy czasie „Harnaś” dał mi rolkę filmu z bandy, oraz upoważnienie z „ROAK” dla siebie i rozkazy […]. Poza tym darowali mi ciupagę. Banda nie przejawiała specjalnych obaw. Przebywałem z resztą z nimi przez 12 godzin, więc rozpraszałem skutecznie wszelkie niepewności o powiadomianiu o cudach Zachodnich. O godz. 22-15 m. wsiedliśmy do podstawionego na Obidowej auta, gdzie inicjatywę przejął pracow. U.B.

Siedziba Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie na pl. Inwalidów 3-5 (w latach 1945-1955 funkcjonowała przedwojenna nazwa, czyli pl. Inwalidów; w 1956 r. był to już pl. Wolności, który pod tą nazwą przetrwał do 1990 r.).

W specjalnie do tego celu przystosowanym samochodzie czekało już dwóch funkcjonariuszy UB ucharakteryzowanych na pracowników angielskiej ambasady. Nie udało się jednak skłonić „Wiarusów” do tego, by nie brali ze sobą broni. Każdy z trójki partyzantów miał przy sobie pistolet oraz granaty. Zawieziono ich do Krakowa, gdzie trafili na dziedziniec WUBP przy pl. Inwalidów. Tam pracownicy UB i żołnierze KBW zaczęli ich kolejno wyprowadzać z samochodu. Najpierw w bezpieczne miejsce zaprowadzono agenta „7”, później kierowca sanitarki zabrał ze sobą Stanisława Ludzię, którego umieścić miał w odpowiednio przygotowanym do tego celu pokoju. Pomylił się jednak i wprowadził go do pomieszczenia, w którym byli funkcjonariusze bezpieki, a na ścianach wisiały komunistyczne portrety. Wywiązała się krótka strzelanina, do której przyłączyli się przebywający jeszcze na dziedzińcu „Grandziarz” i „Szatan”. W jej wyniku Mieczysław Łysek "Grandziarz" został zabity, a ciężko raniony Edward Skórnóg zmarł t
ego samego dnia w szpitalu. Dowódca grupy, Stanisław Ludzia "Harnaś", był jedynie niegroźnie postrzelony w nogę i po opatrzeniu trafił do aresztu UB.

Stanisław Ludzia ps. "Harnaś". Zdjęcie z aresztu WUBP w Krakowie, wykonane w drugiej połowie 1949 r.
 

Akcja zakończyła się sukcesem, tym bardziej, że nie doszło do dekonspiracji Mariana Strużyńskiego, który mógł nadal jako por. „Henryk” prowadzić działania zmierzające do schwytania pozostałych na wolności czterech członków grupy. Jeszcze 16 lipca ustalono, że nastąpi to podczas spotkania z przebraną za partyzantów ROAK chroniących radiostację grupą funkcjonariuszy UB i żołnierzy KBW. Do realizacji tej części planu doszło 25 lipca 1949 r. na polanie Surówki koło Rabki. Warto zacytować „Raport z przeprowadzonej likwidacji reszty bandy «Wiarusy»” napisany przez Franciszka Szlachcica (podczas akcji występował jako mjr "Maciej"):
Dnia 25. VII. 1949r. grupa pracowników tut. Urzędu i żołnierzy KBW w sile 16 osób ucharakteryzowanych za bandytów, oraz radiostacji w umówionym miejscu na Surówkach k. Rabki pow. Nowy Targ, spotkała się z bandą. D-ca grupy ps. „Maciej”, prac. WUBP odebrał raport od D-cy bandy „Groźnego” o stanie bandy i uzbrojeniu. Następnie polecił rozlokować się w mieszkaniach u miejscowych gospodarzy /współpracowników bandy/. W jednym mieszkaniu było 2-ch bandytów i 6-ciu pracowników UB i w drugim tak samo, reszta prac[owników]. UB i KBW stała na ochronie. Bandyci byli uzbrojeni 1 rkm, 2-wie PP-sze i jeden Bergman, oraz dwa pistolety i granaty. Na dany sygnał pracownicy UB rzucili się na bandytów i ręcznie obezwładnili, następnie zakuto [ich] w kajdany i doprowadzono do czekających samochodów. Bandytów ujęto bez najmniejszego użycia broni. Banda „Wiarusy” przestała istnieć.

Likwidacja "Wiarusów" – 24 lipca 1949 r. Aresztowany Jan Jankowski "Groźny" (pierwszy z lewej,  ozn. nr 1) oraz Henryk Machała "Gryf" (pierwszy z prawej, ozn. nr 2). Obok "Gryfa" stoi Marian Strużyński vel Reniak.

Leon Zagata "Złom", żołnierz oddziału "Wiarusy", zamordowany 12 I 1950 r. w Krakowie.

Pochwyconych w wyniku dwuetapowej akcji partyzantów poddano śledztwu, po którym stanęli przed sądem. Czterech z nich – Stanisław Ludzia, Jan Jankowski, Henryk Machała oraz Leon Zagata skazanych zostało na karę śmierci. Wyroki wykonano 12 stycznia 1950 r. Stanisław Janczy z uwagi na to, że przebywał w oddziale dopiero od czerwca 1949 r. został skazany „tylko” na 15 lat pozbawienia wolności. Więzienie opuścił 24 lipca 1957 r., niemal dokładnie 8 lat po aresztowaniu. Na podstawie zeznań partyzantów oraz materiałów zebranych przez agentów „7” i „S-21” aresztowano następnie kilkuset współpracowników oddziału z terenu całego Podhala. Rozbiciu uległa również utrzymująca kontakty z „Wiarusami” antykomunistyczna organizacja „Samoobrona Chłopska” z Bukowiny Tatrzańskiej.

Jan Jankowski "Groźny", zamordowany 12 I 1950 r. w Krakowie.

Henryk Machała "Gryf", zamordowany 12 I 1950 r. w Krakowie.

Protokół wykonania kary śmierci na Henryku Machale, Kraków, dn. 12 I 1950 r.

Dawid Golik, IPN Kraków

3. Tomasz Gołdyn, Likwidacja oddziału "Wiarusy" w aktach UB, [w:] Wokół legendy "Ognia". Opór przeciw zniewoleniu: Polska–Małopolska–Podhale 1945– 1956, Nowy Targ 2008, s. 311-340.
4.
Marian Strużyński vel Marian Reniak urodził się 26 kwietnia 1922 r. w Krakowie. Był uczestnikiem wojny obronnej, a następnie żołnierzem Armii Krajowej o ps. „Zielony” w oddziałach konnych krakowskiego zgrupowania „Żelbet” oraz Samodzielnym Batalionie Partyzanckim „Skała”. Po przejściu frontu działał w poakowskich strukturach Delegatury Sił Zbrojnych, a następnie Okręgu Krakowskiego Zrzeszenia „WiN”. Jednocześnie od stycznia 1946 r. rozpoczął studia na Akademii Handlowej w Krakowie. We wrześniu 1946 r. został zatrzymany przez MO, jednak z braku dowodów zwolniono go w lutym 1947 r. Strużyński skorzystał z lutowej amnestii, został jednak szybko wytypowany przez funkcjonariuszy UB do werbunku, który ostatecznie zrealizowano 28 czerwca 1947 r. Wykorzystywano go do rozpracowywania środowiska byłych żołnierzy AK oraz członków „WiN”. W kolejnych latach umieszczano go jako agenta w oddziałach partyzanckich, które rozbijał od wewnątrz. Doprowadził w ten sposób do likwidacji „Wiarusów” (1949 r.), oddziału Józefa Miki „Leszka” (1950 r.) oraz rozproszonych grup podziemnych z powiatu bocheńskiego (1951 r.). Od czerwca 1951 r. brał udział w operacji „Cezary”, wcielając się w rolę kuriera „WiN” przerzuconego do Niemiec. Do stycznia 1952 r. przebywał w Monachium rozpracowując Delegaturę Zagraniczną „WiN”. Po powrocie do Polski zaangażowano go w rozbicie grupy partyzanckiej kpt. Kazimierza Kamieńskiego „Huzara” (1952 i 1953 r.). W 1957 r. Strużyński przestał być agentem i został etatowym pracownikiem Służby Bezpieczeństwa. W późniejszych latach rozpoczął karierę pisarską i pod pseudonimem literackim Marian Reniak publikował powieści sensacyjne nawiązujące do jego własnej działalności jako agenta bezpieki. Zmarł 8 kwietnia 2004 r.

Oddział "Wiarusy" i jego rozbicie – część 1/2>
Strona główna>

57 rocznica śmierci ppor. „Wiktora” – część 1/3

57 rocznica śmierci ppor. cz.w. Stanisława Kuchciewicza ps. „Wiktor”

57 lat temu, podczas akcji zaopatrzeniowej na Gminną Kasę Spółdzielczą w Piaskach (woj. lubelskie) zginął jeden z ostatnich dowódców antykomunistycznego podziemia, żołnierz NSZ-NZW i WiN, ppor. cz. w. Stanisław Kuchciewicz ps. „Wiktor”.

Stanisław Adam Kuchciewicz „Iskra”, „Wiktor” (1922-1953).

Wieczorem 10 lutego 1953 r.,  tuż przed zakończeniem pracy urzędu, „Wiktor” i jeden z jego żołnierzy – Zbigniew Pielach ps. „Felek” wkroczyli do budynku GKS w Piaskach. Ich działania ubezpieczał od strony cmentarza Józef Franczak ps. „Lalek”. Po kilku minutach w budynku pojawiła się grupa funkcjonariuszy MO z posterunku w Piaskach, zaalarmowana przez pracowników GKS. W poczekalni doszło do strzelaniny, w wyniku której „Wiktor został śmiertelnie ranny. Zdążył jeszcze wydać polecenie „Felkowi”, by ten się wycofał, po czym stracił przytomność. Zmarł na korytarzu Gminnej Kasy Spółdzielczej, kilka minut po otrzymaniu postrzału.

GLORIA VICTIS !


Z racji tej smutnej rocznicy zapraszam do lektury obszernego biogramu Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”, który został przygotowany specjalnie na tę okazję przez Artura Piekarza, historyka, pracownika lubelskiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, któremu bardzo dziękuję za udostępnienie tekstu do publikacji.

Ppor. cz.w. Stanisław Adam Kuchciewicz (1922-1953) – część 1/3

„Iskra”, „Wiktor”; żołnierz NSZ-NZW, WiN; członek oddziałów partyzanckich NSZ-NZW: „Jacka”, „Szarego”, „Boruty” (1943-1946); dowódca plutonu (patrolu) w oddziale partyzanckim WiN „Uskoka” (1946-1948); szef sztabu oddziału „Uskoka” (1948-1949); dowódca powinowskiej grupy zbrojnej (1949-1953); sierż. pchor. NSZ-NZW (1946); ppor. cz. w. WiN (1946).

Stanisław Adam Kuchciewicz „Iskra”, „Wiktor” (1922-1953).

Ur. 27 XII 1922 r. w Łęcznej, syn Stanisława i Bronisławy z d. Piech. Miał trójkę rodzeństwa. Jego ojciec był współwłaścicielem firmy przewozowej, świadczącej usługi na trasie Łęczna-Lublin-Łęczna. Po ukończeniu siedmioklasowej szkoły w Łęcznej, rozpoczął naukę w Gimnazjum Ogólnokształcącym im. Augusta i Julisza Vetterów w Lublinie. Do wybuchu wojny zdołał ukończyć jedną klasę. W czasie kampanii wrześniowej wraz z ojcem zajmował się ewakuacją uciekinierów przemieszczających się na Wschód przed nacierającą armią niemiecką.

Ojciec „Wiktora”, Stanisław Kuchciewicz (fotografia przedwojenna).

Z konspiracją związał się w styczniu 1940 r., nie wiadomo jednak do jakiej organizacji należał w początkowym okresie okupacji. Od 1942 r. był członkiem NSZ (placówka w Łęcznej). W międzyczasie, aby uniknąć wywózki na roboty do Niemiec, podjął pracę w miejscowym dworze. Następnie został wcielony do tzw. „Junaków”, zatrudnionych przy budowie miejskich dróg. W 1943 r. zagrożony aresztowaniem musiał uciekać z domu. Prawdopodobnie przez pewien okres ukrywał się u rodziny w pobliskim Sufczynie. Późną jesienią 1943 r. wstąpił do oddziału partyzanckiego NSZ pchor./ppor. Jana Imbirowicza „Jacka I” (po jego śmierci, oddziałem dowodzili kolejno: pchor./ppor. NN „Jacek II”, plut./ppor. Władysław Milla „Czarny”, „Rylski”). Działalność zbrojna grupy skierowana była nie tylko przeciwko Niemcom, ale również w ramach szeroko pojętej samoobrony przeciw oddziałom AL i partyzantki sowieckiej oraz szczególnie niebezpiecznym członkom PPR. Kuchciewicz brał prawdopodobnie udział we wszystkich najważniejszych akcjach, w tym ataku na obóz pracy dla „Junaków” (Baudienst) i koszary Ostlegionu w Zemborzycach pod Lublinem w dn. 24 VI 1944 r. W lipcu 1944 r. oddział toczył walki z wycofującymi się Niemcami, m.in. 22 VII 1944 r. rozbito kolumnę niemiecką w Borkowiźnie. Po wkroczeniu Sowietów na Lubelszczyznę oddział „Jacka” został rozbrojony, a żołnierze rozeszli się do domów.

W połowie września 1944 r. Kuchciewicz został powołany do Wojska Polskiego. Trafił do szkoły podoficerskiej 8. pp w Lublinie. Po kilku tygodniach (kilkunastu dniach?) zdezerterował wraz z grupą kolegów z Łęcznej (byłych członków NSZ i AK). Grupa ukrywała się początkowo w Łęcznej, a następnie w Sufczynie. W ostatnich tygodniach 1944 r. zbiegowie dołączyli do oddziału Narodowych Sił Zbrojnych pod dowództwem por. Mieczysława Pazderskiego „Szarego”, operującego w pow. lubartowskim. Oddział ten powstał w październiku 1944 r. w oparciu o grupę dezerterów z 31 pp w Białce. „Szary” od początku podjął bardzo aktywne działania zbrojne skierowane przeciwko komunistom oraz instytucjom reżimowym, nierzadko rozciągając je na ludzi podejrzewanych o sympatyzowanie z nowym ustrojem (m.in. w nocy z 29 na 30 X 1944 r. rozbito posterunek MO w Ludwinie, w czasie walki zginęło siedmiu milicjantów; w nocy z 14 na 15 XII 1944 r. rozstrzelano w Dratowie dwóch oficerów A. Cz. oraz gospodarzy, u których przebywali na kwaterze).
16 II 1945 r. funkcjonariusze MO zastrzelili na moście w Łęcznej 19-letniego Wiktora Kuchciewicza, rodzonego brata Stanisława. Ciało zamordowanego wrzucili do rzeki Świnka. Już następnego dnia, 17 II 1945 r., oddział „Szarego” rozbił posterunek MO w Ludwinie. Nie można wykluczyć, że była to akcja odwetowa, zwłaszcza, że partyzanci podejrzewali funkcjonariuszy tego posterunku o dokonanie zbrodni (faktycznie odpowiadali za nią milicjanci z Łęcznej). Po tym wydarzeniu Stanisław Kuchciewicz przybrał pseudonim „Wiktor”, na cześć zamordowanego brata.

Maj 1945. Żołnierze PAS NSZ Okręgu Lubelskiego z oddziału por. Mieczysława Pazderskiego „Szarego” [siedzi w środkowym rzędzie, nad żołnierzem z MP-40]. W górnym rzędzie, drugi od lewej, stoi Stanisław Kuchciewicz ps. „Wiktor”.

Wiosną 1945 r. oddział zintensyfikował działalność zbrojną, kierując ją coraz częściej przeciwko ludności ukraińskiej (m.in. 16 IV 1945 r. rozstrzelano dwóch członków PPR we wsi Grądy; 20 IV 1945 r. w kol. Kobyłki zatrzymano 11 mieszkańców narodowości ukraińskiej – po pobiciu kijami dziewięciu z nich rozstrzelano; 2 V 1945 r. we wsi Syczyn rozstrzelano pięciu Ukraińców w wieku od 50 do 80 lat, a sześciu kolejnych obra
bowano). W tym czasie „Szary” wcielił do swojego oddziału grupę por. „Bystrego” (NN), złożoną z byłych żołnierzy 27 Wołyńskiej DP AK, nawiązał również współpracę z oddziałem sierż. Eugeniusza Walewskiego „Zemsty” z KP Chełm. 24 IV 1945 r. obie grupy rozbroiły we wsi Kanie, gm. Pawłów, 50 żołnierzy LWP. Partyzanci rozstrzelali pięciu żołnierzy pochodzenia żydowskiego, a 23 wcielono do oddziałów „Szarego” i „Zemsty”.

30 IV 1945 r. Pazderski został mianowany szefem PAS na Powiat NSZ Chełm, jednocześnie obejmując dowodzenie nad zgrupowaniem partyzanckim liczącym w sumie ok. 300 partyzantów. W jego skład wchodziły oddziały: Zbigniewa Góry „Jacka”, Romana Jaroszyńskiego „Romana”, Bolesława Skulimowskiego „Sokoła”, Eugeniusza Walewskiego „Zemsty” oraz macierzysty „Szarego” (dowodzony zapewne wówczas przez jego zastępcę por. „Bystrego”). Realizując wytyczne Komendy Okręgu Lublin NSZ, nakazujące likwidację „band ukraińskich na terenie wschodniej i południowej części powiatu Hrubieszów”, oddziały dowodzone przez „Szarego” spacyfikowały 6 VI 1945 r. wieś Wierzchowiny w pow. krasnostawskim. Wydaje się, że pojęcie „banda” rozciągnięto na całą ludność obcą etnicznie. W wyniku akcji zamordowano ok. 200 osób narodowości ukraińskiej (prawosławnych).
10 VI 1945 r. zgrupowanie „Szarego” zostało okrążone i rozbite w Hucie, pow. Chełm, przez pododdziały 98. pułku pogranicznego NKWD, wzmocnione wozami bojowymi, lotnictwem i siłami PUBP w Chełmie. W rezultacie walk poległo od 166 do 200 partyzantów (w tym dowódca zgrupowania). Z okrążenia udało się wyrwać stosunkowo nielicznym partyzantom, wśród których było wielu rannych. W porządku wycofały się tylko oddziały st. sierż. „Zemsty” i por. „Bystrego”, którego grupa stopniała do ok. 25 partyzantów. Wśród nich znajdował się zapewne „Wiktor”. „Bystry” skierował się w okolice Łęcznej, gdzie rozwiązał oddział, a ludzi rozmelinował po okolicznych placówkach.

Okres po rozbiciu zgrupowania „Szarego” w Hucie jest dość niejasny w biografii Kuchciewicza. Wiadomo z całą pewnością, że w 1946 r. służył w oddziale Stefana Brzuszka „Boruty”, wywodzącym się z grupy Eugeniusza Walewskiego „Zemsty”. Nie można wykluczyć, że wcześniej, bo od lata-jesieni 1945 r. służył pod komendą tego drugiego, ale brak na to jakichkolwiek dowodów.
Oddział „Boruty” powstał w grudniu 1945 r. i liczył w szczytowym okresie ok. 30 partyzantów. Operował głównie na pograniczu pow. chełmskiego i włodawskiego. „Wiktor”, awansowany w międzyczasie do stopnia sierż. pchor., pełnił funkcję zastępcy dowódcy, względnie szefa oddziału. Brał udział we wszystkich ważniejszych akcjach grupy, przeprowadzonych w pierwszej połowie 1946 r., m.in. w opanowaniu w dn. 22 V 1946 r. Łęcznej (wspólna akcja oddziałów NZW „Boruty” i WiN Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”). Kuchciewicz wyróżnił się szczególnie w czasie starcia z GO UB-LWP pod Pieszowolą w dn. 8 VII 1946 r., kiedy to na czele jednej z drużyn skutecznie przykrył ogniem samochody wiozące członków grupy, uniemożliwiając im podjęcie jakichkolwiek działań obronnych przeciwko nacierającym partyzantom „Jastrzębia” i „Boruty” (rozbrojono wówczas ok. 70-osobową grupę żołnierzy 53. pp, dwóch wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB puszczono wolno).

Niedługo potem Kuchciewicz odszedł z oddziału, na skutek bliżej nieokreślonego konfliktu z drużynowym „Kostkiem” (Henryk Bobryk vel Wacław Rybak). Powrócił w okolice Łęcznej, gdzie wkrótce poprzez Tadeuszem Hołowińskiego, dawnego kolegę szkolnego i członka siatki WiN, nawiązał kontakt z dowódcą oddziału zbrojnego, kpt. Zdzisławem Brońskim „Uskokiem”.

Od lewej: kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, ppor. Stanisław Kuchciewicz „Wiktor” (1947 lub 1948 r.).

Ten zgodził się na dołączenie „Wiktora” do jego grupy, co nastąpiło jeszcze w pierwszej połowie lipca 1946 r. Początkowo trafił do sztabu oddziału, ale po niedługim czasie objął dowodzenie nad drużyną (patrolem).

57 rocznica śmierci ppor. „Wiktora” – część 2/3>
Strona główna>

57 rocznica śmierci ppor. „Wiktora” – część 2/3

Ppor. cz.w. Stanisław Adam Kuchciewicz (1922-1953) – część 2/3

Oddział „Uskoka” liczył przeciętnie 20-30 partyzantów, a obszar jego działania (przed amnestią 1947 r.) obejmował powiaty: lubartowski (głównie na wschód od szosy Lublin-Lubartów), lubelski (na północny-wschód od Lublina), a także włodawski (zwłaszcza okolice Ostrowa Lubelskiego). Początkowo działał jako grupa zbrojna Obwodu Lubartów AK-DSZ-WiN, a od maja 1946 r. podlegał bezpośrednio rozkazom komendanta oddziałów leśnych Inspektoratu Lublin WiN, mjr. cc Hieronima Dekutowskiego „Zapory”.  Pomimo stosunkowo niewielkiej liczebności, prowadził bardzo aktywne działania zbrojne. „Wiktor” uczestniczył we wszystkich ważniejszych akcjach grupy, przeprowadzonych w drugiej połowie 1946 r. (m.in. 14 IX 1946 r. – likwidacja sześciu członków PPR i ORMO w Niemcach; likwidacja 11 osób podejrzanych o współpracę z aparatem bezpieczeństwa w Łęcznej w nocy z 31 X na 1 XI 1946 r.; 26 XI 1946 r. – starcie z KBW w okol. Świerszczowa; pacyfikacja skomunizowanej wsi Rozkopaczew w nocy z 4 na 5 XII 1946 r.). 11 XI 1946 r. Kuchciewicz został awansowany do stopnia ppor. cz. w.

Mjr cc Hieronim Dekutowski „Zapora” i kpt. Zdzisław Broński ps. „Uskok” (z prawej).

12 I 1947 r. oddział „Uskoka” starł się w kol. Łuszczów z kilkuosobowym patrolem MO i ORMO. W wyniku walki zginął jeden milicjant i czterech członków ORMO. Ze strony partyzantów ciężki postrzał w nogę otrzymał dowódca oddziału (ranił go przez pomyłkę jeden z podkomendnych). „Wiktor” skutecznie pokierował dalszą akcją, a następnie zorganizował transport rannego „Uskoka” na melinę w Trębaczowie, skutecznie zacierając ślady wycofującego się oddziału. W połowie lutego 1947 r., przebywając wraz ze swoimi ludźmi na ter. pow. włodawskiego, zlikwidował w Orzechowie – w porozumieniu z Edwardem Taraszkiewiczem „Żelaznym” – por. „Bolka”, „Łapkę” (NN), szefa oddziału „Jastrzębia”. Według „Żelaznego” i części jego podkomendnych miał on być agentem UB, odpowiedzialnym za śmierć dowódcy oddziału w dn. 3 I 1947 r. w Siemieniu, pow. Radzyń (faktycznie, „Jastrząb” zginął w czasie wymiany ognia z grupą żołnierzy WBW-Bydgoszcz).

Kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, ppor. Stanisław Kuchciewicz „Wiktor”.

Kontuzja „Uskoka” zbiegła się z uchwaloną przez Sejm ustawą o amnestii. Broński nie ufając komunistom postanowił pozostać w konspiracji, jednakże swoim żołnierzom pozostawił w tym względzie swobodę wyboru. Z możliwości wyjścia z konspiracji skorzystało około 10-15 jego podkomendnych. Ujawnił się cały patrol Zygmunta Libery „Babinicza” i kilku podkomendnych Walentego Waśkowicza „Strzały”. Niemal niezmieniony stan osobowy zachował jedynie patrol „Wiktora”, złożony głównie z byłych żołnierzy NSZ-NZW (z całej dziesięcioosobowej grupy ujawnił się tylko jeden partyzant).
Tuż po amnestii, wiosną 1947 r., oddział „Uskoka” liczył 16 żołnierzy. Był podzielony na dwa patrole: „Wiktora” (w sile 1+8) i „Strzały” (1+4). Grupę sztabową tworzyli „Uskok” oraz „Babinicz” (jako szef sztabu oddziału). Z rozkazu mjr. „Zapory” w czerwcu 1947 r. do oddziału dołączyła grupa Józefa Franczaka „Lalka” (w sile 1+3), tworząc tym samym trzeci patrol. Jednakże, wskutek strat ponoszonych w walkach z KBW, UB, MO, stan liczbowy grupy „Uskoka” nigdy nie przekroczył wspomnianej liczby 16 ludzi.

W związku z przedłużającą się rekonwalescencją, Broński zrezygnował z dowodzenia oddziałem w polu. Z dowódcami patroli spotykał się jedynie co kilka tygodni na umówionych koncentracjach, co znacznie utrudniało możliwość kontroli poczynań podkomendnych. Ci, zyskali dużą samodzielność i większość decyzji odnośnie działań własnych grup podejmowali osobiście. Każdy z pododdziałów operował w wyznaczonym rejonie. Patrol „Wiktora” działał na pograniczu powiatów lubelskiego, lubartowskiego, chełmskiego i włodawskiego.

Dowódcy patroli oddziału kpt. „Uskoka” (1947 lub 1948 r.). Od lewej: Walenty Waśkowicz „Strzała” († 1 IV 1949 r.), Stanisław Kuchciewicz „Wiktor” († 10 II 1953 r.), Józef Franczak „Lalek” († 21 X 1963 r.), prawdopodobnie Julian Kowalczyk „Cichy” – członek patrolu „Strzały” († X lub XI 1948 r.).

Pomimo ogromnej przewagi resortu w terenie patrol Kuchciewicza prowadził wiosną 1947 r. bardzo aktywne działania, które nie ograniczały się wyłącznie do samoobrony. Spośród ważniejszych akcji przeprowadzonych w tym okresie należy wymienić: spalenie Urzędu Gminy i opanowanie posterunku MO w Cycowie 18 IV 1947 r., opanowanie wspólnie z patrolem „Strzały” miasteczka Łęczna w dn. 22 IV 1947 r. (zdemolowano Urząd Pocztowy, przeprowadzono akcje ekspropriacyjne w Spółdzielni Spożywców i w Ośrodku Kultury Rolnej, spalono mosty na rzekach Świnka i Wieprz).
W okresie poamnestyjnym pododdział „Wiktora” przeprowadził dwie głośne akcje, które przez lata stanowiły „pożywkę” dla komunistycznej propagandy i do dzisiaj budzą bardzo wiele kontrowersji, nierzadko dzieląc lokalną społeczność. Dlatego też należy opisać je nieco bardziej szczegółowo.

Pierwsza z nich miała miejsce 1 V 1947 r., kiedy to patrole „Strzały” i „Wiktora” zabiły w okolicach Sernik, pow. Lubartów, siedmiu członków ZWM (z których czterech należało również do ORMO), gdy ci powracali z pochodu pierwszomajowego w Lubartowie. Nie wiadomo, jakie intencje przyświecały partyzantom organizującym zasadzkę. Data jej przeprowadzenia może sugerować, że mogła ona mieć charakter typowo propagandowy, zamanifestowany, np. wymierzeniem kary chłosty członkom ZWM lub ORMO. Analiza materiałów archiwalnych pozwala stwierdzić, że partyzanci, przebywający na skraju lasu sernickiego, zatrzymywali osoby powracające z Lubartowa, odprowadzając je w głąb lasu. Tam „Wiktor” i j
ego podkomendni legitymowali wymienionych, po czym kazali im zajmować pozycję siedzącą, trzymając ich pod bronią. W pewnym momencie na skraju lasu pojawiła się grupa członków ZWM i ORMO, z których jeden – nie zdając sobie zapewne sprawy z obecności partyzantów – oddał strzał „na wiwat”. W odpowiedzi żołnierze „Uskoka” otworzyli ogień do nadchodzącej grupy. Wśród osób przetrzymywanych wewnątrz lasu wybuchła panika i większość z nich rzuciła się do ucieczki. „Wiktor” przystąpił wówczas do rozstrzeliwania części z zatrzymanych (protokoły oględzin zwłok wskazują, że rozstrzelano cztery osoby). Nie wiadomo jednak czy na ich los miało wpływ zachowanie nadchodzącej grupy, czy też Kuchciewicz zdecydował już wcześniej o ich likwidacji, po uprzednim sprawdzeniu dokumentów.

Pomnik w Sernikach poświęcony pamięci członków ZWM i ORMO, zlikwidowanych przez patrole „Strzały” i „Wiktora” w dn. 1 V 1947 r.

Drugą akcją była pacyfikacja wsi Puchaczów w lipcu 1947 r. Jej inicjatorem był „Wiktor”. Bezpośrednim powodem tej operacji była likwidacja przez grupę operacyjną UB-KBW w dn. 26 VI 1947 r. w Turowoli, pow. Lublin, trzech ludzi z patrolu Kuchciewicza. „Wiktor” przeprowadził konspiracyjne śledztwo. Dzięki swoim wywiadowcom ustalił dane personalne osoby odpowiadającej za wydanie miejsca pobytu partyzantów (był nią członek PPR z Brzezin, Władysław Augustynowicz). Mimo wskazania bezpośredniego sprawcy tragedii, „Wiktor” podjął brzemienną w skutki decyzję o przeprowadzeniu akcji odwetowej na szeroką skalę. Jej celem miała paść osada Puchaczów, uważana podówczas za tzw. Moskwę. Kuchciewicz zlecił Feliksowi Demkowskiemu, swojemu wywiadowcy z tej miejscowości, przygotowanie listy ludzi, którzy mieli szkodzić oddziałom leśnym. Ten, według tylko sobie znanego klucza, wytypował około 20 osób przeznaczonych do likwidacji –  głównie członków PPR (i przedwojennej KPP), lecz także krewnych członków partii i aparatu bezpieczeństwa. O swoich zamierzeniach „Wiktor” nie powiadomił „Uskoka”. Nie mając odpowiedniej ilości ludzi do przeprowadzenia takiej operacji (jego patrol stopniał do stanu 1+5), zwrócił się o pomoc do dowódców grup zbrojnych operujących na sąsiednich terenach: Józefa Struga „Ordona” i Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”. Na miejscu koncentracji w lesie albertowskim wydzielono cztery grupy likwidacyjne, które miały przeprowadzać egzekucje w wyznaczonych rejonach Puchaczowa i pobliskich Brzezin. Akcję przeprowadzono w nocy z 2 na 3 VII 1947 r. W jej wyniku zginęło 21 osób, a co najmniej trzy kolejne zostały ciężko ranne (dwie z nich zmarły, w tym siedmioletnia dziewczynka). Spośród zabitych osób 10 należało do PPR (co najmniej dwie osoby były wcześniej członkami KPP i KZMP). Rozstrzelano 10 mężczyzn i 12 kobiet. Zabrano również towar ze sklepów należących do zabitych, obrabowano miejscową spółdzielnię, zdemolowano Urząd Pocztowy, a na koniec spalono most na rzece Śwince.
Z zeznań zatrzymanych partyzantów wynika, że „Wiktor” osobiście przeprowadzał egzekucje (miał rozstrzelać sześć osób), podobnie jak dowódcy pozostałych grup („Ordon”, „Żelazny” i Eugeniusz Lis „Bystry” – zastępca „Wiktora”). Można założyć, że w przypadku działań grup „Wiktora” i „Bystrego” wielką rolę odgrywał czynnik emocjonalny. W Turowoli zginęli ich towarzysze broni (m.in. poległy Stanisław Lis „Korzeń” był rodzonym bratem „Bystrego”), a w grupie dominowały nastroje odwetowe.

26 czerwca 1947. Zabici w Turowoli przez grupę operacyjną KBW-UB żołnierze z patrolu Stanisława Kuchciewicza „Wiktora”. Od lewej: Józef Król „Maryś”, Stanisław Lis „Korzeń” i Kazimierz Karpik „Czarny”.

Dlatego też chyba tylko tym należy tłumaczyć momentami brutalne i zupełnie nieprzemyślane zachowania, towarzyszące działalności obu grup (bicie i poniżanie kobiet – krewnych rozstrzelanych; wrzucenie granatów do budynku mieszkalnego, bez liczenia się z przypadkowymi ofiarami). W przypadku sekcji „Ordona” i „Żelaznego” nie można doszukać się elementów zbędnego okrucieństwa. Zazwyczaj po zatrzymaniu podejrzanego i weryfikacji personaliów w oparciu o posiadane listy, następowała egzekucja, połączona niekiedy z rabunkiem mienia w domu ofiary. W przypadku „Żelaznego” egzekucji towarzyszyła dodatkowo „przemowa”, wyjaśniająca motywy postępowania partyzantów.
Oceniając działalność „Wiktora” wypada podkreślić, że dopuścił się jawnej niesubordynacji, a decyzja podjęcia akcji odwetowej na tak szeroką skalę była nieuzasadniona. Warto jednak zaznaczyć, że Kuchciewicz, opierając się na danych dostarczonych przez Feliksa Demkowskiego, miał zapewne świadomość, że likwiduje tylko i wyłącznie rzeczywistych przeciwników oddziałów zbrojnych. Kilka dni po akcji „Wiktor” został zdegradowany przez mjr. „Zaporę”, zachował jednak dowództwo nad patrolem. Wydaje się, że przełożony potraktował całą sprawę wyjątkowo łagodnie. Można przypuszczać, że gdyby pacyfikacja miała miejsce przed okresem amnestyjnym, Kuchciewicz zostałby rozstrzelany za samowolę.

57 rocznica śmierci ppor. „Wiktora” – część 3/3>
Strona główna>