Wracając z Puszczy Solskiej, 5 V 1945 r. „Podkowa” zajął stację PKP w Klemensowie, (pow. Zamość), gdzie rozbroił straż kolejową i zarekwirował wagon cukru. W połowie maja 1945 r. „Podkowa” chciał zająć Krasnystaw i uwolnić swoich ludzi siedzących w tamtejszym więzieniu. 12 V 1945 r. zgrupowanie złożone z ponad setki partyzantów zebrało się w lesie pod miastem. Wywiad doniósł, że do Krasnegostawu wkroczyły oddziały wojskowe zaopatrzone w broń pancerną. Z akcji trzeba było zrezygnować i „Podkowa” zarządził wymarsz do Żółkiewki.
Więzienie w Krasnymstawie przy ul. Poniatowskiego 27.
Podczas przemarszu część ludzi rozpuszczono do domów. W Żółkiewce oddział zajął posterunek MO, zabrał broń, dokumenty, żywność i rower. Rozstrzelano też funkcjonariusza UB, Jana Kolmana (lub Kalamana) i sekretarza gminnego PPR, Wacława Jagiełłę. Po opuszczeniu Żółkiewki oddział pojechał do kolonii Borówek, gdzie zlikwidowano milicjanta Józefa Ksiedraka i jego brata, członka PPR Aleksandra Ksiedraka.
15 V oddział „Podkowy”, pod dowództwem jego zastępcy Mariana Mijalskiego „Mafa”, opanował posterunek MO i Urząd Gminy w Izbicy (pow. Krasnystaw). AK-owcy zabrali dwanaście sztuk broni, różnego rodzaju pieczęcie i akta. Posterunek zdemolowano i zabito milicjanta Seweryna Suszyńskiego. Partyzanci uprowadzili ze sobą milicjantów: Alfreda Jeżeckiego (lub Furkowskiego) i Wiesława Rudzińskiego, których potem zlikwidowano. Również w maju 1945 r. plut. Witold Kot ps. „Osa” wraz kilkoma partyzantami z oddziału por. Tadeusza Kuncewicza „Podkowy” zorganizowali zasadzkę i odbili kilku więźniów transportowanych przez milicjantów szosą ze Zwierzyńca do Biłgoraja.
19 maja 1945 r. dzięki posiadanej agenturze, funkcjonariusze PUBP w Krasnymstawie próbowali zlikwidować stacjonujący w miejscowości Czysta Dębina k/Gorzkowa oddział „Podkowy”. Partyzanci, ostrzeżeni przez miejscową ludność, zdołali przygotować się do starcia, w którym zginęło dwóch funkcjonariuszy UB, a kilku kolejnych zostało ciężko rannych. W odwecie za pomoc jakiej mieszkańcy udzielili „leśnym” już w nocy z 20 na 21 maja grupa operacyjna UB i MO dokonała pacyfikacji kolonii Czysta Dębina, w wyniku której miejscowość ta została doszczętnie spalona. S. Kardyka, który w tym okresie był przetrzymywany w lochach UB (12-26 maja 1945 r.) wspominał:
„[…] W czasie jednego z polowań na akowców w okolicach Czystej Dębiny k/Gorzkowa, UB spotkało się z „bandą”, która im trochę skórę przetrzepała. Po powrocie z tego polowania (19 maja 1945 r.) zaczęło się ogólne bicie mieszkańców lochu. Ubowcy wyprowadzali po kilku i nie zadając żadnych pytań walili gdzie popadło…”.
Na początku czerwca oddział wrócił do powiatu zamojskiego, gdzie wykonał jeszcze wyroki na współpracownikach i donosicielach NKWD i UB. 4 VI 1945 r. we własnym domu powieszony został Jan Szałat ze wsi Średnie Duże, a w Ujazdowie tego samego dnia na przydrożnym drzewie powieszono Józefa Puchacza.
W czerwcu 1945 roku por. Tadeusz Kuncewicz „Podkowa” rozformował oddział i zgłosił swoim przełożonym chęć przedarcia się przez Niemcy do II Korpusu gen. Andersa. Otrzymawszy pozwolenie, oznajmił podkomendnym, że z powodu dużego ryzyka mogą z nim pojechać wyłącznie młodzi mężczyźni nie mający rodzin. W końcu czerwca wybrał 22 „spalonych” partyzantów, którzy wyrazili gotowość uczestnictwa w tej „szaleńczej” wyprawie. Byli to młodzi, odważni ludzie, kawalerowie, znający się na motoryzacji. Wszyscy byli przebrani w mundury „berlingowców” i podawali się za LWP, posiadali też odpowiednie przepustki i sfałszowane dokumenty. W Zwierzyńcu przyszli żołnierze Andersa złapali dwóch propagandzistów PPR, jadących ciężarówką „Studebaker” i pojechali w kierunku zachodnim. Po przejechaniu mostu na Wiśle obaj komunistyczni aktywiści zostali zastrzeleni w lesie, a „podkowiacy” pojechali przez Stalową Wolę i Sandomierz w kierunku Dolnego Śląska.
STUDEBAKER US6. Takim samochodem partyzanci por. „Podkowy” próbowali przedostać się do amerykańskiej strefy okupacyjnej.
Partyzanci często zmieniali po drodze tablice rejestracyjne i starali się trzymać bocznych dróg. „Podkowa” posiadał jedynie mapy obszarów należących do Polski w 1939 roku. W związku z tym po przekroczeniu przedwojennej granicy partyzanci musieli jechać „na orientację”. Konieczność unikania głównych szlaków sprawiła, że 5 lipca oddział zgubił się i zamiast do Niemiec wjechał do Czechosłowacji. Jeden z partyzantów Zdzisław Szyndzielarz jeszcze w okresie międzywojennym był w tych okolicach i znał mieszkającą w Sluknovie polską rodzinę Kłusowskich. Szyndzielarzowi udało się doprowadzić partyzantów na miejsce. Okazało się jednak, że w domu Kłusowskich mieszka Niemka, do której 6 lipca przyjechał narzeczony – Josef Sindelar, który był oficerem czechosłowackiego wywiadu w stopniu porucznika. Mający słabość do kobiet por. Tadeusz Kuncewicz traktował atrakcyjną Niemkę z dużą atencją, co, jeśli wierzyć relacji jednego z członków wyprawy, bardzo denerwowało Czecha, który na dodatek zaczął coś podejrzewać.
Opuścił on niebawem dom Kłusowskich, a po kilku godzinach przyjechał samochodem z kierowcą i nakazem natychmiastowego stawienia się dowódcy oddziału polskiego w komendanturze sowieckiej. Por. „Podkowa” powiedział, że sam nie pojedzie i kazał wszystkim wejść do ciężarówki. Oficerowie czescy i Niemka jechali w samochodzie osobowym, a polscy partyzanci podążali za nimi. W połowię podjazdu na jakąś górę, „Podkowa” polecił zatrzymać ciężarówkę, a Tadeusz Jankowski „Żbik” zaczął udawać, że naprawia coś pod maską. Trzech „podkowiaków” zeskoczyło z budy i schowało się za ciężarówką. Czesi zawrócili i wyszli z samochodu, zobaczyć co się zepsuło. Ukryta trójka zaszła oficerów z boku i kazała podnieść ręce do góry. Jankowski poprowadził samochód Czechów, a oficerowie pojechali ciężarówką prowad
zoną przez Zdzisława Szyndzielorza „Lotnika”. Po mniej więcej godzinie oddział zatrzymał się w lesie, a Marian Mijalski „Maf” zlikwidował Sindelara i jego kierowcę Vlastimila Malinę. „Maf” nalegał, by nie zostawiać żadnych świadków i zastrzelić także Niemkę, jednak „Podkowa” nie wyraził na to zgody i kazał ją jedynie przywiązać ją do drzewa. Jak się później okazało, decyzja ta zaważyła na losie całej wyprawy.
Gdy „Podkowa” z podkomendnymi pojechali w stronę Niemiec, dziewczyna zdołała się uwolnić i zawiadomić czechosłowacką bezpiekę. Po kilku godzinach Polacy zorientowali się, że są poszukiwani. Na drogach stały warty i krążyły patrole. Po południu oddział ukrył się w lesie i przeczekał do nadejścia nocy. Gdy zapadła ciemność „podkowiacy” ruszyli w drogę. Po północy dojechali do Czeskiej Łaby i wepchnęli ciężarówkę do rzeki (samochód oficerów porzucili wcześniej). Potem szli jeszcze dwie doby. Maszerowali nocami, a w ciągu dnia spali w lasach. Musieli iść bardzo ostrożnie, bo wszędzie było mnóstwo sowieckiego wojska, a na drogach stały 8-10 osobowe warty. W końcu, nocą doszli do samotnego domu, w którym mieszkał Niemiec. Zapytany o to, gdzie są Amerykanie, powiedział, że doprowadzi tam Polaków w dwie godziny. Przeprowadził on oddział przez kładkę, z której było widać rosyjską wartę pilnującą mostu, na miejsce, z którego było już widać zajęte przez Amerykanów miasto. „Żbik” i „Maf” zeszli do miasta, a pozostali zajęli pozycje obronne i przygotowali się do ewentualnej walki.