Z informacji Wojskowego Instytutu Historycznego wynika, że w okresie stacjonowania w Kąkolewnicy od października 1944 do stycznia 1945 r. Sąd Wojskowy II Armii skazał 144 osoby, w tym 61 na śmierć, z czego wykonano 43 wyroki śmierci. Zabitymi byli z reguły żołnierze i oficerowie AK.
Wyroki wykonywał naczelnik więzienia sierżant Bazyli Rogoziński. Antoni Stolcman tak go wspomina: – Kiedy Rogoziński był pijany od rana, wiadomo było, że będzie w nocy rozstrzeliwał. Aresztowanym powiadał, że zabił już niejednego. Widziałem, jak na ciężarówki ładowano łopaty i kilofy, a później wrzucano na nie jak worki związanych i zakneblowanych żołnierzy Armii Krajowej, moich kolegów z oddziału.
Egzekucji dokonywano w kąkolewnickich lasach na uroczysku zwanym "Baran". Rozstrzeliwano tam skazanych przez sąd wojskowy, a także tych, którym nie dane było nawet stanąć przed sądem. Do dzisiaj nie wiadomo, ile ciał zamordowanych żołnierzy AK i NSZ tam spoczywa. Z zeznań mieszkańców Kąkolewnicy wynikało, że w czasie stacjonowania sztabu II Armii las był strzeżony przez uzbrojonych żołnierzy i nikt z cywilów nie mógł tam wejść. Nocami słychać było strzały z tego kierunku, po zapadnięciu zmroku jeździły tam kryte ciężarówki.
Miejsca egzekucji nie były oznaczane. Po zakopaniu zwłok osób rozstrzelanych teren ponownie wyrównywano, a następnie maskowano mchem i młodymi sadzonkami drzew. Gdy sztab opuścił Kąkolewnicę w styczniu 1945 roku, dokładnie splantowano ziemię, a na wiosnę zasadzono setki młodych drzew. Jeszcze latem 1945 roku Jerzy Sokoliniec ps. "Kruk", dowódca oddziału WiN na tym terenie, znając miejsce egzekucji, zatknął tam brzozowy krzyż. Sam potem wpadł w ręce NKWD. Po latach deszcze zaczęły wypłukiwać kości i czaszki pomordowanych. Dopiero w 1980 roku wykonano symboliczną mogiłę.
Z wyjątkowym okrucieństwem
Dnia 8 marca 1990 roku Prokuratura Rejonowa w Radzyniu Podlaskim wszczęła śledztwo w sprawie kąkolewnickiej zbrodni. Od 25 do 27 kwietnia przeprowadzono ekshumację w obrębie istniejącej symbolicznej mogiły. Wydobyte we wskazanym miejscu kości ludzkie były szczątkami 12 mężczyzn w wieku 20-60 lat. Na terenie o powierzchni 10 na 10 m odkryto cztery oddzielne mogiły. Zwłoki zakopane były na głębokości 50-120 cm.
Stan szczątków i ich usytuowanie w mogiłach świadczyły o wyjątkowej brutalności wykonawców egzekucji i ogromie cierpień ofiar. Jak czytamy w protokole sporządzonym przez Zakład Medycyny Sądowej, skazani mieli ręce i nogi związane kablami metalowymi, ręce wykręcone były do tyłu. W chwili zgonu niektóre ofiary miały złamane kości podudzi i ramion, czaszki nosiły ślady urazów mechanicznych zadanych z dużą siłą tępym i twardym narzędziem. W kościach czaszek biegli stwierdzili obrażenia postrzałowe, świadczące o tym, że ofiary ginęły od strzałów oddawanych w tył lub bok głowy. Jedna spośród odnalezionych czaszek nie była przestrzelona, lecz rozbita.
Nie zdołano zidentyfikować żadnej z ofiar, ale wydobyte z grobów podczas ekshumacji przedmioty – buty, łańcuszek ze szczątkami szkaplerza, pierścionek z orzełkiem, haftowana polska gwiazdka wojskowa, okładki modlitewnika, dwa wojskowe przedwojenne mosiężne guziki mundurowe, mosiężny wojskowy orzełek – świadczą, że zabici byli żołnierzami AK. W chwili śmierci rozstrzeliwani mieli na sobie grube okrycia wierzchnie lub kożuchy, co wskazuje, że egzekucje były wykonywane późną jesienią lub w zimie.
W miejscu ekshumacji odnaleziono także dużą liczbę łusek pochodzących od naboi produkcji radzieckiej z roku 1944.
"Biorąc pod uwagę całokształt ustalonych w śledztwie okoliczności, dotyczących wydarzeń w Kąkolewnicy na przełomie lat 1944/45 należy stwierdzić, że bez wątpienia w lesie 'Baran’ znajdują się inne nieznane dotychczas mogiły osób rozstrzelanych w wyniku wykonywania wyroków śmierci orzekanych przez sąd II Armii WP", gdyż "nie jest wykluczone, że w tym lesie, jak i w lasach rejonu Kąkolewnicy dokonywali egzekucji również funkcjonariusze NKWD, zupełnie niezależnie i bez wiedzy sztabu II Armii, według własnego uznania. Wielu bowiem obywateli polskich zginęło w tym czasie bez wieści" – czytamy w Postanowieniu o umorzeniu śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową w Radzyniu Podlaskim w sprawie zbrodni wojennych rozstrzeliwania żołnierzy AK i innych osób w latach 1944-1945 w Kąkolewnicy.
Kaci w polskich mundurach
Według tego dokumentu, w skład Sądu Wojskowego II Armii WP wchodzili: prezes płk Stefan Piekarski – oficer armii bolszewickiej od 1920 roku, kpt. Aleksander Tomaszewski – oficer Armii Czerwonej, Tadeusz Małecki, Maria Bednarska, Władysław Sobiech, Aleksander Zawirski, Michał Frankowski, Marcin Dancyg, Marian Bartoń. Nie ustalono, kim byli i jakie były ich losy powojenne. Prokuratorem wojskowym II Armii WP był Prokopowicz, szefem oddziału śledczego Wydziału Informacji – Czewyczałow, szefem Wydziału Informacji Wozniesienskij, śledztwa – Bołdyrow. "Ich imiona nie są znane. Najprawdopodobniej wszyscy byli oficerami NKWD w polskich mundurach" – czytamy w Postanowieniu o umorzeniu śledztwa.
Dochodzenie w sprawie masowego ludobójstwa na Podlasiu jako pierwszy, już w lutym i marcu 1946 roku, podjął inspektor Inspektoratu Północ Biała Podlaska organizacji WiN Jan Szatyński-Szatowski ps. "Wrzos", "Jemioła", "Burian", "Zagończyk", "Dziryt". Na podstawie informacji zawartych w złożonych pod przysięgą relacjach zbiegłych więźniów i żołnierzy LWP ustalił i odnalazł 3 zbiorowe mogiły żołnierzy rozstrzelanych na terenie Kąkolewnicy. Zebrane relacje znalazły się w posiadaniu UB, w czasie gdy ppłk "Wrzos" przebywał w areszcie. Informacje te do tego stopnia zaniepokoiły NKWD i GRU, że przewieziono go z więzienia w Lublinie do Warszawy na ul. Koszykową. Następnego dnia specjalnym samolotem przylecieli z Moskwy pułkownik NKWD i prokurator wojskowy. Podczas przesłuchań stosowali wobec niego najbardziej brutalne metody, a przedmiotem ich zainteresowania była wyłącznie wiedza "Wrzosa" na temat wydarzeń z Kąkolewnicy oraz nazwiska osób, które mogły znać te fakty. Sąd I Instancji skazał Szatyńskiego na 9-krotną karę śmierci. Jeszcze w latach 60. usiłowano go zastrzelić, podejmowano próby podpalenia jego domu.
Dowody zbrodni dokonywanych przez Informację Wojskową LWP, NKWD i UB zbierał także ks. Lucjan Niedzielak ps. "Głóg", kapelan 35. pułku AK stacjonującego w kąkolewnickich lasach i Polskowoli, dowodzonego przez mjr. Ksawerego Witkowskiego "Millera". Od czerwca 1940 do kwietnia 1943 r. ks. Niedzielak pracował w parafii Huszlew, gdzie znajdowało się gniazdo partyzantki organizowanej przez "Zenona" – Stefana Wyrzykowskiego. Od kwietnia 1943 r. administrował parafią Polskowola, sąsiadującą z parafią Kąkolewnica. Z powodu zainteresowania kąkolewnicką zbrodnią był inwigilowany przez UB, otrzymywał anonimy z pogróżkami. 5 lutego 1947 roku dwóch funkcjonariuszy UB z Radzynia Podlaskiego zamordowało go trzema strzałami w głowę. Ciało kapłana odnaleziono w pobliżu plebańskiej stodoły. 11 lutego jego zwłoki pochowano na cmentarzu w Hadynowie.
Tajemnica wciąż nieodkryta
Informacje zdobyte przez ppłk. "Wrzosa" znane były niektórym oficerom WiN z Obwodu Radzyń Podlaski. Jerzy Skoliniec ps. "Kruk" odnalazł kąkolewnickie miejsca straceń i w 1947 r. posadził na grobach małe sosenki, z których część u
schła. Szanse na przeprowadzenie wówczas śledztwa były nikłe. Brak było dostępu do oficjalnych informacji na ten temat. Wszyscy, którzy coś o tym wiedzieli, przebywali w więzieniach, sowieckich łagrach albo byli zastraszani lub umierali. Podpułkownik Jan Szatyński-Szatkowski do końca życia (zm. w 1988 r. w Poznaniu) zbierał informacje o zbrodni w Kąkolewnicy. Według jego ustaleń z roku 1946 i z lat 80., w Kąkolewnicy i okolicy rozstrzelano 1500-1800 osób. Większość pogrzebano w lesie "Baran". W czasie wojny w warunkach przyfrontowych mogło się zdarzyć, że grzebano ciała umarłych przy aresztach czy więzieniach.
Sprawę liczby pogrzebanych w kąkolewnickich lasach mogłyby wyjaśnić badania georadarem, jednakże nie nastąpi to w najbliższej przyszłości z powodu wielości spraw, jakimi zajmuje się Instytut Pamięci Narodowej Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie. Prowadzący sprawę zbrodni w Kąkolewnicy prokurator Leszek Furman poinformował, że IPN przesłuchał 100 świadków, z których 80 miało dużą wiedzę na temat omawianych zdarzeń. Zwrócił ponadto uwagę na wieloaspektowość sprawy: odnaleziono szczątki 12 osób oraz dokumenty o skazaniu na śmierć 43 osób. Obecność w okolicy dwóch obozów NKWD sugeruje jednak, że ofiar było więcej. W Postanowieniu o umorzeniu śledztwa znajdujemy informacje np. o przypadkach zastrzelenia więźniów w czasie próby ucieczki. Wyjaśnień wymaga też stan prawny wydawanych wyroków, co jest sprawą niezwykle skomplikowaną ze względu na kontekst historyczny, bo należy przy tym uwzględnić prawodawstwo przedwojenne i umocowanie prawne aktów wydawanych przez PKWN.
Czy tajemnica Uroczyska "Baran" zostanie zatem kiedykolwiek wyjaśniona?