Problemem jest brak świadków tamtych wydarzeń. Jednak i tak relacje ludzi, do których udało się dotrzeć, były niesamowite. W tartaku, gdy piłowano drzewa ścięte na uroczysku, to tylko iskry leciały, tyle w nich było kul i odłamków – mówi Mirosław Barczyński, historyk z Muzeum Południowego Podlasia.
Przyszło NKWD
W 1944 roku w Kąkolewnicy stacjonował najpierw sztab marszałka Rokossowskiego, a po nim sztab II armii LWP z generałem Świerczewskim na czele. Z tym pierwszym przyszło NKWD, z drugim Informacja Wojskowa LWP. I właśnie te dwie formacje obarcza się odpowiedzialnością za zbrodnie dokonane w Kąkolewnicy.
Wojsko wysiedliło północną i południową część wsi oraz częściowo także wschodnią. Z relacji świadków wynika, że ludzi wyrzucano bez dobytku, nie pozwalając niczego zabrać. W chatach rozlokowało się wojsko. Wszelkie spichlerze, komórki i piwnice wykorzystano do więzienia ludzi: żołnierzy Armii Krajowej, dezerterów z LWP, często siłą do niego wcielonych, a także ludności cywilnej. Mordowano ich na miejscu bądź przewożono do oddalonego o 3 km od Kąkolewnicy lasu Baran.
Szukali kości
Rozmiarów ludobójstwa dokonanego w Kąkolewnicy do dziś nie zdołano oszacować. Zamiar rozwikłania ponurej tajemnicy w oparciu o ekshumację i materiał dokumentalny, a także na podstawie relacji miejscowej ludności, powstał już w 1980 roku, jednak jego realizację przekreślił stan wojenny. Częściową ekshumację udało się przeprowadzić dopiero w kwietniu 1990 roku, dzięki staraniom m.in. Mirosława Barczyńskiego oraz Jana Kołkowicza, historyka i publicysty związanego z ruchem niepodległościowym.
– Wyrywkowo, z dwóch dołów rozkopanych przez wojsko w czasie trzydniowych prac, wydobyto zaledwie 16 szkieletów, co miało raczej wymiar symboliczny – wspomina Kołkowicz. – Przekopanie całego uroczyska, liczącego kilkanaście hektarów, było praktycznie niemożliwe, zważywszy czas i środki techniczne jakimi dysponowano. Zastosowanie echosondy do prac wykrywkowych okazało się mało przydatne. Natomiast badanie metodą podczerwieni, przy pomocy zdjęć lotniczych nocą, chociaż skuteczniejsze, było zbyt kosztowne.
Zwyrodnialcy
IPN, który prowadził śledztwo w sprawie zbrodni na uroczysku Baran, przesłuchał 110 świadków. Z ich zeznań wynika, że w czasie stacjonowania w Kąkolewnicy sztabu II Armii LWP, okoliczny las Baran był strzeżony przez uzbrojonych żołnierzy. Osoby cywilne miały zakaz wstępu na ten teren. Skazanych dowożono ciężarówkami po zapadnięciu zmroku. Nocami świadkowie słyszeli odgłosy strzałów. Stwierdzono, iż po zakopaniu zwłok teren wyrównywano, a następnie starano się zamaskować miejsca zbrodni nasadzając mech i sadzonki drzew.
Przerażający jest opis tego, co odkryto podczas ekshumacji w 1990 roku. Ofiary miały ręce i nogi związane kablem i drutem. W chwili zgonu połamane kości ramion, żeber i podudzi. Na czaszkach widniały obrażenia postrzałowe. Otwory wlotowe pocisków znajdowały się w części tylnej lub bocznej. Część ekshumowanych czaszek posiadała ponadto ślady urazów mechanicznych, zadanych z dużą siłą narzędziami tępymi i twardymi. W jednym przypadku na ekshumowanych kościach czaszki nie stwierdzono obrażeń postrzałowych, były one natomiast ”rozfragmentowane” na skutek zadanych z dużą siłą uderzeń.
Jeden z zamordowanych mężczyzn w wieku około 40 lat, został zastrzelony w chwili, gdy znajdował się już na dnie wykopanego dołu. Leżał na prawym boku, ręce miał skrępowane w okolicy nadgarstków, na plecach. Otwór wlotowy pocisku zlokalizowany był w okolicy ciemieniowej lewej. Pod czaszką, na dnie dołu, odnaleziono dowodowy pocisk. W oparciu o wydobyte w toku ekshumacji dowody stwierdzono, że ofiarami mordu byli żołnierze AK.
Śledztwo zawieszone
Dwa lata temu prokurator Leszek Furman z IPN zarządził na uroczysku drugą ekshumację. Jednak tym razem nie udało się natrafić na ludzkie szczątki. – W przypadku lasu Baran liczbę ofiar szacuje się od 700 do 1200. Spędziłem w tym lesie pół roku, i mogę jedynie powiedzieć, że on tak łatwo swojej tajemnicy nie odda – stwierdza Barczyński.
Prokurator Furman zapewnia, że śledztwo zostanie natychmiast wznowione, jeżeli uda się natrafić na dokumenty lub relacje wskazujące konkretne miejsca zbiorowych mogił. – Będę przeglądał archiwa, także te wytworzone przez Urząd Bezpieczeństwa i Służbę Bezpieczeństwa, bo one monitorowały różnego rodzaju postawy i zachowania ludzi, którzy próbowali w lesie Baran np. stawiać krzyże. Może uda się natrafić na informacje dotyczące miejsc, w których natrafiono na ludzkie kości. Jeżeli będą konkretne wskazania, to na pewno do lasu Baran powrócimy – stwierdza prokurator.
Anglojęzyczna wersja tekstu (na stronie www.doomedsoldiers.com):
Kakolewnica – "Little Katyn" Near Radzyn Podlaski. The Secret of the Kakolewnica Forest>