„[…] jak trudno ustalić imiona wszystkich tych którzy zginęli w walce z władzą nieludzką […] a przecież w tych sprawach konieczna jest akuratność nie wolno się pomylić nawet o jednego […] jesteśmy mimo wszystko stróżami naszych braci […] musimy zatem wiedzieć policzyć dokładnie zawołać po imieniu […]”.
Zbigniew Herbert, „Pan Cogito o potrzebie ścisłości„
6 grudnia 1946 r. oddział funkcjonariuszy UB z Przasnysza, silnie wzmocniony przez pluton żołnierzy z 3. Pułku Ułanów Warszawskich, dokonał obławy na rodzinną wieś żołnierza AK Wiktora Zacheusza Nowowiejskiego „Jeża” – Zembrzus. Przeciwko jednemu partyzantowi skierowano kilkadziesiąt uzbrojonych po zęby osób. Zacheusz nie poddał się. Próbował ucieczki w kierunku bagien. Zawsze mówił, że nie da się wziąć żywy. Kapitan Radaj, dowódca pułku, oparł karabin o płot i strzelał do uciekającego partyzanta. Ranny „Jeż”, będąc bez szans na przebicie się przez obławę, przyłożył pistolet do głowy i ostatni strzał przeznaczył dla siebie.
Por. Wiktor Zacheusz Nowowiejski ps. „Jeż” (1915-1946).
Rano przyszedł Zacheusz do domu. Był w dobrym nastroju. Matka szykowała mu koszule, ubranie, jedzenie na drogę. Miał za kilka dni jechać na zachód Polski. Tu był zupełnie spalony. W Szczecinie mieszkał jego dobry kolega, który mógłby go zalegalizować. „Mówi mi: »Wiesz Heniu, miałem przyjemny sen. Śnili mi się koledzy szkolni«, i wymienił ich imiona i nazwiska. »Oni byli jacyś szczęśliwi, cieszyli się, podrzucali mnie do góry«. Nic mu wtedy nie powiedziałem, dopiero później, po wszystkim, uświadomiłem sobie, że ci jego koledzy, poza jednym – »Pukiem« Józkiem Olkowskim, byli już na łonie Abrahama. Jedni zginęli w czasie walk z Niemcami, inni w walce z ubekami. Nie wiem do dzisiaj, co ten sen miał znaczyć. Może był jakimś ostrzeżeniem?”.
SZLACHCIC NA ZAGRODZIE
Nowowiejscy, herbu „Pobóg”, należą do drobnej mazowieckiej szlachty – tzw. zagrodowej. Ich gniazdem rodzinnym była Nowa Wieś w powiecie Przasnysz. Na północnym i wschodnim Mazowszu, graniczącym z Prusami, w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej zamieszkiwało kilkunastokrotnie więcej rodzin szlacheckich niż w Wielkopolsce czy Małopolsce. Szlachta zagrodowa gospodarowała na niewielkich kawałkach ziemi. Mazowiecki szlachcic może nie był zbyt bogaty i wykształcony, ale z dumą chodził „przy szabli”.
Każdy członek tej społeczności – cieszący się pełnią praw szlacheckich – mógł wybierać króla, zgodnie zresztą ze starym powiedzeniem: „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie”. Ze szlachtą mazowiecką należało się liczyć w I RP – posiadała duże wpływy na elekcję królewską, i to nie tylko ze względu na liczebność, lecz także dlatego, że przecież elekcje odbywały się na Mazowszu.
W wydanej w 1908 r. książce „Szkice z dziejów szlachty mazowieckiej” autorstwa prof. Władysława Smoleńskiego jawi się niezwykle barwny obraz tej społeczności – ludzi krewkich, obdarzonych dużym temperamentem, może nie zawsze kierujących się zdrowym rozsądkiem. Profesor Smoleński zwraca uwagę na jedną z bardziej wyrazistych cech szlachty mazowieckiej – wierność wierze katolickiej, Kościołowi. Innowiercy nie mogli tutaj znaleźć posłuchu, napotykali niechęć, a nawet wrogość. „Szlachcic mazurski – pisał Smoleński – […]”.nie rozstawał się poza domem z kijem
sękatym, obuchem lub rusznicą. Z najbłahszej przyczyny wszczynał bójkę.
Wrażliwy na lada uchybienia, na obelgi lub potwarz bronił swej czci […]„.
O szlachcie mazowieckiej – ze względu na jej przywary i wysokie mniemanie o sobie – powstało sporo złośliwych powiedzonek: „Fortun sześć, ale nie ma co jeść” albo: „Gdy pies usiądzie na jednym dziedzictwie, ogon musi położyć na drugiem”. Chociaż była wdzięcznym obiektem różnych uszczypliwości, to zawsze ceniono ją w czasie wojen, zagrożenia Rzeczypospolitej – ze względu na bitność i odwagę. Nigdy nie szczędziła krwi.
CHŁOPAK Z NIESFORNĄ CZUPRYNĄ
Wiktor Zacheusz Nowowiejski był prawie rówieśnikiem niepodległej II Rzeczypospolitej – był ledwie o trzy lata od niej starszy. Urodził się 28 grudnia 1915 r. we wsi Zembrzus w gminie Janowo, w dawnym powiecie przasnyskim, jako syn Władysława i Marianny. Ojciec posiadał 56 hektarowe gospodarstwo rolne. Pełnił też funkcję wójta gminy Janowo. Rodzina była liczna, bowiem poza rodzicami składała się z sześciu synów i dwóch córek. W domu panowała tradycyjna atmosfera polskich rodzin szlacheckich, pełna wiary i patriotyzmu. Żywe były tradycje rodzinne związane z przeżyciami walk powstańczych z 1863 r. na Mazowszu, w których czynnie zaangażowany był dziad Zacheusza od strony matki – Faustyn Zembrzuski, tak więc już od młodych lat Zacheusz wychowywał się w duchu miłości do ojczyzny, szacunku dla tradycji narodowej, ofiarności dla Polski, która po tylu latach niewoli odzyskała niepodległość. Młodemu chłopcu głęboko w duszę zapadły opowiadania rodziców o czynach przodków. Być może już wtedy zapragnął iść w ich ślady.
Wiktor Zacheusz Nowowiejski, zdjęcie sprzed wojny.
Duży wpływ na wychowanie dzieci miała matka – Marianna z Zembrzuskich. Jak już wspomniano, jej ojciec Faustyn Zembrzuski, walczył w Powstaniu Styczniowym w powiecie przasnyskim, w oddziale Tomasza Kolbego. Aresztowany przez Rosjan, skazany na 25 lat więzienia, dzięki amnestii mógł powrócić do rodzinnego domu po 15 latach spędzonych na Syberii. W domu Nowowiejskich zawsze żywa była legenda nieugiętych Powstańców Styczniowych – gotowych pójść na śmierć w imię wolności Polski. Jakże często szafuje się zwrotem „wyssał patriotyzm z mlekiem matki” – w przypadku Zacheusza Nowowiejskiego, ale nie tylko, bo również jego rodzeństwa i jego matki, to nie był żaden slogan.
Henryk Nowowiejski, brat Zacheusza, wspomina:
„Matka była niezwykłą kobietą – my, jej synowie, wolelibyśmy zapaść się pod ziemię, aniżeli ją zawieść. Pamiętam jak w 1946 r. wpadli na podwórko milicjanci z Wielbarka, a na stole w kuchni leżał pistolet, inni straciliby głowę w takiej sytuacji. A ona zachowała przedziwny spokój – włożyła pistolet na dno garnka, nasypała do niego ziemniaków i postawiła na kuchni na ostatniej fajerce, do której nie dochodzi ogień.
Ubecy często ją upokarzali wyzwiskami – nie chcę ich przytaczać, bo nie przejdą mi przez gardło – prowokowali, próbowali zastraszyć. Wyróżniał się w tym zastępca szefa UB w Przasnyszu – porucznik Madziar. Wyjątkowy oprawca. Stawiał matkę pod ścianę domu i pozorował rozstrzeliwanie. A ona nawet nie drgnęła. Nie wiem, skąd czerpała tę niezwykłą moc, chyba tylko gdzieś z nieba, bo była osobą głęboko wierzącą, że nawet trudno to opowiedzieć”.
Naukę w zakresie szkoły podstawowej pobierał w szkole gminnej w Janowie. Uczył się bardzo dobrze i rodzice podjęli decyzję o dalszym kształceniu syna w Seminarium Nauczycielskim w Mławie. Do tej szkoły zazwyczaj trafiała młodzież z wiejskich rodzin szlacheckich, ale w jej ławach nie brakowało też młodzieży z rodzin chłopskich. Szkoła w II RP uczyła dyscypliny, posłuszeństwa, patriotyzmu – seminarium nie odstawało pod tym względem od innych polskich placówek. Wielu szkolnych kolegów Zacheusza zasiliło wkrótce szeregi Armii Krajowej, przeciwstawiło się sowieckiej okupacji – w ten sposób zdawali chłopcy egzamin z pobieranych lekcji patriotyzmu.
Imię Wiktor figurowało tylko w dokumentach, ale w życiu wszyscy używali imienia Zacheusz. Koledzy szkolni zapamiętali go jako tego, który organizował pomoc uczniom znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej. Chodziło tu o zbieranie funduszy, z których później w szkole serwowano im drugie śniadanie.
W Seminarium Nauczycielskim panowała surowa dyscyplina. Wymagano by uczniowie nosili granatowe rogatywki, tzw. konfederatki, z białymi wypustkami, czarnym lakierowanym daszkiem i paskiem oraz metalowym białym orzełkiem. Głowy pod czapkami musiały być krótko, schludnie ostrzyżone – i to była zmora Zacheusza – jego gęste, sztywne włosy po ostrzyżeniu w żaden sposób nie dawały się układać. Sterczały na wszystkie strony jak długie szpilki. To z powodu tych niesfornych włosów otrzymał w szkole przezwisko „Jeż”, z którym nie rozstał się przez całe życie, a w czasie wojny i okupacji przyjął je za swój partyzancki pseudonim.
Jeden z jego najbliższych kolegów klasowych – Staszek Borzuchowski, zwany ze względu na posturę w szkole „Niedźwiedziem”, również zamienił przezwisko na pseudonim. Pozostał z „Jeżem” do końca.
Zacheusz był bardzo lubiany wśród kolegów. Nie ujawniał jeszcze wtedy jakichś specjalnych cech przywódczych – niemniej w trudnych sytuacjach było wiadomo, że można na niego liczyć. To nie przypadek, że potrafił w latach okupacji niemieckiej i początków sowieckiej skupić wokół siebie wielu szkolnych kolegów.
Seminarium Nauczycielskie ukończył w 1936 r. i wkrótce rozpoczął służbę wojskową w Szkole Podchorążych w Zambrowie. Pewnie nawet nie przypuszczał wówczas, jak bardzo i ta nauka przyda mu się wkrótce w życiu. Przed wybuchem wojny pracował jako nauczyciel w szkole niedaleko Ciechanowa.
JAK DZIADEK FAUSTYN ZEMBRZUSKI
Wybuch wojny we wrześniu 1939 r. nie był dla niego zaskoczeniem. Mieszkając i pracując w pasie pogranicznym z Prusami, był świadkiem wielu prowokacji i przygotowań piątej kolumny do działań zbrojnych.
Jako kapral podchorąży otrzymał kartę mobilizacyjną do jednostki w Białej Podlaskiej i brał udział w wojnie obronnej 1939 r. Po kapitulacji armii i udanej ucieczce z obozu jenieckiego, późną jesienią powrócił w rodzinne strony. Już wówczas w porozumieniu z kolegami zaangażował się do pracy na rzecz wspierania ruchu oporu na terenie gminy Janowo i powiatu przasnyskiego. Wraz z innymi nauczycielami zorganizował siatkę tajnego nauczania. Nowowiejski od początku był członkiem Związku Walki Zbrojnej, który w 1942 r. zmienił nazwę na Armia Krajowa. Z biegiem lat okupacji walka podziemna z nieprzyjacielem przekształcała się w wyższą formę jaką było tworzenie się oddziałów partyzanckich.
Wiosną 1942 r. chyba tylko cudem uniknął aresztowania przez gestapo. Wielu jego kolegów trafiło do obozów, zginęło w egzekucjach. Został zmuszony do ukrywania się na lewych papierach na terenie powiatu nidzickiego w zaprzyjaźnionej rodzinie mazurskiej (północne Mazowsze stanowiło wraz z przyległym terenem Prus Wschodnich obszar Rzeszy Niemieckiej).
W kwietniu 1943 r. został zaprzysiężony jako żołnierz AK ps. „Jeż”. Początkowo – po nawiązaniu współpracy z komórką wywiadu AK na Prusy Wschodnie i Władysławem Rabkiewiczem „Sławiczem”, pozyskiwał poprzez siatkę in
formatorów wiadomości dla sztabu podokręgu „Olsztyn – Tuchola” AK. Cennym źródłem informacji była m.in. Stanisława Domańska „Spych”, zatrudniona w mieszkaniu nidzickiego landrata Axela Crewella. W siatce współdziałali m.in. dwaj bracia Zacheusza – Henryk „Sosna” i Izydor „Kalina” – zatrudnieni u Mazura Ernsta Maxa w Jabłonce k. Nidzicy. Ernst Max był ważnym współpracownikiem polskiej konspiracji ze względu na swoje rozległe kontakty handlowe, prywatne – dostarczał m.in. ryby niemieckim urzędnikom, oficerom w Nidzicy, Ciechanowie, Mławie, Przasnyszu. To wówczas ujawniła swoje duże umiejętności konspiracyjne Halina Kołakowska „Jurand” – późniejsza żona Izydora Nowowiejskiego „Kaliny”, wkrótce wręcz niezastąpiona w wypisywaniu lewych dokumentów partyzantom.
Latem 1943 r. wśród mokradeł rzeki Orzyc został sformowany, głównie przez synów szlacheckich rodzin, partyzancki oddział AK. Komendantem został Stefan Rudziński „Wiktor”. Oddział tworzyli koledzy, m.in.: Zacheusz Nowowiejski „Jeż”, Izydor Bukowski „Burza”, Leon Uzdowski „Łabędź”, Stanisław Borzuchowski „Niedźwiedź”, Mieczysław Szczepkowski „Beton”, Michał Moszczyński „Wołodyjowski”. Funkcję kapelana oddziału pełnił ks. Stanisław Gutowski z Janowca Kościelnego.