Autorzy, w oparciu o imponującą ilość dokumentów źródłowych, dokonali drobiazgowej rekonstrukcji zdarzeń, dzięki której ostatecznie powinno zostać zdjęte odium „zbrodniarza” a także „zdrajcy” z bohatera, jakim był kpt. Romuald Rajs „Bury”.
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
pracownik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
Kapitan Romuald Rajs „Bury” – dyskusji o wojnie partyzanckiej ciąg dalszy
Kapitan Romuald Rajs „Bury” – dyskusji o wojnie partyzanckiej ciąg dalszy.
Romuald Rajs „Bury”, dowódca 1 Kompanii Szturmowej 3 Brygady Wileńskiej AK wychodzi z oddziałem z kościoła. Turgiele, Wielkanoc 1944 r.
Jako autorzy tekstu „Bury” a Białorusini – fakty i mity (dostępnego aktualnie w Internecie na stronie: podziemiezbrojne.blox.pl), stanowiącego próbę rekonstrukcji działań dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego” 3 Brygady Wileńskiej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (dalej: 3 Brygada NZW) z przełomu stycznia i lutego 1946 r., w których śmierć poniosło kilkudziesięciu obywateli polskich narodowości białoruskiej, z zainteresowaniem śledziliśmy wymianę korespondencji pomiędzy Arkadiuszem Rajsem, wnukiem kpt. „Burego”, a red. Piotrem Zychowiczem.
Na list otwarty Arkadiusza Rajsa, który ukazał się na portalu niezależna.pl, red. Zychowicz zareagował odpowiedzią w formie listu zamieszczonego na portalu dorzeczy.pl. W swym tekście red. Zychowicz uznał nasz artykuł za rodzaj mowy obrończej kpt. „Burego”, niebywale życzliwy wobec „Burego”, w którym wszystkie poddane w nim analizie wydarzenia zinterpretowaliśmy, jego zdaniem, na korzyść tego partyzanckiego dowódcy, robiąc wszystko co w naszej mocy żeby przedstawić go w jak najkorzystniejszym świetle.
W rzeczywistości jednak istotą naszego tekstu było przedstawienie zasadniczych dla sprawy faktów i właściwa, naszym zdaniem, ich interpretacja. Red. Zychowicz, powołując się na tradycję rodzinną, zadeklarował umiłowanie do oręża polskiego. W jego liście czytamy dalej:
Wpojono mi przy tym jedną żelazną i nie podlegającą żadnej dyskusji zasadę. Zasadę, od której nie może być nawet najmniejszego odstępstwa. Zasada ta brzmi: wojnę prowadzi się przeciwko dorosłym, uzbrojonym mężczyznom. A nie przeciwko jeńcom wojennym, kobietom i dzieciom. […]. Jak Pan doskonale wie, kapitan Romuald Rajs „Bury” – przy całych swoich olbrzymich zasługach dla sprawy polskiej – niestety nie zawsze trzymał się tej zasady.
To, rzecz jasna, bardzo słuszna i piękna zasada, która jednak w XX wieku tyle się miała do rzeczywistości, ile historyjki z opowiadań Antoniego Gawińskiego do prawdziwej wojny. Trafnie zjawisko to – rozdźwięku między wyobrażeniami o wojnie a jej prawdziwym obliczem – oddał mistrz red. Zychowicza, Józef Mackiewicz. W jednym ze swych tekstów publicystycznych napisał:
Z tym samym Władziem przeczytaliśmy chyba wszystkie powieści Walerego Przyborowskiego, w których stary wachmistrz, gdy się rozsierdził na dobre, dopieroż to klął: „Do stu par tysięcy kartaczy!”. I z Władziem z tej samej szóstej, poszliśmy do autentycznych ułanów, gdzie wachmistrz, nawet w doskonałym humorze, nie mówił inaczej niż: „Ach bracia, k…. wasza mać!”.
Tak czy inaczej hołdowanie powyżej zasadzie i pielęgnowanie jej oczywiście zasługuje na poklask. Jednak przywoływanie tej zasady w kontekście działań partyzanckich wydaje się być świadectwem niezrozumienia przez red. Zychowicza, jakie są podstawowe cele i zadania oddziałów leśnych, a także jaki jest praktyczny wymiar prowadzonej przez nie walki (dalsze nasze wywody oczywiście nie odnoszą się do dzieci – podkr. KK i GW). Tak się bowiem składa, że realiami partyzantki są działania skierowane nader często przeciwko osobom nieuzbrojonym, czasami także kobietom, a nie tylko spektakularne wystąpienia zbrojne przeciwko okupantowi. Zadaniem oddziałów leśnych nie jest bowiem wygranie zmagań wojennych, gdyż oddziały te nie mają do tego wystarczających sił ani środków. Natomiast w sytuacji, gdy władza zostaje przejęta przez siły okupacyjne, a legalne czynniki państwowe schodzą do konspiracji lub pozostają poza granicami kraju, co skutkuje m.in. tym, że aparat przymusu – konieczny w każdym normalnym państwie – przestaje służyć ochronie praw jednostki i dobru wspólnemu, a staje się w rękach okupanta narzędziem terroru, partyzantka pełni doniosłą funkcję strażnika reguł koniecznych dla ocalenia więzów wspólnotowych. Rola ta sprowadza się do obrony i egzekwowania fundamentalnych norm postępowania w relacjach międzyludzkich i podstawowej lojalności członków okupowanej wspólnoty wobec prawowitych władz. Realizacja tego niewdzięcznego, ale jakże ważnego w czasach zaniku normalnej państwowości zadania sprowadza się w praktyce do karania, w tym przede wszystkim likwidacji – najczęściej nieuzbrojonych – konfidentów i szkodliwych kolaborantów, także jeśli są nimi kobiety, oraz przestępców pospolitych stanowiących zagrożenie dla społeczeństwa. Podziemie antykomunistyczne dlatego cieszyło się poparciem ludności i mogło przez długie lata utrzymać się w terenie, bowiem funkcje te wykonywało w sposób efektywny.
Kpt. Romuald Rajs „Bury” – dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.
Warto podkreślić, że z punktu widzenia podtrzymania morale ludności akcje likwidacyjne wymierzone w konfidentów, kolaborantów czy bandytów z danego terenu, były dla społeczności lokalnej ważniejsze niż starcie partyzantów z taką czy inną grupą operacyjną. Wie o tym doskonale każdy, kto na poważnie zajmuje się problematyką zbrojnego podziemia antykomunistycznego i miał możliwość prowadzenia poważnych rozmów z partyzantami, członkami siatki terenowej czy wreszcie ze zwykłymi mieszkańcami terenów objętych aktywnością podziemia, pamiętającymi czasy „leśnych”. Wie również o tym, że w dobrze prowadzonych oddziałach zadania te, bardzo nieprzyjemne dla każdego człowieka o normalnej uczuciowości, wykonywali partyzanci starsi wiekiem, z najdłuższym stażem, zahartowani w walce i o silnych osobowościach. Ludzie, co których nie zachodziło ryzyko, a w każdym razie było ono stosunkowo małe, że ulegną deprawacji.
Nie jest też wiedzą tajemną znawców przedmiotu, że tak jak repertuar kar, do których „leśni” mogli sięgnąć, podejmując działania represyjne, był stosunkowo skąpy, tak status jeńca w warunkach walki prowadzonej przez partyzantkę antykomunistyczną po prostu nie istniał. Z prostego powodu – więzieniami ani obozami jenieckimi partyzanci nie dysponowali. Dlatego w realiach walki prowadzonej przez Żołnierzy Wyklętych osoby najbardziej szkodliwe dla sprawy wolności Polski, tj. funkcjonariusze NKWD i UB, politrucy, oficerowie KBW, konfidenci, milicjanci biorący udział w walkach z podziemiem – jeżeli dostały się w ręce „leśnych”, z reguły musiały pożegnać się z życiem. Taka była cena aktywnego opowiedzenia się po stronie reżimu komunistycznego, który był największym i najgroźniejszym zinstytucjonalizowanym wrogiem wolności w całych dotychczasowych dziejach. Zazwyczaj zabijano też bandytów, rabusiów i notorycznych złodziei (choć tu karę śmi
erci zamieniano czasem na chłostę lub nakaz wyjazdu z miejsca zamieszkania). Z kolei szeregowi żołnierze „ludowego” wojska czy KBW, zwykli czerwonoarmiści czy milicjanci byli z reguły puszczani przez „leśnych” wolno, najczęściej po stosownym pouczeniu. Właśnie taka sytuacja miała miejsce 28 kwietnia 1946 r. po walce pod wsią Brzozowo – Antonie stoczonej przez 3 Brygadę NZW i 6 Brygadę Wileńską AK z grupą operacyjną UB-MO-KBW przeprowadzającą aresztowania w terenie. Po rozbiciu sił komunistycznych przez partyzantów, zgodnie z decyzją „Burego” oddzielono wziętych do niewoli funkcjonariuszy UB i milicjantów od żołnierzy KBW. Tych ostatnich na rozkaz „Burego” rozbrojono, rozmundurowano i po pouczeniu puszczono wolno, zaś tych pierwszych, a było ich kilkunastu, rozstrzelano.
Wzięci do niewoli członkowie grupy operacyjnej MO, KBW i UB, rozbitej przez 3 Brygadę Wileńską NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego” i 6 Brygadę Wileńską AK ppor. Lucjana Minkiewicza „Wiktora”, 28 kwietnia 1946 r. w rejonie wsi Brzozowo-Antonie na Podlasiu.
Red. Zychowicz zwraca się do wnuka kapitana „Burego”:
Przejdźmy jednak do rzeczy. W swoim liście stara się Pan usprawiedliwić pacyfikacje białoruskich wsi dokonane przez kapitana Rajsa faktem, że zamieszkała w nich ludność była skomunizowana, najeżona agentami bezpieki i „wrogami Ojczyzny”. Uważam ten argument za niedopuszczalną aprobatę dla stosowania odpowiedzialności zbiorowej.
Red. Zychowicz nie chce dostrzec, że ani my, ani wnuk kpt. „Burego” nie usprawiedliwiamy śmierci kobiet i dzieci. Staramy się natomiast wyjaśnić kontekst, w jakim do tej sytuacji doszło, zrekonstruować przebieg wydarzeń, w tym odtworzyć decyzje podejmowane przez „Burego” w stosunku do mieszkańców ukaranych wiosek. Wyjaśnijmy też, co w tym przypadku oznacza określenie „wioski skomunizowane”? Z meldunków polskiego podziemia, zarówno poakowskiego, jak i narodowego, wyłania się obraz zbiorowości nastawionej wybitnie antypolsko, negującej istnienie polskiej państwowości, popierającej reżim komunistyczny. W części owych wiosek zorganizowane były zbrojne komunistyczne bojówki, określane niekiedy jako „samoobrona białoruska” (Szpaki, Zanie, Wólka Wygonowska). Niektórzy mężczyźni zamieszkali w tych wsiach z bronią w ręku występowali po stronie władz komunistycznych, kontrolując osoby przechodzące lub przejeżdżające drogami i ostrzeliwując pojawiające się grupy polskiego podziemia. Informowali też NKWD i UB o sytuacji w terenie i osobach zaangażowanych po stronie polskiego ruchu niepodległościowego.
Z naszych ustaleń wyłania się obraz niepasujący do retoryki red. Zychowicza. Uważamy, że zgodnie z rozkazem kpt. „Burego” w Zaleszanach, Wólce Wygonowskiej, Zaniach i Szpakach mieli zginąć jedynie ludzie zaangażowani czynnie po stronie reżimu komunistycznego. Rozkaz ten nie został jednak wykonany w sposób ścisły.
Zychowicz pisze:
Przypomnę Panu, że 29 stycznia 1946 roku w puszczonej z dymem na rozkaz kapitana „Burego” wsi Zaleszany żywcem spłonęło kilkanaście osób. W tym dwie kobiety z kilkorgiem małych dzieci. Nawet dr Kazimierz Krajewski, na którego się Pan powołuje, uznał, że <<„Bury” powinien przewidzieć, że w podpalanych zabudowaniach Zaleszan mogli ukryć się ludzie>>.
Wyjaśnijmy, w Zaleszanach oprócz kilku ludzi (prawdopodobnie dwóch, na pewno nie więcej niż pięciu) rozpoznanych przez partyzantów 3 Brygady NZW jako aktywiści komunistyczni, zabitych zanim na rozkaz „Burego” rozpoczęto podpalanie wsi, miał nikt więcej nie zginąć! „Bury” uznał natomiast, że mieszkańcy Zaleszan powinni zostać ukarani materialnie, przez spalenie ich zabudowań, za jawnie wrogi stosunek do polskiego munduru; decyzją tego partyzanckiego dowódcy mieli oni zająć się odbudowywaniem swojego dobytku, a nie komunizowaniem. Do tragedii doszło, gdyż część mieszkańców nie posłuchała rozkazu opuszczenia budynków, które wkrótce zostały podpalone. Wtedy właśnie zginęli ludzie schowani w zakamarkach własnych zabudowań, w tym dwie kobiety z kilkorgiem małych dzieci. Nie było to jednak intencją „Burego”, przecież nie kazał ich zabijać! Zatem przywoływanie tego zdarzenia w kontekście zasady, o której pisze red. Zychowicz – jest istotnym nadużyciem. Należy przy tym dodać, że istnieją poważne przesłanki, że w czasie podpalania przez partyzantów zabudowań Zaleszan „Burego” nie było już we wsi, gdyż od razu po przemowie, którą wygłosił do mieszkańców w domu Dymitra Sacharczuka (zakomunikował wówczas zgromadzonym, że zabudowania wsi zostaną spalone), pojechał z częścią 3 Brygady NZW do Wólki Wygonowskiej (patrz np.: zeznania Teodora Roszczenki, który 29 stycznia 1946 r. był w Zaleszanach jako jeden z białoruskich furmanów wiozących żołnierzy „Burego”- protokół przesłuchania z 26 lipca 1949 r., Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku, sygn. akt 769/49; opuszczenie Zaleszan przez istotną część sił 3 Brygady NZW jeszcze przed podpaleniem zabudowań wsi potwierdza sporządzony w dniu 31 stycznia 1946 r., a zatem dwa dni po wydarzeniach w Zaleszanach, oparty na relacjach mieszkańców tej wsi protokół Nadzwyczajnej Komisji Powiatowej Rady Narodowej w Bielsku Podlaskim). Wykonawcami tego rozkazu „Burego” byli partyzanci z plutonu Jana Boguszewskiego „Bitnego”. Niewykluczone, że paląc zabudowania wsi, podkomendni „Bitnego” strzelali do mężczyzn chcących gasić płonący dobytek, co spowodowało śmierć dalszych kilku osób.
Por.
Jan Boguszewski „Bitny” (zdjęcie przedwojenne). Marynarz flotylli
pińskiej, żołnierz kampanii wrześniowej, a następnie konspiracji
niepodległościowej. Od sierpnia 1945 r. dowódca oddziału PAS NZW, działającego
na terenie pow. Bielsk Podlaski. W styczniu 1946 r. dowódca 2. plutonu w składzie 3
Brygady Wileńskiej NZW, dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego”.
Zginął 16 lutego 1946 pod Gajrowskimi w bitwie z grupą operacyjną UB-NKWD.
Kolejna kwestia poruszona przez Zychowicza:
Jeszcze większa tragedia rozegrała się we wsi Zanie. Tam partyzanci wysłani przez „Burego” zastrzelili 20-30 osób. Wśród ofiar byli białoruscy kolaboranci, ale również kobiety i kilkoro dzieci. Czy naprawdę uważa Pan, że białoruskie dzieci, które straciły życie w tych pacyfikacjach współpracowały z komunistyczną bezpieką? Że były „wrogami Ojczyzny”? Czy uważa Pan, że powinny były ponieść taką straszliwą „karę” za grzechy swoich dorosłych współplemieńców?
Okoliczności tragedii do jakiej doszło w Zaniach przedstawiliśmy w artykule przywołanym na początku tego tekstu . W tym przypadku także nie usprawiedliwiamy śmierci kobiet i dzieci faktem, iż miejscowi uzbrojeni komunistyczni bojówkarze otworzyli ogień do partyzantów. Jednoznacznie wskazujemy natomiast, co red. Zychowicz w swych rozważaniach zupełnie pomija, że doszło tam do przekroczenia rozkazu wydanego przez „Burego”. Likwidację czerwonych bojówkarzy przeprowadzał w Zaniach pluton Jana Boguszewskiego „Bitnego” (ten sam, który palił zabudowania Zaleszan). Należy podkreślić, że „Bury” nie miał czasu, by poznać zalety czy też raczej wady tego przedwojennego podoficera (awansowanego w szeregach NZW do stopnia podporucznika) ani jego podkomendnych. „Bitny” dowodził wcześniej oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski. Cieszył się dobrą opinią przełożonych z NZW. Do 3 Brygady NZW dołączył ze swymi żołnierzami w końcu listopada 1945 r. Trzeba przy tym pamiętać, że „Bury” od 8 grudnia 1945 do 16 stycznia 1946 r. przebywał poza oddziałem; przez kilka dni brał udział w pracach Komendy Okręgu NZW Białystok, a następnie wykorzystał przyznany mu urlop. Do czasu powrotu „Burego” do oddziału „Bitny” dał się poznać jako dobry szkoleniowiec, a 3 Brygada NZW nie cierpiała na nadmiar kadry. „Bury” nie miał zatem podstaw, by sądzić, że „Bitny” nie poradzi sobie z zadaniem, jakim było zlikwidowanie komunistycznych bojówkarzy (członków samoobrony) w Zaniach, albo że potraktuje je jako pretekst do krwawej rozprawy z Bogu ducha winną częścią mieszkańców wsi. Nie bez znaczenia jest również to, że powierzając plutonowi „Bitnego” spalenie zabudowań wsi Zaleszany, a później przeprowadzenie akcji w Zaniach, „Bury” realizował rozkaz komendanta Okręgu NZW Białystok majora Floriana Lewickiego „Kotwicza” z 20 września 1945 r., w myśl którego działania wymierzone w skomunizowaną ludność białoruską miały być przeprowadzone przez „Burego” właśnie wspólnie z oddziałem „Bitnego”. Oddział ten, w chwili wydania przywołanego rozkazu, był oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski (kryptonim „Burza”), a w czasie działań w Zaleszanach i Zaniach stanowił już część 3 Brygady NZW, jako jej 2 pluton.
W kontekście naszego twierdzenia, że w Zaniach doszło do przekroczenia rozkazu „Burego”, należy mocno podkreślić, że tam, gdzie ten dowódca był osobiście podczas wykonywania operacji karnej skierowanej przeciwko skomunizowanej ludności białoruskiej, jego rozkazy wykonywano w sposób ścisły. W Wólce Wygonowskiej i Szpakach, wioskach w których zorganizowane były zbrojne bojówki komunistyczne, a w których „Bury” był obecny podczas działań żołnierzy 3 Brygady NZW (w Wólce Wygonowskiej kierował przebiegiem akcji represyjnej), zginęli wytypowani wcześniej do likwidacji mężczyźni. W Końcowiźnie nikt nie został zabity, spalono część zabudowań. Dodajmy, że w Szpakach być może doszło do gwałtu na dziewczynie i zabójstwa innej, broniącej się przed gwałtem. Jeżeli tak było, oba te przestępstwa obciążają wyłącznie ich sprawcę czy sprawców. Wymykają się one bowiem z jakichkolwiek rozkazów, a każdy, kto ma niejakie pojęcie o wymogach dyscypliny, jakie „Bury” stawiał swym podkomendnych, nie powinien mieć wątpliwości co do tego, że winni tych czynów, gdyby „Bury” dowiedział się o nich, zostaliby natychmiast z jego rozkazu rozstrzelani.
W dalszej części odpowiedzi na list wnuka kpt. „Burego” red. Zychowicz porusza sprawę śmierci grupy tzw. furmanów, którzy przez kilka dni towarzyszyli żołnierzom NZW jako woźnice:
Teraz kwestia około 30 białoruskich furmanów rozstrzelanych z rozkazu „Burego” 31 stycznia 1946 roku w lesie pod Puchałami Starymi. Wbrew temu co Pan pisze, kapitan Rajs służąc w Ochronie Lasów Państwowych nie miał dostępu do „list osób, które zajmowały się wywózką Polaków w 39. i 40. roku”. Takie listy w Ochronie Lasów Państwowych bowiem nigdy nie zostały sporządzone. Nie ma również cienia dowodu na to, że zamordowani furmani mieli coś wspólnego z deportacjami Polaków „za pierwszego Sowieta”.
Istnieje natomiast hipoteza, że zgładzeni furmani sprzyjali władzy komunistycznej w roku 1946. Zgodnie z nią mieli o tym poinformować partyzantów „Burego” biorąc ich za żołnierzy KBW lub LWP. Hipoteza ta jest jednak mocno dyskusyjna. Zresztą nawet gdyby białoruscy furmani byli aż takimi idiotami i poszli na podobne zwierzenia – nie usprawiedliwia to rozstrzelania 30 cywilów.
„Bury”, służąc w jednostce ochrony lasów państwowych, nie miał dostępu do list ludzi zajmujących się wywózką Polaków w latach 1939-1941; w tym wątku, naszym zdaniem, Arkadiusz Rajs nie ma racji. Ale pełniąc tę funkcję „Bury” jeździł, czasem nawet z UB i MO, po okolicznych wioskach. Białoruscy wieśniacy, przekonani że mają do czynienia z funkcjonariuszem aparatu komunistycznego, opowiadali o swych „zasługach” z lat pierwszej okupacji sowieckiej, a także o stosunku do polskiego ruchu niepodległościowego. To, że sprzyjali komunie i czynnie wspierali ją także w 1946 r., nie jest żadną hipotezą, ale faktem. Żołnierze „Burego” podczas rajdu przez wschodnią część powiatu bielskiego występowali jako komunistyczna grupa operacyjna. Mieli zadanie prowadzenia rozmów z furmanami pod kątem stosunku tych ostatnich do polskiego ruchu niepodległościowego itp. Ci spośród furmanów, którzy wykazali wówczas postawę wrogą, antypolską – wygadali sobie swój los (patrz: artykuł przywołany na początku tego tekstu). Białoruskie pochodzenie narodowe lub wyznawana wiara prawosławna nie były kryteriami branymi pod uwagę przy podjęciu decyzji o egzekucji. Kryterium tym był wyłącznie stosunek do Polski i polskiego ruchu niepodległościowego. Potwierdza to „wyreklamowanie” jednego z prawosławnych furmanów z Krasnej Wsi przez polskich sąsiadów z innej wioski (zagwarantowali, że to „porządny człowiek”, w efekcie czego został on puszczony wolno). Wypada też powtórzyć, że nie ma mocnych dowodów na to, że pośród co najmniej 40 furmanów będących przy oddziale „Burego” w dniu 31 stycznia 1946 r., kiedy to rozstrzygał się ich los, byli Polacy lub osoby narodowości białoruskiej, ale wiary katolickiej. Prawdopodobnie wszyscy byli Białorusinami i prawosławnymi. Co najmniej dziesięciu z nich puszczono w
olno. Przypomnijmy także, że podczas procesu kpt. „Bury” stwierdził, że furmani zostali zastrzeleni za wrogie ustosunkowanie do nielegalnych organizacji [sic – organizacji niepodległościowych].
Red. Zychowicz podsumowuje swe wywody:
Proszę jednak nie wymagać ode mnie żebym pochwalał lub przemilczał zabijanie niewinnych cywilów – bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci.
Cóż, „Bury” nie zabijał niewinnych – twierdzenie, że było inaczej jest całkowicie bezpodstawne. Z jego rozkazu mieli stracić życie jedynie dorośli mężczyźni, zaangażowani w popieranie reżimu komunistycznego. Śmierć kobiet i dzieci w ogóle nie leżała w zamierzeniach „Burego”. Twierdzenie odmienne jest w naszej ocenie nieuprawnione.
Kpt. Romuald Rajs „Bury”, dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.
Redaktor Zychowicz zwraca się na zakończenie do wnuka kapitana „Burego”:
Pisze Pan, że nie wie jaki cel mi przyświeca. Chętnie wyjaśnię. Chodzi mi tylko i wyłącznie o prawdę. Jako ideowy antykomunista jestem bowiem wierny przesłaniu mojego mistrza Józefa Mackiewicza, który pisał, że „tylko prawda jest ciekawa”. Nawet jeżeli jest ona bolesna i niewygodna.
Tak, rzeczywiście, tylko prawda jest ciekawa. Zadaniem historyka (a także publicysty) jest jej poznanie i opisanie. Powinien on także posiadać umiejętność interpretowania zdarzeń, które udało mu się ustalić. Cóż, łatwo jest wypisywać oderwane od życia, ale ładnie brzmiące komunały o rycerskiej walce, znacznie trudniej dokonać wysiłku, by zebrać wszystkie elementy dające w ostatecznym efekcie obraz zbliżający nas do prawdy.
Ponieważ bardzo cenimy sobie twórczość Józefa Mackiewicza, pozwolimy sobie zakończyć tę naszą wypowiedź cytatem z powieści Sprawa pułkownika Miasojedowa. Zawiera on myśl, której trafność z upływem lat dostrzegamy coraz bardziej:
Na nic to wszystko. Wielkie doświadczenie, dokonane za cenę krwi i rozpaczy, przepada dla potomności. I po wielkim wybuchu, jak popiół z wulkanu opada i ściele się bezwartościowy osad pustych sloganów.
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
kierownik Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w „Gazecie Polskiej”, nr 13(1233) z dn. 29.03.2017 r. pod tytułem Między sloganami a dramatem prawdy. Dyskusji o wojnie partyzanckiej ciąg dalszy.
Kpt. Romuald Rajs „Bury” a Białorusini – fakty i mity>
Strona główna>
Prawa autorskie>
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 1/3
Kpt. Romuald Rajs „Bury” a Białorusini – fakty i mity
Nie przyjechałem na te tereny walczyć o kożuchy i wieprze,
ale walczyć o sprawiedliwość. Tak samo [jak] walczyłem o Wilno,
tak samo krew będę przelewać za Polskę i na tej ziemi.
po wydaniu wyroku śmierci na jednego z podkomendnych w marcu 1946 r.
Ppor. Romuald Rajs „Bury”, dowódca 2 szwadronu 5 Brygady Wileńskiej AK, 1945 r.
Mamy dziś do czynienia z jednej strony z mnogością inicjatyw służących przywracaniu i popularyzacji pamięci o Żołnierzach Wyklętych, z drugiej zaś z eskalacją ataku na nich. Jednym z najczęściej i najsilniej atakowanych jest kpt. Romuald Rajs „Bury” i dowodzeni przezeń żołnierze Narodowego Zjednoczenia Wojskowego.
Tragiczne zdarzenia z ich udziałem, które miały miejsce na przełomie stycznia i lutego 1946 r., stają się dla niektórych podstawą do dyskredytowania Żołnierzy Wyklętych jako zbiorowości. Historia powojennego podziemia niepodległościowego, tak jak historia wszelkich działań wojennych, zwłaszcza typu konspiracyjnego i partyzanckiego, nie ma nic wspólnego z żywotami świętych. To dzieje zwykłych ludzi gotowych walczyć i ginąć za swój kraj, ale też i popełniających błędy, niekiedy podejmujących nietrafne decyzje i popełniających czyny, które nie są dla nas powodem do dumy. Nie pozwólmy jednak, by propaganda kierunków ideologicznych niechętnych etosowi walki zbrojnej z komunistami skutecznie tworzyła lub podtrzymywała antymity dotyczące podziemia, falsyfikując historię poprzez upowszechnianie tezy, że w okresie powojnia starły się ze sobą dwie równoprawne wizje Polski, podczas gdy w rzeczywistości po jednej stronie barykady stali wówczas ludzie realizujący opracowaną w Moskwie koncepcję zniewolenia a następnie okupowania naszego kraju przez partię komunistyczną, zaś po drugiej stronie znaleźli się ludzie walczący o wolność Polski. Starajmy się poznać dokładnie okoliczności i tło wspomnianych zdarzeń, a także motywacje, którymi kierowali się uczestniczący w nich żołnierze antykomunistycznej partyzantki.
Kpt. Romuald Rajs „Bury” – dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.
Na wstępie przypomnijmy kim był Romuald Rajs „Bury”. Urodził się w 1913 r. w Jabłonce pow. Brzozów. W 1933 r. ukończył z wyróżnieniem podoficerską szkołę dla małoletnich i pozostał w wojsku jako podoficer zawodowy. Poprzez służbę wojskową związał się z Wilnem (służył w 85 pp, 13 p. uł. oraz przy dowództwie 19 DP). Od początku okupacji „Bury” zaangażował się w działalność konspiracyjną na terenie Wilna. Od września 1943 r. służył w 3 Brygadzie Wileńskiej AK, jednym z najbardziej bojowych oddziałów Okręgu AK Wilno. Dowodził 1 kompanią szturmową tej jednostki. Za męstwo wykazane w zwycięskiej walce z niemiecko-litewską ekspedycją przeciwpartyzancką stoczonej pod Mikuliszkami przez 3 i 6 Brygadę Wileńską AK 8 stycznia 1944 r. został odznaczony Krzyżem Walecznych.
Wileńszczyzna 1944 r. Ppor. Romuald Rajs „Bury” z dziećmi trzymającymi zerwany drogowskaz z niemiecką nazwą miejscowości Ejszyszki.
Odegrał istotną rolę w wielu innych akcjach bojowych 3 Brygady, m.in. w boju z batalionem korpusu gen. Plechavicziusa w Murowanej Oszmiance (po tej walce otrzymał awans na podporucznika). W toku operacji „Ostra Brama”, mającej na celu wyzwolenie Wilna, poprowadził swoją 1 kompanię szturmową do walki o Kolonię Wileńską, którą opanowano po zaciętej walce z frontową jednostką Wehrmachtu, a następnie, w krwawych zmaganiach wyparł Niemców z umocnień broniących dostępu do dzielnicy Belmont. Za wybitną odwagę w tamtych bojach odznaczony został Krzyżem Virtuti Militari V klasy i otrzymał awans na porucznika.
Wielkanoc 1944 r. Romuald Rajs „Bury” i żołnierze 3. Wileńskiej Brygady AK wychodzą z kościoła w Turgielach.
Uniknął rozbrojenia przez Sowietów. Utrzymywał kontakt z działającymi już w realiach okupacji sowieckiej strukturami polskiej konspiracji na terenie Wilna. Pomagał swoim podkomendnym w uzyskaniu fałszywych dokumentów, umożliwiających ewakuację na tereny dzisiejszej Polski.
Pod koniec 1944 r. „Bury” pod fałszywym nazwiskiem Jerzego Górala zgłosił się do armii Berlinga. Jak wyjaśniał w toku śledztwa w 1949 r.:
Przed wyjazdem do Polski odwiedziłem żonę w Nowej Wilejce i następnego dnia po odwiedzeniu cmentarza na Kolonji Górnej tych co padli w walkach o Belmont około 60 i po krótkiej rozmowie z proboszczem plebanii udałem się w podróż […].
Transportem wojskowym dotarł do Białegostoku i został skierowany początkowo do jednostki zapasowej LWP w Dojlidach. 27 grudnia 1944 r. został mianowany dowódcą plutonu w samodzielnym batalionie ochrony lasów państwowych. Od lutego 1945 r. jego pluton stacjonował w Hajnówce. Zadaniem tej jednostki było zwalczanie kłusownictwa i ochrona lasów przed nielegalnym wyrębem i kradzieżą drzewa. Romuald Rajs miał wszelkie szanse, aby spokojnie i bezpiecznie przetrwać na głębokim zapleczu najtrudniejszy okres instalowania się władz komunistycznych i związanego z tym terroru komunistycznego. Nie pogodził się jednak z sytuacją panującą w Polsce. Wybrał dalszą walkę o niepodległość naszego kraju. W maju 1945 r. zbiegł „do lasu” wraz z dowodzonym przez siebie plutonem i dołączył do odtworzonej na Białostocczyźnie 5 Brygady Wileńskiej AK podlegającej wówczas Komendzie Białostockiego Okręgu AK-AKO. Pełnił w tym oddziale funkcję dowódcy 2 szwadronu.
We wrześniu 1945 r., po rozformowaniu 5 Brygady Wileńskiej w związku z zarządzoną przez Delegaturę Sił Zbrojnych operacją „rozładowywania lasów”, przeszedł do Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (dalej: NZW). Otrzymał stopień kapitana i funkcję szefa Pogotowia Akcji Specjalnej Białostockiego Okręgu NZW. W 1946 r. dowodził największym zgrupowaniem partyzanckim NZW na Białostocczyźnie, działającym pod nazwą 3 Wileńskiej Brygady NZW (dalej: 3 Brygada NZW).
Aresztowany w wyniku donosu podkomendnego 13 listopada 1948 r., został skazany na karę śmierci przez WSR w Białymstoku i zamordowany 30 grudnia 1949 r.
Dnia 15 września 1995 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego na sesji wyjazdowej w Olsztynie unieważnił wyrok wydany 47 lat wcześniej. Miejsce pogrzebania przez komunistów zwłok kpt. „Burego” pozostaje nieznane.
Protokół wykonania kary śmierci na kpt. Romualdzie Rajsie „Burym”.
W okresie służby „Burego” w NZW, a dokładnie na przełomie stycznia i lutego 1946 r., miały miejsce tragiczne wydarzenia, w których jak się dziś ocenia śmierć poniosło 79 obywateli polskich narodowości białoruskiej, które sprawiają, że niektórzy oskarżają go dziś o zbrodnię ludobójstwa, o dokonanie czystki etnicznej poprzez mordowanie ludzi z powodu przynależności do narodowości białoruskiej i wyznawania wiary prawosławnej, a także o zabijanie kobiet i dzieci. Niedawna, siedemdziesiąta, rocznica tych zdarzeń, a także obchodzony w tym roku szczególnie podniośle Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych stały się dla przeciwników pielęgnowania dobrej pamięci o antykomunistycznej partyzantce okazją do wręcz festiwalu takich oskarżeń. Należy odnotować, że osoby formułujące te zarzuty najczęściej odwołują się do ocen sformułowanych przez prokuratora IPN w toku śledztwa sygn. akt S 28/02/Zi, prowadzonego w okresie od 4 lutego 2002 r. do 30 czerwca 2005 r., zakończonego postanowieniem o umorzeniu postępowania; patrz: Informacja o ustaleniach końcowych śledztwa S 28/02/Zi w sprawie pozbawienia życia 79 osób – mieszkańców powiatu Bielsk Podlaski w tym 30 osób tzw. furmanów w lesie koło Puchał Starych, dokonanych w okresie od dnia 29 stycznia 1946r. do 2 lutego 1946 r. (dalej: informacja o umorzeniu śledztwa).
Czytamy tam m.in., że partyzanci „Burego” swoje działania skierowali nie przeciwko indywidualnym osobom, lecz przeciwko określonym społecznościom wiejskim – grupom ludzkim, których łączyło pochodzenie i wyznanie. Rozstrzelanie furmanów […] miało na celu zlikwidowanie tych spośród nich, których uznano za Białorusinów. Wobec tego przyjąć należy, że rozpoznane czyny przestępne miały na celu likwidację członków grupy o takim samym pochodzeniu narodowo – religijnym. […] Spośród wszystkich wymienionych powyżej motywów, które determinowały działania „Burego” i części jego podwładnych, czynnikiem łączącym było skierowanie działania przeciwko określonej grupie osób, które łączyła więź oparta na wyznaniu prawosławnym i związanym z tym określaniu przynależności tej grupy osób do narodowości białoruskiej. Reasumując zabójstwa, i usiłowania zabójstwa tych osób należy rozpatrywać jako zmierzające do wyniszczenia części tej grupy narodowej i religijnej, a zatem należące do zbrodni ludobójstwa, wchodzących do kategorii zbrodni przeciwko ludzkości.
Nie zgadzamy się z taką oceną.
Próbę rekonstrukcji wspomnianych wydarzeń z 1946 r. należy zacząć od przypomnienia, że zgodnie z rozkazem komendanta Okręgu NZW Białystok majora Floriana Lewickiego „Kotwicza” z 20 września 1945 r. „Bury” miał przeprowadzić, wspólnie z oddziałem Pogotowia Akcji Specjalnej Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski (kryptonim „Burza”) dowodzonym przez Jana Boguszewskiego „Bitnego”, „pacyfikację” południowo-wschodnich terenów powiatu bielskiego. W myśl tego rozkazu „pacyfikacja” miała dotyczyć pracowników i konfidentów UB, a także objąć zorganizowanie odwetu na wrogiej ludności do sprawy konspiracyjnej.
Rozkaz Komendanta Okręgu NZW Białystok mjr. Floriana Lewickiego „Kotwicza” z 20 września 1945 r. nakazujący dowódcy 3 Wileńskiej Brygady NZW kpt. „Buremu” spacyfikowanie terenów południowo-wschodnich powiatu Bielsk Podlaski. (kliknij w dokument, aby powiększyć)
Do wykonania przywołanego rozkazu „Bury” przystąpił dopiero w końcu stycznia 1946 r. Na czele liczącego około 100 żołnierzy oddziału, po rozbrojeniu 16 stycznia 1946 r. pod Hermanami plutonu KBW, ścigany przez grupę operacyjną UB-KBW dowodzoną przez sowietnika WUBP w Białymstoku ppłka Dmitrenkę, ruszył z terenu powiatu Wysokie Mazowieckie, będącego bazą dla 3 Brygady NZW, na południe. Partyzanci poruszali się saniami ciągniętymi przez konie. Rzekę Nurzec przekroczyli 21 stycznia 1946 r. na odcinku pomiędzy Zaszkowem a Dadami, wsiami leżącymi na południowy-zachód od Ciechanowca. Następnie oddział „Burego” przyjął kierunek na stację Nurzec, leżącą na linii kolejowej Czeremcha-Siedlce. Wkrótce oddział znalazł się na terenach zamieszkałych w większości przez obywateli polskich narodowości białoruskiej.
26 stycznia 1946 r. rano partyzanci przeszli przez wieś Augustynówka (15 km. na wschód od Siemiatycz), a następnie Milejczyce. Późnym wieczorem 27 stycznia 1946 r. przejechali przez Wólkę Wygonowską. W niej zabrali ze sobą trzech gospodarzy jako furmanów-przewodników, mających poprowadzić oddział w kierunku wschodnim do wsi Saki. Stamtąd partyzanci „Burego” skierowali się dalej na wschód, w kierunku wsi Grabowiec. 28 stycznia 1946 r. nad ranem dotarli do położonej ok. 7 km na południe od Hajnówki wsi Łozice.
Na liczącym ok. 40 km. odcinku pomiędzy Augustówką a Łozicami przejechali przez kilkanaście wsi i kolonii białoruskich, w tym, co istotne, także przez Wólkę Wygonowską, o której będzie jeszcze mowa. Nie zginął wówczas żaden obywatel polski narodowości białoruskiej wyznania prawosławnego, nie spłonęło żadne gospodarstwo.
W kontekście rozpowszechnionego zarzutu, że „Bury” i jego żołnierze zabijali ludzi za wiarę prawosławną, godzi się w tym miejscu przypomnieć, że w okresie walki toczonej przez „Burego” z reżimem komunistycznym u jego boku stali, pełniąc odpowiedzialne funkcje, także żołnierze wyznania prawosławnego. Mamy na myśli zastępcę „Burego” z 1945 r., ppor. Mikołaja Kuroczkina „Leśnego” i dowódcę 1 plutonu 3 Brygady Wileńskiej NZW Władysława Jurasowa „Wiarusa”. Obaj zginęli za Polskę – „Leśny”, kawaler Krzyża Walecznych za walkę z Niemcami, został zamordowany na mocy wyroku sądu komunistycznego 18 lutego 1947 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, zaś „Wiarus” poległ 16 lutego 1946 r. w walce z NKWD pod wsią Gajrowskie.
Dowódca 1 plutonu 3 Brygady Wileńskiej NZW Władysław Jurasow „Wiarus”. Żołnierz wyznania prawosławnego, poległ 16 lutego 1946 r. w walce z NKWD pod wsią Gajrowskie.
W szeregach oddziałów „Burego” spotykamy także szeregowych żołnierzy prawosławnych, w tym miejscowych – pochodzenia białoruskiego. Można tu wspomnieć Antoniego Michalczuka „Szpaka”, Mikołaja Kostarowa czy Czesława Głuszuka.
Warto też zauważyć, iż przyw
ołania i analizy faktu, że w oddziałach „Burego” służyli polscy Białorusini i wyznawcy prawosławia, a nawet pełnili odpowiedzialne funkcje dowódcze, zabrakło w informacji o umorzeniu śledztwa. Wydaje się przecież, że okoliczność ta ma nader istotne znaczenie dla właściwej oceny – czy rzeczywiście „Bury” zabijał lub wydawał rozkazy zabicia ludzi za wiarę prawosławną oraz pochodzenie narodowe.
Ponieważ ludność białoruską zamieszkującą tereny, przez które wiodła trasa przemarszu 3 Brygady NZW podziemie antykomunistyczne uznawało nie bez racji za skomunizowaną, a tym samym wrogą wobec polskiego ruchu niepodległościowego, partyzanci „Burego” otrzymali od dowódcy rozkaz udawania wobec miejscowych jednostki KBW ścigającej „bandę”, tj. oddziały podziemia. Mieli też używać nie pseudonimów, lecz nazwisk budowanych od pseudonimów (np. „Wróbel” stawał się Wróblewskim – itp.). Ten sam kamuflaż obowiązywał rzecz jasna wobec osób, które podczas przemarszu przez wspomniane tereny zostały zabrane przez partyzantów jako furmani, w tym wobec wspomnianych wcześniej trzech mieszkańców Wólki Wygonowskiej. Stwarzało to szansę uniknięcia natychmiastowych donosów o przejściu „bandy” składanych przez miejscowych zwolenników komuny. Ponadto miejscowi, przekonani, że mają do czynienia z komunistyczną grupą operacyjną, mogli udzielić partyzantom cennych informacji na temat lokalnych aktywistów komunistycznych oraz współpracowników UB i NKWD. Zastosowany kamuflaż dawał też możliwość rozpoznania, czy dany rozmówca gotów jest wskazać osoby współpracujące i sympatyzujące z podziemiem lub po prostu przeciwne reżimowi komunistycznemu.
W tym miejscu należy postawić pytanie, co spowodowało, że ludność białoruska zamieszkująca tereny, o których mowa powyżej, uznawana była przez „leśnych” za skomunizowaną i wrogą polskiemu podziemiu niepodległościowemu. Konflikt pomiędzy częścią społeczności białoruskiej i społecznością polską nie zaczął się w 1945 czy 1946 roku. Podsycany przez agitację bolszewicką dojrzewał w okresie międzywojennym i znalazł ujście we wrześniu 1939 r., kiedy to część prawosławnych obywateli wystąpiła przeciwko państwu polskiemu, czynnie wspierając sowiecką agresję. Doszło wówczas do licznych zbrodni na żołnierzach WP i polskiej ludności cywilnej, popełnionych przez białoruskich „sąsiadów” działających pod szyldem różnych „rewolucyjnych komitetów” i „czerwonej milicji”. Skąd jednak „Bury” miałby wiedzieć o tych faktach? Na to pytanie jest prosta odpowiedź – zyskał na ich temat znaczną wiedzę gdy w 1945 r. służył w jednostce ochrony lasów państwowych. Mieszkańcy białoruskich wiosek, wiedząc że jest on oficerem „ludowego” WP, rozmawiali z nim szczerze, ponoć nawet chwaląc się swymi wyczynami z 1939 r. Ponadto informacje na ten temat otrzymał z Komendy Powiatu NZW Bielsk Podlaski.
Białostocczyzna, lato 1945 r. Od lewej ppor. Kazimierz Chmielowski „Rekin”, por. Romuald Rajs „Bury”, ppor. Mikołaj Kuroczkin „Leśny” – zastępca „Burego” w 2 plutonie 5 Brygady Wileńskiej AK, żołnierz wyznania prawosławnego, zamordowany przez komunistów 18 lutego 1947 r. w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Sytuację po lipcu 1944 r., czyli w warunkach drugiej okupacji sowieckiej (lub jak kto woli komunistycznego zniewolenia), dobrze charakteryzują następujące dane: według stanu na połowę kwietnia 1945 r. liczba członków PPR w powiecie bielskim wynosiła 547 osób, z czego 463 było narodowości białoruskiej. Sekretarz KW PPR w Białymstoku Edwarda Orłowska w pochodzącym z tamtego czasu opracowaniu do władz centralnych partii komunistycznej pisała: gros elementu partyjnego stanowią Białorusini […], w zachodniej części powiatu zamieszkałej przez element szlachty zagrodowej, wpływy partii minimalne. Obsada personalna struktur UB i MO w powiecie bielskim była pod względem narodowościowym analogiczna. Dodajmy, na zakończenie tego wątku, że w maju 1945 r. komendant Obwodu AK-AKO Bielsk Podlaski w następujący sposób scharakteryzował sytuację na zamieszkiwanych przez ludność białoruską terenach powiatu bielskiego:
Ludność białoruska w olbrzymiej większości sprzyja sowietom i PKWN-owi. Do Polaków odnoszą się wrogo. W wypadku przejścia oddziału samoobrony przez wieś białoruską dziesiątki donosicielów [styl] biegnie z meldunkami do Milicji O[bywatelskiej]. Są miejscowości, przez które Polak – nie urzędnik, nie PPR-owiec – przedostaje się z dużym narażeniem się na niebezpieczeństwo. […] Ostrzeliwanie oddziałów samoobrony AK przez Białorusinów we wsiach białoruskich zdarza się bardzo często.
Miał zatem „Bury” powody, aby uznawać, że jego oddział z chwilą wkroczenia na obszary zamieszkałe przez obywateli polskich narodowości białoruskiej porusza się po terenie skomunizowanym i wrogim partyzantom.
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 2/3>
Strona główna>
Prawa autorskie>
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 2/3
Cofając się do wydarzeń istotnych dla naszej opowieści, należy powrócić do zdarzeń, które rozegrały się 28 stycznia 1946 r. we wsi Łozice. Przypomnijmy, że tego dnia rano partyzanci „Burego” zatrzymali się tam na postój. W tym samym dniu do Łozic zjechało się kilkudziesięciu furmanów z okolicznych wsi, takich jak Czyże, Jagodniki, Pasieczniki Duże, Mochnate czy Zbucz. Mieli przewieźć drewno na opał do Orli, na zlecenie tamtejszego Urzędu Gminy. Żołnierze „Burego”, udający wojsko komunistyczne, wpuszczali przybywających do wsi, natomiast nikogo z niej nie wypuszczali. Dokonali też wówczas wyboru i rekwizycji około czterdziestu najlepszych furmanek i koni. Decyzją „Burego” ich właściciele mieli ruszyć w dalszą drogę z oddziałem jako wozacy.
Komendant Okręgu NZW Białystok mjr Florian Lewicki „Kotwicz” przed frontem żołnierzy 3. Wileńskiej Brygady NZW (jesień 1945 r.)
Wieczorem 28 stycznia 1946 r. większość sił 3 Brygady NZW wyruszyła do Hajnówki. W Łozicach pozostał, z zatrzymanymi podwodami i furmanami, pluton „Leszka” (NN). Natomiast w Hajnówce, po opanowaniu przez żołnierzy „Burego” posterunku MO i rozbrojeniu kilkunastu Sowietów w miejscowej łaźni, doszło do walki z sowieckim transportem wojskowym. Siły sowieckie były kilkakrotnie większe i żołnierze 3 Brygady NZW zmuszeni zostali do szybkiego odwrotu z miasteczka. Partyzanci wycofali się do Łozic, gdzie wsiedli na czekające na nich podwody. Oddział poruszał się na nie mniej niż 40 furmankach. Dowódcy partyzanccy, „Bury” i jego zastępca Kazimierz Chmielowski „Rekin, założyli zdobyte w Hajnówce sowieckie oficerskie epolety. Zarówno oni, jak i inni funkcyjni 3 Brygady NZW wydawali rozkazy w języku rosyjskim, Furmani podążający z oddziałem byli przekonani, że mają do czynienia z komunistyczną grupą operacyjną.
Por. Kazimierz Chmielowski „Rekin”. Żołnierz 3.Wileńskiej Brygady AK „Szczerbca”, 5.Wileńskiej Brygady AK „Łupaszki”, potem zastępca dowódcy 3. Wileńskiej Brygady NZW. Został zamordowany 1 kwietnia 1950 r. w białostockim więzieniu. Miejsce pochówku nieznane.
Nad ranem 29 stycznia 1946 r. partyzanci, przejeżdżając wcześniej przez białoruskie wsie Istok i Toporki, dotarli do małej wioski Zaleszany, także zamieszkałej przez Białorusinów. Postój 3 Brygady NZW w tej wsi trwał kilka godzin. Tam rozegrał się pierwszy akt dramatu. Podkreślmy, że początkowo „Bury” nie miał zamiaru wykonywać wobec ogółu ludności Zaleszan żadnych działań o charakterze represyjnym. Podjął natomiast decyzję o likwidacji Łukasza i Piotra Demianiuków, o których uzyskano informacje, że są zaangażowani w działalność na rzecz reżimu komunistycznego. Okazało się też, że mieszkańcy Zaleszan są bardzo źle nastawieni nie tylko do „band reakcyjnego podziemia”, ale w ogóle do „polskiego” munduru, także wtedy, gdy był to mundur wojska komunistycznego, bo przecież w tej roli występowała w Zaleszanach 3 Brygada NZW. Nie kryli swej wrogości i odmówili wykonania rozkazów „Burego” dotyczących aprowizacji oddziału, a jeden z młodych mieszkańców uderzył kamieniem „Rekina”. To wszystko spowodowało, że „Bury” postanowił za karę spalić wieś. Jego podkomendni nakazali wówczas mieszkańcom osady, aby ci udali się do domu Dymitra Sacharczuka. Zgodnie z praktyką działań we wsiach uznawanych za wrogie, partyzanci zapewne grozili śmiercią za niewykonanie polecenia; w mieszkaniu Sacharczuka zgromadzonych zostało kilkadziesiąt osób, w tym kobiety i dzieci.
Zanim „Bury” krótko przemówił do nich, komunikując, że wieś zostanie spalona, a oni zniszczeni materialnie, jego podkomendni wyprowadzili z chałupy młodocianego członka PPR Piotra Demianiuka oraz Aleksandra Zielonko, sekretarza partii komunistycznej z pobliskiej wsi Suchowolce, który na swe nieszczęście wybrał się z wizytą do Zaleszan i został zatrzymany przez partyzanckie warty. Jego los przypieczętowało okazanie wartownikowi zaświadczenia o służbie w Armii Czerwonej. Obaj wyżej wymienieni zostali zastrzeleni. Partyzanci poszukiwali też Łukasza Demianiuka, miejscowego komunistycznego aktywisty (członkiem partii komunistycznej był już w czasie pierwszej okupacji sowieckiej 1939-1941). Ten jednak ukrył się w chlewie, a następnie uciekł do lasu. W niektórych zeznaniach złożonych przez mieszkańców Zaleszan pojawia się wątek zastrzelenia przez partyzantów Teodora Sacharczuka, rzekomo za odmowę wydania z miejscowego spichlerza owsa dla koni. Warto w tym kontekście przywołać fragment zeznań wspomnianego już komunisty Łukasza Demianiuka, złożonych w 1946 r. w sprawie majora „Kotwicza”:
Spalenie wsi nie było spowodowane nie wykonaniem rozkazu zdania owsa, ale z uwagi na nienawiść do białoruskiego nasilenia [sic – nasielenia tj. mieszkańców], a także, że w naszej wsi byli członki PPR, którym był i mój syn, drugim powodem było, że większość wsi Zaleszany 100% podporządkowywała się rozkazom Państwa […].Wydaje się zatem, że i śmierć Teodora Sacharczuka była konsekwencją informacji uzyskanych przez żołnierzy 3 Brygady NZW na jego temat podczas postoju w Zaleszanach.
Na zdjęciu od lewej por. Kazimierz Chmielowski „Rekin”, kpt. Romuald Rajs „Bury”, ppor. Mikołaj Kuroczkin „Leśny”, Józef Bandzo „Jastrząb”.
Wracając do głównego nurtu wydarzeń – po przemowie do mieszkańców zgromadzonych w domu Sacharczuka i opuszczeniu go przez „Burego”, budynek ten został podpalony seriami pocisków zapalających wystrzelonych w słomianą strzechę. Jednocześnie partyzanci Brygady NZW podpalali inne zabudowania we wsi. Wówczas ludzie zgromadzeni w domu Sacharczuka zaczęli z niej uciekać. Nie jest prawdą, pomimo szeregu odmiennych zeznań złożonych na tę okoliczność przez mieszkańców Zaleszan, tak podczas procesu „Burego” i „Rekina” w 1949 r., jak i później – w toku czynności podjętych w latach 1996-1997 i 2002-2005, że do ludzi uciekających z domu Sacharczuka strzelano. W rzeczywistości ludzie ci bez przeszkód ze strony partyzantów opuścili podpalony budynek. Potwierdził to zresztą jeden z obecnych wówczas w domu Sacharczuka mieszkańców Zaleszan – Piotr Leończuk. W 1996 r. zeznawał na ten temat następująco:
Ja uciekałem przez drzwi od kuchni. Otworzyli je sami ludzie […]. Nie strzelano do nas […]. Jestem natomiast pewien, że z tych ludzi co byli w chałupie nikt nie zginął.Z kolei Maria Gołub, zeznając na tę samą okoliczność, stwierdziła:
Pamiętam, że strzelano, ale nie do nas, lecz w powietrze.Mając na uwadze surowość i bezwzględność „Burego” wobec podkomendnych w egzekwowaniu wydanych im rozkazów nie mamy wątpliwości co do tego, że nieprzeszkadzanie ludziom w ucieczce z podpalonego domu Sacharczuka było zgodne z wolą tego partyzanckiego dowódcy. Tym bardziej, że ucieczka ludzi z tego domu musiała zacząć się chwilę po wyjściu z niego „Burego”, a zatem prawie na pewno nastąpiła na jego oczach. W naszej ocenie zamiarem „Burego” nie było pozbawienie życia przypadkowych mieszkańców Zaleszan. Zginąć mieli wyłącznie konkretni mężczyźni obciążeni aktywnością we wspieraniu władzy komunistycznej, którzy zostali zastrzeleni jeszcze przed podpaleniem zabudowań wsi. Natomiast pozostali mieszkańcy Zaleszan mieli zostać ukarani, z przyczyn wskazanych wcześniej, poprzez zniszczenie ich materialnego dorobku w następstwie spalenia wsi.
Pamiętajmy przy tym, że „Bury” i część jego podkomendnych zostali wygnani z ojcowizny na Kresach. Po latach walki z okupantem niemieckim, na własnej polskiej ziemi ścigani byli jak najgorsi przestępcy przez wojska sowieckie i rodzimych zdrajców, wspieranych przez aktyw komunistyczny i konfidentów. I gdy zetknęli się z otwarcie wrogą postawą zbiorowości mieszkańców Zaleszan, „Bury” postanowił ukarać ich materialnie, paląc wieś.
Warto w tym kontekście przywołać fragment zeznań Eugenii Bazyluk, mieszkanki Zaleszan, złożonych podczas procesu „Burego” w 1949 r.:
Spalona wieś nasza została tylko z tych powodów, że byliśmy dobrze ustosunkowani do Rządu Polskiego jak również do Związku Radzieckiego i wrogo ustosunkowani do band leśnych, ponieważ u nas we wsi było jusz koło PPR i Samopomoc Chłopska i w ogóle była wsią postępową.Szkoda, że tego fragmentu zeznań nie można przeczytać w informacji o umorzeniu śledztwa. Czyżby dlatego, że niespecjalnie pasuje on do tezy, że działania żołnierzy 3 Brygady NZW w Zaleszanach podjęte zostały z powodu wyznania prawosławnego i narodowości białoruskiej mieszkańców tej wsi?
Wszystkie te okoliczności nie zmieniają jednak tragicznego faktu, że zginęły tam przypadkowe osoby, w tym dzieci. Jak do tego doszło? Otóż część mieszkańców, w tym dwie kobiety z kilkorgiem małych dzieci, nie posłuchała rozkazu „Burego” i nie poszła do domu Sacharczuka, chowając się przed partyzantami w zakamarkach własnych zabudowań. Mieszkańcy ci zapewne uznali, że tak będzie dla nich bezpieczniej. Zabudowania wsi, o czym była już mowa, zostały podpalone przez żołnierzy 3 Brygady NZW. Osoby, które w nich się ukryły, udusiły się dymem, spłonęły lub zmarły od rozległych poparzeń. „Bury” powinien był przewidzieć, że w podpalanych przez jego żołnierzy zabudowaniach Zaleszan mogli ukryć się ludzie, którzy w następstwie jego rozkazu spalania wsi narażeni zostaną na utratę życia lub zdrowia. Możemy się tylko domyślać, że nie wziął jednak tego pod uwagę, zapewne był przeświadczony, że wszyscy wykonają jego polecenie i zgromadzą się w domu Sacharczuka. Tak się jednak nie stało, co skutkowało tragicznymi konsekwencjami. W wyniku działań żołnierzy „Burego” śmierć w Zaleszanach poniosło 15 mieszkańców, w tym co najmniej dwie – ale nie więcej niż pięć, zostały zastrzelone jako współpracownicy reżimu komunistycznego. Prawdopodobnie strzelano także do mężczyzn chcących gasić płonące zabudowania. Dodajmy, że jeden z mieszkańców wsi został zastrzelony przez partyzantów dwa dni później, w lesie pod Puchałami Starymi. Spalono większość domów, ocalały dwa budynki.
Należy zaznaczyć, że z zeznań większości mieszkańców Zaleszan wynika, że partyzanci „Burego” strzelali także do kobiet i dzieci uciekających z płonących zabudowań, a swoje ofiary wrzucali do ognia.
Nie dajemy wiary tym relacjom. Uznajemy je za nieprawdziwe, dyktowane zapotrzebowaniem propagandy komunistycznej w czasie procesu „Burego” i „Rekina”, a także głęboką niechęcią czy wręcz nienawiścią zeznających świadków do partyzantów 3 Brygady NZW, utrzymującą się zarówno wówczas, jak i w latach późniejszych.
Uczucia te są zresztą zrozumiałe. Zeznający byli przecież krewnymi lub sąsiadami osób, które straciły życie w Zaleszanach, a poza tym sami zostali zrujnowani materialnie przez partyzantów. Zwróćmy jednak uwagę, że można było zweryfikować prawdziwość tych zeznań, w wątkach dotyczących rzekomego strzelania do kobiet i dzieci w Zaleszanach. Konieczne było jednak przeprowadzenie ekshumacji i zbadanie szczątków tych ofiar, które przecież spoczywają w grobach rodzinnych, czego jednak w toku śledztwa sygn. akt S 28/02/Zi nie zrobiono.
Kpt. Romuald Rajs „Bury” z żoną i synkiem – również Romualdem (czytaj zapisy rozmów z synem kpt. „Burego”: 1. Dzieciństwo miałem poszarpane, ale żalu nie mam, 2. Nazywali mnie synem bandyty…).
Po odejściu z Zaleszan partyzanci 3 Brygady NZW ruszyli dalej na wschód i dotarli do Wólki Wygonowskiej. W tej wsi zastrzelili dwóch mężczyzn – Stefana Babulewicza oraz Jana Zinkiewicza (w wersji tekstu dostępnej do 27 marca 2019 r. zawarliśmy w tym miejscu twierdzenie, że Stefan Babulewicz był przed wojną członkiem Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi. Sformułowaliśmy je w oparciu o pracę: Polegli w walce o władzę ludową. Materiały i zestawienia statystyczne, Warszawa 1970. Badania przeprowadzone przez Michała Ostapiuka, autora wydanej w 2019 r. biografii kpt. „Burego”, pozwoliły na ustalenie, że wymieniony w pracy Polegli w walce o władzę ludową. Materiały i zestawienia statystyczne Stefan Babulewicz, członek KPZB, i Stefan Babulewicz zastrzelony 29 stycznia 1946 r. w Wólce Wygonowskiej przez żołnierzy „Burego” to dwie różne osoby. Dodatkowo w dniu 26 marca 2019 r. krewna Stefana Babulewicza z Wólki Wygonowskiej w rozmowie z Kazimierzem Krajewskim zaprzeczyła, że jej przodek był członkiem KPZB. Wobec powyższego nasze twierdzenie, że zastrzelony w Wólce Wygonowskiej Stefan Babulewicz był członkiem KPZB uznajemy za błędne – przyp. KK i GW) – i spalili sześć domów oraz kilkanaście budynków gospodarczych. Stawiamy hipotezę, że mężczyźni zastrzeleni w Wólce Wygonowskiej, podobnie jak gospodarze, których dobytek spalono, zostali wyselekcjonowani przez „Burego” na podstawie informacji pozyskanych od trzech mieszkańców tejże wioski, zabranych jako furmani i przewodnicy oddziału wieczorem 27 stycznia 1946 r. Przypomnijmy ponownie, że partyzanci podawali się wówczas za wojsko komunistyczne ścigające „bandę”. Dwóch z tych furmanów zostało zwolnionych następnego dnia w Łozicach, przy wymianie podwód, trzeci zapewne podążał z oddziałem przez kolejne dni i został zastrzelony pod Puchałami Starymi. Sformułowaną powyżej hipotezę pośrednio potwierdza zeznanie złożone przez Aleksandra Gawryluka w 1996 r., z których wynika, że według niektórych mieszkańców Wólki Wygonowskiej zastrzeleni mężczyźni mieli jakiś zatarg z jakimś podoficerem z roku 1939, nie wiem o co chodziło [zapewne usiłowali rozbroić lub zamordować owego podoficera WP].
Po odejściu z Wólki Wygonowskiej 3 Brygada NZW przemieściła się do sąsiedniej wsi Moskiewce, a następnie skierowała się na północny-zachód do osady Krasna Wieś. Tam „Bury” zażądał od miejscowego sołtysa podstawienia 40 furmanek w celu wymiany wozów i koni. Możliwe, że w chwilowym zamieszaniu kilku, czy nawet kilkunastu dotychczasowych wozaków uciekło. Być może zostali oni zwolnieni przez „Burego”, w każdym razie nie strzelano za nimi ani nie ścigano ich. Wkrótce potem żołnierze 3 Brygady NZW zostali zauważeni przez samolot patrolujący okolice w poszukiwaniu partyzantów. Wobec zlokalizowania przez wroga, przerwano wymianę podwód i oddział natychmiast opuścił wieś.
Na podstawie relacji miejscowych można przypuszczać, że na podwody zabrano 13 mieszkańców Krasnej Wsi, z których 5 albo 6 wróciło do swoich domów, a pozostali zostali rozstrzelani 31 stycznia 1946 r. pod Puchałami Starymi. Z napisu pamiątkowego na pomniku poświęconym zastrzelonym furmanom, stojącym na cmentarzu wojennym w Bielsku Podlaskim, wynika z kolei, że pośród zastrzelonych pod Puchałami Starymi było 9 mieszkańców Krasnej Wsi. Przyjmując listę ofiar z pomnika za dokładną, należy uznać, że liczba mężczyzn z Krasnej Wsi wziętych na podwody przez żołnierzy 3 Brygady NZW była większa niż 13 – wynosiła 14 albo 15. Oddział przemieścił się dalej na północny-zachód, mijając od północy Boćki, i dotarł na tereny zamieszkiwane w większości przez ludność polską. Na „dniówkę” 30 stycznia 1946 r. partyzanci zatrzymali się w rejonie wsi Bodaki. Kolejny postój, 31 stycznia 1946 r., przypadł w Puchałach Starych. Tego dnia na rozkaz „Burego” grupa partyzantów dowodzona przez NN „Modrzewia” rozstrzelała w pobliskim lesie 29 furmanów (są przesłanki, aby uznawać, że rozstrzelano wówczas 27 albo 30 osób; patrz: informacja o umorzeniu śledztwa). Z kolei Jerzy Kułak, w monografii 3 Brygady NZW „Rozstrzelany oddział”, podaje, że zastrzelono 28 wozaków.
Przypomnijmy, że partyzanci „Burego” do powrotu na tereny zamieszkiwane w większości przez ludność polską i pozostające pod kontrolą siatki NZW, co nastąpiło 30 stycznia 1946 r., udawali oddział wojska komunistycznego ścigającego „bandę”. Oficerowie – „Bury” i „Rekin” – mieli założone pagony sowieckich oficerów, a funkcyjni wydawali komendy w języku rosyjskim. Można oceniać, że furmani niemal do końca sądzili, że mają do czynienia z komunistyczną grupą operacyjną – nawet po działaniach represyjnych w Zaleszanach i Wólce Wygonowskiej. Wśród mieszkańców południowej części woj. białostockiego znane były fakty pacyfikowania przez NKWD, UB, KBW i MO wiosek na tamtym terenie. W 1945 r. poszły z dymem Guty-Bujno, Żale, Króle, Brzeziny, Mieszuki, Tybory-Kamianka, Łempice, częściowo Dąbrowa-Moczydły i Kuczyn, komuniści palili też polskie gospodarstwa w Patokach k. Brańska (dwukrotnie) i Kłyzówce pod Drohiczynem. Niektóre pacyfikacje, tak jak w Gutach-Bujnach, Łempicach i Kuczynie – miały krwawy przebieg.
Żołnierze PAS NZW Okręgu Białystok, od lewej: plut. Józef Kisiel „Pal”, szer. Tadeusz Stefaniak „Stal”, sierż. Ryszard Sosnowski „Wydra” – dowódca patrolu w 3. Brygadzie Wileńskiej NZW kpt. „Burego”. Zginął 16 września 1947 na skutek nieszczęśliwego wypadku z bronią.
Trzeba też wspomnieć, że mieliśmy okazję rozmawiać z uczestnikiem konspiracji poakowskiej, zamieszkałym na kolonii leżącej bardzo blisko miejsca egzekucji furmanów. Podkreślmy, że najdelikatniej mówiąc nasz rozmówca nie był zwolennikiem partyzantki spod znaku NZW (zapewne w konsekwencji konfliktu zaistniałego w latach 1945-1946 w powiecie Bielsk Podlaski pomiędzy „narodówką” i strukturami AKO-WiN). Nasz relant nie miał zatem żadnych powodów, aby „wybielać” żołnierzy NZW. Okazało się, że jego kolegą był urodzony i zamieszkały w nieodległym Brańsku Józef Korzeniewski „Osa”, od końca 1945 r. służący jako dowódca drużyny w 3 Brygadzie NZW (zginął w listopadzie 1946 r.). Kilka miesięcy po rozstrzelaniu furmanów „Osa” na czele patrolu NZW zatrzymał się na postój w gospodarstwie naszego rozmówcy. Zapytany wówczas przez niego o powód rozstrzelania furmanów „Osa” odpowiedział, że na rozkaz „Burego” furmani byli podczas jazdy z oddziałem wciągani przez wyznaczonych do tego partyzantów w rozmowy dotyczące ówczesnej sytuacji politycznej w Polsce, a także proszeni o wskazanie osób, które mają kontakty z „reakcyjnym podziemiem” lub są nieprzychylnie ustosunkowane do „władzy ludowej”. „Osa” miał też powiedzieć, że ci, którzy zostali zastrzeleni w lesie pod Puchałami Starymi „wygadali sobie” swój los. Z przywołanej powyżej relacji wynika, że furmani, którzy ujawnili się jako zwolennicy sowieckiej „demokracji”, przyznali się do popierania komunistów lub obciążyli jakieś osoby wskazując je jako wrogów „władzy ludowej” zostali rozstrzelani. Pozostałych, nie mniej niż dziesięciu, puszczono wolno. Takie, naszym zdaniem, były kryteria podziału na rozstrzelanych i zwolnionych. Nie były nimi, jak się dziś powszechnie uważa i co można przeczytać w informacji o umorzeniu śledztwa, wiara prawosławna i narodowość białoruska.
Dodajmy, że zetknęliśmy się też z relacjami starych ludzi, mieszkańców wioski nieodległej od Puchał Starych opanowanej przez siatkę konspiracyjną NZW, mówiącymi o tym, jak ich wieś wstawiła się za jednym prawosławnym furmanem pochodzącym z Krasnej Wsi. Wysłana delegacja, zaświadczając, że to porządny człowiek, poprosiła, by „Bury” go zwolnił. Ich prośba została spełniona. Właśnie na przykładzie furmanów z Krasnej Wsi dobrze widać, że chybione jest przyjmowanie kryterium narodowego i wyznaniowego jako decydującego o śmierci albo wypuszczeniu furmanów. Najprawdopodobniej wszyscy mężczyźni zabrani z tej wsi na podwody 29 stycznia 1946 r. przez żołnierzy 3 Brygady NZW była narodowości białoruskiej i wyznania prawosławnego. Pod Puchałami Starymi zastrzelono ośmiu albo dziewięciu mieszkańców Krasnej Wsi, 5 albo 6 powróciło do swych domów.
Nie ma mocnych dowodów na to, że pośród co najmniej 40 furmanów będących przy oddziale „Burego” w dniu 31 stycznia 1946 r. byli jacyś Polacy lub osoby narodowości białoruskiej, ale wiary katolickiej. Prawdopodobnie wszyscy byli Białorusinami i prawosławnymi.
Dla porządku odnotowujemy, że odmiennie twierdził w czasie procesu „Burego” i „Rekina” jeden z ich podkomendnych – Antoni Cylwik „Szczygieł”, zeznając m.in. że część furmanów, którzy byli Polakami została zwolniona, a rozstrzelano Białorusinów. Na kryterium narodowościowe selekcji furmanów wskazywał w swych zeznaniach złożonych w 1949 r. także kolejny żołnierz 3 Brygady NZW – Józef Puławski „Gołąb”. Pamiętajmy jednak, że zarówno „Gołąb”, jak i „Szczygieł” występowali w charakterze świadków oskarżenia i składali zeznania zgodnie z zapotrzebowaniem propagandowym i procesowym określonym przez śledczych z UB. Dostosowując się do resortowych zaleceń wspomniani partyzanci walczyli o życie i swój cel zresztą osiągnęli. Mimo że obaj byli funkcyjnymi w 3 Brygadzie NZW i brali udział w szeregu akcji, w tym opisywanych działaniach z przełomu stycznia i lutego 1946 r. otrzymali „tylko” wyroki więzienia, podczas gdy ich podkomendnych najczęściej skazywano na karę śmierci. Dziwne, że ta okoliczność umknęła większości autorów analizujących zeznania złożone przez „ Szczygła” i „Gołębia” w 1949 r. Dodajmy jeszcze, że „Bury” podczas rozprawy w 1949 r. stwierdził krótko, że furmani zostali zastrzeleni za wrogie ustosunkowanie do nielegalnych organizacji [sic – organizacji niepodległościowych]. Podsumowując ten wątek, uważamy, że to nie wyznanie prawosławne lub narodowość białoruska rozstrzygały o zwolnieniu albo rozstrzelaniu konkretnych furmanów, lecz ich stosunek do państwa polskiego i reżimu komunistycznego oraz gotowość do współpracy z oddziałem „komunistycznego wojska”, za jakie podawali się partyzanci 3 Brygady NZW, przy ustalaniu przeciwników „władzy ludowej”.
Żołnierze zwiadu konnego wachm. Antoniego Cylwika „Szczygła” zgrupowania PAS Okręgu NZW Białystok w 1946 r.; od lewej: kpr. Józef Cylwik „Mietek”, kpr. NN „Jesion”, plut. Józef Stankiewicz „Kmicic”, Józef Juszkiewicz „Chętny”, NN, NN „Krakus”, Aleksander Trypuz „Jasny”.
W białoruskiej narracji dotyczącej śmierci furmanów przewijają się zupełnie zmyślone opisy torturowania a następnie mordowania trzonkami od siekier furmanów, którzy stracili życie pod Puchałami Starymi. Co ciekawe, taką właśnie opinię na temat okoliczności śmierci wozaków wydał biegły medyk sądowy w 1997 r. (jeśli chodzi o otoczenie polityczne był to, jak w czasie śledztwa S 28/02/Zi prowadzonego w latach 2002- 2005, czas rządów SLD), po tym jak dokonano ekshumacji szczątków furmanów. Otóż ten specjalista stwierdził, że ofiary, za wyjątkiem dwóch, w czaszkach których natrafiono na ślady działania pocisków z broni palnej, mogły zostać pozbawione życia w wyniku urazów mechanicznych w głowę narzędziami tępymi, twardymi i tępokrawędzistymi (patrz: informacja o umorzeniu śledztwa)!
Na potrzeby śledztwa z lat 2002-2004 ten sam biegły został poproszony o wydanie uzupełniającej opinii. Wtedy radykalnie zmienił swoją ekspertyzę i stwierdził, że zgromadzony materiał w sprawie pozbawienia życia kilkudziesięciu mężczyzn – furmanów trudniących się zwózką drewna, nie dostarczył dowodów, że ofiary były pozbawione życia w inny sposób, niż przez rozstrzelanie (patrz: informacja o umorzeniu śledztwa).
Dzięki temu „Bury” i jego żołnierze z 3 Brygady NZW przynajmniej nie zostali „siekiernikami”, choć w taki właśnie sposób zostali przedstawieni w filmie Agnieszki Arnold „Bohater”, wyemitowanym swego czasu w telewizji publicznej.
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 3/3>
Strona główna>
Prawa autorskie>
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 3/3
1 lutego 1946 r. 3 Brygada NZW kwaterowała we wsi Łubice, na styku powiatów bielskiego i wysokomazowieckiego. Podczas wieczornej odprawy kadry dowódczej oddziału „Bury” wyznaczył trzem plutonom zadanie przeprowadzenia działań represyjnych w trzech wioskach – Zaniach, Szpakach i Końcowiźnie. Do Zań poszedł pluton Jana Boguszewskiego „Bitnego” („Bitny” zginął 16 lutego 1946 r. w walce z NKWD pod wsią Gajrowskie), do Szpaków miał iść ze swymi podkomendnymi NN „Leszek”, zaś do Końcowizny pluton dowodzony przez Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa”. „Bury” wraz ze swym zastępcą „Rekinem” towarzyszył plutonowi „Leszka”. Nie ma jednak pewności, czy plutony „Leszka” i „Wiarusa” działały oddzielnie. Jest możliwe, że najpierw wspólnie spaliły Szpaki, a potem, podczas marszu na północ, Końcowiznę. W poszczególnych wioskach objętych akcją „pacyfikacyjną” sytuacja potoczyła się w odmienny sposób.
Por. Jan Boguszewski „Bitny” (zdjęcie przedwojenne). Marynarz flotylli pińskiej, żołnierz kampanii wrześniowej, a następnie konspiracji niepodległościowej. Po wkroczeniu Sowietów żołnierz PAS NZW w pow. Bielsk Podlaski, od sierpnia 1945 r. dowódca oddziału PAS, działającego na terenie tego powiatu. Oddział złożony głównie z żołnierzy por. Zbigniewa Zalewskiego „Drzymały”, poległego 17 maja 1945 r. w walce z NKWD we wsi Bodaki. Od listopada 1945 r. szef PAS w Komendzie Powiatu Bielsk Podlaski NZW. W styczniu 1946 r. dowódca 2. plutonu w składzie 3 Brygady Wileńskiej NZW, dowodzonej przez kpt. Romualda Rajsa „Burego”. Zginął 16 lutego 1946 pod Gajrowskimi w bitwie z grupą operacyjną UB-NKWD.
W Szpakach, zamieszkiwanych wówczas przez blisko setkę osób, w ogromnej większości prawosławnych, zorganizowana była zbrojna „czerwona” grupa, w skład której wchodzili między innymi mężczyźni należący w okresie okupacji niemieckiej do sowieckiej partyzantki. Jak zeznał jeden z mieszkańców, Stefan Filipczuk:
Po przejściu frontu byli partyzanci normalnie pracowali na swoich gospodarstwach, ale udawali się niejednokrotnie do lasu, gdzie mieli ziemiankę. Broń też mieli. Ochraniali przez cały czas wieś. Wystawiali wartowników spośród mieszkańców. Wartownicy broni nie mieli.
Ostatnie zdanie tych zeznań nie brzmi wiarygodnie. Miejscowi prawosławni bojówkarze czy też mówiąc językiem współczesnym „ochroniarze”, wśród których byli niedawni „czerwoni” partyzanci, widzieli łunę od strony Zań (Szpaki leżą ok. 10 km. na wschód od Zań), dlatego też otworzyli ogień do zbliżających się żołnierzy NZW. Potwierdza to w swych zeznaniach Raisa Pszczoła podając, że mieszkańcy wsi Szpaki „…mieli broń i strzelali”. W Szpakach zastrzelono 6 mężczyzn (jedna z ofiar zmarła później w wyniku odniesionych ran w szpitalu) oraz spalono znaczną część wsi. Wśród zabitych był m.in. Paweł Filipczuk, były czerwony partyzant, zaangażowany w działalność komunistyczną. Jego córka, wspomniana Raisa Pszczoła, tak zeznawała w 1996 r.:
Po spaleniu wsi nie chciano przyjąć [nas] na zakwaterowanie. Twierdzono, że wieś ucierpiała na skutek działalności mojego ojca i takich jak on. Ludzie wiedzieli, że „chodził” on wraz z jakąś grupą w lesie….
Tych zeznań nie przeczytamy jednak w informacji o umorzeniu śledztwa. Wiele wskazuje na to, że także pozostali mężczyźni zastrzeleni w Szpakach nie byli przypadkowymi ofiarami. Naszym zdaniem zginęli oni w następstwie przekazania „Buremu” przez siatkę NZW, która na tym terenie była dobrze zorganizowana, obciążających informacji na ich temat. Niewyjaśnionym problemem pozostaje sprawa gwałtu na dwóch dziewczynach, do jakiego jakoby miało dojść w Szpakach (jedna z nich, stawiająca opór, miała zostać postrzelona i w wyniku odniesionych ran zmarła w szpitalu 6 lutego 1946 r.; patrz: informacja o umorzeniu śledztwa). Trudno dziś stwierdzić czy tak istotnie było, pytani po latach o tę sprawę dawni podkomendni „Burego” stanowczo zaprzeczali, by zdarzenie takie miało miejsce. Jeżeli jednak rzeczywiście do tego doszło, zbrodnie te (gwałt na jednej dziewczynie i zabójstwo innej dziewczyny, broniącej się przez gwałtem) obciążają wyłącznie ich sprawców. Nawet najbardziej nieprzychylni „Buremu” autorzy nie powinni mieć wątpliwości, że gdyby dowiedział się on o tych zdarzeniach, to osoby za nie odpowiedzialne zostałyby natychmiast rozstrzelane. W kwestiach służby i dyscypliny „Bury” był bowiem bezkompromisowy i nie wahał się traktować z najwyższą surowością swych podkomendnych.
Żołnierze
3 Brygady Wileńskiej NZW kpt. „Burego”. Z lewej: Piotr Grabowski
„Bajan” (młodszy brat Lucjana Grabowskiego „Wybickiego”, dowódcy
batalionu NZW w powiecie łomżyńskim). Aresztowany 28 czerwca 1946 r., w
trybie doraźnym skazany na karę śmierci. Zamordowany 31 sierpnia 1946 r.
w więzieniu w Białymstoku; obok niego NN „Tęcza”.
W Szpakach spalono 22 gospodarstwa, w tym 17 domów mieszkalnych. Partyzanci NZW pozostawili we wsi ulotkę (następnego dnia znalazło ją przybyłe do wsi wojsko komunistyczne), która zawierała następujący tekst:
za strzelanie do żołnierzy polskich i oddziałów partyzanckich! Śmierć zdrajcom Ojczyzny!
oraz wezwanie ludności białoruskiej do opuszczenia wsi w terminie 14 dni. Co ciekawe, w informacji o umorzeniu śledztwa można wprawdzie przeczytać o znalezieniu wspomnianej ulotki w Szpakach, ale odnośnie jej treści już wyłącznie tyle, że wzywano w niej ludność białoruską do opuszczenia wsi. Okoliczność, że w ulotce jednoznaczne wskazano, iż pacyfikacja wsi jest odwetem za strzelanie do żołnierzy polskich w 1939 r. i partyzantów została w informacji o umorzeniu śledztwa pominięta!
Dodajmy jeszcze, że wg meldunku komendanta Obwodu WiN Bielsk Podlaski przybyła do wsi bezpieka znalazła w Szpakach […] dużo broni i amunicji, między innymi dwa CKM-y.
Kolejną spaloną przez żołnierzy 3 Brygady NZW wsią była Końcowizna. Palił ją pluton Włodzimierza Jurasowa „Wiarusa”, prawosławnego żołnierza AK, a potem NZW (jeśli istotnie pododdział ten był kilka godzin wcześniej razem z „Burym”, „Rekinem” i „Leszkiem” w Szpakach, to zapewne także i oni znaleźli się w Końcowiźnie). W tej wsi spalono 3 domy oraz kilkanaście budynków gospodarczych. Wprawdzie i tutaj padały strzały, ofiar w ludziach jednak nie było. Żołnierze 3 Brygady NZW, zgodnie z otrzymanym rozkazem, strzelali w powietrze. Choć i w tej wsi doszło do wcześniejszych przypadków ostrzeliwania partyzantów, nie ustalono jednak ich sprawców i nikt z mieszkańców tej wsi nie znalazł się na liście osób przeznaczonych do likwidacji.
Wydaje się, że właśnie w Końcowiźnie, podobnie jak w Szpakach, działania represyjne wykonano zgodnie z założeniami rozkazu Komendy Okręgu NZW i poleceniami „Burego” (pomijamy tu rzecz jasna sprawę ewentualnego gwałtu i zabójstwa dziewczyny broniącej się przed gwałtem, do których to czynów miało jakoby dojść w Szpakach, a które wymykają się z jakichkolwiek rozkazów).
Ppor. Włodzimierz Jurasow „Wiarus”, dowódca 1 plutonu w 3 Wileńskiej Brygadzie NZW, na zdjęciu jeszcze jako żołnierz 3 Wileńskiej Brygady AK kpt. Gracjana Fróga „Szczerbca”, Wileńszczyzna, 1944 rok.
Zupełnie inaczej wydarzenia potoczyły się w Zaniach, zamieszkiwanych wówczas przez ponad sto osób, w tym przeszło 80% prawosławnych. Także w tej wsi niektórzy mężczyźni dysponowali bronią. Jak wspomina Janusz Bakuniak, który jako młody chłopak przeżył pacyfikację tej wsi, […] w Zaniach kilku miało broń (J. Bakuniak, „Stałem pod ścianą do rozstrzału”, [w:] „Nad Bugom i Narwoju” 1/2003). Gdy pluton „Bitnego” wkroczył do Zań, został ostrzelany przez mieszkających tam prawosławnych mężczyzn. Janusz Bakuniak przywołuje nawet nazwisko jednego spośród zbrojnych ze swej wioski:
Tego wieczoru [leśni] przyjechali od strony Świryd. Władek Antoniuk miał karabin – wyleciał z domu i zaczął strzelać. Karabin był jednostrzałowy [sic – powtarzalny pięciostrzałowy]. Oni zatrzymali się. Stanęli. Utworzyli dwa skrzydła i otoczyli wieś. Przestrzelili wieś rakietami. Podchodzili do wioski coraz bliżej.
Można sądzić, że także inni mężczyźni z Zań posiadający broń – użyli jej. Wskazują na to słowa „Rekina”, który w toku swego procesu w 1949 r. stwierdził, że miejscowi podjęli obronę, strzelając, i żołnierze 3 Brygady NZW odpowiedzieli ogniem (ponieważ „Rekin” był w tym czasie przy plutonie „Leszka”, należy przyjąć, że informację tę uzyskał od dowodzącego żołnierzami 3 Brygady NZW w Zaniach „Bitnego”). Opór miejscowych nie mógł trwać długo. Uciekający uzbrojeni mieszkańcy wsi wymieszali się z kryjącymi się po zakamarkach i rowach kobietami oraz dziećmi. Ścigający ich partyzanci nie zawsze zastanawiali się, do kogo w ciemności strzelają (opisywane wydarzenia w Zaniach rozegrały się po zapadnięciu zmroku). Sytuacja ta przyczyniła się do powiększenia strat wśród mieszkańców. Następnie partyzanci zaczęli podpalać zabudowania wsi. W jednej z podpalonych stodół wybuchła zmagazynowana amunicja, wyrzucając do góry dach. Z zeznań zarówno mieszkańców wsi, jak i partyzantów wynika, że podkomendni „Bitnego” strzelali, uniemożliwiając ludziom gaszenie pożaru. Niestety, były to nie tylko strzały w górę. Z zeznań części mieszkańców wsi wynika też, że niektórzy partyzanci utrudniali mieszkańcom opuszczanie płonących budynków. Z relacji ocalałych wynika, że partyzanci zastrzelili niektórych mieszkańców z rozmysłem. Nie wiemy czy pośród zastrzelonych były osoby wcześniej wytypowane do likwidacji. Raport Komendy Okręgu WiN Białystok za luty 1946 r. zawiera informację o likwidacji w Zaniach 6 osób. Nie można jednak wykluczyć, że nazwa wsi została wskazana błędnie, gdyż w rzeczywistości w raporcie tym chodziło o Szpaki. Łączna liczba ofiar w Zaniach wyniosła wg różnych źródeł od 20 do 30 osób (najprawdopodobniej 24), w tym kilkoro dzieci.
Białostocczyzna, lato 1946 roku, pluton konny 3 Brygady Wileńskiej NZW.
Zastanawiając się nad krwawym przebiegiem sytuacji w Zaniach bierzemy pod uwagę dwie hipotezy. Pierwsza sprowadza się do tego, że „Bitny” w ciemnościach utracił panowanie nad sytuacją i dopuścił do tego, by jego ludzie strzelali do osób zupełnie przypadkowych. W tym wariancie działania w Zaniach, które powinny być wymierzone w uzbrojonych bojówkarzy, wymknęły się spod kontroli dowództwa i przekroczyły ramy rozkazu wydanego przez Komendę Okręgu NZW. Druga hipoteza jest jeszcze mniej korzystna dla „Bitnego”. Mianowicie, pochodząc z powiatu bielskiego, działając na tym terenie jeszcze w czasie okupacji niemieckiej i mając, tak jak i jego podkomendni, z których większość także wywodziła się z tego powiatu, różne porachunki z miejscowymi prawosławnymi, mógł wykorzystać początkowy zbrojny opór niezidentyfikowanej części mieszkańców wsi jako pretekst, aby działania represyjne po złamaniu tego oporu skierować przeciwko przypadkowym osobom. Ponieważ kpt. „Burego” nie było w Zaniach przy plutonie „Bitnego”, jest oczywiste, że nie miał on wpływu na rozwój wypadków we wsi. Wydaje się jednak, że pomimo chaosu, palono specjalnie wytypowane gospodarstwa. Łącznie spłonęło 13 domów – na 21 znajdujących się we wsi. Osiem gospodarstw, które nie zostały podpalone, należały zarówno do Polaków, jak też i Białorusinów (tłumaczenie, że oszczędzono białoruskie gospodarstwa sąsiadujące z gospodarstwami polskimi nie wydaje nam się w pełni przekonywujące – tym bardziej, że nie wiadomo, by ich mieszkańców represjonowano w inn
y sposób). Trzy dni później komisja Powiatowej Rady Narodowej z Bielska Podlaskiego znalazła w zgliszczach elementy uzbrojenia, wyposażenia wojskowego i amunicję (m.in. automat PPSz, części do ręcznego karabinu maszynowego, amunicję i zasobniki na naboje karabinowe).
Cokolwiek by nie rzec o opisanych wydarzeniach, śmierć kobiet i dzieci to tragedia, która nie powinna była się wydarzyć.
Należy odnieść się do kilku mitów czy też raczej antymitów zbudowanych i podtrzymywanych przez badaczy oraz dziennikarzy kierujących się motywacją ideologiczną i źle rozumianą poprawnością polityczną. Przedstawiają oni często prawosławnych mieszkańców terenów pomiędzy Bugiem i Narwią jako bierną masę, gromadę poczciwców pozbawionych własnych poglądów, posłusznych każdej władzy, przez wszystkich krzywdzonych. Tymczasem ludzie ci mieli jednak poglądy, przemawiały do nich pewne idee i tendencje polityczne. Byli nader podatni na demagogię społeczną uprawianą przez sowiecki system propagandowy. Kierowali się rusofilstwem i wrogością do państwa polskiego, czemu dawali wyraz we wrześniu 1939 r., a także podczas okupacji niemieckiej i po zainstalowaniu dyktatury komunistycznej w Polsce w 1944 r. Owi „poczciwcy” byli też zdolni do krzywdzenia innych – tj. ludzi nie podzielających ich poglądów czy też związanych z polską państwowością – co w okrutny sposób pokazali w 1939 r. i w latach późniejszych. Na marginesie można dodać, że chwilami odnosi się wrażenie, iż „białoruskość” owych „poczciwców” była po prostu instrumentem, narzędziem wykorzystywanym w sowieckiej grze politycznej wobec Polski.
Lato 1945, Białostocczyzna. Żołnierze 4. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK. od lewej: sierż. Kazimierz Chmielowski „Rekin” (w 1946 r. w 3 Brygadzie NZW z-ca jej dowódcy kpt. „Burego”), ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, Józef Bandzo „Jastrząb”, wchm. Jerzy Lejkowski „Szpagat”.
Kolejny mit to bezbronność tak srogo doświadczonych przez „Burego” prawosławnych wiosek. Wspierające władze komunistyczne grupy zbrojne złożone z mieszkańców białoruskich (prawosławnych) wiosek w powiecie Bielsk Podlaski w latach 1944-1946 to temat, który czeka dopiero na opracowanie. Można je porównać do późniejszej ORMO, którą zresztą prawosławni licznie zasilili. Wiadomo, że w 1945 r. prawosławnym mieszkańcom wsi w powiecie bielskim broń wydawali bezpośrednio funkcjonariusze NKWD. Oni też budowali sieć agenturalną, pracującą bezpośrednio dla potrzeb sowieckich służb specjalnych – z pominięciem miejscowej „polskiej” bezpieki (wspominał o tym ostatni p.o. prezesa Obwodu WiN Bielsk Podlaski, który w gronie owych agentów miał własnych informatorów). W skład organizowanych przez sowieckich czekistów grup zbrojnych prócz dawnych czerwonych partyzantów wchodzili także „zwyczajni” mieszkańcy prawosławnych wiosek. Przypomnijmy, że w tym czasie polskiemu chłopu za posiadanie broni groziła kara śmierci.
Kolejny obowiązujący mit, to przedstawianie „Burego” i jego podkomendnych z NZW jako nacjonalistów, jako polskich szowinistów. „Bury” równie bezwzględnie jak z prawosławnymi Białorusinami potrafił postępować z osobami narodowości polskiej i wyznania katolickiego, zaangażowanymi w instalowanie systemu komunistycznego (np. rozkazał rozstrzelać kilkunastu funkcjonariuszy UB i MO w kwietniu 1946 r. po walce pod wsią Brzozowo-Antonie). Ale przecież nie będziemy wysuwać tezy by była to „czystka etniczna” dokonana na części ludności polskiej! Sądzimy, że gdyby dokładnie opracować statystykę strat ludzkich spowodowanych działalnością 3 Brygady NZW, okazałoby się, że z rąk jej partyzantów poległo jednak więcej Polaków niż Białorusinów, lub że liczby te w swych proporcjach są porównywalne.
Kpt. Romuald Rajs „Bury”, dowódca 3 Wileńskiej Brygady NZW.
Ostatnio coraz częściej powraca i upowszechniana jest teza, mówiąca o tym, że „Bury” dokonał czystek etnicznych i dopuścił się ludobójstwa. Teza bardzo śmiała, zwłaszcza w naszym państwie, którego oficjalnym przedstawicielom długo nie przechodziło przez gardło określenie rzezi Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w której zginęło sto kilkadziesiąt tysięcy Polaków – jako ludobójstwa. Dla zdefiniowania tej tragedii ministrowie czy posłowie jeszcze niedawno używali pojęcia „czystka etniczna o znamionach ludobójstwa”. W tym kontekście zadziwia, że inny funkcjonariusz naszego państwa – prokurator IPN, który prowadził śledztwo w sprawie sygn. akt. S 28/02/Zi – nie zawahał się, by ludobójstwem nazwać śmierć kilkudziesięciu osób, zabitych przez partyzantów 3 Brygady NZW w dniach 29 stycznia 1946 r. – 2 lutego 1946 r. W naszej ocenie tragiczne zdarzenia spowodowane przez „Burego” i jego żołnierzy nie odpowiadają definicji zbrodni ludobójstwa, które określone jest w Konwencji ONZ z 9 grudnia 1948 r. jako: czyn dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich. Uważamy, że „Bury” nie działał w zamiarze zniszczenia ani w całości, ani w części społeczności białoruskiej lub też społeczności prawosławnej zamieszkałej na terenie Polski w jej obecnych granicach. Miał przecież możliwości, by puścić z dymem nie pięć, ale znacznie więcej wiosek białoruskich w powiecie Bielsk Podlaski. Tymczasem pięć spalonych częściowo wsi, zastrzelenie łącznie kilkunastu mężczyzn w tychże wsiach oraz zabicie furmanów to zdarzenia bez precedensu w jego działalności, podobnie jak w działalności całego Białostockiego Okręgu NZW. Sądzimy, że nie wiara prawosławna i nie narodowość białoruska były powodem, że osoby te zginęły z rąk partyzantów 3 Brygady NZW. Według nas zginęli oni z przyczyn, które pokrótce przedstawiliśmy w niniejszym tekście. Natomiast śmierć kobiet i dzieci, która bez wątpienia kładzie się poważnym cieniem na działalności tak samego „Burego”, jak i jego podkomendnych z 3 Brygady NZW, nie była objęta przez tego dowódcę zamiarem. Wina „Burego” polega w tym zakresie na wykreowaniu sytuacji, nad którą potem nie był w stanie zapanować i w wyniku której, niezależnie od jego zamierzeń zginęły osoby, które w żadnym wypadku nie powinny były ucierpieć. „Bury” podkreślał wobec swych żołnierzy, że chce walczyć o wolność i sprawiedliwość, a dopuścił do czynów niesprawiedliwych, do tragedii.
Wyrok śmierci wydany przez komunistów przed laty na Romualda Rajsa „Burego” i jego zastępcę z 1946 r. – Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”, został w 1995 r. unieważniony. Warto przypomnieć istotę uzasadnienia wydanego wówczas przez niezawisły sąd postanowienia stwierdzającego nieważność wyroku, bo naszym zdaniem jest ona kluczem do właściwego zinterpretowania sprawy.
Zdjęcie sygnalityczne kpt. Romualda Rajsa „Burego” wykonane przez funkcjonariuszy MBP w Warszawie 14 listopada 1948 r., dzień po aresztowaniu.
Zdjęcie sygnalityczne por. Kazimierza Chmielowskiego „Rekina” wykonane przez funkcjonariuszy MBP w Warszawie 4 grudnia 1948 r., dzień po aresztowaniu.
Otóż Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznał, że
Wymienieni [R. Rajs i K. Chmielowski] jednak uważali, że naczelnym zadaniem, które winni realizować w ramach udziału w NZW jest wyzwolenie kraju spod dominacji ówczesnego związku sowieckiego, a także rozbicie aparatu państwowego ówczesnego Ludowego Państwa. W ich przekonaniu więc dobra poświęcone przedstawiały mniejszą wartość od dobra ratowanego, tj. niepodległości i niezależności kraju. W tym miejscu należy też podnieść, że nie może być wątpliwości co do zamiaru obydwu represjonowanych, wobec których wykonano wyrok śmierci, a którzy podejmowali działania zmierzające do realizacji celów nadrzędnych, jakim był dla nich niepodległy byt Państwa Polskiego. Z kolei rozważając kwestię czynów za które wyżej wymienionych skazano na karę śmierci […] nie można zdaniem sądu stwierdzić, że działania podejmowane przez Romualda Rajsa i Kazimierza Chmielowskiego pomimo poświęcenia najwyższego dobra jakim było życie ludzkie, były rażąco niewspółmierne i pozostawały w rażącej dysproporcji do skutków, które tymi działaniami zamierzano uzyskać, lub dóbr, które chciano chronić.
Przywołane zdania uzasadnienia orzeczenia Sądu dobrze korespondują z fragmentem listu, który „Rekin” napisał w celi białostockiego więzienia 23 lutego 1949 r. Jego adresatką była Halina Cistówna. List miał zostać przemycony z więzienia i doręczony przy pomocy osoby, która rzekomo przychodziła na widzenia z współosadzonym w celi z „Rekinem”. Współwięzień „Rekina” był jednak informatorem UB i przekazany mu przez „Rekina” list trafił nie do adresatki, lecz do funkcjonariuszy UB. „Rekin” napisał:
[…] wiesz, że jeżeli nawet zginę – to zginę za to w co święcie wierzyłem i nie zasługuję na miano „bandyty” – takich było nas tysiące, szliśmy w krwawym znoju żołnierskim znacząc nasz bojowy szlak cichymi mogiłami, koszlawymi krzyżami partyzanckimi, nie walcząc o krzyże i dobra materialne lecz ginąc z wiarą w nasz święty cel […].
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
kierownik Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
Kpt. „Bury” a Białorusini – część 1/3>
Strona główna>
Prawa autorskie>
Koncert Contra Mundum w TVP1 !
W imieniu zespołu Contra Mundum jest mi niezmiernie miło poinformować, że 27 lutego 2016 r. (sobota) w TVP1, bezpośrednio po Teleexspresie, o godzinie 17.30 wyemitowany zostanie koncert Contra Mundum pt. "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM".
Będzie to 45-minutowy występ, podczas którego zespół wykona utwory z pierwszej i drugiej płyty, której premiera już niebawem. Niezmiernie cieszy doskonała pora sobotniej emisji, a co za tym idzie – miejmy nadzieję – wysoka oglądalność.
Zasiądźcie więc Szanowni Państwo tego popołudnia przed telewizorami. Niech w jak największej ilości polskich Domów zagoszczą słowa poezji wojennej – tej wysokiej, jak i tej bardziej żołnierskiej, zadziornej, szturmowej – ubranej w dźwięki Contra Mundum.
Przy wtórze organów Hammonda, gitarowych riffów, symfonicznych brzmień będziemy mieli zaszczyt opowiedzieć historie z barykad, partyzanckich mateczników, leśnych obozowisk; złożyć hołd Bohaterom, którzy oddali swe życie walcząc z niemieckim i sowieckim okupantem.
Zespół CONTRA MUNDUM podczas festiwalu "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci", Gdynia 2014 r.
Gorąca prośba do Państwa, Przyjaciół zespołu, osób życzliwych Contra Mundum, o udostępnianie tej informacji, za co z góry dziękuję w imieniu zespołu.
27 lutego 2016 r. w TVP 1 o godz. 17:30 będzie można usłyszeć m.in.
"Hymn 5 Brygady Wileńskiej" majora "Łupaszki" oraz pieśń Żołnierzy
Wyklętych "Bij bolszewika" w aranżacji zespołu:
- CONTRA MUNDUM – Hymn V Brygady Wileńskiej (Warszawa, 3 X 2015)
- CONTRA MUNDUM – Bij Bolszewika (Łódź, 19 XII 2015)
- CONTRA MUNDUM – Hymn V Brygady Wileńskiej (wersja z albumu "Cześć i Chwała Bohaterom", 2015)
CONTRA MUNDUM w składzie:
- Norbert "Smoła" Smoliński – śpiew
- Adam "Malczas" Malczewski – gitary
- Tomasz Zień – organy Hammonda, piano, akordeon
- Michał Kamiński – gitara basowa
- Tomasz Zagórski – perkusja
Kontakt z zespołem CONTRA MUNDUM:
Więcej informacji na temat Contra Mundum i programu "Cześć i Chwała Bohaterom" tutaj:
Pomnik Żołnierzy Wyklętych odsłania w Ostrowi Mazowieckiej Fundacja "Pamiętamy"
Fundacja „Pamiętamy” serdecznie zaprasza do Ostrowi Mazowieckiej na uroczystość odsłonięcia pomnika upamiętniającego żołnierzy antykomunistycznego podziemia i cywilnych mieszkańców Ziemi Ostrowskiej, którzy w latach 1944–1953 padli ofiarą terroru komunistycznego. Pomnik został wzniesiony staraniem Fundacji, przy wsparciu finansowym Banku Zachodniego WBK.
Uroczystość rozpocznie się 7 listopada br. o godzinie 12.00 mszą świętą w kościele pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny, przy ul. Kościuszki 39. Po mszy świętej nastąpi uroczyste przejście pod Pomnik, usytuowany w Ostrowi Mazowieckiej przy skrzyżowaniu ulic 3 Maja i Dubois. Przy Pomniku, po jego uroczystym odsłonięciu i poświęceniu, zostaną wygłoszone mowy okolicznościowe. Bardzo ważnym elementem ceremonii przy Pomniku będzie odczytanie, w asyście żołnierzy Wojska Polskiego, Apelu Poległych. Następnie żołnierze Wojska Polskiego oddadzą salwę honorową.
Wszyscy uczestnicy uroczystości będą mogli otrzymać bezpłatnie wydane staraniem Fundacji opracowanie autorstwa Kazimierza Krajewskiego „Żołnierze Wyklęci Ziemi Ostrowskiej”, przedstawiające historię podziemia antykomunistycznego na Ziemi Ostrowskiej (od 8 listopada br. przedmiotowe opracowanie będzie dostępne do pobrania w formacie PDF na stronie Fundacji "Pamiętamy", w zakładce "Nasze publikacje").
Pomnik poświęcony Żołnierzom Wyklętym walczącym na Ziemi Ostrowskiej, to kolejny projekt Fundacji "Pamiętamy" mający na celu przywrócenie i umocnienie dobrej pamięci wspólnotowej o Żołnierzach Wyklętych – Żołnierzach Niezłomnych i osobach, które udzielały im wsparcia w walce. Treścią tegoż projektu jest wzniesienie pomnika upamiętniającego poległych i pomordowanych żołnierzy antykomunistycznego podziemia i cywilnych mieszkańców Ziemi Ostrowskiej, którzy w latach 1944–1953 padli ofiarą terroru komunistycznego. Ziemia Ostrowska była terenem dużej aktywności podziemia niepodległościowego w okresie walki z reżimem komunistycznym. Badania przeprowadzone w ostatnich miesiącach przez historyków z Instytutu Pamięci Narodowej pozwoliły ustalić personalia lub pseudonimy oraz daty śmierci ponad 200 ofiar terroru komunistycznego z terenu Ziemi Ostrowskiej. Wszystkie te osoby zostaną upamiętnione Pomnikiem. Istotnym elementem idei wzniesienia Pomnika jest to, że znakomita większość spośród tych osób nie ma swoich grobów. Ich zwłoki zostały pogrzebane przez komunistów w nieustalonych dotychczas miejscach. Pomnik stanie się zatem istotnym czynnikiem w procesie przywracania regionalnej pamięci wspólnotowej w obszarze, w którym, z mocy decyzji władzy komunistycznej, miało jej nie być. Będzie to najważniejsze upamiętnienie ofiar terroru komunistycznego na terenie Ziemi Ostrowskiej.
PAMIĘCI ŻOŁNIERZY
ARMII KRAJOWEJ
ZRZESZENIA "WOLNOŚĆ I NIEZAWISŁOŚĆ"
NARODOWYCH SIŁ ZBROJNYCH
NARODOWEGO ZJEDNOCZENIA WOJSKOWEGO
ORAZ
CYWILNYCH MIESZKAŃCÓW
ZIEMI OSTROWSKIEJ
POLEGŁYCH I POMORDOWANYCH
W WALCE Z KOMUNISTYCZNYM ZNIEWOLENIEM
W LATACH 1944-1953
ODDALI ŻYCIE
ZA NIEPODLEGŁOŚĆ POLSKI
WIARĘ PRZODKÓW I WOLNOŚĆ CZŁOWIEKA
DOBRZE ZASŁUŻYLI SIĘ OJCZYŹNIE
Pomnik zostanie wykonany z brązu, granitu i kamienia; w najwyższym punkcie będzie miał wysokość 4 metrów. Symbolika Pomnika będzie nawiązywała do wcześniejszych pomników wzniesionych przez Fundację dla upamiętnienia Żołnierzy Wyklętych. Wykonawcą Pomnika będzie artysta rzeźbiarz Marek Szczepanik, który jest także autorem projektu Pomnika. Ma on w swoim dorobku artystycznym realizację wielu pomników, wedle własnych projektów, w tym wszystkich upamiętnień dotychczas wzniesionych staraniem Fundacji. Wizualizację pomników wykonanych przez Marka Szczepanika w ramach współpracy z Fundacją można obejrzeć na naszej stronie w zakładce "Pomniki".
Serdecznie zapraszamy wszystkich, którym nie jest obojętna sprawa pamięci wspólnotowej o braciach naszych, którzy oddali życie w walce o wolność Ojczyzny, do udziału w uroczystości odsłonięcia Pomnika.
Grzegorz Wąsowski
członek Zarządu Fundacji "Pamiętamy",
zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach
polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
W obronie dobrego imienia majora "Łupaszki"
dr …
dr Kazimierz Krajewski, Grzegorz Wąsowski
Major Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" Instytut Pamięci Narodowej wspólnie z Instytutem Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk opublikował pracę Glinciszki i Dubinki. Zbrodnie wojenne na Wileńszczyźnie w połowie 1944 roku i ich konsekwencje we współczesnych relacjach polsko-litewskich, autorstwa dr. hab. Pawła Rokickiego. Jej lekturę kończy się z głębokim przekonaniem o słuszności tezy autora, że mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” [a nie „Łupaszko” jak u Rokickiego – przyp. KK i GW] jest zbrodniarzem wojennym, obciążonym rozkazem nakazującym zabijanie, w ramach polskiej akcji odwetowej wymierzonej przeciwko Litwinom, kobiet i dzieci.
Czytelnikowi towarzyszy też poczucie, że wskutek dotychczasowych zaniedbań będących udziałem badaczy dziejów polskiego podziemia niepodległościowego, którym to zaniedbaniom kres położył dopiero Rokicki, przywrócenie postaci mjra „Łupaszki” narodowej pamięci, mające miejsce po upadku komunizmu w Polsce, odbyło się w sposób niepełny i niewłaściwy. Jak pisze Rokicki:
wynikiem tego [zaniedbania] jest obecnie szeroka popularyzacja ułomnego – gdyż niepełnego – wizerunku wojennego bohatera. Tymczasem losy mjr. „Łupaszki” powinny nieść również przestrogę i inspirować do rozważań nad etycznym wymiarem metod prowadzenia walki (str. 221).
Tłem faktograficznym dla sformułowania przez Rokickiego poglądu, zgodnie z którym mjr „Łupaszka” jest zbrodniarzem wojennym, poglądu usankcjonowanego pieczęcią Instytutu Pamięci Narodowej, stały się mord popełniony 20 czerwca 1944 r. przez litewską policję na ludności polskiej w Glinciszkach (gdzie kompania 258 batalionu policji litewskiej rozstrzelała 39 Polaków, w tym kobiety, starców i jedenaścioro dzieci; zamordowany został także administrator majątków ziemskich Władysław Komar, polski działacz na Wileńszczyźnie) i będący jego konsekwencją odwet przeprowadzony przez oddziały AK na przedwojennym terytorium państwowym Litwy.
Główną rolę podczas działań odwetowych odegrały dwa pododdziały 5 Brygady Wileńskiej AK (dalej: 5 BW). Jednym z nich dowodził wachm. Antoni Rymsza „Maks”, drugim por. cc Wacław Wiącek „Rakoczy”, pełniący wówczas funkcję zastępcy dowódcy 5 BW. Są one odpowiedzialne m.in. za śmierć 27 osób narodowości litewskiej w miejscowości Dubinki, w tym, niestety, także kobiet i dzieci. Łącznie w dniach 22- 30 czerwca 1944 r. w wyniku działań AK zginęło nie mniej niż 81 osób narodowości litewskiej, z czego ponad 60 od kul żołnierzy 5 BW.
Wileńszczyzna, 1944 r. Wachm. Antoni Rymsza "Maks", dowódca 3. Szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, wraz z zastępcą Janem Kursewiczem "Akacją" idą obok maszerujących żołnierzy 5. Brygady.
Dla porządku należy zaznaczyć, że Rokicki nie dokonał żadnego odkrycia w badaniach nad relacjami polsko-litewskimi w latach II wojny światowej. Polskie działania odwetowe podjęte w reakcji na mord w Glinciszkach opisane bowiem zostały, choć nigdy nie tak szczegółowo jak uczynił to Rokicki, zarówno przez żołnierzy AK, uczestników tych działań, jak i przez historyków zajmujących się wojennymi dziejami Wileńszczyzny. Fakt, że ofiarą polskiego odwetu padły wówczas osoby cywilne jest znany każdemu, kto choć trochę interesuje się historią AK na Kresach. Rokicki, korzystając z szerokiej bazy źródłowej, osiągnął natomiast niespotykany dotąd stopień szczegółowości opisu tych wydarzeń, a zwłaszcza obrazu polskiego odwetu. W efekcie jego książka, pełna okropności zawartych w relacjach odnoszących się do śmierci litewskich cywilów, w tym kolejnych kobiet i dzieci, poniesionej z rąk żołnierzy AK, mocno oddziałuje na emocje polskiego czytelnika, czym dodatkowo wzmacnia efekt dyskredytacji postaci „Łupaszki”.
Krzyż i tablica pamiątkowa w miejscu pochówku mieszkańców Glinciszek zamordowanych 20 czerwca 1944 r.
Z faktami nie należy polemizować, ludzie ci rzeczywiście zginęli, a opisane zdarzenia istotnie miały miejsce i nie mogą być dla strony polskiej powodem do dumy. Można jednak zastanawiać się, czy równie dużą staranność badawczą, jak przy odmalowaniu obrazu okropieństwa polskich działań odwetowych, zachował Rokicki wskazując mjra „Łupaszkę” jako osobę winną temu, że odwet ten został skierowany także wobec litewskich kobiet i dzieci.
W tym kontekście zasadnicze pytanie brzmi: czy Rokickiemu rzeczywiście udało się ustalić kto po stronie polskiej był wówczas rozkazodawcą działań, które przyniosły śmierć kobiet i dzieci? W ocenie niżej podpisanych prawidłowa odpowiedź na to pytanie jest niekorzystna dla autora książki. Uważna analiza pracy Rokickiego uzasadnia bowiem tezę, że z góry założył on winę dowódcy 5 BW, por./mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, choć nie potrafił tego w przekonywujący sposób dowieść. Jego tok rozumowania opierał się w tej kwestii, podobnie jak w wielu innych, na przypuszczeniach i spekulacjach. Tymczasem ustalenie dokładnej treści wydanego przez „Łupaszkę” rozkazu podjęcia działań odwetowych wobec Litwinów jest sprawą mającą absolutnie zasadnicze znaczenie dla przesądzenia o jego winie. Dokument ten nie zachował się, podobnie jak raport z odwetowego wypadu pododdziałów 5 BW na Litwę, choć jest wielce prawdopodobne, że takowy został sporządzony. Zapisy na temat owego rozkazu są w polskich relacjach i wspomnieniach bardzo ogólnikowe i wnoszą niewiele informacji. Z relacji „Rakoczego” wynika, że rozkaz istotnie wydał „Łupaszka” i była w nim mowa o egzekucji jako represji na ludności litewskiej. Kogo jednak taka represja miała dotyczyć, „Rakoczy” już nie precyzował. Jest wielce wątpliwe, że „Łupaszka” nakazał zabijanie kobiet i dzieci, ale dla Rokickiego wina dowódcy 5 BW jest oczywista. Dodajmy, że nigdy – ani wcześniej, ani później – rozkazów tego rodzaju „Łupaszka” nie wydał. Możemy posłużyć się analizą porównawczą z działaniami o charakterze odwetowym podejmowanymi przez odtworzoną w 1945 r. na Podlasiu 5 BW; w czasie kampanii wiosenno – letniej 1945 r. tej jednostki miały miejsce trzy tego rodzaju akcje, przy tym w żadnej nie wydano rozkazu represjonowania kobiet lub dzieci.
1944,
Wileńszczyzna. Dowództwo 5 Brygady Wileńskiej AK w marszu. Od lewej:
rtm Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" [dowódca 5 Brygady], NN, NN, NN, NN,
ks. Aleksander Grabowski "Ignacy" [kapelan], ppor. Wiktor Wiącek
"Rakoczy" [dowódca 1 komp. 5 Brygady], NN, NN, por. Grabowski
"Pancerny", ppor. Sergiusz Sprudin [fotoreporter z Komendy Okręgu]. Fot. Mikołaj Sprudin / zbiory Ośrodka KARTA.
Rokicki, nie znając treści rozkazu „Łupaszki” dotyczącego odwetowego wypadu na Litwę, swoje przekonanie o odpowiedzialności dowódcy 5 BW za śmierć kobiet i dzieci, opiera wyłącznie na przypuszczeniach, pisząc m.in.
Z praktyki dowodzenia oddziałami partyzanckimi AK wynikałoby, że decyzję o sposobie przeprowadzenia akcji odwetowej podjął dowódca 5. Brygady AK rtm. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. Jak można wnioskować ze skutków akcji, za jej cel uznał on najwyraźniej zniszczenie w całości wybranych rodzin. Tak bowiem zamordowano większość ofiar – w grupach rodzinnych. Za wyjątek można uznać cztery przypadki rozstrzelania wyłącznie młodych mężczyzn, czemu nie towarzyszyły represje wobec ich rodzin. Wspominaną w niektórych źródłach przygotowaną przed akcją listę osób do zgładzenia powinno się zatem interpretować jako listę rodzin (str. 61).
Dalej pisze Rokicki:
Jednocześnie od partyzantów [5 Brygady] wymagano ścisłego wykonywania otrzymanych rozkazów, w tym także egzekucji, nie pozostawiając miejsca na ocenę ich słuszności.
Na poparcie tej ostatniej tezy, uznawanej przez autorów niniejszego tekstu za zasadną, przywołuje przykład żołnierza 5 BW Zygmunta Mineyki „Lina”, który zimą 1944 r. za niewykonanie rozkazu likwidacji sowieckiego konfidenta został skazany na karę śmierci, od wykonania której uratował go kapelan oddziału, wstawiając się za „Linem” u „Łupaszki”. W efekcie partyzantowi darowano życie, wydalając go jednak z szeregów 5 BW.
Kolejny element rozumowania Rokickiego sprowadza się do spekulatywnego wykluczenia możliwości podjęcia podczas akcji odwetowej działań naruszających rozkaz „Łupaszki”. Przebieg wydarzeń podczas wypadu pododdziałów 5 BW na Litwę jednoznacznie jednak pokazuje, czego Rokicki nie dostrzega bądź dostrzec nie chce, że w trakcie realizacji działań odwetowych doszło do zmiany ich pierwotnych założeń. Bo albo rozkaz „Łupaszki” nakazywał zabijanie całych rodzin, albo zabijanie wyłącznie osadników wojskowych, szaulisów, policjantów i bojówkarzy. Pododdziały 5 BW nie zrealizowały konsekwentnie żadnego z tych założeń.
Przyjmując na chwilę tezę Rokickiego, że „Łupaszka” wydał rozkaz zabicia ludzi z listy z ich rodzinami, należy stwierdzić, że w czterech przypadkach dopuszczono się ewidentnej niesubordynacji, która powinna skutkować surowymi konsekwencjami wobec osób winnych niewykonania rozkazu (analogicznie jak w sprawie „Lina”) – nic o tym jednak nie wiadomo. Dwie pierwsze egzekucje odbyły się bowiem według schematu, że ginął tylko mężczyzna wytypowany do likwidacji, a jego rodzinę oszczędzono. W takich samych okolicznościach zginęły także dwie ostatnie ofiary analizowanych działań 5 BW. Czyli zarówno na początku akcji odwetowej pododdziałów 5 BW, jak i w jej końcowym etapie zastosowano ten sam model postępowania, istotnie odmienny od pozostałych wówczas dokonanych egzekucji. Dlaczego zatem tego modelu działania Rokicki nie uznaje za odpowiadający ramom rozkazu Łupaszki ani takiej możliwości nie dopuszcza, forsując wyłącznie tezę przeciwną?
Trzeba też zauważyć, że Paweł Rokicki stosuje niejednakowe kryteria przy ocenie odpowiedzialności oficerów AK za przelew krwi podczas odwetowego wypadu na Litwę. Pisze m.in., że:
W odrębny sposób [od akcji odwetowej 5 BW] rozpatrywać należy sprawstwo zabójstw dokonanych w trakcie ekspedycji karnej 2. Zgrupowania AK. Przeprowadzona ona została na rozkaz komendanta okręgu ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego „ Wilka”, więc przede wszystkim on ponosi za nią odpowiedzialność. Nie sposób tego potwierdzić bez znajomości treści rozkazu ppłk „Wilka” […] Można jednak mieć wątpliwości, czy podczas realizacji zadania nie doszło do przekroczenia ram rozkazu przez jego wykonawców (str. 193).
Mamy zatem u Rokickiego dwie różne miary w stawianiu hipotez badawczych. Nie jest znana ani treść rozkazu „Łupaszki”, ani treść rozkazu „Wilka”, lecz w pierwszym przypadku Rokicki praktycznie wyklucza, że ramy rozkazu „Łupaszki” zostały przekroczone, natomiast w drugim taką możliwość dopuszcza.
W swej książce Rokicki cytuje fragment artykułu pt. „Jak prawy żołnierz polski”, który ukazał się 25 czerwca 1944 r. w organie prasowym BIP Komendy Okręgu Wilno „Pobudce”, napisany zapewne przez redaktora tego pisma – ppor. Lecha Beynara vel Pawła Jasienicę „Nowinę”. Jednoznacznie określono tam zasady moralne, jakimi powinni kierować się żołnierze AK (stanowczo odrzucono możliwość represjonowania osób cywilnych, kobiet i dzieci, uznając takie działania za haniebne). Nawet jeśli nie Jasienica był autorem wzmiankowanego tekstu, to bez wątpienia, jako główny redaktor „Pobudki”, z przesłaniem artykułu w pełni się utożsamiał. W tym kontekście bardzo wymowny jest fakt, że oficer ten już we wrześniu 1944 r. oddał się pod rozkazy „Łupaszki” i został jego zastępcą, walcząc u boku dowódcy 5 BW do połowy sierpnia 1945 r.
Od lewej: ppor. Lech Leon Beynar "Nowina" (Paweł Jasienica), mjr. Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka".
Okoliczność ta nie skłoniła jednak Rokickiego do rozważań, czy Paweł Jasienica był aż takim hipokrytą, że w trzy miesiące po ukazaniu się rzeczonego artykułu w „Pobudce” został podkomendnym człowieka, który, jak twierdzi Rokicki, wydał rozkaz zabijania litewskich kobiet i dzieci, czy też jednak przeciwnie – Jasienica podjął taką decyzję, bo o treści rozkazu „Łupaszki” nakazującego podjęcie akcji odwetowej za zbrodnię popełnioną na Polakach w Glinciszkach miał wiedzę odmienną od przemyśleń, które w książce firmowanej przez IPN upowszechnia Rokicki. Dodajmy, że z relacji podkomendnych i współpracowników „Łupaszki” wynika, że stosunki pomiędzy nim i Pawłem Jasienicą charakteryzowały się wzajemnym szacunkiem, zaufaniem i przyjaźnią. Czy można uwierzyć, że intelektualista jakim był Paweł Jasienica pozostawałby w takich relacjach z człowiekiem, który rozkazał zabijać kobiety i dzieci? Czy przyjąłby funkcję jego zastępcy?
Maj
1944, Punżanki, woj. wileńskie. Rtm Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka"
(d-ca 5 Brygady Wileńskiej AK) z córką Barbarą. Fot. Sergiusz Sprudin.
Zdaniem autorów niniejszego tekstu, „Łupaszka”, wydając rozkaz o zastosowaniu odwetu na Litwinach, nie nakazywał zabijania kobiet i dzieci, zaś ramy jego rozkazu zostały przekroczone przez „Rakoczego” i „Maksa” – dowódców pododdziałów 5 BW skierowanych wówczas przez „Łupaszkę” na przedwojenne terytorium państwowym Litwy w celu wykonania działań odwetowych (sam „Łupaszka” nie wziął udziału w tych działaniach, pozostając z resztą sił 5 BW po polskiej stronie starej granicy państwowej). W pierwszej i ostatniej fazie akcji odwetowej, a zatem bezpośrednio po odebraniu rozkazu „Łupaszki” i gdy bliski był powrót do miejsca postoju dowódcy 5 BW, zastosowano się ściśle do treści rozkazu „Łupaszki”, pozbawiając życia wyłącznie osoby wytypowane do likwidacji. W innych momentach działań odwetowych rozkaz ten przekroczono, wybijając całe rodziny.
Kolejna istotną kwestią jest odpowiedź na pytanie czy odwet polski miał być rzeczywiście z założenia ślepy? Na liście osób wytypowanych do egzekucji znaleźli się osadnicy wojskowi, aktywni szaulisi, uczestnicy litewskiego ruchu powstańczego w czerwcu 1941 r., a także policjanci w służbie niemieckiej. Nie byli to ludzie bezbronni. Zaatakowane gospodarstwa zostały wskazane partyzantom 5 BW przez przewodników z siatki terenowej AK, którzy byli doskonale zorientowani, jak poszczególni Litwini zachowywali się w stosunku do Polaków. Że swej broni nie zdążyli oni użyć, to już zupełnie inna kwestia. Co oczywiście nie usprawiedliwia w najmniejszym stopniu tych partyzantów, którzy dopuścili się zabójstw kobiet lub dzieci.
Konkluzje poczynione przez Rokickiego odnośnie osoby majora „Łupaszki” wpisują się w doniosły sposób w dyskusję na temat „Panteonu Żołnierzy Wyklętych”. Nasuwają oczywiste pytanie, czy mjr „Łupaszka”, przedstawiony przez Rokickiego jako zbrodniarz wojenny, powinien tam się znaleźć. Problem polega na tym, że przekaz sformułowany przez Rokickiego jest ułomny. Autor nie zdołał ustalić okoliczności zupełnie zasadniczych dla przesądzenia o winie dowódcy 5 BW. Przyjmuje jednak za bezsporne, że „Łupaszka” wydał rozkaz zabijania litewskich kobiet i dzieci, czym skazuje go na infamię w oczach czytelników i szerszej opinii publicznej. Prawi przy tym morały o prawdzie i „właściwej ocenie” wydarzeń i postaci. Cóż, może jednak zdałoby się więcej rozwagi i powściągliwości w formułowaniu tego rodzaju osądów? Także wówczas, gdy ceną za to mógłby być mniejszy rozgłos nazwiska autora książki.
historyk, badacz dziejów polskiego podziemia niepodległościowego,
kierownik Referatu Badań Naukowych OBEP
Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie,
prezes Nowogródzkiego Okręgu Światowego Związku Żołnierzy AK
Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
CONTRA MUNDUM – "CZEŚĆ i CHWAŁA BOHATEROM"
Przykładem na to niech będzie zespół CONTRA MUNDUM,
w tłumaczeniu: PRZECIW ŚWIATU.
My stajemy "tylko" i "aż" PRZECIW ZAPOMNIENIU.
Norbert "Smoła" Smoliński
(wokalista Contra Mundum)
Z wielką przyjemnością informuję, że znakomity program muzyczny "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM", w wykonaniu zespołu CONTRA MUNDUM, na który to program składają się teksty wybrane przez Fundację "Pamiętamy", już 27 lutego br. ukaże się w postaci insertu płytowego CD w sieci dzienników Grupy Wydawniczej POLSKAPRESSE na terenie niemal całego kraju (Dziennik Bałtycki, Gazeta Krakowska, Gazeta Wrocławska, Głos Wielkopolski, Kurier Lubelski, oraz na terenie Mazowsza – Polska The Times).
CONTRA MUNDUM "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM" PREMIERA 27.02.2015
POSŁUCHAJ CONTRA MUNDUM z nowego albumu (27.02.2015)
"Noc zapada nad cichym jeziorem"
Nie od dzisiaj wiemy, że muzyka rockowa może być doskonałym nośnikiem takich treści, czego znakomitym przykładem jest płyta "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM". Na ponad godzinny album (72 min.) składa się 15 utworów wykonanych w różnych konwencjach szeroko pojętej stylistyki rockowej. Niepowtarzalnego klimatu dodają płycie charakterystyczna barwa głosu wokalisty oraz orkiestracje i ciekawe instrumentarium zespołu (gitary elektryczne i akustyczne, organy Hammonda, akordeon, fortepian). W kolejne utwory wprowadza słuchacza odpowiednio dobrany fragment poezji lub myśl.
Zresztą, nie ma co więcej o tej płycie pisać. Jej trzeba, Szanowni Państwo, słuchać, do czego gorąco i serdecznie namawiam.
CONTRA MUNDUM "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM":
- ZGASŁY DLA NAS NADZIEI PROMIENIE (Demo 2014)
- ZGASŁY DLA NAS NADZIEI PROMIENIE (Live)
- HYMN V BRYGADY WILEŃSKIEJ (Demo 2014)
- HYMN V BRYGADY WILEŃSKIEJ (Live)
Oficjalnym sponsorem projektu muzycznego "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM" jest Bank Zachodni WBK.
Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954
Zespół CONTRA MUNDUM podczas festiwalu "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci", Gdynia 2014 r.
CONTRA MUNDUM – "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM"
- 1. PROLOG – Adam Mickiewicz (fraza z dramatu "Dziady" cz.III; 1832 r.)/Stanisław Wyspiański (frag. dramatu "Wyzwolenie"; 1902 r.), wstęp jako motto programu: myśl prof. Henryka Elzenberga zapisana w jego dzienniku pod datą 13 października 1951 r.
- 2. PIEŚŃ KONFEDERATÓW BARSKICH (fragm.) – Juliusz Słowacki (1843 r.) 3. SZTANDARY POLSKIE NA KREMLU – Mieczysław Romanowski (1857 r.), wstęp: fragm. poematu "Anhelli" – Juliusz Słowacki, treść napisu na sztandarze niesionym w Warszawie podczas demonstracji na cześć dekabrystów w styczniu 1831 r. Autor słów – Joachim Lelewel
- 4. ZGASŁY DLA NAS NADZIEI PROMIENIE (fragm.) – Edmund Wasilewski, wstęp: fragm. depeszy Romualda Traugutta do księcia W. Czartoryskiego z dnia 9 grudnia 1863 r., fragm. wiersza "Opuszczona Cytadela" – Artur Oppman "Or-Ot"
- 5. W PAMIĘTNIKU (fragm.) – Cyprian Kamil Norwid (1861 r.)/dodane wersy – Zbigniew Wąsowski (2015), wstęp: myśl Zbigniewa Herberta z listu do Haliny Misiołkowej z dnia 18 marca 1951 r.
- 6. I ZNOWU TUPOT NÓG SOŁDACKICH – Władysław Sebyła (1938 r.), wstęp: fragm. "Traktatu poetyckiego" – Czesław Miłosz
- 7. NOC ZAPADA NAD CICHYM JEZIOREM (fragm.) – Henryk Rasiewicz ps. "Kim" (24 grudnia 1943 r.), wstęp: fragm. roty przysięgi żołnierza Armii Krajowej w wykonaniu uczniów warszawskiego L.O. im.Władysława IV
- 8. Z LASU – Krzysztof Kamil Baczyński (27 czerwca 1944 r.), wstęp: fragm. wiersza "Pokolenie" – Krzysztof Kamil Baczyński
- 9. SCHODZĄC – Tadeusz Gajcy (1944 r.), wstęp: fragm. wiersza "Wiatr" – Krzysztof Kamil Baczyński
- 10. POKOLENIE (fragm.) – Krzysztof Kamil Baczyński (22 lipca 1943 r.), wstęp: fragm. wiersza "Pieśń" z tomiku "Gdziekolwiek ziemia" -Tadeusz Borowski, fragm. recenzji tomiku "Gdziekolwiek ziemia" z prasy konspiracyjnej, 1943 r. – Wacław Bojarski
- 11. DO POTOMNEGO (fragm.) – Tadeusz Gajcy (1944 r.), wstęp: fragm. wiersza "Śpiew murów" – Tadeusz Gajcy
- 12. HYMN V BRYGADY WILEŃSKIEJ – Stefan Łaszkiewicz (?) ps. "Fryc" (lipiec 1945 r.), wstęp: fragm. wiersza "Dulce, decorum est pro patria mori" – Marian Hemar
- 13. BALLADA O JANKU WIŚNIEWSKIM – muz. Andrzej Korzyński / sł. Krzysztof Dowgiałło (grudzień 1970), wstęp: fragm. wiersza "Przesłanie Pana Cogito" – Zbigniew Herbert, nawiązanie do zastrzelonych i zakatowanych w Trójmieście w grudniu 1970 r. oraz do wyroku sądu apelacyjnego w Warszawie w 2014 roku – Norbert “Smoła” Smoliński
- 14. PROŚBA – Zbigniew Herbert (1957 r.), wstęp: parafraza myśli prof. Henryka Elzenberga
- 15. EPILOG – fragm. poematu "Beniowski" – Juliusz Słowacki (1841 r.) / fragm. wiersza "Przesłanie Pana Cogito" – Zbigniew Herbert(1973 r.)
Koncept programu "CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM" oraz wybór tekstów:
Muzyka:
- Norbert "Smoła" Smoliński – 1, 2, 3, 5, 6, 7, 9, 11, 12, 14, 15
- Norbert "Smoła" Smoliński / Adam "Malczas" Malczewski – 4, 8, 10
- W utworze "Noc zapada nad cichym jeziorem" wykorzystano motyw z marsza Pożegnanie Słowianki – muz. Wasyl Agapkin (na melodię tego marsza śpiewano pieśń "Rozszumiały się wierzby płaczące").
- W utworze "Hymn V Brygady Wileńskiej" wykorzystano motyw z utworu "Szara Piechota" – muz. Leon Łuskino.
CONTRA MUNDUM w składzie:
- Norbert "Smoła" Smoliński – śpiew
- Adam "Malczas" Malczewski – gitary
- Tomasz Zień – organy Hammonda, piano, akordeon
- Michał Kamiński – gitara basowa
- Emil Wernicki – perkusja
Kontakt z zespołem CONTRA MUNDUM:
Terminy najbliższych koncertów:
- 27.02.2015 – Ostrołęka – Ostrołęckie Centrum Kultury, godz.16.00,
- 28.02.2015 – Ostrołęka – Ostrołęckie Centrum Kultury, godz.16.00,
- 01.03.2015 – Ciechanów – Powiatowe Centrum Kultury i Sztuki – Narodowy Dzień Pamięci "Żołnierzy Wyklętych", godz.19.30,
- 04.03.2015 – Lublin – Aula im. Kardynała S. Wyszyńskiego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego – Retrospektywa VI Festiwalu Filmów Dokumentalnych "Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci", godz.19.30.
Nowy projekt muzyczny Fundacji "Pamiętamy" !
"NAS NAUCZONO. TRZEBA ZAPOMNIEĆ" POSŁUCHAJ WYBRANYCH UTWORÓW I PRZECZYTAJ GDZIE I KIEDY ODBĘDZIE SIĘ KONCERT.
Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że tytułowe TO – czyli program muzyczny „Nas nauczono. Trzeba zapomnieć” (fraza wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego „Pokolenie”) – zgodnie z moim zamysłem, znakomicie zrealizowanym przez muzyków zespołu CONTRA MUNDUM grającego ciężkiego, ale bardzo melodyjnego rocka, muzyków fantastycznych brzmieniowo i rewelacyjnych warsztatowo, z niesamowitym charyzmatycznym wokalistą – Norbertem „Smołą” Smolińskim, jest rozwinięciem tematu podjętego przez De Press na płycie „Myśmy rebelianci”. Przeciwko światu, bo tak należy tłumaczyć nazwę kapeli, wykorzystując teksty m.in. Wyspiańskiego, Słowackiego, Norwida, Baczyńskiego i Gajcego, przeprowadzi publiczność przez istotny fragment dziejów polskiego ducha wolnościowego, opowie o ludziach, którym ojczyzna nie była dana, lecz zadana, o pokoleniach naszych przodków, które, poczynając od Konfederacji Barskiej a kończąc na Żołnierzach Wyklętych, stawały w obronie wolności naszej wspólnoty narodowej.
To wydarzenie muzyczne – 12 września 2014 r., godz. 20.45, Gdynia, ul. Świętego Piotra 2, Klub Ucho – będzie jedną z imprez towarzyszących VI edycji festiwalu „Niepokorni, Niezłomni, Wyklęci”, którego twórcą i organizatorem, we współpracy z Miastem Gdynia, jest znany dokumentalista Arkadiusz Gołębiewski. Gorąco zapraszam Państwa na ten koncert (wstęp wolny). A czynię tak, bo program „Nas nauczono. Trzeba zapomnieć” jest po prostu znakomity i koncert zapowiada rewelacyjnie!
Nie mogę i nie chcę zdradzać wszystkiego, ale wiedzcie Państwo, że CONTRA MUNDUM zagra między innymi utwór do tekstu „Zgasły dla nas nadziei promienie” Edmunda Wasilewskiego (pieśń sztyletników z Powstania Styczniowego). Zapraszam do wysłuchania wersji demo zarejestrowanej podczas prób zespołu:
Powinniście Państwo też wiedzieć, że kamieniem węgielnym programu muzycznego „Nas nauczono. Trzeba zapomnieć” jest refleksja profesora Henryka Elzenberga, zanotowana przez niego w sztambuchu pod datą 5 grudnia 1941 roku:
Ale przecież w głębi jakiś stosunek do zdarzeń kształtować się musi (…). Poczucie absolutnej dwutorowości dziejów – dziejów zbrodni i dziejów ducha, idących obok siebie bez najmniejszego wzajemnego oddziaływania, tworzonych przez gatunki ontologicznie bardziej sobie obce niż w zoologii jaszczury i amonity.
Ta myśl nadal zachowuje aktualność.
W programie „Nas nauczono. Trzeba zapomnieć”, na który składa się kilkanaście utworów skomponowanych przez zespół, reprezentanci dziejów zbrodni praktycznie się nie pojawiają, bo i po co. Dla nich pozostaje jedynie pogardliwe zapomnienie. CONTRA MUNDUM chce przypominać i nieść pamięć o tych, którzy swym życiem zapisali karty dziejów ducha. Ale jest w tym programie utwór będący rodzajem specyficznego dialogu pomiędzy jednym z przedstawicieli świata opresji a reprezentantami dziejów ducha. To utwór do tekstu Mieczysława Romanowskiego (zginął w Powstaniu Styczniowym jako partyzant oddziału Marcina Borelowskiego „Lelewela” 24 kwietnia 1863 r. w boju pod Józefowem) „Sztandary Polskie na Kremlu”. Zespół zamierza odśpiewać go razem z publicznością. Rekomenduję rozpoczęcie własnych prób od zaraz; w tym celu proszę dobrze zapoznać się z wersją demo tego utworu zarejestrowaną podczas prób CONTRA MUNDUM:
Najważniejszą ideą programu „Nas nauczono. Trzeba zapomnieć” jest opowieść o ludziach, którzy znaleźli w sobie moc, aby w obronie wolności zmierzyć się z losem. Jak pisał najwybitniejszy współczesny poeta polski Zbigniew Herbert w eseju „Hamlet na granicy milczenia: los jest nieubłaganą obcą siłą, z którą ani paktować nie można, ani jej skruszyć. Bohaterowie tedy buntują się i walczą. Program „Nas nauczono. Trzeba zapomnieć” w wykonaniu CONTRA MUNDUM jest hołdem dla tych sprawiedliwych naszych przodków, którzy – tu znów przywołam Poetę – nie wygrażali pięściami niebu, ale dorośli do losu. Kied
y się go już dotknie rozumem i sercem, kiedy się go wewnętrznie zaakceptuje, przestaje on być gwałtem, a staje się siłą bohatera. Jakże adekwatnie a jednocześnie dramatycznie napisał o tym Krzysztof Kamil Baczyński w wierszu "Pokolenie":
Do palców przymarzły struny
Z cienkiego krzyku roślin.
Tak się dorasta do trumny,
jakeśmy w czasie dorośli
Jednymi z tych, którzy dorośli do losu, w znaczeniu, o którym pisali Baczyński i Herbert, byli żołnierze podległych majorowi „Łupaszce” oddziałów 5 i 6 Brygady Wileńskiej AK. Spośród ponad 400 partyzantów, którzy przewinęli się przez te formacje w latach 1945-1952, życie w walce komunistami oddało blisko 180 żołnierzy. Pozostała po nich, pośród tych, którym droga jest sprawa krwi przelanej za wolność naszej ojczyzny i prawo człowieka do wolnego życia na ziemi, dobra pamięć. Pozostała też pieśń – śpiewany na melodię „Szarej piechoty” Hymn 5 Brygady Wileńskiej mjra „Łupaszki” (spopularyzowany przez De Press w formie ballady „Wiernie iść"). Został napisany przez żołnierza 1 szwadronu o pseudonimie „Fryc” (Stanisław Łaszkiewicz; ”Fryc” dostał się do niewoli po zwycięskiej dla partyzantów walce z komunistyczną grupą operacyjną 8 sierpnia 1945 r. pod Sikorami na Podlasiu. Był przesłuchiwany przez „Smiersz”, zaginął bez śladu). W wykonaniu CONTRA MUNDUM Hymn 5 Brygady Wileńskiej zabrzmi następująco (wersja demo, zarejestrowana podczas prób zespołu):
I już naprawdę niczego więcej na temat występu CONTRA MUNDUM nie zdradzę. No, jeszcze tylko, że o oprawę sceniczną koncertu zadba Tomasz Madejski, znakomity polski operator filmowy, autor zdjęć do takich obrazów, jak „Testosteron” czy „Pod mocnym aniołem”, twórca teledysku do utworu De Press „Myśmy rebelianci”.
Mam nadzieję, że teraz już wiecie Państwo, że koncertu CONTRA MUNDUM po prostu trzeba wysłuchać. Zagrają dla Państwa:
- Norbert „Smoła” Smoliński – śpiew,
- Adam „Malczas” Malczewski – gitara,
- Tomasz Zień – organy Hammonda, pianino,
- Michał Kamiński – gitara basowa,
- Emil Wernicki – perkusja.
Do zobaczenia 12 września br. w Gdyni.
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954