Każdy z wojewódzkich …
Każdy z wojewódzkich urzędów bezpieczeństwa publicznego miał swoją specyfikę, jeśli chodzi o sposób postępowania z ciałami więźniów.
– Specyfiką krakowskiego WUBP było to, że ludzie straceni na mocy wyroku sądowego lub zmarli w trakcie śledztwa znikali bez śladu – mówi Teodor Gąsiorowski, historyk z krakowskiego oddziału IPN.
– Tylko we Wrocławiu straconych przez reżim komunistyczny chowano na jednym cmentarzu. Krewni więźniów chodzili tam prawie codziennie, aby sprawdzić, czy przybyła jakaś nowa mogiła. Jeśli zobaczyli świeżo przekopaną ziemię, próbowali wypytywać pracowników więzienia, tych bardziej ludzkich, kogo danego dnia zabrakło w celi. My w Krakowie tak naprawdę nie wiemy, gdzie dokonywano egzekucji i gdzie tych ludzi chowano – konstatuje Teodor Gąsiorowski. On również słyszał, że w archiwum Zarządu Cmentarzy Komunalnych odnaleziono dokumenty, że na cmentarzu Rakowickim, podobnie jak we Wrocławiu, istniała wydzielona kwatera, gdzie chowano straconych czy zmarłych w czasie śledztwa więźniów. Być może ich groby znajdują się obok mogił osób, które zmarły i w sposób naturalny. Takie przypadki też się w więzieniach zdarzały w tamtych, mrocznych czasach. Być może w tym samym miejscu, tylko trochę dalej chowano skrytobójczo zamordowanych.
Teodor Gąsiorowski uważa, że nawet jeśli potwierdzą się te hipotezy, ekshumacja może być rzeczą prawie niewykonalną.
– Nie jestem specjalistą, ale na pewno byłoby to trudne. Bo jeśli znajdziemy tajną kwaterę, stoi tam zapewne rząd grobowców. Przy ich budowie na pewno przekopano teren i ewentualne szczątki usunięto – mówi.
Wedle Jana Tajstera, byłego wieloletniego dyrektora Zarządu Cmentarzy Komunalnych w Krakowie, w archiwum ZCK, które wiele razy przeglądał w różnym celu, nie ma dokumentów, mogących naprowadzić na ślad kwatery, wykorzystywanej wyłącznie do tajnych pochówków ofiar UB.
Słyszałem różne opowieści na ten temat od najstarszych pracowników cmentarza i kamieniarzy. Z ich relacji wynika, że tajne pochówki odbywały się zwykle od strony ul. 29 Listopada. To mnie trochę dziwi, bo przecież robiono to w nocy i tak, aby nikt postronny nie dowiedział się o tym. Łatwiej było o zachowanie tajemnicy grzebiąc zwłoki od strony ul. Prandoty – sądzi Jan Tajster.
Czy ubecy mogli tam również zagrzebać zwłoki „Ognia”?
– Sam się nad tym zastanawiałem – odpowiada były dyrektor ZCK, który będąc chłopcem, przez kilka lat z rzędu przebywał na koloniach w Waksmundzie i mieszkał w chałupie, należącej do rodziny Kurasiów.
– Myślę, a nawet jestem pewien, że trudno będzie tę hipotezę zweryfikować, bo w latach 70. i 80. w miejscu, gdzie mogła być osławiona tajna kwatera, przekopano całą masę starych, zaniedbanych, nieopłacanych przez nikogo grobów, robiąc miejsce dla następnych pochówków. Dlatego bardzo trudno byłoby dziś przeprowadzać tam jakiekolwiek badania; nie mówiąc o ekshumacji.
Zgodnie z ustaleniami Krzysztofa Szwagrzyka z wrocławskiego oddziału IPN, ofiary stalinowskiego reżimu chowano zazwyczaj na skraju cmentarzy, w miejscach oddalonych od innych kwater. Często tuż obok cmentarnego muru. Nielicznych grzebano w kwaterach, przeznaczonych dla ogółu ludności. Ponieważ chodziło o zachowanie tajemnicy, musiały to być miejsca ustronne. Z odtajnionych dzisiaj dokumentów z tamtych lat wiadomo, że władze więzienne zastrzegały sobie określone pola na cmentarzach, które były pod stałym nadzorem funkcjonariuszy. Te informacje, zebrane przez historyka z Wrocławia, są zbieżne z opowieściami najstarszych pracowników cmentarza Rakowickiego.
Jedyną, jak dotąd, nekropolią w Polsce, na której zachowały się w prawie niezmienionym kształcie kwatery więźniów – ofiar komunistycznego terroru, jest cmentarz Osobowicki we Wrocławiu. Zanim jednak doszło do ujawnienia tych kwater, rosły tam chwasty i krzewy, tworzące prawdziwą dżunglę. O tym, że tutaj grzebano więźniów UB wiedzieli nieliczni, przede wszystkim krewni ofiar. Przez wiele lat narażając życie, zapalali tutaj znicze. W 1987 roku władze Wrocławia postanowiły zniwelować teren, na którym znajdowały się kwatery więzienne i przeznaczyć je na miejsce pochówku kombatantów, należących do ZBoWiD. Grupa mieszkańców Wrocławia zaoferowała władzom miejskim swoją pomoc przy porządkowaniu tego terenu. Był to wybieg. W krótkim czasie oczyszczono teren; postawiono tu symboliczne, kamienne krzyże i po raz pierwszy zorganizowano Apel Poległych.
Dopiero jednak na początku lat 90. odnaleziono w cmentarnym archiwum dokumentację, potwierdzającą, iż w kwaterach tych, znajdujących się na skraju cmentarza, tuż przy poligonie wojskowym, pogrzebano 354 osoby, w tym 89 osób skazanych na karę śmierci. W ub. roku, za pomocą georadaru, pracownicy wrocławskiego oddziału IPN natrafili na kolejne miejsca tajnych pochówków, gdzie mogą być groby dalszych 268 osób. Jednak nawet wyniki kilkuletniej pracy wielu ludzi nie pozwoliły na precyzyjne określenie miejsca, gdzie pochowano konkretne osoby. Ekshumacja była możliwa jedynie w 15 przypadkach, i to w miejscach oznaczonych wcześniej przez rodziny ofiar, które prowadziły swoje prywatne śledztwa.
Warto pamiętać, że w latach 40., a nawet na początku 50. ciała więźniów zakopywano nie tylko na cmentarzach. A sposoby ich ukrycia zaiste były barbarzyńskie. Ludzkie szczątki znaleziono np. podczas prac remontowych na terenie dawnej siedziby UB w Bochni i w Limanowej. Miejscem tajnych pochówków były też tereny dawnych poligonów wojskowych, lotnisk, a nawet przydrożne rowy.
Jedna z osób, z którymi rozmawiałam na temat tego, co UB mogło zrobić ze zwłokami „Ognia”, utrzymuje, że mógł on zostać wrzucony do tajnego bunkra, znajdującego się w podziemiach dawnego WUBP przy placu Inwalidów w Krakowie. W miejscu wskazanym przez świadka jest niewielki wzgórek, widoczny gołym okiem. Wedle tej osoby, prawnika z zawodu, który uczestniczy w ekshumacjach, w zamurowanym dziś bunkrze mogą się znajdować również szczątki innych osób, straconych w kazamatach UB.
Prok. Ida Marcinkiewicz słyszała tę opowieść, ale nie wierzy, aby miała być prawdziwa. – Takich wzgórków w tej okolicy jest więcej. A nawet gdyby pod jednym z nich był bunkier, nie wierzę, aby właśnie tam wrzucono zwłoki „Ognia” czy innych osób straconych i zmarłych w UB. W 1947 roku na świecie panowała przecież zimna wojna. Przedstawiciele ówczesnej władzy nie pozwoliliby na to, aby do bunkra wrzucać zwłoki w sytuacji, gdy w każdej chwili mógł on być potrzebny jako schronienie dla ubeckich notabli.
Prok. Ida Marcinkiewicz wątpi, aby dzisiaj, po tylu latach od śmierci, udało się odszukać szczątki „Ognia”. – Nawet, gdybyśmy odnaleźli jakiś masowy grób czy to na cmentarzu Rakowickim, czy na placu Inwalidów, czy w jakimkolwiek innym miejscu, trudno byłoby o identyfikację, bo aby odnaleźć właściwe, trzeba byłoby dokonać analizy DNA wszystkich szczątków. Cena jednego takiego badania wynosi ok. 500-600 złotych. Kto sfinansuje tak kosztowny program?
GRAŻYNA STARZAK, gstarzak@dziennik.krakow.pl , tel: 606-28-58-79
Dziennik Pol
ski, Nr 79 (18175), 2.04.2004
Gdzie pochowano „Ognia”? – 4 (1/2)< część >5 (1/2)
Gdzie pochowano "Ognia"? – część 1>