Uryną na pamięć… zdań kilka o oddziałach mjr. „Zapory” – część 2/2

ROZFORMOWANIE ZGRUPOWANIA. LIPIEC – SIERPIEŃ 1945 R.

W lipcu 1945 r. „Zapora”, na wezwanie Komendy Okręgu AK- DSZ Lublin, rozpoczął demobilizację podległych mu oddziałów. Rozformowanie zgrupowania trwało do początku sierpnia 1945 r. Większość podkomendnych mjr. „Zapory”, wobec decyzji ich władz zwierzchnich o zaprzestaniu walki, postanowiła skorzystać z ogłoszonej przez komunistów 2 VIII 1945 r. amnestii i ujawniła się. Tak skończył się pierwszy etap walki „Zapory” i jego żołnierzy z reżimem komunistycznym. Bilans tego okresu działalności oddziałów mjr. Hieronima Dekutowskiego wypada dla nich korzystnie. Przy stosunkowo niewielkich stratach – w okresie od stycznia do lipca 1945 r. zginęło ok. piętnastu partyzantów „Zapory” – oddziały te były schronieniem dla wielu osób ściganych przez komunistów, oczyściły teren, na którym działały, z agentury UB, poskromiły najbardziej szkodliwe placówki MO, przeprowadziły szereg akcji porządkowych wymierzonych w przestępców pospolitych. W wymiarze ideowym dały mocne świadectwo trwania w czynnym oporze przeciwko reżimowi komunistycznemu, hamujące proces zsowietyzowania społeczeństwa polskiego, czyli biernego poddania się przez nie doktrynie i celom partii komunistycznej.

Od lewej: mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” i kpt. Zdzisław Broński „Uskok”.

Sam „Zapora” nie ujawnił się w ramach „amnestii” z sierpnia 1945 r. Na czele dziesięciu nieujawnionych podkomendnych podjął w październiku 1945 r. próbę przedostania się przez Czechosłowację do strefy amerykańskiej. Wkrótce po przekroczeniu granicy doszło do szeregu potyczek przedzierających się do wolnego świata „Zaporowców” z patrolami czechosłowackiej służby bezpieczeństwa. Kilku uczestników tej wyprawy wpadło w ręce funkcjonariuszy czeskiej SB, pozostali utracili kontakt ze sobą. „Zapora” wraz z Marianem Klockiem ps. „George” (+12 XI 1946 r.) dotarli do Pragi czeskiej. Wtedy zdecydowali o powrocie do kraju. Do Polski przyjechali transportem repatriacyjnym.

ZNOWU W WALCE

W grudniu 1945 r. „Zapora” nawiązał kontakt z Inspektoratem WiN Lublin. Został wyznaczony na dowódcę oddziałów partyzanckich na terenie tegoż Inspektoratu. W ciągu kilku dni zdołał zorganizować liczący początkowo tylko ok. 15 żołnierzy, ale dobrze uzbrojony oddział partyzancki. Walka wchodziła w kolejną odsłonę. Cele i metody jej prowadzenia pozostały niezmienione. W okresie pierwszych dwóch miesięcy 1946 r. oddział „Zapory” zaatakował i rozbroił posterunki MO w Bychawie, Wysokiem i Krzczonowie. W marcu 1946 r. partyzanci rozbili posterunek MO w Bełżycach i zlikwidowali dwóch milicjantów. Oddział równolegle prowadził w terenie rutynowe działania wymierzone przeciwko agentom UB i przestępcom pospolitym. Jednocześnie „Zapora” podporządkowywał sobie grupy ukrywających się przed komunistami konspiratorów niepodległościowych, nadając ich działaniom ramy organizacyjne, jak również skupiał pod swoim dowództwem jednostki partyzanckie wywodzące się z nurtu akowskiego. W maju 1946 r. rozkazom „Zapory” podlegały następujące oddziały: kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” (+ 21 V 1949 r.) w sile ok. 20 ludzi, por./kpt. Stanisława Łukasika „Rysia” w sile 40 ludzi, ppor. Jana Szaliłowa „Renka” w sile ok. 30 ludzi, Tadeusza Skraińskiego „Jadzinka” w sile ok. 20 ludzi, Stanisława Jasińskiego „Samotnego” w sile ok. 20 ludzi i Michała Szeremieckiego „Misia” w sile ok. 15 ludzi. W tym też czasie „Zapora” wydzielił z grupy „Renka” lotny, sześcioosobowy patrol pod dowództwem Romana Grońskego „Żbika” (+ 7 III 1949 r.), który pełnił funkcję żandarmerii oddziału i podejmował akcje likwidacyjne wymierzone przeciwko funkcjonariuszom UB, konfidentom bezpieki oraz przestępcom pospolitym.

W początkach lipca 1946 r. kpt. „Uskok” podporządkował sobie dynamicznie działający w okolicach Włodawy, liczący 25 żołnierzy oddział Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” (na potrzeby przeprowadzenia większych akcji oddział ten zasilany był zaprzysiężonymi ludźmi z placówek; wtedy jego skład osobowy sięgał 65 partyzantów), co oznaczało powiększenie zgrupowania oddziałów „Zapory” o kolejny wartościowy element żołnierski a także poszerzenie terenu pozostającego pod kontrolą „Zaporowców”.

Styczeń 1946 r. Część oddziału por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”. Dowódca siedzi przy rkm-ach.

Fragment zaświadczenia o przynależności do oddziału partyzanckiego WiN, wydanego przez ppor. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” (brat Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, po którego śmierci 3 I 1947 r. przejął obowiązki dowódcy), jednemu ze swoich podkomendnych, Mieczysławowi Małeckiemu ps. „Sokół”, dnia 7 sierpnia 1947 r. Pieczęć nagłówkowa wskazuje podległość oddziału mjr. Hieronimowi Dekutowskiemu „Zaporze” ([…] kwatera polowa oddziału „Jastrzębia” – będącego w zjednoczeniu oddziałów zbrojnych w województwie Lubelskim, pod głównym dowództwem pana majora „Zapory”).

W końcu sierpnia 1946 r. „Uskok”, na rozkaz „Zapory”, przejął zwierzchnictwo także nad liczącym wówczas ok. dziesięciu partyzantów patrolem Antoniego Kopaczewskiego „Lwa” (+ 8 IX 1946 r.), działającym w powiecie krasnostawskim.

Żołnierze oddziału Antoniego Kopaczewskiego „Lwa” (stoi pierwszy z lewej). 1946 r.

Partyzanci z oddziału Antoniego Kopaczewskiego „Lwa”.

Z kolei jesienią 1946 r. „Ryś” podporządkował sobie operujący między Lubartowem a Puławami oddział Kazimierza Woźniaka „Szatana” (+ 11 V 1947 r.) w sile 25 ludzi. Na rozkaz „Zapory”, z uwagi na kłopoty „Szatana” z samodyscypliną, komendę nad tymi partyzantami przejął początkowo żołnierz „Rysia”, Jan Flisiak „Chłopicki” (+ 17 III 1950r.), a następnie Edmund Tudruj „Mundek” (+7 III 1949 r.).

Staraniem „Zapory” i oficerów jego zgrupowania partyzanckie grupy zbrojne o rodowodzie akowskim z terenu Lubelszczyzny znalazły się do końca października 1946 r. pod jednolitym dowództwem. Godzi się zaznaczyć, że oddziały „Zapory” pozostawały w regularnym kontakcie z Inspektoratem Lubelskim WiN, od którego odbierały wytyczne odnośnie głównych kierunków dalszej działalności. Do czerwca 1946 r. w imieniu Inspektoratu łączność z Zaporą utrzymywał Franciszek Abraszewski „Boruta”, zaś od lipca 1946 r. kontakty z oddziałem przejął Władysław Siła-Nowicki. Walka prowadzona była zatem przy zachowaniu stosownych ram organizacyjnych. Podkreślenia wymaga jednak fakt, że dla żołnierzy oddziałów podległych „Zaporze” kolejne formy organizacyjne podziemia poakowskiego (DSZ, WiN) nie miały większego znaczenia. W wymiarze ideowym była to dla nich nadal walka o wolność prowadzona pod sztandarami Armii Krajowej, o czym świadczą niektóre wewnętrzne dokumenty zgrupowania i liczne, współczesne świadectwa tych żołnierzy „Zapory”, którzy doczekali kresu dyktatury partii komunistycznej. Natomiast w wymiarze praktycznym była to, niezmiennie od początku 1945 r., samoobrona przed terrorem komunistycznym, w tym przed przeciwpartyzanckimi operacjami organizowanymi przez NKWD, UB, MO i KBW.
 
W drugiej połowie 1946 r. doszło do szeregu starć oddziałów „Zapory” z komunistycznymi grupami operacyjnymi ścigającymi partyzantów. 3 VIII 1946r. pod Radzicem Starym, pow. Lubartów, część oddziału kpt. „Uskoka” i grupa partyzantów z ochrony sztabu zgrupowania „Zapory” – w sumie ok. 25 partyzantów – zostały zaatakowane przez liczącą ponad 500 osób obławę UB-KBW. Mimo tak rażącej dysproporcji sił partyzanci przerwali pierścień obławy, tracąc jednak dwóch zabitych, w tym adiutanta „Zapory”, Zbigniewa Sochackiego „Zbyszka”. Po stronie komunistycznej zginął jeden żołnierz KBW, a inny został ciężko ranny. 6 VII 1946r. pod Marysinem, na zachód od Krzczonowa, oddział „Jadzinka” stoczył zwycięską walkę z liczącą ok. 100 żołnierzy jednostką KBW, dowodzoną przez oficerów UB. Podczas wymiany ognia zginęło co najmniej sześciu ubeków i kabewistów, a kilkunastu odniosło rany. Na przestrzeni 1946 r. i w początkach 1947 r. szereg podobnych starć zanotowały wszystkie oddziały wchodzące w skład zgrupowania „Zapory”. Godny odnotowania jest fakt, że żadnego z nich nie udało się komunistom rozbić w walce.

WYPRAWA NA RZESZOWSZCZYZNĘ

W końcu lipca 1946 r. „Zapora”, na czele liczących łącznie ok. 55 partyzantów oddziałów „Renka”, „Misia” i „Jadzinka”, wyruszył się na teren Rzeszowszczyzny. Przez San partyzanci przeprawili się na wysokości Stalowej Woli. Już 2 VIII 1946 r. pod wsią Grębów w pobliżu rzeki Łęg zostali zaatakowani przez liczącą ok. 60 osób grupę operacyjną UB-KBW, którą bez strat własnych doszczętnie rozbili. W starciu zginęło kilku jej członków, kilku innych odniosło rany. Partyzantom poddało się ponad 30 żołnierzy KBW i funkcjonariuszy UB. Pozostali spośród żyjących salwowali się ucieczką. Ranni zostali opatrzeni przez partyzantów, następnie przydzielono im podwodę. Żołnierzy KBW puszczono wolno, natomiast funkcjonariuszy UB w liczbie pięciu, wskazanych zresztą partyzantom przez wziętych do niewoli kabewistów, rozstrzelano.

Zgrupowanie mjr. „Zapory” w drodze na Rzeszowszczyznę, lipiec 1946 r.

Kolejną porażkę w walce z oddziałem „Zapory” komuniści odnotowali już 8 VIII 1946 r., w walce pod wsią Ostrowy Tuszowskie, pomiędzy Mielcem a Kolbuszową. Walkę poprzedziła akcja ekspropriacyjna wykonana przez patrol z oddziału „Renka”, który w nieodległym od Ostrowów Tuszowskich Cmolasie zaatakował dwie sowieckie ciężarówki z zaopatrzeniem dla stacjonującej na terenie pobliskiego poligonu w Dębem jednostki Armii Czerwonej. Była to kolejna w ciągu kilku dni akcja zaopatrzeniowa oddziału „Zapory” przeprowadzona na tamtych terenach na sowieckie samochody wojskowe z produktami spożywczymi. Sowieci zaatakowani w Cmolasie przez żołnierzy Renka przyjęli walkę. W krótkim starciu zginęło ich co najmniej trzech. Akcja partyzantów wywołała natychmiastową reakcję czerwonoarmistów z jednostki w Dębnie i sił UB z Kolbuszowej. Złożona z żołnierzy sowieckich i funkcjonariuszy UB grupa operacyjna, poruszająca się sześcioma samochodami ciężarowymi, wspierana co najmniej dwoma sowieckimi transporterami opancerzonymi (tankietkami), odnalazła kwaterujący w Ostrowach Tuszowskich oddział „Zapory”. O korzystnym dla partyzantów wyniku starcia przesądziło podjęcie przez nich natychmiastowej i zorganizowanej obrony oraz błyskawiczne wystrzelanie załogi tankietki, która wjechała do wsi przed głównymi siłami obławy. W chwilę potem tankietka została opanowana przez „Zaporowców” i prażyła ogniem ciężkiego karabinu maszynowego w stronę przeciwników. W wyniku partyzanckiego ognia zapalił się jeden z samochodów grupy operacyjnej. W ten sposób inicjatywa przeszła na stronę partyzantów, w efekcie czego siły obławy wycofały się z pola walki, na którym pozostało kilkunastu zabitych żołnierzy Armii Czerwonej i funkcjonariuszy UB. Partyzanci wyszli z tego starcia bez strat. Podczas szybkiego odwrotu z miejsca boju kontakt z resztą oddziału straciła grupa „Jadzinka”, która, nie mogąc odnaleźć swych towarzyszy broni, powróciła na Lubelszczyznę. Natomiast oddziały „Renka” i „Misia” pozostające pod ogólna komendą „Zapory” dalej operowały na ziemi rzeszowskiej, dochodząc aż pod Jasło. Wróciły na Lubelszczyznę dopiero w drugiej połowie września 1946 r.

Zgrupowanie mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” (stoi 8 od lewej), Dobryń koło Mielca, lato 1946 r.

Mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” (stoi 8 od lewej) wśród swoich partyzantów, lato 1946 r.

POWRÓT DO MATECZNIKA

Powrót partyzantów na ziemię lubelską obfitował w dramatyczne wydarzenia. 21 IX 1946 r. oddziały „Misia” i „Renka” przeprawiły się przez San na wysokości miejscowości Pysznica i skierowały się w Lasy Janowskie. Ich obecność na tym terenie została bardzo szybko odnotowana przez siły komunistyczne. Jeszcze tego samego dnia w pościg za partyzantami wyruszyła ponad 100 osobowa grupa operacyjna UB-MO-KBW dowodzona przez sowieckiego oficera, kpt. Sułakowa. Rankiem 22 IX 1946 r. pod miejscowością Świnki, na wschód od Janowa Lubelskiego, doszło do starcia żołnierzy „Zapory” z grupą pościgową. Uprzedzeni na czas przez wartowników partyzanci nie dali się zaskoczyć i przyjęli walkę, nie pozwalając siłom obławy, pomimo trzykrotnej przewagi liczebnej po stronie przeciwnika, na domknięcie pierścienia okrążenia, a następnie w szyku zorganizowanym wycofali się w kierunku północno-zachodnim na Zaklików. W starciu pod Świnkami zginął jeden partyzant, a inny został ciężko ranny. Straty po stronie sił komunistycznych autorowi niniejszego tekstu nie są znane.

W nocy z 23/24 IX 1946 r. „Zapora” na czele oddziałów „Misia”, „Renka”, „Samotnego” i żandarmerii „Żbika” (grupy „Samotnego” i „Rysia” dołączyły do „Zapory” po walce pod Świnkami) skierowały się do położonej 6 km na półn.–zach. od Urzędowa wsi Moniaki, zwanej przez wielu partyzantów Moskwą. Celem akcji było rozbrojenie członków ORMO (według partyzantów „Zapory” w szeregach ORMO znajdowało się wówczas kilkudziesięciu dorosłych mieszkańców Moniak). W czasie zbliżania się oddziału do zabudowań wsi, grupka miejscowych ormowców ostrzelała partyzantów z oddziału „Samotnego”, którzy odpowiedzieli ogniem. W wyniku wymiany strzałów zginął jeden mieszkaniec Moniak. Po chwili partyzanci opanowali wieś. Zarekwirowali jej mieszkańcom kilkanaście sztuk broni. Od użytych przez żołnierzy „Zapory” w wymianie ognia pocisków zapalających zajęło się i spłonęło blisko 30 gospodarstw, w sumie prawie 100 budynków.

W tym samym mniej więcej czasie, co wydarzenia w Moniakach, oddziały „Rysia” i „Jadzinka” pod ogólną komendą „Wisły” wkroczyły do Bełżyc i rozbiły posterunek MO, rozbrajając pięciu milicjantów. Po akcji w Bełżycach partyzanci wycofali się w kierunku na Chodel i zapadli w lesie krężnickim, nieopodal drogi Chodel – Bełżyce. Rankiem 24 IX 1946 r. przyjęli walkę ze ścigającą ich grupą operacyjną UB-KBW, zorganizowaną przez komunistów na wieść o wydarzeniach w Bełżycach. Starcie pod Krężnicą Okrągłą zakończyło się klęską komunistów, którzy stracili 18 zabitych. Partyzanci nie ponieśli w tej walce żadnych strat, dopiero w fazie odskoku z miejsca akcji poległ jeden żołnierz z oddziału „Jadzinka” (ciężko ranny, został dobity przez ubeków). W tym czasie aktywność przejawiały także inne oddziały zgrupowania, pozostające tylko pod ogólną komendą „Zapory”. 22 X 1946 r. oddział Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” (+ 3 I 1947 r.) w sile 65 żołnierzy wspierany przez oddział Józefa Struga „Ordona” (+ 30 VII 1947 r.) rozbił Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie, uwalniając ok. 70 aresztowanych. Ta brawurowa akcja kosztowała życie dwóch partyzantów. Niespełna dziesięć dni później , z 31 X/1 XI 1946 r., oddziały kpt. „Uskoka”, „Jastrzębia” i „Ordona” wkroczyły do Łęcznej i zlikwidowały jedenaście osób, które według wywiadu partyzantów współpracowały z UB.

Sierpień 1947 r. Od lewej: mjr Hieronim Dekutowski „Zapora”, kpt. Zdzisław Broński „Uskok”.

Zima 1946 r. spowodowała wyhamowanie działań oddziałów „Zapory”, ale ich nie przerwała. Ten okres nie był jednak dla „Zaporowców” szczęśliwy. 6 I 1947 r. w walce z UB zginął „Miś”, tego samego dnia od kul KBW padł inny oficer oddziałów „Zapory”, por. Janusz Stefański „C-dur” (jako jeden z niewielu podkomendnych „Zapory” poległych w okresie walki z komunistycznym reżimem ma własny grób – spoczywa na cmentarzu nieopodal Kolonii Borów, pośród pierwszowojennych kurhanów żołnierzy austriackich i rosyjskich).
17 I 1947 r. oddział „Jadzinka”, operujący od października 1946 r. w powiecie Biłgoraj, stoczył zaciętą walkę w Albinowie Małym, gmina Radecznica, z jednostką KBW, tracąc w niej pięciu partyzantów. Po stronie KBW zginęło siedmiu żołnierzy, a czterech innych odniosło rany.

Pomimo ponoszonych strat, oddziały „Zapory” nadal mocno trzymały się w terenie. Jednak ich wysiłek nie mógł odmienić losu naszej Ojczyzny. Sfałszowane przez komunistów wybory do Sejmu w styczniu 1947 r. odebrały czynnikom niepodległościowym nadzieję na rychłą zmianę sytuacji w Polsce. Polityczna władza komunistów została na lata utrwalona i, co gorsza, ostatecznie zaakceptowana przez dyplomację międzynarodową.

„AMNESTIA” 1947 R.

W tej sytuacji amnestia ogłoszona przez komunistów w lutym 1947 r. wydawała się dla większości osób pozostających w podziemiu, w tym dla gremiów kierowniczych konspiracji nurtu poakowskiego, ostatnią szansą na ocalenie. W marcu/kwietniu 1947 r. „Zapora”, wykonując rozkazy przełożonych, zaprzestał działalności bojowej i rozformował podległe mu oddziały, dając podkomendnym wolną rękę w sprawie ujawnienia. W kwietniu 1947 r. przed komisjami amnestyjnymi stanęli „Jadzinek” i „Samotny” ze swymi żołnierzami. Ujawniła się także zdecydowana większość partyzantów z oddziałów „Rysia” i „Renka”, jednakże sami dowódcy, a także garstka podległych im żołnierzy, nie zdecydowali się na ten krok. Postanowienie o pozostaniu w konspiracji podjął również „Uskok” i kilku jego ludzi; pozostali zdecydowali się na ujawnienie. Sam „Zapora” nie skorzystał z amnestii, dzieląc los swych nieujawnionych podkomendnych. Jak zeznał później przed sądem komunistycznym w czasie swego procesu:

[…] ta propozycja (złożona w czerwcu 1947 r. przez jego przełożonych odnośnie ujawnienia się „Zapory” w innym terenie, przy zabezpieczeniu materialnym za strony organizacji – przyp. G.W.] nie odpowiadała mi, ponieważ byłem związany ze swoimi ludźmi trudem i walką, byłem przecież ich dowódcą, więc nie chciałem umyć rąk i zostawić tych ludzi jak grupy bandyckiej w terenie, bez dowództwa […] Zaznaczam, że stanowisko „góry” organizacji nie było wojskowe i uważałem ujawnienie się bez ludzi za nielojalne.

W RĘKACH KOMUNISTÓW. DO KOŃCA MĘŻNI

W początkach września 1947 r. „Zapora”, przekonany, że realizuje zalecenie organizacji, podjął decyzję o przedostaniu się na Zachód. Ostatnim rozkazem, z 12 IX 1947 r., wyznaczył kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” na swego następcę i bezpośredniego dowódcę grup partyzanckich działających na północ od Lublina. Natomiast partyzanci utrzymujący się na terenach na południe od Lublina zostali decyzją „Zapory” oddani pod rozkazy Mieczysława Pruszkiewicza „Kędziorka” (+ 17 V 1951 r.). Na zastępców „Kędziorka” mianował „Zapora” ppor. Bogdana Dzierżanowskiego „Lotnika” (+ I 1948 r.) i ppor. Janusza Godziszewskiego „Wira”, „Janusza” (+ 7 IX 1948 r.).

Niestety, wyprawa grupy „Zapory” na Zachód była prowokacją UB. Wszyscy uczestnicy tej wyprawy („Zapora” i jego 6 żołnierzy – w tym „Ryś”, „Żbik” i „Mundek” – oraz Władysław Siła-Nowicki) zostali aresztowani 16 IX 1947 r. w Nysie, a następnie wyrokiem sądu komunistycznego z dnia 15 XI 1948 r. skazani na karę śmierci. Zarówno w toku ciężkiego śledztwa, jak i procesu zachowali godną postawę. Zapewne z tej przyczyny proces grupy „Zapory” toczył się przy drzwiach zamkniętych. „Uskok”, nawiązując do losu aresztowanego swego dowódcy i jego towarzyszy niedoli, zanotował w swym pamiętniku pod datą 1 XII 1948 r.:

[…] Z jak najwyższym uznaniem należy ocenić postawę aresztowanych. Był to bodajże jedyny z poważniejszych procesów, w którym nie udało się komunistom opluwać sądzonych przez samooskarżenie. Z tego powodu nie robili nawet rozgłosu z rozprawy. Niewątpliwie naszym bohaterom przez rok czasu nie oszczędzano prób zmierzających do zrobienia szmaty z człowieka, a jednak pozostali ludźmi !.

Wyroki śmierci na majorze Hieronimie Dekutowskim „Zaporze” i jego 6 żołnierzach wykonano w Warszawie w więzieniu mokotowskim w dniu 7 III 1949 r. [zobacz zdjęcia straconych>]. Ocalał jedynie Władysław Siła-Nowicki, którego od niechybnej śmierci uratowały koneksje rodzinne (decyzją Bieruta orzeczona przeciwko Sile-Nowickiemu kara śmierci zamieniona została na karę dożywotniego więzienia; wolność odzyskał 1 XII 1956 r.).

Od lewej: Por. Stanisław Łukasik „Ryś” i por. Roman Groński „Żbik”. Żołnierze mjr „Zapory”, zamordowani wraz z nim i czterema kolegami (por. Jerzy Miatkowski „Zawada”, por. Edmund Tudruj „Mundek”, por. Tadeusz Pelak „Junak”, por. Arkadiusz Wasilewski „Biały”) w więzieniu mokotowskim, dn. 7 marca 1949 r.

„NIECH SIĘ PANI POMODLI…”

Warto przywołać jeszcze jeden zapis z pamiętnika „Uskoka” (poczyniony również pod datą 1 XII 1948 r.):

[…] do żalu za ukochanymi współtowarzyszami niedoli dołącza się jakieś fatalistyczne przypuszczenie, że chyba ofiarom końca nie będzie! Że wszystko, co uczciwsze, skazane jest na zagładę. Jakiś okrutny los dotknął krwawą ręką nasz naród i wyszarpuje na stracenie wszystkie te elementy, które nie wahają się marzyć o wolności !.

Niespełna pół roku po nakreśleniu tych słów, ich autora nie było już wśród żywych – 21 V 1949 r. , otoczony w swej kryjówce przez UB, rozerwał się granatem. Dwa lata później, dokładnie 18 V 1951 r., zginął „Kędziorek”. Symbolicznym końcem epopei oddziałów cichociemnego majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory” jest wspomniana w początkowych partiach tekstu śmierć „Białego” w 1955 r. i „Lalka” w 1963 r. W latach 1945-1955 poległo w walkach bądź straciło życie w kazamatach komunistycznych ponad 230 żołnierzy oddziałów „Zapory” (tylko niespełna dwudziestu „Zaporowców” zginęło z rąk hitlerowców). Miejsca pochówku znakomitej większości z nich do dziś pozostają nieznane. W kontekście tego faktu, właściwe wydaje mi się zakończenie tego tekstu strofami jednej z piosenek śpiewanych w oddziałach „Zapory”, przypomnianej przez zespół De Press na płycie Myśmy rebelianci (piosenkę śpiewano na melodię Chryzantemy złociste):

Niech się Pani pomodli, dzisiaj w mojej intencji,
bo wyprawa mnie czeka niebezpieczna i zła,
może Pani modlitwa, będzie dla mnie skuteczną
i uchroni od złego, tego co prosi tak.
I minęło tyle długich lat od tej chwili,
a ja wciąż przed oczyma obraz w sercu ten mam.
Kiedy słońce zachodzi, zmierzch ku nocy się chyli,
a ja słyszę wciąż turkot i zgiełk wozów ten sam.
Lecz odszedł ktoś, tak bardzo zadumany, co w oczach miał idei wielki cel.
Ktoś, kto tańczył ze mną leśne tango, i z cicha szeptał dziwne słowa te:
NIECH SIĘ PANI POMODLI DZISIAJ W MOJEJ INTENCJI […].




Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji „Pamiętamy”, zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954.

PS. Powodowany lojalnością wobec szanownych czytelników, muszę poczynić pewne wyznanie. Otóż smutne zdarzenia z pięknego miasta Lublina, od przypomnienia których zacząłem ten tekst, posłużyły mi za chwyt z rodzaju dyscypliny zgrabnie określonej przez pewnego czeskiego prozaika mianem judo moralne. Chciałem bowiem choćby skrótowo opowiedzieć Wam, szanowni czytelnicy, historię oddziałów majora „Zapory”. Ponieważ była ona bardzo bogata w wydarzenia, to tekst jest długi. Pewnie zbyt długi. Pomyślałem więc, że przynajmniej niektórzy przebrną przez niego do końca, powodowani wewnętrzną potrzebą dania w ten sposób mini świadectwa, że po poległych i pomordowanych „Zaporowcach” pozostało coś więcej niż tylko złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń, podlany moczem…

Pomnik poległych i pomordowanych „Zaporczyków”, Lublin, 1 listopada 2011 r.

Na koniec jeszcze jedno wyjaśnienie: niniejszy tekst jest zmodyfikowaną wersją artykułu, który ukazał się w dodatku do „Rzeczpospolitej” z dnia 20 kwietnia 2011 r. (Żołnierze Wyklęci Nr 4, Bohaterowie ostatniego powstania)
.

Uryną na pamięć… zdań kilka o oddziałach mjr. „Zapory” – część 1/2>
Strona główna>