Uryną na pamięć… zdań kilka o oddziałach mjr. „Zapory” – część 1/2

Z racji przypadającej 7 marca 2012 r. 63 rocznicy zamordowania przez komunistów legendarnego mjr. cc Hieronima Dekutowskiego ps. „Zapora” i sześciu jego oficerów, zapraszam do lektury tekstu autorstwa Grzegorza Wąsowskiego z Fundacji „Pamiętamy”, poświęconego heroicznym zmaganiom oddziałów mjr. „Zapory” z sowietyzacją kraju… jak również pewnemu haniebnemu czynowi, którego dokonano w Lublinie w 2010 roku.


Grzegorz Wąsowski

[wybór zdjęć – autor strony]

URYNĄ NA PAMIĘĆ. ZDAŃ KILKA O ODDZIAŁACH MJR. HIERONIMA DEKUTOWSKIEGO „ZAPORY”

LIST OD „MORWY”

Zdarzenie, które za chwilę przywołam, nie powinno mieć miejsca, ale do niego doszło. Jak dochodzi na tym świecie do wielu rzeczy, o których, oceniając je z perspektywy elementarnej przyzwoitości ludzkiej, mówimy, że nie miały prawa się wydarzyć.

Zła wiadomość przyszła do mnie w połowie lipca 2010 r. roku wraz z listem od Pana Mariana Pawełczaka „Morwy”, mieszkańca Lublina, w latach 1943–1947 żołnierza zgrupowania oddziałów AK – WiN majora Hieronima Dekutowskiego „Zapory”. Pan Marian od lat opiekuje się pomnikiem upamiętniającym ponad 250 Zaporowców, którzy zginęli w walce z hitlerowskim i  komunistycznym zniewoleniem. Pomnik, wzniesiony jesienią 2003 r. siłami Fundacji „Pamiętamy”, przy wsparciu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, stoi w Lublinie na Podzamczu. Pośród uwiecznionych na nim poległych i pomordowanych podkomendnych „Zapory”, nazwisko Pawełczak występuje dwukrotnie – jako wspomnienie ofiary z życia złożonej przez rodzonych braci Pana Mariana. Jeden z Nich został zamordowany z wyroku sądu komunistycznego jesienią 1945 r., drugi zginął od kuli ormowca w kwietniu 1946 r. Czytając Jego list i pamiętając o losie Jego braci, bezskutecznie starałem się wyobrazić co czuł, gdy kreślił do mnie poniższe słowa:

[…] Wahałem się czy zasmucać Pana wieścią o nowych wyczynach wrogów pomnika „Poległych Zaporczyków”, na Podzamczu lubelskim. Mianowicie, na przełomie czerwca i lipca b.r. [2010] w okresie wyborów prezydenckich, ktoś na bocznych skrzydłach (ściankach) przedpola pomnika, namalował czarną farbą zarysy postaci, w pozycjach zachęcających do korzystania z tych miejsc, jako z pisuarów. Specyficzny odór moczu, potwierdza korzystanie z tej zachęty […]. Ja długi czas byłam chory po wyborach, a teraz mogłem tyle zrobić, że zamiotłem przedpole pomnika […].

Pomnik
wzniesiony przez Fundację „Pamiętamy”  w Lublinie, na Podzamczu (Plac
Wolności), upamiętniający ponad 250 ŻOŁNIERZY AK–WIN ZE ZGRUPOWANIA MJR.
HIERONIMA DEKUTOWSKIEGO „ZAPORY” POLEGŁYCH W WALCE Z HITLEROWSKIM I
KOMUNISTYCZNYM ZNIEWOLENIEM W LATACH 1943–1955.

ZOBACZ listę poległych i pomordowanych upamiętnionych pomnikiem w Lublinie>

KRÓTKIE ROZWAŻANIA NA KANWIE URYNY

Od razu wyjaśniam, że Fundacja „Pamiętamy” niezwłocznie oczyściła pomnik „Zaporowców” z umieszczonych na nim nieznaną ręką malowideł. Ich zniknięcie spowodowało, że ci, którzy uznali za stosowne oddać mocz na pomnik znaleźli sobie, przynajmniej na czas jakiś, inne miejsca na załatwianie swych chyba nie tylko fizjologicznych, ale przede wszystkim psychicznych potrzeb. Z upływem czasu odór uryny wyparował, natomiast pozostała odrażająca woń pogardy (swoisty trop zapachowy) wyrażonej wobec trwałej formy pamięci o ludziach, którzy zginęli w walce o niepodległość naszej ojczyzny i prawo człowieka do wolnego życia na ziemi.

Pomyśli może ktoś: takie czasy, że w miejscach publicznych, w których jedni zastygają w zamyśleniu lub modlitwie, wspominając tych, którzy odeszli, inni wyrażają swoje wnętrze w sposób, który, tu znowu odwołam się do kryterium elementarnej przyzwoitości, jest przesądzającym dowodem dla wykazania, że maksyma człowiek to brzmi dumnie jest czystą konwencją, niczym więcej. Nawiasowo pozwolę sobie zauważyć, że może właściwym probierzem rzeczywistej wartości danego światopoglądu jest nie to, jak wobec inaczej myślących zachowują się znani powszechnie apostołowie takiej czy innej koncepcji – ci bowiem, z małymi wyjątkami, prowadzą dyskurs w sposób werbalnie kulturalny, nie odsłaniający prawdy o konsekwencjach praktycznych ich widzenia świata, lecz jaki stosunek wobec osób o odmiennej wrażliwości prezentują bezimienni, anonimowi wyznawcy danej postawy światopoglądowej, jej szeregowi żołnierze, tzw. doły (nikomu nic nie ujmując). Warto ten punkt widzenia mieć na uwadze, analizując np. zachowania utrwalone przez Panią Ewę Stankiewicz w filmie „Krzyż”.

Tak czy inaczej, na pomnik będący symboliczną mogiłą poległych i pomordowanych żołnierzy „Zapory” oddawano mocz. A przecież upamiętnia on historię heroicznego przywiązania do wysokich wartości, jakimi są niepodległość Ojczyzny i wolność jednostki ludzkiej, historię wierności przypieczętowanej ofiarą z życia; nie byle jaką historię. Oto jej zarys…

EPILOG ZAMIAST PROLOGU

27 X 1955 r. w wykonaniu wyroku sądu komunistycznego został powieszony na terenie więzienia w Chełmie Lubelskim, dokładnie w komórce przeznaczonej na parowanie ziemniaków dla świń, Tadeusz Szych „Biały” – żołnierz Armii Krajowej. Od wiosny 1945 r. był partyzantem oddziału por./kpt. Stanisława Łukasika „Rysia” wchodzącego w skład zgrupowania dowodzonego przez  „Zaporę”.

21 XI 1963 r. w Majdanie Kozic Górnych, pow. Lublin, poległ od kul obławy, składającej się z funkcjonariuszy SB i ZOMO, Józef Franczak „Lalek” – partyzant z oddziału por./kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, do września 1947 r. walczącego pod ogólną komendą „Zapory”.

1947
rok. Od lewej: Stanisław Kuchciewicz „Wiktor”,
kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, Józef Franczak „Lalek”, Walenty
Waśkowicz „Strzała”.

Takie były ostatnie akordy epopei partyzantki antykomunistycznej nurtu poakowskiego z terenu Lubelszczyzny, gdzie walka zbrojna z reżimem komunistycznym była prowadzona z dużym rozmachem i konsekwencją. Śmierć Lalka jest jej smutnym epilogiem, a także symbolicznym w skali kraju końcem zbrojnego oporu stawianego komunistom przez naszych przodków po roku 1944.

KILKA ZDAŃ O DOWÓDCY

Postacią pierwszoplanową zbrojnego podziemia antykomunistycznego na ziemi lubelskiej był bez wątpienia wspomniany dowódca „Białego” i „Lalka”, cichociemny major Hieronim Dekutowski „Zapora” – świetny organizator i doskonały partyzant, łączący lojalność wobec struktur dowódczych konspiracji z troską o los podległych mu żołnierzy. Dwa razy z woli przełożonych stanął na czele partyzantki antykomunistycznej na terenie Lubelszczyzny, dwa razy także (w lipcu – sierpniu 1945 r. i marcu – kwietniu 1947 r.) wykonał  rozkaz o zaprzestaniu walki zbrojnej i zdemobilizowaniu podległych mu oddziałów. Cechowała go odwaga, szybkość decyzji, a jednocześnie ostrożność i ogromne poczucie odpowiedzialności za ludzi. Znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach, co w połączeniu z umiarem i troską o każdego żołnierza zapewniało mu u podkomendnych ogromny mir. Nazywali go „Starym”, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat – tymi słowami scharakteryzował „Zaporę” jeden z jego cywilnych przełożonych w strukturach Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, późniejszy znany warszawski adwokat Władysław Siła-Nowicki.

Ppor. Hieronim Dekutowski „Zapora”, lipiec 1944 r.

Postać „Zapory” jest znakomitym przykładem zjawiska ciągłości walki o niepodległość Polski i wolność jednostki ludzkiej, prowadzonej kolejno z okupantem niemieckim, a po jej zakończeniu z reżimem komunistycznym przez dziesiątki tysięcy żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Partyzantkę antykomunistyczną podjął on z początkiem 1945 r., mając w swym bojowym dorobku znaczące zasługi w zwalczaniu niemieckich sił okupacyjnych. Wystarczy wspomnieć, że od stycznia 1944 r. pełnił funkcję szefa Kedywu w Inspektoracie Rejonowym AK Lublin – Puławy i jednocześnie dowódcy oddziału dyspozycyjnego Kedywu, a podległe mu oddziały, którymi w wielu akcjach dowodził osobiście, mogły pochwalić się ponad 80 wystąpieniami zbrojnymi przeciwko Niemcom, w tym kilkoma dużymi, jak na warunki wojny partyzanckiej, zwycięskimi starciami z wojskiem niemieckim.

ZBIOROWA OBRONA KONIECZNA

Dla lepszego zrozumienia dalszych losów mjr. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” i jego żołnierzy należy koniecznie przypomnieć, że w okresie II wojny światowej Polska miała dwóch śmiertelnych wrogów: hitlerowskie Niemcy oraz partię komunistyczną z centralą w Moskwie i głównym narzędziem podboju w postaci Armii Czerwonej, a także i to, że wojennej klęski Niemiec nie powinno się utożsamiać ze zwycięstwem sprawy polskiej. Wycofanie się wojsk niemieckich z ziem polskich w 1944 r. – 1945 r. nie oznaczało, niestety, triumfu celów, o które żołnierz polski bił się na wszystkich chyba frontach II wojny światowej. Niepodległość Polski i prawo jednostki do wolnego życia na ziemi były po opanowaniu terenów naszego kraju przez wypierającą Niemców na Zachód Armię Czerwoną równie dalekie od urzeczywistnienia, jak w okresie okupacji niemieckiej.

Ta smutna prawda miała na ziemi lubelskiej wymierny, a zarazem tragiczny wymiar. Tylko do końca 1944 r., a więc w czasie pierwszych pięciu miesięcy od wejścia Armii Czerwonej na Lubelszczyznę, straty osobowe Okręgu AK Lublin, poniesione w wyniku działań komunistycznego aparatu przymusu, przede wszystkim NKWD, sięgnęły co najmniej kilkunastu  tysięcy ludzi (zamordowanych, aresztowanych, wywiezionych do Związku Sowieckiego), czyli znacznie przekroczyły straty tegoż Okręgu odniesione w ciągu całego okresu okupacji niemieckiej. Terror komunistyczny narastał z każdym kolejnym miesiącem. Czy można zatem się dziwić, że wobec takich faktów „Zapora” i niemała część jego podkomendnych z okresu walki przeciwko okupantowi niemieckiemu zdecydowali się na podjęcie działań, które należy zakwalifikować jako zbiorową obronę konieczną?

Pluton ppor. Hieronima Dekutowskiego „Zapory” (siedzi w dolnym rzędzie, pierwszy z prawej) podczas akcji „Burza”, Lubelszczyzna, lipiec 1944 r.

W WALCE

Ofensywa rozpoczęta przez Armię Czerwoną w styczniu 1945 r., skutkująca przesunięciem się mas wojska sowieckiego w kierunku zachodnim, umożliwiła odtworzenie na ziemi lubelskiej oddziałów partyzanckich, które szybko stały się najbezpieczniejszym schronieniem dla rozpracowywanych i poszukiwanych przez komunistów konspiratorów niepodległościowych. Właśnie w styczniu 1945 r. „Zapora”, działając w porozumieniu z częścią pozostających na wolności członków Komendy Okręgu AK Lublin, zorganizował liczącą początkowo dziesięciu żołnierzy grupę samoobrony, na czele której stanął. W szybkim czasie, bo już w czerwcu 1945 r., miał pod swoją komendą ponad dwustu dobrze uzbrojonych partyzantów, stale przebywających w lesie. Pierwszym wystąpieniem zbrojnym grupy „Zapory” przeciwko aparatowi terroru komunistycznego było rozbicie posterunku Milicji Obywatelskiej w Chodlu. Akcja, do której doszło w nocy z 5/6 II 1945 r., była odpowiedzią na mord dokonany na czterech żołnierzach AK z  miejscowej placówki, którego współsprawcą był ówczesny komendant tamtejszego posterunku MO. Już w niespełna dwa dni później, 7 II 1945 r., liczący wówczas ok. 25 żołnierzy oddział „Zapory” bił się z obławą NKWD-LWP we wsi Wały Kępskie (nieopodal Chodla). Partyzantom udało się przebić przez pierścień okrążenia, przy stracie jednego żołnierza (zginął  wtedy Mieczysław Jeżewski „Pszczółka”). Podczas tej walki „Zapora” został ranny w nogę. Leczył się na kwaterze w Radawcu Małym. Do oddziału wrócił w kwietniu 1945 r. Pod nieobecność Zapory oddział prowadził działalność podzielony na trzy grupy, którymi dowodzili: Jerzy Pawełczak „Jur” (+ 23 X 1945 r.), Jan Szaliłow „Renek” (+ 8 IX 1947 r.) i Aleksander Sochalski „Duch”.

1945 r. Od lewej stoją:
Jerzy Stefański „Cedur”, Mieczysław Czechowski „Wrzos”, Hieronim
Dekutowski „Zapora”, Tadeusz Skraiński „Jadzinek”, Jan Szaliłow „Renek”,
z tyłu Jerzy Siwecki „Bachus”.

W końcu kwietnia 1945 r. Zapora na czele 40 partyzantów wyruszył za San. Po drodze, koło wsi Świeciechów, na północ od Annopola,  „Zaporowcy” mieli potyczkę z patrolem MO, w której zginęło dwóch milicjantów. Następnie wkroczyli do Świeciechowa, gdzie rozbroili miejscowy posterunek MO i uwolnili czterech aresztowanych żołnierzy AK. Na terenach za Sanem (przez rzekę przeprawili się w okolicach Radomyśla) rozbili  kilka posterunków MO, między innymi w Bojanowie. W maju 1945 r., w potyczce oddziału z żołnierzami Armii Czerwonej pod wsią Stale, w pobliżu Tarnobrzega, zginęło dwóch czerwonoarmistów. Partyzanci ponadto zarekwirowali Sowietom dwa samochody, którymi powrócili na teren Lubelszczyzny, gdzie rozbili kolejne posterunki MO, m.in. w Bełżycach i Wojciechowie. 19 V 1945 r. oddział „Zapory” zawitał do Kazimierza nad Wisłą. Partyzanci zaatakowali ulokowany na rynku posterunek MO. Milicjanci bronili się na piętrze murowanego budynku. Poddali się po tym, jak atakujący wysadzili metalowe i osztabowane drzwi wejściowe na posterunek. W czasie walki trwającej na kazimierzowskim rynku, grupa żołnierzy oddziału ubezpieczająca akcję na skraju miasteczka od strony Puław miała potyczkę, w wyniku której zginął jeden żołnierz sowiecki, dwóch funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa i trzech milicjantów.

Opuszczając Kazimierz nad Wisłą, partyzanci zabrali ze sobą trzech milicjantów z miejscowego posterunku. Dwóch z nich po przesłuchaniu puszczono wolno, natomiast komendant posterunku (według niektórych źródeł nie był to milicjant, lecz funkcjonariusz UB) został skazany na śmierć. Wiedząc, że lada moment zostanie zastrzelony, podjął próbę ucieczki i zginął od kul „Renka”. Podkreślenia wymaga fakt, że celami ataków partyzantów „Zapory” były te tylko posterunki MO, co do których wywiad oddziału lub miejscowe placówki konspiracyjne potwierdziły okrutne zachowania obsadzających je milicjantów wobec ludności lub gorliwość funkcjonariuszy w tropieniu członków konspiracji.  W czerwcu 1945 r. oddział  „Zapory” z tych właśnie powodów zaatakował i rozbroił kolejne posterunki MO, tym razem w Bychawie, Urzędowie i Józefowie nad Wisłą.

Mjr cc Hieronim Dekutowski „Zapora”

SZEREGI ROSNĄ

Z każdym tygodniem działalności oddziału rosła jego popularność wśród istotnej części mieszkańców ziemi lubelskiej. Wsparcie społeczne dla czynnej samoobrony przed reżimem komunistycznym było stałym tłem trwającej przez kilka lat epopei oddziałów „Zapory”, warunkującym zresztą utrzymanie się partyzantów na terenie ich działalności. W lipcu 1946 r. kpt. Zdzisław Broński „Uskok”, przebywający wówczas na obszarze będącym matecznikiem oddziału Zapory, zanotował w swoim pamiętniku:

Ludność tamtych okolic (Chodel, Opole Lubelskie, Kraśnik, Bychawa) ogólnie była wrogo nastawiona do komunistów i bardzo sprzyjała partyzantom. Były i wioski podczerwieniałe, jak Chmiel, Moniaki, Wilkołaz itp., ale znając teren, można sobie było pozwalać na ruchy z taborami w biały dzień.

Równolegle do wzrostu rozpoznawalności oddziału w terenie nastąpił znaczny przyrost jego liczebności. W szeregi partyzantki „Zapory” wstępowali głównie tropieni przez komunistów żołnierze antyniemieckiej konspiracji niepodległościowej, przede wszystkim akowcy, ale także członkowie Narodowych Sił Zbrojnych (znaczna część 3 kompanii por. Bolesława Świątka „Jerzego”, w tym jej dowódca, składała się z byłych żołnierzy NSZ). Dołączali również ci, którzy nie chcieli służyć w wojsku komunistycznym i ścigać po lasach walczących o wolność partyzantów. Często byli to zresztą żołnierze AK, wcześniej siłą wcieleni do LWP. W lutym 1945 r. grupę (10 osób) takich uciekinierów z wojska ludowego przyprowadził do oddziału Michał Szeremiecki „Miś”, żołnierz 27 Wołyńskiej DP AK (+ 6 I 1947 r.). W połowie maja 1945 r., po powrocie oddziału na Lubelszczyznę  z wyprawy za San, szeregi partyzantów „Zapory” powiększyły się o ok. 50 osobową grupę dezerterów ze szkoły oficerskiej LWP, dowodzoną przez por. Romana Sochala „Juranda”.

Pierwszoplanowa rola „Zapory” w czynnym oporze antykomunistycznym na ziemi lubelskiej została potwierdzona rozkazami Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj z 1 VI 1945 r., na mocy których uzyskał on awans do stopnia majora i nominację na dowódcę oddziałów partyzanckich w Inspektoracie Lublin DSZ (został ponadto odznaczony Krzyżem Walecznych; rozkazem DSZ na Kraj z 1VI 1945 r. awansowano i odznaczono również wielu podkomendnych „Zapory”). W następstwie decyzji DSZ, dowództwu „Zapory” został podporządkowany liczący ok. 40 partyzantów oddział por./kpt. Stanisława Łukasika „Rysia” (+ 7 III 1949 r.). W czerwcu 1945 r. siły oddziału, a właściwie już zgrupowania oddziałów pod dowództwem „Zapory” wynosiły ok. 220 żołnierzy. Poza wspomnianym oddziałem „Rysia”, który operował samodzielnie, pozostając pod ogólną komendą „Zapory”, bezpośrednio podlegały mjr. Dekutowskiemu trzy kompanie: 1 kompania pod dowództwem por. Stefana Szarskiego „Jagody”, 2 kompania pod dowództwem por. „Juranda” i 3 kompania dowodzona przez por. Bolesława Świątka „Jerzego” (od połowy czerwca 1945 r. 3 kompanią dowodził kpt. Aleksander Głowacki „Wisła”, który dołączył do oddziału podczas akcji na posterunek MO w Kazimierzu nad Wisłą).

W BOJACH Z SOWIETAMI. CZERWIEC 1945 R.

W pierwszej połowie czerwca 1945 r. partyzanci „Zapory” operowali na terenie powiatu Biłgoraj, z tym, że w początku czerwca jeden z pododdziałów 1 kompanii, w sile ok. 25 partyzantów, wysłany został na północ, w okolice Lublina. W drodze na wyznaczony teren, 8 VI 1945 r., oddział ten rozbroił posterunek MO w Wysokiem, czym ściągnął na siebie kilkakrotnie silniejszą obławę NKWD. Rankiem 9 VI 1945 r. pod wsią Polanówka, kilka kilometrów na południe od Lublina (gmina Strzyżewice), w nierównej walce z Sowietami zginęło pięciu „Zaporowców”.

Żołnierze
ze zgrupowania mjr „Zapory”. Od lewej stoją: NN, Stanisław Łukasik
„Ryś”, Aleksander Sochalski „Duch”, Hieronim Dekutowski „Zapora”,
Zbigniew Sochacki „Zbyszek”, Jerzy Korcz „Bohun”.

W połowie czerwca 1945 r. partyzanci „Zapory” z plutonu „Jura” z 1 kompanii „Jagody” wkroczyli do Janowa Lubelskiego, gdzie zarekwirowali żołnierzom sowieckim cztery samochody ciężarowe, które posłużyły żołnierzom 1 i 2 kompanii do powrotu na teren powiatu opolskiego; 3 kompania pod dowództwem „Wisły” miała dalej operować na terenach powiatu janowskiego i biłgorajskiego. Następnie główne siły oddziału, poruszające się samochodami zdobytymi w Janowie Lubelskim, rozbiły posterunek MO w Józefowie nad Wisłą. W kilka godzin później partyzanci zostali pod Kluczkowicami, na południe od Opola Lubelskiego, zaatakowani przez grupę żołnierzy Armii Czerwonej. Wywiązała się zaciekła walka (w końcowej fazie starcia doszło do walki wręcz), w wyniku której zginęło co najmniej siedmiu Sowietów. Rannych zostało dwóch partyzantów. Walka pod Kluczkowicami uruchomiła przeciwko oddziałowi silną obławę NKWD-UB, która rankiem następnego dnia dopadła „Zaporowców” kwaterujących w Ratoszynie, w pobliżu Chodla. Partyzanci zdołali przedrzeć się przez pierścień obławy, tracąc jednak dwóch zabitych.

Uryną na pamięć… zdań kilka o oddziałach mjr. „Zapory” – część 2/2>
Strona główna>