O prawdzie… refleksja na temat tekstu Adama Michnika o Żołnierzach Wyklętych – część 2/2

O DWÓCH WIZJACH POLSKI, WOJNIE DOMOWEJ I POTOPIE SZWEDZKIM

Towarzysze doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że ich tyrania jest w Polsce możliwa tylko dzięki sile Armii Czerwonej. To ona i tylko ona była nośnikiem i gwarantem dla rządów partii komunistycznej na ziemiach polskich. To za jej przyczyną zapanował w naszym kraju, i trwał z górą czterdzieści lat, system będący materializacją ideologii, która zanegowała cały pozytywny dorobek cywilizacji zachodniej wyrosłej na fundamencie chrześcijaństwa.
Adam Michnik widzi to jednak nieco inaczej. W najważniejszym dla mnie fragmencie swego tekstu napisał na temat tamtej walki w sposób następujący:

"Dla jednych była to obrona Polski przed sowiecką opresją; dla drugich – obrona reform przed reakcyjnymi obrońcami „okopów Świętej Trójcy”."

Przyznaję, że trudno mi było czytać ów fragment tekstu Michnika ze spokojem. Ale potem pomyślałem, że trzeba przyjąć, że przytoczone powyżej zdanie jego autorstwa jest prawdziwe. Daję wiarę, bo na szczęście nie mam takiej wiedzy, a jest prawdopodobne, że  Michnik  odwołuje się do swych wspomnień z okresu dorastania, że były w Polsce domy, w których krwawe żniwo potężnej machiny terroru komunistycznego tak właśnie postrzegano – jako obronę reform wprowadzanych przez partię komunistyczną (pamiętajmy, bo wypada, że komuniści w obronie swych reform pozbawili życia kilkadziesiąt tysięcy ludzi zaangażowanych w walkę o niepodległość Polski i prawo człowieka do wolnego życia na ziemi, a ponad dwieście tysięcy naszych rodaków zapędzili do więzień).

Rok 1989. Adam Michnik w towarzystwie "obrońców reform" gen. Czesława Kiszczaka i gen. Wojciecha Jaruzelskiego.

Tyle że nie warto chyba aż tak nikczemnych osądów rzeczywistości przywoływać na potrzeby stworzenia wrażenia, że oto po 1944 roku starły się ze sobą dwie równoprawne, choć radykalnie odmienne wizje Polski. A wywołanie takiego właśnie wrażenia u czytelników wydaje się być jednym z  głównych celów tekstu Michnika.

Żołnierze
patrolu NZW plut. Eugeniusza Lipińskiego "Mrówki", polegli w walce z KBW i UB. Leżą od lewej: Stanisław Radomski "Kula", Stanisław Garliński
"Cichy", Eugeniusz Lipiński "Mrówka", Alfred Gadomski "Kajdan" i
Eugeniusz Kuligowski "Ryś".


Pośmiertne
zdjęcie partyzantów z oddziału Mieczysława Dziemieszkiewicza "Roja"
(patrol "Tygrysa"), poległych 25 II 1950 r. w walce z UB i KBW; od lewej: Ildefons
Żbikowski "Tygrys", Józef Niski "Brzoza", Henryk Niedziałkowski
"Huragan" i Władysław Bukowski "Zapora".



Zdjęcia wykonane przez UB 6 października 1951 r. na  dziedzińcu PUBP we
Włodawie. Leżą zabici podczas obławy UB-KBW: Kazimierz Torbicz "Kazik" (z lewej) i ppor. Edward
Taraszkiewicz "Żelazny"
(z prawej). W środku siedzi Stanisław Marciniak
"Niewinny", skazany przez komunistów na karę śmierci, zamordowany wraz z Józefem
Domańskim "Łukaszem" 12 stycznia 1953 r. w więzieniu na Zamku w
Lublinie.


Grupa por. Wacława Grabowskiego "Puszczyka" – ostatni oddział niepodległościowego podziemia zlikwidowany przez "obrońców reform" na Mazowszu Północnym 5 lipca 1953 r. Na zdjęciu wykonanym przez funkcjonariuszy UB leżą od lewej: Henryk Barwiński "August", Kazimierz Żmijewski "Jan", Lucjan Krępski "Jastrząb", Feliks Gutowski "Gutek", Piotr Suwiński "Stanisław", por. Wacław Grabowski "Puszczyk", Antoni Tomczak "Malutki".

Ekshumacja szczątków "reakcyjnych obrońców »okopów Świętej Trójcy«” zamordowanych przez "obrońców reform", prowadzona od lipca 2012 roku na kwaterze „Ł” Cmentarza Wojskowego na warszawskich Powązkach.






Temu też celowi, jak sądzę, służy dokonane przez Michnika zestawienie dwóch cytatów. Pierwszym z nich jest fragment jakiegoś paszkwilu z prasy komunistycznej. Jednego  z setek  tysięcy, jakie przyniosły wówczas ze sobą łamy oficjalnych gazet. To komunistyczny standard z tamtego okresu: mordują i grabią Polaków, idą ręka w ręką z banderowcami a nawet z hitlerowcami z Wehrwolfu itd. Ten fragment artykułu z jakiejś gadzinówki komunistycznej z drugiej połowy lat czterdziestych ubiegłego stulecia Michnik zestawia z fragmentami ulotki z marca 1946 roku autorstwa dowódcy 5 Brygady Wileńskiej AK mjra Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki", adresowanej do rodaków, w tym żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego, w której znalazły się znane słowa: „nie jesteśmy żadną bandą, jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich.” Na marginesie wspomnę, że Michnik, z właściwą dla osoby niezbyt dobrze znającej temat słabą precyzją, błędnie kwalifikuje przywoływany przez siebie fragment ulotki „Łupaszki” jako artykuł z prasy podziemnej. Nie to jest jednak istotne, ważne jest, że zestawienie wspomnianych tekstów – propagandowego artykułu z gadzinówki komunistycznej i odezwy dowódcy 5 Brygady Wileńskiej AK – służy Michnikowi do takiej oto konkluzji:

"Taki był wtedy język wojny polsko – polskiej, która odczłowiecza  i dehumanizuje."

Swą myśl o wojnie domowej, o wojnie polsko – polskiej, Michnik wzmacnia cytatem z eseju Pawła Jasienicy „Rozważania o wojnie domowej”. Tyle że esej ten jest poświęcony powstaniu w Wandei, gdzie rzeczywiście miała miejsce wojna domowa.

A jak teza o wojnie domowej w Polsce po 1944 r. ma się do faktów? Dokładnie tak, jak ostatnia kategoria prawdy, z upowszechnionej przez ks. Tischnera starej góralskiej teorii poznania, ma się do świętej prawdy. Nie ma wątpliwości, że rządy komunistyczne w Polsce były możliwe wyłącznie dzięki potędze Armii Czerwonej, a zatem czynnikowi zewnętrznemu. Gdyby nie Armia Czerwona, podziemie niepodległościowe obroniłoby Polskę przed komunistami bardzo szybko i skutecznie. Tę zależność – pomiędzy zdobyciem i utrzymaniem się przy władzy (a zapewne także przy życiu), a obecnością Armii Czerwonej na ziemiach polskich – komuniści rozpoznawali bardzo dobrze. Bolesław Bierut, występując 9 października 1944 r. na posiedzeniu KC PPR, powiedział:

„Tow. Stalin ostrzegał nas, że w tej chwili mamy bardzo dogodną sytuację w związku z obecnością Armii Czerwonej na naszych ziemiach. „Wy macie teraz taką siłę, że jeśli powiecie 2 razy 2 jest 16, to wasi przeciwnicy potwierdzą to” – powiedział tow. Stalin. Ale nie zawsze tak będzie. Wtedy was odsuną, wystrzelają jak kuropatwy (…).”

Kłopotów z rozpoznaniem rzeczywistości nie miał również Władysław Gomułka, sekretarz KC PPR, kiedy podczas posiedzenia kierownictwa partii, mającego miejsce w dniach 20-21 maja 1945r., stwierdził:

„Nie jesteśmy w stanie walki z reakcją (czyli z  polskim podziemiem niepodległościowym i popierającym je w znakomitej większości społeczeństwem polskim – przyp. G.W.) przeprowadzać bez Armii Czerwonej (…) Niesłusznym byłoby żądanie wycofania wojsk. Nie mielibyśmy swoich sił, aby postawić na ich miejscu.”

Oddajmy głos historykowi Andrzejowi Chmielarzowi:

"Likwidację podziemia niepodległościowego w latach 1944 – 1947 próbuje się nazywać ostatnio wojną domową, zapominając, że nie można mówić o wojnie domowej, gdy wyzwolenie jest faktyczną nową okupacją. Nie można tym terminem określić braku zgody na wprowadzone przemocą rządy komunistów w państwie, które nie posiadało żadnej suwerenności. Państwie, którego charakter nie tak znowu bardzo różnił się od dominium. Jego granic strzegły wojska pograniczne NKWD, władze – tj. PKWN, a następnie Rząd Tymczasowy – ochraniał batalion NKWD, a osobistą ochronę Bieruta również stanowili funkcjonariusze NKWD. (…) Wojny domowej w Polsce nie było. Mieliśmy natomiast brutalną pacyfikację społeczeństwa polskiego, połączoną z krwawą rozprawą z podziemiem niepodległościowym, którą w latach 1944-1945 dokonano głównie siłami obcych wojsk".

I jeszcze jedna uwaga na temat wojny domowej. Otóż w początkowym okresie „potopu szwedzkiego” po stronie najeźdźców walczyło więcej Polaków niż liczyło wojsko wierne polskiemu królowi. W najbardziej znanym i symbolicznym epizodzie tej wojny, jakim była obrona Jasnej Góry, ta dysproporcja była szczególnie niekorzystna – oczywiście dla broniących tego świętego dla naszej tożsamości wspólnotowej miejsca. Ale czy w związku z tym przychodzi komuś do głowy, aby tamte zmagania uznawać za wojnę domową, za wojnę polsko–polską? Może warto przywoływać to sięgające do XVII wieku porównanie, ilekroć zetkniecie się, Szanowni Czytelnicy, z tezą, że powstanie antykomunistyczne po 1944 roku to odsłona wojny polsko-polskiej.

ANTYSEMITYZM?

Jednym z wyróżników podziemia antykomunistycznego jest dla Michnika antysemityzm. Podaje on na to dwa przykłady. Pierwszym są notatki z dziennika Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” dotyczące akcji na miejscowość Parczew (powiat włodawski), jaką oddział dowodzony przez jego brata, Leona Taraszkiewicza” Jastrzębia”, wykonał w lutym 19
46 r.
Ponieważ owe notatki partyzanta jak i samo uderzenie oddziału „Jastrzębia” na Parczew często służą jako koronny dowód na antysemityzm podziemia antykomunistycznego, należy poświęcić temu zdarzeniu kilka zdań.

Warto w tym miejscu przywołać fragment treści dokumentu z 10 września 1945 r. zatytułowanego Stanowisko Starostwa (Powiatowego – przyp. GW) we Włodawie na rozporządzenie wojewody lubelskiego w kwestii powojennego antagonizmu polsko – żydowskiego, w którym Starosta Powiatowy, pisząc do Wydziału Społeczno – Politycznego Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie, informował:

"W związku z powołanym wyżej zarządzeniem, które w odpisie otrzymałem przy piśmie z dnia 4 bm. SP.II/1266/45, donoszę, że aktów zorganizowanej akcji antysemickiej nie było dotąd na terenie powiatu (włodawskiego – przyp. G.W.). Spostrzega się jednak w społeczeństwie szeroką niechęć do żydów, a źródło takiego nastawienia wypływa stąd, że żydzi w pierwszych miesiącach niepodległości byli zbyt agresywni do pozostałej ludności, nie potrafią z nią współżyć, a już jeżeli chodzi o pozostających na stanowisku w Milicji, czy w Urzędzie Bezpieczeństwa, to stosunek ich do innej nacji był wręcz wrogi. Na terenie miasta (Włodawa – przyp. G.W.) przed kilku miesiącami zginęło 2-ch aryjczyków z rąk milicjanta żyda, a fakty takie nie wytwarzają harmonijnego współżycia w duchu demokratycznym (…)."

W ocenie Grzegorza Makusa, najlepszego w Polsce znawcy historii oddziału „Jastrzębia” – „Żelaznego”, dokumenty i relacje dotyczące przebiegu akcji na Parczew, w tym wytworzone przez agendy władzy komunistycznej, nie pozostawiają wątpliwości, że celem ataku partyzantów były struktury komunistycznego aparatu represji. Potwierdza to również odebrana przez tego historyka latem 2008 roku relacja żołnierza oddziału „Jastrzębia”, biorącego udział w tej akcji, Ryszarda Jakubowskiego „Kruka”, który tak opisał zasadnicze motywy podjęcia decyzji o uderzeniu na Parczew:

"Parczew był obsadzony przez milicję żydowską. Jarmarki odbywały się w każdy wtorek w Parczewie i kto chciał sobie coś kupić, jakieś produkty rolnicze, czy świnię, to do Parczewa jechał, bo nie było żadnego zaopatrzenia i chaos cały czas wszędzie panował. Ludzie zaczęli przychodzić i  mówić, że AK-owców lub sympatyków AK-owców łapią tam Żydzi, biorą na przesłuchania i leją. Żydzi ci wywodzili się z tego terenu, więc znali poszczególnych gospodarzy. „Jastrząb” zatrzymał któregoś z PPR-owców z Pieszowoli i przez niego przekazał do resortu parczewskiego list: „nie czepiajcie się ludzi, nie maltretujcie gospodarzy, którzy przyjeżdżają zaopatrzyć się w Parczewie, bo jeżeli będziecie przetrzymywali, śledztwa prowadzili, bili, to rozliczymy się inaczej”. Oni na odwrocie tego listu odpisali „Jastrzębiowi”, że będą nadal aresztować ludzi, nawet teraz kilku mają, i jak jest taki mocny, to niech przyjdzie i sam sobie ich weźmie. W końcu doszło do tego, że parczewscy milicjanci i ubecy zamordowali jednego z członków placówki WiN  z Wołoskowoli, i to spowodowało, że „Jastrząb” ruszył na Parczew.”

Ruszył skutecznie. Miasteczko zostało opanowane przez partyzantów. Wykonano wówczas wyroki na trzech funkcjonariuszach komunistycznego aparatu represji. To że byli oni Żydami nie miało żadnego znaczenia. Poza nimi nikomu z żydowskich mieszkańców Parczewa, a było ich wtedy kilkuset, włos z głowy nie spadł. Ponadto partyzanci dokonali rekwizycji w miejscowej spółdzielni i kilku sklepach, których właściciele, według wskazań miejscowych Polaków, sprzyjali władzy komunistycznej.

Styczeń 1946 r. Część oddziału por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia". Dowódca siedzi przy RKM-ie; czwarty od lewej: Ryszard Jakubowski ps. "Kruk".

Ale o tych „niuansach” wydarzeń w Parczewie czytelnik z tekstu Michnika się nie dowie. Przeczyta jedynie niepełny fragment zapisków „Żelaznego” dotyczący akcji na Parczew (istotne elementy, które nie znalazły się w tekście Michnika zostały poniżej wytłuszczone):

"Proponowaliśmy „Orlisowi” uderzenie na miasto Parczew i rozgromienie zamieszkałych tam Żydów w ilości około 500 osób, którzy złapali w swoje ręce całkowity handel nie dając życia innym drobnym kupcom i handlarzom polskim. Milicja i UB składało się tam z około 25 ludzi, których w nocy można było łatwo zaszachować przy pomocy 2-3 erkaemów. Przy okazji tej można się było dobrze podreperować na żydowskich sklepach, a przeważnie na obuwiu, które nam było bardzo potrzebne, gdyż staliśmy pod tym względem źle. (…) Parczew był miastem dość dużym, a Żydkowie też posiadali broń, i to prawie że każdy."

Jako inny przykład antysemickiego oblicza Żołnierzy Wyklętych Michnik przywołuje postać Józefa Kurasia „Ognia”. Cytuje fragmenty ulotki „Ogniowców” z 1946 r., której autor (być może sam „Ogień” – przyp. G.W.) pisze źle o Żydach „sprowadzanych ze wschodu” (przy czym Michnik pomija zdanie ostatnie tekstu ulotki: „Niech nam zwrócą tych Polaków, których wywieźli w latach 1939-1941”). Dalej Michnik twierdzi, że „„Ogień”, prowadząc negocjacje z lokalnym Urzędem Bezpieczeństwa, domagał się „usunięcia Żydów z Nowego Targu w jak najkrótszym czasie, w przeciwnym razie będzie ich tępił bezlitośnie.” Otóż, jedynym źródłem informującym o rzekomym takim stanowisku „Ognia” jest oficer UB, z którym „Ogień” rozmawiał raz jeden na temat warunków ewentualnego złożenia broni. Źródło to, mówiąc delikatnie, ma dla mnie bardzo niską wiarygodność.

Zaś fakty są takie, że na terenie objętym działalnością oddziałów „Ognia” przebywały wówczas setki Żydów. Mieszkali oni również w Nowym Targu, miasteczku leżącym u podnóża masywu Turbacza, czyli matecznika „Ognia”. Nowy Targ oraz inne okoliczne miejscowości, w których przebywali Żydzi, nie jeden raz były miejscem zbrojnych wystąpień partyzantów „Ognia”. Nigdy jednak nie doszło tam z polecenia „Ognia” do akcji, której celem, z powodu pochodzenia, byłby Żyd. Natomiast bez względu na pochodzenie ginęli z rozkazu „Ognia” funkcjonariusze UB, konfidenci, szczególnie szkodliwi lokalni aktywiści komunistyczni i złodzieje.

Major Józef Kuraś "Ogień"

Co więcej, znana jest sprawa lokalnego dowódcy oddziału podziemia, który już po zakończeniu działalności partyzanckiej (ujawnił się w 1945 r. – przyp. GW) dopuścił się zabójstwa dwóch żydowskich kupców. Za ten czyn, popełniony na tle rabunkowym, otrzymał on od „Ognia” wyrok śmierci, i wyrok ten został przez  podkomendnych „Ognia” wykonany. Jego wspólnicy w tej zbrodni, w obawie przed partyzantami „Ognia”, uciekli z terenu Podh
ala. Nawet po śmierci „Ognia” bali się tam wrócić. Ich lęk był uzasadniony – oni również zostali przez „Ognia” skazani na karę śmierci, a następca „Ognia”, „Mściciel”, uznawał te wyroki za obowiązujące. To raczej nietypowe zachowanie – mam na myśli działania podjęte przez „Ognia” dla ukarania zabójców dwóch  kupców żydowskich – jak na człowieka chcącego bezlitośnie tępić okolicznych Żydów. „Nie było wypadku, żeby Żyd za samo pochodzenie został zlikwidowany” – powiedział wiele lat po wojnie Bogusław Szokalski „Herkules”, adiutant „Ognia”. Według mnie mówił świętą prawdę.
 

SPYTAJ SWEGO BRATA, ON CI PRAWDĘ POWIE

Wątek antysemityzmu podziemia antykomunistycznego jest w tekście Michnika kluczem  do bram poezji. Wybór wierszy w tekście Michnika otwierają owoce pracy twórczej Mieczysława Jastruna, w ocenie Michnika „polskiego inteligenta orientacji liberalno-lewicowej, dla którego język antysemityzmu musiał wzbudzać pogardę i lęk”.  A ponieważ, jak twierdzi Michnik, „żołnierz wyklęty” przemawiał językiem hitlerowskiej propagandy”, to Jastrun pisał wtedy, tak jak pisał. Na przykład:

"Skrytobójcy, gachy, szabrownicy,
pośród czołgów wyrośli i armat,
tuczą ich dolary zza granicy!
Dzisiaj życia, jutro śmierci kamrat:
Twarz bez rysów, czoło bez nazwiska,
spójrz mu w oczy i przeraź się z bliska."

Po przypomnieniu powyższego fragmentu z urobku twórczego Jastruna Mieczysława, Michnik stawia pytanie:

"Czy tacy właśnie byli „żołnierze wyklęci”?"

Cóż, proces poznawczy wymaga stawiania pytań i prób sformułowania na nie odpowiedzi. To prawidło dotyczy również historii Żołnierzy Wyklętych. Treść pytań, także retorycznych, bywa różna, w zależności od wiedzy czy poziomu wrażliwości pytającego. Bardzo często pytania dużo mówią o samym pytającym. Moim zdaniem, tak właśnie jest z pytaniem postawionym przez Michnika. Nie wiem czy godzi się pozostawić go z taką rozterką. Może, parafrazując tekst zespołu Dezerter: „spytaj milicjanta, on ci prawdę powie”, należy posunąć Michnikowi następujące rozwiązanie: spytaj swego brata, on ci prawdę powie (przepraszam za formę per „ty”).

Brat Adama Michnika – Stefan Michnik, jeden z najbardziej znanych żyjących zbrodniarzy komunistycznych. W latach 1951-1953 był sędzią Wojskowego Sądu Rejonowego. Wydawał wyroki w fingowanych procesach oficerów Wojska Polskiego i wysyłał na śmierć żołnierzy polskiego podziemia. W tym samym czasie, pod pseudonimem "Kazimierczak", był również agentem Informacji Wojskowej.

Tak czy inaczej, jedną z odpowiedzi na pytanie sformułowane przez Michnika może być fragment listu Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” z 1951 roku do siostry. Tego samego „Żelaznego”, którego fragmenty zapisków na temat akcji na Parczew, wzmocnione wątkiem dotyczącym „Ognia”, posłużyły Michnikowi do sformułowania tezy, że "„żołnierz wyklęty” przemawiał językiem hitlerowskiej propagandy", a także do usprawiedliwiania niegodziwych słów kilku wierszy Jastruna. Wzmiankowany fragment listu zawiera niejako posumowanie sześcioletniego prawie okresu walki „Żelaznego” z reżimem komunistycznym. Gdy jego autor kreślił te słowa, zostało mu jeszcze tylko kilka miesięcy życia. Zginął w walce z komunistyczną obławą 6 października 1951 r. (czytaj: Ostatnia walka ppor. "Żelaznego"):

„Gdy przypomnę sobie tylu kolegów i naszych najlepszych ludzi, którzy nam pomagali i których kości popróchniały, mimowolnie mnie dławi, a dla przykładu przytoczę niektóre fakty i szczegóły. W roku 1946 grupa nasza liczyła 48 ludzi, dziś  z nich zostałem tylko sam jeden, wszyscy niemal złożyli swe młode życie na szali Ojczyzny. Wszystkie grupy, które operowały w tym czasie na terenie Lubelszczyzny spotkał taki sam los i koniec. Ci, co zostali, to tylko jednostki, które tylko cudem Bożym żyją i dalej niosą sztandary swoich rozbitych oddziałów. (…). Jakiego trzeba hartu ducha i sił, aby ludzie tacy jak my mogli w tak okropnych warunkach pracować, a praca, którą wykonaliśmy to praca bezcenna, która obecnie nie ma znaczenia, lecz z chwilą wybuchu będzie na pewno miała znaczenie bardzo duże. Czy to jest praca dla swoich własnych korzyści? Na pewno nie! (…). O ile żyję do tej pory, przypisuję to łasce najwyższego Boga (…) zawsze gorąco Boga proszę w codziennym różańcu, by mi dał siłę wytrwać w tej ciężkiej pracy i trudach, który dźwigam na swych barkach. Widocznie Bóg dobry iskierkę łaski ma dla mnie, bo naprawdę przez tyle lat walki ręce moje nie splamiły się niczym brudnym czy czyjąś krzywdą.”


Czerwiec
1947. Od lewej: Henryk Wybranowski "Tarzan" († 6 XI 1948), Edward
Taraszkiewicz "Żelazny" († 6 X 1951), Mieczysław Małecki "Sokół" († 11
XI 1947), Stanisław Pakuła "Krzewina" (skazany na wieloletnie
więzienie).


"
ANI NAM WITAĆ SIĘ ANI ŻEGNAĆ"

Jak już wspomniałem, w tekście Michnika aż gęsto od poezji. Z niegodziwymi słowami  kilku wierszy Jastruna Mieczysława sąsiadują piękne frazy wiersza Zbigniewa Herberta „Wilki”. Przywołując postać Herberta, Michnik stawia tezę, że poeta ten w sprawie Żołnierzy Wyklętych spierał się z samym sobą, był targany wewnętrznymi sprzecznościami. Otóż, nie był. Dla Zbigniew Herberta opór stawiany przez Żołnierzy Wyklętych zasługiwał na najwyższy szacunek, jako esencjalny wręcz przykład heroicznego wyboru w obronie wartości. Wiem, że tak było, bo miałem zaszczyt z Nim o tym długo rozmawiać. Zresztą Zbigniew Herbert swoje jednoznaczne zdanie w tej sprawie wyraził publicznie. W jednym z wywiadów, zatytułowanym „Pojedynki Pana Cogito”, udzielonym w październiku 1994 r.  „Tygodnikowi Solidarność”,  powiedział:

„Jeśli ktoś rzeczywiście walczył o tę niepodległość – to była Armia Krajowa (…). A także polskie oddziały walczące w lasach już po „wyzwoleniu”.
A jeszcze ci, co ginęli w lochach i kazamatach bezpieki.”

Dlaczego zatem Michnik usiłuje przekonać swych czytelników, że Herbert w tej sprawie miotał się w sprzeczności? Jak się zdaje, Michnik, ilekroć pisze na temat Herberta, powinien być wyjątkowo precyzyjny, choćby z powodu kilku bardzo krytycznych wypowiedzi Poety na temat uczciwości intelektualnej Michnika. Co ciekawe, w wywiadzie, którego fragment przywołałem, Herbert odniósł się także do osoby Michnika. Poeta mówił wtedy następująco:

„Z Michnikiem bardzo się przyjaźniłem. Teraz jest to dla mnie zamknięta historia. Dlaczego nasza przyjaźń się skończyła? Otóż, przestałem rozumieć meandry jego myślenia, wierzyłem w jego intelekt, a także w zwykłą uczciwość – zawiodłem się. (…) Smutna historia wyjątkowo uzdolnionego, pełnego talentu chłopca, który doszedł do lat, kiedy to ludzie natarczywie pytają: „Co on właściwie zrobił z całą swoją heroiczną młodością?”. A on stacza się po równi pochyłej, w gorączkowy aktywizm. Cynizm godny admiratora Księcia i najpospolitszy nihilizm.”


Wypowiedź Zbigniewa Herberta o Adamie Michniku [kliknij w zdjęcie, by posłuchać]

Nie wiem czy taka ocena jest sprawiedliwa. Natomiast wiem, że gdy czytałem tekst Michnika o Żołnierzach Wyklętych, kilkakrotnie przyszła mi na myśl wypowiedź poetycka Herberta, będąca przedostatnią frazą znakomitego wiersza „Tren Fortynbrasa”:

"ani nam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagach"

Tak chyba właśnie jest. I to nie tylko z tego powodu, że Adam Michnik i  ludzie myślący jak on piszą: "żołnierze wyklęci", zaś osoby myślący podobnie jak autor niniejszego szkicu używają w tym wyrażeniu wielkich liter.

Grzegorz Wąsowski
adwokat, współkieruje pracami Fundacji "Pamiętamy", zajmującej się przywracaniem pamięci o żołnierzach polskiego podziemia niepodległościowego
z lat 1944-1954

PS. (1) „giną ci którzy kochają bardziej piękne słowa niż tłuste zapachy” – fraza wiersza Zbigniewa Herberta „Substancja”, (2)  „zmarszczka stylu” – zapożyczenie z wiersza Zbigniewa Herberta „Przemiany Liwiusza”, (3) „Nie mówcie, demaskatorzy, że bronicie prawdy (…)” – fragment tekstu Adama Michnika, „Zła przeszłość i psy gończe, czyli odpieprzcie się od Wałęsy”, Gazeta Wyborcza, 5-6.07.2008 r., (4) wypowiedź Andrzeja Chmielarza na temat wojny domowej w Polsce po 1944 r. pochodzi z tekstu Działania 64 dywizji Wojsk Wewnętrznych NKWD przeciwko polskiemu podziemiu, [w:] Wojna domowa czy nowa okupacja? Polska po roku 1944, Wrocław 1998, s. 73., (5) myśl na temat „potopu szwedzkiego” zapożyczyłem od Kazimierza Krajewskiego, (6) przywołane w tekście wypowiedzi Zbigniewa Herberta pochodzą z wywiadu jakiego Poeta udzielił Annie Poppek i Andrzejowi Gelbergowi, [w:] Herbert nieznany. Rozmowy, Warszawa 2008, (7) wiersz Zbigniewa Herberta „Tren Fortynbrasa” pochodzi z tomu „Studium przedmiotu”, opublikowanego po raz pierwszy w 1961 r.

O prawdzie… refleksja na temat tekstu Adama Michnika o Żołnierzach Wyklętych – część 1/2>
Strona główna>