Wywiad z autorem książki "Król Podbeskidzia" – część 1

Wywiad z Tomaszem Greniuchem, autorem książki „Król Podbeskidzia”. Biografia kpt. Henryka Flame "Bartka", dla pisma internetowego Młodzież Imperium.

M.I. – Dlaczego spośród tak wielu partyzantów polskiego podziemia, związanego z Armią Krajową czy Narodowymi Siłami Zbrojnymi, wybrałeś właśnie kpt. Henryka Flame – „Bartka” – jako centralną postać swojej książki?

T.G. – W maju 2004 roku, jako młodziutki student historii, uczestniczyłem w otwarciu wystawy Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemnie zbrojne po roku 1944 na ziemiach polskich. Przeglądając z zainteresowaniem wystawę, mój wzrok przykuła zwłaszcza postać, młodego przystojnego mężczyzny. Wówczas nie miałem pojęcia kim jest patrząca na mnie ze zdjęcia osoba ale na tyle mnie zaintrygowała i zaciekawiła, że postanowiłem sobie w duchu bliższe zapoznanie się z jej historią.  Naiwna ambicja zaprowadziła mnie do uniwersyteckiej czytelni w nadziei, że tam dowiem się kim jest enigmatyczny dla mnie partyzant Henryk Flame. Po wyjściu z czytelni czułem wielkie rozczarowanie i rozgoryczenie. Poza podstawowymi, wręcz encyklopedycznymi informacjami nic nie było wiadomo na temat dowódcy największego partyzanckiego zgrupowania na Śląsku. Wiedziałem o „Bartku” tyle co inni amatorzy słomianego zapału tym czasem chciałem wiedzieć o nim najwięcej, chciałem o nim wiedzieć wszystko. Moje pragnienie wiedzy i absolutną ciekawość spotęgowało jeszcze na domiar zdjęcie przedstawiające śmierć Flamego. Przerażająca sceneria martwego człowieka w kałuży krwi. Już nie tylko chciałem, ale pragnąłem dotrzeć do mrocznej i strasznej tajemnicy którą skrywało zdjęcie zabójstwa „Bartka”. W końcu biografię Henryka Flame „Bartka” wybrałem na temat pracy magisterskiej i dopiero kolejny promotor zaakceptował ten wybór, skazując mnie już na starcie niemal na porażkę. Tak to się zaczęło.

M.I. – Jak przebiegało zbieranie materiałów do książki? Czy na Podbeskidziu wciąż żywa jest pamięć o „Bartku”?

T.G. – Wszystkie materiały dotyczące Henryka Flame znajdują się na Górnym Śląsku a zwłaszcza w jego górskiej, północnej części, usytuowanej na Śląsku Cieszyńskim. Tam gdzie operowało zgrupowanie „Bartka”, skąd wywodził się on sam i jego żołnierze. Jest to kraina mrocznych, zalesionych gór i równie mrocznych miast i miasteczek rodem z filmów o Frankensteinie zwłaszcza za sprawą swojej secesyjnej, habsburskiej architektury ze strzelistymi wieżyczkami i wciąż posępną pogodą. Jest to wręcz baśniowa kraina, w której głównym bohaterem, niekoronowanym władcą był legendarny „Bartek”, a rycerzami byli leśni żołnierze, podwładni „Króla”. W takiej to scenerii i przeświadczeniu przyszło mi zbierać materiały. Wkroczyłem w złowieszczy świat legend o „Bartku”, w którym białe plamy łączą się z czarnymi historiami, a prawda z komunistyczną propagandą.  Brnąłem w tym świecie do przodu dzięki prawdzie wydobywanej z artykułów, wzmianek w książkach a zwłaszcza dzięki archiwom Instytutu Pamięci Narodowej i rozmowom ze świadkami tamtych tragicznych dni, żołnierzami „Bartka”, jego znajomymi, rówieśnikami, antagonistami i wrogami z UB a także z rodziną. Katowice, Bielsko-Biała, Żywiec, Pszczyna, Cieszyn, Czechowice-Dziedzice, Wisła. Starałem się być wszędzie tam, gdzie „Bartek” zaznaczył swoją obecność. Zacząłem go tropić, podążać śladem „Bartka”, samotnego wilka kąsającego komunistów. Legenda o „Bartku” i jego leśnych żołnierzach jest wciąż żywa i wzbudza skrajne emocje wśród mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, czego świadectwem są liczne spotkania dotyczące „Bartka” i wysoka na nich frekwencja, o burzliwych dyskusjach już nawet nie wspomnę.

M.I. – Czy podczas zbierania informacji o „Bartku”, bądź też po wydaniu książki, spotkałeś się z jakimiś wrogimi reakcjami? Z jednej strony „Bartek” mocno dał się we znaki komunistycznym notablom wczesnej „Polski Ludowej”, z drugiej zaś twoja książka przedstawia nie tylko jego blaski, ale i pewne cienie, nie jest bezrefleksyjną hagiografią. Jak zatem zapatrują się na nią przeciwnicy i miłośnicy „podbeskidzkiego króla”?

T.G. – Henryk Flame należał do tego typu ludzi, którzy swoją postawą, stanowczością a nade wszystko charyzmą potrafili związać ze sobą innych ludzi na życie i śmierć nie znosząc przy tym sprzeciwu. Należał do formatu ludzi o silnym i twardym charakterze a przy tym miał brutalne i szorstkie, prawdziwie męskie obejście z innymi. Był urodzonym liderem.  Takich ludzi na przestrzeni wieków było niewielu, ale wszyscy zaznaczyli wyraźnie swoją obecność na kartach historii, będąc wielkimi zwycięzcami bądź wielkimi przegranymi, innego przeznaczenia niestety nie przewiduje dla nich fortuna. Ludzi takich kocha się albo nienawidzi, obojętny stosunek do nich nie istnieje. I ludzi z takim właśnie stosunkiem do „Bartka” spotkałem kompletując materiały na jego temat.
Zacznę od tych pierwszych.
Najbliższa rodzina, sędziwi podkomendni, a także rodziny partyzantów kochają „Bartka”, jest on dla nich uniwersalnym wzorem wszelkich cnót i za wszelką cenę bronią jego wyidealizowanej legendy, legendy Króla Podbeskidzia. Ludzie Ci, w większości doświadczeni przez terror komuny, sprawiają wrażenie nieufnych, zamkniętych w sobie, tak jakby przysięga na wierność Bogu i NSZ składana przed 50 laty nadal ich obowiązywała i skłaniała do milczenia. Na zachodzące zmiany, otwarcie archiwów, powstanie IPN, na niczym nie skrępowane badania historyków, jednym słowem na rodzącą się wolność patrzą nieufnie i bez przekonania, tworząc jak gdyby zamknięty krąg ludzi dotkniętych represjami komunizmu, do których dopuszczają jedynie ludzi sprawdzonych i godnych zaufania. Po wielu miesiącach starań graniczących z namolnością udało mi się dotrzeć do tych ludzi i w pełni poznać prawdę o Henryku Flame. Dziś Ci, którzy oczekiwali ode mnie napisania hagiografii „Bartka”, czują się zapewne zawiedzeni a wręcz oszukani, że w jakimś stopniu odbrązowiłem pomnik „Bartka”, który wznosi się w ich marzeniach i umysłach. Żałują zapewne decyzji dopuszczenia do swych tajemnic młodego, nieznanego im bliżej historyka. Generalnie jednak w kręgach entuzjastów „Bartka” ja sam jak i moja książka zostaliśmy przyjęci z pełnym entuzjazmem i szczerą radością. W końcu po pół wieku kłamstw i oszczerstw, książka „Król Podbeskidzia” dała tym ludziom pocieszenie i nadzieję, że wartości o które walczyli zwyciężyły w wymiarze duchowym. Spotkanie z drugą stroną barykady było dla mnie o wiele mniej przyjemne.

Byli ubecy tworzą całkowicie hermetyczne środowisko, a w ich imieniu wypowiedzieli się już komunistyczni propagandyści z tytułami naukowymi
pokroju Kantyki, dla których „Bartek” był słusznie zabitym bandytą z nazistowskim rodowodem. Nawet w czasie oficjalnych śledztw prowadzonych przez prokuratorów z IPN a dotyczących ubeckiego terroru zasłaniają się utratą pamięci lub po prostu milczą, mając za nic prawo III RP. Ubecy walczący z „Bartkiem”, aktywnie wprowadzający tzw. „Władzę Ludową”, to zatwardziali, starzy komuniści  jeszcze z czasów specjalnych szkoleń w ZSRR i współpracy z NKWD. To ludzie mający rzeczywiście krew na rękach i dziesiątki istnień na sumieniu. Oni nigdy nie czuli skruchy i pokory w obliczu wydobywanej prawdy. Wręcz przeciwnie. Już na etapie zbierania materiałów o „Bartku” docierały do mnie sygnały żebym zostawił ten temat, żebym nie oczerniał ludzi i nie wyciągał niewygodnej przeszłości. Straszono mnie nawet sądem w przypadku gdy zniesławię pewne osoby, faktycznych inspiratorów zabójstwa Henryka Flame (jeśli ktoś nie wie o kim mowa to zapraszam do lektury książki). Ostatecznie, po ukazaniu się książki ich ujadanie umilkło.

Wywiad z autorem książki "Król Podbeskidzia" – część 2>
Strona główna>