Krąg osób żyjących w czasach „Ognia” i za działalność jaką prowadził po kwietniu 1945 r. odsądzających go od czci i wiary prawie pokrywa się ze zbiorowością przeciwników walki partyzanckiej będącej udziałem „Ognia” w okresie okupacji niemieckiej. Jak jednak powszechnie dziś wiadomo, „prawie” robi dużą różnicę. I rzecz nie w tym, że niemieckich żandarmów stacjonujących w Nowym Targu należy zastąpić funkcjonariuszami UB czy nieumundurowanymi aktywistami partii komunistycznej. Chodzi m.in. o ludzi, niekoniecznie czynnie wspierających reżim komunistyczny, którzy swoją ocenę na temat „Ognia” uformowali pod wpływem treści wygłaszanych podczas masowych uroczystości organizowanych przez władzę ludową pod pomnikiem – ubeliskiem, który straszył na przełęczy Snozka nieopodal trasy Nowy Targ – Nowy Sącz, czyli pod tzw. organami Hasiora (na marginesie warto wspomnieć, że stan tego dzieła był niedawno obiektem słusznej troski "Gazety Wyborczej". W efekcie zostało ono odrestaurowane, już bez elementów ideowych, i można podziwiać jego wymiar artystyczny albo – jak autor tego tekstu – dziwić się poziomem szpetoty tego pomnika i brakiem jakiejkolwiek harmonii z naturalnym otoczeniem – to już wyłącznie kwestia gustu – przyp. GW).
Tzw. Organy Hasiora – szpetny pomnik w hołdzie "poległym w walce o utrwalenie władzy ludowej na Podhalu", na przełęczy Snozka koło Czorsztyna.
Przede wszystkim jednak chodzi o tych, jakże licznych, którzy swą wiedzę na temat „Ognia” zdobyli lub ugruntowali dzięki uważnej lekturze prasy komunistycznej, wielonakładowych i często wznawianych książek pułkownika UB Stanisława Wałacha, dzieła Władysława Machejka „Rano przeszedł huragan” lub książeczki z serii „Tygrysa” – "Po „Ogniu” był „Mściciel”". Gdyby zsumować egzemplarze wszystkich tych książkowych źródeł wiedzy na temat „Ognia”, wyjdzie ponad milion. W końcu lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku publikacje te można było spotkać w wielu domach na Podhalu. Z kolei czytelnicy nieco później urodzeni, i siłą tego faktu podchodzący z lekkim dystansem do książek historycznych wydanych w okresie PRL-u, mogli utwierdzić się w słuszności obrazu „Ognia” nakreślonego w ww. dziełach, czytając pierwsze wydanie bardzo popularnej na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku książki Jacka Kuronia „Wiara i wina”. I oczywiście także słuchając osób starszych, wyedukowanych na dorobku literackim Machejka, Wałacha itd.
Książka "Był w Polsce czas…", w której autor – Stanisław Wałach – szkalował niepodległościowe podziemie, w tym również Józefa Kurasia "Ognia".
Nie dziwmy się zatem, że walka jaką podjął „Ogień” z reżimem komunistycznym jest przedmiotem kontrowersji, których skala zasługuje na miano potężnej. Na to nie ma rady i nie sądzę by się jeszcze kiedyś znalazła. Tak już pozostanie. Kilka razy w swoich tekstach przywoływałem pewien fragment powieści Józefa Mackiewicza „Sprawa pułkownika Miasojedowa”. Uczynię to ponownie, gdyż zawartą w nim myśl uznaję za oddającą istotę zjawiska, którego drobny wycinek uczyniłem przedmiotem niniejszego tekstu:
"Na ziemi pozostaje łgarstwo, fałsz, przeinaczane fakty, tendencyjna kronika wypadków, wrzaskliwe uogólnienia. Na nic to wszystko. Wielkie doświadczenie, dokonane za cenę krwi i rozpaczy, przepada dla potomności. I po wielkim wybuchu, jak popiół z wulkanu opada i ściele się bezwartościowy osad pustych sloganów".
Smutne jak bardzo dobrze cytat ten pasuje do ofiary złożonej przez „Ognia” i jego poległych oraz pomordowanych podkomendnych. A jednocześnie nie powinno to nikogo dziwić. Przecież „ogniowcy” walczyli w szeregach partyzantki, która przegrała, a historię ich walki napisali, w wersji obowiązującej przez blisko pół wieku, zwycięzcy. Ot, rutyna dziejowa. Za ciekawe w tej sprawie można od biedy uznać to, że jeżeli szukać okresu, w którym poziom kontrowersji wokół „Ognia”, w kontekście jego działalności antykomunistycznej, był najmniejszy, to bez wątpienia należy wskazać na czas, w którym „Ogień” jeszcze żył i z komuną dziarsko wojował.
Grupa sztabowa zgrupowania "Ognia" nad Przełączą Borek w Gorcach latem 1946 r. (IPN)
W świadomości przywołanego już w tym tekście, przeciętnego mieszkańca Podhala, który, powtórzmy – na okupację, tym razem komunistyczną, swojego kraju patrzył krzywo i złodziejką się nie parał, ówczesny odbiór działań „Ognia” był z reguły pozytywny. Jest przecież rzeczą oczywistą, że żadna partyzantka nie utrzyma się w terenie bez poparcia ludności zamieszkującej obszar objęty działalnością „leśnych”. A „Ogień”, któremu w szczytowej fazie jego walki z reżimem komunistycznym podlegało ponad pięciuset partyzantów, skupionych w kilkunastu oddziałach, wspieranych przez liczącą nie mniej niż dwa tysiące współpracowników siatkę terenową, utrzymał się „w polu” blisko dwa lata. Dokonał tego w warunkach zmasowanego terroru komunistycznego, gdy za niepoinformowanie sił reżimu o napotkaniu partyzantów groziła kara pięciu lat więzienia, za podzielenie się z „leśnymi” miską strawy czy okazjonalne przyjęcie ich pod dach groziło dziesięć lat więzienia, zaś za stałą współpracę z nimi, polegającą np. na częstym udzielaniu gościny czy informowaniu o ruchach komunistycznych grup operacyjnych, można było otrzymać dożywocie czy nawet karę śmierci. Natomiast za zadenuncjowanie partyzantów czekała nagroda, zwykle pieniężna, od władzy ludowej. Wypada mieć to na uwadze, czytając czy słuchając o kontrowersjach wokół postaci „Ognia”.
Współpracownicy Józefa Kurasia "Ognia" z terenu Ochotnicy. Zdjęcie odnalezione w dokumentach KBW. (IPN)
Warto też w tym kontekście przyjrzeć się niektórym dokumentom dotyczącym „Ognia”, wytworzonym w okresie jego działalności. Szczególnie ciekawe są te z nich, które powstały w kręgu oficjalnych władz, a które nie służyły celom propagandowym. Notabene większość z nich była tajna – nie miały nigdy ujrzeć światła dziennego. Zawierały one informacje i oceny przeznaczone wyłącznie na użytek struktur władzy komunistycznej. Oto kilka przykładów:
Chłopi znów po wsiach pomagają mu [„Ogniowi”] przechowując go i jego ludzi. Są takie wsie, gdzie formalnie żadna władza wcale nie ma dostępu, dlatego organizacja PPR w terenie się wcale nie rozwija a cały Komitet Powiatowy PPR w Nowym Targu pracuje p
od strachem.Przewodniczący wojewódzkiej kontroli komisji partyjnej PPR Bronisław Pawlik – ze sprawozdania za okres od listopada 1945 r. do lutego 1946 r. dotyczącego powiatu Nowy Targ.
To teren najtrudniejszy w województwie. Terror reakcyjnego podziemia jakiego nie było dotychczas (…) wzmogła się propaganda band – grożące afisze i ulotki. Najgorsze jest to, że ludność nie reaguje na te wypadki za wyjątkiem jednostek, które potępiają bandytyzm. (…) Członkowie PPR nie mogą oficjalnie występować jako peperowcy (partia nie wzrasta).
Ze sprawozdania komitetu powiatowego PPR – powiat nowotarski za maj 1946 r.Sprzyjającymi warunkami działania bandy „Ognia” jest przychylne ustosunkowanie się ludności cywilnej do ww. oraz dogodny teren w jakim ona przebywa.
Z dokumentów KBW – październik 1946 r.„Ogień” celowo naśladuje Janosika i innych legendarnych „szlachetnych zbójców” zwalczających tyranię i pomagających ubogim.
Ze sprawozdania wojewody krakowskiego – 1946 r.I w tym wypadku społeczeństwo nie ustosunkowało się negatywnie do mordu, bo pomordowani to byli przeważnie złodzieje. Chłopi tamtejsi musieli sypiać w stajni, bo im ginęły owce, konie i krowy. W ten sposób utworzyła się legenda, że „Ogień” robi porządek.
Z wystąpienia przewodniczącego nowotarskiej Powiatowej Rady Narodowej, Leona Lei, na plenum WRN w Krakowie w dniach 05-26 marca 1946 r. – Komentarz do likwidacji 4 osób w Gronkowie (osoby te za
uprawianie działalności rabunkowej zostały z wyroku „Ognia”
zastrzelone w końcu grudnia 1945 r. – przyp. GW)
Dodajmy do tego garść cennych retrospekcji, dotyczących tamtych czasów.
Najgroźniejsze było to, że banda „Ognia” miała oparcie w tamtejszym społeczeństwie.
Ze wspomnień I sekretarza Komitetu Powiatowego PPR w Nowym Targu Jana Półchłopka (od 1947 r. jako Janusz Korczyński)Miejscowa ludność miała uzasadnioną wątpliwość czy władza ludowa w ogóle istnieje, wszak na tym terenie faktycznie nie liczyła się, nie była odczuwalna, na każdym roku dawało o sobie znać reakcyjne podziemie. Górale nie wywiązywali się z obowiązków wobec państwa, np. do odbycia służby wojskowej zgłosiło się zaledwie 5% poborowych. (…) nie było mowy o tym, by rozszerzyć szeregi partii, utworzyć w terenie nowe jej komórki.
Ze wspomnień Eugeniusza Wojnara – instruktora propagandy w Komitecie Powiatowym PPR w Nowym Targu.
Najgroźniejsze było to, że banda "Ognia" miała oparcie w tamtejszym społeczeństwie.
Jak pięknie, niczym wspaniała pośmiertna laudacja na cześć „Ognia”, brzmią przywołane słowa etatowego komunistycznego propagandzisty: "miejscowa ludność miała uzasadnioną wątpliwość czy władza ludowa istnieje". Ich dopełnieniem niech będzie wypowiedź innego działacza komunistycznego, z Zakopanego, który na naradzie aktywu wojewódzkiego PPR przeprowadzonej 12 października 1946 r. sytuację struktur partyjnych na swym terenie scharakteryzował krótko: "Partia w konspiracji". Trudno o lepszy dowód na istotny wkład „Ognia” i jego żołnierzy w obronę wolności.
Pamiętając o silnie rozpowszechnionym w naszych czasach infantylizmie, zastrzegam, choć niechętnie, świadom, że czynię tym ukłon w stronę ignorancji, że nie jest moim zamiarem budowanie idyllicznego obrazu partyzantki prowadzonej przez „Ognia”. Wspominam o tym, gdyż głosy w obronie faktografii, a za jeden z nich uznaję niniejszy tekst, traktowane są bardzo często jako obliczone na wzmacnianie pozytywnej legendy „Ognia”, i pod tym pretekstem deprecjonowane. Nie o legendę chodzi, podkreślam, lecz o to jak naprawdę było.
Oczywiste jest, że w kilkusetosobowym uzbrojonym zespole ludzkim, funkcjonującym w realiach stałego zagrożenia i napięcia, a z biegiem czasu z coraz mniejszymi nadziejami na zwycięstwo, znajdą się jednostki niegodne miana partyzanta. Trudno zresztą wskazać, i reguła ta dotyczy także okresu okupacji niemieckiej, duże zgrupowanie oddziałów leśnych, działające przez kilkanaście miesięcy, operujące na rozległym terenie, którego historia była wolna od takich osób. Kto twierdzi inaczej, odrywa się od prawdy życia. Istotne dla oceny danego oddziału leśnego jest nie to czy jednostki takie znalazły się w jego szeregach, lecz w jaki sposób do ich przestępczych działań odnosiło się dowództwo – czy je tolerowało, czy zwalczało.
Jeśli chodzi o „Ognia” to z zachowanych dokumentów jednoznacznie wynika, że poczynań takich nie tolerował, a jego podkomendny, który dopuścił się czynu sprzecznego z dyscypliną wojskową, w szczególności czynu o charakterze kryminalnym, musiał się liczyć z jak najdalszymi konsekwencjami – niezależnie od pozycji jaką zajmował w strukturach zgrupowania. Wystarczy przypomnieć, że z takich właśnie powodów z rozkazu „Ognia” został rozstrzelany jeden z dowódców 1 kompanii zgrupowania, dezerter z LWP, „Roman”. Oczywiście „Ogień” nie zawsze dysponował wystarczającą wiedzą o okolicznościach danego zdarzenia, stąd też nie wszystkich winowajców ze swoich szeregów mógł ukarać, ale nie ma wątpliwości, że o dyscyplinę w oddziałach zgrupowania bardzo dbał i tego samego wymagał od dowódców podległych mu grup. Wspominałem już o warunku koniecznym dla prowadzenia działań partyzanckich, jakim jest poparcie ludności. Oddział pozbawiony wewnętrznej dyscypliny na taką przychylność nie miałby szans. „Ogień” to doskonale rozumiał. Oddajmy na chwilę głos temu kontrowersyjnemu dowódcy. W liście z dnia 8 sierpnia 1946 r. skierowanym do Henryka Głowińskiego „Groźnego”, dowódcy jednego z podległych mu pododdziałów, napisał:
Dowódca jest odpowiedzialny za każdy czyn popełniony przez strzelców. Rozkazy dowódcy muszą być wykonywane sumiennie i sprawiedliwie […] Bandy rabunkowe likwidować bez pardonu. […] Pamiętać o opinii oddziału.
Z kolei w rozkazie „Ognia” adresowanym do innego dowódcy pododdziału zgrupowania czytamy:
Partyzantka nie jest po to, aby wyładować własną kieszeń, tylko [jest to –przyp. GW] praca z poświęcenia dla idei.
Rozkaz
Józefa Kurasia "Ognia" z 8 VIII 1946 r., który nie pozostawia żadnych
wątpliwości co do żelaznej dyscypliny jaka panowała w jego oddziałach
oraz jakie konsekwencje groziły za niesubordynację lub pospolity
bandytyzm.
Skoro doszliśmy do idei, to przez chwilę przy niej zostańmy. „Ogień”, ten tak bardzo kontrowersyjny dowódca partyzantki antykomunistycznej na Podhalu, w liście do Bolesława Bieruta, datowanym na 14 listopada 1946 r., napisał:
Oddział Partyzancki Błyskawica walczy o wolną, niepodległą i prawdziwie demokratyczną Polskę. Nie uznajemy ingerencji ZSRR w sprawy wewnętrzne polityki państwa polskiego. Komunizm, który pragnie opanować Polskę, musi zostać zniszczony.
Bardzo to wszystko kontrowersyjne, oj bardzo…
Krótka refleksja na temat "Ognia"… – część 3/3>
Strona główna>