Atak na PUBP we Włodawie – 22 października 1946 r.
Tuż przed Włodawą por. „Jastrząb” daje sygnał do zatrzymania samochodów. Na skraju lasu gromadzi wszystkich partyzantów i wyjawia im główny cel akcji, który do tej pory był objęty ścisłą tajemnicą. Jest nim atak na Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie. Ich zadaniem jest uwolnienie aresztowanych ludzi, na dowód, że o nich nie zapomnieli, zaś ubekom trzeba pokazać, że nie mogą czuć się pewnie nawet za murami swojej katowni. We wtorkowy wieczór, 22 października 1946 r. samochody z partyzantami wjechały do miasta…
Siedziba znienawidzonego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie od wielu miesięcy przykuwała uwagę por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, dowódcy oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa, jako ognisko ciągłego zagrożenia dla jego oddziału i setek mieszkańców tamtego rejonu, współpracujących z nim i jego placówkami. Tu mieścił się ośrodek dyspozycyjny wypraw pacyfikacyjnych, centrum informacyjne szpicli, tu zbiegały się nici poszlak i donosów na członków podziemia i ich współpracowników.
Tam również znajdował się areszt – przejściowe więzienie w którym odbywały się wstępne przesłuchania aresztowanych. Wieści o biciu, torturach, o nakłanianiu do współpracy i groźbach likwidacji w przypadkach odmowy takiej współpracy, okryły ponurą sławą ten niepozorny piętrowy budynek – ostoję władzy, symbol obcego i rodzimego terroru. Tak było też w innych powiatach w kraju, toteż w latach 1945-1946 stawały się one kolejno obiektami ataków licznych oddziałów podziemia.
Por. Leon Taraszkiewicz ps."Zawieja", "Jastrząb"
Por. „Jastrząb” i jego ludzie mieli już za sobą, zakończony połowicznym sukcesem atak na UBP w Parczewie w lutym 1946 r., wprawdzie nie siedzibę PUBP, bo wówczas Parczew nie był jeszcze siedzibą powiatu, ale zdobyte tam doświadczenie mogło zaowocować przy podobnej próbie we Włodawie. Podstawą powodzenia mogło być tylko zaskoczenie, czego dowodem był właśnie Parczew gdzie na skutek opóźnienia jednej z grup nie udało się opanować wnętrza budynku.
Jesienią 1946 r. pojawiło się kilka okoliczności, które przyspieszyły decyzję „Jastrzębia” o uderzeniu na Włodawę. Niespotykane dotąd natężenie fali obław w wykonaniu KBW, UB i MO, jakie mijały miejsce we wrześniu i październiku 1946 roku sprawiło, iż włodawskie więzienie zapełniło się dziesiątkami aresztowanych. Wśród nich znaleźli się ważni członkowie konspiracji tamtejszego obwodu WiN. Jednym z najważniejszych był komendant rejonu Dębowa Kłoda – Piotr Kwiatkowski „Dąbek”, jego adiutant Wojciech Kąfera „Wojtek”, komendant gminnej placówki z Białki – Władysław Kondracki „Kulon” i wielu współpracowników oddziału. Znaczną część aresztowanych stanowili Ukraińcy współpracujący z UPA lub uchylający się od wywózki na „Ziemie Odzyskane”.
Budynek, w którym w 1946 r. mieścił się Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie. Zdjęcie pochodzi z lat 80-tych, gdy miały tam siedzibę Służba Bezpieczeństwa i Komenda Powiatowa Milicji Obywatelskiej. [kliknij w zdjęcie aby powiększyć].
Konto włodawskiego UB obciążało dodatkowo kilkudziesięciu zabitych w akcjach pacyfikacyjnych i obławach, ponad dwustu aresztowanych wcześniej i wysłanych do Lublina. Rachunek krzywd był więc wysoki, toteż „Jastrząb” wcześniej czy później musiał podjąć próbę ataku. Byłby to także sprawdzian jego siły i zdecydowania, który walnie mógł podreperować morale oddziału i tysięcy sterroryzowanych mieszkańców rejonu.
„Jastrząb” już wiosną 1946 roku podsuwał plan ataku na UB zarówno kpt. Zygmuntowi Szumowskiemu „Komarowi”, komendantowi Obwodu WiN Włodawa, jak i jego zastępcy por. Klemensowi Panasiukowi „Orlisowi”, ci jednak konsekwentnie wstrzymywali się od wydania zgody na tę akcję. Motywowali ryzykownością przedsięwzięcia, gdyż we Włodawie stacjonował pułk wojska (49 p.p. WP).
Brat „Jastrzębia”, a jednocześnie jego zastępca, ppor. Edward Taraszkiewicz „Żelazny” w swoich zapiskach wymienia jeszcze jedną przyczynę odmowy komendantów…
„W okresie naszej aktywnej działalności, tzn. w miesiącach czerwiec – listopad 1946 r., rozpoczął się szalony terror i aresztowania w całym naszym terenie. Kulminacyjnym punktem terroru był miesiąc październik, Włodawskie więzienie znajdujące się w podziemnych lochach UB, zapełniło się aresztowanymi tak mężczyznami, jak i kobietami. Było między niemi sporo naszych ludzi […].
Nieraz kwestionował „Jastrząb” tę sprawę podsuwając „Komarowi” plan zaatakowania i uwolnienia więźniów. Plan ten zawsze bywał odrzucany twierdzeniem, że on się nie uda z powodu wojska, które w sile jednego pułku stacjonowało we Włodawie. Ja osobiście z przekonania wiedziałem, że nie to było przyczyną odmowy do uderzenia na UB, lecz fakt, że na taką ważną akcję musieliby iść i prowadzić ją panowie „Komar” i „Orlis”, od tego byli przecież wojskowymi komendantami. Lecz ci panowie cenili wszystko ładnie, ale swoje życie nade wszystko i nie chcieli ryzykować… w myśl przysłowia, że człowiek żyje tylko raz…
Piszę to z takim krytycyzmem, bo przekonaliśmy się naocznie o tym podczas wypadku, gdy aresztowano niejakiego Adama Chudziaka ps. „Chil”. Wówczas, gdy zaszła potrzeba go odbić, „Orlis” wobec całego naszego oddziału i grupy „Batorego”, polecił „Jastrzębiowi” akcję odbicia „Chila”, wykręcając się twierdzeniem, że… musi jechać na ważną odprawę, której, jak stwierdziłem potem, wcale nie było! […].”
W tej sytuacji „Jastrząb” podjął bez ich wiedzy samodzielną decyzję o ataku na włodawski PUBP. Jego sprzymierzeńcem w tej akcji miał być sierż. Józef Strug „Ordon” i jego ludzie. Więzy przyjaźni i bojowej współpracy zawiązały się mocniej między obydwoma dowódcami po podstępnym rozbrojeniu „Ordona”, na rozkaz „Orlisa”, któremu J. Strug nie chciał się podporządkować. „Jastrząb” na wieść o tym wysłał do bezbronnego „Ordona” łącznika z zaproszeniem do siebie, gdzie wyposażył go w wystarczający zapas broni i amunicji.
Plan wyprawy był w jego wstępnej fazie typowy. Należało zarekwirować na szosach kilka samochodów, aby nimi dotrzeć do miasta całą grupą uderzeniową.
Sierż. Józef Strug ps. "Ordon"
Na dwa dni przed akcją, 20 października, odbyła się powszec
hna „mobilizacja” nie tylko kadrowych członków oddziału, lecz również ludzi z placówek obwodu. Zebrało się w ten sposób około 65 uzbrojonych partyzantów. Połowa tej grupy na czele z „Jastrzębiem” udała się na skrzyżowania szos Lubartów – Biała Podlaska i Lubartów – Radzyń Podlaski. Miejsca te dzieliło od Włodawy kilkadziesiąt kilometrów, które miały stanowić mylącą strefę ciszy i spokoju pomiędzy oddziałem a właściwym obiektem uderzenia.
W pobliżu wsi Glinny Stok bez trudu zatrzymano i zarekwirowano samochód osobowy z przyczepą. Zdobytym pojazdem grupa dotarła na umówione miejsce spotkania z oddziałem „Ordona” – do wsi Czarny Las w powiecie lubartowskim.
„Żelazny” pisał:
„Wobec takiego stanu rzeczy postanawia „Jastrząb” sam spróbować uwolnić naszych więźniów. Ze względu na ścisłą tajemnicę, o planie tym nie wiedział nikt oprócz mnie. Przez tę tajemnicę zaskoczyliśmy zupełnie nieoczekiwanie ubeków.
W początkach listopada przybyliśmy do [omówienia] wstępnej akcji wspólnie z „Ordonem”. Było nas razem, wspólnie z naszą „rezerwą” z placówek, 65 ludzi. Połowa naszej grupy z „Jastrzębiem” na czele udała się na krzyżówkę szosy Lubartów – Biała Podlaska i Lubartów – Radzyń koło wsi Glinny Stok, gdzie zatrzymała i zarekwirowała duży samochód osobowy firmy „Dżems” z przyczepką. Więcej aut jakoś nie jechało. Auta potrzebne nam były celem przeprowadzenia tej akcji.
Autem pojechaliśmy do „Ordona”, który czekał na nas wieczorem we wsi Czarny Las, pow. Lubartów. Na nocleg pojechaliśmy wspólnie do wsi Bogdanka. […]”.
Był wieczór. Niezawodny w takich sytuacjach „Ordon” już znajdował się ze swoimi ludźmi na kwaterach. Obie połączone grupy udały się na nocleg. O świcie wyruszono do Parczewa, gdzie udało się przechwycić pasażerski autobus kursujący regularnie na linii Parczew – Lublin.
Taki był wstępny etap przygotowań do uderzenia na włodawską siedzibę PUBP. Do tego momentu, prawdziwego celu koncentracji ani rekwizycji samochodów nie znał nikt oprócz „Jastrzębia” i „Żelaznego”, zaś „Ordon” dowiedział się o tym dopiero w drodze do Włodawy, w okolicach Hańska. Dzięki całkowitemu milczeniu „Jastrzębia” istniała pewność, że UB nie zostanie powiadomiony przez jakiegoś szpicla, czy pośrednio przez gadatliwego uczestnika wyprawy.
Zniknięcie samochodu poprzedniego dnia i autobusu dnia następnego, musiało zaalarmować gminne posterunki milicji oraz siedziby PUBP i KPMO w trzech sąsiadujących ze sobą powiatach. „Jastrząb” postanowił zastosować mylące akcje rekwizycyjne w miejscowościach położonych jak najdalej od Włodawy, wiedział bowiem, że tylko on jest podejrzewany o tak dużą akcję jak kradzież samochodów, których nigdy nie wykorzystywał do przejażdżek turystycznych.
Zima 1945/46. Od lewej stoją: Zdzisław Kogut (Kogutowski) "Ryś", Piotr Kwiatkowski "Dąbek", Leon Taraszkiewicz "Jastrząb"
Wszystko było więc wiadome władzy trzech powiatów, a wkrótce komendom wojewódzkim UB i MO w Lublinie – poza jednym: gdzie udadzą się przechwycone samochody i w jakim miejscu nastąpi uderzenie.
W tym czasie „Jastrząb” podzielił oddział na dwie grupy. Jedna pod jego dowództwem wyruszyła w kierunku Milejowa. Druga, z „Żelaznym” i „Ordonem” obrała kurs na Łęczną. Celem grupy „Jastrzębia” było rozbrojenie posterunku w Milejowie oraz, pozorująca zadanie główne, rekwizycja większej ilości marmolady z milejowskiej przetwórni. Z kolei „Żelazny” otrzymał polecenie rozbrojenia posterunku w Łęcznej, zarekwirowania w miejscowej spółdzielni amerykańskich paczek z UNRRA, a na zakończenie miał spalić drewniany most na Wieprzu i czekać tam na przybycie z Milejowa grupy „Jastrzębia”.
W pamiętnikach „Żelaznego” przejętych przez UB w październiku 1951 r., jej autor odtwarzając po raz drugi wydarzenie sprzed lat, wyraźnie określił cel tego zamieszania:
„Chodziło tu o to, ażeby wyciągnąć resorty, a między innymi i włodawski UB w teren – a potem nad wieczorem zupełnie inną drogą podjechać do Włodawy i rozbić włodawski UB.”
Była siedziba PUBP we Włodawie. Zdjęcie z lat 90-tych, kiedy mieściła się tam Komenda Powiatowa Policji. [kliknij w zdjęcie aby powiększyć].
Ten etap przygotowań i maskujących uderzeń został wykonany bez kłopotów. „Jastrząb” wrócił z Milejowa wywożąc stamtąd marmoladę, a w Łęcznej mundury rozbrojonych milicjantów przywdziali partyzanci „Ordona”. Przed wyruszeniem w dalszą drogę zarekwirowano nową półciężarówkę stojącą przed kinem, zaś stare, niepewne technicznie auto z Parczewa zostało na miejscu.
Wtedy całe zgrupowanie ruszyło w kierunku Cycowa. Tam gładko rozbrajają miejscowy posterunek MO, niszczą połączenia telefoniczne i jadą dalej, w kierunku Hańska. Partyzanci zaczynają się czegoś domyślać. Jeżeli miałby to być koniec akcji, to powinni jechać albo wprost na spotkanie z „ciotką Makoszką” (kompleks lasów parczewskich, matecznik oddziału), albo w kierunku rozległych lasów włodawskich nazywanych przez ludność „rządowymi”.
Po osiągnięciu szosy Chełm – Włodawa oddział zatrzymuje jadący od strony Włodawy samochód. Pasażerami okazują się oficerowie W.O.P. z Chełma. Nie rozbrajają ich, a jedynie przestrzeliwują koła. W następnych minutach zatrzymują kolejny samochód i trzema pojazdami udają się w kierunku Włodawy.
Panorama przedwojennej Włodawy. Czerwone strzałki pokazują zarys trasy, którą 22 października 1946 r. wjechał do miasta (od strony Chełma) oddział por. "Jastrzębia" i przemieszczał się pod siedzibę KPMO i PUBP. [kliknij w zdjęcie aby powiększyć].
Atak na PUBP Włodawa – część 2>