Atak na PUBP Włodawa – część 3

Dalej …

Dalej "Żelazny":
"Poza wyżej wymienionymi, innych pseudonimów nie wiem, bądź nie pamiętam.
W akcji tej wyróżnili się wybitnie „Tygrys”, „Ordon”, „Kanarek”, „Dzięcioł”, „Borsuk”, „Szary”, „Orzeł” i „Groźny”.
Od kolegi „Ordona” brali udział, co pamiętam: „Bolek”, „Ryś”,[i] „Mewa” [bracia Falkiewiczowie] i jeszcze z 8-10 ludzi.
Akcja ta odbiła się głośnym echem w całej okolicy. Na podstawie wspomnień z tej akcji powstała piosenka: „Siódmy roczek wojny minął”.
Pan „Orlis” gdy się dowiedział o tej akcji, to powiada, że jest to „naprawdę fantastyczna akcja”, potem powiedział, że akcja ta uwolniła tylko „bulbowców” […]".

A tak zapamiętał tamte wydarzenia jeden z uczestników ataku, Jan Jarmuł ps. „Wąż”:
„…no i myśmy w lewo z Leonem wtedy podskoczyli, do bramy, [a] oni się zamknęli od podwórka. Zamknęli się i nie mamy wejścia, a Leon […] myśli, myśli… [i mówi] leć no przynieś minę od Edka [„Żelaznego”]. Tylko bierz sowiecką, nie niemiecką, bo sowiecka silniejsza. Faktycznie, miny sowieckie były silniejsze. Zanim ja przyniosłem tę minę, to on już dołek wygrzebał pod drzwiami. Minę załadowaliśmy, wysadziliśmy w powietrze drzwi. Wysadziliśmy w powietrze te drzwi, ale oberwaliśmy klatkę schodową i nie można tam [było] wejść [na piętro budynku PUBP]. Ale nic, mówi [„Jastrząb”], teraz będziemy wypuszczać… ty siedziałeś tu, znasz rozkład tych cel. Tam gdzie krzyczałem do mężczyzn: cofnijcie się pod ulicę, pod okna od ulicy, [bo] będziemy granatami otwierali drzwi, to w porządku, ale tam gdzie kobiety – pisk, płacz, lament. […] mieliśmy granaty, a te zamki to były takie pudła, jeszcze carskie, te zamczyska na wierzchu. I Leon mówi: wiesz jak będziemy otwierali? Granatami ! Dlatego krzyczałem by w celach pod ulicę się cofnęli. Leon z jednej strony korytarza, ja z drugiej, odbezpieczamy granat i [kładziemy] na to pudło i jak on eksplodował to sprężynę odbijał i same drzwi się otwierały. Kobiety jak wyskoczyły… jak płakały! jak nas całowały!”.

Lista więzniów PUBP Włodawa, uwolnionych podczas ataku oddziału por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" 22 X 1946 r. [PDF]>
Źródło: IPN O/Lublin. Lista została udostępniona dzięki uprzejmości Tomasza Guziaka.


Budynek dawnej siedziby PUBP we Włodawie, dzisiaj mieści się tam Komenda Powiatowa Policji. Zdjęcie przedstawia stan obecny (łączik i wyższe, prawe skrzydło nie istniały w 1946 r.); pod balkonem, w miejscu oznaczonym na czerwono, znajdowały się schody i drzwi wejściowe do Urzędu. W parterowym budynku po prawej stronie, mieściła się wartownia i stołówka dla funkcjonariuszy UB, do której na początku akcji wkroczył "Jastrząb", wywołując tym nieopisany popłoch wśród przebywających tam ubeków.

Oddajmy teraz głos drugiej stronie. Żołnierz, stacjonującego wtedy we Włodawie 49 pułku piechoty Leopold Pytko, w swoich wspomnieniach wydanych w 1975 r. pt. „Z dziejów 49 Pułku Piechoty 1945 – 1947”, tak zapamiętał ten dzień:

„Akcja napadu na Włodawę była charakterystycznym przykładem bardzo wnikliwego i przebiegłego planowania. Zaskoczyła ona zarówno włodawskie organa bezpieczeństwa, jak i żołnierzy pułku. Wydarzenia przebiegały nieco inaczej niż oceniało je dowództwo pułku i inaczej zostały one przedstawione w sprawozdaniu dowództwu dywizji. A ich rzeczywisty przebieg w tym dniu był następujący:
„Jastrząb” faktycznie dokonał o godzinie 13.30 napadu na spółdzielnię w celu zasilenia kasy bandy. Natomiast informacja o furmankach przeładowanych zrabowanym łupem ugrzęzłych w lesie została celowo przekazana przez jednego z członków grupy, który podłączył się sprytnie do publicznej sieci telefonicznej. Informacja ta miała na celu wywabienie z Włodawy w teren jak największych sił wojska, urzędu bezpieczeństwa i MO.
Dojazd i koncentracja sił w rejonie Włodawy nie odbyły się w jednej, dużej grupie, którą łatwiej można by rozpoznać i umiejscowić, a zapewnienie niezbędnego manewru, zwłaszcza na wypadek konieczności szybkiego odwrotu, osiągnięto następująco: po wysłaniu z Włodawy odsieczy w kierunku Milejowa napastnicy zatrzymali na szosie Chełm – Lublin samochód z 5 oficerami WOP, których rozbrojono, zdjęto z i nich mundury, a następnie kazano im zjeść własne legitymacje, po czym w bieliźnie wypuszczono ich do lasu. Następnie w podobny sposób zatrzymano samochód kina objazdowego z Chełma i jeszcze dwa inne samochody ciężarowe. Przerzucono nimi do Włodawy grupy „Jastrzębia”, „Żelaznego”, „Komara”, „Młota”[?] i pewne siły rezerwowej siatki terenowej „Jastrzębia” – razem ponad stu ludzi.

Pierwsze rozpoczęły działalność we Włodawie ,,patrole komendy miasta”, które zatrzymywały na mieście wszystkich żołnierzy i milicjantów – w celu wyjaśnienia, dlaczego nie wzięli oni udziału w akcji lub z powodu rzekomych nieformalności dokumentów. Zadzwoniono nawet do Powiatowej Komendy MO, że wojskowa komenda miasta zatrzymała grupę aresztowanych, których nie ma gdzie przetrzymać, czy by więc w ramach sąsiedzkiej współpracy nie można ich było „przymknąć” w areszcie PKMO. Zaraz potem zniszczono centralę telefoniczną na poczcie i obstawiono budynek urzędu pocztowego. W mieście zostali zatrzymani podporucznicy Franciszek Czinar, Dariusz Trzebski i Eugeniusz Żmigrodzki oraz funkcjonariusz PUBP [Leon Zubiak – zastrzelony], a także wielu innych. W ten sposób pierwsza grupa napastników weszła do KPMO jako wojskowy patrol „z aresztowanymi”, rozbroiła dyżurnych i utorowała drogę pozostałym.
Tutaj rozbili oni magazyn broni, dozbrajając się głównie w broń maszynową, granaty i amunicję, po czym wypuścili wszystkich przebywających w areszcie, a „zatrzymanych” na mieście i rozbrojonych milicjantów pozostawili w budynku komendy pod niewielką stosunkowo strażą.
Teraz prawie całe siły udały się pod PUBP, gdzie wykorzystanie posiadanych mundurów oraz pewność „Jastrzębia” pomogły w sprawnym obezwładnieniu wartownika i wtargnięciu do wnętrza urzędu. Pracownicy PUBP na parterze zajęci byli spożywaniem kolacji. Zaskoczenie było duże. Wywiązała si
ę nierówna walka. „Jastrząb” serią z pistoletu maszynowego sterroryzował wszystkich, wpuszczając do środka pozostałych swoich ludzi. Wykorzystując zamieszanie pierwszy do walki rzucił się „Wołodźka”
[Włodzimierz Fedoszczenko ps. „Czumak”, członek bojówki SB OUN Nadrejonu „Łewada”, Iwana Romaneczki „Wołodii”, w sierpniu 1946 r. zdezerterował i podjął współpracę z PUBP we Włodawie, przyczyniając się do wielu aresztowań w ukraińskim podziemiu; zginął podczas ataku na PUBP Włodawa], który znajdował się w tym czasie w urzędzie. Był jednak bez broni. Został szybko obezwładniony i zastrzelony. Pozwoliło to jednak Oleksie i kilku pracownikom wycofać się na piętro. Chcąc złamać ich opór podłożono w rogu budynku minę plastykową. Jej wybuch zerwał jednak tylko schody, co uniemożliwiło okrążonym funkcjonariuszom urzędu bezpieczeństwa wycofanie się, ale jednocześnie stwarzało im lepsze warunki do obrony. Napastnicy splądrowali szafy, zniszczyli część dokumentów i pozwolili odejść 70 aresztowanym (razem z wypuszczonymi z MO).
Wykorzystując chwilową nieuwagę napastników oficerom zatrzymanym w KPMO wraz z funkcjonariuszem PUBP, K[azimierzem] Ostapowiczem, i jednym z milicjantów udało się rozbroić pilnujących ich oraz zdobyć erkaem, pepeszkę i karabinek, za pomocą których wyparli część bandy z posterunku, raniąc jednego i zabijając drugiego.”

Zatrzymajmy się na chwilę w opanowanej przez partyzantów Komendzie Powiatowej MO. Według relacji Stanisława Pakuły „Krzewiny”, do uwolnienia się milicjantów doszło w momencie wybuchu miny na PUBP, kiedy to część żołnierzy „Jastrzębia”, pozostawiona na komendzie, nie wiedząc co się dzieje, zaniepokojona, wyskoczyła z budynku i pobiegła w kierunku PUBP, pozostawiając – niezbyt rozważnie – jednego z kolegów, Wacława Kondrackiego „Sybiraka” do pilnowania zatrzymanych milicjantów. Niestety funkcjonariusze podjęli próbę uwolnienia, wywiązała się szamotanina i „Sybirak” przypłacił to życiem. Był jedną z dwóch ofiar, które ponieśli partyzanci podczas tej akcji.

Stanisław Pakuła ps. Krzewina". Zdjęcie z 1947 r.

Ale wracajmy do wspomnień Leopolda Pytko, który na kartach swej książki opowiada:

„Kiedy grupa Kozłowskiego natknęła się na ubezpieczenie przeciwnika przy skraju cmentarza i wywiązała się strzelanina, „Jastrząb” wydał rozkaz do odwrotu. Napastnicy odjechali szybko na trzech samochodach przez lasy kołackie w kierunku Lublina.
Ale opuszczając Włodawę, nie dali oni za wygraną. Organizują jeszcze jedną akcję, która według zeznań naocznego świadka [szer. Tadeusz Śmiałowski] miała następujący przebieg:
„Spotkanie nastąpiło około godziny 21.30 22 października na szosie Lublin – Włodawa koło miejscowości Kołacze. Tuż za zakrętem stał w poprzek szosy przechylony samochód ciężarowy. Wyglądało to na wypadek, nikogo tylko nie było widać przy samochodzie. Trzeba było ostro hamować, aby nie nastąpiło zderzenie. Dopiero po zatrzymaniu samochodu zauważyliśmy wokoło szosy bandytów na stanowiskach ogniowych. Naliczyłem ich potem około sześćdziesięciu, na pierwszy rzut oka było widać, że nie ma żadnych nadziei na stawienie skutecznego oporu. Po dość długiej chwili na powtórne żądanie poddania ppor. Gierada podniósł ręce. Żołnierze zaczęli wysiadać z samochodu. Było nas tylko dziesięciu. Bandyci otoczyli naszą grupę półkolem i pokazywali broń angielską, nowiutkie wyposażenie oraz namawiali wszystkich po kolei, aby przeszli do «prawdziwego wojska». Dość mocnym argumentem było to, że w ich szeregach znajdował się były ordynans dowódcy pułku, «plutonowy Stasio», świetnie umundurowany i wyposażony [mowa tu o Stanisławie Pakule ps. „Krzewina”, mającym wtedy 16 lat, byłym żołnierzu 49 p.p., który był ordynansem dowódcy tego pułku, płk. Roberta Satanowskiego, a następnie zdezerterował i przyłączył się do oddziału „Jastrzębia”, co w efekcie przypłacił wyrokiem długoletniego więzienia]. Wszyscy jednak bez wahania odrzucili te propozycje. Wówczas bandyci zaczęli rozbierać żołnierzy i chcieli dokonać samosądu za to, że w czasie akcji na Włodawę poległo trzech członków bandy i czterech zostało rannych. W tym momencie nadszedł «Jastrząb» – skrzyczał on jednego z podwładnych, zaprowadził porządek i zagroził ostrymi sankcjami. Był to wysoki, szczupły blondyn, o twarzy chłopaka, z kosmykiem włosów wysuwających się spod mocno przechylonej rogatywki. Zachowywał się pewnie i energicznie, wydając krótkie i jasne rozkazy. Mówił szybko, jakby chciał jednym tchem wyrzucić z siebie każde zdanie. W jego oczach czaiły się jednak jakieś złe błyski.
Na mój samochód wsiadło 20 bandytów. Nakazano mi zawrócić w kierunku Lublina. Do tego momentu nasza grupa stała w dalszym ciągu przy szosie pod strażą. W czasie rozmów słyszałem pseudonimy: «Żelazny», «Jastrząb», «Stary» i «Grot». Osiemnastu bandytów wysiadło na wysokości wsi Dominiczyn i rozeszło się grupkami w różnych kierunkach. Dwóch kazało się wieźć w kierunku lasu. Po pewnym czasie kazali stanąć i wysiedli bez słowa. Natychmiast zawróciłem samochód i odjechałem. Do pułku powracałem przez Kratie, Hańsk, Łowczą, do szosy Chełm — Włodawa. Chciałem uniknąć po raz drugi spotkania z częścią bandy pozostałą w lasach pod Kołaczami. W pułku byłem około godziny 4.00 23 października”.

Sosnówka, 20 sierpnia 1946 r. Grupa żołnierzy 49 pp. Zaznaczony kółkiem stoi ppor. Ryszard Gierada

"Po powrocie grupy ppor. Gierady w pułku wybuchła prawdziwa bomba. Wśród oficerów krążyły różne fantastyczne i trochę sprzeczne pogłoski. Rysio Gierada powrócił z bronią! „Jastrząb” zabrał tylko rusznicę przeciwpancerną, amunicję i granaty. W pułku wrzało.
Ryszard Gierada był energicznym oficerem. Sprawy ówczesnej rzeczywistości nie były mu obojętne. Potrafił nieźle szkolić podwładnych i utrzymywać dyscyplinę. Czasami był jednak porywczy. Ponadto w momentach zdenerwowania trochę „zacinał się w mowie”. „Jastrząb” – też. W spotkaniu pod Kołaczami omal nie doszło do tragedii. Po złożeniu broni przez żołnierzy „Jastrząb” sądząc, że Gierada przedrzeźnia go, wyrwał pistolet z kabury…


Atak na PUBP Włodawa – część 4>