Ostatnia walka 5. Brygady – część 4/5

Które sprawy wymagają, Pani zdaniem, szybkiego wyjaśnienia?
– Poza tymi błędami, o których ogólnie wspominałam, chciałabym, aby ludzie piszący o naszej walce z komunistycznym reżimem i szerzej o naszej działalności, doceniali na równi to co 5. Brygada dokonała na obszarze Pomorza, Warmii i Mazur, z tym co robiły inne jej pododdziały, jaki i 6. Brygada na terenie Podlasia. Tym bardziej, że teren Pomorza był dla nas, "Wilniuków", całkowicie obcy. Nie mieliśmy, przynajmniej na początku, takiego oparcia w miejscowej ludności, jakie miały tamte oddziały. Trzeba było czasu, chociaż stosunkowo krótkiego, aby się do nas przekonano.

Jak widzę, uwagi i sprostowania Pani autorstwa oraz autorstwa Pana Christy zajmują kilka stron maszynopisu, można by z nich napisać osobną kilkustronicową pracę…?
– Zgadza się.

A wracając do Waszej działalności – czy ważne było poparcie ludności dla Waszych działań?
– Gdyby nie poparcie ludności, byśmy się tutaj tyle czasu nie utrzymali. Nie ma mowy.

Jest bardzo niewiele zdjęć z okresu wojny, na których byłaby uwieczniona Pani postać. Czy jest jakaś konkretna przyczyna?
– Chyba taka, że przez dłuższy czas moim dowódcą był "Zagończyk", który był przed wojną związany z tzw. "dwójką" (Oddział II Sztabu Generalnego – wywiad) i był zdecydowanie uprzedzony do robienia fotografii. W zasadzie jedyna znana jego fotografia to ta, którą zrobiono mu podczas przesłuchań w UB.

Maj 2007 – Budy k/Brus. Ten odcinek pola musieli przebyć żołnierze 3. Szwadronu pod ostrzałem sił MO i UB.

Czy podczas śledztwa była Pani bita?
– Ja podczas śledztwa byłam cała sina. Człowiek odruchowo zasłania się ręką, jeszcze gdy po wielu latach wychodziłam z więzienia, to miałam na ręku takie zrosty, właśnie od tego zasłaniania się. Oni bili fachowo. Był na przykład taki doradca sowiecki, który w ogóle się nie odzywał tylko lał. Do dziś pamiętam, jak kiedyś leżałam na podłodze i on stał przede mną, a ja miałam taką dziką chęć złapania za nogę i ugryzienia go. Opanowałam się, bo wiedziałam, że zrobi ze mnie miazgę.

A czy trafiali się bardziej życzliwi UB-owcy?
– Przez całe śledztwo siedziałam w pojedynczej celi. Pilnowało mnie na zmianę dwóch strażników. Jeden z nich, młody chłopak, gdy wracałam z przesłuchania, pytał się czy mocno bili, przynosił mi wodę i dawał papierosa. Nie wiedziałam kto jest z naszych chłopaków aresztowany, a on mi powiedział, że za ścianą siedzi "Brzoza" (Zdzisław Kręciejewski). Od "Brzozy" dowiedziałam się, że siedzi jeszcze "Atlantyk" (Jan Majkowski). Gdy "Brzoza" został zabrany pod Czersk do rodziny Bruskich, którzy przechowywali naszą broń, to też mi o tym powiedział. Kilkakrotnie gdy byłam na przesłuchaniu zostawiał mi obiad czyli zupę i stawiał ją na kaloryferze. Pocieszał mnie, mówił abym się nie martwiła, bo będzie amnestia. Za to był zresztą wzywany do swoich przełożonych. Ale ten strażnik był chyba z KBW (Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego – przyp. G.P.). Nie wiem jak się nazywał, ale dla mnie to było wtedy dość ważne, takie wsparcie, gdy wokół panowała atmosfera aż gęsta od nienawiści.

Gdy była Pani już po wyroku i siedziała w więzieniu, były jeszcze jakieś próby „wyciągnięcia” informacji?
– Od czasu do czasu przyjeżdżali i próbowali jeszcze czegoś się dowiedzieć. Najczęściej gdy złapali kogoś następnego z naszych chłopców. Kiedyś przyjechali i chcieli się czegoś dowiedzieć na temat kartki z pseudonimami napisanej przeze mnie. Gdy zasłaniałam się brakiem pamięci, stwierdzili, że… wasza koleżanka „Regina” powiedziała…. Odpowiedziałam im: To nie jest moja koleżanka, a co najwyżej znajoma!

Pani rodzina też była represjonowana?
– Oczywiście, że tak. Kiedy ja byłam w lesie, to u moich rodziców urządzano "kotły" lub siedziała tam "Regina" (Regina Żelińska-Mordas, łączniczka mjr. "Łupaszki", po aresztowaniu współpracowała z Urzędem Bezpieczeństwa powodując aresztowanie kilkudziesięciu osób – przyp. G.P.). Rodzice przenieśli się do Szczecina mając nadzieję na zakończenie tych szykan. Ostatecznie w 1948 roku zostali oboje aresztowani i siedzieli w więzieniu przez dziewięć miesięcy. Nie mieliśmy w tym czasie z sobą żadnego kontaktu.

Przecież "Regina" była uważana za osobę bardzo odważną?
– Kiedyś m.in. "Żelazny" (ppor. Zdzisław Badocha), "Lufa", "Zeus" i "Mercedes" (kpr. Henryk Wojczyński) "robili" jakiś bank. Gdy z niego już "wyskoczyli" i wsiedli do samochodu gotowego do odjazdu, a tutaj nie ma "Reginy". Jak się okazało pobiegła do jakiejś cukierni kupić ciastka! Nikt nie mógł uwierzyć w jej zdradę.

Kadra 4. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, od lewej: plut. Zdzisław Badocha "Żelazny", plut. Jerzy Lejkowski "Szpagat", plut. Leon Smoleński "Zeus", NN, kpr. Zbigniew Obuchowicz "Zbyszek".

Chciałbym zadać pytanie natury osobistej – kiedy Pani i Leon Smoleński, czyli "Zeus", zapałaliście wzajemną sympatią?
– To wszystko było przez patriotyzm. "Zeus" uznał, mam zresztą list, który on pisał do mnie do więzienia, że on nie może żyć, gdy jest taka niesprawiedliwość. Napisał, że czuje się odpowiedzialny za to, iż nie zaopiekował się mną i ja siedzę w więzieniu, a on jest na wolności. I wobec tego uważał, tak przynajmniej deklarował w rozmowach z naszymi znajomymi, że jeżeli mam tak wysoki wyrok (Pani Janina otrzymała wyrok śmierci zamieniony na 15 lat więzienia), to po tylu latach mogę wyjść schorowana, będę potrzebowała opieki, to ze względów patriotycznych jego obowiązkiem jest na mnie czekać. Pisał też, że jak mnie nie ma, to on dopiero mnie docenił. Listownie odpowiedziałam mu, że jak to dobrze, że on piętnaście lat będzie czekał, bo z tego wynika, iż im dłużej mnie nie ma, to jego uczucia się wzmagają! To co to będzie po piętnastu latach za płomienna miłość!

Czerwiec 2008 – Postolin k/Sztumu. Pani Janina Smoleńska w otoczeniu dziewcząt z patrolu biorącego udział w VI Rajdzie Pieszym Szlakiem Żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. "Łupaszki" (dla zainteresowanych podaję adres strony rajdu: www.lupaszko.pl).

Rozumiem, że „Zeus” czekał do skutku?
– Patriota czekał! A pobraliśmy się w dwa lata po moim wyjściu na wolność.

Mówiła Pani, że
współwięźniarki w szczególny sposób uczciły Pani dwudzieste czwarte urodziny?

– Budzę się rano i patrzę, że dziewczyny stoją przy łóżku. Gdy zobaczyły, że się obudziłam, zaśpiewały:

Płyną latka, płyną
Jako w Wiśle woda,
Żal wody dziewczynie,
I lat twoich szkoda.

Zatrzymana rzeka,
Ścisnął ją mróz lodem,
Przymknęła bezpieka
Twoje serce młode!

Minęło lat "Jachnie" dwa tuziny
Powinna wyprawić huczne chrzciny,
Z chłopakiem wyprawić nam wesele,
Zaprosić i ugościć dziką celę.

Tu Wronki, tam Rawicz, Szczecin Wały,
Tu Bronek, tam Tadek, tam pułk cały,
Z Niemcami, z bezpieką znasz igraszki,
Lecz strzeż się tych chłopców i "Łupaszki"!

Gdy jesteśmy już przy twórczości śpiewanej, proszę opowiedzieć o słynnych żurawiejkach 5. Brygady?
– Ich autorem był nasz kolega z Brygady Zbigniew Trzebski "Nieczuja". Były śpiewane zawsze gdy tylko nadarzyła się okazja do śpiewu w ogóle. Wszystkich nie pamiętam…

Nie masz jak 5. Brygada
Dużo robi, mało gada
Na Niemców, Rusów i Litwinów
Nie szczędzimy karabinów.

Refren: Oj, bieda, bieda wszędzie,
Kiedy jej koniec będzie?
Oj, bieda, bieda wszędzie,
Dopóki ta wojna będzie!

Komendanta zucha mamy,
Wszyscy więc go też kochamy,
Każdy by zań skoczył w ogień,
I bił wroga choćby co dzień.

"Ronin" został adiutantem,
Potem stał się komendantem,
Nagle pan inspektor wpada,
Już brygadą całą włada!

"Podbipięta" chłop morowy,
Do kieliszka wciąż gotowy,
Gdy ktoś w lesie w pień uderzy,
"Podbipięta" plackiem leży!

"Rakoczy" wokoło się uwija,
Pięknych dziewcząt nie omija.
Strzeż się dziewczę jego wzroku,
Swoje dobro miej na oku.

Mały ciałem, wielki duchem,
"Mścisław" jest nie lada zuchem.
Gdy woda drogę mu przecina,
W mig się "Szaszce" na kark wspina.

Nie mów przy niej o miłości,
Bo to tylko ją rozzłości.
Jednak cuda się zdarzają,
"Max" z "Aldoną" wrzody mają!

Teraz powiem coś o "Lali",
Cały sztab ją sobie chwali.
Coś ostatnio spoważniała,
Widać, że się zakochała!

"Kicia" jest to dziewczę płoche,
Zawsze ma kłopotów trochę.
To ślepa kiszka nawaliła,
To pamiętnik mój zgubiła!

Ostatnia walka 5. Brygady – część 5/5>
Strona główna>

Ostatnia walka 5. Brygady – część 5/5

Po tym weselszym „przerywniku” wróćmy do spraw mniej krotochwilnych, aczkolwiek też już nie całkiem przygnębiających. Kiedy ostatecznie wyszła Pani z więzienia?
– Wyszłam najpierw na przerwę w odbywaniu kary. 21 maja 1956 roku wypuszczono mnie na półroczną przerwę. W 1957 roku Sąd Rejonowy w Bydgoszczy darował mi pozostałe kilka miesięcy z zawieszeniem na dwa lata. W wyroku skazującym odebrano mi prawa obywatelskie i honorowe na zawsze, a później zmieniono to na 10 lat. Gdy wyszłam, nie mówiłam, że mam te prawa odebrane. Po jakimś czasie pocztą otrzymałam zawiadomienie o tym, że zostałam z pracy wytypowana na ławnika w sądzie. I tak, paradoksalnie, przez kilka lat byłam ławnikiem, mając odebrane prawa obywatelskie!

Czerwiec 2008 – Bory Tucholskie. Pani Janina Smoleńska podczas rozmowy z Grzegorzem Polikowskim.

Zamieszkaliście Państwo w Szczecinie?
– "Zeus" po ujawnieniu w 1947 roku nie miał gdzie się podziać i razem z moimi rodzicami przyjechał do Szczecina. W 1948 roku został aresztowany i siedział "w śledztwie" przez trzy lata. Komuniści chcieli mu udowodnić, że podczas ujawnienia coś zataił i na tej podstawie mieli zamiar wsadzić go do więzienia. Podczas tej jego "odsiadki", przesłuchania wielokrotnie przeprowadzał jakiś UB-ek wraz z "Reginą". Jak twierdził "Zeus", podczas tych przesłuchań nawzajem ("Zeus" z "Reginą") obrzucali się wyzwiskami i kłócili się w taki sposób, że nawet UB-owcy się śmiali. Chciano mu np., zgodnie z zeznaniami "Reginy", udowodnić, że ujawnił się pod przybranym nazwiskiem. Gdy ten zarzut został obalony, próbowała ona udowodnić, że ma gdzieś schowaną broń, której też nie wskazał. Podczas rozprawy zadeklarowała: Ja go nienawidzę!, przez co nawet ówczesny sąd musiał ją uznać za świadka nieobiektywnego i zwrócić akta do prokuratury. A co mogła zrobić prokuratura, kiedy ona była jedynym świadkiem oskarżenia? "Zeus" posiedział jeszcze trochę i go wypuścili.

Czym zajmowała się Pani poza "ławnikowaniem"?
– Poszłam do pracy i uczyłam się. Przecież byłam "dziedzicznie obciążona", a pomogli mi w znalezieniu pracy w szkole znajomi ojca. Nie miałam wykształcenia pedagogicznego i dlatego zostałam przyjęta do pracy na roczny kontrakt. Jednocześnie zaczęłam studia. Skończyłam filologię polską na WSP w Opolu. Całe życie, mając to "dziedziczne obciążenie", pracowałam jako nauczyciel – od podstawówki przeszłam wszystkie szczeble nauczania. Ostatnio, ku mojemu całkowitemu zaskoczeniu, bo jestem już od dwudziestu lat na emeryturze, na specjalnej akademii dostałam Medal Uniwersytetu Szczecińskiego. Nie przypuszczałam, że w ogóle o mnie ktoś pamięta, a tu się okazało, że moi dawni studenci, będący dziś profesorami, bardzo mnie zaskoczyli.

Po wyjściu z więzienia była Pani jeszcze w jakiś sposób szykanowana?
– Nie, nigdy. Inni byli wzywani i wypytywani, a mnie nikt nie niepokoił. Widocznie mnie jakoś tak zakwalifikowali.

Czy unieważnienie wyroku odbyło się samoczynnie?
– Absolutnie nie. Gdy złożyłam o unieważnienie wyroku, bardzo przykre wrażenie wywarła na mnie cała procedura. Zatęskniłam za tym swoim rewolwerem z czterema nabojami! Na sali, gdzie rozpatrywano mój wniosek, poczułam się jakbym ponownie była sądzona! Odczytano znowu cały ten "akt oskarżenia", gdzie były same bzdury. Prokurator, po kilku moich wypowiedziach stwierdził, że …tak się ukształtowała Pani świadomość polityczna… Stwierdził też, że ...nie pochwala metod… Pomyślałam, iż znalazł się "gołąbek pokoju" i poczułam straszny niesmak. Zaczęłam wtedy opowiadać o metodach, jakie stosowali oni – Sowieci – gdy nas rozbrajali i łapali, a później kontynuowali ich "robotę" polskojęzyczni pachołkowie z UB.

Miała Pani świadomość, że oprócz "Reginy" niektórzy z żołnierzy 5. Brygady czasami po aresztowaniu, a czasami po wyjściu z więzienia, pisali raporty do UB, a potem do SB, na swoich kolegów? Niektórzy robili to do lat 70., a nawet końca 80.?
– Nie, nie wiedziałam. Nawet gdy jeden z dowódców szwadronu kilkakrotnie powtarzał mi, gdy się widzieliśmy, że czeka nas przykra rozmowa, to myślałam, iż chodzi o jakieś pretensje do mnie. Dopiero po jego śmierci dowiedziałam się prawdy… Ale prawdę mówiąc – "Reginie" nikt nie dorównał. Każdy przypadek był inny. Szkoda, że nie ukazuje się metod stosowanych w czasach stalinizmu i tych, którzy się nimi posługiwali by niszczyć ludzi i fizycznie, i moralnie.

Myślę, że tym niezbyt optymistycznym akcentem możemy zakończyć naszą rozmowę. Niech czytelnicy sami ocenią tamte, jak i te bliższe czasy. Bardzo dziękuję za czas poświęcony na nasze rozmowy.

Rozmawiał: Grzegorz Polikowski

Tekst rozmowy, przeprowadzonej przez Grzegorza
Polikowskiego, ukazał się w wydaniu specjalnym Ilustrowanego Magazynu
Historycznego "MILITARIA
XX wieku"
,
nr 4 (11)/2009
.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Pani Janiny Smoleńskiej, dr. Piotra Niwińskiego, książki pt. "Łupaszka", "Młot", "Huzar". Działalność5. i 6. Brygady Wileńskiej AK (1944-1952) autorstwa K. Krajewskiego i T. Łabuszewskiego oraz zbiorów własnych Grzegorza Polikowskiego.

Autor prosi o kontakt (g.polik@vp.pl) wszystkich Czytelników, którzy znają dotychczas "bezimiennych" bohaterów tamtych wydarzeń oraz nieznane fakty lub materialne pozostałości po działalności 5. Brygady (jak i innych oddziałów antykomunistycznego podziemia) lub są w posiadaniu zdjęć i innych pamiątek po nich.

Czytaj więcej na temat "Jachny" i 5. Brygady Wileńskiej AK:

Ostatnia walka 5. Brygady – część 1/5>
Strona główna>

100. rocznica urodzin mjr. "Łupaszki"

Mjr. Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" na karcie Poczty Polskiej

Oficer polowy Wojska Polskiego i Armii Krajowej, dwukrotny kawaler Virtuti Militari, w 2007r. odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski – mjr Zygmunt Szendzielarz, bo o nim mowa, w tym roku obchodziłby 100. rocznicę swoich urodzin. O "Łupaszce" – "żołnierzu wyklętym" pamiętała Poczta Polska, która wprowadza do obiegu kartkę pocztową z nadrukowanym znakiem opłaty o wartości 1,55 zł. Zygmunt Szendzielarz w 1951 r. został zamordowany strzałem w tył głowy w piwnicach mokotowskiego więzienia. W czasach PRL był wymazywany z pamięci Polaków.

Autorka projektu kartki Joanna Czerwińska – Jędrych do emisji wykorzystała zdjęcia wybitnych fotografików, operatorów, żołnierzy Wileńskiej Brygady AK – braci Mikołaja i Sergiusza Sprudinów.
Kartka obrazuje wojenną drogę dowódcy tułacza i jego wiernych towarzyszy broni. Sylwetka dowódcy "idącego pod prąd" wybija się na tle maszerujących żołnierzy, co symbolizuje przewrotność historii. Wstęga flagi polskiej jest elementem symbolizującym drogę do Polski – powiedziała autorka projektu kartki.
Znaczenie symboliczne ma również majaczący się na horyzoncie napis: ŁUPASZKO ŻOŁNIERZ WYKLĘTY, który na pierwszy rzut oka jest niewidoczny – dodała. W miejscu opłaty pocztowej znajdują się trzy fotografie przedstawiające mjr. Zygmunta Szendzielarza.

Kartkę o wymiarach 148 x 105 mm wydrukowano jednostronnie, techniką offsetową, na kartonie białym, w nakładzie 30 tys. sztuk. Można ją będzie nabyć od 9 marca br. również w sklepie internetowym poczty: filatelistyka.poczta-polska.pl.

Poczta Polska szczególne dziękuje pani Barbarze Szendzielarz – córce majora Zygmunta Szendzielarza oraz Mikołajowi Sprudinowi, żołnierzowi V Wileńskiej Brygady AK, fotografikowi, bez których pomocy powstanie tej emisji nie byłoby możliwe.

Na temat mjr. "Łupaszki" i jego żołnierzy czytaj więcej:

Strona główna>

Mjr "Łupaszka" – głos zza grobu…

Fragment archiwalnego nagrania z procesu mjr. Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki"

Mjr Zygmunt Szendzielarz ps. "Łupaszka", zamordowany przez komunistów 8 lutego 1951 r. w więzieniu mokotowskim, przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.

Major Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka" został aresztowany przez UB  30 czerwca 1948 r., podczas akcji X, zorganizowanej przez MBP przeciwko Polakom z Wileńszczyzny. Po licznych przesłuchaniach w więzieniu mokotowskim został skazany na 18-krotną karę śmierci. Proces "Łupaszki" i kilku innych wybitnych oficerów wileńskiej AK miał charakter pokazowy, transmitowany był przez radio. Major zachował się godnie w czasie śledztwa i procesu. Komunistyczny sąd skazał wszystkich "sądzonych" na śmierć. Miejsce pochówku pozostało do dziś nieznane.
Poniżej można wysłuchać fragmentów z zapisem autentycznego głosu Majora "Łupaszki", zarejestrowanego podczas procesu…

Czytaj więcej na temat walki szwadronów mjr. "Łupaszki": BRYGADY "ŁUPASZKI" i "MŁOTA">

Strona główna>

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 1

Działalność szwadronów majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” na terenie południowej Warmii i Mazur od maja 1946 do stycznia 1947 roku.


Na pierwszym planie: mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka".

Pomimo że odzyskaliśmy suwerenność w 1989 roku, bitwa o pamięć trwa, a jeśli idzie o pamięć lat najnowszych – dopiero się zaczyna. Okres komunistyczny w dziejach naszego kraju spowodował ogromne spustoszenie w świadomości narodowej Polaków. Długie lata komunistycznej propagandy doprowadziły do swoistej zamiany ról. Ofiara stała się katem, kat ofiarą, bohater – leśnym bandytą, stalinowski oprawca – bohaterem. Taka sytuacja miała miejsce w przypadku majora Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”. Major Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” jest obok sienkiewiczowskiego Kmicica najsłynniejszym partyzantem, jaki kiedykolwiek prowadził walkę na Warmii i Mazurach. Działalność niepodległościowa „Łupaszki” do 1989 roku przedstawiana była jednostronnie, zgodnie z linią ideologiczną komunistycznej władzy. „Łupaszko” przez lata uważany był za leśnego, reakcyjnego bandytę, który bezwzględnie mordował funkcjonariuszy resortu bezpieczeństwa i działaczy komunistycznych.
Kim naprawdę był „Łupaszko”? Skąd pochodził? Co robiły dowodzone przez niego szwadrony 5. i 6. Wileńskiej Brygady AK na Mazurach w 1946 i na początku 1947 roku? Kto mu pomagał w nieznanych mazurskich lasach? Dlaczego reżimowa władza tak się go bała? Czemu postanowiono wymazać tę postać z historii narodu polskiego?

Od lewej: ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, por. Marian Pluciński „Mścisław”, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko”, plut. Jerzy Lejkowski „Szpagat”, ppor. Zdzisław Badocha „Żelazny”

WILEŃSZCZYZNA (1934-1944)

Urodził się 12 marca 1910 roku w Stryju. W 1932 roku trafił do Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Po ukończeniu CWK otrzymał przydział do 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich w Wilnie. W dniu wybuchu wojny 1 września 1939 roku por. Szendzielarz dowodził 2. szwadronem 4. Pułku Ułanów Zaniemeńskich. Pułk ów wchodził w skład Wileńskiej Brygady Kawalerii, która została przydzielona do Armii „Prusy”. Po klęsce wrześniowej Szendzielarz wszedł w struktury tworzącego się państwa podziemnego w Wilnie. Z rozkazu Komendy Wileńskiego Okręgu AK, w sierpniu 1943 roku objął dowództwo nad 5. Wileńską Brygadą AK. Dowodzony przez niego oddział w latach 1943-1944 stał się największą i najsilniejszą jednostką partyzancką na Wileńszczyźnie. W szczytowym okresie rozwoju liczył około 600 żołnierzy, podzielonych na pięć szwadronów. Sytuacja na Kresach była bardzo specyficzna. Trzeba pamiętać, że na Wileńszczyźnie było dwóch okupantów, Niemcy i ZSRR.
Ponadto żołnierze Armii Krajowej walczyli także z paramilitarnymi jednostkami litewskim. Oddział „Łupaszki” niejednokrotnie w obronie polskiej ludności zmuszony był toczyć boje z partyzantką sowiecką. Dlatego też, kiedy w lipcu 1944 roku ze wschodu zbliżali się „wyzwoliciele” z czerwoną gwiazdą na czapkach, 5. Wileńska Brygada AK maszerowała już na zachód. 23 lipca 1944 roku w Puszczy Grodzieńskiej „Łupaszko” został zmuszony do rozwiązania brygady. Nie był to jednak ostateczny koniec wileńskiego oddziału, ani też zakończenie zbrojnej walki o wolną i niepodległą Polskę jego dowódcy. Jak pokazała historia, dla rtm Zygmunta Szendzielarza ponadroczna działalność bojowa na Kresach okazała się tylko preludium do znacznie dłuższej partyzanckiej walki na ziemiach północnej i zachodniej Polski.

OKRES BIAŁOSTOCKI

Szendzielarz oraz część jego podkomendnych przedostała się na teren Białostocczyzny i weszła w struktury Białostockiego Okręgu AK. Na tym obszarze przeczekano zimę 1944/1945. Następnie „Łupaszko” zebrał rozproszonych niedobitków wileńskich i nowogródzkich oddziałów AK, by wiosną 1945 roku wyjść z nimi ponownie w pole. Nadal trwała wojna, „Łupaszko” nie wierzył Rosjanom, gdyż wiedział dobrze, co może czekać z ich strony. Chciał dalej walczyć o niepodległą i czystą jak łza Polskę. 5. Wileńska Brygada AK została reaktywowana przez „Łupaszkę” 5 kwietnia 1945 roku i stała się jednostką dyspozycyjną Komendy Białostockiego Okręgu AK.
W porównaniu z poprzednim okresem walki zmienił się przeciwnik brygady. Na Wileńszczyźnie był nim okupant niemiecki, współpracujące z nim formacje litewskie i partyzanci sowieccy, natomiast na Białostocczyźnie regularne oddziały Armii Czerwonej, jednostki KBW, NKWD, UBP i MO. Pomimo że miał tak różnorodnych przeciwników, Szendzielarz nie zmienił swojej sprawdzonej już taktyki działania i walki. Dalej operował samodzielnymi szwadronami, które spotykały się podczas koncentracji całości sił. Szwadrony 5. Wileńskiej Brygady AK toczyły walki na Białostocczyźnie do 7 września 1945 roku, kiedy to we wsi Stoczek nastąpiła ostatnia koncentracja oddziału. Podczas tego ześrodkowania „Łupaszko” powiadomił podkomendnych o otrzymanym rozkazie Komendy Okręgu Białystok, rozwiązującym dowodzoną przez niego jednostkę. Szendzielarz w chwili ostatniej koncentracji miał pod sobą około 300 partyzantów. Demobilizacja trwała do końca października 1945 roku. W polu pozostało tylko 19 żołnierzy pod dowództwem por. Lucjana Minkiewicza „Wiktora”, jego zastępcą został Władysław Łukasik „Młot”.

WYBRZEŻE – EKSTERYTORIALNY WILEŃSKI OKRĘG AK

Podczas gdy na Białostocczyźnie trwała demobilizacja szwadronów 5. Wileńskiej Brygady AK, w połowie września 1945 roku „Łupaszko” znalazł się w Gdańsku. Otrzymał informacje, że właśnie tam po repatriacji zainstalowała się ostatnia Komenda Wileńskiego Okręgu AK. Nawiązał z nią kontakt i wszedł w struktury konspiracyjne tworzone na Wybrzeżu. Szendzielarz miał przejąć w całości zadania propagandowe eksterytorialnego Okręgu Wileńskiego AK i utworzyć patrole dywersyjne, które pozyskiwałyby pieniądze na dalszą działalność poprzez akcje ekspropriacyjne. W przyszłości, czyli wiosną 1946 roku, według koncepcji „Łupaszki” miały się one stać zaczątkiem szwadronów nowej 5. Wileńskiej Brygady AK. W dniach 13-15 kwietnia 1946 roku, w myśl wcześniejszych założeń, w majątku Kojty (pow. Sztum) mjr Zygmunt Szendzielarz reaktywował po raz kolejny 5. Wileńską Brygadę AK, która działać miała teraz na Pomorzu, Warmii i Mazurach. Po ześrodkowaniu w Kojtach cały oddział został przerzucony do Borów Tucholskich, gdzie działał do końca maja 1946 roku. Nie była to jedyna brygada, którą dowodził „Łupaszko” w latach 1946-1948. W tym samym czasie, po odnowieniu kontaktów z „Wiktorem” i „Młotem”, Szendzielarz stworzył 6. Wileńską Brygadę AK, która działać miała na Białostocczyźnie i Podlasiu. Tak więc w kwietniu 1946 roku mjr Zygmunt Szendzielarz miał pod swoim dowództwem dwie brygady. Oczywiście nazwa brygada czy też szwadron miała symboliczny charakter i nawiązywała do trady
cji walk na Wileńszczyźnie. Stan 5. Wileńskiej Brygady w latach 1946-1947 w szczytowym okresie nie przekroczył 70 żołnierzy, natomiast 6. Wileńska Brygada AK liczyła około 80 żołnierzy.

DZIAŁALNOŚĆ NA POMORZU I MAZURACH

„Łupaszko” rozpoczynał już czwartą kampanię wojskową w swoim życiu z taką samą niezachwianą wiarą w zwycięstwo i w słuszność prowadzonej walki jak poprzednio. Również żołnierze znali cel i wierzyli w powodzenie podjętych działań. Po przybyciu w Bory Tucholskie, 2 maja podczas koncentracji wszystkich żołnierzy 5. Wileńskiej Brygady AK w leśniczówce Szklana Huta, „Łupaszko” dokonał pierwszego podziału jednostki na szwadrony. Powstały dwa szwadrony oznaczone numerami 4 i 5. Dowódcą 4. szwadronu został Henryk Wieliczko „Lufa”, 5. szwadronu Zdzisław Badocha „Żelazny”. W tym samym czasie 6. Wileńska Brygada AK pod dowództwem „Wiktora”, operująca na Białostocczyźnie, liczyła około 80 ludzi, podzielonych na trzy szwadrony i patrol żandarmerii. „Łupaszko” podczas tego ześrodkowania przedstawił podkomendnym cele i zadania czekające oddział. 5 Wileńska Brygada AK miała działać destrukcyjnie na formującą się w kraju komunistyczną władzę. Tak jak na Białostocczyźnie w 1945 roku, tak i teraz atakować miano urzędy państwowe, posterunki MO, wykonywać wyroki na funkcjonariuszach UBP i NKWD, konfidentach, szczególnie niebezpiecznych członkach PPR. 24 maja 1946 r. Szendzielarz rozpoczął przerzut swoich szwadronów w kierunku Warmii i Mazur. Z końcem tego miesiąca w trójkącie Szczytno, Wielbark, Nidzica, w mazurskich lasach operowali już wileńscy partyzanci.

„Nie jesteśmy żadną bandą, jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej Ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. Walczymy za świętą sprawę, za wolną, niezależną, sprawiedliwą i prawdziwie demokratyczną Polskę! (…) Jednopartyjne rządy komunistyczne biorą myśl w obcęgi, pozbawiają człowieka woli, przywiązań, umiłowań tych najistotniejszych cech człowieczeństwa. (…) Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”.
W taki właśnie sposób w marcu i kwietniu 1946 roku w wydrukowanych ulotkach „Łupaszko” przedstawiał i wyjaśniał motywy swoich działań.

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 2>
Strona główna>

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 2

NIERÓWNA WALKA


Petycja o ułaskawienie leśniczego Zbigniewa Jarosińskiego z dnia 25 czerwca 1947 roku, skierowana do Bieruta przez mieszkańców ówczesnej gminy Kot.
Kliknij aby powiększyć: strona 1> , strona 2>

W 1946 roku na terenie Mazur rozpoczęła się nierówna walka. Po jednej stronie stanęła Armia Czerwona, NKWD i ich polscy poplecznicy, po drugiej stronie zgrupowanie mjr. „Łupaszki”. Żeby zrównoważyć przygniatającą dysproporcję sił, szwadrony 5. Wileńskiej Brygady AK musiały przemieszczać się szybko, ciągle zmieniać miejsce postoju, atakować znienacka i odskakiwać w leśne mateczniki. Najistotniejsza jednak była pomoc udzielana partyzantom przez zaufanych ludzi w terenie. Takich osób było niewiele, trzeba pamiętać, że były to dawne Prusy Wschodnie. Nie istniała siatka akowska, a miejscowi Mazurzy podchodzili nieufnie do osób napływowych, jednak „Łupaszko” radził sobie i w tych warunkach.

ZBIGNIEW JAROSIŃSKI ps. „PUSZCZYK”

Jednym z takich zaufanych ludzi „Łupaszki” był leśniczy z Omulewa Zbigniew Jarosiński. Po przybyciu na Warmię i Mazury w 1946 r., jeszcze w maju, patrol dowodzony przez „Łupaszkę” nawiązał z nim kontakt. Leśniczy ów wyraził chęć współpracy z wileńskimi partyzantami. W następnych miesiącach kilkakrotnie major Szendzielarz korzystał z jego gościnności w leśniczówce Omulew.

Zbigniew Jarosiński „Puszczyk” (ur. 15.05.1922), był ppor. AK, absolwentem Kursu Podchorążych Obwodu AK – „Opocznik” – Ostrów Mazowiecka. Walczył w oddziale partyzanckim w Puszczy Białej. W akcji „Burza” – żołnierz III Batalionu 13. Pułku Piechoty AK. Za zasługi bojowe odznaczony Krzyżem Walecznych, Krzyżem Armii Krajowej. Przybył na tzw. ziemie odzyskane w listopadzie 1945 roku z powiatu Ostrów Mazowiecka. Dyrekcja Lasów Państwowych w Olsztynie skierowała go do nadleśnictwa Zimna Woda. Przez pewien czas mieszkał w miejscowości Kot, a następnie w maju tegoż roku, przeniósł się do leśniczówki Omulew. W styczniu 1947 roku bezpieka otrzymała informacje o współpracy leśniczego Zbigniewa Jarosińskiego z „Łupaszką”. Jeszcze w tym samym miesiącu został aresztowany. Za pomoc udzieloną partyzantom „Łupaszki” oraz za przechowywanie ich broni 14 kwietnia 1947 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie skazał Zbigniewa Jarosińskiego na 15 lat więzienia. Bolesław Bierut nie skorzystał z prawa łaski, pomimo iż jedną z próśb o ułaskawienie napisali mieszkańcy gminy Kot. Skazany wyszedł na wolność w 1953 roku, po śmierci Stalina. Komuniści wspaniałomyślnie w drodze amnestii skrócili mu czas odbywania kary. Szczęśliwie dożył chwili, w której Polska stała się krajem wolnym i możliwe było odwołanie się od wyroku. W 1991 roku Sąd Wojskowy w Olsztynie unieważnił wyrok wydany w 1947 roku. Zbigniew Jarosiński zmarł 19 kwietnia 1995 r. w Biskupcu Reszelskim. Pochowany został w rodzinnej wsi Poręba, koło Ostrowi Mazowieckiej.

MJR MICHAŁ WAWRYK I PPOR. JAN ROMANOWSKI

W pierwszych latach tak zwanego utrwalania władzy ludowej (1945-1948) komunistom brakowało ideowych współpracowników, ludzi gotowych objąć wolne stanowiska w różnych resortach, szczególnie na ziemiach odzyskanych. Dlatego też duża część milicjantów, leśniczych, gajowych, zwykłych żołnierzy LWP, a nawet funkcjonariuszy UB miała rodowód akowski. Sytuacja taka bardzo ułatwiała działalność szwadronom „Łupaszki”. Ludzie ci, zamiast walczyć z partyzantami, niejednokrotnie im pomagali. Na terenie Warmii i Mazur znalazło się także wielu przesiedleńców z Wileńszczyzny, oni też sprzyjali prowadzonej przez Zygmunta Szendzielarza walce.

Najcenniejszymi współpracownikami „Łupaszki” na Warmii i Mazurach byli mjr Michał Wawryk „Cichy” i ppor. Jan Romanowski. Ich wyjątkowość polegała na tym, iż byli oficerami reżimowego systemu komunistycznego. „Cichy” pełnił funkcję dyrektora naukowego pułku szkolnego KBW w Szczytnie, natomiast Romanowski był dowódcą kompanii szkolnej Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego (WBW). Jak pokazała historia, informacje przekazywane przez tych dwóch ludzi okazały się bezcenne dla działalności szwadronów „Łupaszki” na Warmii i Mazurach. Niestety, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Zbigniewa Jarosińskiego, zostali oni zdemaskowani i wszelki ślad po nich zaginął.

LEŚNICZÓWKA OMULEW

Leśniczówka Omulew już nie istnieje, ale cała historia związana z jej losami wydaje się paradoksalna. Po tzw. okresie utrwalania władzy ludowej, w latach sześćdziesiątych, w tym miejscu wybudowano ośrodek rządowy dla prominentów komunistycznych. Obecnie wykorzystywany jest przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Bardzo chętnie do dnia dzisiejszego przyjeżdża tu gen. Wojciech Jaruzelski. Tak więc miejsce, w którym w 1946 r. ukrywał się przed obławami „Łupaszko” i jego szwadrony, kilkanaście lat później stało się miejscem wypoczynku władz komunistycznych. Wydawało się, że w roku 2007 zostało ono ponownie „odbite” przez żołnierzy „Łupaszki”, jednak jak pokazuje najnowsza historia nie na długo.

W raportach UBP, KBW i MO akcje bojowe oddziału „Łupaszki” były przedstawiane w krzywym zwierciadle. Partyzantom przypisywano bestialstwo, pastwienie się nad wziętymi do niewoli i dobijanie rannych. Można o tym przeczytać w wielu pracach dotyczących okresu „utrwalania władzy ludowej” – co nie dziwi. Jednak nawet po 1989 roku pojawiają się publikacje z podobnymi sensacjami. Według partyjnych historyków, akcje szwadronów „Łupaszki” przebiegały w następujący sposób: rozbrojenie posterunku MO lub UBP, pobicie funkcjonariuszy, co odważniejszym funkcjonariuszom dawkowano wymyślniejsze tortury, rozstrzelanie funkcjonariuszy UBP, nierzadko też MO, najlepiej na oczach mieszkańców danej wsi. Na koniec sanitariuszki oddziałów wileńskich dobijały strzałem w głowę żyjących jeszcze komunistów.

Ppor. Zdzisław Badocha „Żelazny” (z lewej), dowódca 5. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, poległ w walce z UB 28 czerwca 1946 roku; ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, dowódca 4. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK. Aresztowany przez UB w czerwcu 1948 roku, skazany na karę śmierci, rozstrzelany w marcu 1949 roku na zamku w Lublinie.

PROPAGANDA I RZECZYWISTOŚĆ

Takiemu traktowaniu pokonanych przez „Łupaszkę” i jego żołnierzy przeczy większość raportów służb bezpieczeństwa i milicji. Zachowało się przynajmniej kilkadziesiąt meldunków funkcjonariuszy MO czy też U
BP (w zasobach IPN), z których wyłania się inny obraz. Partyzanci „Łupaszki” nigdy nie pastwili się nad komunistami. Wyroki śmierci na funkcjonariuszach UBP i konfidentach wykonywano z dala od siedzib ludzkich, wyprowadzając skazanych najczęściej do lasu. Za mniejsze przewinienia członkowie szwadronów 5. Brygady karali biciem wyciorami. Sami dowódcy Wojsk Bezpieczeństwa Wewnętrznego Okręgu Mazurskiego stwierdzają:
"Rabunki i napady dokonywane przez bandę mjra »Łupaszki« miały charakter czysto polityczny, jak zabieranie umundurowania przez bandę było płacone, zabieranie broni z MO, były wypadki, że w zamian pozostawiano starą broń (…). Przy rozbrajaniu posterunków MO odbierano broń i przy odejściu oddawano broń z powrotem milicjantom."

W raporcie ekspozytury wywiadu Obszaru Centralnego WiN kryptonim „Stocznia” z 1 lipca 1946 roku można dowiedzieć się, iż:
"Na Mazurach istnieje silna grupa OL [Oddziału Leśnego] pod dowództwem mjra. »Łupaszki«. (…) Zasięgiem swym i wpływami obejmuje »Łupaszko« tereny od Brześcia n/Bugiem, aż po Chojnice na Pomorzu. Z WP utrzymuje podobno dobre stosunki, przy czym zarówno wojsko, jak i ludność darzą sympatią tak samego majora, jak i jego oddziały, które zachowują się z żołnierską karnością."

CZERWCOWE KONCENTRACJE

Kolejna koncentracja 5. Wileńskiej Brygady AK odbyła się na raty, już w byłych Prusach Wschodnich, 1-2 czerwca w majątku Jodłówka (Tanfelde) i 4-6 czerwca w leśniczówce Kończewo (Kunzendrof). W Jodłówce mjr „Łupaszko” utworzył nowy, 3. szwadron. Dowództwo nad nim objął Leon Smoleński „Zeus”. W jego skład weszli nowo przybyli do brygady ludzie, kilku partyzantów oddał „Zeusowi” także „Lufa”. W dzienniku prowadzonym przez dowódcę 4. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK „Lufę” są informacje o przebiegu ześrodkowania:
"1 VI Spotkanie P. Maj[ora]. Dostajemy mapy Prus. »Staś« i »Szpagat« dostarczają broń z patrolu. »Zeus« dostaje ludzi. Odchodzi ode mnie i formuje szwadron. (…) 4 VI M[iejsce] p[ostoju] opuszczona leśniczówka. Neumühle [Nowy Młyn]. Spotkanie się z P. Majorem, siostrą »Ewą« i por. »Stefanem«. Przychodzi szwadron »Żelaznego«. Wygląda wspaniale, w angielskich mundurach, uzbrojeni po zęby. »Jastrząb« jedzie po prowiant. Dołącza st. strz. »Ford«. Wieczorem z racji spotkania ogólna »biba«. Postój trwa."
 
Tak natomiast moment koncentracji zapamiętał Olgierd Christa „Leszek”, żołnierz 5. szwadronu:
"Zastaliśmy sformowany nowy szwadron Leona Smoleńskiego »Zeusa«. (…) Rano w dniu następnym przed frontem odczytano rozkaz informujący, iż na stanowisko podporucznika został mianowany »Zeus«. (…) Major był jak zawsze pogodny, w dobrym humorze. Emanował wiarą w lepszą przyszłość. Wyrażał nadzieję, iż los wynagrodzi nam lata samozaparcia, koczowniczego życia, trudów walki. Nie nadużywał terminów patetycznych. Mówił językiem trafiającym do nas nawet wówczas, gdy wyrażał mocnym słowem dezaprobatę. Nie szafował obietnicami bez pokrycia, nie mamił przyszłymi promocjami, bronił tezy apolityczności wojska. Ten człowiek z rogatą duszą czynił na nas wielkie wrażenie."
Tak więc w czerwcu 1946 roku na terenie Mazur operowały już trzy szwadrony, 3. pod dowództwem „Zeusa”, 4. pod dowództwem „Lufy” i 5. kierowany przez „Żelaznego”.

DZIENNIK „LUFY”

Po koncentracjach z początku czerwca 5. Wileńska Brygada AK przystąpiła do dalszej działalności. Szwadron „Żelaznego” na rozkaz „Łupaszki” w połowie czerwca, nie wykazując zbytniej inicjatywy bojowej, powrócił na lewy brzeg Wisły i przeszedł do Borów Tucholskich. W byłych Prusach Wschodnich pozostały dwa szwadrony: szwadron „Zeusa” operował na pograniczu Warmii i Powiśla, szwadron „Lufy”, przy którym pozostawał „Łupaszko”, działał na Mazurach, w ich zachodniej części. Z zachowanego dziennika działań 4. szwadronu 5. Brygady możemy odtworzyć dalszy szlak bojowy tego pododdziału, a także dowiedzieć się, jak wyglądało życie partyzanckie. 7 czerwca szwadron „Lufy” wymaszerował z kolonii Szkitławki (pow. Morąg) i dokonał rekwizycji we wsi Wielowieś (pow. Morąg), wieczorem znalazł się w majątku Jaśkowo (pow. Morąg), gdzie przenocowano.
"8 VI Rankiem marsz. Major szkoli nas w urządzaniu zasadzek. Po południu rozbrajamy posterunek milicji w Miłomłynie. 9 VI Zielone Święta spędzamy na plaży nad wielkim kanałem. Zatrzymujemy tam piękny statek, który jedzie z Ostródy pod Elbląg. Dowiadujemy się, że ma nim wracać Bierut. »Wściekamy się«, że zatrzymaliśmy go teraz, a nie w powrotnej drodze."

10 czerwca 4. szwadron nocował w Niklawie. Następnie 11 czerwca przemieścił się do wsi Tarda (nad jeziorem Bartążek), gdzie „Łupaszko” spotkał się z wysłannikami „Wiktora”, dowódcy 6. Wileńskiej Brygady AK. Tego dnia żołnierze szwadronu nocowali w leśniczówce Jeleni Kąt. Rankiem 12 czerwca przemieścili się do wsi Dąg (pow. Ostróda), gdzie rozbroili milicjanta z Łukty. Tym razem nocleg wypadł w leśniczówce Pupki (pow. Ostróda).

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 3>

Strona główna>

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 3

Podczas kolejnego dnia marszu „Lufa” postanowił urządzić zasadzkę na funkcjonariuszy UB.
"13 VI Telefonuję na UB Ostróda, że jest banda i staję na zasadzce. Mają stracha i nie przychodzą. Spotkanie z P. Maj[orem] w leśniczówce Adlersbude [Orlik]. Noc na kolonii Dluskien [Dłużki]. 14 VI Z rana stajemy we wsi Adamsguth [Jadaminy]. Po poł[udniu] odmarsz na kol[onię] Thomaszejnermile [powinno być Tomaschiner Mühle, czyli Tomaszyński Młyn],
gdzie nocujemy. »Jastrząb« idzie na polowanie, za godzinę przynosi
dzika. 15 VI Rankiem idziemy na pustą kolonię. Łapiemy szabrownika,
który okazał się PPR-owcem »sypiącym« kolegów. Idę na patrol. Wieczorem
jemy kolację we wsi Makruty. Na kolonii, w której chcieliśmy
kwaterować, narobili takiego krzyku, że słychać było w promieniu 5 km.
16 VI Spotkanie z »Zeusem«
[w] leśn[iczówce] Kervey [Kerrey, czyli Kieruj]. Jest »Staś« i »Orszak«. Dołącza już zdrowy »Sykstus«. Dostaję nowe buty. W nocy robimy skok na północ pod Olsztyn, kol[onia] Szenfelde [najprawdopodobniej chodzi o Schoenfelde, czyli Unieszewo], gdyż przypuszczamy, że jest obława."

Po dwóch tygodniach działania 5. Wileńskiej Brygady AK na Warmii i Mazurach resort bezpieczeństwa przeszedł do kontrofensywy. Funkcjonariusze UB otrząsnęli się z dotychczasowych porażek i zaczęli rozpracowywać oddział wileński. Do spacyfikowania terenu przed referendum, zaplanowanym na 30 czerwca 1946 roku, komuniści rzucali coraz większe siły. Zaczęto organizować jedną obławę po drugiej i choć nie przynosiły one spodziewanych rezultatów, zmusiły szwadrony Szendzielarza do powstrzymania działań. Urząd Bezpieczeństwa powoli zmieniał taktykę. Zaczęto tworzyć małe, lotne grupy, upodabniając je do szwadronów mjra „Łupaszki”. W terenie UBP zainstalowało licznych konfidentów. Na podstawie ich informacji coraz szybciej odnajdowano miejsca postoju i koncentracji 5. Brygady. Do samych szwadronów także zaczęli przenikać konfidenci. Tylko doświadczenie dowódców, taktyka i dyscyplina w wileńskich pododdziałach powodowała, że wychodziły one obronną ręką z licznych obław i zasadzek, zadając przy tym poważne straty.

Mapa okolic zimnej Wody i Omulewa. Kliknij w miniaturę aby powiększyć.

KONTROFENSYWA UB

W czerwcu 1946 roku powołany został sztab wojewódzki w Olsztynie do zwalczania szwadronów „Łupaszki”. W dokumentach UBP znajdujących się w IPN, w Białymstoku czytamy:
"Powstało 8 stałych grup operacyjnych. Każda grupa liczyła 60 ludzi (żołnierze WP, WBW, funkc. UB i MO). Miały one do dyspozycji 3 samochody, motocykl, 3-4 CKM, broń automatyczną i karabiny. Utworzono także oddział specjalny rezerwowy w ilości 150 ludzi, zakwaterowany w Olsztynku, dysponujący 7 samochodami i 3 motocyklami. W akcjach zbrojnych przeciwko bandzie wykorzystano następujące siły i środki: funkcjonariuszy WUBP [Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego], KW MO i jednostek terenowych w powiatach zagrożonych działalnością bandy, batalion WBW, batalion 15. DP WP w Olsztynie, żołnierzy 41. pułku, członków ORMO [Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej] i SOK [Służby Ochrony Kolei]."

Z innego planu rozpracowania i likwidacji oddziału „Łupaszki”, przygotowanego przez szefa Oddziału Rozpoznawczo-Śledczego KBW płk. Litwina, możemy dowiedzieć się, w jaki sposób miano tego dokonać:
"W tych powiatach (Olsztyn, Nidzica i Szczytno) mieć po trzech informatorów. Z przyjeżdżających repatriantów z Wileńszczyzny zwerbować agenta i posłać do bandy. Oficerów zwiadu WBW wysłać na powiaty [sic] celem werbowania i pracy z agenturą oraz informatorami […] O wszystkich posunięciach i działalności band zawiadamiać WBW i trzymać ścisłą łączność z sąsiednimi WBW. Dla ułatwienia działania przeciwko bandom trzymać operacyjne grupy w powiatach Niborg [Nidzica], Olsztyn, Morąg. Wykorzystać partyjne organizacje i członków poszczególnych organizacji jako informatorów. Wykorzystać wydzielone środki na opłatę agentury."

OBŁAWY

Obławy kombinowanych grup resortowo – milicyjno – wojskowych wychodziły od połowy czerwca praktycznie codziennie w teren z zadaniem wytropienia szwadronów „Łupaszki”. 13 czerwca obława ruszyła ze Szczytna na obszar gminy Lipowiec, 14 czerwca z Nidzicy w okolice Jedwabna, 17 czerwca z Olsztyna w kierunku wsi Butryny, a 18 i 26 czerwca oraz 1 lipca ponownie z Olsztyna na teren powiatu olsztyńskiego. W żadną z tych obław nie dostali się partyzanci „Łupaszki”, ponieważ oprócz doświadczenia partyzanckiego, wyśmienitego dowódcy i dobrej taktyki posiadali jeszcze jeden element przewagi nad przeciwnikiem – „wtyczki” w ścisłym kierownictwie Wojewódzkiego Korpusu Bezpieczeństwa. Mowa tu o wspominanych już wcześniej majorze Michale Wawryku „Cichym” i ppor. Janie Romanowskim. „Łupaszko” spotykał się z nimi kilkakrotnie. Do jednego ze spotkań z „Cichym” doszło 13 czerwca w leśniczówce Pupki, potem 16 czerwca w leśniczówce Kervey [Kerrey; Kieruj] i pod koniec tego miesiąca w koloniach miejscowości Czarny Piec. Podczas tych rozmów „Cichy” informował „Łupaszkę” o zamierzonych obławach, kierunkach i ich zasięgu. Ponadto dostarczał partyzantom mapy i lekarstwa. Od 16 czerwca 3. i 4. szwadron działały praktycznie razem. Major „Łupaszko” wyznaczył im ten sam rejon działania. Wiedział od „Cichego” o planowanych obławach i ich trasach, dlatego też chciał mieć oba pododdziały blisko siebie, pod bezpośrednimi rozkazami. 17 czerwca oba szwadrony znalazły się niedaleko Olsztyna. W okolicach majątku Gągławki 4. szwadron dokonał rekwizycji. Po otrzymaniu map Lasów Ramuckich oba szwadrony zapuściły się daleko na wschód, by zatrzymać się nad jeziorem Serwent w leśniczówce Graszk. Postój trwał dwa dni (21-22 czerwca).
"22 VI Z rana alarm. W naszym kierunku idzie wojsko. Siostra »Ewa«, mimo że się myła, była momentalnie gotowa. Wycofaliśmy się bez strzału na leśn[iczówkę] Mandryny, gdzie spotykamy się z P. Maj[orem] i »Zeusem«. Noc we wsi Łajsy. W nocy na nowe miejsce postoju 5. Brygady trafił sierżant Jan Samosiuk, oficer wywiadu KBW. Został zlikwidowany."

CZARNY PIEC – ZASADZKA

Rankiem 23 czerwca partyzanci przemaszerowali w rejon miejscowości Czarny Piec, gdzie też urządzili zasadzkę, w którą wpadła grupa propagandowa wysłana w teren przed zbliżającym się referendum. Na czele grupy stał agitator z Komitetu Powiatowego PPR w Nidzicy Wacław Bralski, którego ochraniała grupa 10 żołnierzy z 41 pp LWP. Agitator został zlikwidowany, część żołnierzy wyraziła chęć wstąpienia do oddziału „Łupaszki” i zostali przyjęci, pozostałych zwolniono. Tego dnia szwadrony rozdzieliły się, 4. szwadron nocował w leśniczówce Gróbka. Następnego dnia „Lufa” przemaszerował przez wieś Natać Mała, gdzie zaopatrzono się w żywność. Noc z 24 na 25 czerwca partyzanci 4. szwadronu, przy którym pozostawał „Łupaszko”, spędzili w znanej już sobie leśniczówce Omulew, gdzie zostali przyjęci przez leśniczego Zbigniewa Jarosińskiego.
"25 VI Rankiem marsz w kierunku na wschód. Przy zajmowaniu kwatery w Omulefmuehle [Przysowa] spostrzegamy wojsko, które po rozpoznaniu okazuje się szwadr[onem] »Zeusa«. Na kwaterę wjeżdża dwóch milicjantów, rozbrajamy ich. »Zeus« odchodzi, my zostajemy na kwaterze. Wkrótce na podwórze wjeżdża cywil. Jak się okazuje z jego dokumentów, jest szpiclem UB z Niborka [Nidzicy], likw[idacja]. Jednego z milicjantów wysyłamy po wódkę. Drań bierze pieniądze i nie wraca."
Milicjanci ci przybyli z posterunku MO w Wałach. Byli to Zdzisław Góralski i Andrzej Głąb.

Obelisk upamiętniający członka Komitetu Powiatowego PPR w Nidzicy Wacława Bralskiego, znajdujący się na Kolonii Dłużek.

26 czerwca pod wieczór szwadron „Lufy” znalazł się we wsi Rekownica (pow. Nidzica). Po drodze we wsi Kot dokonał likwidacji funkcjonariusza UBP z Nidzicy Zbigniewa Urlicha. W Rekownicy miało miejsce ciekawe zdarzenie, obrazujące stosunki panujące wówczas na Warmii i Mazurach. „Lufa” zapisał:
"Pytamy gospodarza o nazwisko, odpowiada po polsku, że jakiś Tomczyk, czy coś podobnego. Jaka pana narodowość – Niemiec. Dlaczego Niemiec? – Przecież macie polskie nazwisko. Nie może dać stanowczej odpowiedzi, coś kręci. Dzieci mówią po niemiecku. Polacy, z którymi się dotąd stykał, to szabrownicy lub bandyci, którzy go tylko rabowali, mówiąc, że on jest Niemiec i na takie traktowanie zasługuje. Sąsiedzi jego pojechali do Niemiec, on chyba też pojedzie (mówi)."

KURIER – WACŁAW BEYNAR ps. „ORSZAK”


Mjr „Łupaszko” (z prawej) oraz wachm. Wacław Beynar ps. „Orszak”. Wachm. „Orszak” żołnierz 5. Brygady Wileńskiej od jesieni 1943. W latach 1945-48 kurier mjr. „Łupaszki”. Aresztowany przez UB 24 lipca 1948 w Gdyni, skazany na karę śmierci zamienioną później na 15 lat więzienia.

Następnego dnia 4. szwadron odmaszerował na wschód, gdzie 28 czerwca w spalonej leśniczówce Ustan Szendzielarz spotkał się ze swym kurierem Wacławem Beynarem „Orszakiem”. Był to człowiek niezastąpiony, żołnierz do zadań specjalnych „Łupaszki”, który kilkakrotnie przedzierał się na zachód w celu nawiązania kontaktu z dowództwem Polskich Sił Zbrojnych. Życiorys „Orszaka” mógłby posłużyć za kanwę niejednego filmu sensacyjnego. Po tym wydarzeniu partyzanci zawrócili, ponownie przeszli przez kolonię Rekownica i na noc zatrzymali się na kolonii Malgaofen (Niedźwiedź) w powiecie Nidzica.

O dwóch kolejnych likwidacjach funkcjonariuszy UB nie wspomina w swoim dzienniku „Lufa”, więc z całą pewnością dokonał ich szwadron „Zeusa”, który operował w okolicy Jedwabna. W dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa czytamy:
27 VI został napadnięty a następnie zamordowany w m-ci [miejscowości] Jedwabno pow. Nidzica przez bandę AK »Łupaszki« funkcjonariusz z PUBP Nidzica Wysocki Marek s. Andrzeja ur. 15 VI 1924 r., czł[onek] PPR."

28 czerwca, we wsi Dębowiec ten sam szwadron zlikwidował kolejnego funkcjonariusza UBP z Nidzicy Andrzeja Rzeczkowskiego. W ciągu trzech dni (26-28 czerwca) PUBP w Nidzicy stracił już trzeciego funkcjonariusza. Pomimo podejmowanych licznych prób, komunistom nie udało się odnaleźć szwadronów 5. Wileńskiej Brygady AK, które nadal znajdowały się praktycznie w tym samym miejscu (w małym czworoboku, którego wierzchołki stanowiły miejscowości: Zimna Woda, Kot, Wały, Dębowiec.

REFERENDUM 3 x TAK

30 czerwca 1946 roku odbyło się w Polsce referendum, jak się później okazało sfałszowane przez komunistów. Dzień wcześniej szwadron „Lufy” zakwaterował, już po raz kolejny, w leśniczówce Omulew i przebywał tam do 1 lipca. „Łupaszko” po wcześniejszych likwidacjach funkcjonariuszy UB postanowił przeczekać ten okres bez podejmowania jakichkolwiek działań. „Lufa” zapisał:
"29 VI Śniadanie we wsi Malgaofen [Niedźwiedź]. Zamieszkałe są tylko trzy chaty. Dla sołtysa przydzielono pół worka (dosłownie) propagandowych ulotek przedwyborczych. Por. »Stefan« idzie na patrol po jałówkę do Omalefmile [powinno być Omulefofen, czyli dzisiejsza miejscowość Kot]. Postój na leśn[iczówce] Omulef. Przychodzi por. »Stefan«. »Moskito« bawi się w rzeźnika. 30 VI »Listek« zachwyca nas swoimi zdolnościami kulinarnymi. Gospodarz idzie na referendum. Przerabiamy trójkąt błędów. Nocujemy. P. Major wędkuje”."

U Zbigniewa Jarosińskiego w leśniczówce Omulew „Łupaszko” zarządził – jak na warunki partyzanckie – bardzo długi postój. Jałówka, o której pisze w swoim dzienniku „Lufa”, została zarekwirowana wójtowi Kota, który mieszkał w Dębowcu. Zostawiono mu pokwitowanie następującej treści:
"Kwituję odbiór jednej krowy, która jest potrzebna do naszej kuchni na jutrzejsze święto (wybory). Krowa widocznie przeczuwała, że zbliża się dzień ostateczny w jej życiu, bo kiwała zrezygnowana głową 3 x tak."
Jak widać, humory dopisywały podkomendnym „Łupaszki”…

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 4>
Strona główna>

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 4

ZEZNANIA „PUSZCZYKA”

Zbigniew Jarosiński po aresztowaniu przez bezpiekę w swoich zeznaniach tak charakteryzował moment postoju u niego szwadronu „Łupaszki”:
"Jeden dzień przed referendum na wieczór przyszła do mnie ta sama grupa na czele z »Łupaszką«. Z nim był pierwszy raz jakiś porucznik. Przyprowadzili ze sobą krowę, zarżnęli ją, skórę i kości zakopali, mięso zaraz ugotowali, ja dałem im kartofle. (…) W referendum powiedziałem do »Łupaszki«, że muszę iść głosować. (…) Kiedy wróciłem z referendum, pytał się mnie o przebieg głosowania. (…) mówiłem mu, że jest dużo wojska w okolicy Kota, pow. Nidzica (…). Po południu w referendum sierżant pseudonim »Lufa« chciał rozbić urnę wyborczą. »Łupaszko« na to nie zgodził się, powiedział, że takich rozkazów nie mają i sierżant nie poszedł. W dalszym ciągu pytali mi się, czy nie ma tu kogoś takiego, który donosi do UB i pytali mi się o milicję, jak się zachowują, czy nie dokuczają ludności, także byli ciekawi, co to za człowiek wójt z gminy Wały Błaszczyk”."

ODSKOK NA POMORZE

Po referendum „Łupaszko” podjął decyzję o opuszczeniu obszaru Warmii i Mazur i wycofaniu się w Bory Tucholskie. Pobyt 5. Wileńskiej Brygady AK na tych ziemiach trwał prawie dwa miesiące. Teren został nasycony konfidentami i funkcjonariuszami UBP. Dlatego podjęcie takiej decyzji było nieuniknione. Przemarsz 3. i 4. szwadronu w Bory Tucholskie trwał ponad trzy tygodnie. 1 lipca po opuszczeniu leśniczówki Omulew szwadron „Lufy” urządził zasadzkę na drodze Nidzica – Pasym. Rozbrojono napotkanych milicjantów, następnie zatrzymano samochód z żołnierzami LWP, których także rozbrojono. Potem 4. szwadron przemieścił się do leśniczówki Koniuszyn (pow. Nidzica), gdzie zarekwirowano mapy. 2 lipca „Lufa” przeszedł przez miejscowości Orłowo (gdzie zarekwirowano konie), następnie przez Brzeźno Łyńskie i zatrzymał się na noc w miejscowości Stare Ramuki (pow. Olsztyn). W tym dniu od 4. szwadronu odłączył się „Łupaszko” z trzyosobowym patrolem, by odnaleźć pododdział „Zeusa”. Przez następne dwa tygodnie, klucząc między obławami, szwadron „Lufy” przesuwał się w rejon koncentracji wyznaczonej przez „Łupaszkę” na 19 lipca w leśniczówce Kunzendorf (Kończewo), w powiecie morąskim. Stąd 3. i 4. szwadron miały wspólnie dokonać bezpośredniego odskoku w Bory Tucholskie i połączyć się z 5. szwadronem „Żelaznego”.

W dniach poprzedzających referendum 3 x Tak 3. szwadron „Zeusa” operował w okolicy Olsztyna i Stawigudy. W dzień referendum, 30 czerwca, w Stawigudzie rozbił posterunek MO i lokal wyborczy. Zdobyto w sumie 14 sztuk broni, w tym 10 sztuk kb, 3 PPSze, 1 MP oraz 1 kb 10-strzałowy. W Stawigudzie „Zeus” zlikwidował także Czesława Krawula, funkcjonariusza UB z Olsztyna. Akcja w Stawigudzie sprowokowała obławę resortu bezpieczeństwa, z której 3. szwadron tylko cudem się wyrwał. Jednak grupy wywiadowcze UBP ciągle szły śladem „Łupaszki”. „Lufa” zanotował:
"19 VII rankiem odmarsz na spotkanie z P. Majorem. W drodze na leśniczówce Kunzendorf [Kończewo] spotykam »Zeusa« ze szwadronem. Patrol »Zeusa« wysłany do nadleśnictwa Haack [Hak] spotyka P. Majora. P. Major jest bardzo wzruszony, że nas wszystkich widzi »całych«. Ponieważ wojsko okrążyło lasy i lada chwila należy się spodziewać obławy, szwadrony rozchodzą się. Kierunek zachód, za Wisłę w Bory Tucholskie."

23 lipca, po prawie dwóch miesiącach, skończył się pierwszy okres działalności 5. Wileńskiej Brygady AK na Warmii i Mazurach. Pomimo niewielkiego stanu osobowego (15-18 partyzantów w szwadronie) brygada nie tylko nie została rozbita przez resort bezpieczeństwa, ale sama zadawała liczne ciosy.

POMORZE

Po odnalezieniu 5. szwadronu w Borach Tucholskich „Łupaszko” przeprowadził koncentrację całości sił (3., 4., 5. szwadron) w rejonie miejscowości Brzeźno. Podczas tego ześrodkowania Szendzielarz podjął decyzję o przejściu z 4. szwadronem „Lufy” na teren Białostocczyzny i Podlasia. Planowano nawiązać kontakt z drugą jednostką podległą „Łupaszce”, tzn. z 6. Wileńską Brygadą AK „Wiktora”, która działała na Białostocczyźnie od marca 1946 roku i przeczekać wspólnie okres zimy 1946/1947. Na Pomorzu miał pozostać 3. szwadron „Zeusa” i 5. szwadron „Leszka”, który zastąpił zabitego przez UB „Żelaznego”. Przemarsz szwadronu „Lufy” trwał prawie dwa miesiące. 23 września 4. szwadron „Lufy” wraz z „Łupaszką” przekroczył rzekę Pisę w miejscowości Wincenta i znalazł się na terenie Białostocczyzny.

KONCENTRACJA NA BIAŁOSTOCCZYŹNIE

18 października 1946 roku na Białostocczyźnie, na kolonii Rogawka „Łupaszko” przeprowadził koncentrację sił, jakimi dysponował na tym obszarze. Do Rogawki przybyły trzy szwadrony 6. Wileńskiej Brygady AK dowodzone przez „Wiktora” i 4. szwadron 5. Wileńskiej Brygady AK. Podczas koncentracji zapadły istotne decyzje. „Łupaszko” mianował nowego dowódcę 6. Brygady. Został nim por. Władysław Łukasik „Młot”, dotychczasowy zastępca „Wiktora”. Zlecił także 4. szwadronowi „Lufy” powrót na Warmię i Mazury celem nawiązania kontaktu z 3. i 5. szwadronem, które pozostały w Borach Tucholskich. Szwadrony „Zeusa i „Leszka” miały przekroczyć Wisłę i pojawić się na Warmii i Mazurach około 5-6 listopada w okolicy miejscowości Łajsy, w Lasach Purdzkich. Tak więc „Lufa” miał czekać w okolicy Olsztyna na przybycie 3. i 4. szwadronu. Następnie trzy szwadrony 5. Wileńskiej Brygady AK miały przedostać się na Białostocczyznę. „Lufa” zapisał:
"18 X kolonia Rogawka. Koncentracja. Bardzo wesoło, nastrój dobry. P. Major organizuje zawody międzyszwadronowe. Ogólnie zwycięża nasz szwadron (śpiew, wolna-amerykanka, wyścigi). Otrzymuję rozkaz marszu na Prusy w celu skontaktowania się z »Zeusem«. Biorę fury w Rogawce i jazda na północ."

Po raz kolejny 4. szwadron 5. Wileńskiej Brygady AK znalazł się w byłych Prusach 26 października 1946 roku. Pierwszego dnia zatrzymał się na kolonii Zielony Grąd (pow. Pisz). W następnym dniu szwadron przesunął się w okolice miejscowości Rozogi.

ZASADZKA

28 października miała miejsce właściwie jedyna akcja bojowa szwadronu, która ostatecznie zakończyła się gorzkim sukcesem. Tak całą sytuację opisał „Lufa”:
"28 X jedziemy do miasteczka Rozogi i rozbrajamy posterunek milicji. Bierz
emy także prowiant ze spółdzielni. Po akcji szwadron wycofuje się w kierunku na zachód po czym skręcamy na południe i po drodze rozbrajamy milicję w Lipowcu. W spółdzielni uzupełniamy zapasy żywności, z posterunku zabieramy broń. Wycofujemy się w dalszym ciągu na zachód i po przebyciu około 30 km zatrzymujemy się w kolonii Jańkowo (pow. Nibork).
[powinno być Jankowo, pow. Szczytno]. Po obiedzie wartownik melduje warkot samochodów z kierunku przybycia. Zarządzam ostre pogotowie. Po zorientowaniu się, że samochody zbliżają się do nas, wsiadamy na wóz i wycofujemy się na zachód. Po przebyciu około 6 km samochód zostawiono w krzakach, a szwadron stanął na zasadzce. Wkrótce po naszym śladzie nadjechał samochód MO i ORMO, który został ostrzelany a następnie zdobyty. Około dziesięciu zostało zabitych, w tym dowódca. Dwudziestu poddało się. W czasie akcji ciężko ranny został kpr. »Mercedes«. Szwadron wycofuje się na leśniczówkę Omulew."

Grupa, która ścigała szwadron „Lufy”, wyruszyła ze Szczytna jeszcze przed atakiem partyzantów na milicję w Rozogach. Grupa pościgowa liczyła 32 ludzi. Składała się z funkcjonariuszy PUBP ze Szczytna (14 osób) i Komendy Powiatowej MO także ze Szczytna (18 osób). Poruszała się dwoma samochodami. W okolicach Jedwabna w samochodzie, którym jechali funkcjonariusze resortu bezpieczeństwa, zabrakło benzyny. Dalej pościg kontynuowali już tylko milicjanci. Poruszali się bez żadnego ubezpieczenia, dlatego tak łatwo zostali rozbici przez partyzantów „Lufy”. Zasadzka miała miejsce na drodze Jedwabno – Wielbark, pomiędzy miejscowościami Piduń i Rekownica. W trakcie trwającej tylko chwilę wymiany ognia milicjanci mieli 4 zabitych (chor. Kazimierz Jarzębowski, st. sierż. J. Szpakowski, kpr. B. Babiński, szer. J. Michalecki), 3 ciężko rannych, 5 lekko rannych. Po stronie partyzantów ciężko ranny został „Mercedes”. Kiedy milicjanci poddawali się, jeden z nich – ranny w nogę dowódca grupy chor. Jarzębowski – rzucił granat w kierunku zbliżających się żołnierzy 4. szwadronu. Odłamek ranił „Mercedesa” i za ten czyn „Lufa” dobił Jarzębowskiego.
Partyzanci z rannym kolegą udali się do leśniczówki Omulew. Liczyli na pomoc leśniczego Zbigniewa Jarosińskiego, który niejednokrotnie udzielał im schronienia. Musieli znaleźć lekarza, który opatrzyłby „Mercedesa” i ukryć broń. Z zeznań leśniczego Jarosińskiego możemy dowiedzieć się, co stało się później.
"W końcu października 1946 roku przyjechał oddział samochodem, ze sobą przywieźli jednego rannego, grupa była ta sama, co przedtem tylko pod dowództwem sierżanta »Lufy« i było ich mniej, koło 12-stu ludzi. W tym czasie sierżant »Lufa« musiał dostać awans, gdyż miał jedną gwiazdkę na ramieniu i członkowie oddziału mówili mu poruczniku. »Łupaszki« w ten czas nie było. Rannego wzięli do mieszkania, ułożyli go w łóżku Szczotki Karola. Po czym zaczęli opowiadać jak rozbili M. O. pod Szczytnem, zabierając im broń. […] broń tą zgodziłem się przechować, następnie pytał mi się, gdzie tu jest najbliższy doktor, powiedziałem, że doktor jest w Niborku [Nidzica]. […] W dalszej rozmowie »Lufa« pytał mnie czy w tartaku w Zimnej Wodzie są samochody, wówczas odpowiedziałem, że są. Razem z »Lufą« poszliśmy do tartaku […] mnie kazali zawołać z domu szefa tego tartaku Świderka […] »Lufa« Świderkowi kazał, aby pojechał po doktora […] »Lufa« ze Świderkiem umówił się tak, że jak do godziny 10 przed południem, nie przyjedzie to jest dowód, że został aresztowany. […] Na auto, którym miał przyjechać doktor czekaliśmy do godziny 11 przed południem, jednak auto nie nadeszło i doktor nie przyjechał. Nie udało się także znaleźć lekarza w Pasymiu. 30 października w leśniczówce nad jeziorem Jełguń „Mercedes” zmarł."

Pomnik przy drodze Piduń-Rekownica, postawiony w latach 60. milicjantom poległym w walce ze szwadronem „Lufy”. Po 1989 roku, kilka razy z pomnika zniknęła tablica a pojawiły się napisy: „Tu Lufa bił UB”, „Tu Lufa walczył z komunistami”.

ODSKOK

4-5 listopada szwadron przebywał na kolonii Makruty, gdzie czekano na przybycie 3. i 5. szwadronu. Niestety, szwadrony „Zeusa” i „Leszka” nie przybyły. Wobec tego „Lufa” podjął decyzję o powrocie na Białostocczyznę.
"Na drugi dzień po południu wyjeżdżamy na wschód. Po drodze zabiegam do Kervey [Kerrey; Kieruj]. Była tu UB, gospodyni bardzo przestraszona. Mazurzy, co chowali śp. »Mercedesa« aresztowani. Jedziemy dalej i stajemy na postój w leśniczówce Mandrinen [Mandryny]."

Przez następne trzy dni szwadron dokonywał rekwizycji benzyny potrzebnej do przerzutu w Białostockie. 9 listopada „Lufa” zanotował:
"Po południu żegnamy oszronione Prusy i zawracamy w swoje białostockie."

Na przełomie października i listopada 1946 roku ostatni raz działały w byłych Prusach szwadrony 5. Wileńskiej Brygady AK. W listopadzie rozformowaniu w Borach Tucholskich uległ 3. i 5. szwadron 5. Wileńskiej Brygady AK, również 4. szwadron „Lufy” został rozwiązany. Szendzielarz podjął taką decyzję 24 marca 1947 roku podczas koncentracji całości sił (80 żołnierzy), jakie zgromadził na kolonii Czaje Bagno, na Białostocczyźnie. Jednak przez mazurską ziemię jeszcze raz przemaszerowali partyzanci „Łupaszki”. Tym razem z 6. Wileńskiej Brygady AK.

Zygmunt Szendzielarz do wiosny 1947 roku nie wiedział nic o demobilizacji 3. i 5. szwadronu 5. Brygady Wileńskiej AK, które miały działać na Pomorzu. Misja szwadronu „Lufy” na Warmię i Mazury z października i listopada 1946 roku zakończyła się fiaskiem. Nie nawiązał on kontaktu z pozostałymi szwadronami. Dlatego też „Łupaszko” podjął jeszcze jedną próbę odnalezienia pododdziałów „Zeusa” i „Leszka”. Na teren Warmii i Mazur udał się patrol por. Henryka Mieczkowskiego „Tygrysa”. Początkowo składał się z czterech osób, w trakcie działań powiększył się do ośmiu. Z Białostocczyzny na Warmię i Mazury przemieścił się koleją. Partyzanci występowali jako grupa MO wioząca aresztanta.

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 5>
Strona główna>

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 5

RAJD „TYGRYSA” NA TEREN WARMII I MAZUR

7 grudnia 1946 roku grupa „Tygrysa” wysiadła na stacji w Szczytnie i jeszcze tego samego dnia znalazła się w pobliskich lasach. Maszerując nocą w trudnym terenie, patrol przeszedł około 45 km i znalazł się pod Olsztynem. Po ominięciu Olsztyna dotarł do Gutkowa, następnie skręcił na północ i udał się w kierunku Dobrego Miasta, nocował w okolicy Bukwałdu. Przez kilka kolejnych dni przebywał na Warmii w rejonie Dobrego Miasta, Ornety, Lidzbarka Warmińskiego. Grupa „Tygrysa” zatrzymywała się na noclegi u ludności dobrze nastawionej do partyzantów. „Tygrys” za noclegi i żywność zawsze płacił tutejszym mieszkańcom. Od 16 grudnia patrol „Tygrysa” wykazywał dużą aktywność jak na tak niewielką grupę. W dniu tym rozbroił posterunek MO i grupę wojska w miejscowości Lubomino (pow. Lidzbark Warmiński). Rozbrojono trzech milicjantów, oficera i sześciu żołnierzy. Zdobyto LMG, 7 PPSz, 3 kbk, MP, 3 pistolety, 14 granatów, 680 szt. amunicji. 23 grudnia w miejscowości Lanien (pow. Lidzbark Warmiński) dokonano rekwizycji w miejscowej spółdzielni. Zatrzymano także samochód z dwoma funkcjonariuszami UBP z Lidzbarka Warmińskiego, jednego z nich – Edwarda Walczaka – rozstrzelano, drugi obiecał poprawę. Tego samego dnia w miejscowości Basino zlikwidowano aktywistę PPR Pawła Rasina.

Były budynek MO we wsi Kot, zaatakowany w grudniu 1946 roku przez patrol „Tygrysa”. Obecnie budynek mieszkalny, znajdujący się w rękach prywatnych.

WYBORY – POTYCZKA WE WSI KOT

Święta Bożego Narodzenia patrol „Tygrysa” spędził w lesie. 27 grudnia, występując jako grupa UBP i poruszając się samochodem ciężarowym, rozbił trzy posterunki MO: pierwszy w miejscowości Pietrzwałd (pow. Ostróda), drugi w miejscowości Żegoty (pow. Lidzbark Warmiński), trzeci w Lamkowie (pow. Olsztyn). W Pietrzwałdzie zatrzymano także wójta i dwie sekretarki. Grupa ta miała zajmować się przygotowaniem wyborów w styczniu 1947 roku. Jedna z sekretarek, Łucja Anatolak, okazała się agentką UBP, czynną działaczką Związku Walki Młodych i PPR. Dowodów dostarczyła jej koleżanka, dlatego też „Tygrys” postanowił zlikwidować Anatolak. Została rozstrzelana 28 grudnia w miejscowości Ruda (pow. Nidzica). W tym dniu „Tygrys” rozbroił łącznie 23 milicjantów. Część zarekwirowanej broń zniszczono, resztę przekazano „porządnym ludziom”.

29 grudnia partyzanci zaatakowali posterunek MO w Kocie. Jednak załoga nie dała się zaskoczyć i patrol „Tygrysa” bez strat wycofał się. Milicjanci mieli jednego zabitego – dowódcę posterunku Eugeniusza Karwowskiego. Po akcji w Kocie „Tygrys”, nie uzyskawszy żadnych informacji o 3. i 5. szwadronie 5. Wileńskiej Brygady AK, zaczął wycofywać się na Białostocczyznę. Około 9 stycznia 1947 roku znalazł się w okolicach Szczytna, następnie podążył na wschód, w kierunku na Ostrołękę i Łomżę. 22 stycznia znalazł się na Białostocczyźnie.

PRÓBA POWROTU DO CYWILNEGO ŻYCIA

Po wspominanej już w poprzednim odcinku koncentracji, jaka miała miejsce 24 marca 1947 roku na kolonii Czaje Bagno, „Łupaszko” zreorganizował podległe mu siły. Partyzanci, którzy wyrazili wolę zaprzestania walki, zostali zdemobilizowani, z pozostałych utworzono dwa szwadrony (2. szwadron pod dowództwem „Bartosza”, 3. szwadron pod dowództwem „Lecha”). Tak więc w polu została tylko 6. Wileńska Brygada AK, która składała się z dwóch szwadronów (2. i 3.) pod dowództwem kpt. Władysława Łukasika „Młota”. Po koncentracji „Łupaszko” zaprzestał czynnej walki partyzanckiej i opuścił swój wileński oddział. Nie rozwiązał go jednak na wypadek nieoczekiwanej zmiany sytuacji. Gdzieś w świadomości pozostała nikła nadzieja, że to jeszcze nie koniec.

Od kwietnia 1947 roku „Łupaszko” ukrywał się na Podlasiu, Śląsku i Podhalu, gdzie w Osielcu koło Makowa 30 czerwca 1948 roku został aresztowany. Po pokazowym procesie 2 listopada 1950 roku Zygmunta Szendzielarza skazano na karę śmierci. Wyrok wykonano 8 lutego 1951 roku. Nieznane jest miejsce pochówku. Tak zakończył życie jeden z najdzielniejszych i najwytrwalszych obrońców suwerenności i niepodległości Polski. Pomimo usilnych prób władzy komunistycznej, egzekucja „Łupaszki” nie wymazała tej postaci z historii narodu polskiego. W okresie PRL wokół jego życia i działalności narosła głównie czarna legenda. Dzięki "utrwalaczom władzy ludowej" mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko” na długie lata pozostał krwawym hersztem wileńskich bandytów.

EPILOG

„Młot” dowodził 6. Wileńską Brygadą AK do swojej śmierci (czerwiec 1949), jednak partyzanci z wileńskiej brygady działali nadal pod rozkazami kpt. Kazimierza Kamińskiego „Huzara”. Kontynuowali tradycję 6. Wileńskiej Brygady. Walka oddziału „Huzara” polegała już tylko na samoobronie, likwidowaniu konfidentów i funkcjonariuszy UBP. Jeszcze w 1952 roku 6. Wileńska Brygada liczyła 20 ludzi podzielonych na cztery patrole. 29 października 1952 roku funkcjonariusze UB aresztowali „Huzara”. Po pokazowym procesie skazano go na śmierć i stracono 11 października 1953 roku. Był to ostatni wyrok śmierci wykonany na żołnierzach kontynuujących tradycję wileńskiej partyzantki wywodzącej się z 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”.

WDEPTANI W ZIEMIĘ

Historycy najnowszych dziejów Polski obliczają, że po zakończeniu II wojny światowej (maj 1945), poległo w walce z polskimi komunistami lub zostało zamordowanych w katowniach Urzędów Bezpieczeństwa około 20 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych, Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Ludzie ci walczyli w obronie kraju kilka lat, narażali swoje młode życie przez cały okres okupacji niemieckiej. Za to poświęcenie polscy komuniści na usługach Moskwy zapłacili im prześladowaniem i upokorzeniem. Na końcu drogi i zmagań o suwerenną i czystą jak łza Polskę czekało akowców wieloletnie więzienie lub wyrok śmierci i strzał w potylicę. Zostali wymordowani przez UB praktycznie wszyscy dowódcy szwadronów „Łupaszki” z lat 1945 – 1949. Utrwalacze władzy ludowej mają swoje pomniki, milicjanci czy też ubecy, którzy polegli w walce ze szwadronami Szendzielarza mają swoje mogiły, a kresowi straceńcy mjr. „Łupaszki” nie mają nawet grobu. Zostali wdeptani w ziemię.

Artykuł dotyczący działalności szwadronów mjr. „Łupaszki” w latach 1946-1947 miał za zadanie przybliżyć tę postać mieszkańcom Mazur. Starszym osobom pamiętającym ten okres pokazać, że „Łupaszko” to nie ukraiński bandyta jak głosiła przez wiele lat komunistyczna propag
anda, ale polski patriota, który nie pogodził się ze zniewoleniem kraju przez Moskwę. Natomiast młodym mieszkańcom tych terenów chciałem uzmysłowić, że walka o niezawisłą Polskę nie skończyła się w 1945 roku. Koniec II wojny światowej dla licznej rzeszy żołnierzy AK nie oznaczał pokoju, lecz dalszą walkę, tylko z innym okupantem, z innym totalitarnym systemem. Do dziś bardzo mało Polaków wie, kim byli „żołnierze wyklęci”, dlaczego pozostawali w konspiracji w lesie niekiedy do początku lat 60.

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 6>
Strona główna>

„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 6

SPRAWIEDLIWOŚĆ DZIEJOWA – HISTORIA PRZYZNAŁA IM RACJĘ

Dziś nie chodzi o zmienianie historii, obalanie komunistycznych pomników upamiętniających ten ciemny okres z dziejów naszego narodu, ale o elementarną sprawiedliwość, o pokazanie racji tej drugiej strony, która przez 50 lat musiała milczeć. Tych „zaplutych karłów reakcji” – jak ich nazywano, anglosaskich szpiegów, wichrzycieli. Gdzie są groby, pomniki, tablice, ulice upamiętniające tych najwytrwalszych i najdzielniejszych obrońców suwerennej Polski? Dlaczego dzieci zatrzymujące się przed pomnikami w Kocie, Piduniu czy Czarnym Piecu czytają tylko o bohaterskich milicjantach, funkcjonariuszach UB poległych w walce z bandytami „Łupaszki”? Nie wiedzą natomiast nic o partyzancie Henryku Wojczyńskim ps. „Mercedes”, który zginął pod Piduniem, o por. Henryku Mieczkowskim ps. „Tygrys”, który oblegał posterunek MO we wsi Kot. Obaj polegli, nie mają nawet grobu. Kto słyszał o Danucie Siedzikównie ps. „Inka”, 17-letniej sanitariuszce „Łupaszki”, która została rozstrzelana przez funkcjonariuszy UB? Co się stało z naszą świadomością narodową?
Piotr Szubarczyk, historyk zajmujący się tym tematem w jednym z artykułów stwierdził: Ludzie dotknięci skutkami powojennej działalności „Łupaszki” to rodziny sowieckich doradców, funkcjonariuszy UB, aktywistów PPR. A co z tymi po drugiej stronie, z tymi „wdeptanymi w ziemię”? Kto i kiedy zapali świeczkę na ich grobie? Co z rodzinami prześladowanymi i inwigilowanymi przez kilkadziesiąt lat po wojnie? Co z dziećmi urodzonymi w więzieniu? Z listami pożegnalnymi pozostającymi do dziś w zalakowanych kopertach?

Odsłonięcie tablicy poświęconej żołnierzom 5. Wileńskiej Brygady AK mjr. „Łupaszki”, Zimna Woda, 19 października 2007 r.

ZIMNA WODA – PAŹDZIERNIK 2007

Jesienią ubiegłego roku w małym wiejskim kościele w Zimnej Wodzie na szlaku przemarszu szwadronów „Łupaszki” zawisła pierwsza pamiątkowa tablica upamiętniająca zmagania wileńskich partyzantów z systemem komunistycznym na Mazurach. Po 60 latach kilku żyjących jeszcze żołnierzy „Łupaszki” miało możliwość przybycia w zapomniane już dawno strony. Uroczystego odsłonięcia tablicy dokonali minister Obrony Narodowej Aleksander Szczygło oraz biskup Jacek Jezierski. Ten ostatni stwierdził: – Istnieje potrzeba pielęgnowania pamięci historycznej. W naszej zbiorowej świadomości pewne wydarzenia i postacie po II wojnie światowej zostały zepchnięte na margines.
Minister Szczygło dodał: – Walka mjr. Szendzielarza została wygrana po kilkudziesięciu latach, a pamięć okazała się silniejsza niż kłamstwa propagandy.

Sławomir Jarosiński oraz Lidia Lwow – Eberle w miejscu dawnej leśniczówki nad Jeziorem Omulew, 19 października 2007 r.

W Zimnej Wodzie obecni byli liczni kombatanci ze Światowego Związku Żołnierzy AK, mieszkańcy wsi oraz młodzież z nidzickich szkół. W kościele zjawiło się także dwoje gości specjalnych, Lidia Lwow – Eberle ps. „Lala”, sanitariuszka oddziału „Łupaszki”, jedyna żyjąca osoba, która przemierzała mazurskie ścieżki ze szwadronem „Lufy” w latach 1946-1947, oraz Sławomir Jarosiński, syn Zbigniewa, leśniczego z Omulewa. – Dzięki tablicy pamięć o bohaterskiej walce majora i moich kolegów nigdy nie zginie – mówiła ze wzruszeniem „Lala”. – On był żołnierzem z krwi i kości, który ukochał Polskę i wszystko, co polskie. Lidia Lwow przyznała, że na ten dzień czekała bardzo długo. – W Zimnej Wodzie po raz ostatni byłam prawie 60 lat temu – wspomina. – Ale do dziś pamiętam, jak w czasie wojny chodziliśmy tymi ścieżkami, jak spaliśmy w opuszczonych leśniczówkach. Historia w tym dniu zatoczyła koło, po 60 latach do leśniczówki Omulew ponownie zawitali żołnierze „Łupaszki”.

LIDIA LWOW – EBERLE PS. „LALA”


Lidia Lwow – Eberle ps. „Lala”, Wileńszczyzna 1943 rok.

Nie ma miejsca, żeby napisać szerzej o innych żołnierzach „Łupaszki”, którzy byli wyjątkowymi osobami, tak jak Paweł Jasienica, prawdziwe nazwisko Leon Lech Beynar, wybitny polski historyk. Jednak kilka słów należy w tym miejscu poświęcić „Lali”, podporucznik czasu wojny, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady AK, wieloletniej towarzyszce życia mjr. Zygmunta Szendzielarza. Odznaczona Krzyżem Walecznych za bohaterstwo w walkach na Wileńszczyźnie, skazana na dożywotnie więzienie. Los zetknął ją z „Łupaszką” w sierpniu 1943 roku. Można powiedzieć, iż znalazła się w 5. Wileńskiej Brygadzie AK przed Szendzielarzem. Była w pierwszym polskim oddziale na Wileńszczyźnie, oddziale „Kmicica”, na bazie którego powstała w sierpniu 1943 roku nowa brygada. Oddział „Kmicica” został rozbrojony przez sowieckich partyzantów, którzy rozstrzelali 90 polskich żołnierzy. „Lala” przeszła cały szlak bojowy 5. Wileńskiej Brygady AK. Została aresztowana przez UB razem z „Łupaszką” w czerwcu 1948 roku. Razem z nim siedziała na ławie oskarżonych, została skazana w 1951 roku na dożywotnie więzienie. Wyszła na wolność w listopadzie 1956 roku, po odwilży i dojściu do władzy Gomułki. Rok później zaczęła studia na Uniwersytecie Warszawskim, została archeologiem. Pracowała w Komisji Badań Dawnej Warszawy, potem do emerytury w Muzeum Historycznym Miasta Warszawy. Jest osobą aktywną i pełną życia. Aktualnie, pomimo swojego wieku, nadal pracuje, w Muzeum Cechu Rzemiosł Skórzanych na Starym Mieście w Warszawie. Zawsze powtarza: – Bogu dziękuję za swoje życie. Przynajmniej interesujące było.

Patryk Kozłowski

Artykuł ukazał się w Roczniku Mazurskim, Tom IX/2005 oraz w Tygodniku "Kurek Mazurski".
Dziękuję autorowi za zgodę na publikację tekstu!


Patryk Kozłowski – ur. 1979 r., w Nidzicy. Historyk, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (2003). Autor książki pt. „Jeden z wyklętych. Zygmunt Szendzielarz „Łupaszko 1910-1951”. (2004), oraz publikacji w „Roczniku Mazurskim” dotyczących działalności szwadronów „Łupaszki” na Warmii i Mazurach. Obecnie pracownik Starostwa Powiatowego w Nidzicy.


„Łupaszko” – mazurskie tropy – część 1>

Strona główna>