Śmierć por. Józefa Struga – część 1

Okoliczności śmierci por. Józefa Struga „Ordona” – Sęków, 30 lipca 1947 r.

Po akcji likwidacyjnej połączonych oddziałów partyzanckich Stanisława Kuchcewicza „Wiktora”, Józefa Struga „Ordona” i Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, wykonanej na ludziach podejrzanych o współpracę z komunistami w nocy z 2/3 lipca 1947 roku w Puchaczowie, stało się jasne, że priorytetem władz, a w szczególności urzędów bezpieczeństwa, stanie się znalezienie sprawców.

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” (1919-1947).

Z polecenia ministra Stanisława Radkiewicza przeciwko patrolom „Uskoka” rzucono siły, liczącej 486 ludzi, Grupy Operacyjnej „Puchaczów”, która powstała z połączenia grup operujących w pow. Lubartów i Włodawa, wydzielonych z 10. Samodzielnego Batalionu Operacyjnego WBW – Lublin. Działalność jednostek KBW nadzorował mjr Włodzimierz Kożan, natomiast funkcjonariuszy UBP – szef WUBP w Lublinie mjr Jan Tataj. Grupa Operacyjna powstała już w dn. 3 lipca 1947 r., a więc de facto uprzedzono formalny rozkaz Radkiewicza o jej powołaniu (z 6 VII 1947), a pierwsze akcje przeprowadziła w dniu następnym. Za większość akcji odpowiadał kpt. Józef Lipiński – d-ca 10 SBO (w czerwcu 1956 r. poznańska jednostka KBW dowodzona przez Lipińskiego pacyfikowała to miasto). Grupa stacjonowała w Puchaczowie, gdzie również znajdował się areszt. Według Karty przeprowadzonych operacji Grupy Operacyjnej „Puchaczów” w okresie od dnia 4 VII do 19 VIII 1947 r. przeprowadzono 53 operacje, w trakcie których zatrzymano 302 osoby, zabito zaś 7.

Brzemienne w skutkach mogło być doniesienie agenta o pseudonimie „Lis”, który 27 lipca 1947 r. przekazał informacje, że oddział Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” i Józefa Struga „Ordona” przebywa w zagajniku we wsi Lipniak gm. Wola Wereszczyńska. Operacja przeprowadzona przez GO w rejonie Woli Wereszczyńskiej i wsi Lipniak nie przyniosła jednak oczekiwanych rezultatów, gdyż jedna z grup przepuściła 4 partyzantów, którzy wyszli cało poza pierścień obławy.
Tragicznym dniem okazał się 29 lipca 1947 r. Niezwykle cenną informację przekazał informator „Sołtys”, który doniósł, że żołnierz oddziału „Ordona” – Ludwik Szmydke „Czarny Jurek” jest narzeczonym Wandy Łukaszewicz, córki nauczycielki ze wsi Pieszowola, którą często odwiedza. Wykorzystując ten fakt  postanowiono ująć „Jurka”, zakładając „kocioł” w dniu 29 lipca 1947 roku. Operacja skończyła się pełnym sukcesem. Aresztowanego „Czarnego Jurka” przewieziono do Puchaczowa, gdzie został poddany błyskawicznemu i niezwykle brutalnemu śledztwu. Funkcjonariuszom UB zależało przede wszystkim na wydobyciu bardzo cennej informacji – gdzie przebywają poszukiwani dowódcy „band” – „Wiktor”, „Żelazny” i „Ordon”.

Stoją od prawej: Józef Strug „Ordon”, Ludwik Szmydke „Czarny Jurek”, Jan Belcarz „Dżym”. Kwiecień/maj 1947 r.

Już po pierwszych godzinach przesłuchania, z pomocą wyrafinowanych tortur, udało się ubekom zdobyć niezwykle cenne informacje.  W pierwszej kolejności celem przesłuchania było ustalenie składu grupy odpowiedzialnej za likwidację w Puchaczowie. W ciągu następnej fali brutalnego śledztwa „Czarny Jurek” wskazał Witolda Matuszaka jako członka oddziału „Ordona”, który także brał udział w pacyfikacji Puchaczowa. Podał też miejsce ukrycia rzeczy zarekwirowanych w Puchaczowie.
Najcenniejszą jednak informacją wydobytą od przesłuchiwanego Ludwika Szmydke „Czarnego Jurka” było wskazanie miejsca, w którym ukrywał się Józef Strug „Ordon” – tj. zagajnik w pobliżu wsi Sęków.  Informacja była o tyle aktualna, gdyż miejsce to „Czarny Jurek” opuścił rankiem poprzedniego dnia, wysłany z misją sprawdzenia co się dzieje z żoną „Ordona” – Salwiną. „Czarny Jurek” wykorzystując okazję chciał odwiedzić swoją narzeczoną. Wtedy właśnie wpadł w założony u niej kilka godzin wcześniej kocioł.
Zajście to zostało opisane w zbiorze wspomnień pracowników resortu bezpieczeństwa pt. „XX lat w służbie narodu”. Funkcjonariusz UB podpisany inicjałami M.S.  w sposób mocno fantastyczny i przygodowy przedstawił swoją wersję zdarzeń:
„[…] Pojechaliśmy do końca wsi. Przy studni ciągnęła wodę jakaś dziewczyna. Gdy zobaczyła nas wysiadających z samochodu, odstawiła wiadro i przyglądała się z wyraźnym zainteresowaniem.
Podeszliśmy do niej.
– Dzień dobry panience – rzekłem. […] – A może pani czeka na jakiegoś kawalera z miasta? – zagadnął Kurdesz.
– Z miasta? – ożywiła się. – Pewnie, miastowy lepszy… Było tu nawet trzech takich, przedwczoraj chyba, w mundurach. Wojskowe, tak jak i wy. I jeden chciał się ze mną żenić – zaśmiała się. – Ale dobrze, że się nie zgodziłam…
– A co nie podobał się pani? – spytałem.
– E, nie. Podobać to się podobał. Blondyn, taki nieduży, nogi ma trochę „szybiste”, ale chłop byle od diabła ładniejszy, to już ładny.
– Więc dlaczego się pani nie zgodziła?
– Właściwie to się zgodziłam, tylko ten drugi wojskowy zaraz powiedział, że teraz gorąco, to i tak się nie ożeni, a ten trzeci powiedział, że ma narzeczoną, córkę nauczycielki, a innym dziewczynom głowę zawraca. Więc się nie zgodziłam… […].
– A gdzie mieszka ta nauczycielka z córką? – zapytałem.
– A bo ja wiem? Nie mówili. Tylko z rozmowy wywnioskowałam, że to wdowa, czy też chłop ją rzucił… Pewnie nic dobrego i jedna i druga.
– A jak się nazywa ten kawaler, nie wie pani?
– Mówili do niego i po nazwisku i po imieniu, ale nie zapamiętałam. Na imię miał Jurek, a nazwisko jakieś takie niemieckie.[…]
Postanowiliśmy jechać do Parczewa. W pobliżu Kołacza [Kołacze], w miejscowości Lijno [Lejno] zauważyłem niedaleko drogi murowany budynek. Pewnie szkoła. Zatrzymujemy się. Podchodzimy. Dwie kobiety pielą buraki. Jedna starsza, druga młoda.[…]
– Chciałem mówić z kierownikiem szkoły.
– To właśnie ja – powiedziała starsza. – Słucham?
Powiedziałem, że poszukujemy pokoju na jakiś czas na kwaterę i ten pretekst pozwolił nam na nawiązanie rozmowy. Po niedługim czasie już wiedziałem to, że nie mieszka ona z mężem.[…]
Dziękujemy, wychodzimy. Wracamy do Urszulina. Po drodze zastanawiamy się, w jaki sposób dobrać się do owego narzeczonego. Niejasne przeczucie oparte na kilku niekompletnych skojarzeniach podpowiada mi, że jesteśmy na właściwym tropie.[…] Kończyłem pić drugie jajko, gdy od strony Włodawy usłyszałem warkot samochodu. Wyszedłem na drogę. Zatrzymałem wóz. Był to samochód spółdzielni komunikacyjnej z Lublina. Gdy otworzyłem drzwi, pierwszym człowiekiem, który zwrócił moją uwagę był niski blondyn, o krzywych
trochę (tak: szybistych!) nogach… Rysopis niby się zgadzał, a;e przecież nie jeden blondyn w powiecie.
– Pańska godność? – spytałem na wszelki wypadek.
– Szmitke.[Szmydke]
– Szmitke? – powtórzyłem zaskoczony, bo i nazwisko było zgodne z opisem podanym przez dziewczynę, rzeczywiście jakby niemieckie. – Miejsce zamieszkania? – indagowałem dalej.
– Lijno [Lejno] – odpowiadał nadal bardzo spokojnie.
To mnie jeszcze bardziej utwierdziło w przekonaniu, że to ten… Zrewidowałem go i mimo, że nic nie znalazłem, poleciłem mu wysiąść z samochodu. Był zdziwiony, ale nie zaniepokojony.
Odprowadziłem go do żołnierzy, którym nakazałem postawić bagnety i pilnować zatrzymanego.
– Jeśli ucieknie, to marny wasz los – zagroziłem im na wszelki wypadek.
Sprawdziliśmy z Kurdeszem dokumenty pozostałych pasażerów i zwolniliśmy samochód.
Szmitke zaczął się denerwować. Wprost nachalnie przedstawiał nam swoich znajomych z Urszulina, sekretarz gminy i wójta, którzy na pewno poświadczą o jego uczciwości. Oczywiście i wójt i sekretarz ręczyli za niego, twierdzili, że to człowiek wyjątkowej wprost uczciwości. Aż mi się podejrzane wydały te hymny pochwalne. Gdy go wsadzaliśmy do samochodu, sekretarz i wójt wprost wyrywali nam go z rąk.
– Taki uczciwy człowiek – biadali – najlepszy z klasyfikatorów w skupie zwierząt, a panowie na nic nie patrzą?
Zabrakło  nam cierpliwości i razem ze Szmitke zabraliśmy ze sobą także dwóch jego, aż nazbyt gorliwych obrońców. Po przybyciu do Puchaczowa natychmiast wziąłem się do przesłuchania zatrzymanego. W międzyczasie nasi pracownicy zebrali kilkunastu mieszkańców Puchaczowa, którzy widzieli morderców i którzy mogliby ewentualnie rozpoznać Szmitkego.
Początkowo przesłuchanie nie  dało mi żadnego punktu zaczepienia. Szmitke składał wyjaśnienia spokojnie, brzmiały one prawdopodobnie, wiązały się w logiczną całość. Od miesiąca – zeznał – pracuje jako klasyfikator we Włodawie. Jechał właśnie na spęd do Łęcznej. Bardzo mu zależało żeby tam zdążyć i zależy mu w dalszym ciągu, więc prosi, byśmy go jak najprędzej zwolnili.
– Jeśli panom, coś ode mnie potrzeba – mówił – to się zgłoszę po spędzie, a teraz muszę już tam jechać…
Uspokoiłem go zapewnieniem, że nie zatrzymamy go ani chwili dłużej niż to będzie potrzebne, a równocześnie dałem koledze krótką notatkę, by sprawdził okoliczności podane przez zatrzymanego – szczególnie wszystko, co dotyczy spędu w Łęcznej i konieczności uczestnictwa tam klasyfikatora z Włodawy. Następnie zacząłem wypytywać Szmitkego o pracowników obrotu zwierząt rzeźnych i o inne uboczne, a nie związane z jego osobą sprawy.
W trakcie przesłuchania polecono sprowadzonym już mieszkańcom Puchaczowa obserwować zza kotary zatrzymanego. Niestety, mimo że niektórzy z nich znali go jako klasyfikatora, żaden nie rozpoznał w nim członka bandy, która dokonała mordu.
Powiadomiono mnie o tym i po raz pierwszy od momentu zatrzymania Szmitkego, zacząłem wątpić w celowość tego posunięcia. Kontynuowałem jednak przesłuchanie.
– Ile zarabiacie? – spytałem nagle.
– Około sześciu tysięcy miesięcznie – padła odpowiedź.
Po raz któryś w ciągu tego czasu ogarnąłem wzrokiem jego postać. Ubrany był przeciętnie, dość skromnie. Na ręku miał zegarek – i tu aż skarciłem swe myśli, że wcześniej na to nie wpadłem – taki sam jakie niedawno zostały zrabowane w jednej ze spółdzielni.
Trzeba było kuć żelazo póki gorące. W ciągu pół godziny obliczyłem razem ze Szmitke jego ostatnie zarobki i wydatki – dokładnie, ze szczegółami, niemal co do grosza. Gdy to zakończyliśmy, znów przeszedłem na sprawy uboczne, a potem znienacka zapytałem go o godzinę. Odpowiedział.
– O, macie ładny zegarek! Nowy?
Skinął potakująco głową.
– Gdzie go kupiliście?
– W spółdzielni w Uszczelinie [Urszulinie] – odpowiedział bez namysłu. – Dałem osiemset złotych. Jeśli pan chce, mogę dla pana kupić taki sam. Mam tam znajomego.
Ja też miałem znajomego w spółdzielni w Uszczelinie, zaglądałem przecież do niej często, gdy wraz z grupą operacyjną czekałem w Cycowie na „Żelaznego”. Dlatego też wiedziałem na pewno, że w spółdzielni tej nigdy nie sprzedawano żadnych zegarków.
Był to pierwszy punkt zaczepienia. Na drugi nie musiałem już długo czekać. Kolega, który wszedł właśnie do pokoju, położył przede mną notatkę: „Spęd w Łęcznej odbywa się tylko w poniedziałki, najbliższy za cztery dni. Administracyjnie Łęczna nie należy do powiatu włodawskiego, lecz do lubelskiego.”
Teraz wszystko było proste. Odczytałem Szmitkemu odpowiedni fragment jego wyjaśnień, a następnie tę notatkę. Był zaskoczony, lecz widać było, że jeszcze usiłuje wymyślić jakąś wykrętną odpowiedź. Wtedy wytknąłem mu kłamstwo z zegarkiem. To dobiło go do reszty. Przestał panować nad sobą. Rozpłakał się.
– Dajcie mi spokój – wykrztusił zmienionym głosem. – Czego ode mnie chcecie? Nie mam nic wspólnego z napadem w Puchaczowie, nigdy tam nie byłem.
– Przecież nie pytałem was o Puchaczewo – powiedziałem spokojnie. – Jeszcze nie pytałem – dodałem po chwili – lecz i o tym porozmawiamy. A teraz powiedzcie…
Dalsze przesłuchanie poszło już w miarę gładko. Szmitke potwierdził, że to on właśnie był w Czarnym Lesie razem z „Żelaznym” i drugim bandytą i rozmawiał z dziewczyną. Przyznał też, że jego zegarek pochodzi z rabunku, i że dostał go za udział w napadzie na spółdzielnię, choć sam w sklepie nie był, bo stał z erkaemem na obstawie. Wypierał się tylko udziału w napadzie na Puchaczewo, ale udzielił informacji o niektórych jego – znanych mu jakoby z rozmów z członkami bandy – okolicznościach. Między innymi wyjaśnił, którędy uciekła jedna z grup bandyckich po napadzie i podał  nazwiska kilku jej członków.[…]
Szmitke został ujęty przez nas w momencie, kiedy jechał na kolejne spotkanie z „Ordonem”.
W śledztwie Szmitke zeznał wszystko. Zdradził nawet kryjówkę „Ordona”.
Natychmiast skontaktowałem się telefonicznie z WUBP i w dniu 30.VII.1947 r. przy współudziale jednostki KBW z Lublina zorganizowano obławę na „Ordona” i zlikwidowano go w potyczce.”

Śmierć por. Józefa Struga ”Ordona” – część 2>
Strona główna>

Śmierć por. Józefa Struga – część 2

Informacja o miejscu pobytu „Ordona” postawiła na nogi cały sztab grupy operacyjnej znajdującej się w Puchaczowie. Tylko błyskawicznie zorganizowana zasadzka dawała szanse na uchwycenie jednego z najbardziej poszukiwanych dowódców podziemia zbrojnego na Lubelszczyźnie. Do kolonii Sęków, gdzie według słów Szmydkego przebywał „Ordon” wysłano grupę operacyjną KBW pod dowództwem majora Antoniego Kondraciuka. Tam nad ranem 30 lipca 1947 r. natknięto się na 3 osobowy oddział „Ordona”, w którym oprócz samego Struga znajdowali się Tadeusz Paluch „Dąb” oraz Zygmunt Pękała „Śmiały”.

Zygmunt Pękała „Śmiały”

Tutaj należałoby prześledzić ostatnie godziny życia Józefa Struga „Ordona”. Przesłuchiwany przez Jana Karpińskiego, naczelnika Wydziału Śledczego WUBP w  Lublinie, Ludwik Szmydke zeznał:
„Po spotkaniu z Flisiakiem, któremu oświadczyłem, że przychodzę do „Ordona”, a skierował mnie Wakuła, Flisiak wtedy wskazał mi miejsce pobytu „Ordona”, które miejsce znajdowało się w krzakach i udając się do tych krzaków podając sygnał gwizdkiem, na który to odgłos pokazał się w krzakach „Tadek”. Ja doszedłem do niego i okazało się, że są tam „Ordon”, „Tadek”, „Paweł”, „Gienek”  i jeden jest z nimi także Zygmunt Pękała z Kulczyna, który ukrywa się za popełnione rabunki. Przywitałem się z nimi, oddałem „Ordonowi” 4.850 zł, które dał wójt oraz powiedziałem, że u Kameli jest dla nich litr wódki i zakąska. „Ordon” zwrócił się do mnie z prośbą, ażeby przeprowadzić wywiad co się dzieje z jego żoną i wiadomość dostarczyć w to samo miejsce w jak najprędszym czasie. Wraz z „Ordonem” i jego ludźmi udałem się potem do pobliskiego domu Wesołowskiego Stanisława w kol. Sęków, gdzie zjedliśmy kolację, którą naszykowała Wesołowska, a po kolacji „Ordon” poszedł z dwoma członkami z powrotem do krzaków, a ja wyszłem z Tadkiem, gdzie mieliśmy iść po wódkę do Kameli. Po drodze rozmyśleliśmy się i poszliśmy nocować do Flisiaka. Na drugi dzień udałem się z Tadkiem pod Wereszczyn. W jednej z kolonii pod Wereszczynem „Tadek” pozostał a wysłał ze mną po wódkę do Kameli jakiegoś nieznajomego chłopca, który miał jednocześnie odszukać Pękałę, którego wysłał Tadek po żywność. Ja nie mogłem się doczekać u Kameli na owego chłopca i oświadczyłem Kamelowej, że jak przyjdzie chłopiec i będzie chciał wódkę, żeby mu wydać. A ja zabrałem marynarkę swoją i udałem się do domu.”

Wydarzenia przedstawione przez „Czarnego Jurka”  mogły mieć miejsce 28 i 29 lipca 1947 r. Nieco inaczej opisuje dzisiaj te wydarzenia Zygmunt Pękała „Śmiały”. W zasadzie potwierdza on powyższe, jednak kategorycznie zaprzecza jakoby „Czarny Jurek” widział go wtedy w lesie. „Śmiały” stwierdza, że do lasu przybył około południa 28 lipca, wtedy gdy „Jurka” już nie było, a o wizycie ww. dowiedział  się od „Ordona”. Potwierdzają to także zeznania aresztowanego „Śmiałego”. Wieczorem 29 lipca 1947 r. „Ordon”, „Dąb” i „Śmiały” udali się do p. Wawrzyckich zam. w Wereszczynie, skąd  po kolacji odeszli do lasu w kierunku Sękowa. „Ordon” mimo dziwnego przeczucia swoich żołnierzy uparł się by zostać w tym miejscu, gdyż w ciągu kilku dni mieli zjawić się tutaj jego żołnierze – Stanisław Marciniak „Niewinny” oraz Eugeniusz Arasimowicz „Gienek”, „Mongoł”. Zaproponowane pozostawienie kontaktu u Lucjana Flisiuka zostało przez „Ordona” odrzucone. W związku z tym żołnierze postanowili spędzić noc w okolicy Sękowa.
Inaczej przedstawia to zdarzenie Salwina Strug – żona „Ordona”, która uważa, że grupa ta, składająca się nie z trzech a z czterech partyzantów (czwarty jest nieznany), odeszła dopiero nad ranem, po śniadaniu spożytym u Flisiuków, gdzie nastąpił alarm. Relację tę należy jednak wykluczyć, gdyż Salwina Strug przebywała wówczas w areszcie w Puchaczowie więc nie mogła wiedzieć dokładnie o składzie oddziału i godzinie jego odejścia.

Grupa Operacyjna KBW, która miała za zadanie okrążyć szczelnym pierścieniem niespodziewających się niczego partyzantów składała się z 385 żołnierzy KBW oraz 30 pracowników UB oraz MO. Została ona podzielona przez dowódcę mjr. Antoniego Kondraciuka na 4 podgrupy.
Pierwsza podgrupa w sile 113 ludzi pod dowództwem ppor. Kalinowskiego odpowiedzialna była za zabezpieczenie terenu od południa i wschodu.
Druga podgrupa w sile 120 ludzi pod dowództwem por. Jana Lewandowskiego miała za zadanie zabezpieczyć teren od strony zachodniej.
Obie te podgrupy miały za zadanie szczelnym pierścieniem zabezpieczyć teren przed ewentualnym przedarciem się partyzantów oraz nie przepuszczać nikogo w teren przeprowadzanej akcji.
Trzecia podgrupa w sile 130 ludzi pod dowództwem kpt. Józefa Lipińskiego, jako grupa uderzeniowa miała za zadanie ruszyć ze styków obstaw dwóch pierwszych podgrup z kierunku północnego w kierunku południowym. Głównym celem jej działania było dokładne przeczesanie wyznaczonego terenu z szczególnym naciskiem na naturalne kryjówki w postaci kęp, krzaków, zabudowań, rowów itp. Partyzantów chciano złapać żywcem i tylko w razie oporu miano ich zlikwidować.
Czwarta grupa będąca odwodem pozostawała w rejonie kol. Józefin pod bezpośrednim dowództwem majora Kondraciuka.
Przepłoszeni przez nadchodzącą tyralierę wojsk podgrupy trzeciej pod dowództwem kpt. Lipińskiego partyzanci próbowali wydostać się poza pierścień okrążenia uciekając w kierunku południowym. Nie widząc szans na przebicie ukryli się w krzakach skąd ostrzelali z odległości około 4 kroków nadchodzących żołnierzy KBW. W czasie wymiany ognia ranni zostali szer. Jan Kuzlak oraz kpr. Ryszard Teper, który zmarł potem w szpitalu. W tym też czasie szer. Józef Gastoł oraz kpr. Józef Korajczyk oddali serię strzałów w kierunku Józefa Struga „Ordona” zabijając go na miejscu. Pozostali partyzanci rzucili się do ucieczki, w czasie której jeden z nich został postrzelony.

Prawdopodobne rozmieszczenie obławy: I podgrupa – kolor zielony; II podgrupa – kolor niebieski; III podgrupa – kolor czerwony. Czarnym kolorem zaznaczone miejsce noclegu partyzantów oraz trasę ucieczki do miejsca śmierci „Ordona”. [Aby powiększyć mapę kliknij w miniaturkę].

Inną wersję zdarzeń podaje uczestnik tej akcji Zygmunt Pękała „Śmiały”, według którego wydarzenia z tamtego feralnego dnia przebiegały następująco:
Józef Strug „Ordon” i jego dwaj żołnierze spędzili noc w na skraju lasu w wyschniętym rowie w okolicach wsi Sęków niedaleko wsi Karczunek. Wczesnym rankiem 30 lipca 1947 r. partyzanci zauważyli idącą w odległości ok. 70 metrów tyralierę wojsk KBW. Niezauważeni wycofali się do lasu, gdzie dowódca „Ordon” postanowił obejść grupę wojska od tyłu i bezpiecznie się wycofać poza teren działania grupy operacyjnej wojsk KBW. Po wybiegnięciu na polanę zostali ostrzelani przez leżącą na pozycjach inną podgrupę wojsk operacyjnych, wtedy też ranny został „Dąb”. Wycofali się więc w kierunku drogi Wereszczyn
– Sawin. Tam też po raz kolejny zostali ostrzelani. Wtedy ranny został „Śmiały”. Grupa partyzantów rozdzieliła się na polecenie „Ordona”. „Dąb” i „Śmiały” postanowili się wycofać wzdłuż drogi, natomiast „Ordon” chciał przebiec przez drogę, która wówczas była szeroka i przez to niebezpieczna gdyż umożliwiała celny ostrzał przez przeciwnika. Podczas wymiany strzałów ranny w nogę został żołnierz KBW – szer. Jan Kuzlak. Po przebiegnięciu drogi „Ordon” postrzelił z bliskiej odległości kpr. Tepera Ryszarda. Po chwili został śmiertelnie postrzelony przez interweniujących żołnierzy KBW.

Miejsce śmierci por. „Ordona” – widok współczesny –  w tle droga, przez którą próbował przebić się „Ordon”.

Tymczasem ranni „Dąb” i „Śmiały” bezpiecznie wycofali się z miejsca akcji i ukryli w zaroślach. Niezauważeni przez patrolujących żołnierzy KBW przesiedzieli tam do nocy, po czym  pomału wycofali się z miejsca akcji. W niedługim czasie Tadeusz Paluch „Dąb” i Zygmunt Pękała „Śmiały” rozdzielili się. „Dąb” wyjechał na stałe do Nowego Dworu Gdańskiego, gdzie mieszkał aż do śmierci (zmarł w 1995 roku). Nigdy więcej nie spotkał się z Zygmuntem Pękałą. Autorowi nie udało się odnaleźć żadnych materiałów śledczych przeciw „Dębowi”. Być może dotarcie do rodziny pozwoli przybliżyć jego dalsze losy.
Ranny „Śmiały” wycofał się w kierunku Kulczyna, gdzie ukrywał się do 10 sierpnia. Tego dnia UB przeszukało stodołę sąsiada p. Pękałów, gdzie ukrywał się ranny Zygmunt. Aresztowany, został wkrótce skazany na 7 lat więzienia. Do dziś mieszka w Lubinie.

Miejsce śmierci por. Józefa Struga „Ordona”.

Zwłoki Józefa Struga „Ordona” zostały przewiezione do Puchaczowa w celu przeprowadzenia identyfikacji. Tam też jego żona Salwina potwierdziła personalia zabitego męża. Po stwierdzeniu tożsamości zwłoki zostały wywiezione w nieznanym kierunku. Do dziś nie wiadomo, gdzie spoczywają jego szczątki. Znając metodę działań UB, które przewoziło ciała zabitych partyzantów do więzień w celu rozpoznania, a następnie chowano ich w okolicach, pozwala wysunąć wniosek, że komunistyczni oprawcy pogrzebali zwłoki „Ordona” gdzieś w okolicach Puchaczowa. Być może nawet w okolicach byłego aresztu. To jednak wymaga dalszych badań – zarówno archiwalnych jak i archeologicznych.

Ludwik Szmydke „Czarny Jurek” oraz Witold Matuszak zostali skazani na karę śmierci podczas głośnej rozprawy przeprowadzonej w dniach 19-20 sierpnia 1947 r. Wyrok został wykonany 2 września tego roku na Zamku w Lublinie. Do dziś nieznane jest miejsce ich pochówku. Na karę śmierci skazano również Lucjana Flisiuka, jednak została ona zamieniona na 15 lat więzienia.
W oparciu o fakt, że Ludwik Szmydke bywał w Urszulinie, aresztowano  również cały Zarząd Urzędu Gminy Urszulin i w tym samym procesie skazano: wójta gminy Włodzimierza Omylińskiego (15 lat więzienia), Stanisława Wakułę (10 lat więzienia), Witolda Podleśnego (12 lat więzienia), Henryka Baba (10 lat więzienia), Henryka Wesołowskiego (5 lat więzienia).

Pozbawieni dowódcy żołnierze Józefa Struga „Ordona” próbowali bezskutecznie nawiązać kontakt z ppor. Edwardem Taraszkiewiczem „Żelaznym”, który także próbował ich znaleźć i przyjąć do swego oddziału. Grupa ta wtedy składała się już najprawdopodobniej z ok. 5 żołnierzy. Byli to: Stanisław Falkiewicz „Ryś”, Ignacy Falkiewicz „Mewa”, Eugeniusz Arasimowicz „Mongoł”, Stanisław Marciniak „Niewinny” i Józef Domański „Paweł”. Niebawem w czasie potyczki zabity został „Mongoł”, następnie został zamordowany przez agenta UB „Ryś”. Jesienią 1947 r. „Mewa” postanowił opuścić oddział i wyjechał na Ziemie Odzyskane. Ukrywał się tam do 1954 roku, kiedy się ujawnił w koszalińskiej prokuraturze. Wiosną 1948 r. na zachód wyjechał także „Niewinny”. Trafił do Płocka, gdzie pracował jako strażnik w stoczni rzecznej. Zagrożony aresztowaniem powrócił we wrześniu 1951 roku do powiatu włodawskiego, gdzie nawiązał kontakt z oddziałem „Żelaznego”. Józefowi Domańskiemu, który jako jedyny pozostał w tym terenie udało się w końcu nawiązać kontakt z „Żelaznym”, który przyjął go pod swoją komendę mianując jednocześnie sekretarzem oddziału.
6 października 1951 r. ppor. Edward Taraszkiewicz „Żelazny” zginął w czasie wielkiej obławy we wsi Zbereże, a Stanisław Marciniak „Niewinny” wraz z Józefem Domańskim „Łukaszem” zostali aresztowani. Wyrokiem sądu z dnia 14 sierpnia 1952 roku zostali skazani na karę śmierci. Wyrok wykonano 29 stycznia 1953 r. na Zamku w Lublinie.

Śmierć „Ordona” odbiła się szerokim echem w całej ówczesnej Polsce. Wszystkie ważniejsze gazety w kraju pisały o tym „sukcesie” władz. Propaganda nie szczędziła najgorszych słów skierowanych pod adresem „Ordona”, na którym skupiła się cała wściekłość władz komunistycznych za dotkliwe straty, których był współsprawcą.
Postać „Ordona” w terenie, na którym działał do dziś budzi kontrowersje. Kłamliwa propaganda PRL-u odniosła na tym polu ogromny sukces. Wyklęła i na zawsze zrobiła bandytę z por. Józefa Struga „Ordona” – jednego z wielu dowódców podziemnej armii, który zginął w walce prowadzonej z komunistycznymi zdrajcami o wolną i niepodległą Polskę.

Opracowano na podstawie:
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie.
Archiwum Państwowe w Lublinie.
Kopiński Jarosław, Rozpracowanie  struktur konspiracyjnych AK-WiN na przykładzie działań operacyjnych WUBP w Lublinie w latach 1944-1956, [w:] Wobec
komunizmu. Materiały z sesji naukowej pt. Lubelskie i południowe
Podlasie wobec komunizmu, 1918-1989, Radzyń Podlaski 2 IX 2005
, Radzyń Podlaski 2006.

Pająk Henryk, „Uskok” kontra UB, Lublin 1992.
Pająk Henryk, „Jastrząb” kontra UB, Lublin 1993.
Pająk Henryk, „Żelazny” kontra UB, Lublin 1993.
Pająk Henryk, Oni się nigdy nie poddali, Lublin 1997.
Relacja Zygmunta Pękały „Śmiałego” z 16 października 2008 r.
Sikorski A., Doroszuk T., Z archiwum IPN – „Ordon”, film dokumentalny zrealizowany dla TVP Polonia, TVP Lublin 2009.
Taraszkiewicz Edmund Edward, Trzy pamiętniki, wstęp, red. nauk., oprac. A.T. Filipek, B. Janocińska, Warszawa – Lublin 2008.
Wnuk Rafał, Lubelski Okręg AK DSZ i WiN 1944-1947, Warszawa 2000.
XX lat w służbie narodu. Wspomnienia pracowników UB i SB, red. Cz. Białowąs, R. Waleczny, Departament Kadr i Szkolenia MSW (do użytku wewnętrznego), Warszawa 1964.

Tomasz Guziak
bronek.lot@wp.pl

Śmierć por. Józefa Struga ”Ordona” – część 1>

PUBP we WŁODAWIE… – PUBLIKACJA DO POBRANIA

Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie w walce z polskim podziemiem niepodległościowym w latach 1944-1947

Zapraszam do pobrania [9 MB – PDF] i lektury publikacji autorstwa Grzegorza Makusa pt. Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie w walce z polskim podziemiem niepodległościowym w latach 1944-1947.
Tekst dostępny jest również na stronie Fundacji "Pamiętamy" w dziale Artykuły historyczne.
Życzę zajmującej lektury.

PUBLIKACJĘ MOŻNA OTWORZYĆ KLIKAJĄC NA OKŁADKĘ PONIŻEJ>

Czytaj również:

Strona główna>

PROMOCJA PAMIĘTNIKÓW "ŻELAZNEGO"

MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA WE WŁODAWIE
INSTYTUT PAMIĘCI NARODOWEJ ODDZIAŁ W LUBLINIE
POLSKIE TOWARZYSTWO HISTORYCZNE
ODDZIAŁ WE WŁODAWIE


zapraszają na promocję publikacji

EDMUND EDWARD TARASZKIEWICZ „ŻELAZNY"
TRZY PAMIĘTNIKI

    
   
CZWARTEK 22 STYCZNIA 2009 r., GODZ. 16.00
Czytelnia dla Dorosłych
Miejska Biblioteka Publiczna we Włodawie
ul. Przechodnia 13

W programie spotkanie z autorami wstępu, redakcji naukowej i opracowania dokumentów Andrzejem T. Filipkiem i Bożenną Janocińską, gośćmi z Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie oraz możliwość zakupu publikacji.

MIEJSKA BIBLIOTEKA PUBLICZNA WE WŁODAWIE, ul. Przechodnia 13,
22-200 Włodawa, tel. (0-82) 572-11-03, e-mail: mbpwlodawa@wp.pl

"Każdy z nas chciał być "Jastrzębiem"…

Mroczne czasy zniewolenia
Rozmowa z Waldemarem Strzałkowskim (rocznik 1932),  włodawianinem, emerytowanym historykiem, doradcą Marszałka Sejmu RP (po uroczystości we Włodawie 12 X 2008 r.).

W imieniu Marszałka Sejmu RP, Waldemar Strzałkowski (z prawej) składa wieniec pod pomnikiem w hołdzie poległym i pomordowanym żołnierzom oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa, dowodzonego przez por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", podczas uroczystości odsłonięcia i poświęcenia tegoż pomnika w dniu 12 X 2008 r. we Włodawie.

Nowy Tydzień: Jak pan zapamiętał Włodawę pierwszych lat po wyzwoleniu?
Waldemar Strzałkowski: – Atmosfera okresu 1944-46, a w zasadzie do sfałszowanych wyborów w styczniu 1947 r., była we Włodawie naprawdę bardzo dobra, niemal nie czuło się komunistycznego terroru, atmosfera była taka trochę wolnościowa. Było prawdziwe harcerstwo, nieskrępowana religijność, pełne autentycznego patriotyzmu zajęcia w gimnazjum, do którego chodziłem. W końcu 1946 roku komuniści zaczęli wywierać coraz silniejszy wpływ na społeczność Włodawy. Zwiększono obsadę miejscowego urzędu bezpieczeństwa. Przybywało tam zwłaszcza nowych funkcjonariuszy z okolicznych skomunizowanych wsi, takich jak np. Hołowno. Warto też pamiętać, że w samym mieście było bez przerwy dużo wojska, stacjonował tu bodajże 49 pułk piechoty.

N.T. – Był pan świadkiem ataku oddziała "Jastrzębia" na komendę włodawską  [PUBP] we Włodawie w październiki 1946 roku…
W.S.– Miałem wtedy 14 lat. Bawiliśmy się naprzeciwko posterunku UB, tam gdzie teraz jest stadion. Było po godzinie 19, jeśli dobrze pamiętam, a na pewno było już ciemno. Podjechały chyba dwa samochody. Na początku mało się tym interesowaliśmy, bo wszystko było po cichu i nic nas nie zaciekawiło. Dopiero po jakimś czasie rozpoczęła się piekło – strzelanina, krzyki i wybuchy. Miałem akurat rower od stryja, więc wsiadłem co prędzej na niego i pojechałem, ile sił w nogach, do domu, do Orchówka. Słyszałem potem, że wojsko, które przybyło ubekom na pomoc, nie bardzo kwapiło się z łapaniem "bandytów Jastrzębia" i często strzelało nie do nich, tylko w górę.

N.T. – Jak w świadomości ówczesnych mieszkańców miasta jawiła się postać "Jastrzębia", a potem jego brata "Żelaznego"? Czy byli widziani jako bandyci czy bohaterowie?
W.S. – Odpowiem ciekawostką. Jako chłopcy często bawiliśmy się, grając to w palanta, to w piłkę lub w coś innego. Każdy z nas przybierał sobie pseudonim – imię jakiegoś bohatera. I zawsze każdy z nas chciał być "Jastrzębiem". Ale nie tylko dla kilkunastoletnich chłopców był to autentyczny bohater. Także dla mieszkańców miasta bracia Taraszkiewiczowie – Leon, a potem Edward – byli nie żadnymi bandytami czy przestępcami, tylko tymi, którzy mają odwagę przeciwstawić się komunistycznym rządom. To byli naprawdę bardzo szanowani ludzie we Włodawie. Nie wiem, jak to było w okolicznych wsiach, ale tu ich rzeczywiście poważano, darzono sympatią i sprzyjano im, choć oczywiście po cichu, bo strach z czasem panował coraz większy. Wiedzieliśmy też, że często pod nich podszywali się pospolici bandyci, którzy – kradnąc konie i żywność – mówili, że są od "Jastrzębia" czy "Żelaznego". Często bracia Taraszkiewiczowie z takimi "przebierańcami" się rozprawiali szybko i skutecznie. Wymierzali im np. publiczne baty na środku wsi.

Doradca Marszałka Sejmu RP, Waldemar Strzałkowski (z prawej) składa hołd żołnierzom por. "Jastrzębia" i ppor. "Żelaznego" pod pomnikiem we Włodawie, 12 X 2008 r.

N.T. – Jak się żyło w ówczesnej Włodawie, zwłaszcza pod terrorem komunistów po sfałszowanych wyborach 1947 roku?
W.S. – Po 1946 r. masowo zaczęli napływać do miasta mieszkańcy wsi, często tych skomunizowanych miejscowości, jak owa słynna, stricte ukraińska wieś Hołowno. Także UB wtedy znacznie się rozrastało. I co ciekawe, włodawian tam w zasadzie nie było, może jeden czy dwóch, za to wszystko napływowi. Trzeba też pamiętać, że o ile do milicji wstępowali często byli AK-owcy, to już jednak UB to był synonim krwawego terroru. Często kierowali nim nie tyle sami komendanci, co ich doradcy – rezydenci NKWD. Nawet "Jastrząb" czy "Żelazny" dokonywali takiego podziału i często milicjantów po rozbrojeniu puszczali wojno, ubeków zaś rozstrzeliwali. Podobnie też było z aparatczykami i osobami sprawującymi jakieś funkcje. Do szkoły chodziłem z synem starosty włodawskiego – niejakim Rycerskim. I tego starostę złapał kiedyś "Jastrząb". Złapał go m.in. z sekretarzem partyjnym – niejakim Kiełbiem. Tego ostatniego zlikwidował, zaś starostę puścił wolno. Zaraz potem starosta musiał wyjechać, podobno na ziemie zachodnie, bo był "skażony" kontaktem z "bandytami". Atmosfera terroru z każdym dniem się jednak nasilała. W gimnazjum pewnego dnia wykłuto oczy na portrecie Bieruta. Całą szkołę przetrząśnięto i skutych chłopaków powieziono, ku uciesze zatwardziałych komunistów, do więzienia na Zamku Lubelskim. To były naprawdę czasy okrutnego terroru. Chyba najlepszym przykładem tego panoszenia się ubeków było zdarzenie, którego byłem bezpośrednim świadkiem. Pewnego dnia we Włodawie, tuż przy rynku, obok kiosku, szedł sobie chłopak, 16- może 18-letni. Trzymał ręce w kieszeni. I szedł w jego stronę ubek włodawski. Nagle wyciągnął broń i chłopaka zastrzelił. Zrobiło się wielkie zbiegowisko, zaczęli tego ubeka gonić, aż gdzieś na ul. Piłsudskiego schował się do bramy i tam dopiero ocalili go inni ubecy i milicja. To były naprawdę mroczne czasy zniewolenia.


Oryginał artykułu [kliknij w miniaturę].

Źródło: Nowy Tydzień (we Włodawie), Nr 42(104), 20 X 2008 r.

APEL POLEGŁYCH PODCZAS ODSŁONIĘCIA POMNIKA WE WŁODAWIE



Strona główna>

FOTORELACJA Z ODSŁONIĘCIA POMNIKA W HOŁDZIE ŻOŁNIERZOM POR. "JASTRZĘBIA" i PPOR. "ŻELAZNEGO" – WŁODAWA 12 X 2008 r.

"Bo ten, co odszedł, jeśli czcimy jego pamięć, jest potężniejszy
i bardziej obecny od żywych".

Antoine de Saint-Exupéry, "Twierdza"

12 października 2008 r., we Włodawie, w samo południe rozpoczęły się uroczystości związane z odsłonięciem i poświęceniem pomnika w hołdzie poległym i pomordowanym żołnierzom oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa, dowodzonego przez por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia" i jego brata ppor. Edwarda Taraszkiewicza "Żelaznego", którzy złożyli swe życie w walce z okupacją komunistyczną w latach 1945-1955.

W uroczystości uczestniczyło kilkaset osób, w tym siostra dowódców – "Jastrzębia" i "Żelaznego" – Pani Rozalia Otta (z domu Taraszkiewicz), Waldemar Strzałkowski – przedstawiciel Marszałka Sejmu RP, Jerzy Chróścikowski – Senator RP, Elżbieta Kruk – Poseł na Sejm RP, Wojewoda Lubelski – Genowefa Tokarska, władze samorządowe (wojewódzkie, powiatowe i miejskie), środowiska patriotyczne, kombatanckie, mieszkańcy Włodawy i okolic oraz goście z całej Polski.
Hołd bohaterom oddała również rodzina majora Józefa Kurasia "Ognia" przybyła z Waksmundu, wraz z Grupą Rekonstrukcji Historycznej "Podhale w ogniu" z Nowego Targu. Przybyli również przedstawiciele GRH 15 pp "Wilków" z Puław i Bractwa Kurkowego z Łosic.
Szczególnie aktywni byli tego dnia ludzie z Forum Młodych PiS, na którego czele stał radny miejski Mariusz Zańko, którzy przygotowali specjalnie na tę okazję 200 czarnych koszulek ze zdjęciem patrolu "Żelaznego" i napisem „Żelazna" Zasada – Bóg, Honor, Ojczyzna, a także zorganizowali przyjazd ponad setki kombatantów i młodzieży z Lublina. Wśród uczestników uroczystości błyskawicznie rozeszło się 1000 egzemplarzy bezpłatnego okolicznościowego wydawnictwa (92 strony), pt. „Jastrząb" i Żelazny" – ostatni partyzanci Polesia Lubelskiego 1945 – 1951.

Uroczystości rozpoczęły się mszą św. w kościele p.w. Św. Ludwika we Włodawie (nieopodal pomnika, który znajduje się przy ul. 11 Listopada), podczas której piękne kazanie wygłosił, zaproszony specjalnie na tę okazję ks. Jarosław Hrynaszkiewicz, proboszcz parafii Brok w diecezji łomżyńskiej, mający za sobą również 10-letnią posługę na terenie Grodna na Białorusi, założyciel i wieloletni redaktor „Słowa życia” – pisma wydawanego w dwóch językach: polskim i białoruskim. Jest również kapelanem Oddziału Ziemi Łomżyńskiej Związku Sybiraków. Ks. Hrynaszkiewicz z Białorusi musiał wyjechać na skutek represji administracji prezydenta Łukaszenki.
Po mszy krótki rys historyczny przedstawił Kazimierz Krajewski, Kierownik Referatu Badań Naukowych i Zbiorów Bibliotecznych Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie. Następnie orszak prowadzony przez Orkiestrę Reprezentacyjną WP Garnizonu Lubelskiego i żołnierzy kompanii honorowej z Lublina przeszedł kilkaset metrów, gdzie nastąpiło odsłonięcie i poświęcenie pomnika. Uroczystość prowadził Prezes Fundacji "Pamiętamy" – Grzegorz Wąsowski. Odczytano apel poległych, złożono wieńce i wiązanki kwiatów. Nie zabrakło również okolicznościowych przemówień.
O randze niedzielnego wydarzenia świadczy także fakt, że patronat medialny nad uroczystością objęła TVP Historia, która przygotowuje materiał historyczny połączony z reportażem z uroczystości. Zostanie on wyemitowany w cyklu "Cienie PRL-u". Swoją obecność zaznaczyły również TVP2, TVP3 Lublin oraz Radio Lublin.
Organizatorem wydarzenia był Burmistrz Włodawy, Rada Miejska we Włodawie oraz fundator pomnika, warszawska Fundacja „Pamiętamy".

Niebawem na łamach strony dostępne będzie [w formacie PDF] okolicznościowe wydawnictwo „Jastrząb" i Żelazny" – ostatni partyzanci Polesia Lubelskiego 1945 – 1951., a na razie zapraszam do obejrzenia fotorelacji z uroczystości…













Na uroczystość przybyło ponad 20 pocztów sztandarowych.


Ks. Jarosław Hrynaszkiewicz, proboszcz parafii Brok w diecezji łomżyńskiej, wygłosił piękne, patriotyczne kazanie.


Podczas komunii jeden z kombatantów AK-WiN zagrał (doskonale) na harmonijce ustnej… "Barkę", co w tym dniu było podwójnie wymowne.

Po mszy św. krótki rys historyczny poświęcony bohaterom uroczystości przedstawił Kazimierz Krajewski, Kierownik Referatu Badań Naukowych i Zbiorów Bibliotecznych OBEP IPN w Warszawie.



Kompania honorowa WP z Lublina.



Grupy Rekonstrukcji Historycznej z Nowego Targu i Puław.




Ulicami Włodawy przeszli również przedstawiciele Bractwa Kurkowego z Łosic.

Jak zawsze niezawodny i pełen energii mjr Romuald Bardzyński ps. "Pająk", żołnierz  nowogródzkiego Zgrupowania AK "Północ" pod dow. legendarnego por. Jana Borysewicza ps. „Krysia”, chorąży Proporca Bojowego Żołnierz
y Oddziałów Zgrupowania Północ Okręgu Wileńsko-Nowogródzkiego Armii Krajowej "Krysiacy".














Orkiestra Reprezentacyjna WP Garnizonu Lubelskiego.


Po 62 latach "chłopcy z lasu" znów pojawili się na ulicach Włodawy...







Uroczystość prowadził Prezes Fundacji "Pamiętamy" – Grzegorz Wąsowski.




Odsłonięcia pomnika
dokonali: siostra "Jastrzębia" i "Żelaznego" – Rozalia Taraszkiewicz –
Otta, Stanisław Pakuła ps. "Krzewina", ostatni żyjący żołnierz
"Żelaznego" oraz Burmistrz Włodawy Jerzy Wrzesień.



Ksiądz Jarosław Hrynaszkiewicz święci pomnik.

Przemówienie okolicznościowe wygłosiła Wojewoda Lubelski Genowefa Tokarska.

…oraz siostra poległych dowódców partyzanckich.


Apel poległych został odczytany przez przedstawiciela Fundacji „Pamiętamy” Rafała Werbanowskego… tak, że aż mroziło, a wielu ludzi miało łzy w oczach.




SALWA HONOROWA !!!

Wieniec składa Wojewoda Lubelski Genowefa Tokarska.

Poseł na Sejm RP – Elżbieta Kruk.

Przewodniczący Rady Miejskiej Włodawy Romuald Dydiuk i Burmistrz Włodawy Jerzy Wrzesień.

Starosta Włodawski Janusz Kloc i Wicestarosta Wiesław Holaczuk.


Hołd z Podhala.

Na pierwszym planie Adam Broński, syn ostatniego dowódcy oddziałów partyzanckich WiN na Lubelszczyźnie kpt. Zdzisława Brońskiego "Uskoka" († 21 V 1949 r.).



Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej.

Jacek Welter, Dyrektor Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie i Sławomir Poleszak, kierownik Referatu Badań Naukowych i Zbiorów Bibliotecznych OBEP IPN w Lublinie.

Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział we Włodawie.

Hołd "Krysiaków".






"[…] a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych /  niech nie opuszcza cię twoja siostra Pogarda dla szpiclów katów tchórzy – oni wygrają / pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys / i nie przebaczaj  zaiste nie w twojej mocy przebaczać w imieniu tych których zdradzono o świcie […]".


Więcej zdjęć z uroczystości we Włodawie można obejrzeć w galerii na zaprzyjaźnionej stronie Ciechanowiec Online, której autorzy również byli tutaj obecni.

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” – część 1

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” (1919-1947)


Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon”.

Józef Strug urodził się 4 marca 1919 w Wyhalewie (woj. lubelskie, obecnie pow. parczewski, gm. Dębowa Kłoda). Był synem legionisty. Ukończył szkołę handlową w Parczewie. Z powodu niedowagi ciała nie został powołany do czynnej służby wojskowej, przez co nie uczestniczył w kampanii wrześniowej. Jednak mimo tego już w 1940 roku zostaje zaprzysiężony w ZWZ, w plutonie pchor. Mikołaja Moniuka. W 1942 roku przechodzi pod komendę kpt. Józefa Milerta „Sępa”, późniejszego Komendant Obwodu AK Włodawa.

W 1940 roku został aresztowany przez policję ukraińską w Krzywowierzbie, lecz udało mu się zbiec z aresztu. W 1941 roku został ponownie aresztowany lecz tym razem już przez gestapo. Został wtedy osadzony na Zamku w Lublinie. Po około pięciu miesiącach, dzięki  łapówce udaje mu się opuścić niemiecką katownię. Wraca wtedy do Urszulina, gdzie na polecenie dowódcy i po specjalnym zaprzysiężeniu w Załuczu Starym w obecności sołtysa – członka AK – Alfonsa Dudkiewicza podejmuje pracę w policji granatowej. Potrzebne to było przede wszystkim do informowania organizacji o planowanych akcjach okupanta w terenie, ostrzeganiu przed donosami konfidentów, składanych na posterunku w Urszulinie.
Dzięki jednej z takich informacji pochodzącej od „Ordona”, zorganizowano akcję odbicia kilkunastu aresztowanych przez gestapo i transportowanych do Włodawy członków miejscowej konspiracji. Na podstawie jego meldunku urządzono zasadzkę  między Wytycznem a Dominiczynem, gdzie po sprawnej akcji zabito kilku Niemców i uwolniono więźniów.

Czwórka funkcjonariuszy z pięcioosobowej załogi posterunku policji granatowej w Urszulinie (pow. Włodawa). Wszyscy współpracowali z AK. Pierwszy z prawej stoi Józef Strug „Ordon”.

Po wojnie praca w policji granatowej była dostatecznym dowodem  do oskarżenia  jej funkcjonariuszy o współpracę z Niemcami, co nie ominęło również „Ordona”. Jednak praca w policji granatowej dla Józefa Struga miała też pozytywną stronę. Tutaj poznał swoją przyszłą małżonkę Salwinę Tomaszewską. Mieszkała w małej podlubelskiej wiosce i tam kpt. Józef Milert „Sęp”, wybrał ją na łączniczkę. Gdy załatwiono jej dokument, że zbiera lecznicze zioła, mogła się poruszać po całym województwie. W 1942 roku posłano ją do komisariatu w Urszulinie. „Sęp” poinstruował ją, że w komendzie podejdzie do niej cywil i po odebraniu przepustki wyjdzie za nią z budynku.
– Był wysokim, piwnookim blondynem, grzecznym i delikatnym. Nazywał się Józef Strug. Przyszłam do „Sępa”, składam meldunek: Ten śliczny chłopak podał mi paczkę papierosów, którą panu oddaję. A „Sęp” zaczął się śmiać – opowiada Salwina Strug. Po kilku dniach wydał polecenie spotkania się z tym chłopakiem ponownie. I tak się między nimi zaczęło…

Salwina Strug z synkiem Wiesławem, w pierwszą rocznicę śmierci męża. Braniewo 1948 r.

„Ordon” zagrożony aresztowaniem przez Niemców, zostaje pod koniec 1943 roku odwołany z misji przez kpt. „Sępa”. Dla uniknięcia represji wobec rodziny zaimprowizowano jego uprowadzenie i likwidację.  Od początku 1944 r. pełni funkcję zastępcy komendanta placówki Armii Krajowej w Załuczu.

Po wkroczeniu wojsk sowieckich na Lubelszczyznę i po wcześniejszym, podstępnym zamordowaniu 23.02.1944 r. w Załuczu Starym, przez sowieckich partyzantów z pododdziału lejtnanta Władimira Mojsenki „Wołodii”, kpt. Józefa Milerta „Sępa”, „Ordon” nie ma wątpliwości co do intencji nowych władz.
Nadal działa w strukturach Armii Krajowej, podporządkowany komendantowi rejonu por. Klemensowi Panasiukowi ps. „Orlis”. Jak większość żołnierzy AK prowadzi działania o charakterze samoobrony przed terrorem Sowietów i nowo organizowanego rodzimego aparatu represji.
13 listopada 1944 r. w okolicach wsi Babsk „Ordon” organizuje zasadzkę, w którą wpada jadąca na aresztowania grupa milicjantów z Wytyczna, wraz z tamtejszym Komendantem Wojennym Armii Czerwonej. Pod silnym ogniem broni maszynowej ginie 7 milicjantów i dowodzący nimi Sowiet. Wg relacji świadka tej akcji, żołnierza placówki AK w Sosnowicy –  Józefa Kujawskiego, po walce partyzanci zlikwidowali jednego z furmanów; drugiego puszczono wolno.

Okolice wsi Babsk w pow. włodawskim. Obelisk z „minionej epoki” poświęcony poległym milicjantom i Komendantowi Wojennemu NKWD, stojący w miejscu zasadzki zorganizowanej na grupę operacyjną M.O. przez oddział „Ordona”. Na pomniku widoczne ślady ciągle silnej pamięci lokalnej o „utrwalaczach władzy ludowej”.

W terenie coraz bardziej nasilają się obławy NKWD i UB. Kilka oddziałów AK zostają otoczone i rozbite. „Ordon” pozostaje w ukryciu mimo oficjalnego rozkazu ujawnienia i rozwiązania lokalnych struktur Armii Krajowej. Z biegiem czasu zaczynają do niego dołączać zagrożeni  aresztowaniem byli akowcy, a także dezerterzy Ludowego Wojska Polskiego.
W pierwszej połowie 1945 r. oddział „Ordona” rozrasta się do kilkudziesięciu ludzi, z którymi nadal przeciwstawia się nowym okupantom. W sprawozdaniu z sierpnia 1945 r. kierownik Wydziału do Walki z Bandytyzmem WUBP w Lublinie do kierownika tegoż urzędu pisał m.in. tak o „stanie band na dzień 20 VIII 1945 r. w powiecie Włodawskim„:
„Banda AK licząca 40-50 członków pod dow[ództwem] Struga w rejonie Górny Parczew. Sztab bandy kwateruje w lesie parczewskim, urządza napady na przedstawicieli władzy i mieszkańców wsi i miast w celu grabieży”.

W oddziale „Ordona”, w połowie 1945 r., znalazł się na krótko (po powrocie z robót w Niemczech) Edward Taraszkiewicz  „Żelazny”, późniejszy dowódca oddziału partyzanckiego Obwodu WiN Włodawa, który zastąpi swojego brata Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”, poległego 3 stycznia 1947 roku w Siemieniu. „Ordona” i „Żelaznego” łączyć będzie nie tylko ścisła współpraca, ale także przyjaźń.

22 kwietnia 1946 r. Salwina Tomaszewska i Józef Strug pobrali się… po trzeciej próbie. Przedtem, po ogłoszonych zapowiedziach, we wskazanym terminie w kościele dyskretnie pojawiał się UB. Uroczystość zaplanowali więc w kaplicy.
– Przy moim mężu zgasła świeca. Krzyknęłam „o Jezu!”. Ksiądz uspokajał: „bez paniki, to przewiew”. Ale tamto wspomnienie idzie za mną przez całe życie – opowiada żona „Ordona”.
Salwina Strug ukrywała się z mężem po domach zaufanych gospodarzy na terenie powiatu włodawskiego.
„Ordon” był jednym z najbardziej poszukiwanych przez UB żołnierzy WiN.
– Gdy się dowiedziałam, że jestem w błogosławionym stanie, byłam szczęśliwa. Myślałam, że nie zostanę już sama. Mąż jak gdzieś wychodził, zawsze się żegnał: Boże, pozwól mi wrócić – opowiada. Ich syn Wiesław Aleksander urodził się 2 lutego 1947 r. Ujawniła się 18 kwietnia w UB w Chełmie Lubelskim. Potem kategorycznie odmawiała pomocy w „ujawnieniu się” męża.

A walka toczyła się nadal… Największą wspólną akcją połączonych oddziałów „Jastrzębia” i „Ordona” było rozbicie Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego we Włodawie w dniu 22 października 1946 roku. W swojej kronice „Żelazny” podaje, że z oddziału „Ordona” w akcji wzięli: Stanisław Falkiewicz „Ryś”, Ignacy Falkiewicz „Mewa”, Stanisław Marciniak „Niewinny”, Józef Domański „Łukasz”, Eugeniusz Lis „Bystry”, Serafin Kamilewicz „Wydra”, Henryk Budzyński „Błysk”, Wacław Lis „Biały”, Józef Strug „Ordon”.
„Ordon” brał także udział w nieudanej wyprawie na magazyny broni i amunicji KOP-Wschód w Chełmie. Wraz z oddziałami „Jastrzębia” i kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”, jadąc do Chełma natknęli się w okolicy Świerszczowa na kolumnę samochodów, podążającej do Włodawy grupy operacyjnej UB i KBW,  z którą stoczyli walkę, tracąc jednego zabitego.

Oddział Józefa Struga „Ordona” początkowo był podporządkowany dowództwu Obwodu WiN Włodawa, co znaczyło, że formalnie znajdował się pod zwierzchnictwem komendanta Obwodu kpt. Zygmunta Szumowskiego „Komara” i jego zastępcy por. Klemensa Panasiuka „Orlisa”. Jednak obaj komendanci traktowali oddział „Ordona” dość utylitarnie. Miał on jedynie prowadzić rekwizycje w celu zasilania kasy Obwodu. To stało się powodem narastania konfliktu „Ordona” z komendantem obwodu Włodawskiego WiN. „Ordon” zaczął się wyłamywać spod jurysdykcji obu przełozonych za co został podstępnie rozbrojony na rozkaz  „Orlisa”. O zdarzeniu tym w swoich dziennikach tak pisze Edward Taraszkiewicz „Żelazny”:
„We wrześniu 46 roku dowiedzieliśmy się, że „Orlis” rozbroił „Ordona” przy pomocy „Batorego” [Antoni Choma]. Krok ten uczynił „Orlis” dlatego, że „Ordon” nie chciał się już dawać więcej wykorzystywać. Zrobił wówczas „Orlis” „Batorego” komendantem żandarmerii, nadał mu od razu stopień „podporucznika” i kazał rozbroić „Ordona” korzystając z tego, że tenże był sam u swojej żony, a oddział był akurat rozmelinowany. Mając przystawiony pistolet do piersi, nie miał „Ordon” innej rady i musiał tę broń, którą sam wywalczył lub wykombinował czy też kupił, oddać i basta. Dowiedziawszy się o tem, pojechałem z poleceniem „Jastrzębia” do „Ordona” przekazując mu nasze serdeczne współczucie oraz chęć udzieleniami pomocy w ludziach i broni. „Ordon” się tem bardzo ucieszył, czując gdzie ma naprawdę szczerych przyjaciół. Przybył on zaraz do naszego oddziału z paroma ludźmi i „Jastrząb” polecił wydać mu na razie 2 „Dichtiory” oraz kilka sztuk innej broni. Na skutek tego „Ordon” postawił energicznie na nogi swój oddział, którego już do końca nie rozpuszcza. Na spotkaniu tem postanowiliśmy sobie wzajemnie pomagać w każdej biedzie i w każdej potrzebie.”
Według współczesnej relacji Henryka Budzyńskiego „Błyska”, do utworzonej przez „Orlisa” żandarmerii dowodzonej przez ppor. Antoniego Chomę „Batorego” odeszli z oddziału „Ordona”: Józef Kowalski „Wierzba”, Józef Domański „Paweł”, Henryk Bobrzyk „Kostek” oraz nieznany mu czwarty żołnierz.

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” – część 2>
Strona główna>

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” – część 2

Inaczej zaistniałą …

Inaczej zaistniałą sytuację opisuje dzisiaj Salwina Strug „Ewa”, żona „Ordona”:
„O rozbrojeniu męża „Orlis” nic nie wiedział! Była to samowolna decyzja „Batorego” w porozumieniu z „Jastrzębiem”. Cel? Usunięcie „Ordona” z terenu. Przykre, ale prawdziwe. Po drugie, „Batory” zabrał mężowi tylko pistolet. Mąż oddał  mu też rakietnicę i maszynę do pisania, te same, które w 1951 roku UB zabrał od Romana Dobrowolskiego. Po trzecie, gdyby zabrał nawet jakąś inną broń, to nasz oddział miał jej wówczas jeszcze tyle, że mógł uzbroić po zęby drugi taki oddział, a nie prosić o nią „Jastrzębia”. Po czwarte, rozbrojenie męża miało następujący przebieg:
Batory wszedł i powiada:
– Józek. Mam rozkaz rozbrojenia Ciebie!
Mąż nie był specjalnie zaskoczony. Wyjął pistolet i oddając go „Batoremu”, powiedział:
– W zębach go przyniesiesz!
I tak się stało. Po dwóch dniach przybył do nas „Burza” Nikodem Krzyżanowski, pełniący wówczas funkcję sekretarza komendanta obwodu – „Komara” [Zygmunta Szumowskiego] a jednocześnie kwatermistrza obwodu. Nie wiem, czy oddał z polecenia „Komara”, to już nie jest takie ważne.”

Fragmenty powyższej relacji budzą jednak spore wątpliwości, przede wszystkim ze względu na fakt, że „Jastrząb” nie miałby żadnych powodów do usunięcia „Ordona” ze swojego terenu. Poza tym  późniejsza współpraca i przyjaźń łącząca „Ordona” z „Jastrzębiem” i jego bratem, potwierdzają wersję podawaną w kronikach przez „Żelaznego”. Najprawdopodobniej „Orlis” podjął decyzję o rozbrojeniu „Ordona” samowolnie, bez porozumienia z Komendantem Obwodu. Po wyjaśnieniu sprawy mogło to w efekcie skutkować rozkazem Z. Szumowskiego „Komara” o zwróceniu broni „Ordonowi”, jednak od tej pory Józef Strug zaczął bardziej czuć się podkomendnym kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” niż dowódców Obwodu WiN Włodawa.

W styczniu 1947 roku dochodzi do – najprawdopodobniej przypadkowej – likwidacji przez  oddział „Ordona” ppor. Antoniego Chomy „Batorego”. Henryk Budzyński „Błysk” w swojej relacji podaje taki oto przebieg zdarzeń:
„Z  początkiem stycznia 1947 roku udaliśmy się saniami do wsi Rozpłucie w składzie całego oddziału: „Ordon”, „Błysk”, Stanisław Marciniak „Niewinny”, „Wydra” [Serafin Kamilewicz], Falkiewicz ps. „Ryś” i jego brat „Mewa” z Dratowa, „Niedźwiedź” (którego odbiliśmy w ataku na UB  we Włodawie) oraz „Równy” pochodzący z Józefina, gm. Cyców.
Zatrzymując się przy jednym z budynków zauważyłem, że ktoś wyskoczył i ucieka. „Ordon” będąc przy mnie blisko nie wydawał żadnego rozkazu do strzelania, co chcę stanowczo podkreślić. Tymczasem Falkiewicz ps. „Ryś” zza węgła domu posłał uciekającemu serię z LKM  zabijając „Batorego”, dowódcę żandarmerii. Po zabiciu „Batorego”, dołącza do nas Kowalski ps. „Wierzba”, Domański ps. „Paweł”, a „Kostek” został rozbrojony i już nie wrócił do oddziału.”
Antoni Choma „Batory” został pochowany na cmentarzu w Woli Wereszczyńskiej (pow. Włodawa). Na tablicy nagrobnej figuruje informacja, że zginał  31 stycznia 1947 roku.

Grób Antoniego Chomy na cmentarzu w Woli Wereszczyńskiej.

W celu rozpracowania grupy kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka” i Józefa Struga „Ordona” PUBP w Lubartowie założyło sprawę obiektową „Eskadra”. Urząd Bezpieczeństwa zaczął coraz intensywniej poszukiwać pozostałych w konspiracji żołnierzy, którzy mimo ogłoszonej amnestii pozostali w lesie i prowadzili dalszą walkę. Nie ujawnił się także „Ordon”, który wiedział, że za dotychczasową działalność z pewnością dostanie karę śmierci.
W raporcie z dnia 22 III 1947 r. złożonym przez pracowników Wydz. III Sekc. I WUBP Lublin Mieczysława Hajduka i Tadeusza Szafranka do Naczelnika Wydz. III WUBP w Lublinie, pisali oni m.in.:
[…] Dowiedziano się od w/w brata, że „Ordon” dostał od „Zapory” broń 2 RKM, 1 TPR. W trakcie rozmowy z żoną „Ordona” oznajmiła nam, że mąż z konspiracji nie wyjdzie, bo otrzymał rozkaz od „Zapory”, bo gdy wyjdzie z konspiracji będzie rozstrzelony i z tego powodu „Ordon” zabrania kategorycznie wyjścia z konspiracji swoim członkom oddziału.”

Stoją od prawej: Józef Strug „Ordon”, Ludwik Szmydke „Czarny Jurek”, Jan Belcarz „Dżym”. Kwiecień/maj 1947 r.

Pierwszą poważną zasadzkę na „Ordona” zorganizowano 18 marca 1947 roku we wsi Nadrybie. W gospodarstwie Jana Sacawy przebywała wówczas żona Józefa Struga, Salwina, która ciężko chora została tam przewieziona 5 marca i gdzie po krótkim czasie w dniu 7 marca urodziła syna. Obława w składzie: 3 pracowników WUBP i 15 żołnierzy KBW założyło w domu Sacawy zasadzkę w nocy 18 marca 1947 roku. Spodziewano się przybycia samego „Ordona”, gdyż dnia następnego miały się odbyć jego imieniny i zarazem chrzciny syna. Już od rana w założony kocioł zaczęli wpadać kolejni goście, którzy przybyli z życzeniami dla solenizanta. Prawdopodobnie powiadomiony o zasadzce w domu Sacawy, „Ordon” nie przyszedł. Po 2 dniach pracownicy resortu wypuścili zatrzymane osoby i pozorując odejście ukryli się w sąsiedztwie spodziewając się, że „Ordon” się zjawi. Po całonocnym oczekiwaniu oddział WBW wycofał się do Cycowa skąd powrócił do Lublina. Pracownicy WUBP uczestniczący w zasadzce dowiedzieli się, że nieopodal melinowały oddziały „Wiktora” – Stanisława Kuchcewicza i około 300 metrów od zasadzki oddział „Ordona”. W kocioł wpadło 8 osób i 4 dzieci.

27 czerwca 1947 roku na skutek donosu mieszkańca wsi Turowola zostali zabici przez grupę operacyjną KBW i funkcjonariuszy PUBP w Lubartowie trzej żołnierze z pododdziału „Wiktora”: Kazimierz Karpik „Czarny”, Józef Król „Maryś”, Stanisław Lis „Korzeń”/”Stach”. „Wiktor” postanowił szybko ukarać winnych tragedii, a ponadto postanowił wykonać wyroki na innych mieszkańcach podejrzewanych o współpracę z UB. Puchaczów był uważany za wieś silnie skomunizowaną i aktywnie współpracującą z władzą ludową. Z pomocą oddziałów „Ordona” i „Żelaznego”, w no
cy z 2/3 lipca 1947 roku dokonał likwidacji 21 osób, które według informatora szczególnie szkodziły ukrywającym się w podziemiu partyzantom. Akcja ta doprowadziła do poważnego zwiększenia aktywności pracy operacyjnej UB. Ujęcie sprawców likwidacji w Puchaczowie stało się priorytetem dla grup operacyjnych WBW działających w terenie.

Od lewej: kpt. Zdzisław Broński „Uskok” i Stanisław Kuchcewicz „Wiktor”.

Grupa operacyjna złożona z funkcjonariuszy WBW w Lublinie dość szybko ustaliła, że akcja „Wiktora” przygotowana została od strony wywiadowczej przez Bogumiła Korniaka, który został aresztowany już 7 lipca. Zeznał on w śledztwie, że otrzymał od „Wiktora” polecenie ustalenia kto wydał żołnierzy którzy ukrywali się w Turowoli oraz wszystkich członków i sympatyków PPR z terenu Puchaczowa.
6 lipca 1947 roku na polecenie ministra Stanisława Radkiewicza przeciw patrolom „Uskoka” na terenie powiatów lubartowskiego i włodawskiego rzucono siły liczące 486 ludzi, podzielonych na dwie grupy operacyjne o kryptonimach „Wieprz” i „Świnka” (od nazw miejscowych rzek). Działalność jednostek KBW nadzorował mjr Kozan, natomiast funkcjonariuszy UBP – szef WUBP w Lublinie mjr Jan Tataj. Ich jedynym „sukcesem” było przeprowadzenie sześciu operacji, w toku których zatrzymano 22 osoby (8 spośród nich przekazano do prokuratury, 5 do PUBP, zwolniono z powodu braku materiałów 8 i „zwolniono operatywnie” 10).

27 lipca 1947 roku agent o kryptonimie „Lis” doniósł, że „banda” Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” i „Ordona” przebywa w zagajniku koło wsi Lipniak w gminie Wola Wereszczyńska. Przeprowadzona natychmiast operacja nie przyniosła rezultatu, gdyż jedna z grup z 5 PAL przepuściła  4 żołnierzy podziemia.
Szczególnie cenne, i jak się okazało brzemienne w skutkach doniesienie zostało otrzymane od agenta o kryptonimie „Sołtys”. Doniósł on bowiem, że żołnierz z oddziału „Ordona” – Ludwik Szmydke „Czarny Jurek” jest narzeczonym Wandy Łukasiewicz – córki nauczycielki ze wsi Pieszowola, którą często odwiedza. Funkcjonariusze UB założyli w szkole kocioł, w który 29 lipca 1947 roku wpadł „Czarny Jurek”. Po błyskawicznym i prawdopodobnie niezwykle brutalnym śledztwie udało się UB wydobyć od niego miejsce pobytu „Ordona”, które znajdowało się w lesie obok kolonii Sęków, pow. Włodawa.  30 lipca przeprowadzona została operacja, w trakcie której jednostki KBW natknęły się na 3 partyzantów, w tym dowódcę grupy Józefa Struga „Ordona”. Podczas wymiany strzałów zabity został „Ordon”, a dwaj jego podkomendni zdołali się przebić przez pierścień obławy.

Kwiecień/pierwsza dekada maja 1947 r. Od lewej: Ludwik Szmydke „Czarny Jurek”, Stanisław Falkiewicz „Ryś”, Marian Puchacz „Kubuś” († 18 V 1947 r.), Eugeniusz Arasimowicz „Mongoł”, Józef Strug „Ordon”. Poniżej: Jan Belcarz „Dżym” († 18 V 1947 r.), leży: Czesław Jabłoński „Bąk” († 18 V 1947 r.).


Na podstawie zeznań Ludwika Szmydke zostali również aresztowani współpracujący z grupą mieszkańcy wsi Sęków: Lucjan Flisiuk, Stanisław Wesołowski, Konstanty Arasimowicz i żołnierz z grupy „Ordona” – Witold Matuszak.
Żona „Ordona” Salwina Strug również w tym czasie była aresztowana i przebywała w areszcie, który znajdował się w szkole w Puchaczowie. Wydał ją kuzyn z UB, do którego udała się po schronienie. Trzymano ją tam dwa tygodnie, prowadząc polowanie na męża. Strażnicy zostawiali jej grypsy z informacjami, że już są na tropie, z datą akcji. Przez okno patrzyła bezradnie, jak wyjeżdżają. Gdy wrócili, zaprowadzili ją do samochodu. Rozpoznała zwłoki. – Miał uśmiechniętą twarz, był umyty, w spodniach wojskowych, bez butów, jakby mu się coś przyjemnego śniło. Powtórzyłam im to, co on mi często powtarzał: „Jakim mieczem wojują, od tego zginą”.

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” – część 3>
Strona główna>

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” – część 3


Kwiecień/maj 1947 r. Wspólna odprawa oddziału  Józef Struga „Ordona” i patrolu podległego kpt. „Uskokowi” pod dowództwem Walentego Waśkowicza „Strzały”. Od lewej: Stanisław Falkiewicz „Ryś”, Walenty Waśkowicz „Strzała”, Józef Strug „Ordon” (pochylony nad mapą), Ludwik Szmydke „Czarny Jurek”, Eugeniusz Arasimowicz „Mongoł”, Czesław Osieleniec. Stoją: Ignacy Falkiewicz „Mewa”, Jerzy Marciniak „Sęk”/”Zygmunt” (żołnierz patrolu „Strzały”).

Wg współczesnej relacji Zygmunta Pękały „Śmiałego” – jedynego żyjącego obecnie świadka tamtych wydarzeń – możemy się dowiedzieć, że grupę przebywającą wówczas u Wawrzyckich tworzyli on sam, Józef Strug „Ordon” oraz Tadeusz Paluch „Dąb”. Mieli oni po kolacji opuścić mieszkanie i udać się na skraj lasu, gdzie w rowie mieli położyć się spać.

Józef Pękała ps. „Śmiały”. Żołnierz „Ordona”, który przebił się przez pierścień obławy, podczas której zginął jego dowódca.

Inną wersję wydarzeń podaje Salwina Strug. Twierdzi ona, że grupa miała nocować u Flisiuków i dopiero po śniadaniu miał nastąpić alarm. Według niej grupę stanowiło czterech, a nie trzech żołnierzy, jak podaje „Śmiały”. Czwarty miał być nieustalony. Wydaje się jednak, że bliższy prawdy jest bezpośredni uczestnik ostatniej walki „Ordona”, Z. Pękała „Śmiały”, którego relację potwierdzają również raporty oficerów dowodzących operacją p-ko partyzantom. Różnice występują też w przedstawieniu okoliczności samej akcji resortu, zarówno przez jedynego żyjącego świadka „Śmiałego”, jak i przez dowódcę sztabu WBW.

Wycinek mapy terenu [WIG 1933], na którym osaczono „Ordona”. Czerwonym krzyżykiem oznaczono miejsce śmierci por. Józefa Struga. [kliknij w miniaturkę mapy].

Oto współczesna relacja Zygmunta Pękały „Śmiałego”:
„Rano widzimy sylwetki wojskowych otaczających teren z trzech stron. „Ordon” decyduje: – Koledzy, jest bardzo źle. Musimy się rozproszyć. Każdy w inną stronę… Po pierwszych seriach z broni maszynowej, „Ordon” podjął próbę przedostania się przez wąską drogę. Kilka metrów czystego pola ostrzału wystarczyło, że został trafiony. Padł. Rowem przeczołgaliśmy się wzdłuż drogi, wreszcie poderwaliśmy się do biegu. Poczułem dwa piekące uszczypnięcia. Biegłem dalej. Po kilkuset metrach postanowiliśmy zalegnąć i zaszyć się w krzakach. Przetrwaliśmy. Miałem dwie przestrzeliny w mięśniach biodra i pośladka.”

Okolice Sękowa. Droga w miejscu gdzie podczas próby jej przeskoczenia został ranny por. „Ordon”. Stan obecny.

Meldunek o nadzwyczajnym wypadku, sporządzony przez Dowódcę WBW Lublin – majora Kuzara, podpisany przez szefa sztabu WBW majora Kondraciuka i zastępcę do spraw polowych majora Konara, daje bardziej szczegółowy obraz ostatnich chwil „Ordona”. Oto jego treść:
„W dniu 30.7.47 grupa operacyjna pod d-ctem mjr Kondraciuka, szefa sztabu WBW Lublin przeprowadziła operację w m. Sęków i kol. Sęków pow. Włodawa. W czasie operacji natknęła się na bandę „Ordona” w składzie trzech osób. Bandyci ostrzeliwując się zaczęli uciekać. W toku dalszego przeszukiwania terenu leśnego natknięto się ponownie na zbiegłych bandytów. D-ca bandy z ukrycia dał ognia z pistoletu do nadchodzącego szeregowego Kuzlak Jana, którego trafił kulą w nogę i zbiegł ukrywszy się. Z odległości około 100 metrów z zarośli dał ognia ponownie z pistoletu do zbliżającego się kpr. Tepera Ryszarda, raniąc go w nogę. W toku dalszej walki dowódca bandy „Ordon” został zabity, pozostali bandyci zdążyli się w terenie zamelinować.”

Pomnik w miejscu gdzie, do końca ostrzeliwując się, zginął Józef Strug „Ordon”. W głębi widoczna droga z Sękowa, gdzie podczas próby przebicia się przez kordon obławy został on ranny.

Napis na pomniku brzmi: BÓG HONOR OJCZYZNA/ZWZ-AK-WiN/PORUCZNIKOWI JÓZEFOWI STRUGOWI PS. „ORDON”/UR. 4 III 1919 R. DOWÓDCY ODDZIAŁU AK I WiN/W TYM MIEJSCU ZAMORDOWANY PRZEZ UB 30 VII 1947 R. ORAZ JEGO ŻOŁNIERZOM POLEGŁYM I ZAMORDOWANYM ZA WOLNOŚĆ OJCZYZNY W LATACH 1939 – 1956/PPOR. ZYGMUNT PĘKAŁA PS. „ŚMIAŁY”/ ŻOŁNIERZ POR. „ORDONA”

Jak widać, relacje różnią się w jednej zasadniczej kwestii. „Śmiały” utrzymuje, że „Ordon” „padł” przebiegając przez drogę. Jednak w raporcie wyraźnie wspomniane jest, że dowódca został dwukrotnie zlokalizowany w trakcie poszukiwań, ostrzeliwał się, raniąc w nogi KBW-istów. Wydaje się, że strzelał nisko, chcąc uniknąć zabijania żołnierzy. „Ordon” zginął  „w toku dalszej walki”, którą najprawdopodobniej prowadził już ranny, próbując osłaniać wycofujących się kolegów, i być może dzięki temu udało im się przerwać przez pierścień okrążenia.

Jeszcze tego samego dnia zwłoki sierż. Józefa Struga „Ordona” zostały przewiezione do aresztu w Puchaczowie, w którym – jak już wspomniano – przebywała żona zabitego partyzanta. Musiała ona rozpoznać zwłoki męża. Według protokół przesłuchania świadka, sporządzonego w  Puchaczowie w dniu 30 lipca 1947 r. przez B. Jelenia, oficera śledczego UB, Salwina Strug na pytanie „czy ob. rozpoznaje okazane w dniu dzisiejszym tj. 30.VII.47 r. zwłoki mężczyzny i kto to jest?” odpowiedziała:
„Tak jest, rozpoznaje zwłoki mężczyzny okazane w dniu dzisiejszym tj. 30.VII.47 r. i stwierdzam z całą stanowczością, że jest to mój mąż Strug Józef, który od dłuższego czasu nie był w domu, a był komendantem bandy [w] której występuje jako ps. „Ordon”. Poznaję męża mego po rysach twarzy, oraz miał znak szczególny, który w tej chwili poznaję a jest to czarna plama w okolicy lewego obojczyka, znamię jest kształtu okrągłego. Okazany mundur Wojska Polskiego z naszywkami porucznika również rozpoznaję, jest to mundur męża mego w którym chodził, przynależąc w bandzie leśnej.”

Po potwierdzeniu tożsamości zabitego męża, Salwina Strug została zwolniona z aresztu na podstawie amnestii. UB-ecy nie wydali zgody na zabranie ciała ani rzeczy osobistych. Zagrożona ponownym aresztowaniem wyjechała do Poznania, gdzie na
jakiś czas zatrzymała się u siostry „Ordona”. Tam też dowiedziała się, że jej rodzice mieszkają w Krzesinach koło Poznania. Salwina Strug została w Poznańskiem na stałe i mieszka tam do dziś. Nie wyszła po raz drugi za mąż, bo – jak tłumaczy – raz już przysięgała. Syna wychowała samotnie.

Ciało „Ordona” przepadło bez wieści. Nie zachował się żaden dokument wskazujący choćby przypuszczalne miejsce pochówku. Podzielił więc los setek innych partyzantów chowanych bezimiennie w nieznanych mogiłach. Symboliczny pogrzeb „Ordona” odbył się dopiero w wolnej Polsce w dniu 27 lutego 1992 roku w Poznaniu. W grobie złożono urnę z ziemią z miejsca, w którym zginął „Ordon”.
5 sierpnia 2001 r. staraniem ostatniego żołnierza „Ordona” – Zygmunta Pękały „Śmiałego”  w lesie pod Wielopolem, w miejscu śmierci komendanta, odsłonięto pomnik ku czci Józefa Struga „Ordona” oraz jego żołnierzy poległych i zamordowanych za wolność ojczyzny.

Salwina Strug ps. ”Ewa” dziękuje za pomnik postawiony ku czci jej męża w lesie pod Sękowem.

Śp. płk Zbigniew Boczkowski, Prezes Zarządu Okręgu Wschodniego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość wręcza dyplom uznania Zygmuntowi Pękale ”Śmiałemu”, fundatorowi pomnika.

W kilka lat później żona „Ordona” ufundowała mężowi symboliczną mogiłę przy kościele w Wereszczynie, niedaleko Sękowa.

Symboliczna mogiła „Ordona” przy kościele w Wereszczynie.

Aresztowany w przeddzień śmierci „Ordona” Ludwik Szmydke „Czarny Jurek” został skazany na karę śmierci, przede wszystkim za udział w akcji odwetowej przeprowadzonej w Puchaczowie. Stracono go na Zamku w Lublinie dnia 2 września 1947 roku.

Mimo śmierci dowódcy oddział trwał nadal w konspiracji, a dowodzenie nad nim przejął wtedy Stanisław Marciniak „Niewinny”. Jednak grupa ta była już wtedy nieliczna, a jej działania miały charakter wyłącznie obronny. W oddziale tym pozostali m.in. wyżej wspomniany Stanisław Marciniak „Niewinny”, Józef Domański „Paweł”, „Łukasz”, „Znicz”, Stanisław Falkiewicz „Ryś”, Ignacy Falkiewicz „Mewa” i Eugeniusz Harasimowicz „Mongoł”. Wszyscy ci ludzie z biegiem lat zginęli w walce lub zostali zamordowani.

Dwaj ostatni ukrywający się żołnierze „Ordona” – „Niewinny” i „Łukasz” przeszli pod rozkazy Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” i dotrwali z nim do jego śmierci. 6 października 1951 roku w czasie wielkiej operacji UB-KBW w Zbereżu nad Bugiem, podczas przebijania się przez trzy kordony 800-osobowej obławy, poległ jeden z ostatnich dowódców polowych antykomunistycznego podziemia na Ziemi Włodawskiej ppor. Edward Taraszkiewicz „Żelazny” i jego żołnierz Stanisław Torbicz „Kazik”.
Józef Domański „Łukasz” i Stanisław Marciniak „Niwinny” dostali się do niewoli. Po długotrwałym i brutalnym śledztwie, 14 sierpnia 1952 r. zostali skazani przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Lublinie, na sesji wyjazdowej we Włodawie, na karę śmierci.
Wyroki na dwóch ostatnich żołnierzach Obwodu Włodawskiego WiN wykonano 12 stycznia 1953 r. w więzieniu na Zamku w Lublinie.

Tomasz Guziak
(Zdjęcia, uzupełnienia, korekty – autor strony)

Opracowano na podstawie:
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie,
Broński Zdzisław  „Uskok”, Pamiętnik (1941 – maj 1949), wstęp, red. naukowa i opracowanie dokumentów Sławomir Poleszak, Warszawa 2004,
Kopiński Jarosław, Rozpracowanie struktur konspiracyjnych AK-WiN na przykładzie działań operacyjnych WUBP w Lublinie w latach 1944-1956, [w:] Wobec komunizmu. Materiały z sesji naukowej pt. „Lubelskie i południowe Podlasie wobec komunizmu 1918-1989, Radzyń Podlaski 2 IX 2005, Radzyń Podlaski 2006,
Kujawski Józef, relacja ustna z dn. 21 VI 2008 r., (w zbiorach autora strony),
Pająk Henryk, „Jastrząb” kontra UB, Lublin 1993,
Pająk Henryk, „Żelazny” kontra UB, Lublin 1993,
Pająk Henryk, Oni się nigdy nie poddali, Lublin 1997,
Pasikowski Stanisław, Lotny Oddział AK „Nadbużanka”. Wspomnienia, Łódź 2003,
Rybak Agnieszka, Macierzyństwo w czasach zarazy, „Rzeczpospolita”, Nr 122, 26 V 2007.

Tomasz Guziak – student V roku historii UMCS, seminarzysta w Zakładzie Historii Społecznej XX wieku. W przygotowywanej pracy magisterskiej pt. Oddział Józefa Struga „Ordona”,  pisanej pod kierunkiem prof. dr hab. Janusza Wrony zajmuje się szerzej przedstawionym tematem. W artykule autor zastosował dość przekrojowe przedstawienie tematu. Szersze opracowanie dziejów oddziału „Ordona” zostanie opublikowane po ukończeniu i obronie pracy magisterskiej.
Dziękuję autorowi za przygotowanie tekstu do publikacji.

Por. cz.w. Józef Strug ps. „Ordon” – część 1>
Strona główna>

Pomnik „Żołnierzom Wyklętym” we Włodawie

WŁODAWA – „Żołnierzy Wyklętych” jednak upamiętnimy !!!

28 kwietnia 2008 r. we Włodawie odbyła się XIX Sesja Rady Miejskiej, na której podjęto uchwałę o budowie przez warszawską Fundację „Pamiętamy” pomnika poświęconego poległym i pomordowanym w latach 1945-1955 żołnierzom i współpracownikom oddziału partyzanckiego Obwodu AK-WiN Włodawa, dowodzonego przez braci: por. Leona Taraszkiewicza ps. „Jastrząb” i ppor. Edwarda Taraszkiewicza ps. „Żelazny”.

„Włodawa niecała czerwona” – tym emocjonalnym zwrotem wiceprzewodnicząca Rady Miejskiej Mirosława Dynkiewicz zachęcała swoich kolegów radnych do głosowania za uchwałą w sprawie zgody na budowę pomnika.
Apel poskutkował – za było 9 radnych, przeciw 5*. Eugeniusz Omelczuk wstrzymał się od głosu.

*Przeciwni budowie pomnika byli radni z tzw. lewicowego klubu radnych: Andrzej Ryszbyły oficer LWP, I sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR podczas stanu wojennego i członek Komitetu Wojewódzkiego PZPR, obecnie SLD, Edward Morawski, Marek Flis oraz Anna Jarosiewicz.
Piątym oponentem była radna Joanna Szczepańska, która ostentacyjnie
zażądała wpisania do protokołu obrad sesji informacji, że głosowała na NIE.
Radni ci, chcąc zablokować jakąkolwiek dyskusję na temat inicjatywy i możliwość wypowiedzenia się w tym temacie przedstawiciela Instytutu Pamięci Narodowej, jeszcze na tydzień przed sesją zgłosili wniosek o zdjęcie z porządku obrad punktu dotyczącego budowy pomnika, mimo że miesiąc wcześniej, na komisjach Rady Miasta, w obecności prezesa Fundacji „Pamiętamy” nie zgłaszali większych zastrzeżeń. Wniosek o zdjęcie punktu z porządku obrad był tym bardziej perfidny, że zgłaszający doskonale wiedzieli o przyjeździe na obrady Rady Miasta przedstawicieli Fundacji i kierownika Referatu Badań Naukowych OBEP IPN w Warszawie Kazimierza Krajewskiego.

Uchwała wywołała w trakcie sesji kilka krytycznych uwag przeciwników budowy tego pomnika. Radna Joanna Szczepańska wykazała się „wzruszającą” wręcz empatią dla potomków ubeków, donosicieli i komunistycznych aparatczyków, stwierdzając, że jeszcze zdecydowanie za wcześnie na tego typu monument, gdyż żyją wciąż rodziny tych, którzy zginęli z rąk oddziału „Jastrzębia” i „Żelaznego”. Tym samym okazała zupełną pogardę uczuciom rodzin kilkudziesięciu poległych i pomordowanych partyzantów, które do dnia dzisiejszego nie mają gdzie zapalić świeczki i zmówić modlitwy, bo ubeccy oprawcy pogrzebali ich bliskich w nieznanych miejscach. Radny Andrzej Rysz twierdził, że być może Włodawa nie jest najlepszym miejscem na upamiętnienie tych partyzantów, bowiem walczyli oni i żyli głównie poza miastem, która to „twórcza myśl” była jaskrawym przykładem wręcz żenującej ignorancji.
Wszelkie wątpliwości rozwiali podczas sesji eksperci: Prezes Zarządu Fundacji „Pamiętamy” mecenas Grzegorz Wąsowski i dr Kazimierz Krajawski, Kierownik Referatu Badan Naukowych OBEP IPN w Warszawie, jeden z najwybitniejszych znawców problematyki powojennego podziemia. Przewodniczący Rady Miejskiej Romuald Dydiuk starał się przekonać radnych do wyrażenia zgody na budowę pomnika. Zdecydowanie ideę powstania pomnika, który przypomnijmy zostanie wzniesiony wyłącznie za pieniądze Fundacji, poparł również najmłodszy radny Mariusz Zańko. Wspomniał, że od zawsze kierował się w życiu ideałami marszałka Józefa Piłsudskiego i całym sercem jest za upamiętnieniem bohaterskich żołnierzy walczących z reżimem komunistycznym.
Ostatecznie uchwała w sprawie wzniesienia pomnika stała się faktem. Za wzniesieniem pomnika głosowali radni: Romuald Dydiuk – przewodniczący RM, Mirosława Dynkiewicz – wiceprzewodnicząca RM, Krzysztof Jarząbek, Sławomir Kaliszuk, Tomasz Korzeniewski, Marian Marcinkiewicz, Erazm Piotr Meniów, Edmund Świtka i Mariusz Zańko.


Szkic projektu pomnika Fundacji „Pamiętamy”, poświęconego poległym i pomordowanym żołnierzom i współpracownikom oddziału „Jastrzębia” i „Żelaznego”, który zostanie wzniesiony we Włodawie.

Ok. 4 metrowej wysokości pomnik stanie za kilka miesięcy przy ul. 11 Listopada [na skwerze pomiędzy pocztą a kościołem p.w. św. Ludwika]. Zgoda na jego powstanie oraz akceptacja treści napisu memoratywnego zostały wydane przez Radę Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa, reprezentowaną przez ministra Andrzeja Przewoźnika. Napis brzmi:

Pamięci
żołnierzy oraz współpracowników oddziału partyzanckiego
Armii Krajowej – Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość
Obwodu Włodawa
dowodzonego przez braci por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia” † 3 I 1947
i ppor. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego” † 6 X 1951
poległych w latach 1945-1955 w walce z komunistycznym zniewoleniem.
Oddali życie za niepodległość Poiski i wolność człowieka.

Pod nim znajdzie się ok. 60 nazwisk poległych i pomordowanych żołnierzy oraz współpracowników oddziału „Jastrzębia” i „Żelaznego”.

Skwer we Włodawie przy ul. 11 Listopada, na którym zostanie wzniesiony pomnik żołnierzom „Jastrzębia” i „Żelaznego”. Na czerwono oznaczono miejsce lokalizacji, po prawej widoczny kościół p.w. św. Ludwika.

W kolejnym wpisie prezentuję rozmowę z mecenasem Grzegorzem Wąsowskim, Prezesem Zarządu Fundacji „Pamiętamy”, który przedstawia argumenty przemawiające za celowością powstania tego pomnika we Włodawie.

Rozmowa z mec. Grzegorzem Wąsowskim>



Od lewej: Leon Taraszkiewicz ps. „Jastrząb” i Edward Taraszkiewicz ps. „Żelazny”

Leon Taraszkiewicz urodził się w 1925 r. Ukończył szkołę powszechną we Włodawie, gdzie mieszkał wraz z rodziną i tu zastał go wybuch II wojny światowej. W połowie 1941 r. on i kilku młodych ludzi z okolicznych wsi dostali wezwanie do Baudi
enstu (tzw. junaków) do Radomia. Baudienst, czyli Służba Budowlana, były to obozy pracy przymusowej. Leon Taraszkiewicz uciekł z robót i po wielu perypetiach, przypadkowo, w Żukowie został wcielony do przebywającego w lasach włodawskich sowieckiego oddziału partyzanckiego kpt. „Anatola” [N.N.]. Po wkroczeniu Armii Czerwonej, w grudniu 1944 r. został aresztowany za odmowę wstąpienia do formującego się właśnie Urzędu Bezpieczeństwa i wywieziony do obozu dla AK-owców w Błudku-Nowinach. W marcu 1945 r. zbiegł z transportu jadącego na wschód i przyjmując pseudonim „Zawieja” (później „Jastrząb”) wszedł w skład oddziału partyzanckiego Tadeusza Bychawskiego „Sępa”. Podczas jednej z akcji, 12 VI 1945 r. zginął z rąk UB dowódca grupy i „Jastrząb” przejął jego obowiązki.

W czerwcu 1945 r. z robót w Niemczech [Querfurt k/Halle] wrócił, przebywający tam od grudnia 1940 r., brat „Jastrzębia” Edward Taraszkiewicz (ur. 1921 r.) i przyjmując pseudonim „Grot”, a następnie „Żelazny”, podjął działania w strukturach Obwodu Włodawa Inspektoratu Chełm AK-DSZ-WIN. W 1945 został zastępcą dowódcy w oddziale swojego brata por. Leona Taraszkiewicza „Jastrzębia”. Oddział rozrastał się z tygodnia na tydzień, osiągając w 1946 r. stan 80-100 osób i oprócz walki z komunistyczną władzą, zajmował się zwalczaniem pospolitych bandytów nękających miejscową ludność. 5 lutego 1946 r. oddział „Jastrzębia” opanował na kilka godzin miasto Parczew, a w następnych dniach stoczył zwycięską walkę pod Marianką, zmuszając do wycofania 70-osobową pościgową grupę operacyjną UB-KBW. 18 lipca 1946 r doszło do wydarzenia bez precedensu, kiedy to wraz z oddziałem Stefana Brzuszka „Boruty” z NSZ, w zasadzce na trasie Chełm-Lublin zatrzymał samochód, którym podróżowała siostra Bolesława Bieruta, Zofia Malewska z mężem, synem i synową. „Jastrząb” nakazał uwięzić rodzinę Bieruta, jednak spowodowało to przysłanie w teren 72 wagonów wojska i z polecenia komendanta Obwodu Włodawa kpt. Zygmunta Szumowskiego „Komara”, zatrzymani zostali zwolnieni.

22 października 1946 r. wraz z oddziałem Józefa Struga „Ordona”, w ciągu jednego dnia zdobył posterunki MO w Milejowie, Łęcznej i Cycowie, rozbroił oddział WOP na trasie Włodawa-Chełm, a następnie opanował Włodawę, gdzie zajął Komendę Powiatową MO i rozbił siedzibę PUBP, uwalniając ok. 100 więźniów. W noc sylwestrową 1946/1947 oddział „Jastrzębia” brał udział w ataku połączonych oddziałów WiN obwodu radzyńskiego, pod dowództwem kpt. Leona Sołtysika ps. „James” (łącznie ok. 300-350 partyzantów) na Radzyń Podlaski. 3 stycznia 1947 w ataku na oddział propagandowo-ochronny LWP w Siemieniu por. Leon Taraszkiewicz został ciężko ranny i w trakcie transportu do lekarza zmarł. Został pochowany na cmentarzu w Siemieniu, gdzie spoczywa do dzisiaj.

W ciągu 1,5 roku działalności oddział wykonał kilkadziesiąt spektakularnych akcji przeciwko komunistom i postrzegany był przez nich jako „grupa o zabarwieniu wybitnie politycznym”. Funkcjonariusze UB zastosowali wobec miejscowej ludności represje na wielką skalę. Według źródeł wytworzonych przez resort bezpieczeństwa od IX 1944 r. do końca 1945 r PUBP we Włodawie aresztował, w większości za przynależność do AK 1072 osoby z powiatu włodawskiego, z czego dużą część przekazał Sowietom, a jeszcze w 1949 r. włodawski PUBP prowadził śledztwa i rozpracowania operacyjne przeciwko 2280 osobom podejrzanym o opór przeciwko komunistom. Z dokumentów tych wynika również niezbicie, że mimo skali tych represji oddział cieszył się ogromnym poparciem społeczeństwa, które uważało partyzantów za jedyną prawowitą władzę i ratunek przed bezprawiem komunistów, jak również przed ogromną falą pospolitego bandytyzmu, z którym przeznaczone do tego formacje nie chciały i nie mogły sobie poradzić. To pozwoliło wielu partyzantom przetrwać w walce przez wiele lat, niektórym aż do początku lat 50-tych.

Po śmierci brata Edward Taraszkiewicz „Żelazny” przejął funkcję komendanta oddziału WiN Obwodu Włodawa. Jak wielu innych dowódców w całej Polsce, nie skorzystał z amnestii w lutym 1947 r i wiosną ponownie poprowadził swój kilkunastoosobowy oddział do walki. W 1947 r. oddział „Żelaznego” przeprowadził wiele akcji bojowo-dywersyjnych i likwidacyjnych. 22 kwietnia 1947 roku „Żelazny” odnotował spektakularny sukces w spotkaniu pod wsią Białka z grupą operacyjną PUBP we Włodawie dowodzoną przez ppor. Konasiuka (w starciu zginęło 4 żołnierzy KBW i dowodzący grupą oficer PUBP, rany odniosło 4 żołnierzy KBW i 3 funkcjonariuszy MO). Partyzanci, którzy zostali panami placu boju, opatrzyli rannych przeciwników oraz zlikwidowali zdrajcę, który prowadził grupę operacyjną. W nocy z 2 na 3 lipca 1947 r. „Żelazny” przeprowadził wspólnie z połączonymi oddziałami Józefa Struga „Ordona” i Stanisława Kuchcewicza „Wiktora” akcję pacyfikacyjną w skomunizowanej wsi Puchaczów, gdzie rozstrzelano 21 mieszkańców, członków PPR i donosicieli, w odwecie za wydanie UB i w efekcie śmierć trzech partyzantów kpt. Zdzisława Brońskiego „Uskoka”.

Wiosną 1948 r. „Żelazny” rozpoczął budowę rozległej siatki terenowej, której placówki zostały zorganizowane w powiatach Włodawa, Chełm, Lubartów, i dzięki którym partyzanci mogli bardzo skutecznie działać aż do października 1951 roku. W latach 1949-1951 jego oddział cały czas wykazywał dużą aktywność bojową, m.in. 25 października 1949 na stacji kolejowej w Stulnie zdobyto bez strat własnych 1,5 min złotych oraz tzw. spec-pocztę z tajnymi dokumentami chełmskiego i włodawskiego UB, które pomogły w skutecznej i bardzo trafnej likwidacji agentury. „Żelazny” przykładał dużą wagę do pracy propagandowej i uzasadnienie wykonywanych wyroków ogłaszał publicznie na rozlepianych we wsiach ulotkach.

Do jednej z najgłośniejszych, ale i zarazem ostatnich akcji oddziału, już tylko czteroosobowego, doszło 29 maja 1951 r. w pobliżu wsi Dominiczyn, kiedy to zastrzelono znanego działacza PPR i PZPR, byłego przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie – Ludwika Czugałę i tego samego dnia, w rajdzie po powiecie włodawskim zlikwidowano czterech agentów UB i komunistycznych aparatczyków. W wyniku zakrojonej na szeroką skalę kilkumiesięcznej gry operacyjnej, ustalono miejsce pobytu „Żelaznego” i jego trzech ostatnich żołnierzy, którzy przebywali w Zbereżu nad Bugiem. 6 października 1951 r. przebijając się przez 800-osobowy pierścień okrążenia zginęli w walce: Edward Taraszkiewicz „Żelazny” i Stanisław Torbicz „Kazik”. Oprócz nich zginęli również gospodarze, u których ukrywali się partyzanci – Teodor i Natalia Kaszczuk, oraz nieustalony z nazwiska mieszkaniec Zbereża. Dwóch pozostałych partyzantów – Józefa Domańskiego ps. „Znicz” i Stanisława Marciniaka ps. „Niewinny” – ujęto, w pokazowym procesie skazano na śmierć i w styczniu 1953 r. stracono. Po obławie ciała „Żelaznego”, „Kazika” oraz małżeństwa Kaszczuków zostały przewiezione do PUBP we Włodawie i pochowane w nieznanym miejscu. W 1991 r. w Zbereżu odsłonięto kapliczkę i symboliczną tablicę pamiątkową ku czci ppor. cz.w. Edwarda Taraszkiewicza „Żelaznego”, jednego z najdłużej walczących dowódców Antykomunistycznego Powstania.

Więcej na temat działań oddziału „Jastrzębia” i „Żelaznego” czyt
aj w kategorii: „JASTRZĄB” i „ŻELAZNY” – OBWÓD WiN WŁODAWA>

Strona główna>